Poza brakiem ochrony konia - chodzi o zjawiska które drażnią szczególnie w niektórych organizacjach, ale nie tylko:
- Brak należytego przygotowania do choroby, która wiadomo, że wróci za kilka miesięcy. (wyjątkiem nagłe/zaskakujące urazy/ choroby itp.) - odliczanie niczym liczenie wielkiej orkiestry świątecznej pomocy - zapewnianie o dobrym ulokowaniu, wydaniu "środków konia"
To trochę przykre w obliczu choćby postu innej osoby która tu napisała o tym, że też ma problem - a nikt nie wyciągnął doń ręki, nie zapytał choćby. Może niech ta osoba odezwie się ponownie, może warto i jej pomóc?
Natasha Niestety czytałam na raz cały ten wątek i info z bloga , słuchałam wywiadu ...
- odliczanie niczym liczenie wielkiej orkiestry świątecznej pomocy
Dorotheah, tego zupełnie nie rozumiem. Gniadoszka poprosiła o pomoc, nie sądzę, żeby przyszło jej to z łatwością. Chwała jej za to, że podaje regularnie sumę, jaką udało się uzbierać. Jestem pewna, że gdyby tego nie robiła, zaraz pojawiłyby się głosy pt. "hm, może już ma całą kwotę a wciąż prosi o pieniądze nie wiadomo w jakim celu" itd. Bo tacy właśnie są ludzie. Ta część Twojej wypowiedzi to dla mnie szukanie dziury w całym.
Poza tym... KLINIKA, jedna z najdroższych? Czy może najlepszych? Nie mamy chyba w Polsce tak oszałamiającego wyboru. Ktoś wspominał: czemu nie do Wrocławia? Czemu nie do dr. Przewoźnego? Kurcze, nikomu nie życzę znalezienia się w takiej sytuacji, konieczności podjęcia decyzji, a później konieczności słuchania takich komentarzy. Różne są opnie o weterynarzach, słyszałam najróżniejsze wypowiedzi na temat tych trzech w/w miejsc i szczerze mówiąc - nie mam pojęcia, co sama bym wybrała.
Mi osobiście w świetle powyższych (kiepska ochrona i choroba 'odnawialna'😉, byłby wręcz wstyd prosić o pomoc. A nawet gdyby tylko faktycznie choroba/ uraz mnie naprawdę zaskoczyły czasowo/finansowo (choć to szybciej dopuszczam do swej świadomości i łatwiej mi zrozumieć w przypadku kogokolwiek, absolutnie nie negować - może przeciwnie zebrać się ekipą do pomocy).
??? Gniadoszka pewnie na ochotnika zwolniła się z pracy. A "choroba odnawialna" vs. jakiś nagły przypadek - jakie to ma znaczenie???
Natasha wolno piszę. już dodaję. Niestety, ale czytałam na raz cały ten wątek i info z bloga , słuchałam wywiadu ...
Tak napisano, że rany powstają same, choć i pisano, że pierwsza rana wystąpiła, jak wyczytała, po jeździe bez ochraniaczy. Może jednak ochraniacze opóżniłyby chociaż powstawanie ran.
po drugie DECYZJA podałam kilka sposobów wprost np. znalezienie lepszej pracy, założenie firmy itp. (to nie wątek od znajdywania sposobów na polepszenie sytuacji, a ja tez nie podam najlepszego sposobu. Jakbym miała dla kogoś pracę, rozważyłabym pracę dla Gniadoszki, by choć miała chwilę poszukać czegoś konkretnego) Trudno założyć że straci sie pracę, oczywiście każdy ma jakieś oszczędności ale przy przewlekle chorym koniu raczej nie na wiele sie one zdają a żyć samemu też przecież trzeba. Niestety mając przewlekle chorego konia (szczególnie w czasie spokojniejszych dni) warto poszukać lepszej pracy, poprawy bytu itp. I o tym głównie piszę.
