popełniłam kilka tygodni temu grzech smiertelny 😉 zabrałam faceta na zakupy. ubrać go trudno, bo płaskodupie, nogi jak szpileczki, jak coś w pasie dobre, to ma pieluchę na pupie, ale obcisłych nie znosi. ubierz teraz takiego...
kupiliśmy wyjściowy komplecik, czarna koszula z krótkim rękawem, naprawdę ładna, ale ze spodniami byl kłopot, wszystko jak nawet już krojem pasowało to "pedalskie" świecące dzety, CEKINY! czy podobne hafty i ozdobniki. udało mi się wywalczyć jasne, prawie białe spodnie, z ciemniejszymi dobarwieniami, te napki u góry spodni trochę świecące, ale najmniej ze wszystkich. strasznie ciężka sprawa, żeby ubrać faceta nie na nową błyszczącą bling modę, tylko jak faceta(jak sie znajdą normalne jeansy to pielucha). na szczęście da sie lekko błyszczące napki przykryć koszulką 😉
TK Maxx- to dopiero senny koszmar. Wygląda jak mega second hand. Podłoga ciemna a oświetlenie dręczące zmysły. Na metkach ceny z kapelusza typu 1500,00 zł za spódnicę i OKAZJA- cena sklepu tylko 300,00 zł. Wymięta, wymierzona na tysiąc stron szmata. Męczy mnie ten sklep strasznie. Już tam nie wrócę.
A ja TKMaxxa bardzo lubię, zwłaszcza za buty i staniki. 🙂 Wytrwale szukam tam koszul i spodni, ale jeszcze nie trafiłam na nic fajnego, ale sklep sam w sobie lubię, bo tanio. 😀
Nienawidzę kupować staników! A szczególnie w zwykłej sklepowej rozmiarówce, bo się po prostu nie da. Niestety za 'normalną rozmiarówką' ida normalne ceny 🙁. Serio nikomu nie przyszło do głowy, że przy 65 mogę mieć do zagospodarowania biust o większej objętości niż dwa spłaszczone waciki kosmetyczne (może nie jakoś dużo większej, ale jednak 😉)? Albo, że zamiast zakładania protezy biustu, z wypchanymi do granic możliwości miseczkami, szukam zwykłego lekko usztywnianego stanika?
W zeszłym roku zaparłam się i przeleciałam dosłownie wszystkie warszawskie sklepy braffitingowe. Miałam na prawdę duży kłopot, żeby znaleźć gładki, nie przesadnie zabudowany stanik, nie namiotowy, a lekko usztywniany, ale znowuż bez poduch. A wydawałoby się, że to najbardziej podstawowy model 🙁 Najprostszy 65E znalazłam w Atlanticu, ale jakościowo są fatalne, do tego obtarły mnie tak, że miałam piękne brązowe odbarwienia pod pachami... W końcu kupiłam Freyę. Wszystko idealne, oprócz ceny. I tak w kółko...
Staniki z H&M lubię, na szczęście jestem w miarę wymiarowa, jakbym jeszcze miała z biustonoszami się użerać chyba w ogóle bym oszalała w tych centrach handlowych. nie wspominając o tym, że przymierzanie staników np. zimą to jest jakiś kiepski żart w tych przemierzaniach. 😫
Tania, w TKMaxxie byłam raz. O jeden raz za dużo 😵 wymemłane szmaty za kosmiczne ceny, w dodatku otoczenie syfne, pełno ludzi, dział z butami to w ogóle jakiś horror. W stanach, ciotka opowiadała, że owszem, mają też ten sklep, tyle, że cenowo to jest o wiele, wiele taniej, takie prawdziwe wyprzedaże, że ludzie tam drzwiami i oknami walą.
Kozaków kupować nienawidzę też. Przy rozmiarze 38, obwód mej łydki sięga... całych 30cm. Mam jedne kozaki trzeci sezon z Lasockiego, które pokochałam miłością wielką, bo naprawdę pasowały na moje przeszczepy, jak pomyślę, że muszę nowe zakupić to mi się płakać chce. Na szczęście Emu produkują też niskie...
