Ja nie wiem czy to praktyka czy już głęboki uraz zawodowy. Jednak po rozmowach czy: - można zjeść mięso z sarny mimo, że była wściekła - Alaria Alata w dziku to ojtamojtam - zdechła kurka po oskubaniu nadaje się na rosołek - miód po podkarmianiu syropem z ukraińskim zajzajerem na warrozę ma właściwości lecznicze etc, etc etc.Codziennie. 😵 To mam uzasadnienie dla kupowania w sklepie. Mam tyle lat, że mleko od krowy mnie już nie zbawi. Wolę białe z kartonu.
Mhm piona, dodaj do tego pytania- czy można wyjąć z włośnia z oka czy może sam wyjdzie i czy jak mleczarnia zrezygnowała z powodu syfu i wzrostu Old to czy mleko można oddawać do szkoły i jak wyszła brucella to to mleko w domu możemy pić i ser robic;-) ale co my tam wiemy:-) w sumie dobrze ze lud nie do końca świadomy i posiłkuje się wiedzą z portali i pism na poziomie "faktu";-)
Wczoraj tkwiłam w korku przy krakowskim ogrodzie botanicznym. Spaliny aż gryzie w oczy. I patrzyłam jak ludzie objadali owoce morwy z drzewa w tym ogrodzie. Kurczę.... ja rozumiem, że mieszczuch ma potrzebę jeść z drzewa, ale w takim miejscu... 😵 Do wiejskich klimatów dodam opryski bez czytania ulotek, nawożenie bez pojęcia, podwórka gdzie kurki dziobią sobie świństwa ze śmietnika, krówki, kózki bez kolczyków nigdy nie ujawnione i nie badane ( gruźlica, bruceloza), uboje na własne potrzeby świnek trzymanych na lewo bez badania na obecność włośni, jajeczka z Salmonellą - która wychodzi na jaw kiedy już weselni goście lądują w szpitalu. I mój Hit, o którym kiedyś pisałam: świnka, która utopiła się w studni (sic!) a odkryto jej zgniłe zwłoki dopiero po umieszczeniu w szpitalu rodziny z miasta, która piła "prawdziwą" wodę i się nią delektowała. Są gospodarstwa czyste i wzorowe. I takie tez znam. Ale z takich nie znanych nie ryzykuję.
Są gospodarstwa czyste i wzorowe. I takie tez znam. Ale z takich nie znanych nie ryzykuję.
No i to jest clue dyskusji. Jak się zna warunki w jakich hodowane są zwierzęta i skąd czerpie się mięso, mleko i inne produkty i te warunki są OK to nie ma specjalnie dużego zagrożenia. Tak dla podkreślenia dwadzieścia lat (czyli ok 7300 dni) byłam karmiona/jadłam różne naturalne produkty z gospodarstwa moich rodziców i nigdy nie byłam z tego tytułu chora. Jednak nie każdy ma komfort jedzenia własnych produktów więc rozumiem obawy, bo są ludzie i ludziska.
No tak. Zdrowa żywność powinna być wytwarzana nowocześnie. Ze świadomością zagrożeń. W czystości. Oczywiście nie w nadużywaniu środków odkażających w celu ukrycia zakażeń. I tak miało być. Sprzedaż bezpośrednia zdrowych produktów wiejskich. Jednak wciąż jest wielu obrońców archaicznych/prymitywnych metod. I nieuczciwych rolników, którzy pchają miastowym co podleci. Oburzają mnie szczere relacje typu: - No bo TE jajka/kurki to my mamy dla siebie, a TAMTE to na sprzedaż do miasta. Te - zadbane , tamte- byle co, byle było powalane kałem. Podobnie jest ze świnią. Ta- to dla nas, tamta- do miasta. Całkiem niedawno pan mnie pouczał- -Dla siebie to ja robię porządne wyroby a na sprzedaż to wie pani... byle było tłuste i z czosnkiem to miastowi zjedzą.
