Forum towarzyskie »

Powrót do natury, czyli z miasta na wieś...

Jescze dodałabym stosunek do zwierząt. Inny niż miejski. Taki pragmatyczny - ja to rozumiem.
Rozumiem,ale nie umiem przyjąć. Przygladałam się latem hodowli królików. Śliczne puchate,wiadomo.
Dzieci miejskie i wiejskie bawiły się nimi bez końca.
Potem dzieci już tylko wiejskie bawiły się w zabijanie tych królików kantem dłoni. Ponieważ i na wsi jest postęp techniczny to filmowały to telefonem. Śmiechom i żarcikom końca nie było. 😤
Dziatwa w wieku od 4-14 lat zrobiła rzeź pod czujnym okiem życzliwie uśmiechającego się podpitego tatusia.
Miejskie dzieci zostały gwałtownie pochowane w domu przez zaszokowanych rodziców i poddane myciu,odrobaczaniu i wciskaniu w miejskie ubranka.
Tania, przerażające to...
mi właśnie na mojej wsi coś się gryzie
zawsze mi się wieś kojarzyła z życiowym pragmatyzmem, zwierzęta się hoduje w celach konsumpcyjnych
a tymczasem te 4 kozy, owca i konik polski są hodowane po to po co ja hoduję swoją Świnkę Peppę, czyli dla ogólno pojętej radości
ba z rozmów wynika ze mieszkańcy wsi przygarniali tez psy wyrzucane z aut przez miastowych

a mi się zawsze kojarzył pies wiejski z budą, garnkiem i łańcuchem
Tania, przerażające to...
mi właśnie na mojej wsi coś się gryzie
zawsze mi się wieś kojarzyła z życiowym pragmatyzmem, zwierzęta się hoduje w celach konsumpcyjnych
a tymczasem te 4 kozy, owca i konik polski są hodowane po to po co ja hoduję swoją Świnkę Peppę, czyli dla ogólno pojętej radości
ba z rozmów wynika ze mieszkańcy wsi przygarniali tez psy wyrzucane z aut przez miastowych

a mi się zawsze kojarzył pies wiejski z budą, garnkiem i łańcuchem


Bo to jest różnie.Ja nie generalizuję. Znam wiejskich ludzi,którzy wozili kota na neurochirurgiczną operację do Brna .Kot podwórkowy i dyszel od wozu-kwietnika zleciał mu na głowę czyniąc ją płaską. Ludzie niezbyt bogaci -ale się zdecydowali płaskiego kota ratować i uratowali.
Znam hodowcę koni na mięso i te konie swój krótki żywot spędzają milej niż niejeden nasz koń.
Dobrze,że są i takie przykłady.
od urodzenia  na wsi ktora znajduje sie kolo miasteczka  a raczej wiekszej wsi
poprostu ma-sa-kra
niema swietego spokoju,szlag trafia czlowieka konie sasiadom niektorym zawadzaja,psy tez
mojego psa niemoge na pole wypuscic bo od sasiada pies zrywa łancuch i przychodzi gospodyni i drze ryj- niemozna tego inaczej okreslic
konie wedlug wiekszosci mamy za chude kon według nich ma byc spasiony jak tucznik
ciagle slysze ze jak pada deszcz to konie trzeba sprowadzic do stajni bo szkoda takich ladnych koni w blocie trzymac ale w stajni jest ok
plotkowanie naprawde poruszajace.
Ale to wszystko z zazdrosci zawisci jak u nas nic nie bylo tylko 4 ha pola na krzyz i ze 3 kury to bylismy git  a teraz jak mamy wiecej juz jestesmy be jedynie sasiedzi ktorzy tez cos maja i pracuja nas lubia
wiec jak sie przeprowadzac to trzeba zaciskac zeby probowalismy walczyc to otruli nam konia teraz siedzimy cicho
a jak u was jest z tą pracą w niedzielę?
ja się staram tego po prostu nie robić


