Ja to dużo wesel ogladam sobie z boku. I regułą jest zabieranie dzieci, bo wiadomo-rodzinna uroczystość. Strojenie ich, głównie na biało, też z powyższej przyczyny. Tak do wieczora, jakaś dyżurna bacia lata za nimi i krzyczy, że nie wolno NIC, bo się pobrudzą. Potem już większość ma w czubie a dyżurna bacia w nosie. I się dzieci nie kładzie spać, czy tam nie odwozi do domu. I tak kolejno padają jak muszki, wcześniej marudząc i płacząc. I wydaje mi się, że powinien być moment: dyżurny, trzeźwy wujek dzieci odwozi i ktoś tam się nimi zajmie. A już czarny garnitur z kamizelką, krawatem i czarnymi lakierkami dla dwulatka z pampersem, w upał , to męczenie dziecka.
O! To to to! Ja sobie nie wyobrażam targać dziecka w taki sposób. Po co! Dla kogo? Bo nie ma się z kim zostawić? To się nie idzie. Ale jak się myśli tylko o sobie. Jechaliśmy ostatnio na pracowniczą wycieczkę, taką wiedziałam, że jak wsiądą o 6 rano do autokaru to kierowniki powyjmują 0,7 na głowę. Po co miała brać dziecko na coś takiego? Zostawiałam z dziadkami. Jak nie miałabym z kim, to nie pojechałabym wcale. Zaraz się odezwą głosy - czyli trzymać dziecko w piwnicy. My mamy dwa rodzaje wyjazdów - dla dziecka i dla siebie. Jeżeli nie ma z kim dziecka zostawić, to się jeździ tylko dla dziecka i tyle. Jak kogoś bawi, że nachlane towarzystwo obok, w sumie jego sprawa.
Ja tam młodego biorę na imprezy, jak nie mam komu zostawić. Jedno z nas oszczędza się wtedy z alkoholem, ale to lepsze od siedzenia w domu. Młody zawsze niesamowicie dobrze się bawi na wszelkich imprezach, bo szybko się adaptuje do otoczenia i jest bardzo towarzyski. Lubi dobrze zjeść, lubi potańcować, lubi towarzystwo nawet całkiem mu obcych osób. Zazwyczaj staje się "maskotką wieczoru", bo jest wesoły, zabawny, niemarudny i "niemęczący", a nawet grzeczny w towarzystwie ludzi.
Oczywiście na imprezy tylko dla dorosłych, pt. "wracam na czworakach nie wiedząc jak się nazywam" go nie ciągam 😉
ja sie z tym zupelnie zgadzam. uwazam, ze sa miejsca "nie dla dzieci", nawet tych grzecznych 😉 uwazam, ze stol przy ktorym leje sie alko, jara szlugi i leca rozne teksty- przeklenstwa, dwuznacznosci itd, to zupelnie nie miejsce dla dzieciaka, a juz zwlaszcza takiego troche kumajacego. ani to dla nich ciekawe, ani zdrowe, ani wychowawcze. poza tym prowadzi do zjawiska "stary-malenki".
Stary-maleńki to jak siedzi ze starymi i nadstawia gumowe ucho. Jak szaleje z resztą ferajny dzieciaków, to chyba tak całkiem normalnie. Przynajmniej ja to tak pamiętam z dzieciństwa i pamiętam też, że bardzo lubiłam takie "wyjazdy".
Zagadnienie słoika czy leminga nie polega na tym, że coś zawdzięcza Warszawie i nie szanuje jej mieszkańców lecz że w wyniku złego rozpoznania rzeczywistości znajduje się w sytuacji trudnej, a w przypadku leminga bez wyjścia (zazwyczaj niespłacalny kredyt hipoteczny) - co wymusza niejednokrotnie popełnianie czynów nieetycznych lub sprzecznych z prawem. Spośród tej społeczności rekrutują się np. kurierzy przewożący narkotyki czy młodzi adepci prawa, odbywający pańszczyznę w prokuraturach, by zostać adwokatem. Łączy ich jedno - fanatyczne uwielbienie miłościwie nam panujących. Nie każdy przyjezdny do stolicy jest słoikiem, czy lemingiem.
