Do obowiązków dzieciaka miało należeć również wywalanie gnoju i sprzątanie obejścia.
Sprzątanie obejścia - ok. Ale do tego wywalania gnoju mam pewne wątpliwości. To jest w końcu ciężka, fizyczna praca. Co z tego, że masa z nas robiła to mając te naście lat? To takie trochę podejście "ja mogłam, to one też mogą" bez patrzenia na to, że jest to jednak zbyt ciężka praca dla nastolatki. Nie wiem jakich "dzieciaków" szukała Twoja koleżanka, ale na miejscu rodziców takiego dziecka nie zgodziłabym się, żeby moje dziecko dla jazdy konnej zasuwało w stajni jako stajenny (któremu się obecnie sporo płaci, jeśli pracuje normalnie na etacie). Wolałabym mu dać, w ramach możliwości, te kilkadziesiąt złotych.
Nie rozumiem dzieciaków, które przychodzą na jazdę 5 minut wcześniej, i znikają, jak tylko staną na ziemi. Mnie sprawiało ogromną przyjemność, jak mogłam coś w stajni zrobić, popatrzeć na wcześniejszą jazdę, pogadać z instruktorem, poczyścić konie i tak dalej - to był szczyt marzeń!!!
Mam kuzynkę, która ma opisywany syndrom. Trzy razy siedziała na koniu, i już umie jeździć. Ojciec zabrał ją dwa razy na korty, a ona już umie grać w tenisa. Kolega jej starszego brata opowiadał jej o graniu na gitarze, a ona już umie grać. Tylko ja nie wiem, czy się śmiać, czy płakać...
Ale przytoczę może dwa przykłady: Rodzina 1: dwoje dzieci, córka 12 i syn 20, wychowywani "bezstresowo", cokolwiek to oznacza. Córka nie wyjdzie z żadnego sklep, jak jej się czegoś nie kupi. A gust ma taki, że im więcej zer na metce tym lepiej. No i lubuje się w butach na obcasach, które potem leżą w szafie, no bo gdzie 12-sto latka będzie chodzić w szpilkach? Syn ma kartę do konta kredytowego rodziców, i korzysta z niej bez ich wiedzy. Wybiera sumy rzędu kilku tysięcy miesięcznie bez pytania, a rodzice to potem pokrywają. Obecnie podróżuje sobie po Europie. Sama byłam świadkiem sytuacji, jak przyszedł do domu, i powiedział: "Jedziemy do Egiptu za tydzień, potrzebuję 8 tysięcy." Dostał, oczywiście. Rodzina 2: dwóch synów, 21 i 27. Bardziej bogata niż rodzina 1. Synowie od matury pracują w każde wakacje, i nawet słowa złego nie powiedzą o tym. Starszy, już żonaty, pracowity, za własną pensję zwiedza z żoną świat. Wcześniej nie przeszkadzało im, że spędzają wakacje w Polsce. Młodszy, niby ma bardzo drogie hobby, i w ciągu roku dostaje na to kasę od rodziców, ale w wakacje oddaje im większość zarobków, i jeszcze pracuje przy domu - a mają mega wypasioną chatę i ogromny ogród, więc roboty jest mnóstwo. I powiedzcie, że nie jest to kwestia wychowania....
Ale jeżeli mamy jakiś wpływ na młodzież, to żeby nie wyrosły z niej ludziska, trzeba działać - wychowywać, a nie jak tu ktoś stwierdził, że od wychowania są rodzice. Może w 99% nasze wychowywanie nic nie da, ale jeśli odniesie skutek w 1%, to już będzie ogromny sukces.
I to o czym piszesz: cóż - dzisiejsza młodzież to w większości powierzchowna wiedza, łatwość zdobywania wszystkiego, i internet...
Dlatego uważam, że młodzież/dzieci, które muszą zapracować na realizację swoich zachcianek/marzeń, którym przyjemności nie przychodzą łatwo i nie wykpią się powierzchowną wiedzą ma większe szanse wyrosnąć/wyjść na ludzi, niż młodzież, która ma podane wszystko na tacy. I nie chodzi mi tylko o jazdę za prace przy koniach, tylko o wszystkie aspekty życia.