Na wieś przeprowadziłam się 6 lat temu i to nie byle gdzie, bo pod sam kościoł 🙂 A że praca i koń zabierają mi w tygodniu tyle czasu, że nie mam go już na pracę w ogrodzie, pozostają mi weekendy. Na szczęście nikt się nie oburza, gdy koszę trawę w niedzielę (albo po prostu o tym nie wiem).
Niestety stosunek wiejskich ludzi do zwierząt jest jeden, a takie przykłady, jak podaje Tania, to tylko wyjątki.
Też mam takie 🙂 Burek typowo  łańcuchowy leczony rok czasu, sercowiec, miesięczny koszt leczenia średnio 200/300 zł. Leczony do ostatniej chwili, uśpiony, jak już nie dało rady. Zdarza mi się i gwoździować wiejskie psy i koty, robić jakieś zabiegi ratujące zdrowie, ratować za wszelką cenę, chociaż zdrowy rozsądek nakazuje uśpić. Czasem się udaje 🙂
Ale sielanka trwa krótko i zderzam się z powrotem z twardą w stosunku do zwierząt wiejską rzeczywistością.
A propos chudych koni: ja powinienem być narażony na takie zarzuty bardziej niż ktokolwiek, w końcu trudno o chudsze niż moje... Ale jakoś: w oczy nikt mi nic jeszcze nie powiedział. Ani o tym, że całą dobę na zewnątrz stoją, a stajni w ogóle nie mam, ani o tym, że widać za mało karmię... Może dlatego, że sołtys sam konie trzyma, grubasy co prawda, ale najwyraźniej pojmuje celowość pewnych urządzeń, no i rozumie, że na stajnię mnie póki co nie stać. Poza tym: jestem o głowę wyższy i o połowę szerszy od największego z miejscowych - pewnie by mi i tak dali radę, w końcu nie jestem tak "zaprawiony w boju" jak oni, ale na razie nikt nie próbował, a jak kiedyś przyłapałem trzech sąsiadów na wyrzucaniu śmieci nawet nie na moją, tylko na sąsiednią działkę, to załadowali swoją półciężarówkę szybciej, niż z niej zwalali i do tej pory pierwsi mi się kłaniają...
My też w niedziele zajm,ujemy się ogrodem, kosimy trawę itd. W tygodniu nie ma na to czasu. Wieś chyba rozumie 😉 jedynie w jakieś duże świeta (typu Boże Ciało np) już nie pracujemy w ogrodzie, ale bardziej z własnych powodów niż dlatego że nie wypada.
Ja już kiedyś o to pytałam,może teraz ktoś mi wyjaśni bo to dla mnie zagadka wielka.
Jak się jedzie i mija wsie na przykład wieczorem /nie nocą/ to to dobrze widać.
Wszędzie jest ciemno w oknach. Dosłownie pojedyncze domy są oświetlone i to tak w jednym pomieszczeniu.
W dzień też to widać ale mniej- wszędzie jest pusto.Nie ma ludzi. Może pod sklepem paru pijaczków siedzi,ale przy domach nikogo.Ani ludzi ani aut.Pusto.
Z kolei w porze niedzielnej mszy pod kościołem pełno.
No i w porach żniw,wykopków widać,że są na polach.
Gdzie są ludzie wiejscy na codzień? Tak wieczorami?
Śpią o zmierzchu?
Czasem aż ciarki przechodzą jak się mija takie ciemne wsie.
Gdzie są ludzie wiejscy na codzień? Tak wieczorami?
Śpią o zmierzchu?


Moi jedyni sąsiedzi chyba rzeczywiście tak robią. Gdy wracam do domu po zmroku, u nich zawsze jest ciemno.
A Ja kocham wieś.
Pomieszkuje często na prawdziwej Polskiej wsi 😀
Gdzie są konie, krowy, świnie,kury a ludzie pracują w polu.
Mam nadzieje że w niedalekiej przyszłości będę mogła tam zamieszkać na stałe.
Jajka ma swoje a mleko po sąsiedzku.
Warzywa też swoje ( w tym roku uprawa nie wyszła bo za mokro, ale w zeszłym roku swoich ziemniaków miałam na całą zimę )
Kocham wiejskie życie 😀
"W dzień też to widać ale mniej- wszędzie jest pusto.Nie ma ludzi. Może pod sklepem paru pijaczków siedzi,ale przy domach nikogo.Ani ludzi ani aut.Pusto."

Teraz,przynajmniej w moich stronach juz mało kto utrzymuje się z rolnictwa.Krowa to już rzadkość a o koniach trzymanych w celach innych niż kosiarka do trawy to już dawno zapomniano.
Zmienia się powoli świat,powoli zostają już tylko duże gospodarstwa a małe upadają bo się nie opłaca.
U mnie na wsi w ciągu dnia nie widać dosłownie żywej duszy.Dzieci nie biegają po podwórkach bo siedzą w szkole,na dodatkowych zajęciach albo przed telewizorem.

