Forum towarzyskie »

Koszmar zakupów .

Wie ktoś może jak to jest z termobutami, tzn. czy są szerokie w łydce, jakoś regulowane? Nie miałam z nimi do czynienia, a ekhem łydę mam gruba, nie mam np. kaloszy pod kolano tylko do połowy łydki gdyż tych standardowych nie włożę.  🤣
Chciałam termobutki zakupić na ferie, bo w moich kochanych gumowych sztybletach nie wyobrażam sobie jechać na 2 godzinny teren.  😉
York Aktea ma wersję na szeroką łydkę, inne firmy, np. Fair Play Malamut mają dużą regulację  :kwiatek:
Dziękuję bardzo!  :kwiatek:
incognito, tylko tu właśnie o to chodzi, żeby nie udawać, że się nie widzi w chwili, kiedy sprzedawca robi takie rzeczy na oczach klientów. Bo na to, co na zapleczu mamy niewielki wpływ, ale jak już coś takiego dzieje się przy kliencie, to coś mocno nie gra.

Temat o termobutach jest w dziale "Konie".
I jeszcze z podróży: koszmar zakupów jedzenia. Przejechałam 600 km dwiema różnymi trasami. I głodny kierowca jest bez szans.
Jakieś ogromne domy weselne. Czynne od 12. W nich odgrzewane resztki po weselu. Albo obskurne bary np. "Bar Arabek " (sic!) -ze starym kebabem. Albo hot dog na stacji benzynowej. Jechałam i jechałam. Burczało mi w brzuchu. I dojechałam z tym burczeniem.
Na tak długiej trasie nie trafiłam na NIC, co mogłoby mnie nakarmić. A oczekiwałam tylko ciepłego, smacznego i na szybko.  🙁
tania- w Polsce?? W Polsce to jest raj jeśli chodzi o przydrożne bary, kebaby, knajpki, stacje benzynowe podające ciepłe żarcie, restauracje. Jechałam w tym roku przez Słowację i Rumunię. O...tam to dopiero możesz umrzeć z głodu! Miasto od miasta oddalone dużą ilością kilometrów, podczas których nie ma NIC. Ani wiosek, ani miasteczek. A jak już jest mieścina, to zapomnij o barze! Wtedy właśnie przypominał nam się nasz kraj, gdzie co i rusz coś przy drodze jest. Może małe, może brzydkie, może za duże i za ładne, ale JEST.  😉
Tania, z czegoś musisz zrezygnować 🤣 Bo pełno jest, ale faktycznie 2 z tych trzech warunków.
To nie do końca chodzi o mój burczący brzuch. Inaczej. Podróżowałam bocznymi drogami. Jednak mocno obciążonymi ruchem.
I aż się prosi, żeby na biednych wsiach zamiast pustego baru "Arabek" z automatami do gry, było coś sensownego. Tak, żeby ktoś miejscowy mógł zarabiać. W dużych miastach odżyły bary i jest modny slow food, a prowincja tkwi w niedostatku. Taki ogromny dom weselny działa w weekendy. W tygodniu zieje pustką. I albo go trzeba zamknąć, albo w nim karmić przejezdnych. A ja zastałam kelnerów w liberiach i zimną kuchnię z mikrofalówką. Co z tego, że Rumunia czy Słowacja ma gorzej? My też musimy? Wystarczy zatrudnić miejscową kucharkę i ugotować jedno danie. I dzięki CB szybko by się ruch zrobił.
Na trasie sandomierskiej jest taki jeden bar z pysznym jedzeniem i ludzie na parkingu czekają na wolny stolik, tak jest oblegany.
No nie wiem. ja też jeżdżę bocznymi drogami i głównymi drogami i nie mam problemów w Polsce ze stołowaniem się. Możemy mamy inne oczekiwania i tyle.
A w biednych wsiach "Arabek" widocznie jest bardziej opłacalny, niż "coś sensownego". W tym czymś sensownym mało kto zje z podróżnych. A z baru "Arabek" korzysta pewno miejscowa ludność, skoro bar funkcjonuje i nie jest zamykany.
Możliwe, że ja źle trafiam. Trasa Kraków - Zamość, przez Mielec, Nową Dębę, Nisko, Frampol. Wymagania mam maleńkie: miska żurku, flaków, bigosu. Ciepłego. I kromka chleba w miarę zjadliwego.Spotykam albo na "Arabki", albo na jakieś mega budowle z palmami sztucznymi. I to jest paradoks. W dużych miastach jest moda na jedzenie kuchni polskiej, na produkty lokalne a na wsi pizza, kebab .
Możliwe, że taka jest tam potrzeba. Będę zabierać kanapki i już.
O jakości WC na tej trasie, w tych przybytkach,  już nawet nie wspomnę.
Tania, no i te pizze i kebaby kolo prawdziwych to nawet nie lezaly 😉
Tania, no i te pizze i kebaby kolo prawdziwych to nawet nie lezaly 😉

No wiem. I nie bardzo wierzę, że ktoś to je. Raczej wiejskie bary odbieram jako przykrywkę do automatów. I to mnie dziwi.
Bo na 100% jest rynek na żywienie przejezdnych. A nikt z niego nie korzysta.
A ja mam w głowie fenomen "niebieskiej Nyski" w Krakowie, czy zapiekanek na Kazimierzu.
Tania, może trzeba uszykować kanapki na drogę + termos 😉 zawsze to coś.
Tania, może trzeba uszykować kanapki na drogę + termos 😉 zawsze to coś.