Można oczywiście szukać koniowi nowego domu - jak myślisz gdzie by trafił? Gniadoszka szuka pracy i próbuje pomóc przyjacielowi za wszelką cenę... To piękne że potrafi prosić o pomoc i organizować mu najlepsza możliwą opiekę... ja pewnie nie umiałabym prosić publicznie... Dlatego pisałam "jeśli byłoby to możliwe". Odwgę też podziwiam, choć całe zjawisko nie do końca.
po trzecie OPERACJA Na ile dobrze zrozumiałam ktoś pisał, że zna tą chorobę tak doskonale... więc pewnie wiedział od jakiegoś czasu o możliwości operacji.
po czwarte KLINIKA - Nie napisałam, że najdroższa, a jedna z najdroższych, po za tym tu nie chodzi o ogólny poziom cen. Ale o koszty danego przypadku- zaleczanie ran w klinice przez taki okres wydaje mi się bardzo, bardzo kosztowny. Co innego operacja, ale samo ZAleczenie ran przez 2 miechy na wyjeździe to troszkę sporo.
Lotnaa Jestem pewna, że gdyby tego nie robiła, zaraz pojawiłyby się głosy pt. "hm, może już ma całą kwotę a wciąż prosi o pieniądze nie wiadomo w jakim celu" itd. Bo tacy właśnie są ludzie. może z jednej strony dobrze, fakt. Choć ma prawo mi się nie podobać takie odliczanie
Klinika- dlaczego nie wybrać najlepszą pod kątem i możliwości leczenia i możliwości finansowych? Po za tym tu napisałam, że w wybór tak do końca nie wnikam (tekst "Oki nie wnikam, może wyboru faktycznie nie było🙂 - bo wiem jak wiele kontrowersji wiąże się z tym tematem i wiele aspektów wyboru.
A o konieczności przygotowania się do choroby, która wiadomo że wróci za np 6 miesięcy już mi się nie chce pisać ponownie. Jednak różnica jest między takim przypadkiem, a np nagłym groźnym urazem
Gniadoszka pewnie na ochotnika zwolniła się z pracy. A "choroba odnawialna" vs. jakiś nagły przypadek - jakie to ma znaczenie???
Może i ma znaczenie, bo skoro wiadomo, że w maju znowu nogi będą krwawić można się przygotować ale moim zdaniem gniadoszka to zrobiła. Konieczność operacji wystąpiła pod koniec czerwca gdy Weterynarz która przez te 7 lat zajmowała się leczeniem Baskara stwierdziła, że teraz to nie przynosi skutku i potrzebna jest operacja/pomoc wyspecjalizowanej kliniki. Więc można mówić o nagłym przypadku zaostrzenia odnawialnej choroby.
podałam kilka sposobów wprost np. znalezienie lepszej pracy, założenie firmy itp. (to nie wątek od znajdywania sposobów na polepszenie sytuacji, a ja tez nie podam najlepszego sposobu. Jakbym miała dla kogoś pracę, rozważyłabym pracę dla Gniadoszki, by choć miała chwilę poszukać czegoś konkretnego)
Może warto doczytać całość 🤔 Nie jestem od znajdowania możliwości, kilka wskazałam, a sam zainteresowany warto by szukał.
Lotnaa, zachowaj odrobinę zimnej krwi, bo Dorotheah, nikogo nie zaatakowała, nie wyleciała z twarzą, tylko zadała kilka pytań po podsumowaniu całości. I to już chyba Gniadoszka może ocenić gdzie zrobiła dobrze a gdzie można było postąpić w inny sposób.
Dziękuję po raz kolejny za Wasze wsparcie, to duchowe i to finansowe ... za mnóstwo ciepłych słów, które dały i mnie i Gniademu wiarę i nadzieję, że będzie dobrze. Jesteście przewspaniałymi ludźmi :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
Dorotheah nie psuj atmosfery tego watku (nie zaleznie od tego czy sie z toba zgadzam czy nie). zbiorka jest zakonczona i uwazam, ze wspaniale dalismy rade!!! w tak krotkim czasie tyle kasy sie zebralo 😅 teraz juz tylko czekamy na informacje o przebiegu leczeina i stanie zdrowia baskara. ja sie ciesze niesamowicie. dla kazdego z nas te pare zlotych przelane to tak na prawde niewielki wysilek (oczywiscie w miare mozliwosci) a zebralo sie z tego- no sami popatrzcie- prawie 6000. dla jednej osoby to duzo. ja dziekuje wam rowniez, bo lepiej mi sie robi jak tu zagladam.