I nie widzę nic złego w wywalaniu gnoju jako jednego z obowiązków. Nikt im nie każe brać największej taczki i ładować do pełna. Tym bardziej, że przynajmniej u nas, "młodych" jest tyle, że nawet nie wychodzi jeden boks dziennie na głowę.
katka, zalamalam sie.. czlowiek czyta takie rzeczy i sie zastanawia czy zyjemy wspolnie na jednej planecie. ale to mlodziez, wiec moze sie jeszcze ogarnie..? chociaz jak mi kolega opowiada, ze coraz czesciej przychodza dzieci i mlodziez na jazdy, ktore zadaja dostania konia wyczyszczonego, osiodlanego, bo sie nie beda 'babrac'. jak ja zaczynalam, to byla sama radosc wyczyscic konia (czesto czyscilo sie wszystkie konie w stajni, dla samej frajdy obcowania ze zwierzakami), sama przyjemnosc moc samemu konia osiodlac, byc przy kowalu, dopytywac dlaczego uzywa sie tej dziwnie pachnacej czarnej mazi pod spod kopyta- dlaczego potem sie okazywalo ze ona nieszczegolnie chce sie spierac i takie tam inne wspominkowe rzeczy. o, jak na przyklad noszenie koniom wiader z woda, bo te nascie lat temu automatycznych poidel nie bylo.
tak mi sie nachalnie cisnie historia sprzed kilku miesiecy, kiedy to moj maz zalatwil konia, ktorego dzierzawimy. kon mial byc odebrany w ostatnim dniu miesiaca- a tym samym ostatniu dniu dzierzawy. dzierzawcy doskonale wiedzieli, ze dla konia zmiana miejsca i sama podroz bedzie stresem, wiedzieli rowniez, ze musimy sie dopasowac do godzin osoby, ktora nam konia przewozila (akurat byl sezon halowy i naprawde ciezko bylo trafic kogos, kto byl akurat wolny). i co sie dowiadujemy? ze oni chca jeszcze tego dnia konia jezdzic (sic!) bo przeciez ZAPLACILI ZA TO! i do ostatniego dnia nie byli w stanie sprecyzowac o ktorej zamierzaja konia jezdzic... jeszcze moglabym to jakos zrozumiec, gdyby padla inna argumentacja (moze bardziej uczuciowa- 'chcemy sie nim nacieszyc jeszcze ostatni dzien etc.'😉. a tu po prostu kasa, kasa, kasa.. zupelnie jakby mieli do czynienia z wynajetym samochodem, ktorego sie dociska do ostatniego dnia. dla mnie smutne. i smutne o tyle, ze nie byla to mlodziez a dorosli ludzie 🙁 dawno nie spotkalam sie z taka postawa.
ElMadziarra, nie wspominałam, że szkoła ma nie wychowywać. Tak się składa, że od wychowywania dzieci są rodzice cała reszta to tylko pomoc. I jestem bardzo przeciwna metodzie wychowawczej w której każdy wtrąca swoje pięć groszy, bo wtedy dopiero robi się bałagan. Może ci się nie podobać jak jest wychowywane jakieś dziecko - taki lajf nie wszystko będzie Ci się w życiu podobać. Możesz coś pochwalać lub nie, kogoś lubić lub nie, ale nie możesz się wtrącać w jego życie lub ograniczać jego wolności, jak wolisz.