Bo wy nie wiecie. Do sklepu trzeba się ładnie (drogie, lub wyglądające drogo ciuchy) ubrać. Wtedy są mili. Sprawdzone. Nie lubię uogólniać, nie zawsze tak było, ale najwięcej takich sytuacji miałam w Douglasie. Dlatego polubiłam Sephorę, do której kiedyś poszłam w zużytej bluzie, zmęczonej sesją twarzy, bez makijażu i włosami w nieładzie po basenie. Panie były tak miłe, że aż się zawstydziłam, że taka brzydka byłam :P.
Nigdy zakupocholiczką nie byłam, ale sprawiało mi to często, gęsto prawdziwą frajdę. Teraz rzeczywiście jestem autentycznie zmęczona "shoppingiem". Źle się robi czasami od patrzenia na wystrój, gdzie cały sklep wygląda jak jeden wielki bałagan. Już wolę panie, które mają formułkę sztuczną do powiedzenia, załatwią, ja podziękuję i jest spokój. Np. "dzień dobry, witamy w Tchibo"- śmieszy, gdy słyszę to od każdej pracownicy w sklepie na jaką się natykam, ale jest lepsze niż śledzenie wzrokiem zza lady przez panie, które nie wiedzą, czy wypada się jeszcze/już ruszyć? Z takich sklepów najszybciej wychodzę, bo nie czuję się w nich komfortowo. Ale jak wszystko za mnie robią też źle. Są sklepy w których odnoszą ciuchy do przymierzalni za ciebie. Albo takie, w których ekspedientki się przedstawiają. Nie lubię też pań, które przynoszą koszule po np 300zł i zachwalają, że to taka fajna cena i przecież dla mnie to nie problem. Zastanawiam się wtedy ile one w tym sklepie zarabiają, że dla nich to żaden wydatek. Ceny ubrań generalnie poszły w górę. Za byle szmatki, które nie budzą mojego zaufania płaci się straszne pieniądze. Kiedyś koszulkę spokojnie można było kupić za 20-40zł. teraz 70zł za tshirt to dla mnie pomyłka, a moim jedynym niezmiennym wymaganiem jest by były z bawełny. Całe szczęście, że trendy od jakichś dwóch sezonów zupełnie mi nie leżą. Masakry jakieś :P a ceny paranoja, lub po prostu śmiech. Nawet lumpeksy nie są już tanie. W hennesie, gdzie kiedyś często się zaopatrywałam nic dla siebie nie znajdę, a zara tak poszalała z cenami i nie dała nic w zamian.
Kicz w modzie jest dla mnie dalej kiczem. Ponadto teraz tyle ciuchów które wymagają konkretnej stylizacji, czyli jak kupię dziwną bluzkę, muszę kupić dziwne spodnie bo do dotychczasowych nie założę. Nie chodzi o bycie nudną szarą myszką, ale też o to, że nie każdy wymienia garderobę co sezon.
Z butami się przełamałam, kiedyś nienawidziłam. Dzisiaj, gdyby mnie było stać buty kupowałabym co chwila, mimo że większość czasu chodzę w adidasach :P. Lubię swoje szczupłe łydki, ale przy kupnie kozaków miałam problem. Dwie wsadzałam w jednego buta. Ze spodniami problemu nie mam. Mam za to z białymi koszulami- ciężko znaleźć ładną, nie przesadzoną, z naturalnych materiałów do 100zł. I ze sweterkami na guziczki, bo rozchodzą się na cyckach a biust mam normalny. jeansy kupuję w factory. Głównie w typowo jeansowych sklepach, ale nie tylko. Mam jedne jeansy z hennesa i o dziwo trzymają się długo dobrze, ale to chyba ewenement. Biodrówki mogą być, żeby tylko nie za obcisłe. Gehennę przeszłam szukając marynarki, w końcu kupiłam drogą ale piękną. Z "górną" odzieżą mam jak Dworcika- szukam czegoś, co mnie dodatkowo nie rozbuduje. Gorzej ze stanikami- bo odkąd przestawiłam się na te z nową rozmiarówką, innych nie włożę, mowy nie ma. Ceny straszne, zwykle kupuję online, a w sklepie mierzę modele prosząc o takie do określonej ceny. Wkurza mnie, jak widzę stanik wyglądający na większy biust niż jajko (sadzone) to okazuje się, że pod spodem nie ma już miejsca na pierś.
