Forum towarzyskie »

Miasto a wieś - okiem dziecka

Rozważamy z mężem kupno działki i budowę domu. Tylko to co jeszcze 3 lata temu było moim marzeniem to teraz jest powodem samych wątpliwości. Ze wzgledu na Filipa i jego ewentualne rodzeństwo.
Chodzi o to że na działkę blisko miasta, blisko szkół, znajomych, z dobrą komunikacją nas nie stać. Wszystko co jest dla nas dostępne cenowo jest niestety na tzw."zadupiu".
I teraz nie wiem...Zastanawiam się jak taka przeprowadzka z bloku wpłynie na dziecko. Wiadomo, teraz jest mały i pewnie ogródek i plac zabaw mu wystarczą ale przyjdzie czas że zacznie chodzić do szkoły, spotykać się ze znajomymi i zaczną się problemy. Chociażby z dojazdami. Nie mogę przecież ciągle dziecka gdzieś wozić samochodem (a tam gdzie stać nas na działki nie ma autobusów, pociągów itd a jak są to raz na 2 godz a i tak potem trzeba lecieć z buta).
Wiem z własnego doświadczenia jak mieszkałam z rodzicami poza miastem, że zyje się tam inaczej. Mimo że byłam już na studiach to wyjścia z domu zawsze były pewnym problemem bo nie zawsze miałam jak potem dostać się do domu.
Wiadomo, że mieszkając daleko od szkoły trzeba wstać do niej wcześniej, potem czekać na rodziców w świetlicy i późno wraca się do domu. Teraz w bloku jak nam się nudzi, pada deszcz czy jest zima to w kapciach lecimy do sąsiadów i Filip ma towarzystwo a ja mogę w końcu pogadać z kimś dorosłym🙂 Albo idziemy na plac zabaw pod blok i też jest dużo dzieci. Nie wiem, czy to teraz moje wątpliwości czy faktycznie taka wyprowadzka to jakby pogorszenie warunków życiowych dziecka? Co z tego że będzie miał psa, ogród i własny pokój jak nie będzie miał kolegów? Jak wyjście do sklepu to będzie cała wyprawa?
Teraz mieszkamy pod Warszawą, ale jednak w takim miejscu że pod nosem mam wszystko co niezbędne do życia. I już w sumie się do tego przyzwyczaiłam.
Teściowie uważają że najlepiej byłoby gdybyśmy przenieśli się spowrotem do stolicy - bo szkoły do wyboru do koloru, bo przedszkola dobre, bo kina, bo sale zabaw itd. Sama już nie wiem i mam taki mętlik w głowie że nie wiem czego chcę.

Wiem że jest już wątek o przeprowadzce z miasta na wieś ale jest dośc ogólny. Mi chodzi przede wszystkim o taką przeprowadzkę z perspektywy dziecka...
Muffinka

Nie znaleźliście nic co by leżało np. niedaleko kolejki WKD? Jeździ bezpośrednio z centrum do Grodziska Mazowieckiego -bardzo dobre i szybkie połaczenie z centrum Warszawy.Najrzadzeij chodzi co 30 minut, anjczęsciej co 10 minut w godzianch szczytu.

Dodatkowo koło GM buduje sie pierwszy duży Lunapark w Polsce.

Osobiście mieszkam pod Warszawą,a le jeszcze w strefie łatwego dojazdu. Mam za to hacjendę na wsi do której planuje docelowo się w przyszłości przeprowadzić i niestety dojazd do Warszawy tylko samochodem. Ale.....jednak wolę wieś. Cisza, spokój, dzieci będa miały gdzie się wybiegać. Mniej tego szumu i zgiełku jak w Warszawie.
Hmmm no właśnie - tego nie dopisałam. Bo szukamy tu koło nas (tu mam rodziców). Czyli powiat piaseczyński
Rodzice mojego P. przeniesli sie na wies, kiedy on zaczynal klase maturalna. I wiesz co? Wspomina to jako koszmar, uwaza za najwiekszy niewypal i pomylke. On zeby dojechac do szkoly i wrocic musial byc gotowy na spedzenie 4h dziennie w autobusach (zakorkowana al Krakowska w godzinach szczytu - wiemy co to znaczy). Takze moze nie oczami dziecka, ale nastolatka - istna masakra. Bo tak jak mowisz - glupie spotkanie ze znajomymi to juz jest ogromna kombinacja i przedsiewziecie - albo zostajesz u kogos na noc albo wracasz autobusem jezdzacym raz na 2 godziny (a jak cos sie stanie i nie wyrobisz sie na ostatni?).
Zeby chociaz tam pociagi jezdzily, ale nie...
Jak tylko poszedl na studia, to sie wyprowadzil i przez pierwszych kilka lat niezle wypruwal sobie zyly, zeby sie utrzymac w Warszawie. I rodzice zostali sami.