Moja mama zawsze pilnowała badania mięsa po własnym uboju (nigdy nie jedliśmy nie badanego mięsa, no oprócz kurczaków), nie używania mleka jak krowa była leczona, w pewnym momencie mieliśmy już dojarkę, zachowywania odpowiednich okresów karencji jak się nawoziło łąki, dezynfekowania stref gdzie łaziły kury, wyrzucania starego siana i czyszczenia stodoły przed zapakowaniem nowych zbiorów, zachowywania zasad sanitarnych przy wyrabianiu masła i sera (jednak to nie był jakiś obłęd higieniczny tylko normalna higiena i myślenie że to co zrobi to zjedzą jej dzieci) itd itp. To u nas było standardowo praktykowane.
Jeden z moich wykladowcow opowiadal nam kiedys, ze byla sobie w PL przetwornia tluszczow roslinnych, wyposazona w instalacje pokryta od srodka specjalnymi metalami wlasnie po to zeby ograniczyc rozwoj mikroorganizmow. Instalacja ta jednak po pewnym czasie przestala byc sterylna, zadne czyszczenie nie pomoglo, mikroorganizmy sobie rosly w najlepsze wiec zaczeli sprawdzac co tam w srodku i okazalo sie, ze cala ta powloka wyparowala, znaczy przeszla do jedzenia, a skladala sie z m.in. z niklu, ktory jest bardzo alergizujacym metalem. I pan, ktory nam to opowiadal, stwierdzil, ze od czasu jak to zobaczyl nie moze jesc zadnego przetworznego tluszczu ani oleju, to tak jak Karla i Tania z mlekiem niepasteryzowanym. Tak wiec i tak zle i tak niedobrze.
Ja to patrze raczej z takiej perspektywy, ze ludzkosc zyje z bakteriami 200 000 lat, a dostep do zywnosci przetworzonej ma jakies 100 lat (en masse), a w Polsce to moze tak naprawde przez kilka dziesiecioleci. Jesli wierzyc panu Darwinowi ludzkosc nie miala sznas sie przystosowac genetycznie do tej zmiany, raczej umiejetnosci adaptacyjne naszych wciaz "jaskiniowych" organizmow pozwalaja nam zyc mimo zmian. Nie chce tu negowac postepu nauki i medycyny, tylko mysle, jak tu zlapac wlasciwy dystans bo poki co wydaje sie, ze sama nauka tego dystansu nie ma. Teraz sie po prostu walczy z bakteriami, nikt nie kombinuje jakby tu z nimi zyc w zgodzie. I tak poki co spadla, zachorowalnosc na choroby odzwierzece, wzrosla drastycznie liczba alergii i chorob auto.
A z ciekawostek, moja znajoma z juz podrosnietymi dziecmi (kilkulatkami) przeprowadzila sie na wies, zapisala ich tam do szkoly po czym po dwoch chyba latach, przepisala do szkoly w miescie i jakie ma obserwacje. Dzieci mieszczuchow sa wieksze (jej wlasne tez). Wieksze, grubsze, potezniej zbudowane, rodzice wiejscy i miejscy porownywalnych rozmiarow. Ot taka zmiana, nie Darwinowska, a w odpowiedzi na zastane warunki.
Ale nie, musi się znaleźć oszołom jeden z drugim co wciska "naukowymi" argumentami w puste łby jak to bardzo ale to bardzo przetworzona żywność jest dobra dla zdrowia a jak bardzo od tej nieprzetworzonej można umrzeć.
Jak by tak się tych "naukowych" argumentów we wszystkim chciał człowiek bezkrytycznie słuchać, to już dawno by musiał zejść z tego świata z głodu bo de facto szkodzi wszystko - tzn na wszystko "naukowy" argument i masa potwierdzających to badań i doświadczeń się znajdzie.
