Forum konie »

Co mnie wkurza w jeździectwie?

Co z nami?

pozwalamy pokazać się mniejszościom 😁

no i jeszcze zalezy w jakiej konkurencji 😉 w ujezdzeniu to działa w drugą stronę 😉
W wkkw będzie "prawie" pół na pół, więc nie ma reguły 😉
Co do KOR, mam mozliwosc obserwowac to na codzien w pracy. Mamy w pensjonacie kucyka, sliczne zwierzatko. Do tego dwojka oszalalych rodzicow (ojciec pracowal kiedys z konmi) i bardzo nieszczesliwa 8-latka. Typowy przerost ambicji rodzicow, jeszcze nie widzialam tej dziewczynki na koniu kiedy ma jazde z ktoryms z rodzicow, zeby nie plakala. Dra sie o wszystko, ze nie taki najazd, polsiad, cokolwiek. Wiecznie niezadowoleni. Tylko raz ja widzialam na koniu usmiechnieta, kiedy jazde prowadzila jej inna dziewczyna, z pozytywnym nastawieniem. Zal mi tego dziecka strasznie, bo widac ze przechodzi przez meke. I mysle, ze rodzice powinni sprzedac kuca i kupic sobie duzego konia ale siebie, moze to bylby lepszy sposob na ich chore ambicje.

Nie skaczcie tak na Age, w pewne sposob ja rozumiem. Ja tez zawsze musialam robic wszystko wbrew rodzicom, chociaz konia nigdy nie mialam. Smutno, kiedy przez 4 lata startow (popidowki, ale zawsze) rodzice nigdy nie pojawiaja sie na zawodach, a po powrocie z mnie udanej imprezy mozna uslyszec tylko bardzo motywujace: "No i po co ci te konie?!"  🙁
[quote author=m4jek link=topic=885.msg210354#msg210354 date=1237903860]
Co z nami?

pozwalamy pokazać się mniejszościom 😁

no i jeszcze zalezy w jakiej konkurencji 😉 w ujezdzeniu to działa w drugą stronę 😉
[/quote]

[widać, że byłam na torwarze tylko w niedzielę..  😡]

Nie skaczcie tak na Age, w pewne sposob ja rozumiem. Ja tez zawsze musialam robic wszystko wbrew rodzicom, chociaz konia nigdy nie mialam. Smutno, kiedy przez 4 lata startow (popidowki, ale zawsze) rodzice nigdy nie pojawiaja sie na zawodach, a po powrocie z mnie udanej imprezy mozna uslyszec tylko bardzo motywujace: "No i po co ci te konie?!"  🙁



Skąd ja to znam. Moi też nigdy nie oswoili mojej pasji, chociaż drugiego konia dostałam od nich tak naprawdę. Utrzymuję już w całości sama od początku studiów. Myślę, że trzeba dojrzeć do tego, żeby zaakceptować takie podejście rodziców. Skoro kupno konia to było wszystko, na co byli się w stanie zdobyć, to trzeba to docenić, bo to jest bardzo bardzo dużo. Oczywiście byłoby cudnie i idealnie, gdyby podzielali pasję dziecka całym sercem, ale jeśli tak nie jest - z tym też się da żyć. Sama miałam momenty, kiedy miałam do swoich rodziców pretensje o brak wsparcia, nawet duchowego, ale trzeba się nauczyć dziękować za to, co się dostaje, a na resztę zapracować samemu.