(edit: Złotokłos - moze cos Ci to mowi, skoro przeczesujesz okolice 😉 )
To ja napisze odwrotnie - Marysia pierwsze swoje 3,5 roku życia spędziła na wsi -i to było super,bo była na tyle mała,że wiejski ogród przed domem plus stajnia pełna cioć w zupełności jej wystarczała.
we wrześniu zaczął się problem,bo chodzi do przedszkola,które jest ulice od mojej pracy - musiałam ją budzić o wiele za wcześnie, i spędzała ze mną minimum 1,5 h w samochodzie w obu kierunkach,nie rzadko robiąć ze mną zakupy - czyli nuda,nuda,nuda połączona z wcześnym wstawaniem.

od lutego wrócilismy do Gdańska i dziecko ma wszystkie atrakcje na wyciągnięcie reki - i wstaje do przedszkola ponad godzinę później, ma fikolandy,nie targam jej ze sobą na zakupy,jak ona nie chce...
jak będzie starsza,to praktycznie wszędzie dostanie się częstą/gęstą komunikacją miejską i nie będzie zależna ani od nas,ani od PKSu jeżdzącego raz na dwie godziny....
Muffinka - my mieliśmy baaardzo podobnie, a ja miałam te same wątpliwości, dodatkowo oprócz tego musielibyśmy kupić drugi samochód - dla mnie, a to już kolejne wydatki z opłatami, paliwem itd.
Mamy działkę, wszystkie pozwolenia załatwione, podłączone to co ma być, dodatkowo kanalizacja jest miejska (więc nie ma kłopotów z szambem). Jednak postanowiliśmy mieszkać w mieście. Kupiliśmy mieszkanie, działka stoi.
Może kiedyś zaczniemy budowę, na razie jest nam dobrze w bloku. Jak chcemy pobyć na wsi, to jedziemy do moich dziadków (15km od mojego miasta) i siedzimy tam, lub do męża dziadków na wieś (też nie daleko bo 50km). Dodatkowo moi rodzice mają działkę, więc mamy tam basen, piaskownicę, miejsce zabaw, miejsce go grillowania, huśtawkę dla małych i dużych, no i altankę odpicowaną, z kuchnią, wc i prysznicem, wszystko w kafelkach, odnowione. Koleżanka się śmiała, że na działce mamy lepszy tv niż ona w domu  😁. W ciepłe dni przesiadujemy tam całe dni, Julcia u sąsiadów ma towarzystwo koleżanki i kolegi i uwielbia z nimi przebywać. Możemy tam spać i czasami zostajemy na weekend 🙂  W planach kupno trampoliny 🙂 także ona nie narzeka, ja w sumie też nie, choć czasami się zadumam nad śniadaniami na tarasie, nad wieczorkiem przed domem itd, ale nigdy nie mówimy nigdy. Może jak dzieciaki podrosną to zaczniemy budowę  🙂
Nie wiem, czy to teraz moje wątpliwości czy faktycznie taka wyprowadzka to jakby pogorszenie warunków życiowych dziecka? Co z tego że będzie miał psa, ogród i własny pokój jak nie będzie miał kolegów? Jak wyjście do sklepu to będzie cała wyprawa?


A ta wieś to ma być na Islandii? Sorry, ale skreca mnie nieco. Biedne te moje dzieci, w prywatnym przedszkolu, z wlasnym kucykiem, niemozliwoscia opedzenia sie od znajomych z dziecmi-bo nie maja gdzie z nimi wyjechac, zeby na 5 minut spokojnie spuscic z oka-,  z wlasna czysta piaskownica, hustawka, basenem i trampolina...W odleglosci 30 minut ( 45 km)  autem od wojewodzkiego miasta...Z festynem w kazda letnia sobote...
Pogorszenie warunkow przez odsuniecie dilerow na kazdym rogu i sytuacji, w ktorej nikt nikogo nie zna i bedzie mial w d...pie, ze widzi moje dziecko zamiast na szkolnym podworku to na miescie...

