w wątku o hitach dzieciństwa nie ma ustalonego limitu wiekowego. Regulamin obowiązuje wszystkich albo nikogo, podobno.
No, ale o co ci dokładnie chodzi? Mamy się kłócić koniecznie? Ja opisuję inne czasy, nie hity dzieciństwa. Takie ogólne sprawy. Kiedy na przykład matura coś znaczyła. I człowiek po niej nie walił byków ortograficznych a jeśli walił to się tego wstydził. Kiedy było jasne kto jest wykształcony a kto nie. Kiedy szanowano dorosłych i czyszczono buty. To do wspomnienia o Reksiu i gumie do żucia pasuje? Ja nic nie poradzę, że nie patrzysz ogólniej. No nie poradzę. Nie ma przymusu.
a kto się kłóci? zauważam dubel wątku. Czemu Tobie wolno? 🙂 jakby taki temat założył jakiś inny, szary user to bez zbędnych tłumaczeń wątek zostałby zamknięty. Dziwne, ot co.
a kto się kłóci? zauważam dubel wątku. Czemu Tobie wolno? 🙂 jakby taki temat założył jakiś inny, szary user to bez zbędnych tłumaczeń wątek zostałby zamknięty. Dziwne, ot co.
Ja nie miałam intencji zakładać dubla. Na przebieg dyskusji wpływu nie mam. A z opisów książek i filmów z dawnych czasów można wysnuć wiele wniosków jeśli się chce. A zakładanie, że mam specjalne prawa to już chyba jakieś kompleksy? No i teraz już się kłócimy i możesz być usatysfakcjonowana w pełni. Tak wizualizując to widzę jakby w kącie np. baru siadło sobie kilka osób i gwarzyło o przeszłości a ktoś je napadł i krzyczał, że już na ten temat rok temu rozmawiano i teraz pora na aborcję i politykę. 😂
A mnie brakuje pieca kaflowego w kuchni w moim rodzinnym domu na którym mama piekła pyszne proziaki i robiła maleszkę. Wielkiego łóżka z siennikiem , haftowanej, krochmalonej, białej jak śnieg pościeli w domu mojej babci. Bratrury w której babcia zawsze przechowywała cieplutkie ziemniaki na których robiła się pyszna skórka i jak wracałam ze szkoły zawsze do niej zachodziłam i te ziemniaki to było moje ulubione jedzenie. Wysokiego progu w domu babci na którym wieczorami siadałyśmy, piłyśmy herbatę z sokiem malinowym "zrobionym na słońcu" i rozmawiałyśmy. Wykopków kiedy paliło się ogniska i piekło w nich ziemniaki, nawet pasienia krów mi brakuje....
Kurczę, ja jestem za młoda, bo lata 90-te, więc jeszcze jedna refleksja i znikam 😉 Pamiętam, jak moi dziadkowie mieszkali jeszcze w hotelu, przy schodach był taki jakby spad, na który zawsze się wspinałam i zjeżdżałam z niego. I na korytarzach ustawiało się krzesła, szczotki, biegało i urządzało zawody skokowe 🙂 I zawsze szłam do dziadka, wyciągałam od niego dwa złote i biegłam do piekarni po jajko-niespodziankę. Dziś już nie ma takiego smaku jak kiedyś... No nic. Znikam 😉
Tania, maleszka to potrawa z mąki i wody, czasami z dodatkiem kaszy jaglanej, podawane z roztopionym masełkiem. Robiło się z tego bardzo, bardzo gęste ciasto, zapiekane w bratrurze( to współczesny piekarnik), wtedy to był piekarnik umieszczony w piecu kaflowym. 🙂
Tania, maleszka to potrawa z mąki i wody, czasami z dodatkiem kaszy jaglanej, podawane z roztopionym masełkiem. Robiło się z tego bardzo, bardzo gęste ciasto, zapiekane w bratrurze( to współczesny piekarnik), wtedy to był piekarnik umieszczony w piecu kaflowym. 🙂
O widzisz. Nie znałam a Ty ocaliłaś od zapomnienia. :kwiatek: U mnie bratrura nazywała się duchówka. Popatrz, że tam się piekło ciasta. Bez termostatu i specjalnych naczyń. I mięsa też. I dobre wychodziły.
