wczoraj oglądałam Uwagę czy inną Interwencję. "Na tapecie" był temat "aniołków", sprzedających opłatki w marketach wszelakich, rzekomo na cele charytatywne. Okazuje się, że tylko część dochodu firma zatrudniająca aniołki przekazuje do fundacji, reszta pieniędzy idzie na opłatki, sianko, opłatę dla centrum handlowego i dla samego aniołka. Kłopot w tym, że rzekomo aniołki informują wszystkich, że wszystkie pieniądze są przekazywane na cele dobroczynne, opłatek jest święcony, wypiekany zgodnie z prawem kanonicznym (które ponoć nie istnieje) itd, itp.
Chcialam kupić misia na aukcji TVN, dochód ponoć idzie na pomoc dzieciom. Koszt nie jest szalony - 50zł. No ale teraz sie zastanawiam, ile z tych pieniedzy naprawdę przekazywane jest na dzieci, a ile z tego zgarnia... ktoś (no właśnie, tko?).
Co o tym myślicie? macie jakieś doświadczenia, możecie się podzielić swoimi refleksjami?
Wiadomo przecież, że w okresie świątecznym ludzie chętniejsi do dzielenia się tym, co maja.
Z tego co wiem, to jak pisze się smsa na dzieci z TVN bądź Polsatu, to tylko nieliczna część idzie dla tych dzieci. No i podobno też słyszałam o świecach Caritas, które kupujemy 2 razy do roku, że tylko mała kwota idzie na pomoc.
Opłatek kupujemy od kościelnego bądź ministrantów z naszego kościoła.
Ja pamiętam raz jedną sytuację, chodziła po domach w naszym miasteczku kobieta przedstawicielka fundacji nie pamiętam jakiej. Zbierała pieniądze na operację jakiegoś chłopca, a do tego na jakieś tam rzeczy dla jego rodziny typu ubrania, jedzenie. Zapytałyśmy ją z mamą czy mogła by nam podać ich numer konta bo chciałybyśmy przelać pieniądze a ona że nie i że może podać numer tej fundacji, gdy moja mama zapytała po co jej pośrednicy skoro może wysłać tylko jemu Pani odpowiedziała że oni też z czegoś muszą żyć. Także ja nie wierzę w takiej fundacje, wierzę np. w akcję szlachetnej paczki bo wiem że to co kupiłam trafia do rodziny którą wybrałam i że ludzie pracują tam w wolontariacie za przysłowiowe "dziękuje"
Akcja z misiami TVN-u i allegro to banda oszustów, z tych 50zł to może 5zł trafia na te dzieci, reszta to utrzymanie darmozjadów.
Moja przyjaciółka dostała znaczną pomoc przez fundację Anny Dymnej. Ale ile z nas kto wpłacił jest tajemnicą i dla niej też. O WOŚP było wiele dyskusji. Mnie tylko wkurza ten pokaz fajerwerków na koniec. Bo to na pewno jest kosztowne. Ale mnie ogólnie fajerwerki irytują. Caritas twierdził, że w porównaniu właśnie z WOŚP ich własne koszty są nieznaczne.
opolanka, dlatego ja wole akcje, w ktorych zbiera sie graty, a nie kase. to ciezej jakos tam zdefraudowac 😉
niestety przez te wszystkie lewe akcje z przeroznymi lipnymi fundacjami ludzie coraz mniej ufaja i chca pomagac. az sama sie zdziwilam, jak dziewczyny z volty przelaly pieniazki na pomoc dla moich pan z Syrii.
Wiecie skoro miś sprzedawany jest za 50zł, a ktoś musiał te 20zł wyłożyć na jego uszycie. Firma szyjąca nie dała ich za free. Tak samo z smsami, większa część idzie dla operatora, który użycza numeru telefonu.
Tak samo jest z Fundacjami, oni tez ludzie. Muszą za coś mieć sprzęt, paliwo i inne.
dlatego ja wole akcje, w ktorych zbiera sie graty, a nie kase. to ciezej jakos tam zdefraudowac 😉
Nie wiem jak u was ale w Giżycku często jest akcja zbierania plastikowych zakrętek -nikogo to nic nie kosztuje a spore sumy się z tego uzyskuje. Takie akcje wspieram i sama reklamówkami targam te nakrętki ale pieniędzy nigdy nikomu nie daję.
edit - zbiórek żywności także nie wspieram bo widziałam, że niekoniecznie trafia tam gdzie jest bieda.
