Gibanie brzuszków ma sens. Nie ma potrzeby machać wcześniej pajacyków. Pokemon- ale co innego trening brzucha = katowanie go, a co innego gibanie sobie brzuszków w pracy w czasie wolnym. NIGDY w pracy nie zrobię sobie takiego porządnego treningu na brzuch. W robocie to jest takie na 50-góra 70 %. Dla mnie to nie trening. To właśnie takie niezobowiązujące się poruszane codzienne. Coś jak mój calanetics w pracy. Ot takie coś, żeby się nie zastać.
Pokemon- wierzysz w masaże brzucha? 😲 Ja jakoś nie umiem.....
Ja idę właśnie spać po 44 h na pełnych obrotach bez snu, do tego z bolącym kolanem, po grypie jelitowej i migrenie w tym tygodniu. Od jutra biorę się ostro do roboty mimo że dostanę okresu. Ale chyba okres, po atrakcjach tego tygodnia, to będzie sama przyjemność 🙄
Nie śpię, zbieram się do pracy. Jakież to piękne uczucie nie nażreć się na noc i wstać bez ciąży spożywczej. 😅 Nie napcham się dziś, bo nie będę miała czego. I poćwiczę calanetics. Taki mam plan na sobotę.
Wstałam, idę zaraz biegać 💃 Nie chcę wiedzieć ile jest na wadze, bo na pewno nie tyle ile powinno być. Wreszcie znalazłam w chociaż małym stopniu ratunek na moje nieszczęsne zatoki, więc mam nadzieję, że teraz jak złapię trochę oddechu to i chęci na wszystko (oprócz żarcia) przybędzie...
Ja też śniadaniuję. Ostatnio żrę namiętnie pastę sojową a la paprykarz 😁 dobre to świństwo, a całe opakowanie 100 g ma tylko 105 kalorii, więc jak sobie posmaruję kromy nawet grubo tym, to i tak wychodzi mniej niż szyna.
A tak poza tym, to spałam może godzinę 😵 ledwo żyję.
U mnie plus-minus. Minus oczywiście w kwestii jedzenia - nadal trudno mi o regularność, trudno mi pogodzić grzeczność wobec matki z zasadami żywienia. A wczoraj, przyznaję się bez bicia, świadomie zafundowałam sobie do meczu piwo i chrupadła. Piwo piję tak rzadko, że to chyba nie taki straszny wybryk.. może z 2 miesiące temu piłam ostatnio, może nawet więcej... Ale trzymam aktywność. I nieskromnie jestem z tego dumna, bo wychodzę rano, wracam wieczorem, zdecydowanie jestem zmęczona tym życiowym maratonem od sierpnia, a znajduję siłę i ochotę. Co drugi dzień 100 wysokich brzuszków. Do tego programy na uruchomienie metabolizmu / lekkie cardio / aeroby czyli serie pajacyków, boksowań, wyskoków, kicków, truchtań. Czasem dołożę też ćwiczenia na brzuch i pośladki. Do tego co dwa/trzy dni siadam na rowerek. Ok, nie jest to może plan idealny. Raczej mocno chaotyczny, ale staram się na ile mi pozwalają obecne warunki czasowo-finansowo-lokalowe. Nie chudnę spektakularnie, ale jest mnie kilo mniej i to utrzymuję.
Hehe, dzieki Laski! :kwiatek: Ale do roboty! Faktycznie wątek "zgnił" ostatnio. Tak cicho to nie pamiętam, żeby tu było! (a czytałam codziennie, tylko się nie udzielałam 😉 ).
Ja się sama obudziłam. Już przyzwyczajona jestem do regularnego wstawania. Kawę piję, płatki namakają (nie mogę się doczekać aż je zjem!) i zabieram się za przenoszenie plików na dysk zewnętrzny, a jak się uleży jedzenie w brzuchu to zasuwam ćwiczyć!
mleko, musli i pekińska- 300 kcal. I jest ekstra- przetrzepałam już szafki na dyżurze i nie ma NIC NIC. Żadnych czekoladek, ciastek, nic. 😅 Jestem totalnie bezpieczna. 😀
Uznajmy, że "złe" już minęło, a teraz zbieramy się w sobie i będziemy dawać 100% naszych możliwości.