Stary-maleńki to jak siedzi ze starymi i nadstawia gumowe ucho. Jak szaleje z resztą ferajny dzieciaków, to chyba tak całkiem normalnie. Przynajmniej ja to tak pamiętam z dzieciństwa i pamiętam też, że bardzo lubiłam takie "wyjazdy".
no wlasnie- ty zabierasz malego, na "imprezki", gdzie sa inne dzieci, formula jest nastawiona na pary z dziecmi, jest pewnie dla nich cos przygotowane. a ja mowie o miejscach, gdzie to dziecko jest jedyne w towarzystwie, dokladnie, jak piszesz, nastawia gumowe ucho, ba, mysli, ze moze sie udzielac, przerywac rozmowy itd. w oparach tytoniowego dymu i %
A ja mam mieszane uczucia co do zabierania dzieci na "imieniny u cioci" czy wesela (po pewnej godzinie), Myślę, że wiele zależy od tego, ile będzie tam jeszcze dzieci (żeby moje się nie nudziło) i jak bardzo zakrapiana jest impreza. Z drugiej strony co mam zrobić ze swoim dzieckiem, chcąc zrobić np. urodziny? Wywieźć do dziadków? Zamknąć w pokoju? Wolałabym, żeby moje dziecko nie widziało swoich wujków czy ojca "pod wpływem", no ale nie wiem też, ile takie dziecko widzi i rozumie. Mam oczywiście na myśli takie imprezy, z których goście nie wychodzą na czworaka lub nie zasypiają w sałatce (takim imprezom w ogóle jestem przeciwna).
No niestety katija na imprezy o których piszesz, już nie zdarza mi się chodzić z racji statusu społecznego (matka) i zmiany statusu społecznego moich znajomych (rodzice). A kiedyś byłam pierwszym bywalcem ostro zakrapianych imprez do białego rana z obowiązkowym wyjściem na czworakach 😀 Moja wątroba pewnie kocha moje dziecko bardziej niż ja 😁
Młody przeżył swoją pierwszą imprezę - Sylwestra jak miał niecałe pół roku. Wielką i huczną 40 ciotki, gdy nie miał jeszcze roku, 70 dziadka, huczną i dwudniową, niedawno, czyli jeszcze przed drugimi urodzinami. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że bawił się dobrze, a dorosłe towarzystwo też było nim zachwycone. Na szczęście moje dziecko, gdy jest już totalnie zmęczone, pada i śpi, nic nie jest wtedy w stanie mu przeszkodzić i wyrwać z objęć Morfeusza, nawet koncert orkiestry dętej przy akompaniamencie perkusji.
My młodą zabieraliśmy na imprezy do naszych przyjaciół jak była młodsza na ich wyraźne zaproszenie. Mieliśmy przygotowany pokój, punkt 20 szłam ją uśpić i tyle- dziecko przyzwyczajone do śmiechów, rozmów i muzyki podczas snu, więc nic jej nie przeszkadzało. Miała wtedy jakieś 3-5 miesięcy. Teraz jak chcemy gdzieś wyjść to wolę ją zostawić u teściów- już nie muszę być przy niej cały czas, już nie karmię, więc może spokojnie z kimś zostać. Jak nie mamy opieki- wyganiam K. samego na imprezę a ja zostaję w domu 😉
A jaki wpływ ma takie zabieranie/ nie zabieranie na wychowanie? Na przyszłość? Oswaja? Pomaga? Dodaje obycia? Zwiększa więzy rodzinne? Wręcz przeciwnie?
Wycięło mi posta: pisałam, że fajnie, jak dziecko można zostawić u np. zaufanej koleżanki i nie robi ono zadymy, że nie zostanie. Ale czy z obcym nie pójdzie?
