Można zamiast konia wziąć przysypiającego kucyka- nóżki ma krótsze to i wolniej idzie 😁 A tak serio to mam tak jak Abre, idę koleżance robić zdjęcia a jej koń ma nogi długie, kroczy żwawo i tępo stępa ma spore więc albo ona się zatrzymywała i na mnie czekała albo ja podbiegałam 🤣 Dużo więc zależy od konia, od jego wykroku, długości nóżek itp 😉
Fakt, sporo zależy od konia, nie każdy jest powolniakiem i wtedy może być ciężko nadążyć 🙂 Musiałby być leniwy koń/kucyk - bo o ile na płaskim da się "pocisnąć" szybciej piechotą, o tyle w górach może nie być tak lekko.
Prowadząc rajdy w rumuńskich Karpatach, mieliśmy jeden dzień rajdu gwiaździstego polegający na wjechaniu konno na pobliską górę. Pokonywaliśmy przewyższenie ok. 700m. W końcowej fazie podejścia bywały tak strome odcinki, że zsiadaliśmy z koni i prowadziliśmy je w ręku. Gdy robiło się mniej stromo wszyscy znów wsiadali na konie, ale ja często w ramach sportu i pokuty za grzechy, prowadziłem konia w ręku dalej. Po 5 minutach, mimo sporego wysiłku zostawałem mocno z tyłu za jeźdźcami.
Także nie wróżę sukcesów zbytnich, ale wszystko oczywiście zależy też od stopnia wytrenowania konia i piechura.
O, dobry przykład. Dodam, że wchodzenie to pikuś, bo pod górę raczej się wjeżdżało na koniach. Najgorsze było schodzenie - około godzina z końmi w ręku. Ja się przyzwyczaiłam szybko, bo często prowadziłam ten dzień, ale bywało że goście wymiękali i wtedy zdarzyło mi się puszczać tej osoby konia luzem, żeby sobie nawzajem nie przeszkadzali. Cała wycieczka zajmowała około 6 godzin: -około 1h, żeby dojechać do podnóża góry, stęp i kłus, -około 0,5h galopu na zmianę ze stępem pod łagodnie zaczynającą się górę, -około 1h stromej wspinaczki z kilkoma 5-10 minutowymi przerwami dla koni (napicie się wody ze strumienia, pojedzenie trawy), -na szczycie 1h przerwy na lunch:rozebranie, wytarzanie i popas koni, uwiązanie ich do drzew, po czym kanapki i relaks ludzi, -około 1h schodzenia z końmi w ręku stromo w dół, -0,5h dojazd stępem do stajni.
Więc tej wycieczki piechur by raczej nie zrobił ze względu na pierwszą część stępo-kłusa i na pewno nie zrobił ze względu na drugą część z kilkoma długimi odcinkami galopu.
Julie, świetna wyprawa! Ja gdy zaczynałam jeździć konno, uczyłam się w takiej sobie stajence gdzieś w lesie, wszystkie nasze jazdy to był teren, w tym nad jeziorami. Czasem jechaliśmy nawet na pół dnia. Miło to wspominam.
P.S. Ostatnie zdjęcie rozjeżdża stronę, duże jest ... 😉
Tam jest tak pięknie, że bardzo chcielibyśmy jeszcze kiedyś tam wrócić. 😍 A konie - najlepsze jakie poznaliśmy. Bo najlepiej traktowane, mieszkające w najlepszej dla psychiki i zdrowia stajni. Do tego najlepsza organizacja i rozwiązania logistyczne z wszystkich stajni w jakich w życiu byłam. Kto by się tego spodziewał w Rumunii...? 😉
safiePowyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin 08 maja 2013 10:27
Zupełnie nie mam zamiaru nikogo podrywać. Po prostu wolałbym dostać wycisk od dziewczyny, bo w takiej formie porażka jest łatwiejsza do przełknięcia. 😉 No i sama wycieczka jest znacznie bardziej przyjemna. Rozumiem, że próba zaimponowania komukolwiek rywalizując z galopującym koniem może przynieść słaby efekt. Dlatego myślałem raczej o krótkiej wycieczce po górach, bez takich szaleństw. Chętnie podejmę wyzwanie, nawet pomimo ostrzeżeń i dobrych rad osób, które miały już okazję czegoś podobnego spróbować. 🙂
bumbo, ale jeśli dobrze rozumiem, to nie jesteś zapalonym piechurem? To może skoro nie jeździsz konno (?) to możesz towarzyszyć na rowerze? Dużo łatwiej i przyjemniej 🙂
bumbo, ale jeśli dobrze rozumiem, to nie jesteś zapalonym piechurem? To może skoro nie jeździsz konno (?) to możesz towarzyszyć na rowerze? Dużo łatwiej i przyjemniej 🙂
Można powiedzieć, że w pewnym sensie jestem zapalonym piechurem, ale raczej krótkodystansowcem. Wolę trasy krótsze, ale trudniejsze, bardziej intensywne, dynamiczne. Tak jest po prostu ciekawiej i łatwiej znaleźć czas na takie wycieczki.