Muff, nic do Cie nie mam 🙂! Serio serio! Ale pomysl, jakie pogorszenie? Gdzie sa slumsy w cywilizowanych krajach?

Zeby bylo jasne! Mieszkalam w miescie 25 lat swojego szanownego zywota 😉

Trudno ocenić, bo wszystkie obawy, o których piszesz są prawdą. Ale z relacji moich znajomych, którzy mieszkają na wsiach wynika, że to problem głównie dla tych, którzy na wieś przeprowadzali się jako starsze dzieciaki, nastolatki. Oni faktycznie narzekają, że daleko, że znajomych pod nosem nie ma, że dojazd nie taki. Ale ci, którzy wychowali się na wsi wcale tak na to nie patrzą. Dla nich to normalne, że do znajomych lepiej na rowerze, bo do niektórych trzeba kilka kilometrów przebyć, że jak się już do miasta jedzie, to trzeba albo kombinować, żeby było jak wrócić, albo załatwić sobie nocleg u znajomych/rodziny. I wcale nie jest tak dramatycznie.
Zaraz po skończeniu 18 lat zdają na prawko, żeby było łatwiej, na imprezy umawiają się tak, żeby jedno z nich było wtedy kierowcą. A niektórzy porobili jakieś B1, albo mieli skuter.

Podstawówki i gimnazja są dosyć gęsto, więc nie ma wielkiego problemu, żeby się do nich dostać. A dalej - część moich znajomych idąc do szkoły średniej dojeżdżała codziennie, część mieszkala w bursie itp. Część zależnie od pory roku 😉

Za to zawsze zazdrościłam im tego, jak spędzali czas po szkole... Znajdź dzieciaka w mieście, który latem chodzi na ryby, gania do późnego wieczora po podwórku, spotyka się ze znajomymi na szkolnym boisku i faktycznie gra w jakieś gry zespołowe.
Myślę, że jeśli przeprowadzicie się, kiedy Filip będzie jeszcze mały, to tak strasznie nie przeżyje faktu, że daleko 😉
kujka znam Złotokłos dobrze. Ale właśnie takiego miejsca się boję 😉

Ktoś no i właśnie. O tym myślę...

Z drugiej strony przeprowadzka spowrotem do Warszawy do wiekszego mieszkania wiąże się dla nas z ogromnym kredytem...no ale powiedzmy że dalibyśmy radę. Tylko że znów za duże mieszkanie w Warszawie czynsz jest gigantyczny (teraz mam 300 zł). A jednak co swój dom to swój 😉 Nic nikomu nie płacę...

Cierpienie właśnie. Ta kawka na tarasie. Choć tak naprawdę lato na wsi jest cudne, ale zima...odkopywanie auta, drogi, wstawanie 2 godz wcześniej żeby gdzieś zdążyć. Nie wiem, nie wiem.

BASZNIA może źle się wyraziłam z tym pogorszeniem. Chodziło mi o takie wątpliwości o jakich pisałam ja czy Ktoś.

Dworcika może masz rację.
Muffinka, posłchaj asds (-: Też mieszkam na trasie WKD, w Pruszkowie. Wokół mnóstwo działek, nawet za samym wyjazdem z Pruszkowa (Otrębusy, Kanie Helenowskie, Milanówek). Są i lasy i dobry dojazd.