Teraz jestem już w takim wieku, że szmatki mogę kupować sama wedle możliwości i uznania, mam swoją kasę i wydaję zgodnie z własną koncepcją. Ale moi rodzice do dzisiaj (oficjalnie) nie wiedza, że startuję w zawodach. Wiem, że tego nie pochwalają, nie chcę bezowocnych dyskusji i przekonywania ich do swoich racji. Może kiedyś im powiem, albo sami się przypadkiem dowiedzą...
Ale wy szybko piszecie 😉
m4jek -
W Irlandii, gdzie jeszcze mniej chłopaków w stajniach widziałam, chyba że  w roli jeźdzców i tylko jeźdzców usłyszalam, że dla chłopaka to siara czyścić konie, zaplatać je i zajmowac się nimi i że to hobby dla dziewczynek. Więc jak chłopak już chciał mieć doczynienia  z końmi to raczej tylko jeździł. Bo tam jest tak, że młodzi chłopcy grają w rugby czy irlandzki football i to jest pożądane w ich środowisku - więc jeśli robią coś więcej niż jazda i starty na koniach to zazwyczaj są wyśmiewani i są odrzutkami. Dlatego w Irlandii luzaków-chłopaków jak sie spotyka to w większości cudzoziemców. No ale są wyjątki oczywiście.
U nas jest chyba trochę podobnie - czesanie konia, kupowanie kolorowego sprzętu, zaplatanie grzywy itp wydawać się może byc czymś dziewczęcym. Chłopak zazwyczaj siada i jeździ i jak skończy jazde to mu się w stajni siedzieć nie chce, a dziewczyna będzie pucowac konia, porządkować sprzęt, paść go na trawce, itp. Dziewczyny sa chyba wrazliwsze i cieszy je sam czas spędzony z koniem także poza siodłem, a chłopaki wola jazdę, starty i do domu 😉 Satysfakcje sprawia im zwycięstwo, a nie czesanie ogona. Poza tym mam wrażenie, że wolą grac w piłę niż zajmowac się koniem, ponad to co uważają za niezbędne. Ale to tez nie reguła. Jeszcze istnieje możliwość, że są leniwi i poza jazdą nie chce im się nic robić 😉  No ale ci faceci, którzy jeżdżą i których znałam lub znam do leni nie należą.
Jesli chodzi o fora i obozy, to to samo - dziewczyny cieszą sie kontaktem z końmi, lubią o nich pisać, podziwiac zdjęcia i rozpływac sie nad uroda jakichś ogonów czy tym, że ktoś ma ładny czaprak, a faceci są bardziej przyziemni i ich interesuje trening, zdobycie umiejętności, start i wygrana. Ale to też nie reguła, nie chce uogólniac a wszytskich chłopaków i dziewczyny.

Taka anegdotka obrazująca coś w tym temacie - jak luzakowałam Dermottowi, to on kiedyś na zawodach do mnie - "zapleciesz szybko tego konia"? Ja akurat miałam mnóstwo do zrobienia, więc powiedziałam, że nie zdąże i poza tym ładnie nie umiem tak na szybko(zresztą ja w ogóle beznadziejnie zaplatam). Powiedział "ok" i po chwili sam zaczął go zaplatać. Zrobił to perfekcyjnie i wyglądało jakby mu to sprawiało frajdę. Ja się roześmiałam i powiedziałam: " wow, ładniej zaplatasz niż twoja luzaczka i to z jaką chęcią". A on: "nie tak głośno" i sie rozejrzał szybko po korytarzu czy nikt nie patrzy i dodał:" tylko nikomu nie mów, że lubię zaplatac grzywy". 🤣 Widać zapleśc sobie konia to jakiś obciach dla faceta(bo jeśli chodzi o pomoc w stajni czy na zawodach, to nie było problemu, sam wywalał obornik czy siodłał sobie konia jak miał czas).
Tiaaa rozpuszczone dzieciaki sa najgorsze.