"Jajka ma swoje a mleko po sąsiedzku.
Warzywa też swoje ( w tym roku uprawa nie wyszła bo za mokro, ale w zeszłym roku swoich ziemniaków miałam na całą zimę )"

U nas zapotrzebowanie na takie rzeczy jest ogromne a towar deficytowy.Dostać wiejskie jajka to prawie cud 😂


"Uroki" polskiej wsi:
najnowiszy hicior to pozbywanie się śmieci poprzez ich spalanie. Co wiąże się z wiadomym smrodem spalanych plastików.
O pozbywaniu się  śmieci poprzez ich wywózkę do najbliższego bezpańskiego rowu czy lasku nie wspomnę.



wieś wsi nierówna...
lubię bardzo wieś...
zawsze moim marzeniem było mieszkać na wsi... wręcz nienawidzę miasta...

lubię wieś na którą jeźdze od lat, gdzie są 4 domy "na krzyż', gdzie jedzie autobus 2x dziennie,
gdzie nie ma sklepu - a raz dziennie jedzie samochód-sklep i trabi ;-)

wieś naprawdę moze nie sielską - ale dobrą - gdzie sąsiad sąsiadowi pomoże bezinteresownie, i jeden drugiemu nie patrzy w kieszeń...
są na szczęscie jeszcze takie miejsca
Zapomniałam napisać,że dzikie wysypiska już praktycznie nie występują,bo każdy ma kosz.Kanalizacja jest,więc ścieków po rowach nie ma.Po rowach nie walają się śmieci,przystanki nie są zdewastowane,mury nie popisane.Panie przychodzące do sklepu :"Tylko żeby nie stare te udka były bo inaczej piesek nie zje".Pijaków też nie ma bo pod sklepem pić im nie wolno.
Każdy żyje własnym życiem i nie interesuje go kto i co robi.Sąsiedzi zza płotu się nie znają praktycznie a przynajmniej ja nie znam.Do kościoła tu nie chodzę,we wsi nie bywam więc już nawet z widzenia nie kojarzę.
Co do czystości na wsiach. Kilka lat temu spędzałam wiosnę i lato w pewnej wsi w opolskim (z prawdziwego zdarzenia- jakieś 120 mieszkańców, jedna ulica i same pola, utrzymywali się z rolnictwa, każdy się osobiście znał, co niedziela do kościoła, a po mszy do jedynego baru "na colę" 😉). Pamiętał co mnie uderzyło- ani jednego liścia, papierka, śmiecia na ulicy! Każdy dwa razy dziennie zamiatał chodnik i ulicę w obrębie swojego domostwa i przy okazji kilku sąsiednich domostw. Czystość wzorowa w każdym gospodarstwie. Trawniki idealnie przystrzyżone. Domy wysprzątane. Nikt nie ważył się zniszczyć/popisać czegokolwiek. Pamiętam pewną sytuację. Siedziałam z kolegami (podlotki, jakieś 15-20 lat) do nocy na przystanku i jedliśmy słonecznik (ahh 😉). Nikt nie odważył się rzucić łuski na ziemię! A na koniec, o jakieś 2 w nocy, jeden z nich pobiegł po szufelkę do domu i pozamiatał (!) to co przypadkiem upadło. Byłam naprawdę zaskoczona.
Ogólnie pamiętam zewsząd bijącą życzliwość- dla mnie i dla kuzynki jako dla przyjezdnych, nawet dla obcokrajowców, u których pracowałyśmy. Gościli nas jak mogli, nawet pomoc przy koniach miałyśmy (np. wybieranie obornika).
Ale tak jak piszecie, są wsie i wsie. Zależy od miejsca. Np. do 16 roku życia połowę roku spędzałam w swoim domu na "wsi". Była to bardziej wsiowa dzielnica małego miasteczka, w którym mieszkam. Pamiętam, że tam wszystko mieliśmy utrudnione, sąsiad sąsiadowi kłody pod nogi jak mógł. Wszystko przeszkadzało. A załatwić jakąś sprawę, odkupić kawałek (dosłownie!) pola lub jakiś zrujnowany budynek- biurokracja i zachłanność ludzi na parę złotych skutecznie wszystko utrudniała.
Wendetta - jeżdżę przez opolskie i widuję wsie ,jakie opisałaś.
Potem dalej ,też opolskie-dosłownie sąsiednia wieś - makabryczna - zaniedbana,brudna okropna.
Ktoś tłumaczył mi,że te czyste -to są zamieszkałe przez ludnośc o niemieckich korzeniach a te brudne to osadnicy ze wschodu. Prawda to?
Tania,
ja myśle że jest spora różnica np. we wsiach PGRowskich.. a wsiach "gospodarskich" z dziada pradziada..
w wielkopolsce duzo jest wsi "gospodarskich" i w nich jest ład i porządek, pomoc sąsiedzka i życzliwosc

wystarczy pojechać za to na pomorze i zobaczyć blokowiska na wiosce i po PGRowiskich mieszkańców pod sklepem
Tania,
ja myśle że jest spora różnica np. we wsiach PGRowskich.. a wsiach "gospodarskich" z dziada pradziada..
w wielkopolsce duzo jest wsi "gospodarskich" i w nich jest ład i porządek, pomoc sąsiedzka i życzliwosc

wystarczy pojechać za to na pomorze i zobaczyć blokowiska na wiosce i po PGRowiskich mieszkańców pod sklepem