Moim zdaniem to nie jest dubel, nawet jeśli dyskusja zbacza na inne tory niż te które Tania miała w zamyśle. Bo "hitem dzieciństwa" to mogą być dla niektórych użytkowników forum np. pokemony i teletubisie 😁 A tutaj tytuł wyraźnie sugeruje udział starszyzny.
kujka, Dziękuję Ci dobra dziewczynko :kwiatek: Wy, młodzi lepszą pamięć macie. Mi już się wszystko miesza 😉
Tania a wiesz że tę maleszke to próbowałysmy robić wszystkie, tz, ja, siostra, moje bratowe i niestety żadnej z nas nie wyszła. Jedynie mama miała jakiś "dar" do tej potrawy. Nam zazwyczaj wychodziła niejadalna breja albo twardy jak skała zakalec. 🙂 To prawda że piekło się w tych bratrurach/duchówkach wszystko i miały jeszcze jedna zaletę. Potrawy w nich przechowywane były długo ciepłe....🙂
Z takiego naprawdę wczesnego okresu pamiętam coś, co dziś już się nie mieści w głowie. Zwalczanie stonki i innych owadów. Nie pamiętam "żuka z Kolorado", ale taki poźniejszy okres kiedy wynaleziono Azotox. Tak niefrasobliwie sobie sypano po wszystkim. Mój Dziadek miał to na kiju w takiej skarpecie i jak przeszedł przez ogród, to jakby śnieg spadł. A potem się okazało, jakie to było trujące. brzezinka- widzisz, to też odeszło. Takie mamine zdolności. Ja tak usiłowałam upiec "tarciuch" czyli chyba babkę ziemniaczaną. I kicha. Zakalec obrzydliwy. A duchówkę pod koniec dnia kochały ... koty.
O właśnie, koty mojej babci też były jakieś inne, chodziły za nią jak pies a wieczorami kiedy babcia po całym dniu pracy siadała na zapiecku one też przychodziły i wygrzewały się razem z nią. Może to naiwnie zabrzmi ale ja się cieszę że było mi dane żyć w takich czasach...
nie ,nie brzmi to naiwnie. Czytam was jednym tchem. Mnie takich wlasnie czasów brakuje, brakuje mi ciepła rodzinnego, brakuje mi..babci i mojego kochanego Taty.
Ja bardzo wyraźnie pamiętam, że życie było podporządkowane porom roku. Może dlatego, że mieliśmy duży ogród? A w nim praktycznie wszystko co do jedzenia warzywno owocowego potrzebne. I piwnicę suchą i chłodną, gdzie zapasy były przechowywane. No i ubrania były tak podzielone dla pór roku. Te upiorne zimowe. Ciężkie i paraliżujące poruszanie się. Jak lekko było wiosną biegać! Teraz łapię się na tym, że większość kurtek mam takich całorocznych. A najlepszą "kurtką" jest auto. Tęsknię (poza halką 😉 ) za butami, jakie nazywały się tatrzanki. Filcowe, lekkie, obszyte skórą na dole. Na silny mróz były idealne. Teraz mam w to miejce kanadyjskie z jelenia. Ogromne, ciężkie. Szkoda, że już tatrzanek nie ma. Buuu.... Inne zimowe buty, jakie pamiętam to "foki" . Ciekawe czy to rzeczywiście focza skórka była ?
To już za Gierka było chyba? Zresztą "foki" chyba też? A ja pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam.... rajstopy. Takie cienkie. 😡 Dostała je moja starsza siostra. Z paczki. Byłam mała i do dziś pamiętam jak dotykałam i dziwiłam się jakie są miękkie i maleńkie. Jestem dinozaurem. I foki znalazłam:
Relaksy wracają do łask. klik klik Akurat tu na zdjęciach wyglądają zupełnie inaczej niż te niegdysiejsze, ale widziałam gdzieś na wystawie różne, także takie jak kiedyś. Kosztowały między 300 a 400 zł 🙄
Z takich odzieżowych okropieństw to pamiętam materiał-bistor. Sztuczny, wytłaczany w rzucik. Miał zaletę, bo był niezniszczalny i szybkoschnący. I był symbolem obciachowego postępu. Traz idę do sklepu a tam hit! 100% naturalny sztuczniak poliester. Wróciło i jest w modzie.