Wiecie ile karnetów na jazdy kupili mi w zyciu rodzice? Jeden. Bo ich nadzwyczajniej w świecie nie było na to stać. 1 bryczesy dostałam na własna osiemnastkę...i mam je do dzisiaj.
To ile jeździłam zależało od tego ile gnoju jestem w stanie wywalić...
Ile dzieci oprowadzac na koniach...
Jeździłam raz, moze dwa razy w miesiacu. Czasem ktos dał wsiasc posytepować i byłam w 7 niebie.
Nigdy nawet pzrez mysl mi nie przeszlo zeby rodzicom powiedziec zeby dali mi kase na konie. Owszem dawali na bilety , za co im serdecznie dziekuje, bo gdyby nie autobusy nie mogłabym dotrzec do stajni.
Nigdy nie byli szczegolnie zadowoleni z koni. Mama troche lubiła, tata  w ogóle sie nie interesował.
Ale za to jaka byłam szczesliwa jak przyjechał czasem i mnie nagrał,albo zdjecia porobił. Jak w nagrode na wakacje "wypozyczał" konia znajomego zebym mogla całe dwa miesiace na wsi po polach jeździć...
I do tej pory , od 14 juz lat radze sobie sama. I konia narazie swojego nie mam. Nie jezdze w rekeracji, ale za to pomagam w stajni jak moge zeby móc jeździc na prywatnych koniach.
I ciesze sie strasznie jak czasem tata do mnie zadzwoni i zapyta czy nie potrzebuje pomocy w dotarciu do stajni ( Autobusem jade 1,5 godz. ) .
I szlag mnie trafia jak widze jakies gowniary którym sie w dupach poprzewracało, bo STARA nie chce dac kasy na milionowy czaprak... i ze nie bedzie jeździc na koniku bo nie bedzie wygladac jak wiesniak, w zeszłorocznej kolekcji Anky.
Dzieci nie powinny miec własnych koni.
A mnie wkurza  😁 to że
w klubach i stajniach:  prawie same dziewczyny,
na forach końskich: prawie same dziewczyny,
na obozach jeździeckich: prawie same dziewczyny
na zawodach startują prawie sami faceci...

WTF? 😲

Co z nami?

nic...po prostu w pewnym momencie realizujemy się też na innym polu...-mianowicie rodzimy dzieci 😉 no nie jest temat na ten wątek,ale każde dziecko "zabiera" Ci co najmniej rok z "kariery" - 6 miesięcy ciąży i 4 tygodnie po to minimum...
dziś kiedy moje dziecko ma prawie 8 miesięcy mogę powiedzieć,że w zasadzie wsiadam 5 razy w tygodniu i nie jest to wpadanie do stajni jak po ogień....pierwsze zawody "po" ?14 miesięcy od momentu ostatnich "przed".
dlatego bardzo podziwiam takie kobiety,które godzą macierzyństwo z profesjonalnym sportem na wysokim poziomie - vide żona naszego forumowego Ridera choćby....
Dzieci nie powinny miec własnych koni.


i w tym momencie sport kucowy pada :-P
Anaa,  mówiąc szczerze nie bardzo bym się zmartwiła. Kucowe konkursy, to jedne z bardziej brutalnych, co wiadomo nie od dziś...
Co do PZJ. Nie chce mi się już do tego wracać.
A jeśli chodzi o kuce i dzieci. Niestety tak jest, że młodzi ludzie nie są tak ustabilizowani psychicznie, cierpliwi, wielu rzeczy nie rozumieją i stąd bieże się agresja w stosunku do koni. Sama też mam czasem taki problem, bo siedzę na koniu bezradna i nie wiem co robić, ale naszczęscie jakoś umiem się opanować.
Tutaj dużą rolę odgrywa trener, który powinien reagować i pomagać w rozwiązaniu problemu.
Gorzej jeśli dziecko konia traktuje jako zabawkę, maszynę do wygrywania zawodów. Wtedy pozostaje jedyne rezygnacja z jeździectwa.

