my dorzucamy jeczmienia ,ale tylko ze wzgledu na kiepska jakosc tegorocznego jeczmienia no nawet sie pali w centralnym tym jeczmieniem nie powiem ale cieplo jest
a potem miły sasiad by cie podpier... na policje no mielismy jedyne wyjscie albo palic albo wypierniczyc to na kupe by zgniło a ze oszczedzamy przez to na weglu to juz plus na plusie plusem pogania
No my owies rzucamy do ognia, bo tegoroczna cena jest kiepska, a tona węgla 2x droższa niż owsa. Więc względy ekonomiczne decydują trochę. Ale fakt faktem pali się jedzenie.
A Sadpal to nie jest preparat, którego powinno się używać, żeby sadza się nie osadzała w kominie? (Zmniejszenie ryzyka zapalenia się sadzy.) Jeśli jakoś miałby działać na ułatwienie palenia, to chyba przez powstrzymywanie "zarastania" komina. Sadpalu używamy w domu z piecami kaflowymi (palenie głównie sosną). I zdun, i kominiarz doradzali.
Możliwe, że służy do tego, ale i tak piec dośc często trzeba czyścić, więc chyba mało skuteczne na osadzanie sie sadzy. Ale jak posypiesz sadpalu do ognia to się od razu spory płomień robi.
jkobus Zdajesz sobie sprawę ile kosztują kafle? 🤔 🤔 Z kaflami to jak ze strzechą 😕 Uprzejmie donoszę, że już od dawna wolno legalni pędzić bimber na własny użytek.
To i ja się dołączę do wątku wyprowadzonych na wieś.... Oczywiście z końskiego powodu... Było tak: (dom pod Warszawą z rodzicami, koń w pensjonacie, do pracy 8 km.)+(MĄŻ z koniem)=(dom 70 km. od pracy z mężem i teściami+5 koni - bo jakoś tak wyszło)... Wiejskie życie: - Absolutny syf na podwórku, którego od dwóch lat nie jesteśmy w stanie posprzątać... Np. wywiezione już 4 przyczepy złomu (jeszcze go zostało na jakieś dwie przyczepy). Mentalność chomików: bojler się popsuł, trzeba go wymienić na nowy (ale może być stary od sąsiada), stary bojler ląduje na podwórku (może sie kiedyś przyda np. sąsiadowi jak będzie chciał wymienić bojler)... Ale nasze podwórko w porównaniu z podwórkami innych to i tak porządek... - sklepy są, ale o wiele drożej niż w Warszawie. O materiałach budowlanych nie wspomnę: taniej jest pojechać do castoramy po kilka worków zaprawy, niż ją kupić na miejscu. Chyba tylko chleb jest tańszy... Wiejskie jajka można kupić w sklepie normalnie, ale nie będzie ich na paragonie fiskalnym... - my też zaczynamy palić owsem. Z oszczędności... - z psami do weterynarza wolę pojechać do Warszawy (a właściwie do Michałowic...) Psa z babeszją zamiast leczyć wolał uśpić. Konie: - Urodził nam się piękny wlkp źrebak... Wszyscy wkoło twierdzą, że mizeria, trzeba było pokryć kobyłę jakimś grubaskiem... - jadąc sobie kiedyś drogą na koni marki arab zostałam poproszona o pomoc w wyciągnięciu poldka trucka z rowu - oczywiście za pomocą konia... 😁 - końmi zajmujemy się my rano i wieczorem, w dzień są pod opieką teściów. Staraliśmy się uczulić na wszystkie ewentualne objawy różnych końskich dolgliwości == osiągnęłam prędkość kosmiczną na drodze praca-dom pewnego dnia, gdy się dowiedziałam, że Fisiek się co chwila kładzie. Na szczęście nic się nie stało... - długo trwało zanim do teściowej dotarło, że nie należy koni karmić obierkami od ziemniaków - stajnia przerobiona ze stodoły nigdy nie będzie stajnią. No i jak się gdzieś posprząta to jest to chyba sygnał dla wszystkich, że w wolne miejsce można ustawiać kolejne rupiecie. Mam od niedawna w paszarni komplet mebli `mazowsze`, bo dlaczego nie... - jak w Warszawie jeździłam konno codziennie (z małymi wyjątkami) to teraz jak pojeżdżę w weekend, to jest dobrze... Mam nadzieję, że się to jakoś zmieni, chociaż szanse są małe. Tereny pod Warszawą też nie były gorsze od tych, co mam tutaj... Tu się nie da jeździć, bo wszędzie błoto jak cholera czasem wzmacniane gruzem.