Moja najbliższa rodzina, siostra mamy a i moja chrzestna, mieszkają z dzieciakami w Żółwinie pod Podkową Leśną. Tam co i rusz buduje się nowy dom, aktualnie trzy. To wiocha, ale rowerem można dojechać do WKD w 5min, na piechotę idzie się ok 15/20min. Szkoły są dwie, jedna bliżej, w Żółwinie, druga w Podkowie. Świetne miejsce! Non stop są jakieś atrakcje dla dzieci, w samej Podkowie są place zabaw, w remizie w Żółwinie są ciągle imprezy wiejskie typu obchody itp., konie są zaraz obok (Wolta). A i lasy są obłędne
Znam dobrze wszystkie miejsca o jakich piszesz. Ale nie wchodzą w grę 😉
Dlaczego? (-:
Muffinka, wszystko zalezy od tego gdzie. Ja mam do miasteczka 10 km. Dzieci do przedszkola budze o 7, jestesmy na miejscu ok 7,45, jedziemy 10 minut gora. Wszystkie zakupy zajmuja mi 1,5 godziny maks. W miescie nie dojechalabym jeszcze do duzego marketu... Jak sie chce ze wsi dojezdzac do miasta wielkiego-to moim zdaniem bez sensu. Ale u Ciebie np do Piaseczna bedzie mega daleko? PO jakims czasie okazuje sie, ze wielkie miasto to jest dobre na wyjscie raz w miesiacu, wszystko mozna zalatwic na miejscu. I konsumpcjonizm sie zmniejsza 😉.
my mieszkamy w bloku w sumie w centrum (formalnie Mokotów), do rodziców jeździmy pod Warszawę, około 15 km od centrum, są autobusy podmiejskie. Pomijając fakt, że nie ma tam nic do roboty dla dorosłego (poza pielęgnowaniem ogrodu), to dla Julki:
- brak okolicznych dzieci do zabawy (tzn. są jakieś ale albo siedzą w domu, albo jakieś wypłoszone i nie podchodzą do niej - pewnie, gdyby mieszkała tam na stałe miałaby kilkoro kolegów)
- brak miejsca na zabawę - na osiedlu mamy wypasiony plac zabaw
- KOMARY
- ponieważ nie ma miejsca do spotkań, znacznie mniejsza szansa, że można z dziećmi wyjść i pogadać z inną mamą, która nadaje na podobnych falach (na placu zabaw mam "do wyboru" jest kilkanaście w jednym czasie, na wsi pewnie jest kilka zawsze tych samych - jak akurat wszystkie byłyby średnio fajne, albo zajęte - nie ma z kim pogadać, jak dzieci się bawią)

No i to, co Muffinka napisała - każdy wyjazd do jakiegokolwiek miejsca z "atrakcjami" to samochód i czas na dojazd - przedszkole, szkoła, ew. zajęcia dodatkowe, jakieś spotkania z kolegami - ja jakoś sobie siebie nie wyobrażam, że zawożę dzieci na zajęcia i kibluję godzinę, czekając, aż skończą - a potem jazda z powrotem.

W mieście - wychodzę (no dobra, staczam się z 3 piętra bez windy z gondolą w jednej ręce a Julką w drugiej) ale jestem WOLNA i nieograniczona brakiem wszystkiego - jest pełno rzeczy do robienia, ja jak mam chęć na większe atrakcje to idę te 100 metrów do przystanku autobusowego - wysiłek zerowy.

Jak dzieci będą starsze, to też będą dojeżdżać - pytanie jak? Stawiałabym na skuter, skoro nie ma komunikacji - ale chyba jednak zbyt bym się bała, że moja np. 15-sto letnia córka śmiga po ciemku takim czymś w ruchu ulicznym. A przez kilkanaście lat dowozić... średnio fajne.

Plus ogrom pracy, jaki trzeba włożyć jak się mieszka we własnym domu (chyba, że ma się kasę, przychodzi pani i sprząta za pieniądze).

Dla mnie wybór jednoznaczny, nawet, jakby mi dopłacali to bym się nie wyprowadziła. Chyba, że dom naprawdę w centrum z wykupioną opcją na sprzątanie - ale szanse mamy na to wielkie  😉
MsCarmen dlatego że chcę być blisko moich rodziców, teściów i sióstr. To jest dla mnie najważniejsze - bliskośc rodziców - oni też się starzeją i być może będą wymagac mojej pomocy w przyszłości. Poza tym lubie to miejsce 😉

BASZNIA jak się patrzy na to w ten sposób to masz rację. Muszę rozważyć wszystkie za i przeciw. Np przedszkole - tam gdzie kupilibyśmy dziełkę są same prywatne w dośc wysokich cenach. Na takie mnie nie stać. Państwowe są dużo dalej. Ja nie wiem jak i gdzie będę pracować za parę mies. Może być tak że będę musiała Filipa zrywać z łóżka o 6 albo i wcześniej żeby zdążyć. A odbierać po 18. Boję się tego.
Muffinka, auto może stać w garażu, tak, jak i w mieście - odkopywania nie będzie, a za garaż nie będziesz płacić comiesięcznego haraczu 😉 Nie wiem w jakim miejscu i w jakim oddalenie od szosy mielibyście dom, ale możliwe, że i droga bylaby odśnieżana przez gminę.
Magdalena i właśnie o to mi chodzi.