Nie powiedziałam, że praca jest czymś złym ale wy piszecie o ciężkiej fizycznej pracy, do której żadne dziecko nie jest przygotowane. Może czyścić konie, może pomagać przy karmieniu, ale wywalanie gnoju? Niepoważne moim zdaniem. Ciężka praca, równanie z ziemią przez dorosłych, którzy niby powinni być dojrzali, dawanie do zrozumienia, że mało strasznie mało przy mnie umiesz nie uczy pokory moim zdaniem. Uczy identycznego popisusostwa przy młodszych wiekiem czy stażem którzy umieją jeszcze mniej. Fakt dzieci potrafią być bezczelne, przemądrzałe i niekulturalne, to nie znaczy że należy stosować wobec nich skrajnych metod wychowawczych, zwłaszcza gdy nie my jesteśmy za ich wychowanie odpowiedzialni. Wiele z Was pisze, że sami ciężko pracowali jako dzieci przy koniach, lub byli besztani przez starszych i dzięki temu są teraz tacy a nie inni. Pomijam kwestię netowego wyolbrzymiania, bo nawet jeśli tak było, to co z tego? Teraz trzeba też kazać dzieciom ciężko pracować? Ja miałam ciężko ty też musisz mieć? Ja wyobraźcie sobie nie musiałam wywalać gnoju. Lubiłam pomagać przy koniach, czyścić je, pomagać przy karmieniu i przy jazdach, ale to była praca lekka i wykonywana okazjonalnie. Nie musiałam zarabiać na konia i co? Teraz jestem nadętą bufonką? Bardzo bardzo niesądzę
Nie musiałam zarabiać na konia i co? Teraz jestem nadętą bufonką? Bardzo bardzo niesądzę
Nikt tak nie twierdzi, ale da się zauważyć,że te osoby,które musiały na swoje marzenia ciężko zapracować bardziej je doceniają (oczywiście nie mówie,że wszystkie)
ElMadziarra, nie wspominałam, że szkoła ma nie wychowywać. Tak się składa, że od wychowywania dzieci są rodzice cała reszta to tylko pomoc. I jestem bardzo przeciwna metodzie wychowawczej w której każdy wtrąca swoje pięć groszy, bo wtedy dopiero robi się bałagan. No to szkoła ma wychowywać, czy nie ❓ ❗ Bo jeśli szkoła, jak i cała reszta, ma nie wtrącać swoich trzech groszy, to jak ma wychowywać ❓ ❗ A przy tym rodzic preferuje "wychowanie bezstresowe", to wychodzi na to, że dopiero poprawczak będzie miał szanse na wychowanie gagatka. Chyba, że poprawczak tez ma nie wtrącać swoich 3 groszy. Wiem podaję skrajny przypadek, ale ponieważ w rodzinie mam kilku belfrów wiec znam nie jeden taki przypadek z ich opowiadań.
Może ci się nie podobać jak jest wychowywane jakieś dziecko - taki lajf nie wszystko będzie Ci się w życiu podobać. Hermia, ja już jestem w takim wieku, że napisanie do mnie tekstu "nie wszystko będzie ci się w życiu podobać" rozbawiło mnie, bo przez tyle lat co mam zdążyłam poznać realia świata i wiem, jaki jest lajf. 😁
Możesz coś pochwalać lub nie, kogoś lubić lub nie, ale nie możesz się wtrącać w jego życie lub ograniczać jego wolności, jak wolisz. Kocham moją bratanicę, nie tylko lubię i wtrącam się w jej życie za aprobatą i czynnym udziałem jej rodziców. Moje metody wychowawcze mój brat i jego żona akceptują, dlatego chętnie oddają mi dziecko pod opiekę. Poza tym nie ograniczam jej wolności, bo zabieram ją do stajni, uczę jeździć i pracować przy koniach na jej wyraźne życzenie, a zasady jakie tym wypadom towarzyszą ustaliłyśmy wcześniej i ona się na nie zgodziła.
Fakt dzieci potrafią być bezczelne, przemądrzałe i niekulturalne, to nie znaczy że należy stosować wobec nich skrajnych metod wychowawczych, zwłaszcza gdy nie my jesteśmy za ich wychowanie odpowiedzialni. Co to są wg Ciebie skrajne metody wychowawcze ❓ ❗
Czy właściciel stajni lub instruktorka nie są odpowiedzialni za dzieci, które przyjęli pod swoja opiekę ❓ ❗
Rodzice mają wychowywać - szkoła i cała reszta to środowisko w którym się dzieciak wychowuje. Stanowią tło, oddziaływują tak czy siak bo pomiędzy dzieciakiem w środowiskiem zachodzą przecież zawsze jakieś interakcje. Celowo nie powinny moim zdaniem wtrącać 5 groszy. Wystarczy że są i odziaływują swoimi regułami niecelowo.