Hypnotize - na tej zasadzie można by powiedzieć, że bogate dzieci nie powinny miec swoich samochodów, dużych pokoi w ładnym domu i nie studiowac na najlepszych uczelniach. Przywilej bogatych jest taki, że jak chca mieć konia to mają i trudno ich za to winić, że mają w życiu szczęście. Powinno się jednak takim dzieciom od małego wpajać, że koń to obowiązek i że są ważniejsze rzeczy niz kolorowy czaprak i że nie każdy ma tyle szczęścia co one i ich gadanie może kogoś zaboleć, kto np charuje tak jak Ty(ja miałam podobną sytuację choć nie tak ekstremalną) żeby móc w ogóle być przy koniach. I w sumie Cię rozumiem, bo mnie też wkurzaja czasem małe dzieci jak mają tyle i tego nie doceniają. Ale nie jest to ich wina, bardziej tego jak zostały wychowane. Moim zdaiem dzieci moga mieć konie, ale powinno się im pewne rzeczy uswiadamiać od początku...

Moich rodziców przykładowo było stać na konia i dostałam go jak miałam 15 lat(choć to było na zasadzie, że koń byl w strasznych warunkach i chcieliśmy go uratowac jak się pojawiła taka możliwość i cena była mała - półtora tysiąca). Miałam więc konika jako dziecko, ale postawili mi warunki - miałam pracowac na konia. Kilka razy jednak mnie wspomagali finansowo, szczególnie jak miałam jeszcze naście lat i opuściłam się w nauce, bo pomagałam w stajni by płacić miej za konia, zamiast chodzić do szkoły i wtedy uznali za stosowne dac mi troche kasy na zapłacenie za pensjonat, a ja w zamian za to przyłozyłam sie do nauki. To było mądre postępowanie moim zdaniem, umieli jakoś tak to zrobić, że się i uczyłam i zarabiałam choć trochę i kontynuowałam pasję, a przy tym nie byłam jakaś strasznie zajechana. Nie miałam ładnego sprzętu, tylko używany i zniszczony, ale przynajmniej to mnie nauczyło by dbać o to co mam i się tym cieszyć. Jak pojechałam parę razy na zgrupowanie(tz takie te, konsultacje czy jak to zwą) skoczków na Partycicach(już wtedy zmieniłam stajnię na tańsza i utrzymywałam konia samodzielnie), to wszyscy na mnie patrzyli jak na jakiegoś wieśniaka i nikt się nie odzywal do mnie - a koń był czysty, sprzęt tez, tylko po prostu niezbyt nowy i szarobury... bardzo mnie to wtedy bolało, że oceniano mnie tak po tym czy mój koń ma owijki pod kolor czapraka czy nie i czy ma wypastowane kopyta... teraz by mi to chyba zwisało na szczęście.

Ale nie kazdego rodzice są współpracujący jak moi i ja rozumiem dziewczyny, że im przykro że rodzice nie wykazują żadnego wsparcia. Choć nie finansowe, ale duchowe jest najwaziejsze - zachęcenie dziecka do tego, by sobie samo zarobiło na utrzymanie konia, albo chociaż na "dodatki" jak owijki pod kolor czapraka, by zaoszczędziło swoje kieszonkowe jeśli je dostaje i wydało je na konia, a nie ciuchy czy chipsy, czy zawiezienie go pare razy do stajni jak pada deszcz i ma się tłuc autobusami, jest cenniejsze, niż kupienie dzieciakowi
wszystkiego co chce, ale bez wykazywania zainteresowania jego pasją i bez akceptowania jej.


Edit: KuCuNiO - ważna rzecz płynie z tego co napisałaś - jeśli dziecku kupować konia, to zapewnić też trenera. Kogoś, kto będzie autorytetem i nauczy dziecko szacunku dla konia(problem taki, że nie łatwo trafić na dobrego trenera i rodzice mogą nie wiedzieć jaki to będzie odpowiedni..). Dobrze też, jeśli dziecko miało wcześniej inne zwierzęta w domu i rodzice mieli okazję zauważyc, że było obowiązkowe - jednak jesli np w domu jest pies czy cokolwiek innego  i dziecko nie chce z nim wychodzić i go karmić, to konia nie powinno sie kupować.
Tiaaa rozpuszczone dzieciaki sa najgorsze.

Ojj najgorsze.

