No właśnie nie wiem o co wam chodziło. Bo nigdzie nie napisałam ze wkurza mnie że nikt nie kupi mi nowej derczki czy czapraczka. Wszystko co mam już teraz dla konia jest kupione z moich własnych pieniędzy... albo z prezentów. WSZYSCY PO KOLEI ZAŁOŻYLI SOBIE ZE CHODZI O KUPOWANIE "SZMATEK". Mozecie mi wytłumaczyć skąd to wytrzasnęliście??
Ja mówię o wielu innych rzeczach. Podwiezienie do stajni?? Raczej wkurzające jak rodzice maja Cie gdzies bo im się nie chce chcą... Zwłaszcza gdy nie ma możłiwości dostac się tam publicznym transportem...
Mi chodzi o podstawy... Można miec dość słuchania ile to ten koń kosztuje jak potzreba na kowala, weta czy zapłacenie za pensjonat... I nie mówię tu o sytuacji gdy w domu nie ma kasy, tylko gdy problemem jest KOŃ. Lub można mieć dosć awantur o czas spędzany w stajni... że zamiast się skupić na nauce to się do konika lata.. Tłumaczenie wielu NORMALNYCH rzeczy rodzicom, którzy nie mają nic wapólnego ze stajnią jest czasem bardzo ale to bardzo wkurzające.
A ja się im dalej nie dziwie. W klasie maturalnej powinnaś się skupić na nauce. Każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko świetnie ją zdało i dostało się na dobre studia. Biedni nie są, ale chyba z nieba im nie skapnęło, co? Tylko musieli na każdy grosz pracować. W tej sytuacji także rozumiem ich, że wolą pieniądze przeznaczyć na dziecko i dom, a nie na konia. Trochę empatii i wczucia w sytuacje i uczucia rodziców.
Ja nie mówię że ich w ogóle nie rozumiem... Po prostu to jest wkurzające... Zwłaszcza ze nie można nic z tym zrobić...
Poza tym koń specjalnie w związku z moją matura pojechał sobie na pastiwsko tylko niestety musiał się postarać o poważna kontuzję... I niestety codzienne wizyty w stajni stały się nieuniknione.. A co do ich motywacji... raczej nie rozumiem podziału dziecko/koń... Skoro chcą wydawać kase na dziecko to jeśli pasją jest jeździectwo to chyba logiczne że największą nagrodą jest własnei utrzymanie konia co za tym idzie spełnienie marzeń...
Tylko w moim przypadku niechęć rodziców jest troche bardziej skomplikowana niż fakt ze wolą ubrac dziecko niż konia... Ale to już raczej historia nie na ten wątek.
Po prostu nie rozumiem waszego ataku. Nie znacie nawet sytuacji a już w wypowiedziach pełno ironi... Czy nie można po prostu miło i kulturalnie napisać?? Lub zanim zacznie się krytykowac zapoznac się z sytuacją??
Ech, powiem wam, że to jest kolejny powód, dla którego się cieszę, że kupiłam sobie konia pod koniec studiów a nie dostałam go w gimnazjum/liceum... Jak chcę jechać to wsiadam w samochód i jadę, jak chcę szmatkę to robię przelew z własnego konta tego samego wieczoru kiedy ją wypatrzyłam, jak chcę spędzić w stajni 10 godzin to spędzam... Nikt mnie nie ogranicza i od nikogo nie zależę, a co ważniejsze - od nikogo nie wymagam, żeby coś zrobił/kupił/zaakceptował. Dziewczyny, póki na siebie nie zarabiacie, to ogon pod siebie i do roboty/nauki, bo dzięki temu za kilka lat same będziecie mogły decydowaćo waszych koniach!
Dokladnie, jestescie juz na tyle duze zeby zrozumiec ze rodzice to tez ludzie. tez moze im sie nie chciec, moga miec gorszy dzien, wazniejsze problemy na glowie niz muesli dla konika ich cory. nie znaja sie na koniach, wiedzialyscie zanim namowilyscie ich na konie. wszystko ma swoje konsekwencje. wolalabys nie miec konia i zeby nie narzekali na czas spedzony w stajni? wiem, apetyt rosnie w miare jedzenia ale docencie czasem to wszystko co macie.... bo to jest naprawde bardzo duzo. tutaj naprawde niewiele osob zrozumie wasze utyskiwania.