Nie wiem ile masz lat i szczerze mówiąc mało mnie to interesuje, odnoszę się tylko do tego co piszesz
Rozmawiamy raczej o sytuacji ogólnej - tego dotyczy ten wątek, nie o konkretnym przypadku twojej bratanicy. I choć przykład wychowawczy który podałaś w związku z nią wg mnie nie jest najwłaściwszy, to jeśli się dogadałaś z jej rodzicami i oni się zgadzają to twoja sprawa. Stosuj sobie takie metody na zdrowie 🙂
Skrajne metody wychowawcze wg mnie to ciężka fizyczna praca np przywoływane już tu wywalanie gnoju, oraz celowe działanie mające obniżyć poczucie wartości dzieciaka.
Zgadzam się, że jeśli ktoś coś osiąga poprzez wysiłek to jest to dla niego więcej warte. Tylko uważam, że nie należy z niczym przesadzać. Z wysiłkiem również.
Przyczepiłaś się do sposobu w jaki pokazałam mojej bratanicy, że jeszcze tak naprawdę nie wszystko potrafi, a wyraźnie pisałam, że zrobiłam tak mojej bratanicy, a nie obcemu dziecku na jeździe, więc nie zasłaniaj się, że rozmawiamy o sytuacji ogólnej. Choć znam instruktorki, które właśnie w ten sposób udowadniają dzieciom i dorosłym też, że wcale nie potrafią jeździć. Czy to pochwalam, insza inszość.
Uważam, że nie ograniczyłam tym sposobem jej wolności, sama chciała "ciekawą jazdę", bo zwykła (czyli stęp, kłus ćwiczebny i anglezowany, galop, wolty, drągi) ją już nudzi, bo ona umi. No to miała ciekawie.
Nikt tu nie pisał o wychowywaniu przez ciężką prace fizyczną. Choć ja wywalanie gnoju, przynajmniej w takiej formie jak to wygląda u nas, za ciężką pracę nie uważam i początkowo młoda rwała się do wywalania gnoju bardziej niż do jazdy na koniach.
Praca w stajni to nie wychowanie, ale nauka podstaw przydatnych w kontaktach z końmi i jeździectwie, pokazanie, że jeździectwo, to nie tylko wożenie tyłka, że koń to nie maszyna, a żywe zwierze, przy którym trzeba robić i forma zapracowania/zarobienia sobie na tą jazdę. Oczywiście, są rodzice, którzy płacą swoim pociechom za jazdę, ale wg mnie odpowiedzialny i wychowujący rodzic też postawi przed dzieckiem jakieś warunki - np. wyniki w nauce.
I jeszcze jedno: Rodzice mają wychowywać - szkoła i cała reszta to środowisko w którym się dzieciak wychowuje. Stanowią tło, oddziaływują tak czy siak bo pomiędzy dzieciakiem w środowiskiem zachodzą przecież zawsze jakieś interakcje. Celowo nie powinny moim zdaniem wtrącać 5 groszy. Wystarczy że są i odziaływują swoimi regułami niecelowo.
Jeżeli szkoła ustanawia zasady, wprowadza reguły i wymaga stosowania się do nich, to wychowuje i wtrąca swoje 3 grosze. Bo dziecko w domu może mieć postawione całkiem inne zasady i rodzice wcale nie muszą kazać mu przestrzegać tych samych reguł, co w szkole. To samo, gdy rodzice decydują się pozwolić dziecku jeździć w stajni w zamian za pracę, tam też obowiązują reguły i zasady, niekoniecznie takie jak w domu. A dziecko musi się do nich stosować. Jakby nikt nie wtrącał swoich 3 groszy, to dopiero byłby bajzel na kółkach.