TRATATA, my zasadniczo zbiorki robimy jak jest jakas konkretna potrzeba, a nie bo mamy fantazje ze pomozemy biednym uchodzcom 😉 na codzien pomagamy w zupelnie inny sposob.
Jara ja wiem ze fundacje maja pracownikow i im placa, sama jestem przeciez takim pracownikiem i w pelni to rozumiem - malo kogo stac etatowy wolontariat, z czegos trzeba przeciez zyc. Ale pieniadze na moja wyplate nie ida ze zbiorek publicznych (misiow, nakretek, smsow)...
a i zeby nie bylo, to Syrie ogarniam jako wolontariusz, za free.
Wynajmowałam kiedyś lokal koło pewnego stowarzyszenia. Sprzedawali długopisy, oczywiście na biedne dzieci. Okazało się, że z tych 5 zł za długopis tylko 50 gr. szło na dzieciaki.
Podobnie było kiedyś z kontenerami na odzież z logo Caritasu. Ta odzież nie szła do potrzebujących tylko do szmateksów i jakiś % ze sprzedaży był przekazywany Caritasowi.
Bo tej co ludzie przynoszą nie skarmiają, oglądałam ostatnio w tv z jakiegoś schroniska prosili o nowe miski, koce ale też mówili żeby nie przynosić karmy bo oni karmią jednym rodzajem. -Może dlatego sprzedają
Ja też kasy nie daję. Nie i koniec. Nikomu. Jak coś trzeba, to kupię i wyślę. 1% przekazuję hospicjum dla dzieci. Do schroniska osobiście też coś zawożę, ale grosza im też nie dam 😉
Tak samo jest z Fundacjami, oni tez ludzie. Muszą za coś mieć sprzęt, paliwo i inne. ale przecież idea jest taka, że "sprzęt, paliwo i inne" jest problemem fundatora, a nie donatorów!!! to prawdziwe k..estwo, że współcześnie działalność charytatywna staje się doskonałym sposobem na własne utrzymanie i zarobkowanie- vide Jerzy Owsiak który już nie sprzedaje witraży, tylko odpala sobie działkę za "pracę" w WOŚP.
ale przecież idea jest taka, że "sprzęt, paliwo i inne" jest problemem fundatora, a nie donatorów!!! No tak być powinno, ale czasem jest właśnie odwrotnie.
No bo skąd oni mają kasę dla siebie, na życie? Przecież niektóre fundacje zwłaszcza te znane co duży ruch maja to jakoś trudno mi uwierzyć, ze pracują tam ludzie w normalnej robocie, a po pracy maja czas na dom, rodzinę i fundacje.
Wychodzę z tego samego założenia, co Averis, a zeszloroczny, przedświąteczny okres tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Pracowałam wtedy w galerii handlowej, gdzie te aniołki sprzedawały świeczki, opłatki, sianko itp. Wcześniej już zakumplowałam się z chlopakiem, które wszelkie akcje promocyjne w toruńskich galeriach koordynuje. Od niego dowiedziałam się właśnie jak działają aniołki: - pan zatrudnia grupę aniołków, zazwyczaj na umowę zlecenie (w Toruniu 4 punkty, po kilka dniołków na każdym) - stawki niestety nie pamiętam, ale jakaś taka zbliżona do wszelkich akcji promocyjnych - dodatkowo pan zatrudnia też 2-3 koordynatorów (w samym Toruniu), stawka ciut wyższa - gadżety kupuje za grosze, bo idzie mu to w ilościach hurtowych (facet robi interes nie tylko w Toruniu, takich galerii "obstawia" kilkadziesiąt w różnych miastach) - to kwestia kilkunastu-kilkudziesięciu groszy za sztukę - część zarobionej kasy płaci za udostępnienie miejsca w galerii - zaskoczę Cię, jeśli powiem, że pan dobroczyńca żyje przez cały rok z akcji, które odbywają się przy okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy? :/
Nawet nie chcę myśleć jaki procent faktycznie gdzieś oddaje...
W statucie każdej fundacji musi być zapisane ile kasy idzie na cele statutowe a ile na działalność fundacji. Bo fundacja to nie tylko ludzie, ale biuro, ulotki, banery, utrzymanie WWW. itp. Jeśli fundacja jest duża, to rozumiem, że nie da rady funkcjonować tylko na zasadach pracy społecznej i ktoś musi to ogarniać często więcej niż w etatowym wymiarze pracy (vide kujka i jej godziny poświęcone, ona też musi żyć z czegoś, nawet jeśli środki na jej pracę pochodzą z projektów UE a nie z wpłacanych, to z czegoś je trzeba mieć).