To na pewno.
Mnie jednak interesują te "polskie" i "niepolskie" .
Odwiedzam groby moich Dziadków w Wołczynie i jadę tam od strony Opola .
Widoki są skrajnie różne. I właśnie tak mi ktoś miejscowy wyjaśniał.
Wendetta - jeżdżę przez opolskie i widuję wsie ,jakie opisałaś.
Potem dalej ,też opolskie-dosłownie sąsiednia wieś - makabryczna - zaniedbana,brudna okropna.
Ktoś tłumaczył mi,że te czyste -to są zamieszkałe przez ludnośc o niemieckich korzeniach a te brudne to osadnicy ze wschodu. Prawda to?

Tania, tak mówią. Mówili tak moi pradziadkowie, dziadkowie, którzy wywodzili się właśnie ze wsi opolskiej. Do tej pory mam tam rodzinę, z którą niestety nie utrzymuje kontaktu. Ale choćby z opowiadań mojej mamy wiem, że nawet ludność miejscowa stosuje taki podział. Wieś w której ja byłam również nadal żyje w takim przekonaniu. Większość miała jakieś korzenie niemieckie, wszyscy byli tam "proniemieccy", młodzi jeździli do "Reichu". Ale czy znowu Ci ze wschodu to "brudasy"- też się tak mówi. Ale nie można przecież do końca stwierdzić czy jedno i drugie przekonanie ma coś wspólnego z prawdą czy to tylko taki pogłos dawnych waśni i nietolerancji...
Moi Dziadkowie byli repatriantami i przykro mi było słuchać o takim podziale.
Ale dawno temu tłumaczono to tym,że repatrianci stale czuli się jak nie u siebie i ta tymczasowość się przekładała na codzienne życie. Jednak minęło już ponad 60 lat a te zaniedbania nadal widać.
Przedziwne. Sam Wołczyn taki szary aż strach.
Ale ludzie starzy ze wschodu,jakich spotykam nad grobem -przemili ,cudownie mówiący śpiewnie .
:kwiatek:

Ktoś tłumaczył mi,że te czyste -to są zamieszkałe przez ludnośc o niemieckich korzeniach a te brudne to osadnicy ze wschodu. Prawda to?


nie wiedzialam ze syfiarstwo ma korzenie w pochodzeniu 🙄
[quote author=Tania link=topic=8967.msg327435#msg327435 date=1251889962]

Ktoś tłumaczył mi,że te czyste -to są zamieszkałe przez ludnośc o niemieckich korzeniach a te brudne to osadnicy ze wschodu. Prawda to?


nie wiedzialam ze syfiarstwo ma korzenie w pochodzeniu 🙄

[/quote]
No to właśnie pytam . Bo ,jak wspomniałam i ja mam korzenie wschodnie.
Dlatego właśnie mówię, że być może jest to po prostu efekt dawnych waśni itp. Przekonania o których wspomniała Tania są wciąż żywe u ludnośći miejscowej.
Osobiście wsi zamieszkałych przez ludność pochodzenia wschodniego na własne oczy nie widziałam, więc stwierdzić nie mogę. Mogę za to powiedzieć, że "niemiecki porządek" w pewnych rejonach opolskiego jest prawdą.
Nie wiem czy syfiarstwo i porządek można mieć we krwi. Na pewno można być pewnych rzeczy nauczonym.
Odwiedziłem dziś moją Pocztę. Jak tylko się przedstawiłem i powiedziałem skąd przyjeżdżam pani w okienku od razu: "a to stamtąd, gdzie pięć takich ładnych koni biega..? Bo my tu się oczywiście interesujemy i wiemy, wiemy... Nawet oglądałam w sobotę. Wytłumaczę panu Heniowi, jak trafić..." Bo oczywiście poszedłem tam zaniepokojny brakiem wrześniowego numeru "KT" mimo, że nowy adres redakcji podałem. Okazało się, że przesyłka i owszem, była - ale pan Henio nie wiedział gdzie szukać tego numeru posesji, we wsi się kogoś pytał (ale pewnie nie sołtysa, bo ten by wiedział...), a w Urzędzie pytali, ale w dziale meldunkowym, a nie w dziale nieruchomości - dział meldunkowy nic o mnie nie wie, bo jako że mieszkam w "tymczasowym, nie związanym z gruntem obiekcie o powierzchni poniżej 30 m2, ustawionym na czas budowy", to zameldowania nie mam i mieć nie mogę. A że dział nieruchomości dał mi już numer posesji, to tego jakoś nie sprawdzili...