Oczywiście, przede wszystkim dziecko powinni wychowywać rodzice, a cała reszta pomaga w tym procesie, ale na pewno nie jest i nie może być bierna. Czy rodzice rzeczywiście wychowują, to już insza inszość.
przykro mi czytać to co piszecie, bo sama jestem z pokolenia, które CIĘŻKO pracowało, żeby móc sobie pojeździć (nie tak dawno, bo jakieś 6 lat temu). Problem tylko polegał na tym, że nas w tej stajni wykorzystywano jak za przeproszeniem murzynów. Siedziałyśmy od świtu do nocy, świątek piątek i jeszcze nam się dostawało, że przyszłyśmy o 9, a nie o 8 jak trzeba konie na pastwisko wyprowadzić. Nie obchodziło ich to, że jestem alergiczką i astmatyczką i nie jestem w stajnie z trzema osobami wyładować 4 wozów siana... Ale się robiło, 4 lata nie moje, ale dużo się przez to nauczyłam. I jaka radość, kiedy zabrali nas w teren (wtedy koszt takiego terenu to było 20 zł), nieważne, że na kucyku, ale wypracowane przez nas 🙂 Niestety moja przygoda z tą stajnią skończyła się w momencie, kiedy się już postawiłyśmy i odeszłyśmy, a po jakimś czasie doszły nas słuchy, że zostałyśmy zwolnione dyscyplinarnie, a to co robiłyśmy to był wolontariat... Nóż się w kieszeni otwiera 😀iabeł:
Mam kuzynkę, która ma opisywany syndrom. Trzy razy siedziała na koniu, i już umie jeździć. Ojciec zabrał ją dwa razy na korty, a ona już umie grać w tenisa. Kolega jej starszego brata opowiadał jej o graniu na gitarze, a ona już umie grać. Tylko ja nie wiem, czy się śmiać, czy płakać...
To jest charakterystyczne dla dzieci przeciez. Na szczescie wiekszosci z wiekiem przechodzi, bo zycie je uczy pokory, ale nie ma sie co dziwic. Chyba, ze kuzynka jest w wieku niedzieciecym, wtedy juz faktycznie mozna zaczac sie dziwic... ale takie dziesiecio-jedenastolatki zawsze wszystko najlepiej potrafia.
Przykład niestety idzie ze świata dorosłych. W TV- nieaktorzy a grają,nieśpiewacy a śpiewają. Niemądrzy a są parlamentarzystami. Sąsiad - bez szkół i pracy a bogaty. Nauczyciel - a sam nie umie. I tak dalej i tak dalej . Czemu się dziwicie? A w jeździectwie- zadufanych,durnych dorosłych nie ma? Niedaleko by szukać. 😂
Mnie to trochę się kojarzy z kucharzem który nim zostaje nie mając pojęcia o tym jak się kroi, sieka, myje talerze, sprząta w kuchni itp idzie do szkoły i odrazu podają mu w miseczkach składniki a on ma tylko gotować.
Oczywiście, ze po pierwsze wiek, a po drugie przykład świata dorosłych. Swoje robi też nieograniczony dostęp do informacji, co pozwala coraz młodszym świat dorosłych bez przeszkód obserwować, a dzieci są doskonałymi obserwatorami i szybko się uczą. I Hiacynt ma rację, że życie nauczy je pokory, ale nie zaszkodzi życiu pomóc 😉 Oczywiście dla dobra tych dzieci, bo im szybciej zostaną zweryfikowane tym lepiej dla nich. Wiadomo, że "im z wyższego drzewa się spada, tym bardziej boli, a im młodsze kości, tym szybciej się regenerują".
Więc sprowadzanie dzieci na ziemię nie jest wcale działaniem złośliwym tych, co za dziecka byli poniewierani w stajni i teraz się odgrywają, za lata katorgi.