Natomiast jeśli twór się rozrasta niczym administracja o bezsensowne posady i więcej środków idzie na zarządzanie nimi niż na realną pomoc to nie jest fer. Ja wolę wspierać konkretne przypadki, choć czasem jakieś drobne wrzucę i w puszki. W zbieraczy galeriowych nie wierzę. Za dużo nasłuchałam się jak to wygląda.
Tak jak pokemon wolę dać coś niż kasę. W ubiegłym tygodniu w Lesznie pod sklepem stał facet i zaczepiał ludzi prosząc o pieniądze na jedzenie. Na pijanego nie wyglądał. Wpierw przeszłam obojętnie, ale w sklepie coś mnie ruszyło i kupiłam mu 2 drożdzówki. Zanim odpaliłam silnik już widziałam w lusterku jak drugą futruje. Takie czasy przykre, że coraz więcej ludzi nie radzi sobie.
nie "ideą" a sprzedając witraże właśnie. a WOŚP jak chce to niech prowadzi dla idei, a nie z chęci własnego utrzymania i czerpania zysków! W statucie każdej fundacji musi być zapisane ile kasy idzie na cele statutowe a ile na działalność fundacji. Bo fundacja to nie tylko ludzie, ale biuro, ulotki, banery, utrzymanie WWW. itp. Jeśli fundacja jest duża, to rozumiem, że nie da rady funkcjonować tylko na zasadach pracy społecznej i ktoś musi to ogarniać często więcej niż w etatowym wymiarze pracy (vide kujka i jej godziny poświęcone, ona też musi żyć z czegoś, nawet jeśli środki na jej pracę pochodzą z projektów UE a nie z wpłacanych, to z czegoś je trzeba mieć). kompletne pomieszanie z poplątaniem...na dobra sprawę nadające się do wątku "Idiokracja" Fundację zakłada bogaty fundator, bo go na to stać i taki ma kaprys, a jego celem jest jakaś idea, a nie zarobkowanie...jeżeli potrzebuje, to zatrudnia pracowników, ale to jego kalkulacja i jego pieniądze! ŻADNE publiczne pieniądze nie powinny być przeznaczane na działalność Żadnej FUNDACJI, ani w formie dotacji, ani w formie odpisów podatkowych, bo wtedy administracja Fundacji staje się pośrednio administracją państwową i taka hybryda staje się początkiem oszustwa i marnotrawstwa!...choćby dlatego, że każda złotówka w rękach urzędnika, to złotówka zmarnowana.
wrotki, popłynąłeś . Fundacja to rodzaj działalności wg prawa. Np fundacja w której zarządzie jestem mogła być dla naszych idei również stowarzyszeniem. Ale prawnik doradził, że nasz działania i sposób działania będą podlegały właśnie pod przepisy ustawy o fundacjach. Oczywiście geneza fundacji jest taka o jakiej piszesz. Ale nie zgodzę się, że te które realnie i w dużym wymiarze pomagają nie są warte by je wesprzeć i nie zasługują na miano fundacji. Znam hospicjum, które jest prawnie fundacjom. Pomagają realnie wielu chorym i rodzinom. Część personelu jest "na etacie" bo nie można liczyć na zapewnienie stałej opieki jedynie z wolontariuszy.
Poza tym z tego co wiem, nie ma fundacji o jakich piszesz. Owszem zakładają je bogaci, wykładają stosowny fundusz na początek, wspierają finansowo, ale tak się nie da w nieskończoność. Fundusz topnieje a Fundacja z założenia nie działa dla osiągnięcia zysków.
Sa działki, w których gdyby nie fundacje i stowarzyszenia, nie działoby się nic. Które zostały przez samorządy oddane w ręce organizacji pozarządowych (bo pierwsze te pierwsze sobie np nie radziły, albo postanowiły przekazać więcej odpowiedzialności i obowiązków "dołowi"😉. W Warszawie są to np noclegownie dla bezdomnych. Miasto jako takie się nimi nie zajmuje, wszystkie placówki są tworzone i koordynowane przez ngo'sy.
W mojej dzialce tez nie dzialoby sie prawie nic, gdyby nie III sektor. A potem znow bylby placz, ze tyle pieniedzy nam chciala dac Unia a my nie skorzystalismy, bo nikt nie wiedzial co i jak.