Wiecie ile karnetów na jazdy kupili mi w zyciu rodzice? Jeden. Bo ich nadzwyczajniej w świecie nie było na to stać. 1 bryczesy dostałam na własna osiemnastkę...i mam je do dzisiaj.
To ile jeździłam zależało od tego ile gnoju jestem w stanie wywalić...
Ile dzieci oprowadzac na koniach...
Jeździłam raz, moze dwa razy w miesiacu. Czasem ktos dał wsiasc posytepować i byłam w 7 niebie.


Miałam dokładnie tak samo.
Z tym, że rodziców było stać, ale po prostu nie dawali... uważali to za zbędny wydatek, moją fanaberię...


Dzieci nie powinny miec własnych koni.


Zgadzam się. Jeśli rodzić ulegnie kaprysowi dziecka, bo dziecko chce mieć własnego konika, tak na prawdę najczęściej dziecko potraktuje konia jak kolejną zabawkę, pobawi się i "rzuci w kąt"... Później są tylko problemy...



Jeśli o mnie chodzi, rodzice do tej pory jakoś specjalnie mi nie kibicują...
Tata uważa, że jak w ogóle można wydawać tyle pieniędzy na jakiegoś tam konia...
Mama zaś, popiera pasje, lubi konie, przyjdzie na zawody, popatrzy i na tym się kończy.

Na wydatki związane z koniem zarabiam sama i w sumie mi z tym dobrze.
Nikt mi nie mówi po co mi kolejny czaprak, po co to i na co tamto...

Mimo tego, żal mnie ściska, jak widzę koleżankę, z którą ładnych kilka lat temu razem jeździłyśmy na obozy konne, jeździłyśmy praktycznie na tym samym poziomie... teraz - ona jeździ konkursy dużej rundy w skokach, a ja... yhm....

I jakie na to wytłumaczenie? Zaangażowanie rodziców.
A ja się niekoniecznie zgadzam.
Dostałam pierwszego konia w wieku 9-10 lat, drugiego w wieku 11 i następnego zaraz potem.
Do tej pory mój kuc jest w doskonałej kondycji, zawsze o niego dbałam, przez ostatnie 6 lat oprócz mnie i moich trenerów siedziało na nim dosłowanie kilka osób - zawsze przyjeżdżałam do niego do stajni (z rodzicami lub ew. gdy nie mogli to z kimś innym lub autobusem), rzadko musiałam załatwiać kogoś do opieki ze wzgledu na nieobecność (owszem, czasem jak wyjeżdżałam na wakacje trener jeździł + jeszcze miały (konie:-P) jedna osobe od opieki).
Myślę, ze dobrze się zajmowałam moimi końmi zarówno w młodszym wieku jak i teraz.
Wiadomo, problemy się pojawiały, znikały i tak w kółko, ale czy dorośli ich nie mają..?
KuCuNiO, jak wszyscy wiedzą - są wyjątki od reguły. Dlatego napisałam "najczęściej", a nie "zawsze".
Dzieci nie powinny miec własnych koni.



Nie wolno uogolniac. Niektore dzieci nie powinny miec koni, ale napewno kazde dziecko posiadajace konia powinno miec Trenera. Specjalnie napisalam z duzej litery.
Dzieci nie powinny miec własnych koni.

Nie bardzo rozumiem, co to znaczy, że dzieci nie powinny mieć własnych koni.
Jest oczywiste, że faktycznym właścicielem konia zwykle jest rodzic, nie dziecko - nawet, gdy dostanie go na własność to osobą odpowiedzialną prawnie jest osoba pełnoletnia.

Spróbujmy odwrócić sytuację - i przyjąć, że dziecko czy jego rodzic nie są pełnoprawnymi dysponentami konia - wtedy kwestie leczenia, utrzymania, decyzji o startach etc. ulegają istotnej komplikacji.
Zdarza się - i bynajmniej nie jest to przykład abstrakcyjny, że dziecku z szansami na mistrza Polski wyciąga się konia spod tyłka - bo właściciel może to zrobić, by konia sprzedać, rozmnożyć, czy co sobie zapragnie.
Dlatego jeżeli ktoś ma poważne podejście do sportu - to konia kupuje, o ile go na to stać.
Rozumiem, że dzieciom wolno uprawiać sport?