Cały weekend odpieraliśmy ataki wycieczkowiczów. Naprawdę dumny jestem, gdy ktoś podziwia moje konie i bardzo bym chciał, by cały czas tłumy pod płotem stały - ale kiedy jakieś wyrostki wrzucają coś na pastwisko albo próbują przez ogrodzenie łapać konie za kantary (i tu zawiodłem się na Dalii wlkp, zawiodłem się straszliwie: tyle lat była postrachem wszystkich stajni w których stała, zjadała kursantów żywcem, ma "na rozkładzie" złamany kręgosłup, złamaną nogę i niejedną złamaną w zarodku ujeżdżeniową karierę - a tu, stoi jak cielę przy płocie i wszystko daje ze sobą zrobić, jak, za przeproszeniem, jakaś achałtekinka...), to nie mogę zrobić nic innego, niż ich pogonić. Mam przy tym wrażenie, że to nie miejscowi byli, tylko "letnicy", co to się dopiero budują tutaj - goniłem ich prawie do wsi, mogli się schować w jednym z czterech domów, a dwa z nich nie wykończone i do "Warszawiaków" ewidentnie należą...
jkobus, Na takich delikwentów to tylko dwumetrowy płot ze sztachet, wzmacniany dodatkowo siatka.
no to chyba by  musial jkobus walnac 6 w totka zeby sie ogrodzic takim plotem...  😉
swoja droga, ile masz po obwodzie swego "placyku", Jacku?

moze podwojny plot, tzn . jeden od zewnatrz taki jaki masz, a drugi z pastucha pod pradem na  plastikowych (lub innych tanszych) pretach. jesli zostawisz miedzy plotami z metr miejsca, to juz kontakt z koniem bedzie wymagal pewnego wysilku => przelezc przez plot, sprawdzic czy pastuch kopie, zwabic konia w poblize pastucha itp.
chociaz dla chcacego nic trudnego oczywiscie.. 🤔
Na razie ogrodzone jest trochę ponad 4 ha. Krótszego boku ok. 100 m, dłuższego 400... Od strony wsi odsunąłem się o metr od granicy działki i zamierzam na tym metrze posadzić coś kolczastego - ale, że tam dość słaby grunt miejscami, to najpierw chciałbym nasypać metrowej szerokości wał z końskiego nawozu i ziemi i dopiero na tym sadzić - a materiału póki co mi brak... Zamierzam tak, czy inaczej puścić prąd w dolnym ogrodzeniu (nie starczyło mi rurek, dlatego metal jest tylko od góry i tylko w ogrodzeniach zewnętrznych) - ale najpierw muszę zdobyć odpowiednią ilość "izolatorów", czyli plastiku po grubych workach na nawóz. A to jest bardzo skomplikowane! Radek musi najpierw dokończyć koszenie części moich łąk, wysypać tam ten nawóz i dopiero wtedy... Drugi miesiąc o to zabiegam..?
Spotkaliście się z takim zjawiskiem: siedzi cała rodzina grzecznie nawet dość za płotem, zdjęcia konikom cykają, po prostu wzorowi zwiedzający. Ale jak się do nich zbliżyć - chowają się w kukurydzy, a jak nie zdążą, to i tak uciekają, na żaden "dzień dobry" nie odpowiadając... Nie mówiąc o tym, że nikt tu nie ma zwyczaju się przedstawiać: więc nawet nazwisk znajomych dowiadywałem się, jak o nich ktoś inny mówił.
Spotkaliście się z takim zjawiskiem: siedzi cała rodzina grzecznie nawet dość za płotem, zdjęcia konikom cykają, po prostu wzorowi zwiedzający. Ale jak się do nich zbliżyć - chowają się w kukurydzy, a jak nie zdążą, to i tak uciekają, na żaden "dzień dobry" nie odpowiadając... Nie mówiąc o tym, że nikt tu nie ma zwyczaju się przedstawiać: więc nawet nazwisk znajomych dowiadywałem się, jak o nich ktoś inny mówił.

Hi!Hi! W horrorach typu "Dzieci kukurydzy" się spotkałam-uważajcie na siebie. 😂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się