Presja, z tym kucharzem dobre. Widać, ze problem przejawia się w każdej dziedzinie życia.
a nie bylo mnie tylko 4,5 godziny 😉 musze szybko nadrobic 🙂
jedno co powiem- dla mnie, jako malej dziewczynki jazda na koniu byla nagroda. mialam klacz rekreacyjna, ktora niewiele potrafila i niewiele ja potrafilam z nia zrobic. siedzialam wiec cale dnie w stajni i obserwowalam owczesnych juniorow szykujacych sie na powazne starty. chodzilam, pytalam. patrzylam jak czyszcza, jak zawijaja. nie spalam pol nocy, jak ktos mi obiecal, ze bede mogla mu konia pojezdzic podczas jego nieobcenosci, zawsze robilam mu kopytka, czyscilam.
a teraz.. nic mnie tak nie denerwuje jak brak szacunku. i do koni i do ludzi. jezeli jakas gowniara bedzie mi gadac takie bzdury, jak ta, z ktora mialam nieprzyjemnosc wczoraj porozmawiac, to mam ochote drastycznie sprowadzic takie dziecko na ziemie.
u siebie w stajni mam dziewczynke, ktora naprawde kocha konie i ma do nich wielki szacunek. wsiada czasem na moje, widze ze sprawia jej to wielka przyjemnosc, ze sie cieszy jak moze pojezdzic jednego z moich sportowych koni. slucha zawsze uwaznie, co chwile o cos pyta pyta. z takimi dziecmi praca to prawdziwa radosc i satysfakcja.
jak dla mnie- kwestia wychowania
EDIT: u mnie dziewczynka gnoju nie wywala ale doskonale wie co ile kosztuje i dlaczego trzeba to szanowac. czysci wiec sprzet, smaruje kopytka czy wykonuje inne drobne czynnosci. im wiecej przebywa w stajni tym wiecej ma pytan. i chociaz bardzo udanie zaczyna start, zdobywajac juz bdb miejsca, ani razu nie slyszalam od niej slowa pychy.
wychowanie wychowaniem a "głupi wiek" ma swoje prawa 😉
historia katki to dla mnie jakies extremum
Mam w domu takie jedenastoletnie coś, które co najmniej od roku wykazuje syndrom "zjadłam wszystkie rozumy", dobrze, że chociaż przy koniach mnie słucha 😀 chociaż - co z tego, jak czasem ją podsłucham z jak z koleżankami rozmawia...ło matko, olimpiada w Londynie stoi otworem 🙂 i pracuje przy koniach, czyści, wywozi gnój, wyprowadza/sprowadza z pastwiska, czyści sprzęt, odmawia sobie przyjemności, żeby mieć więcej pieniędzy na karnet na jazdy...
mów do mnie. Mam 13 letnią siostrę. Kiedyś wyleciała z tekstem ze trzeba by się lotnych nauczyc. powiedziałam jej, że musiałaby jeszcze troche sie podszkolić i lepiej siedzieć. A ona na to: Ja byłam w Jaszkowie w kłusująco galopujących, to co jeszcze musze lepiej siedzieć?
Jestem w takim wieku, że zachowanie panienek 13-14-15 letnich mnie razi. Wcale nie dlatego, że ja w ich wieku nie miałam własnego konia, miałam za to rodziców, którzy mojej pasji nijak nie pochwalali i robili wszystko, żeby mnie do niej zniechęcić. Wszystko co "mam" w jeździectwie zdobyłam swoją pracą. Irytują mnie panienki, które po zjechaniu z parkuru zeskakują z konia i oddają go "luzaczce" - czytaj koleżance w podobnym wieku, która ma mniej szczęścia w życiu i musi sama zapracować na jazdy np. luzakowaniem właśnie. Wkurza mnie, kiedy rzucają na ziemię nowe siodło po nieudanym treningu, bo przecież jak się popsuje mama/tata kupią drugie. Są opryskliwi dla trenerów, sędziów, nawet własnych rodziców. Wyżywają się na koniach za brak sukcesów, nie potrafią się zwierzakami odpowiednio zająć i nie widzą takiej potrzeby. Jeżdżą L/P i uważają się za gwiazdy, patrząc z góry na znacznie starszych od siebie ludzi. Powszechny brak szacunku dla innych i zapatrzenie w siebie.