No właśnie tak jak napisała Dzionka ogon pod siebie to jedyny sposób.... Ale czy to zmienia fakt że to jest wkurzające?? Nawet nie wiesz jak nardzo czasami człowiek chciałby być już niezalezny.
kujka gorszy dzień się rozumie... Tylko ile może być gorszych dni... Kujka nie wiem czemu niewiele osób ma to zrozumieć... Fakt ze o wszystko trzeba prosić i odbywa się to jeszcze z łaską kazdego chyba by denerwował... Zwłaszcza ze moi rodzice dokładnie wiedzieli co to jest koń... Ze moze zachorować, kosztuje, trzeba to okuć i kupić jedzenie.
Nie mówię że nie doceniam tego ze mogę jeździć na własnym koniu a nie tułac ise cigle po szkółkach... Tylko wieczna walka o wszystko, o zawody i treningi wkurza, zwłaszcza patrząc ile jest ludzi którzy nie mają z tym problemu, a rodzice wręcz wspierają pasje i cieszą się ze dziecko ma jakieś zainteresowania??
Naboo kocham takei teksty. Może przy najbliższej chorobie walnę sobie w łeb to na leki nie wydam??
Po to jest chyba ten wątek zeby pisac co mnie wkurza??
Ja swojego konia nie mam - po prostu mnie nie stać, a rekracyjjnie też nie chcę już jeździć (nie satysfakcjonuje mnie taka forma jeżdżenia) A dodatkowe koszty zwiazane z utrzymaniem konia dokopałyby nam jeszcze bardziej.
Ale jestem w stanie zrozumieć rodziców, którzy naprawdę cieżko tyrają. matka pielęgniarka, ojciec kierowca tira. Z tego pieniędzy wielkich nie ma, ale da się wyzyć i ubrać, starczy na drobne przyjemnosci. Owszem chciałabym swojego kopytnego, ale zaczekam do momentu gdy bedę miała ustabilizowane życie, skończone studia i stałą pracę. teraz dla mnie i moich rodziców byłby to za duży wydatek, chociaż zdarza mi się obejrzeć w necie czy gazetach ogłoszenia. Ale nie teraz.
jednak gorzej jest z przekonaniem ich, że nadal chcę jeździć, próbują ingerować w moje hobby, skutecznie chcą mnie zniechęcić do tego (ale im się jakoś nie udaje 😁 ). Jednak ja poproszę by dołożyli resztę brakujących pieniędzy na karnet to dokładają, bo wiedzą, ze odkładałam na niego jak tylko mogłam.
A że znają się z właścicielami stajni (z którymi jestem na ty i znam się od ładnych kilku lat) to nie mają żadnych oporów przed tym bym jechała. Nawet jak zostałam na 3 tygodnie (z możliwością noclegu) to nie mieli pretensji 😁
Jednak rozumiem ich niechęć do tego sportu, bo zdarzyć się po prostu może wszystko, co nie znaczy, że człowieka w tych momentach nie wkurzają.
Własny koń? Dopiero jak będę prowadziła stabilne życie.
ja dopiero w drugiej klasie ( technikum 4-letnie) i juz dwa konie. i to calkiem przypadkiem bo gdyby nie fatalne w pewnym momencie warunki dla konia to bym sobie nadal go dzierzawila w starej stajni i jezdzila co weekend😉, ale ze sie potoczylo inaczej, ze mi kupili rodzice nerwine a ona urodzila nathana tak mam dwa konie 🙂 czasmi zaluje ( ale to chyba tylko 1% z calego czasu😉 ) bo jednak kon to obowiazek ( a co dopiero dwa!) a ja ze dodatkowo pracuje w stajni na znizke to ciezko pogodzic stajnie szkole i zycie prywatne ale jakos dajemy rade😉 i to nie tylko przyjechac do konia poglaskac poczyscic pojezdzic i pojechac ale jak juz pisalam musze na ta znizke zapracowac. od kiedy mamy konie zmienilo mi sie starsznie moje podejscie do kwestii pieniedzy. kiedys bylam strasznie rozrzutna ( oczywiscie rodzicow pieniadze) teraz wiem, ze ciezko pracuja na zycie i na konie wiec baaaaaaardzo sie ograniczam ( szczegolnie ostatanio np stwierdzilam ze skoro zapiecie od wodzy sie polamalo to zwiaze sizalem bo po co od razu kase wydawac na nowe wodze 😜 😜 😜 ) i tak jakos zyjemy
a wracajac do tematu 😁 w jezdziectwie wkurza mnie ( i to ostanio bardzo) obgadywanie innych stajni, wymyslanie kompletych totalnych glupot i rozgadywanie ich na lewo i prawo. przekonalam sie ostatnio, ze dwie stajnie, a przede wszystkim ludzie z nich moga zyc w bardzo dobrych stosunkach nie wywyzszajac sie ani inne bzdety. czy wszyscy tak nie moga?