Dziś spotkałam się z koleżanką z podstawówki - służbowo. W trakcie rozmowy i oczekiwania na jej szefa, koleżanka wyciągnęła z torby album. Ja na nią oczy, po co jej to w pracy? Okazało się, że ostatnio oglądała zdjęcia u rodziców i zapragnęła je mieć w kompie i pożyczyła album by zeskanować sobie. No i go otworzyła... a tam... my w podstawówce... na wycieczkach.... Zaczęłyśmy wspominać, śmiechu było .... i jakoś tak ciepło na serduchu. Po powrocie i ja paczałam na swoje zdjęcia z dawnych lat.
Relaksy wracają do łask. klik klik Akurat tu na zdjęciach wyglądają zupełnie inaczej niż te niegdysiejsze, ale widziałam gdzieś na wystawie różne, także takie jak kiedyś. Kosztowały między 300 a 400 zł 🙄
Też to widziałam. I kupiłabym sobie, bo nie miałam. Były u nas dwie knajpy kiedyś - żulernia Bajka i "luksusowa" Leliwa (teraz jest tam KRUS) i pamiętam chodzenie w nagrodę do Leliwy. Oczywiście tylko w niedzielę i tylko na lody.
A ja jeszcze żałuję że teraz na wsiach tyle ziemi leży odłogiem. Chynchami zarasta. Bo nikomu się nie chce. A kiedyś się chciało 🙂. I wieš źyła jak wieś a nie jakieś cudo z pogranicza :/. I też zbierałam stonkę. Do słoika. A potem się ją wrzucało do pieca. Horror. No i żałuję że dziś dzieciaki na wsi nie chodzą do rzeki (mają plastikowe baseny), nie pieką ziemniaków i chyba zgubiłyby się w lesie. Wsiowe dzieci do nas przychodzą kozy oglądać. Świat się kończy 😉
Bo dzisiaj na wsi gro dzieciaków nie rozróżnia zboża w kłosie, chyba że jakieś mega na rolnictwo zorientowane. Ja sobie dzisiaj stare czasy przypomniałem, bo byłem u rodziców i przyjechał do nich facet orać działkę taka fajna pogrubiona klaczką a że był już "trącnięty" to najpierw kierowałem koniem (jak u dziadka) a w końcu i kierowałem i orałem, Mama się śmiała potem że tak to jeszcze nie miała zaoranej działki, równiutko i w jedna strone orałem żeby bruzdy na środku nie robić. Poczułem się dobre 20 parę lat młodszy i umiejetności nabyte w dzieciństwie sie przydały. A i na wsi gdzie kiedyś było dobrze ponad sto koni zostały 4.
Dziewczyny wspomniały o potrawach. Tego też mi brakuje, smaków dzieciństwa. Co z tego, że potrafię ugotować dobrą zupę, czy upiec świetne ciasto. Ja wiem, że to nie smakuje tak, jak pomidorowa Babci. I rozróżniam, czy Mama czy Babcia piekła, czy gotowała. Jeden przepis, a smaki jakże różne.
I brakuje mi starych odmian jabłoni. I wiem, że części z nich już nie da się odzyskać.
O tak Lanka_Cathar stare odmiany jabłoni. Dzisiejsze jabłka w ogóle mi nie smakują i ich po prostu nie jem. Czasami jeszcze uda się gdzieś spotkać u kogoś jakieś pozostałości ,ale niestety coraz rzadziej 🙁
Dlatego tak bardzo żałuję, że nie udało mi się uratować chociaż części drzew z działki, która poszła pod obwodnicę. Zabrakło mi czasu, żeby poszczepić na nowych podkładkach. To samo krzewy. Ostał się tylko jeden bukszpan, z sentymentu, poprosiłam męża, żeby przesadził na działkę rodziców. A to były drzewa, które miały ponad 30 lat, dużo ponad, bo jak byłam małą dziewczynką, to one już były duże i stare...