edit: Znalezione na FB:
Droga Pani Doroto oraz drodzy czytelnicy tej strony. Zainspirowana wpisami Pani Doroty, pozwalam sobie wkleić swój wpis różnicach pomiędzy wychowywaniu dzieci w Polsce i w Hong Kongu, gdzie aktualnie mieszkam. Mam nadzieję, że rozwinie się ciekawa dyskusja, choć zdanie Pani Doroty na ten temat chyba już znamy Pozdrawiam Patrycja Volny-Feuermann
Klaps i Smycz
Wracam do tematu wychowywania potomstwa. Czytam wiadomości z Polski: 1. Matka zostawiła dziecko w rozgrzanym samochodzie, policjanci wybili szybę, 200zł grzywny (plus koszt nowej szyby, rzecz jasna). 2. Kobieta zostawiła psa w rozgrzanym samochodzie, policjanci wybili szybę, grozi jej do 2 lat więzenia za znęcanie się nad zwierzęciem (pewnie i tak tam nie trafi, bo to "niska szkodliwość społeczna"😉 - 500 zł mandatu + szyba. Nie chcę się wypowiadać na temat skuteczności polskiego prawa, bo ono zarówno w przypadku zwierząt jak i dzieci i tak guzik warte, ale nie mogę się oprzeć porównaniu stosunków dwóch narodów do zwierząt oraz dzieci. W Hong Kongu posiadanie zwierzęcia to oznaka statusu społecznego - mam na myśli oczywiście psów i kotów domowych, dla towarzystwa. Na naszym osiedlu mnóstwo pudelków typu miniaturka, shar pei i innych super-duper-rasowych czworonogów (średnio 8tys złotych sztuka). Sklepy oferują całą gamę artykułów do pielęgnacji futerka, uszek itp - łącznie z perfumami dla psa i złoconymi obrożami. Pieski są na ogół baardzo szczęśliwe, zadbane i stanowią piękny dodatek do markowego nosidełka (z logiem LV, oczywiście). Uderzyć psa, nie do pomyślenia! Za to dzieci.. Są dwie opcje. 1 (na ogół spotykana wśród bogatszych) dziecko jest nietykalne, bije rodziców albo opiekunkę i zachowuje się jak mały wysłannik diabła. Druga opcja: nie zliczę momentów, kiedy widziałam matki serwujące soczyste klapsy po pupie, łapkach, w ogóle gdzie popadnie. Dzieciaki drą się wniebogłosy, ale jakoś szybko im przechodzi i dalej rozrabiają. Jedna opcja i druga jakoś nie działa i, o dziwo, nie wzbudza mojego sprzeciwu ani mnie specjalnie nie szokuje - bo dzieciaki jakoś nie wydają się cierpieć, po prostu są znieczulone. Pisałam o instytucji niani. Od tamtego czasu poznałam drugą, mroczniejszą stronę tego zjawiska. Często do HK przyjeżdżają takie kobitki, niby do pracy.. hop, siup, zachodzą w ciążę, a osoba zatrudniająca ma obowiązek opłacanie kosztów jej leczenia (w HK baaaardzo baaaardzo wysokich kosztów). Przyjeżdżają też kobitki, które wydają się nie mieć bladego pojęcia o wychowywaniu dzieci. Tu pewna sytuacja wzbudziła mój gniew i stanowczy sprzeciw. Sklep spożywczy, słyszę wrzaski dziecka, (ale wiecie - wrzaski wściekłe, nie żałosne), że chce się zobaczyć z przyjacielem. Dziecko wrzeszczy po angielsku, ma "europejski" akcent. Odpowiada mu (z azjatyckim akcentem) niania. Wrzeszczy na dziecko, że ma się "zamknąć", że "nie zobaczy się z przyjacielem, bo jest niegrzeczny i jego przyjaciel go nie lubi" - dziecko w jeszcze większą histerię. Ekspedientki i inni klienci śmieją się z sytuacji, ewidentnie współczując Niani tak niegrzecznego podopiecznego. We mnie krew się gotuje. "Zamknij się, głupi bachorze!" słyszę i już, już chce żądać, by mi to babiszcze podało nr do swojego pracodawcy (ha ha! akurat mi poda!). Wsiadam do windy razem z uroczą parką, dziecko już w spazmach. Nie wytrzymałam i spokojnie wytłumaczyłam dziecku, że jeżeli się uspokoi i będzie słuchał Niani, to na pewno zobaczy się ze swoim przyjacielem. Babka wściekła, dziecko przerażone, ale się uciszyło. Do czego zmierzam. W Europie trwają przeróżne kampanie pt "szanujmy dzieci!" "Klaps to samo zło!" - Proponuję wymiane dziecięcą pomiędzy krajami i może zobaczymy, które metody najlepsze? Tutaj rzeczywiście może się wydawać, że dzieci są niekochane i traktowane przedmiotowo, ale czy przypadkiem także nie znieczulane na przyszłość? https://www.facebook.com/DorotaZawadzkaPsycholog/posts/505766819503439
To ta pani z fb chyba niewiele w HK widziala. Rzeczywiscie nie jest to miejsce, gdzie jakos bardzo zwraca sie uwage na "szacunek" w stowunku do dziecka, ale wydzielenie tych dwoch typow BARDZO mija sie z prawda.
