gdzieś opisywałam doświadczenia, stosowałam na 2 koniach mój był zmulony. nieprzepuszczalny, ociężały. 1 aplikacja - w teren, długa samotna trasa. najpierw był jak kołek, nawet jego o takie powłóczenie nogami nie podejrzewałam. potem przestało działąć chyba (ok1,5 h) bo zaczęło sie nieuzasadnione szaleństwo i podniecenie bez wywoływaczy. ale i tak był jakiś taki...przytłumiony przy tym - tylko ostre bodzcce dochodziły i to po czasie. no ale do opanowania - szalejący przymuł...okropne połączenie
potem na treningu, fakt, ze już się troche obył, wiec szaleństw brak. choć czułam się jak na bombie zegarowej przykrytej kokonem - a ten kokon sprawiał, że zamiast jechać bardzo delikatnego, chętnego do przodu konia miałam klode drewna. i fizycznie i psychicznie przytępiałego. czasem mieł przebłyski - takeij jakijś agresji czy coś/ skacząć pewnie byśmy się pozabijali boby nie trafił w przeszkode, albo wbiegła, albo zapomniał skoczyć/wylądować. jazda była west/uj. wiec tyle, że sie nic nie dało zrobić (zadnego ustępowania, bocznych itp - takich gdzie musi koń odp na precyzyjne sygnały precyzyjnym, szybkim i zywym zachowaniem). ale głównym celem było aby sie obył z obcymi końmi. na drugi dzień jechałam bez niczego i było już normalnie.
no na mojego to dzialalo podobnie do sedalinu. słyszałam od sprzedawcy, że działa na różne konie róznie, że nawet halówki na tym jeżdżą, ale mój by się raczej zabił 😉 on był klodą z jazdami ;/ wiec moze i twój rosek miał jazdy po tym. ale bryki itp mniejsze - jakby nie mial energii nie tylko na czucie i myslenie ale i wymachy 😉
a druga kobyła - zabrana na taki mini festym (duza grupa dizeci) kon mlody, nieobyty. chyba podzialalo, ale krótko i słabo. też taka "zgaszona" była.
Mój koń jest mocno elektryczny ale już ponad rok nie miała takich jazd , jak chodzi regularnie to jest w miarę ok. W niedzielę szłam tą samą drogą , wystraszyla się lekko auta ale bez szaleństw. Byłam z nią nawet w samotnym terenie i było ok. Dzisiaj za to miała taka korbę ,że masakra,tak się spłoszyla ,że odskoczyła mi na pole , potkneła się , wywaliła , kita w górze fukanie jakby samego diabła zobaczyła. Przeszłyśmy jeszcze kawałek i znowu się spłoszyła czegoś , zaczęła się szarpać , na końcu sprzedała mi kopa i poleciała do stajni... Poszłam po nią , stała kita w górze , wzrok mordecy , zastanwiałąm się czy to bezpieczne ją wogóle łapać w takim stanie, czy mnie nie zabije. Ale o dziwo jak mnie zobaczyła z bliska to łeb w dół i podeszła. Wzięłam ją na okrąglak koło stajni, wsiadłam wymęczyłam z 40min i poszłam ponownie w ręku na ujeżdzalnie (jest oddalona 15min od stajni) i juz było ok. Tam dałam jej się popaść , powrót był lekko nerwowy ale 100% kontroli. Sama nie wiem co w nią wstapiło, myślałam , więc o jakimś związku z tymi feromonami...
kurcze,możliwe. mój mial taki wewnetrzny niepokój - nie bylo widac, ze coś z zewnątrz go płoszy konkretnego tylko taki był..jak na jakiś narkotykach - na lsd czy coś... i nawet gdy okresowo taki przymulony- w sensie nieprzepuszczalna wolna kloda, wlezie w cos, w ciebie i dopiero po zauważy.. to wlasnie bylo czuc ten wewnętrzny niepokój taki. uwazam ze wtedy to mi się przydało - bo jednak lepiej jak był bombą tylko się tlącą niż fajerwerkami - bo przeciez dzieciak musi reagowac całym cialem i jak nei wiadomo co ze sobą zrobić to trzeba próbować we wszystkich kierunkach jednocześnie... ale trase którą robie teraz poniżej godziny (np wracając po tym treningu) zrobiłam po środku w 2,5 ;]
No nic , feromonom , mówimy narazie bye bye , czas zakupić czarną wodzę i jeżdzić na ujeżdzalnie z siodła po ówczesnym wyładowaniu emocji na okrąglaku. A może poczuła wiosnę ? 😁