I nocnik.  😉
😂 właśnie oplułam monitor kawą 🤣

no niestety tak to czasem u nas wygląda
ja też w przydrożnych jadłodajniach niczego raczej nie zjem, dlatego zawsze mam własnie kanapki i inne takie
Zaraz założę wątek: "Koszmar siusiania"  😉
A na razie tu  poofftopuję. Zwykle jadę sama. W lesie niemiło, bo można wdepnąć. No, a od auta strach odejść daleko.
Na wspomnianej trasie ( w co dziś trudno uwierzyć) są głównie małe stacje benzynowe typu stary CPN. Zresztą w Krakowie też nieźle się kiedyś nalatałam po centrum w poszukiwaniu. Mina pani w Filharmonii, kiedy spytałam czy ew. mogę bezcenna. Gdyby wzrok zabijał to bym tam na progu padła. Świątynia sztuki, a ja....  😂
pampersik?  😉
Tania coś w tym jest. Bo w tym roku w lato jechaliśmy do Okuninki, spod Warszawy. I myślałam że mnie szlag trafi. Albo pozamykane albo nic nie ma. A dzieci głodne.
Ja głupia nic nie wzięłam do jedzenia. Myślałam że jakąś zupkę dla Filipa uda się ogarnąć. W końcu karmiłam mlekiem małego na stacji benzynowej a Filip jadł suchą bułkę którą pani mu dała za darmo bo nic innego prócz słodyczy nie było. A ja chciałam tylko zwykłe miejsce gdzie na moment rozprostuje nogi i wypiję ciepłą herbatę. Wracając już udało się na coś trafić ale ciut zmieniliśmy trasę.
Jadąc nad morze czy w góry nie mieliśmy problemu z żarciem. Tylko ta trasa akurat była jakaś lipna. Więc są takie miejsca gdzie serio nie ma się gdzie zatrzymać.