I w sumie naukowe dowody na to że surowe, nieprzetworzone mleko jest zdrowsze od tego pasteryzowanego też są
Na 100% mleko surowe jest zdrowsze ( w sensie substancji odżywczych) niż biały płyn z kartonu. Tego chyba nikt nie kwestionuje. Chodzi o to, że brudne mleko od brudnej i chorej krowy może szkodzić. I wybiera się mniejsze zło.
jeśli ktoś się powołuje na wyniki sprzed 10 i 15 lat ...pisząc pracę 5 lat temu to... kiepsko, żadne szanujące się pismo i recenzent się tym nie zainteresuje- to tak w kwestii naukowych i mniej naukowych źródeł, szczególnie kampanii pro takie a nei inne produkty- to tak jak pewna firma wypuściła super hiper produkt na cholesterol,zrobiła badania, na konkretnej grupie,dała dodatki na cholesterol, setki prac cytowała o tych dodatkach, a potem przepraszała odszkodowaniami za miliony dolców panów, u których to nie zadziałało 🙁
i tu nie chodzi o naukowe badania w labolatoriach NASA itp. tylko o badania epi, robione przez wykłych lekarzy, zgłaszanie przypadków do sanepidu, ale jak widać niektórzy nie rozróżniają co to jest zdrowotność produktu a jego bezpieczeństwo i tu jest problem surowe mleko będzie miało w sporej części lepsze walory zdrowotne i odżywcze, ale nigdy nie będzie bezpieczniejsze dla zdrowia i życia niż to poddane prawidłowej obróbce termicznej
zawsze można wybrac mniejsze zło i tyle, nie ma żywności idealnej, diety idealnej
a świat... zanim penicylinę wynaleziono i google też był 😎 więc takie argumenty są po prostu słabe
technologie w każdej dziedzinie życia mają swoje plusy i minusy, coś za coś, ale jak ci ktoś wyląduje w szpitalu po niebadanym mięsie, surowym mleku, czy eko jajeczkach bez pieczatki to się zaczniesz zastanawiac i krzyczeć, gdzie był nadzór itp. 😉
Nikt tu nikogo nie agituje. Można wyrazić własną opinię. A. że Karli czy mnie trudno mieć zdanie w oderwaniu od codziennej pracy związanej z bezpieczeństwem żywności to chyba zrozumiałe? Taki przykład, jak z mlekiem cięzko idzie: - cielęcina- mięso od młodego zwierzęcia, żywionego mlekiem matki, wolnego od chorób i pozostałości. I "cielęcina" z niewiadomego pochodzenia czyli np. z cielęcia co padło przy porodzie, po narodzeniu wskutek chorób, padło w trakcie leczenia (karencja) lub jest mięsem ... psim. Praktyka oszczędzania i zarabiania na padłych cielętach jest bardzo powszechna. I jaki w tym przypadku ma sens spieranie się czy ogólnie jeść cielęcinę czy nie?
ja nikogo nie biję Elu to jest twoja sprawa co ty robisz, mi nic do tego na co i kiedy umrzesz lub zachorujesz, serio- ja pisze ogolnie nie do ciebie, dziele sie wiedza jaka mam od innych, ktorzy ta wiedze maja i poglebiaja na roznych polach- ja przy nich to pikus jestem😉trafiasz celnie w moje zawodowe aspekty,w material z ktorym pracuje na codzien wiec nie dziw sie, ze prostuje pewne rzeczy, bo z nimi jestem na biezaco (musze), jakbym przytoczyla podane linki na kongresie food safety to bylby to moj pierwszy i ostatni dzien w branzy...
Ja na serio nie umre z zalu jak mnie czytac nie bedziesz lub bedziesz pila surowe mleko ( a pij, na zdrowie😉)
Za duzo syfu jest na swiecie, za duzo sie modyfikuje zeby bylo wiecej i taniej zeby pomijac i zapominac o aspektach bezpieczenstwa zywnosci.
w kwestii, przetrwala, nie przetrwala -jasne ze przetrwala tak jak przetrwaja konie bez rtg i komorek macierzystych,ty bez kompa i google tez, tylko nie o to chodzi, ale w sumie co kto woli-jego prawo.