Polecam lekturę "Bojowa pieśń tygrysicy" Amy Chua. Z kulturą chińską mam tyle wspólnego co z fizyką kwantową więc ciężko mi stwierdzić ile w tym prawdy, ale pozycja bardzo ciekawa i dająca do myślenia. Można uzmysłowić sobie różnice wychowawcze między nami a właśnie np. Chińczykami.
[quote author=ElMadziarra link=topic=91983.msg1845733#msg1845733 date=1375977889] Nie wiem, czy to przez to "zabieranie", ale ja ma "cygańskie dziecko". Możesz zabrać wszędzie i każdemu sprzedać.
To dobrze czy źle dla niego na przyszłość? [/quote] Tania na to pytanie bez gdybania będzie można odpowiedzieć dopiero ... w przyszłości. Na dziś dzień, dla mnie fajnie i dla młodego chyba też. Zobacz tu jest ciocia zostaniesz z ciocią (widzianą wcześniej ze 3 razy w życiu), a mama idzie do pracy. Dziecko macha mi i mówi papa, bez traumy rozstania i płaczu, już za chwilę jest zajęte zabawą z ciocią, z która można robić tyle ciekawych rzeczy, no i ciocia daje dobre am. Ja bez stresu i wyrzutów sumienia idę do roboty. Z tym, że ciocia ma podejście i lubi zajmować się takimi zbójami.
A co myslicie o zabieraniu małych dzieci na pogrzeby? Czy do domu pogrzebowego?
mam mieszane uczucia, aczkolwiek kiedy zmarł mój ojciec wzięłam dziecko 4 letnie na pogrzeb Dlaczego? Młody od urodzenia był wożony do dziadków jak ja szłam do pracy. Widywany dziadka kilka razy w tygodniu. Przebywał z nim. Nagle dziadek umiera. I co ja powiem dziecku, ze dziadka juz nie ma? Zmarł? Abstrakcja kompletna. Wolałam wziąć na pogrzeb wytłumaczyć, pokazać. Jak pytał wspominałam - pamiętasz pogrzeb - to i to, tak a tak.
A co myslicie o zabieraniu małych dzieci na pogrzeby? Czy do domu pogrzebowego?
tez mialam poruszyc ten temat. na poczatku myslalam, ze to totalny bezsens i szkodliwa glupota. teraz- nie wiem. bo nie wiem tak naprawde, co rodzic jest w stanie wytlumaczyc takiemu dziecku. Dodo, co mowlas? jak tlumaczylas? co zrozumial 4 latek?
Moja cora byla na weselu jak miala miesiac. Mielismy pokoj w hotelu obok i jak sie zmeczylysmy, to poszlysmy spac, maz hulal do rana. Za tydzien tez idziemy, tylko umowilismy sie z malzem, ze jak bedzie dokazywac (potrafi byc glosna) to slub przeczeka z nim pod kosciolem. Ona generalnie uwielbia imprezy, gosci, wyjscia z domu nawet do supermarketu. W naszym kregu z zasady palenie jest zawsze na swiezym powietrzu, nigdy w pomieszczeniach wiec nie mamy problemu papierochowego.
Mysle, ze przesadzacie z tym, zeby dziecka nie ciagac ze soba bo to dla niego krzywda. Dzieci sa bardzo elastyczne, trudy znosza lepiej niz dorosli, byleby takie rzeczy nie dzialy sie codziennie i byl czas na regeneracje i poukladanie wrazen w glowie. Jak sie ktos narabie w towarzystwie, to moze to i bedzie jakas nauka dla dzieciaka, byleby to nie byl ktorys rodzic albo inny bliski opiekun np dziadek. Ja sama z dziecinstwa pamietam, ze imprezy doroslych to byla wielka gratka, ktorej zadne z nas za nic by nie przepuscilo. Jak sie robilo pozno, to ciotka, czy gdzie tam sie bylo, udostepniala sypialnie albo kanape w drugim pokoju i bylo gites. Zdarzylo sie nawet spanie w samochodzie, kiedy impreza byla w plenerze.