Zastanawiam się jak to będzie jak w końcu zamieszkam sama. Czy rzeczywiście będzie mi łatwiej dbać o siebie. Z jednej strony na pewno czas i długość ćwiczeń będą zależne wyłącznie ode mnie. Nie będzie też bezpośrednich sytuacji "ugotowałam, więc teraz teraz to uszanuj i zjedz" (chociaż pewnie będzie na początku batalia o zabieranie posiłków od mamy). Ale z drugiej strony będę musiała inaczej zarządzać czasem, bo będzie trzeba przygotować każdy posiłek, bo będzie trzeba każde pranie, każde sprzątanie zrobić samodzielnie. Poza tym bardzo chciałabym wrócić na zumbę i pilates. Uregulować moje wizyty w stajni - a mam teraz dwukrotnie więcej chętnych na jazdy. Ciekawe jak będzie wyglądał ten mój grafik. 😉
Ja dzisiaj sobie machnę coś z Chodakowską, może turbo? 👀 Kto robi ze mną jakiś program? Porobiłam sam jakiś na dane partie, ale chyba jednak przy moim ogólnym bezruchu wolę zrobić jakąś ogólnorozwojówkę połączoną z kardio 🙂
Ja po śniadaniu i po kawie. Na śniadanie dojadam sałatkę z ryżem, która ma dzisiaj deadline na opuszczenie lodówki, a że nie znoszę wyrzucania jedzenia, no to sobie dzisiaj posałatkuję 😁
Ja wczoraj odkryłam ,że flaczki z biedronki mają tylko 112kcal na porcje!(250ml) 😲 Wprawdzie ja przed dietą żeby się najeść musiałam zjeść cały słoiczek (500ml) ale co to jest 224kcal za tak pyszne i syte jedzenie 🏇 Ja uwielbiam flaczki, wcześniej nawet na nie nie zerkałam , bo wydawało mi się ,że to bardzo kaloryczne a okazało się ,że nie. Do tego te z biedronki są przepyszne (jedyne , które mi smakują ze słoika) i teraz w biedrze w promocji za 3,49.
Dzisiaj na śniadanie ;serek wiejski light kromka chleba z jakimiś ziarnami 300kcal 2śniadanie ;jabłko i mandarynka 100kcal
Wczoraj nie poćwiczyłam za długo ,zaledwie 10min , bo gotowałam na weekend sobie jedzienie i jedzenie chłopakowi oraz zwierzętom , zakupy ,sprzątanie.
Dzisiaj za to mam sesje zdjęciową a potem jeszcze muszę młodą wylonżować , więc nie wiem czy nie wrócę na czterech do domu. Ale będę starała się ćwiczyć , bo chłopak mówi ,że mam dużo mniejsze boczki 😅
Biedra musi dodawać dużo glutaminianu sodu, albo innych polepszaczy smaku, bo większość rzeczy mają PYSZNYCH. 😍 Narobiłaś mu smaka flakami. Poszukam i zjem kiedyś na obiad.
Do 17tego może być deficyt , bo jest promocja i wczoraj chciałam zrobić zapas i flaczków nie ma 🙁 Ale dzisiaj wracając ze stajni mam jeszcze 3 biedry po drodze , gdzieś muszą jeszcze być 👀 Ale potem są w regularnej cenie 4.99 też spoko.
Ja robię rewolucje w życiu , wczoraj przy kilkunastu godzinach w aucie , rozchorowałam się . Ledwo żyje gardło mnie tak boli że nic nie mogę jeść . Postanowiłam coś zmienić , więc trzymać kciuki, bo chodzę jak bomba zegarowa i dopadła mnie depresja . Idę spać 😤
Wypiłam kawę 3w1 i mi źle... żołądek mówi "spadaj, gupia!" Zaleję go zaraz Activią, może mu będzie lepiej.
A'propos herbaty - u mnie przede wszystkim zielona - rano do śniadania, później 1 lub 2 kubki w pracy, po południu piję La Karnitę (po pierwsze chcę wierzyć w jej wspomagające działania, po drugie po prostu ją lubię), a wieczorem czerwona z pomarańczą lub cytryną (też lubię smak, nie działa pobudzająco jak zielona no i mam nadzieję wspomaga trawienie w nocy). Czarnej praktycznie nie piję w ogóle już. Chyba, że jakieś specjalne, raz na jakiś czas, dla smaku - Earl Grey, grzańce czy "świąteczne" z nutą cynamonu (ale one są mocno sztuczne, perfumowane, dosładzane, więc to tak tylko dla rozpieszczenia podniebienia). Ziołówki, np. pokrzywa, piję pod przymusem, z rozsądku jak trzeba. A mięty nie piję w ogóle - chociaż "napij się mięty" jest tak rozpowszechnione. Niestety to ziółko działa na mnie tylko w jeden sposób, często już w połowie kubeczka. 😉
O! ASzhar startowałaś jak ja. 😁 z takiego samego poziomu 😁 I pacz! Jest już 61. Tylko teraz leci duuuuuuuuużo wolniej, ale ja jestem twarda i się nie dam.