Elu tylko ciebie boli, że ktoś ma inne zdanie niż ty-i nie tylko w mojej kwestii. Sprzedaż bezpośrednio od chłopa produktów pochodzenia zwierzęcego (czyli np. tego nieszczesnego surowego mleka), z gospodarstw nie zarejestrowanych w PIW i zatwierdzonych decyzją jest wg prawa nielegalna- odsyłam do aktów prawnych na stronie głównego Inspektoratu Weterynarii. Mam wrażenie, że z Tanią mówimy właśnie o takich produktach- nie objętych kontrolą, nadzorem, bez możliwości identyfikacji. Taniu czy tak?
tak, skrzywienie zawodowe, koniecznie i kategorycznie trzeba epatować swoja wszechwiedzą na wszelakich polach 🤔
ciebie też Tania poniekąd dotknęło
Póki co ta "trucizna" czyli mleko niepasteryzowane nie jest zakazane.
Co mnie dotknęło? Zajmuję się tym ponad 25 lat, to coś tam staram się delikatnie napisać. Nie pisałam, że mleko surowe to trucizna. Przeciwnie, kiedyś poświęciłam dużo czasu na wymyślenie jak zrobić, żeby ten produkt był dostepny w bezpiecznej postaci. Było dużo prób jak zastąpić "babę z mlekiem czy cielęciną"- zdrową żywnością pierwszej klasy na dodatek w przystępnej cenie. I większość inicjatyw rozbijała się o brud, zaniedbania i oszustwa. Zawsze będę polecać żywność z pierwszej ręki, jeśli tylko bedę mieć dowód na to, że nie szkodzi. Dowód a nie argument, że ktoś jadł i go nie przeczyściło. 😉 Karla - TAK. O tym samym. Nie o sielskim świecie dzieciństwa u babci, tylko o paskudnym czarnym rynku świństw wszelakich oklejanych etykietką "swojskie=zdrowe".
Tania chyba jednak dotknęło bo bo w kontekście mleka niepasteryzowanego (całkowicie legalnego) ty wyjeżdżasz z jakimiś trupkami nowonarodzonych cieląt które ktoś oprawia i sprzedaje z nich cielęcinę (całkowicie nielegalnie)
no to może jeszcze przy okazji wspomnieć o odłowie gołębi/kotów i ich przeróbkę na chińszczyznę w 5 smakach
Tania chyba jednak dotknęło bo bo w kontekście mleka niepasteryzowanego (całkowicie legalnego) ty wyjeżdżasz z jakimiś trupkami nowonarodzonych cieląt które ktoś oprawia i sprzedaje z nich cielęcinę (całkowicie nielegalnie)
no to może jeszcze przy okazji wspomnieć o odłowie gołębi/kotów i ich przeróbkę na chińszczyznę w 5 smakach
Nie wiem co rozumiesz przez mleko niepasteryzowane. Mleko surowe? Skąd pomysł, że jest nielegalne? Ja piszę o mleku wyprodukowanym w brudnej oborze, takim, co przeszło przez brudne ręce i sprzęt, od zwierząt o nieznanym statusie zdrowotnym. Sprzedawanym na placu w plastikowych butelkach jako specjał dla dzieci. UE obiecywała wiele rozwiązań dla legalnej i bezpiecznej sprzedaży bezpośredniej. I "stara" Unia je ma. U nas jakoś marnie to wyszło. Tylko tyle.
Mam pytanie do dziewczyn, czy w czasach sprzed Unii obowiązujące w Polsce normy dla żywności byłY bardziej restrykcyjne niż są teraz? Czy przepisy za jakieś przewinienia sanitarno-higieniczne w obszarze żywości nie były wtedy bardziej restrykcyjne dla podmiotów produkujących żywność? Poza tym wydaje mi się że niektóre przepisy które narzuciła nam Unia są dla nas niesprawiedliwe i krzywdzące. I to co kiedyś było legalne w małej skali (np sprzedawanie mleka czy jajek w małych gospodarstwach) obecnie jest niedozwolone i karane. A przecież nie każde małe gospodarstwo to syf, kiła i mogiła. Czy to już nie przesada w ingerencji w coś co funkcjonowało tyle lat?