Jazda na rowerze w trudniejszym terenie po górach (nierówności, kamienie, bardziej strome podjazdy) na ogół wcale nie jest łatwiejsza niż pokonywanie takiej trasy pieszo. Wiem coś o tym, bo śmigam na MTB niemal codziennie w sezonie letnim po górach. Tyle, że prędkość jest zwykle nieco większa niż przy pieszych wycieczkach. Chyba, że miałaś na myśli jazdę po płaskim, równym terenie, to wtedy faktycznie jest zdecydowanie łatwiej i przyjemniej. 🙂
Tak czy owak, wcale nie chodzi mi o to, żeby było łatwiej. Na tym właśnie polega wyzwanie - na sprawdzeniu swoich możliwości. Jeśli do tego są szczególne okoliczności, to tym bardziej jest ciekawiej i przyjemniej. Mimo to dziękuję za podsunięcie pomysłu. 🙂
opolanka, jasne, przecież nie każdy ma takie głupie pomysły jak ja. 😉 Na pewno przyjemniej jest np. na koniku. Nie ma w tym niczego złego, że wybierasz łatwiejszą opcję i nie chcesz się przemęczać. Dziewczyny muszą o siebie dbać. 😉
bumbo jeśli uważasz, że jazda konna jest "łatwiejszą i nie męczącą" opcją - proponuję posadzić tyłek w siodle i spróbować choćby kłusem pojechać z 2 minuty... sądzę, że mięśnie nie wytrzymają a kolka całkowicie garantowana
Oj, przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni moją opinią. Na pewno jazda konna wymaga jakiegoś wysiłku, zwłaszcza jeśli jest to coś więcej niż stęp. Nie wiedziałem tylko, że jest to aż tak męczące. Jeśli rzeczywiście mięśnie wysiadają po 2 minutach, to ten sport zaczyna mi się coraz bardziej podobać. 😉 Chętnie bym się sprawdził, gdyby nie to, że nabycie takich umiejętności wymaga sporo pracy. Nie można ot tak wskoczyć na konika i pomykać kłusem. Tzn. pewnie można, ale aż tak szalony nie jestem. 😉
Są na forum ludzie z okolic BB. Na pewno bez trudu umówisz się w teren. Ja bym chyba była lekko speszona takim towarzyszem, bo bym musiała z nim gadać zanim go zadyszka nie złapie. A jakby go złapała to trzeba wracać.
Raczej nikt się nie poczuł urażony... To standard, że jeździecki laik jest przekonany, że jazda konna to - wsiąść w siodło i tyle - koń odwala całą robotę, człowiek tylko siedzi...
Nie można ot tak wskoczyć na konika i pomykać kłusem.
Można, z tym że: a) jest duża szansa, ze zrobisz koniowi krzywdę waląc tylkiem w grzbiet i wędzidłem w zęby b) jest równeiż spora szansa, że nie utrzymasz sie regulaminowych 8 sekund 🤣
Są na forum ludzie z okolic BB. Na pewno bez trudu umówisz się w teren.
Nie chcę nikogo namawiać ani wyciągać na siłę za uszy. Napisałem, że bardzo chętnie się wybiorę na małą wycieczkę. Jeśli ktoś będzie zainteresowany, to mam nadzieję, że szepnie słówko i nie będzie problemu się umówić.
Ja bym chyba była lekko speszona takim towarzyszem, bo bym musiała z nim gadać zanim go zadyszka nie złapie. A jakby go złapała to trzeba wracać.