No i ostatnio mam wyrzuty sumienia, że jak mój synek dorośnie, to nie będzie mógł sobie np. wybrać szkoły (tzn. liceum)
jak trzymalismy konie w pensjonacie to bylismy u nich codziennie przynajmniej wiosną i latem🙂 a teraz.. jarek wsiada od wieliego dzwonu a ja.. mobilizuje sie do jazdy bo klaczka zajezdzona i nie mozna tego zmarnowac... ale co zrobic jak leje i leje
jesli chodzi o podwórko- my juz prawie mamy porządek 😅 ale zajeło nam to 5 lat 😜
błoto jest okrutne, ale u nas i tak jest dojazd cywilizowana drogą byłam niedawno w pewnej stajni i jechałam drogą'' utwardzaną''.. cóż nie wiedziałam ze jest inny dojazd. VW Bus tonał w błocie- ja klełam glosno zeby sie nie zakopac bo nie wiem kto by wyciagnał busa w ..lesie..
wracałam juz cywilizowaną drogą i jednak dało sie🙂
uroki wsi...
ale tak ps. byłam dzis w wawce- bleeeeee korki korki i wolna amerykanka wole po wsi jexdzic
Do mnie trener dojeżdża, dlatego wsiadam bo muszę i tak i tak. Błoto jest masakryczne. Przeklinam ujeżdżalnię, wybieg, nogi kobyły myte ze dwa razy na dzień 👿 Ja na szczęście mam samochód, którym wszędzie i zawsze (tfutfu) dojadę. Gorzej ma mąż. Słucham potem 3 razy dziennie, żebym nie robiła w drodze kolejnych kolein 🙂
W sumie jeżdżę, ile jeździłem - trzy, cztery razy w tygodniu. Codziennie końmi zajmuje się moja podpora życiowa. Zresztą, póki nie ma stajni z boksami, z których trzeba by wybierać obornik, to tej pracy przy koniach nie jest zbyt wiele (trzy razy dziennie dać owies, sprawdzić ogrodzenia, co jakiś czas pozbierać łajno spod wiaty) - palenie w kozie jest bardziej pracochłonne! Zaś co do naszej drogi, cóż... Miałem ambicję ją poprawić. Wójt raczył się na mnie wypiąć - bo najpierw, kiedy do niego przyszedłem z propozycją, że mu zafunduję żwir, a on tylko maszynę do ubijania przyślę, to odpowiedział, że sam wszystko zrobi. A potem sprawa wypadła z planu i do końca bieżącej kadencji żadnych zmian w nawierzchni naszej drogi się nie przewiduje. To potem, jak zamówiłem dwie ciężarówki żwiru do oczyszczalni ścieków i okazał się za drobny, większość wyrzuciłem na drogę. Katastrofa! Bez naukowego ubicia (bo co ja mogłem ubić moją ledwo 7-tonową białoruśką z cieniutkim spychem z przodu...) zrobiło się tylko gorzej. Dopiero teraz po licznych deszczach i po przemieleniu całości kołami kilku setek samochodów przez trzy miesiące, zaczyna być trochę lepiej niż było - za to porobiły się głębokie kałuże w miejscach, gdzie ich przedtem nie było...
Kot domowy straszliwie chrapie: spać się nie da, nawet przy święcie. Kot stajnny od wczoraj nas oswaja - na razie łaskawie wypiła postawione pod wiatą mleczko i można sobie z nią (ciągle na dystans) pogadać. Strasznie jest zresztą elokwentna! Siedzę sobie od (końskiego) śniadania przy komputerze i tak odkładam z kwadransa na kwadrans tę chwilę, gdy przyjdzie mi osiodłać Dalię wlkp i pojechać gdzie oczy poniosą - ale dłużej już pewnie się nie da, a kobyle należy się taki spacer jak umarłemu pogrzeb; zbyt długo nie pracowała, a lepszej okazji niż święto nie będzie. Za to o życiu na wsi kilku prawd gorzkich wczoraj się dowiedzieliśmy, co oczywiście zdążyłem już opisać tutaj: http://boskawola.blogspot.com/2009/11/na-wsi-bida-czyli-jak-radkowi-unia-nie.html
http://prawoity.pl/wiadomosci/wyrob-alkoholu-etylowego-na-wlasny-uzytek Nie cierpię tego kraju! "Prawodawstwa" tego kraju. Otóż z powyższego wynika, że zasada "co nie jest prawnie zabronione - jest dozwolone" - w naszym kraju nie obowiązuje, a Sąd Najwyższy lepiej wie "co ustawodawca miał an myśli" nie pytając o wykładnię. Bajer!
Może i ja odważe się cos napisać. Od zawsze mieszkam w małym miasteczku, na jego skraju. I kiedyś było dla mnie jak wieś- od "miasta" oddzielone łakami, obok zaledwie kilka domów i duże gospodarstwo za rowkiem 😉 Teraz, wycieli moje "krzaki" gdzie bawiłam sie jako dziecko, postawili osiedle gdzie dom stoi na domie, naprawili drogę na taką ładną z równą nawierzchnią- samochodów kiedys kilka na godzinę teraz kilkaset i to ze średnią prędkością 100km/h. Nie chcę już tu mieszkać, chcę ucieć stąd na prawdziwą wieś albo i dzicz, gdzie daleko będzie do sąsiada, koguty mnie będa budzić, konie będą miały kilka hektarów pastwisk a ja święty spokój 🤣. Trochę to nierealne, bo na taką dzicz trzeba jeszcze zarabiać, ale jak sobie o takim miejscu mysle to już od samego myslenia robi mi się lepiej 😉
Jesteśmy o krok bliżej do zimowego padoku. Radek dał się w końcu zmobilizować i zasypał część naszych dołów turem, a poza tym, pomógł mi naprawić wysięgnik koparki (spadł z łańcucha) - tylko już nie daliśmy rady jej odholować. Skończyliśmy pół godziny temu. Biorąc pod uwagę, że wstałem karmić konie o 5.30, potem objechałem Wielkim Strasznym Zwierzem nasze padoki i pół wsi, posprzątałem pod wiatą, narąbałem drewienek na rozpałkę, a potem przez resztę dnia zajmowaliśmy się najpierw remontem radkowego tura, potem karmieniem jego krów, a na ostatku łańcuchem i akumulatorem koparki, to w sumie byłem w pracy 13 godzin. Nie narzekam, ale wszyyysto mnie boli...