adriena przepisy nie są jakieś super restrykcyjne jeśli chodzi o mleko i mięso (nie wiem jak z jajami, bo to nie moja branża). Normy są dla wszystkch krajów takie same jeśli sięchce eksportować, jaja się zaczynają jak się robi wysyłki na np. Federację Rosyjską czy kraje byłego bloku wschodniego nie będące w UE. Nawet małe gospodarstwa mogą sprzedawać swoje produkty- wymagania jakie im się stawia przy rejestracji nie są jakieś super hiper trudne do spełnienia- wszędzie w UE takie same. Jako ciekawostkę podam, że na ostatnich audytach w jakich mialam okazję brać udział w PL i kilku krajach UE nasze duże gospodarstwa dostarczające mleko do jednego z największych producentów "nabiału" na świecie wypadły bardzo bardzo dobrze🙂 Tak samo polskie zakłady mięsne eksportujace do UK hamburgery😉 ( taki paradoks) i wstawiające drób do największych marketów w UK zachwyciły nie tylko "unitów", ale i "amerykańców".
Niestety czasami muszę odwiedzać te małe gospodarstwa lub identyfikowac "kiełbasę spod metra" i...no jest gorzej niż źle- ale! najcześciej to nie jest tylko brak higieny w produkcji i wątpliwy skłąd produktu ( padlina itp.), bo taki sam syf ludzie mają w domach 🙁
jedziesz w "starej unii" na fermę krów mlecznych i kupujesz mleko bezpośrednio od nich np.
U nas tak samo możesz zrobić.
Nie wiem po co i na co ciągle wyjeżdżasz ze straszakami. A to trupki cielaków na cielęcinę, a to brud, syf i malaria w oborze, a to chore krowy.
W cywilizowanym i uporządkowanym kraju typu Dania wielokrotnie wybuchały epidemie zatruć salmonellą od ichniejszych przebadanych, a jakże, jaj czy też przebadanej a jakże wieprzowiny. Tak więc może nie wciskajmy ludziom w głowy mundrości typu że jak przebadane to na 100% bezpieczne.
(...) niby jakie ma jakich u nas nie ma? jedziesz w "starej unii" na fermę krów mlecznych i kupujesz mleko bezpośrednio od nich np. U nas tak samo możesz zrobić.
No właśnie jest inaczej. I nie idzie o rygory sanitarne, bo jak pisała Karla, są i u nas i są dość podstawowe. W starej Unii rolnik może produkować, sprzedawać, przetwarzać, budować własną markę. U nas to dopiero raczkuje a już tyle lat minęło. I trwa handel w starym stylu bo gdyby to chcieć zrobić legalnie (np. w sensie podatkowym) to wyrasta gąszcz zakazów. Rozmawiałam niedawno z panią posiadającą pensjonat nad jeziorem. Spytałam czy ma dla gości wyżywienie. Pani aż się spociła i zakrzykneła, że nie ma siły na pokonanie wymogów inspekcji sanitarnej. A np. w Belgii syn mieszkał rok w pensjonacie typu bad and breakfast u pary emerytów i najnormalniej jedli razem śniadania.Podobne zakręty są opisywane w wątku jak legalnie zrobić stajnię z pensjonatem. I oczywiście, że w obszarach regulowanych są wpadki i to na wielką skalę. Takie ogromne machiny mają swoje słabe strony. Chciałabym zwykłej zdrowej żywności, ale od dobrego, świadomego wytwórcy, co bierze za nią odpowiedzialność. Niestety u nas wciąż króluje szara strefa. A szkoda. p.s A co do mleka. Pamiętam z dzieciństwa, że nasza sąsiadka na obrzeżach miasta miała dwie krowy. I doiła je a mleko wlewała do takiego dużego garnka. Sąsiedzi i my z gosposią szliśmy tam rano i kubeczkiem nalewaliśmy je sobie do kanki. Należność zostawiało się na talerzyku. I tyle. Mleko bez przegotowania szło na kwaśne. A przegotowane do picia. I żyliśmy i wszyscy byli zadowoleni. Jednak tamtego świata już nie ma.