edit: a nocnik ze względu na dzieci mam zawsze przy sobie🙂 i było raz tak, że Filip grubszą sprawę załatwiał na...przystanku autobusowym bo nie było gdzie się zatrzymać ani gdzie załatwić. Mina ludzi bezcenna, pomijam już fakt że nie miałam gdzie opróżnić nocnika.... To niby "tylko" dziecko ale jednak ja takie sprawy wolę załatwiać na uboczu. Tyle że nie miałam wtedy wyjścia. Bo wołał że nie wytrzyma...
No właśnie może lubelszczyzna, podkarpacie mają z tym kłopot? Ja naprawdę nie oczekiwałam na ostrygi i kawior. Miałam pasażera staruszka i chciałam, żeby odpoczął i coś przekąsił.
Ano to ja nie wiem. Ja się nie cofam przed brzydkim barem, tylko wchodzę i patrzę co jest. I często mąż zje fasolkę po bretońsku, zapiekankę, frytki. Ja wezmę słodką bułkę, kawę.
Na stacji wezmę gotowe zafoliowane kanapki. A jak nie ma, to zjem jakieś backrollsy albo ciastka. I mam z bani. Lepsze zakupy zrobię w sklepiku spożywczym przy drodze.
Jak jest porządniejsza knajpka, to się zje porządniejszy obiad z surówką i schabowym- to mąż. Ja wezmę naleśniki.
Widocznie mniej jestem wybredna co jem i gdzie jem. Głodna nie jeżdżę.  😉
No...kible bywają mało miłe i mało pachnące. Wchodzę drzwi otwierając nogą, nie zamykając ich za sobą jeśli mogę sobie na to pozwolić, wodę spuszczam przez papier. Staram się nie oddychać. I jakoś idzie.
Patrząc na was, to chyba jestem mniej wymagająca.  🙂
tunrida nie jesteś mnie wymagająca tylko lepiej trafiasz  😉 No i nie jeździsz już chyba z małymi dziećmi którym jednak nie dam czegokolwiek do jedzenia.
Choć ja przyznaję, że z tymi sprawami problem miałam tylko na tej jednej trasie.
Jadąc nad morze mogłam w sumie wybierać i szukałam miejsca z placem zabaw, żeby się młody pobawił - też były 😉 Ba, były też takie z mini zoo.
Tunrida, może ja niejasno napisałam. Przy każdej podróży na "wschód", z wielką przykrością patrzę jak się zapada. Roztocze-Zwierzyniec to chyba najpiękniejsze miejsce, jakie znam. Reklamują się, są na targach turystyki, są w necie. I w sezonie turystycznym przybywa gości.
Jednak to tylko dwa miesiące. Okuninka-Białe Jezioro (też cudowne) podobnie. Od jesieni do wiosny martwe, puste, biedne. A jednak tranzyt aut jest duży. I całoroczna strawa byłaby może szansą? Objechałam cały Zwierzyniec. Pocałowałam klamki. Chciałam kupić placki z cebulą a w spożywczaku szmatex. Chciałam kupić lokalny miód. Zamknięte. Do pasieki nie miałam czasu się lasami przebijać.
A, jak czytam w necie, są programy pomocowe dla żywności lokalnej. Są możliwości promocji. Jakiegoś obywatelskiego bycia tu i teraz. Nie we Włoszech przy zbiorze owoców. O! O to mi chodziło.
Taniu ale "okolice lokalne" mają w d... Promocje lokalnej źywności. U nas są gigantyczne obszary stawów hodowlanych (zakładanych przez brata L. Staffa). I co, w barze kupisz pizzę (?) ale nie karpia na 9 sposobów czy szczupaka w śmietanie. Kozie mleko czy sery szybciej sprzedam w mieście, bo lokalne sklepy wolą najtańsze mleko. Jest zabawnie bo Pamso z łodzkiego dowozi wędliny do wiejskiego sklepu. To w okolicy nie ma masarni?? Bo wbrew pozorom małym/lokalnym/okolicznym cięźko jest zaistnieć u siebie. Wiem to chore i smutne! Zgadzam się. Ale to często że tak powiem opór materí urzędniczej i... Okolicznej. Co będzie pan na stawach robił promocję okolicy smakami z karpi skoro woli wszystko sprzedać do Tesco i mieć w d...okolicę 😉
No, niestety tak jest. Są jakieś pojedyncze inicjatywy, ale ogólnie marazm. Tak sennie.
Z synem, zawsze wspominamy taką scenę : okolice Roztocza, ręczna myjnia samochodowa . Przed nami kończą myć auto, za nim my i tyle. Pusty plac. Podjeżdża trzeci samochód. Kierowca do pasażera:
- Czekamy?
Pasażer:
- Eeee.... Nieee.... Kulejka takaaa....
I odjechali. Bo "kulejka".
A w innym miejscu: zajazd, fajny. Dobre jedzenie. Za to ceny! Wątróbka, ziemniaki, surówka - 65 zł  👀 Pokornie zapłaciłam, ale już nie wstąpię.
A no i jeszcze zapomniałam: tambylcy 😉 mają syndrom bogacącej się prowincji i uwaźają źe to wielki hit zjeść pizzę czy kupić serek Almette bo to światowe jest 😉. Trend ekojedzenia i slow foodow to jeszcze do nich nie dotarł. To też smutne 🙁
No właśnie może lubelszczyzna, podkarpacie mają z tym kłopot? Ja naprawdę nie oczekiwałam na ostrygi i kawior. Miałam pasażera staruszka i chciałam, żeby odpoczął i coś przekąsił.


obawiam się, że masz rację. w tym roku podróżowałam z Lublina w Bieszczady. Na podkarpaciu, poza miastami typu Rzeszów, Sanok ciężko nawet o "normalną" stację benzynową typu Shell czy Orlen, tylko jakieś takie staje z księżyca.
Już już kończę OFF TOP.  😡
Wypasiona Galeria, wypasiony Sklep. Cel: buty zimowe - ciepłe, wygodne i takie do miasta ale też do wypchania z zaspy. Czyli cel nierealny. No, ale nic. Szukałam. Pan Ekspedient nie ruszając się zza kontuaru popatrzył na mnie jak na psie łajno. I na moje pytanie o model, jaki widziałam w netowym sklepie tej firmy mruknął:
- Jak takie cuda pani tam widziała, to trzeba było sobie kupić.
Koleżanka pana posikiwała ze śmiechu, jak to on mnie ciętą ripostą załatwił.  🙁
Zgarbiłam się i wyszłam. A miałam ochotę cisnąć w nich największym butem.
Buuuu.....
A miałam ochotę cisnąć w nich największym butem.
Buuuu.....


trzeba było 😉
Nienawidzę nieposzanowania klienta. Nawet takiego który przyszedł pooglądać.
No tak. Przykro mi się zrobiło bardzo. Ale może i dobrze? Miałam wydać tyyylee kasy na buty, a nie wydałam.
Przezimuję w tych, które mam.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się