Aga a wiesz co jest najsmieszniejsze? ze wiekszosc tych dzieci "wspieranych", wozonych po zawodach, ktorym sie spelnia najmniejsze zachcianki wkurzaja sie na swoich rodzicow tak samo jak Ty... bo im za malo.
dlatego uwazam ze Dzionka ma racje. Jak sie samemu wie co to jest pieniadz i nie ma sie do kogo miec pretensji i roszczen, zaczyna sie to wszystko naprawde doceniac 🙂
kujka, Ja bym na miejscu Agi skakała z radości jakby mi sprawili rodziciele konia. Mi by nawet wystarczył jeden dobry czaprak niż cała kolekcja eskadronów czy lamicella.
A najśmieszniejsze jest to, że to są ICH konie. Mniejsza z tym, ze podpisane w umowie, że są własnoscią rodziców, to jednak są ICH.
Mnie na szczęście w koniach rodzice wspierali, tzn cieszyli się że mam pasję, wozili do konia, kupili go w ogóle, ale oni z kolei chcieliby bym startowała i odnosiła sukcesy. Jak teraz jeżdżę sobie tak o, bawiąc sie ale nie trenując i nie startując, to są jacyś zdziwieni i wciąż mi powtarzają jaki to nasz koń dzielny i że on kocha starty(oczywiście nie mają pojęcia o tym, bo mój koń zawodów nie lubił, stresowało go to i choc dzielny jest to więcej jak N nie pójdzie 😉 ). I teraz są wieczne dyskusje o tym co ja z koniem robię i czy trenuję. Chciałabym by zrozumieli, że nie chce trenowac, że cieszy mnie sama obecość konia i jestem równie szczęśliwa siedząc na pastwisku i patrząc na ogony, jak siedząc na grzbiecie. Ale oni powtarzają, że koń jak nie chodzi pod siodłem to jest na pewno smutny 😉 Ale mimo wszystko robię z koniem to co chcę - jestem niezależa na szczęście w tej kwestii, że od początku jak miałam konia sama go utrzymywałam - tzn najpierw częsciowo jak nie miałam 18 lat, potem już całkiem jak je skończyłam i zaczęłam pracować. Lubię swobode finasową, jak chce coś kupić koniowi to kupuję i nie musze sie oglądać na rodziców. Dzięki temu, że nie jeżdżę z trenerem odkładam sobie kasę regularnie - jakbym miała teraz trenować, to nie miałabym kasy na nic innego - więc po co mi to 😉 Zresztą nie mam już ambicji sportowych, a zawsze mogę pojechać do pracy do kogoś, od kogo moge się uczyć, jeśli będe chcieć poprawić swoją jazdę za darmo.
Moi rodzice więc są dość łagodn, choć troche mi smutno, że mnie nie rozumieją - ale znam w jeździectwie wielu podobnych, tylko bardziej stanowczych. Takich, którzy pchają na siłę dzieci w sport, którzy za wszelką cenę chcą by coś odnosiły. wtedy często dochodzi do konfliktu dziecka z koniem, które wyładowuje na nim swą frustrację, nawet jeśli tego potem żałuje. To chyba najbardziej denerwująca mnie rzecz w jeździectwie - silnne parcie rodziców na sukces dziecka. Bo rozumiem wsparcie, szczególnie w mometach kryzysu, załamania, ale nie cierpię przymuszania 🤔 Widziałam nie raz na zawodach scenki, kiedy to rodzic uderzył dziecko czy darł się na nie tak, że musiało wsiąść na konia i pojechać parkur. A jak kiedyś nie wyrzymałam i podeszłam do jakiegoś faceta, który wlał synowi, bo nie chciał jechać konkursu i powiedziałam mu coś(wiecie jak to mała smarkula uznaje, że musi wkroczyć do akcji 😉 ), to myślałam że przywali i mi.