A co do mleka. Pamiętam z dzieciństwa, że nasza sąsiadka na obrzeżach miasta miała dwie krowy. I doiła je a mleko wlewała do takiego dużego garnka. Sąsiedzi i my z gosposią szliśmy tam rano i kubeczkiem nalewaliśmy je sobie do kanki. Należność zostawiało się na talerzyku. I tyle. Mleko bez przegotowania szło na kwaśne. A przegotowane do picia. I żyliśmy i wszyscy byli zadowoleni. Jednak tamtego świata już nie ma. To wyjaśnia Twoje pasteryzowane preferencje. Ja żłopałam od małego zimne surowe mleko. Latem chłodzone w kance spuszczanej do studni. Gotowane szło mi tylko z ,,wkładką". Kasze, ryż na mleku, zacierka z kasza jaglaną, kluchy z tartych ziemniaków z mlekiem, kluchy lane. Gotowane musiało być przynajmniej posłodzone bo takie gotowane bez niczego jest dla mnie niesmaczne. Karla:) co do produkcji, po myciu instalacji. Nasunęło mi się kilka wniosków. 1. Brak ,,współpracy" mleka w produkcji = Mleko jednak było czyste (zawierało minimalne ilości bakterii), a zakład je ,,domnaża" .I mówi się, że to ,,brudne", chłop dostarczył. 2. Brak ,,współpracy" mleka w produkcji = Nie wpłukane dostateczne wodą instalacje + ,,brudne" mleko. Detergenty zabiły mikroby, a ludzie zostali uraczeni mlekiem z detergentem. I znów wina chłopa, bo na bank to on, detergentów do niego dolał. Stąd ich obecność w produktach. 3. Żeby nie wiem co się stało, to i tak będzie wina producenta mleka. Nawet gdyby było czyste jak łza, to i tak wina zawsze stoi po jego stronie.
hamer- błedne rozumowanie, są wymogi na CIPie i dla środków, chyba jeszcze większe niż dla samego "mycia" niż dla surowego mleka, poza tym to inny rodzaj związków chemicznych, które wyłapują testy (są coraz bardziej specyficzne) więc to co piszesz od ponad 10 lat nie jest obserwowane w normalnje produkcji, a jedynie podczas testów ( co jest prowokowane celowo, tak jak np sprawdzenie testów czy odpowiednio działają dodając wody do próbki, penicyliny itp. ) Poza tym mleko badane jest na kilku-kilkunastu etapach i nie ma problemu z ustaleniem czy syf był w gospodarstwie, w cysternie, w tanku na przyjęciu mleka, w rurach na produkcji czy w opakowaniu końcowym.
Co masz na myśli mówiąc producen? czy producent= gospodarz czy producent=zakład bo przy reklamacji to wszystko spada na zakład niestety, na szczęście nauczyliśmy się radzić z syfiarzami i bardzo szybko idzie w eter info o tym i żadna mleczarnia od takiego baranka nie weźmie i jest zonk😉
Zakład przetwarza , krowa produkuje. I Salomon z pustego nie naleje. Mówimy o tym samym. Nie opłaca się sprzedawać trefnego surowca. A to co piszesz to również napisałam ... Jakby nie spojrzeć zawsze wina chłopa
Właśnie nie jest tak jak piszesz i to jest debilne...bo mało którego konsumenta interesuje, że trefne mleko było od syfiarza ze wschodu/zachodu,a suszone śliwki z metalowymi opiłkami wyprodukował zdzichu centrum bla bla tylko, że produkt końcowy czyli np. jogurt był trefny
konsument składa reklamację do tego,kto sprzedaje jako produkt końcowy- przetworzony:/ baty od sanepidu i weterynarii i nie tylko zbiera zakład przetwarzający mimo że np. ciało obce było w chrupkach dodawanych do jogurtu czy entero było przekroczone we wsadzie owocowym. To niestety zakład traci na wizerunku marki przez takich dostawców, którzy np. fałszują wyniki, certyfikaty itp. u nas dało się to rozwiązać, robimy własne badania dodatkowe u nas w labie i w labi zewn akredytowanym i wpadamy na audyty- nie spełniasz wymogów- wynocha plus wilczy bilet w bazie dostawców, ale w eterze też info (np. w fakcie, że w kaszce był szczur😉 )ze firma ta i ta ma syf w produktach.