Nigdy nie myślałem, że ludzie na wsi tak długo śpią! Kiedy odprowadzałem kobyłę na padok po jeździe, we wsi piały dopiero koguty. A kiedy skończyłem obrządek, naszą piaszczystą drogą przejechał pierwszy samochód. Około 8.30! Radek kończąc równanie mojego dołu dopiero zaczynał się rozkręcać - ale też on wstał ładnych parę godzin po mnie. Zupełnie inaczej powtarzał mi zawsze dziadek - że na wsi do pracy wstaje się przed świtem, ale za to kończy się o zmroku.
u nas tzreba bylo wczesnie wstawac ale: -krowy maja zamontowane poridla automatyczne, na wieczor dostaja duzo siana starcza im do 7 rano -konie maja poidla automatyczne siana zadane wychuchane czekaja takze do 7 -swiniaczki maja i automatyczne poidelka a raczej smoczki i automatyczne podajniki pasz rowniez zaglada sie do nich o 7 kury i kaczki jakos nie narzekaja ze wychodza dopiero o 7
Kolejne odkrycie w sprawie życia na wsi. Gdzie trzeba rozglądać się za dobrym i niedrogim sianem..? Nie tam, bynajmniej, gdzie jest już wiele stajni i wyspecjalizowani w dostawach siana dostawcy, ani na prawdziwej wsi, gdzie siano potrzebne jest dla krów, tylko... pod miastem! Tam też są ludzie, którzy mają łąki, niczego nie hodują bo pracują w mieście, a muszą je przynajmniej raz do roku skosić, żeby dostać dopłaty. Siano ekologiczne, bo nie nawożą, a tylko jeden pokos w roku i tak wcale dobrze urośnie, niedrogie, a jak pachnie! Aż mi wstyd, że do tej pory karmiłem konie naszym, które ani się do tego nie umywa...
Ja odkryłam, że nie należy kupować w wiosce, w której się mieszka. Bo im się wydaje, że wezmę byle co za każdą cenę. W związku z tym już trzeci raz biorę siano z wioski obok. Akurat kobietka ma dużo łąk i kupuję na cały rok. I im dłużej tutaj mieszkam, to tym bardziej mam wieśniaków za darmozjady 😤
To u nas na wsi ludzie jacyś milsi, bo i chętnie przyjdą pomóc przy sianokosach, żniwach, czy innych pracach, no oczywiście zarobkowo. Ale jak trzeba coś pomóc jenorazowo to zawsze się znajdzie ktoś kto pomoże. Ale to może jest ta różnica, że mój tato wychowany na tej wsi, a ja już też z tego korzystam jako jego córka. W sumie nie ma u nas gospodarzy przyjezdnych z miasta. Tylko kilka domków jednorodzinnych, ale ci ludzie i tak jakby osobno żyją swoim życiem.
Już kiedyś pisałem, że mi na samym początku to jasno zapowiedziano: we wsi, liczącej 75 numerów domów jest, razem ze mną, siedmiu gospodarzy. Reszta..? Bóg raczy wiedzieć, co robią... Na ogół: nic! Mojego przyjaciela Radka brak możliwości znalezienia pracownika, o czym na blogu pisałem, doprowadził już niemalże do bankructwa...
Bardzo lubię wybierać gnój! W każdym razie: koński, bo krowi jest ohydny i ciężki... Ostatnio: wolę wybierać gnój niż jeździć, bo w siodle strasznie marznę. I wolę wybierać gnój niż rąbać drewno, bo nie trzeba się cały czas schylać (rozpadł mi się pieniek, a improwizowany strasznie niski...), Tylko, że do Czerwińska jednak trochę za daleko. Nie pomogę... 😕
hmmm... nie ma kto u mnie gnoju wywalić... Ale chętnych nie brakuje, tylko ładować si nie chce
Skąd ja to znam 👿 na szczęście nalazłam przyzwoitą ekipę "remontową", nie dośc, że gnój zabiorą, posprzątają, słomę za to przywiozą i jeszcze ujeżdżalnię i wybieg zbronują. Ja normalnie 90% narodu wiejskiego mam za darmozjadów na których ja muszę zapierniczać, żeby oni mogli tyko KRUS zapłacić 👿 wszystkim się nie chce, wszyscy zarobieni i wszystko za darmo. Ciekawe co by zrobili mieszakjąc w bloku bez kuroniówki nawet.