Szaga, daję sobie rękę uciąć, że w Warszawie w co najmniej 3 sklepach stacjonarnych kupisz staniki 65e za mniej niż 150zł 🙂 I 2 są z pewnością w okolicach centrum. Z kompletem może być gorzej- ale staniki w tej cenie i mniej- dostaniesz.
nawet w arkadii. za 150-160zł spokojnie znajdziesz, ja zawsze szukam, żeby było poniżej 120 w stacjonarnym
TK Maxx- to dopiero senny koszmar. Wygląda jak mega second hand. Podłoga ciemna a oświetlenie dręczące zmysły. Na metkach ceny z kapelusza typu 1500,00 zł za spódnicę i OKAZJA- cena sklepu tylko 300,00 zł. Wymięta, wymierzona na tysiąc stron szmata. Męczy mnie ten sklep strasznie. Już tam nie wrócę.
🤣 Tak, weszłam niedawno z ciekawości podczas zakupów w M1 i zaraz uciekłam z krzykiem. Giga lumpeks z ohydą, dokładnie tak jak to opisujesz.
Co ciekawe - TKMaxx w Dublinie to (ponoć, bo jakoś nigdy tam nie trafiłam) zupełnie co innego niż u nas - tj. rzeczywiście można tam za niewielkie pieniądze dostać fajne markowe rzeczy.
Skoro już narzekam, to powiem, że mam problem z kupieniem sukienki. Nie znajduję nic dla siebie. Wszystko co ładne to albo krótkie, albo sztuczne, albo drogie, albo ja w tym źle wyglądam. a mierzenie męczące, bo trzeba się całej rozebrać :P
Uh, outlety ratuja zycie. <3 Wprawdzie do mojego ulubionego musze jechac przez pol miasta, z przesiadka i jeszcze isc od przystanku kawal, to oplaca sie. Dzisiaj kupilam dwie pary spodni [House i Reserved] za 70zl. 😍
o matko, ode mnie to też kawał drogi by był. Nic z tego, nie jadę 🥂
Jeżeli chodzi o inny sposób 'zdobywania' ubrań do szafy. Szykuję się na targ różności organizowany w poznaniu. Może upoluję coś nowego do szafy, z pewnością za to poznam sporo nowych osób na miejscu 😉 i nikt nikomu nic nie będzie wciskał na siłę 😅
Niecierpie chodzić po sklepach, mierzyć i szukać. A dlaczego? Bo często albo nie ma mojego rozmiaru, albo materiał nie ten, czy cena kosmiczna.. Najgorzej jest ze spodniami: jak dobre w biodrach, tak za krótkie. Koszmar. Ale..mimo tego fajnie jest kupić sobie coś nowego😀 I wczoraj znalazłam cudowne miejsce na zakupy! Kupiłam spodnie, które są idealne(!) i zaplaciłam za nie aż 25zł! Takiej przeceny jeszcze nigdy nie spotkałam! Do tego nie za wiele ludzi, nie za głośno w sklepie, fajny klimat, przyjemne światło i nie nabija się kilometrów chodząc od butiku do butiku.
U nas niedługo będzie otwarcie Outlet Parku, już się nie mogę doczekać. Bardzo dużo dobrych i znanych marek, może w końcu polubię chodzenie po sklepach. 😀
Mam blisko siebie Factory Outlet. I ile razy tam byłam, czy na wyprzedażach, czy nie, to nic nie mogłam dla siebie znaleźć ze względu na nieciekawą, jak dla mnie, kolekcję i ceny wcale nie outletowe. Jedynie w Mango znalazłam kilka szmatek ,ktore mnie zainteresowały (i cenowo i pod względem fasonu), ale nie wzięłam ich w końcu- spodnie leżały tragicznie, mimo, że mam "standardowe" wymiary, a kardigany były faktycznie same ze skazami, porozwlekane i też fatalnie wyglądały po założeniu.
Jakiś czas temu odkryłam magię second-handów. Tam zwykle zdarzyło mi się wygrzebać coś fajnego i oryginalnego za parę groszy. I nikt mi się z obsługi nie naprzykrza, nikt nie patrzy krzywym okiem i nie ocenia, czy wyglądam zamożnie czy nie.