Nie zawsze jest wina chłopa-to już pisałam, często jest to np. nieodpowiednia temperatura transportu itp. i na wejściu do zakładu mamy inne wyniki niż z labu badającego próbki u chłopa. Tak samo sytuacja z detergentami-po to są normy i puszczane stężenia testowe plus próby skuteczności mycia i badanie pozostałości żeby było wiadome, że chłop dodał a nie na produkcji zawalili więc nie jest tak jak to opisałaś.
Powoli kwestie prawne idą w db kierunku i to dostawcy mleka biją się by oddawać do konkretnego zakładu a nie odwrotnie. Dzięki temu surowiec jest na wejściu dużo lepszy niż kilka lat temu.
Od 2 stron tematu, czytam, że chłop to tylko kombinujący syfiarz. Więc się nie dziw,że mnie ponosi.Zlewni mleka na terenie mojej gminy nie ma. W opuszczonych budynkach mieszczą się albo świetlice dla dzieci, albo zaplecze, szatnia dla boiska piłkarskiego, czy inne wynalazki, ale nie zlewnie. Próbuje mi się wmówić, że chłop z jedna bańką mleka, jedzie gdzieś tam żeby jakąś funkcjonującą znaleźć, i sprzedać swój syf. I zapewne wiezie ją w termosie, 😂 bo przecież przestrzegana jest temperatura w momencie przyjęcia. A jak piszę, że praktykuje się oddawanie do sąsiedzkiej prywatnej kadzi, i że w tym momencie odpowiada za jakość ten większy producent, i że przy takim układzie, wszyscy musza uważać na higienę?, To tego nikt z czytających nie zauważa ? Pal sześć taką dyskusję. Ciekawsze jest ostatnie zdarzenie. Gdy młoda lekarka, na wkupne, zrobiła przyjęcie w szpitalu i wyłożyła połowę personelu, 😂 😂 Kwarantanna na oddziałach, wstrzymane przyjęcia (dla nie wtajemniczonych PSK 4 Lublin), wszyscy do badania, sanepid w domu, Co tam jakiś jeden jogurcik z bakterią 😂
Hamer- nie złość się. :kwiatek: I Karla i ja pisałyśmy prawie w każdym poście i o dobrych producentach. Tylko, jak w każdym zawodzie - widać bardziej tych złych i łatwiej o nich pisać.
Hamer- przecież już nie raz pisałyśmy z Tanią, że mamy naprawdę ekstra dostawców, z super stadem, świetnym zabezpieczeniem przechowywania surowca, szkolących się, współpracujących z firmami paszowymi, selekcjonerami hodowlanymi itp. Niektóre top stajnie mogą się schować przy tych oborach-ale! to są konkretne rejony, konkretne duże stada, które weszły w układ z konkretnymi producentami. I tymi "naszymi" gospodarstwami chwalimy się na zagranicznych audytach 😉 Ci mniejsi to jest to nieszczęsne mleko przerzutowe - i tak, zdarza się, że z gospodarstw gdzie jest poniżej 10krów (5-6). Nikt nigdzie nie pisał, że chłop wiezie w wiadrze na rowerze to nieszczęsne mleko do jakiejś zlewni. Są skupy ( o tym pisałam używający tych konkretnych słów!) z własnymi transportami i tyle🙂 I tak jest od kilku lat.
I zgadza się, że wszyscy muszą uważać, ale jak jest syf w takiej próbce zbiorczej to potem jedziesz i "robisz dochodzenie", pobierasz pojedyncze próbki z konkretnych gospodarstw, najczęściej w ciągu kilku godzin od pierwszego wyniku, że coś nie halo😉 i to ten jeden ma problem na dłużej, a ta cała czysta reszta tylko ten jeden raz (fakt!!! jest to niesprawiedliwe, ale tak samo jak jedna krowa w 1 gospodarstwie potrafi zawalić cały dój i dostawę:/ )
Szpitalna akcja... mhm nieźle, może jajka z fermy eko bez pieczątek do ciasta użyła😉