Dworcika przykład z odśnieżaniem to taki w sumie marny przykład, bo masz rację - mogę sobie kupić odśnieżarkę. Chodzi mi o sam fakt zimy na wsi kiedy to szybko robi się ciemno i w sumie nie ma co robić.
Muffinka, i tak jest blisko (-: Z Żółwina przez Nadarzyn i Magdalenkę do Piaseczna jedzie się mniej niż 30min
Ok, ale stamtąd do rodziców miałabym jakieś 50 km. Teraz mam 25 a czasem jest to dużo jak jest jakaś awaria🙂
Muffinka, bo to jest jak dyskusja o wyzszosci swiat Bozego Narodzenia nad Wielkanoca 😉.
Ja np w miasteczku mam prywatne przedszkole-prowadzone przez zakon, place 315 zl za obie dziewczynki 🙂.  Warunki po prostu mega europejskie, luksus.
Takze polecam Pniewy 😉.

Ale zobacz, jaka fajna dyskusje wywolalas 🙂.

I co mnie zawsze szokuje na RV : z Magdalena sie bardzo lubimy 🙂, a jestesmy takie rozne. Z Dempsey sie bardzo lubie, a np padlybysmy z glodu zamieniajacv sie lodowkami-tak roznie postrzegamy to co jadalne 🙂.

Uwielbiam RV 🙂!


ja mieszkałam w blokowisku, w kamienicy w centrum Krakowa a teraz na wsi

powiem tak: przeprowadzka z powrotem do miasta byłaby dla mnie tragedią
na wsi życie płynie inaczej jest się bliżej natury, powoli uświadamiasz sobie skad pochodzisz i do czego ci blizej... wiejskie dzieci tez sa inne, bardziej zaradne i wrażliwe, pracy się nie boją, wiedzą jaki jest cykl natury

to wszystko równowazy conajmniej te dojazdy i brak sklepow w pobliżu

nie zamieniłabym się nigdy w życiu i czuję że gdybym miała takie dzieciństwo jakie moze być na wsi to bylabym lepszym człowiekiem

Ale zobacz, jaka fajna dyskusje wywolalas 🙂.

I co mnie zawsze szokuje na RV : z Magdalena sie bardzo lubimy 🙂, a jestesmy takie rozne. Z Dempsey sie bardzo lubie, a np padlybysmy z glodu zamieniajacv sie lodowkami-tak roznie postrzegamy to co jadalne 🙂.

Uwielbiam RV 🙂!


💘

ha ha - uśmiałam się z lodówki  😁
Plus ogrom pracy, jaki trzeba włożyć jak się mieszka we własnym domu (chyba, że ma się kasę, przychodzi pani i sprząta za pieniądze).


Przepraszam, ale argument z... ciemnej otchłani. Nie trzeba przecież budowac wielkiego molocha, a normalny, wygodny dom, analizując przy tym jakie są faktyczne potrzeby rodziny. Taki normalny dom można spokojnie ogarnąć bez Bóg wie jakiego nakladu pracy, zwłaszcza, że przeciez nie jest to zadanie jednej osoby?
Mieszkanie też trzeba sprzątać. I jakbym miała np. czteroosobową rodzinę i mialabym mieszkać z nią w siedemdziesięciometrowym mieszkaniu w bloku, to ja dziękuje bardzo. Wolę sobie sprzątać ponad stumetrowy dom, gdzie każdy znajdzie wlasny kąt i nie musze dumać nad tym, że czegoś nie mam gdzie schować.
A pieniądze, które pakowałabym w czynsz mogę od czasu do czasu wydać płacąc pani, które mi pomoże okna na święta umyć 😉
Albo na ciastko, paliwo czy wakacje.
Muffinka - no właśnie, ta zima 🙂 też o tym myśleliśmy, napalić w piecu, odśnieżyć, dojechać jakoś, kiedy wszystko zasypane.