ja kocham zakupy 😜 jedyny ogranicznik to brak miejsca w szafie i fundusze 😤 🤣 fakt, że mieszkam w Irlandii, gdzie jeszcze nigdy - przenigdy nie spotkałam się z nieuprzejmą/znudzoną/męcząco nadgorliwą/protekcjonalną/whatever obsługa chyba dość mocno mi pomaga - ostatnio w Polsce po prostu wyszłam ze sklepiku Pandory - poczułam się tam jak mala idiotka która chce kupić coś o czym nigdy nie słyszała i nie ma pojęcia w jakie progi wstąpiła 🤔 , naprawdę, nigdy mi się to nie zdarzyło w Irlandii.. 🤔
Może nie koszmar, ale dało mi do myślenia. Jakie to czasy są teraz dziwne. W takim dość dużym samoobsługowym spożywczaku, widzę jak klient wsuwa coś do kieszeni. Klient na oko bidny. Towar - chyba koncentrat pomidorowy czy tam coś z takiej półki. No, nie alkohol, nie brylant. I teraz może jak w takiej ankiecie do serialu-co dalej? a) zgłosić pani sprzedawczyni b) odwrócić wzrok ( wchodząc w spór z własnymi zasadami) c) dyskretnie szepnąć-widzę cię -dając szansę na oddanie na półkę a sobie szansę na dostanie po głowie za sklepem d) powalić złodzieja na podłogę , wyrwać towar i wezwać policję czekając na nią wśród wiwatujących tłumów
Możemy wspólnie porozważać opcje? Napiszę, co zrobiłam, ale na koniec, bo nie chcę nic sugerować.
W opisanej sytuacji chyba bym wybrała odwrócenie wzroku. Zapłaciłaś sama za tę rzecz?
O! Zapłacenie nie przyszło mi tym razem do głowy. Łatwiej przy kasie dyskretnie podsunąć, jak komuś braknie mrugając do kasjerki. Jak miałabym zapłacić za coś ukryte w pantalonach? Hi!Hi! -podejść i szeptem spytać:co to tam pani ukradła? niech pani pokaże to ja zapłacę. Właśnie o odwróceniu wzroku piszę. No, bo biedna osoba, bo towar może na zupę dla biednej rodziny. No, ale to jest bawienie się w Boga kosztem portfela jakiejś ekspedientki. Kto płaci za skradzione w sklepie rzeczy? Jest jakoś to ubezpieczone?
Edyta: Mnie bardziej chodzi o przeczytanie, co inni by zrobili w takiej sytuacji. Nie o zgadywanie co zrobiłam ja. Napiszę, ale później bo zamiast ogólnej rozmowy, zacznie sie ocenianie mnie. Odwróciłabyś wzrok- uzasadnisz ? :kwiatek: (I dziękuję, że we mnie wierzysz . Tania= Robin Hood ? :kwiatek: )
Też miałam ostatnio zagwozdkę co zrobić, w końcu nie zrobiłam nic, ale męczy mnie to cały czas.. i w ogóle chyba coraz gorsze mam o ludziach zdanie... W zwykłym markecie spożywczo przemysłowym wchodzę w alejkę z kosmetykami, a tu z naprzeciwka idzie jakaś w średnim wieku pani, ręka cała w jakimś kremie i smaruje sobie twarz 😲 drugą ręką odstawia krem na półkę i z uśmiechem odchodzi... 😵
Może nie koszmar, ale dało mi do myślenia. Jakie to czasy są teraz dziwne. W takim dość dużym samoobsługowym spożywczaku, widzę jak klient wsuwa coś do kieszeni. Klient na oko bidny. Towar - chyba koncentrat pomidorowy czy tam coś z takiej półki. No, nie alkohol, nie brylant. I teraz może jak w takiej ankiecie do serialu-co dalej? a) zgłosić pani sprzedawczyni b) odwrócić wzrok ( wchodząc w spór z własnymi zasadami) c) dyskretnie szepnąć-widzę cię -dając szansę na oddanie na półkę a sobie szansę na dostanie po głowie za sklepem d) powalić złodzieja na podłogę , wyrwać towar i wezwać policję czekając na nią wśród wiwatujących tłumów
Możemy wspólnie porozważać opcje? Napiszę, co zrobiłam, ale na koniec, bo nie chcę nic sugerować.
Odwróciłabym wzrok. Nie jestem odpowiedzialna za innych ani ich decyzje. Ale tylko ze względu na to, że biedak i że koncentrat pomidorowy. Prawie jak "Heinz dilemma" w badaniu Kohlberg'a o rozwoju moralności 🤣 -> http://en.wikipedia.org/wiki/Heinz_dilemma