Uważam, że to wynik braku wychowania i pokazania właściwej drogi. Jeśli dziecko nie docenia i nie szanuje nikogo/niczego, na pewno mu to w życiu na dobre nie wyjdzie. W końcu przyjdzie zimy prysznic, prędzej czy później. To prawda, do pokory się dorasta, ale na każdym etapie potrzebny jest jakiś autorytet, hamulec. W końcu tu chodzi także o bezpieczeństwo tych 'młodych miszczów' oraz ich koni. Nie mam nic przeciwko temu, że rodzice kupują dzieciom konie, sprzęt, finansują starty i wspierają. To jest bardzo potrzebne, ale nie zastąpi wychowania i bez niego nie ma żadnego sensu.
A ja się upieram,że wychowanie to sprawa autorytetu dorosłych.Lub jego braku. Taka scena : -po zawodach zaplątało się u nas kilku pijanych dresów. I wparadowali na halę gdzie Pani Wanda Wąsowska trenowała. Trzasnęli drzwiami tak,że hala w posadach zadrżała. Na trybunie było kilka dorosłych osób/w tym i ja/ ale jakoś tak zabrakło nam odwagi ,żeby zareagować. A Pani Wanda ? Podjechała i spytała: -A Ty,synku,to jeszcze się nie nauczyłeś drzwi zamykać? Takiego OGROMNEGO pijanego łysego! I tak szczególnie spojrzała ,jak to tylko Pani Wanda umie. I co? No wiadomo- przeprosili prawie na kolanach zbiorowo,maleńcy i pokorni jak myszki . 😂
o tak, dzisiejsza młodzież... pożal się Boże... ja zaczynałam zabawę z końmi jak miałam niecałe 10 lat. Byłam w stajni całe dnie i czas miałam wypełniony po brzegi bo ciągle coś robiłam przy koniach. Czyściłam wszystkie konie po kolei, pomagałam karmic, wyprowadzac, myc, ścielic, WSZYSTKO. a jak patrzę na naszą stajenną szkółkę to mi ręce opadają. Mam nieodparte wrażenie, że dla nich stajnia to miejsce spotkań towarzyskich gdzie konie to tylko dodatek. Główna atrakcja to siedzenie w kanciapie i jedzenie chipsów 🙂 naturalnie każda reprezentuje poziom Mistrz Świata i okolic...
Ja jestem z tych, którym się w życiu mniej poszczęściło. Ale nawet na początku swojej jeździeckiej przygody, gdy płaciłam za jazdy, siedziało sie w stajni całymi dniami i prócz czyszczenia, dawania jedzenia, zamiatania, czyszczenia sprzęty, robiło się takie fajne rzeczy jak naprawy ogrodzenia, zbieranie kamieni z ujeżdżalni, wydłubywanie kopystką trawy spomiędzy betonowych płyt. Nie było przeproś, co z tego, że się miało 9 czy 10 lat. Jasne, że narzekam dziś po cichu czasem. Jasne, że skrzyczana to nie wiem ile set tysięcy raz byłam za przeróżne rzeczy. Ale dzięki temu mam szacunek do koni, do sprzętu, do wszystkiego tego, co trzeba robić w stajni. Potem za jazdę myłam boksy, był etap, że opiekowałam się koniem, który pod siodłem nie chodził, bo był chory, wiec wstawałam o 5 rano, żeby przed szkołą jeszcze pojechać i wypuścić go na padok, potem dziennie chodziłam z nim na godzinne spacery w ręku. I nie narzekałam.