Co do Amy Chua, to mysle, ze chinska mama z deczko przeginala jednak ale do myslenia daje ta szczera wiara w nieograniczone mozliwosci dziecka. Dla mnie to bylo kluczowe w jej sposobie wychowania i na pewno sie zastanowie zanim schwale dziecko za 4 w szkole albo zajecie 5-go miejsca w zawodach.
Bobek chwilami ciężko się to czyta. Aczkolwiek pięknie pokazuje, że jednak absolutnie każde dziecko jest inne i zupełnie inne metody na nie działają- obie córki próbowała wychowywać tak samo, a jednak wyszły jej dwie różne rzeczy.
CzarownicaSa, mysle, ze one sa podobne do siebie, w tym, co uwazam za clue tej opowiesci. Obie corki sa osobami prawdziwie wierzacymi w swoje mozliwosci, poniewaz sprawdzily w praktyce, ze we wszystkim czego sie podejma moga byc doskonale.
bobek, dla mnie ta książka była bardzo ciekawa, zostało po niej takie swędzenie mózgu. I wniosek że sport wyczynowy, kariera muzyczna okupiona jest własnie takim schematem. Bo dziecku często sie nie chce, więc to rodzić musi cisnąć. A czy bym tak mogła - raczej nie, dlatego sportowca ani muzyka raczej nie wychowam
Co do pogrzebów - ja sama nie wiem, ale sama jestem dzieckiem którego nie zabierano na pogrzeby. Pierwsze świadome uczestnictwo spowodowało u mnie histerię, szlochy i koszmar jakiś. Teraz raczej jak mogę nie iść nie idę... Kiedyś dzieci obcowały z narodzinami, chorobą, śmiercia. W wielopokoleniowych rodzinach wszystko dzialo się w domu, było naturalne i normalne. I tak chyba jest lepiej na później, na ksztaltowanie podejscia do życia, oswajanie się ze smiercią. I mimo, że to rozumiem i tak miałabym zgryz jakbym musiała zabrać dziecko...
O pogrzebach. Dawniej było i czuwanie w domu przy zmarłym i kondukt szedł ulicami. I jakoś tam ze zjawiskiem śmierci powoli się dzieci oswajały. Ale też raczej na pogrzeby nie chodziły. Teraz to w sumie nie wiem. Telewizor non stop działa a tam się wciąż zabijają. I chyba śmierć jest całkiem odrealniona. Zapalić świeczkę na Wszystkich Świętych tak. Pogrzeb zdecydowanie nie.
safiePowyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin 09 sierpnia 2013 07:57
Co niewłaściwego, czy złego jest w zabraniu dziecka na pogrzeb ( nie niemowlaka, ale starszego) zwłaszcza kogoś bliskiego? Oswajanie z sytuacją, wytłumaczenie co się stało na tym chyba polega pokazywaniu młodemu człowiekowi życia. Później człowiek nie wie jak należy się zachować. W wieku 8 lat uczestniczyłam w pogrzebie dziadka, gdyby rodzice mnie nie zabrali teraz miałabym do nich pretensje. Na samym pogrzebie nie za bardzo wiedziałam co się dzieje, o co chodzi, czemu tata płacze, ale mama wytłumaczyła. Z weselami to różnie, bo czasem młodzi nie chcą dzieci na weselu, a niektórzy przygotowują specjalne atrakcje. Koleżanki organizowały jakieś kąciki zabawy, wynajmowały opiekunkę-animatorkę, która wymyślała zabawy. Inna sprawa, że chłopiec bawiący się na środku parkietu resorakami to nie najlepszy pomysł.
Jak przeglądałam stare zdjęcia to bardzo mnie zaskoczyły zdjęcia z pogrzebów: trumny, osoby zmarłe, kondukt. Chyba kiedyś ludzie byli bardziej oswojeni ze śmiercią. Teraz spotkałam się z dziwnym zjawiskiem, że izoluje się dzieci od chorych i starszych osób. Argumentem używanym przez rodziców nie jest, że mogą takiej osobie przeszkadzać dzieci, tylko, żeby dziecko nie widziało ...