Nie wolno uogolniac. Niektore dzieci nie powinny miec koni, ale napewno kazde dziecko posiadające konia powinno miec Trenera. Specjalnie napisalam z duzej litery.

Co do Trenerów - to w znacznej mierze nie jest kwestia świadomości czy woli rodziców - bo tych przez duże "T" jest jak na lekarstwo - a nawet jak są, to skorzystanie z ich usług wymaga wielu wyrzeczeń - np. zmiany miejsca zamieszkania. Doskonale widać to po odnoszących sukcesy - trenerami są albo rodzice, albo trenowani mieli szczęście urodzić się w odpowiednim miejscu i czasie - a o sukcesie decyduje w równej mierze przypadek, co praca.






Niestety to prawda, że Trenerów brakuje. Dodatkowy problem jest wtedy, kiedy rodzic sam nie ma wiedzy i nie jest w stanie ocenić pracy trenera. Zdarza się tak, że osoby trenujące młodych zawodników potrafią na tyle dobrze dogadać się z rodzicami, że współpraca kwitnie i ma się dobrze, pomimo, że nie dzieje się wcale dobrze...
Mysle ze niekoniecznie, to "towarzyskosc" zaslepia..
A raczej czekanie na opamietanie sie tej drugiej strony.
A mnie wkurza to, że mój młodszy synek, który "jest za końmi", nie będzie pewnie jeździł - bo - rodzice są trenerami. Nie będzie nas na to stać. Płakać mi się chce, gdy mały wpatrzony w Eurosport mówi: "Mamusiu, ja też tak będę kiedyś skakał, jak będę duży, prawda? Tak jak Tatuś kiedyś?" Jeżeli chcę zapewnić "lepszą" przyszłość dzieciom - muszę rzucić jeździectwo.
Na wlasne oczy widzialam taka sytuacje:

Rodzice kupili dziewczynce (ok. 8 lat), ktora siedziala na koniu moze 3 razy, kucyka po karierze wkkw i skokow. Sliczna kobylka, troche wredna, ale kon-profesor.

Dziewczynka przyjechala na pierwsza jazde na swoim nowym koniku, pojezdzila (stepem) moze z 15 minut i mowi, ze juz sie jej znudzilo. Zsiadla i mowi do mamy: "A teraz chce CHOMIKA".  😁
Rewelka  😵 Mam nadzieję, że kucykiem jednak ktoś się zajął...
Rodzice kupili dziewczynce (ok. 8 lat)


Problem "złych" rodziców rozwiązano, jak się wydaje definitywnie w Szwecji:
http://video.google.pl/videoplay?docid=-1293826645608734184&hl=pl

Mnie zastanawia druga strona tej transakcji - posiadacz tego "profesora".
Skoro kuc profesor, to właściciel przynajmniej magister koniarstwa - i tak sprzedał, a nie sprawdził komu?
Nie wiem, kto powinien bardziej się wstydzić.
Nie ma tak, że jak kto pieniądze na stole położy, to już jego - to wymaga woli obu stron.

Nawet jak kupowałem psa, to miałem "wywiad środowiskowy" - a hodowca zastrzegł sobie prawo pierwokupu, gdyby mi się odwidziało.
Wiem, że psa, co popadł w nienajlepsze ręce szukał po Polsce i odkupił.

asior, co za masakra  😵


Nestor, widzisz, są ludzie, którzy chcą zapewnić swojemu koniowi zasłużoną, godną emeryturę, a są tacy, którzy chcą się pozbyć "problemu", bo koń już przestaje być maszynka do konkursów...
I tu tworzy się kolejny problem - nie dzieci, nie rodziców, a sportowców i ich podejścia do koni (nieuogólniając oczywiście...)