Lubię robić przy koniach. Taka trochę dziwna jestem.
juz sam wstep mnie zmrozil... odczytalam to tak ja wspaniala przyjme laskawie pani konia w trening, chociaz nie wspomniala o tym pani w ogloszeniu, ze szuka to ja moge sie juz ewentualnie poswiecic
xxx 0:37😲2 witam xxx 0:37😲6 widze pani ogloszenie xxx 0:37😲8 konia xxx 0:37:20 i napisala pani ze rozwazy kazda propozycje xxx 0:37:24 a ja mam propozycje xxx 0:37:38 taka ze przyjme pani konia w trening😉 xxx 0:37:58 i moge zajac sie sprzedaza
EDIT: u mnie dziewczynka gnoju nie wywala ale doskonale wie co ile kosztuje i dlaczego trzeba to szanowac. czysci wiec sprzet, smaruje kopytka czy wykonuje inne drobne czynnosci.
też uważam, że to przede wszystkim kwestia wychowania. Bo gdyby jakieś nadęte dziecko miało np. zapłacić chociażby z własnych pieniędzy za ochraniacze, to zaczęłoby o nie dbać (a przynajmniej większość) i doceniło, że w rekreacji po jeździe koniowi też trzeba ochraniacze przeczyścić, umyć a nie rzucać w kąt. (Taki pierwszy lepszy przykład). No i również PODEJŚCIE odgrywa dużą rolę. Bo co innego, jak ktoś traktuje konia jak ZWIERZĘ lub co lepiej PRZYJACIELA, a nie MASZYNKĘ do jeżdżenia. Gdy byłam w szkółce oczywiste było dla nas smarowanie koniom kopyt, mycie wędzidła przed (bo ktoś inny nie umył) i po jeździe, dbanie o sprzęt, suszenie czapraków itp. I nikt nam nie musiał o tym przypominać. Kiedyś jedna z klaczy miała naprawdę tragiczne kopyta i podczas jazdy często się potykała. Chwyciłam za tarnik do kopyt i przez godzinę piłowałam jej kopyta. Zrobiłam to dla jej dobra i bezpieczeństwa jeźdźcców, choć nikt mnie o to nie prosił.
akurat spędzają u mnie wakacje dwie dziewczyny z Bieszczad, córki mojej przyjaciółki laski mają ok 18 i 13 lat, w całym swoim życiu nie oddalały sie od domu na więcej niż 20km (ustalone było ze mną że całkowicie są na moim utrzymaniu łącznie z powrotem do domu)...
na drogę dostały od matki po 20 zł kieszonkowego (na 2 tygodnie) po czym młodsza oddała matce 10 zł mówiąc: = mamo ja sobie uzbierałam na puszkach 10 zł więc tyle mi nie dawaj bo mam swoje...
wszystko zależy od wychowania, od podejścia do życia...
Przeczytałam te dwie strony jednym tchem. Smutne to wszystko, zwyczajnie ręce opadają.
Widzę, że głupota nie zna granic. U nas w stajni też mam takie obrazki. Panna X, lat 15, ma małego konika. Ponoć skakała na nim "duże konkursy" (klasa L w porywach), och i ahh, mistrzyni świata. Jakoś jak zaczęłam tam pracę (w lutym) koń nabawił się kontuzji. Długo stał w boksie, później chodził na spacerki w ręce, w końcu zaczął wychodzić na padok. Trwało to wszystko do końca czerwca. Przez ten czas laskę widziałam zaledwie kilka razy kiedy MUSIAŁA przyjechać wziąć konia na stęp. Wpadała jak burza, ani dzień dobry, cześć ani pocałuj mnie w d..., mina naburmuszona, wyciągała konia z boksu, 10 minut stępa, wrzucała go do środka i już jej nie było. Przez cały ten czas NIGDY konia nie wyczyściła. Od początku lipca koń może już stępować pod siodłem, więc widuję dziewczę częściej. Mina wciąż naburmuszona, jakby jej cały świat na złość robił. Dziś oświadczyła, że chyba przerzuci się na WKKW, bo chce konia sprzedać i na nim ZAROBIĆ. Razem z szefową padłam 😵 Skąd tacy ludzie się biorą? Gdzie szacunek do konia, do ludzi, do CZEGOKOLWIEK?
Dodo, szacun i dla młodych, i dla mamy. Ale takie rzeczy właśnie z domu się wynosi.