Moze jakos nie kocham WOSPu, ale Owsiak nie ukrywa, ze pracuje w fundacji i za poswiecony swoj czas (a to jest potezna machina i wierze, ze zeby przygotowac to wszystko to naprawde potrzebny jest ogromny naklad czasu i sil) dostaje pieniadze. IMO, skoro tego nie ukrywa, to jest ok. I widocznie dla tych wszystkich ludzi, ktorzy WOSP wspieraja, to rowniez nie stanowi problemu.
[quote author=_Gaga link=topic=90154.msg1619934#msg1619934 date=1355899722] wrotki, z tym że to Twój pogląd niespecjalnie spójny z polskim prawem... [/quote]to że polskie prawo dopuszcza formalne istnienie Fundacji, która faktycznie jest Sp z O.O. i pod pretekstem wyższych celów, służy zarobkowaniu, to tylko świadczy o prawie i prawnikach. Poza tym z tego co wiem, nie ma fundacji o jakich piszesz. no to bardzo mało wiesz- vide Fundacja Alberta Nobla. ...i nie jest kwestią, że fundacja zatrudnia pracowników, kwestią jest czy władze i założyciele czerpią z faktu jej istnienia Fundacji, zyski inne niż ideologiczne! W mojej dzialce tez nie dzialoby sie prawie nic, gdyby nie III sektor. A potem znow bylby placz, ze tyle pieniedzy nam chciala dac Unia a my nie skorzystalismy, bo nikt nie wiedzial co i jak. rozwiązanie jest proste. nie dawać Unii ani złotówki, wtedy nie trzeba będzie bić bezproduktywnej biurokratycznej piany, żeby choćby cokolwiek z tych marnowanych pieniędzy odzyskać! pieniądze zostaną w prywatnych kieszeniach i ludzie sami będą wiedzieć na jakie cele i w jakiej ilości DOBROWOLNIE te pieniądze przekażą.
Zacytuje się z innego wątku, temat trochę inny, ale też związany z fundacjami: Horse_art to chyba nie tylko tam takie rzeczy się zdarzają. Kiedyś parę lat temu kiedy nie miałam na stałe konia do jazdy, napisałam do fundacji ,,Zwierzę nie jest rzeczą", która jest z Krakowa i pod Krakowem jest gdzieś stajnia z końmi fundacyjnymi, ponieważ ogłaszali, że potrzebują wolontariuszy. Ofiarowałam chęci do pomocy głównie w stajni czy to przy jakiś akcjach. Odzewu ani widu, ani słychu. Rozumiem, że zwykle w takich organizacjach nie ma czasu na ceregiele i bawienie się w natłok biurokracji, ale odpisać jedno zdanie w stylu: ,, dziękujemy nie potrzebujemy, albo skontaktuj się z takim i takim, albo wpadnij do stajni tam i tam" nie kosztuje chyba wielu sekund. Trochę to niepoważne, że ktoś chce pomóc, ofiarować się, a tu taki ignor.
W ubiegłym tygodniu w Lesznie pod sklepem stał facet i zaczepiał ludzi prosząc o pieniądze na jedzenie. Na pijanego nie wyglądał. Wpierw przeszłam obojętnie, ale w sklepie coś mnie ruszyło i kupiłam mu 2 drożdzówki. Zanim odpaliłam silnik już widziałam w lusterku jak drugą futruje. Takie czasy przykre, że coraz więcej ludzi nie radzi sobie.
Takim ludziom warto pomóc. Kiedyś ktoś taki chodził po mieszkaniach i prosił po prostu o jedzenie. Jak mu mama dała schabowczaka to mu się oczy świeciły jak milion dolarów. Zaczepił mnie też kiedyś taki człowiek w centrum, przyznał się od razu, że mieszka z kolegami niemalże na kartonach gdzieś tam przy dworcu. Początkowo powiedziałam mu, że nie mam, bo jakoś zle reaguję na takich ludzi żebrzących na ulicy, ale coś mnie tknęło uzbierałam wszystkie drobne z kieszeni i kupiłam im dwa obwarzanki. Dziękował mi i składał życzenia chyba z 5 minut.
Mnie kiedyś cygańskie dzieciątko poprosiło na parkingu pod sklepem o pieniądze na chleb. Powiedziałam, że kupię mu i zaraz przyniosę. Usłyszałam "spier.....".