To fakt, że rozmowa podczas wysiłku "zabiera" dość sporo tlenu i łatwiej o zadyszkę. Tylko od tego się nie umiera (przynajmniej nie od razu). 😉 Praktykowane wiele razy podczas rowerowych wycieczek. Ja tak łatwo się nie poddaję, żeby od razu wracać. 🙂
GPS ustawiony, jadę. 😀 A tak na serio, to dziękuję serdecznie za zaproszenie. Jesteś bardzo miła. :kwiatek: Jeśli będę się wybierał w te rejony, to chętnie się z Tobą sprawdzę, nawet na płaskim terenie. 🙂
GPS ustawiony, jadę. 😀 A tak na serio, to dziękuję serdecznie za zaproszenie. Jesteś bardzo miła. :kwiatek: Jeśli będę się wybierał w te rejony, to chętnie się z Tobą sprawdzę, nawet na płaskim terenie. 🙂
Ze mną to się nie sprawdzisz, bo ze mnie piechur krótkodystansowy. 20-50 metrów maksymalnie. 😉 Ale z naszymi końmi to tak. W trakcie Treser Ci jeszcze, znając go, będzie udzielał instrukcji.
A do czego nam jest potrzebny Pan Treser? :P Będzie tylko niepotrzebnie spowalniał biednego konika, który bardziej się namęczy. Jeszcze się okaże, że konik szybciej padnie niż ja. 😉
Bumbo, ja co prawda nie pomogę w realizacji, bo w tej chwili bezkonna jestem, ale mogę podpowiedzieć pomysł. Podejmij wyzwanie kilku lekcji jazdy konnej - zobaczysz, jak to jest. Jako osoba próbująca jazdy dla przyjemności - godzinka jazdy w tygodniu jest zupełnie wystarczająca. A masz szansę wkręcić się w środowisko i wtedy zrealizować swój pomysł 😉 Zapraszam choćby do Czanek w Międzyrzeczu Górnym - dobry poziom nauki, sensowne konie po sporcie, i kilka sympatycznych osób z własnymi końmi. Po zaznajomieniu się z ludźmi na pewno znajdzie się chętny na taką krótką wyprawę. A w okolicy i fragmentów prostych i górek i pagórków też sporo do wyboru.
Ooo, koleżanka z Bielska. 🙂 Dziękuję za podpowiedź. Też o tym myślałem. Tylko ciężko jest się przełamać i zdecydować na rozpoczęcie nauki. Pewnie to wynika po części z lenistwa, a trochę ze strachu, nieśmiałości. :P Na pewno łatwiej jest zacząć od drugiej strony - jeśli ktoś znajomy, kto jeździ, pokaże, zachęci, namówi. Wiem, słabo wypada teraz moja wiarygodność, jeśli chodzi o skłonność do podejmowania wyzwań. :P Jeśli się kiedyś zdecyduję, to na pewno wezmę pod uwagę tą stadninę. Chociaż w okolicy jest kilka innych, do których mam znacznie bliżej. Był nawet cały wątek na forum na ten temat, więc myślę, że uda się coś wybrać.
bumbo, Nauczenie się jazdy konnej do poziomu wystarczającego na wycieczkę stępo-kłusem nie jest aż takie trudne. Zwłaszcza dla osoby w miarę sprawnej fizycznie. Warunek: dobry instruktor i dobry (spokojny) koń. (Stadnina to miejsce w którym prowadzi się hodowlę koni. Pojeździć można raczej w stajni, lub ośrodku jeździeckim. Ale nie przejmuj się, nazywanie każdej stajni i stajenki stadniną to częsty błąd.)
Właśnie - dobry instruktor. Dlatego przed wybraniem się na pierwszą lekcję (o ile to kiedyś nastąpi), na pewno poczytam dokładniej opinie nt. kwalifikacji ludzi w naszych okolicznych stajniach (z tym bywa różnie). Przy dobrych chęciach i proponowanej tu przez kogoś jednej lekcji tygodniowo, może przed zimą zdążę dojść do takiego poziomu. 😉
Dziękuję za wyjaśnienie dotyczące stadnin. 🙂
BTW. Co myślicie o dodaniu do tego wątku ankiety zatytułowanej "Czy sprawiłoby Ci frajdę dać koledze-piechurowi wycisk, jadąc obok niego konno na górskim szlaku?" :P