Denerwuje mnie też wyzywanie koni i przeklinanie - nie chodzi mi o to, że ktos raz zaklnie, każdy czasem to robi, ale o takie chamskie rzucanie mięsem przy koniach, szczególnie jak się jest na zawodach. Dla mnie to sport elegancki, wymagający jakiejś kultury i nie lubie scenek, jak zawodnik chodzi i rzuca co drugie słowo k.. i wyzywa konia - ty ścierwo, ty szmato, itd. Zawsze sobie myślę, że jeśli gdzieś w poblizu znalazł się jakiś laik, który chciał poogladać zawody, to więcej na nie nie przyjdzie.
A mnie zawsze wkurza świadomość, ze np po takim wydarzeniu wielkim jak np TORWAR zawsze znajdzie się kilka rodzin laików, zupełnie nie znających się na koniach i nie mających w ogóle z nimi do czynienia, które kupują konia dzieciarni i potem patrzy się z rozpaczą na zszarpane i pokopane konie.
Wkurza mnie właśnie też, jak napisała Branka, nad - ambicja rodziców, którzy po prostu wmuszają w swoje dzieci kolejne treningi. Kiedyś słyszałam od koleżanki ze stajni opowieść kiedy to dzieciak zniechęcony i przybity stał przy koniu i aż do niego podeszła i spytała 'dlaczego nie wsiada mimo, ze reszta grupy poszła na jazdę' 'ja nie jeżdżę, to mama chce bym jeździł' Smutne, ale prawdzie niestety.
Czasami bym chciałą zeby rodzice byli choć trochę nad ambitni :P Każda skrajność nie jest dobra Aga a wiesz co jest najsmieszniejsze? ze wiekszosc tych dzieci "wspieranych", wozonych po zawodach, ktorym sie spelnia najmniejsze zachcianki wkurzaja sie na swoich rodzicow tak samo jak Ty... bo im za malo.
Ja nie wkurzam się że mi za mało. Wkurzam sie że nie mam w nich żadnego wsparcia i zrozumienia. Że o pieniądze na KONIA jest problem a na cokolwiek innego już nie.
Notarialna poraz setny powtarzam ze mi nie chodzi o sprząt dla konia. Ja bym konia sama sobie mogła kupić. Żaden problem. Gorzej jest go UTRZYMAĆ.
No właśnie - kupić żaden problem. nawet ja mogłabym zaciągnąć kredyt i kupić z tych pieniędzy konia. Ale co z wetem? Co z kowalem? Co z transportem? To też kosztuje
I w sumie zazwyczaj tak jest, ze rodzice kupują kopytnego bez świadomości ile kosztuje jego dalsze utrzymanie, które jest wcale nie małe...
Z tym zmuszaniem dzieci to różnie bywa. Kiedy zobaczyłam swojego syna pierwszy raz na koniu-od razu wiedziałam,że ma potencjał. On? Przeciwnie. "Pani Maniaczka-Agnieszka-Instruktorka" -wie doskonale o czym piszę. "Zapał" mojego synka do koni można było porównać chyba do zapału maszynisty do wczasów w wagonach kolejowych. Ileż myśmy się go nazmuszały,nazachęcały. 😕 Indywidualne jazdy,na fajnych,spokojnych koniach,piękne tereny,wożenie i odwożenie na miejsce,zero pracy w stajni,wakacje u Alexa Jarmuły. I nic. Jeździł coraz lepiej,ale zapału-zero. I właśnie Alex doradził mi: poczekaj, on sam musi dojrzeć . No niby dojrzał. Ma własnego konia. Jeździ pięknie,książkowo. Ufff.... Warto było.
A co mnie wkurza? Zaniedbywanie własnego konia,sprzętu. Traktowanie konia jak maszynki do wypuszczenia emocji -galop od stajni ,zero pracy nad techniką,po jeździe koń do boksu-koniec. Są też takie przypadki.