Z drugiej strony, posiadacz "profesora" widzi bogatych rodziców, dziecko zakochane w koniach, myśli - idealni przyszli właściciele... koń będzie miał jak w niebie.
Ale nie bierze pod uwagę faktu, że dziecko potraktuje konia jak zabawkę....

Trudno tutaj uznać kogokolwiek za "winnego"....
Trudno tutaj uznać kogokolwiek za "winnego"....


No, ten, tego, jakby to ująć, żeby nie urazić.

Od hodowcy/posiadacza oczekuje się (tu moja ulubiona jurydyczna mantra) należytej staranności w stosunkach danego rodzaju, przynależnej profesjonalistom, działającym na rynku.

Szczególnie, gdy jest to żywe zwierzę - a nie np. rower. Zauważyłaś zapewne, że nikt nie pisze, że początkujący narciarze nie powinni jeździć na własnych nartach, a kolarze na własnych rowerach.

Rzetelny sprzedający zaproponowałby okres próby - chociażby pod pretekstem, czy dziecko dogada się z koniem i zrobiłby kilka innych rzeczy.

To oczywiście tylko moje zdanie i nie ma potrzeby z nim się zgadzać 🙂
Kobylka ma sie dobrze, startowala w mini LL pod innymi dzieciakami. A dziewczynka przyjezdza raz na pol roku, raz na rok i truje d***  😉
W sporcie jeździeckim jest jedna głupia rzecz, która tez czyni go fantastyczym - że jest tu druga żywa istota - koń.  W momencie, gdy dziecko gra w piłke i mu coś nie wyjdzie wyżyje sie na martwym przedmiocie. Gdy mu się sport znudzi, to co najwyżej przedmiot pójdzie na półkę. Z końmi jest inaczej - one cierpią jeśli dziecko sie znudzi, albo jeśli jest sfrustrowane. Moznaby uznać, że startowac powinni więc tylko dorośli - ale to kiedy ktoś osiągnie dojrzałość, to sprawa względna - jeden będzie miał 40 lat i wciąż będzie brutalym kretynem, inny będzie miał 14 lat i będzie czuły i troskliwy. Poza tym jeśliby np dzieci miały nie mieć koni i nie startować nie byłyby w stanie odnosić sukcesów później, albo by zaczęły już w dośc podeszłym wieku. Więc albo cały sport jeździecki jest z założenia zły i cos jest w nim nie tak(czasem dochodze do takiego wniosku, choć nigdy na stałe), albo trzeba pogodzic się z tym, że dzieci od małego będą startować jesli chcą cos osiągnąć(co prawda uważam, że mistrzostwa dzieci to przesada i jeździć powinni nastolatkowie, ale  z drugiej strony w innych sportach i dzieci już rywalizują...) i dbac o to by dzieciakom od początku wpajac miłość i szacunek do koni, by wiedziały że to koń skacze czy się wygina i że bez niego sukces jest niemozliwy, a koń jest istotą zywą, czującą, mogącą mieć gorszy dzień, że koniem trzeba się zajmowac, że trzeba mu zapewić odpowiednie warunki bytowe itp. Niestety takich rodziców, którzy dbają o to by wyrobić w dziecku wrażliwość, by nauczyć je opiekowac się zwierzęciem jest za mało. Trochę taka beznadziejna sprawa...
Halo - nie nastawiaj się negatywnie, wszystko może się jeszcze zdarzyć. Skoro tak bardzo mu na tym zależy to musi się udać. Jest dużo osób, które mimo, że nie dostało na starcie wszystkiego, co najlepsze poradziło sobie i teraz osiąga sukcesy. Wiem, że takim osobom jest trudniej, ale w tym sporcie liczy się też talent, wytrwałość i cierpliwość. Ja trzymam kciuki żeby się udało i nie poddawajcie się!
:-)
asior, a chomik dobrze się chowa?  😁
A tego to nie wiem. Ale zapewne po 2 dniach zostal oddany do sklepu  😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się