Magdalena - ooo wypasione place zabaw to jest to! Julka aż się trzęsie jak idziemy. A co najlepsze dookoła mojego bloku mamy 3 takie, więc zawsze jak któryś zapełniony to idziemy na taki, który jest pusty 🙂 to jest plus życia w mieście, że nawet jak jest brzydka pogoda, to możemy pójść gdzieś i się nie nudzić, nawet do sąsiadki i jej dzieciaków 🙂

BASZNIA to trochę dyskusja o wyższości Wigilii nad Wielkanocą ale dla mnie to teraz jest mega problem 😉
Jak przeniosłam się z Warszawy z rodzicami na wieś to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Potem po ślubie gdy znów musiałam zamieszkać w bloku (i to takim okropnym jak mój) to była dla mnie porażka, tragedia i powód depresji przez pół roku. Marzyłam o powrocie na wieś. Ale...nie miałam wtedy dziecka. Teraz dopiero doceniam znów mieszkanie w mieście.

Dworcika gdybym miała 75 metrów mieszkania nawet dla 4 osobowej rodziny to nie zastanawiałabym się nad przeprowadzką 😉
BASZNIA, dlaczego nie spotkałyśmy się w Baborówku?

mi też się generalnie na wsi podobało,ale wkurzały mnie te wiejskie sklepy z cenami z kosmosu,wkurzał mnie wieczny brak prądu zimą,wkurzały mnie wiecznie zasypane drogi zimą,gdzie bez auta na 4 nie dało się ruszyć...mieszkałam w Przywidzu,to tak Kaszubska wiocha,że aż strach...gdybym mieszkała w Kolbudach czy Lublewie,które są dużo bliżej cywilizacji,pewnie zmieniłabym zdanie...

teraz też nei mieszkam w centrum,może dlatego tak mi się podoba...wystarczy mi,że musze praktycznie w centrum pracować 😉
A z tym ogromem pracy o którym pisała Magdalena to ja się trochę zgodzę - widzę co dzieje się u moich rodziców. Ciągle jest coś do zrobienia. CIĄGLE. Jak nie w ogrodzie to w domu.
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Jak sobie o tym pomyślę głębiej, to przypominam sobie, że wszystkie miastowe dzieciaki, które znam (albo te, z którymi kiedyś się wychowywałam na wspólnym podwórku pod blokiem) mają zawsze wielką frajdę jadąc na wieś. I zawsze - obojętnie czy latem, czy zimą, znajdą sobie zajęcie - ganiają po polach, lepią bałwany, robią kuligi, łowią ryby i masę innych ciekawych rzeczy. W mieście albo siedzą na placu zabaw, albo na zajęciach dodatkowych organizowanych odgórnie, albo w domu - przed komputerem np.
Dzieciaki ze wsi na wsi bawią się dokladnie tak samo - bałwany, ryby, pola, duperele, do tego komputer, place zabaw (swoje albo przy szkole). Ale jak pojadą do rodziny w mieście, to jednak spis możliwości jest okrojony. Niby dochodza kina i inne atrakcje, ale tak serio - jak często chodzi sie do kina, teatru, na koncerty itp?
Zauważylam, że jak sama jeździlam do rodziny na wieś, to codziennie bylo pełno pomysłów co można robić. Kiedy odbywała się rewizyta pojawial się jakiś tam poroblem. Bo niby fajnie - dużo możliwości, ale w ciągu np. 2 tygodni był jeden wypad do kina, jak była pogoda to jakieś wypady na odkryty basen, albo nad jezioro (Grudziądz ma je w obrębie miasta), przy czym akurat jeziora to moi kuzyni mieli 3 dookola swojej wsi 😉
A poza tym? Hmm... plac zabaw...eee...jak akurat się zdarzylo, to może karuzela przyjechała... 😉

Zdecydowanie dużo fajniej nam bylo u nich.

Edit.
PS. Co do wielkości mieszkania, to mówię o takim, które ewentualnie mogłoby być jakąś tam alternatywą, gdzie każda z tych 4 osób moglaby mieć swój pokój. A realia to inna broszka niestety.
Wiesz...tylko ja nie mówię o takiej wsi gdzie moje dziecko bedzie miało jeziora, własnego kucyka itd. Chodzi mi o zadupie z typowymi domami jednorodzinnymi. Gdzie wszyscy siedzą u siebie na ogródku i prócz własnego placu zabaw nie ma nic.

A tak btw jesteś z Grudziadza??
Z Grudziądza. Obecnie w Toruniu co prawda, ale krążę 😉 A co?

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się