Tania - zależy jeszcze jak się to wszystko rozgrywa. Jeżeli na braku ambicji dziecka nie cierpi koń, to jest ok, ale jeśli ono wyładowuje swoją frustrację na nim, bo rodzice każą mu jeździć a ono nie chce, to zaczyna się tworzyć jakiś chory związek zwierzęcia z otaczającymi go ludźmi. A moim zdaniem wtedy nie ma szans na sukcesy, przynajmniej nie najwyższe. I nikt nie będzie szczęśliwy, a już najmniej dziecko i koń. Czasem rodzice muszą pewnie wkraczyć do akcji, żeby zachęcić dziecko do czegoś, co uchroni je od bumelanctwa. Chcą by sie czymś zaitnteresowało w dobrej wierze. Ale łatwo jest przesadzić. Ja jestem wdzięczna swoim rodzicom, że mnie nie zmuszali nigdy do niczego. Robiłam jako dziecko peło rzeczy, uprawiałąm różne sporty, ale ja decydowałam kiedy nie chcę już czegoś robić i zająć się czymś innym i co to będzie. Z końmi tez nie naciskali, postawili tylko warunek że o konia będę dbać i go utrzymywać i wtedy moga mi go kupić(cena to była 1500zł więc nie majątek). A wtedy oni w zamian za to będą mi pomagać dojeżdzać bo nie było autobusu do poprzedniej stajni. To mnie zmobilizowało jakoś, bo zawsze byłam osoba mało wytrwała i zniechęcającą się byle czym. No i jestem leniem. Gdyby nie ich określone zachowanie to bym pewnie nawet na studia nie poszła. A tak wiem, że w przyszłości chcę mieć pieniądze na konia i swoje zainteresowania i może studia mi pomogą znaleść lepsza pracę(choć mogą i nie, jest krysys: 😉 ). Ale chwała im za to, że nigdy niczego mi nie kazali(w sensie wyborów życiowych) i pozwalaja mi samej wybierać i najwyżej się spażyć.
Zgadzam się z opinią co do zaniedbywaniem sprzętu i konia - nienawidze takich cwaniaków co koniowi nie zapewnią dobrostanu, ale wożą dupę i uważają, że sa bogami. Albo mają drogi sprzęt i nim szastają - wiem , ze to ich przywilej - mają sprzęt to robią z nim co chcą. Ale są ludzie, który marzą o takim sprzęcie, zbierają na niego latami i bardzo ich to boli jak ktoś go nie szanuje.
A propos dzieci i jeździectwa. Ostatnio bardzo mnie zniesmaczył obrazek na regionalkach. Dziewczynka lat jakieś 13 po nieudanym parkurze zjechała na rozprężalnię i nastukała koniowi batem :/ Oczywiście za swoje błędy. Jakieś 2 miesiące wcześniej również młody chłopak przejechał na tym koniu N na czysto... Rodzice byli na miejscu, reakcji nie zauważyłam żadnej. Gdyby moje hipotetyczne dziecko zrobiło coś takiego, dostałoby szlaban na jazdy dopóki nie zastanowi się nad sobą 🤔wirek:
No tak, to druga strona medalu - dzieci bijące konie i zero reakcji starszych. Ale czasem jest tak, że rodzice są przekonani, że takie dziecko słusznie postępuje 😲 Bo przecież płaca za konia, za zawody, a on źle chodzi parkury...
Myślę, że KOR mi nie grozi 😉 Jestem osobą o bardzo tradycyjnym podejściu do koni i jeździectwa, a geny ułańskie mam nadzieję są dziedziczne i w dalszych pokoleniach...
Może nie tyle w samym jeździectwie ... Na dużych zawodach szczególnie na Torwarze się to ujawnia ( tak zauważyłam ) - piszczące i nieomal mdlejące na widok Kieconia i nie tylko 12-13 latki 😤 I do tego wycie , gwizdy gdy kto inny , a nie daj boże zagraniczny jedzie 🤔 Mam wtedy ochotę ryknąć , że to nie koncert , że tylko debile się tak zachowują 🤦
A mnie wkurza 😁 to że w klubach i stajniach: prawie same dziewczyny, na forach końskich: prawie same dziewczyny, na obozach jeździeckich: prawie same dziewczyny na zawodach startują prawie sami faceci...