To teraz niemal na połowie wątków, wiele osób niech się nie wypowiada. A może mam 'TU zwyczajnie nie zaglądać' - bo to ulubiony argument w takich rozmowach. 😉 Mam prawo do własnego zdania, a to forum jest otwarte do jego wyrażania, więc starałam się je przedstawić, przy tym możliwie delikatnie. Bo nic nie jest tylko białe, lub tylko czarne, są przecież odcienie pomiędzy. Ja widzę odcień szarości, a kilka osób stara się widzieć białe. Jeśli mimo mej wypowiedzi nadal widzisz biało, to w czym rzecz ?
Dorotheah dziękuje za odpowiedź, nie bardzo rozumiem dlaczego piszesz, że "niestety przeczytałaś ..." ja myślę, że to akurat bardzo dobrze, bo tak jest łatwiej dyskutować.
Bardzo ciekawe są Twoje przemyślenia... i na prawdę podziwniam zimną krew i łatwość udzielania porad i wskazywania właściwszych rozwiązań... Z własnego doświadczenia wiem, że jak już znajdziesz sie w takiej trdunej sytuacji nie zawsze najlepsze rozwiązania przychodzą najszybciej do głowy a sama chyba wiesz (przynajmniej tak rozumiem z tego co piszesz) że nie wszystko da się przewidzieć.
Niestety tak jak sama napisałaś świat nie jest tylko czarny ani tylko biały i ta sytuacja zdecydowanie jest szara. Tylko dlaczego jeżeli już widzisz tę gamę odcieni to czemu oceniasz sytuację jedynie przy pomocy czerni i bieli?
Kochani, dzięki za odpowiedź na wątek i za udaną akcję. Martuś, częśc kłopotów z głowy - jutro w autobusie pogadamy, bo dłuuuga droga mnie czeka. Ninevet, Tobie to już nie wiadomo jak dziękować, cholera, ja chcę Cię poznać osobiście kobieto!!! Będziesz pływać w okolicach Giżycka, to daj znać. Stawiam, duże zimne bro na poczatek.
Dorotheah, pewnie, że każdy może wyrazić swoje zdanie. Tylko, mam jedno pytanie (nie myśl że złośliwie, takiego zamiaru nie mam). Czy zastanowiłaś się nad tym, jak mogłaś dotknąć kogoś takimi słowami? Mimo, że zaznaczyłaś kilkakrotnie o tym, że dobrze życzysz Gniadoszce i Baskarowi, to napisałaś kilka słów ogólnie, podając przykład ww. pary. Jesli chodzi o mnie, to dotknęło by mnie bardzo. Myślę, że za wcześnie na takie przemyślenia. Gdybyś powiedziała to po wyjściu gniadego z Kliniki i wyleczeniu, Twoje słowa miałyby inny wydźwięk. Teraz to troszkę za wcześnie. Ale spokojnie, zrozumiałam Twoje przemyślenia, wyraziłaś swoje zdanie i szanuję to chociaż nie musze się z nim zgadzać.
Kochani, dzięki za odpowiedź na wątek i za udaną akcję. Martuś, częśc kłopotów z głowy - jutro w autobusie pogadamy, bo dłuuuga droga mnie czeka. Ninevet, Tobie to już nie wiadomo jak dziękować, cholera, ja chcę Cię poznać osobiście kobieto!!! Będziesz pływać w okolicach Giżycka, to daj znać. Stawiam, duże zimne bro na poczatek.
Na pewno kiedyś się odezwę, może za rok uda mi się zebrać ekipę na jachty to wtedy Giżycko jest obowiązkowym przystankiem 🙂
Jutro rano będę dzwonić do kliniki o której Baskar będzie miał zmieniane opatrunki i postaram się w tą godzinę wpasować 😉 nie obiecuje, bo jednak pracuje ale będę się bardzo bardzo starała 🙂
No kochani ja znikam na tydzień. Nie wiem, czy będe miała dostęp do netu. Przebywac będe w Warszawie od jutra do 13 włącznie. Z Gniadoszką będę komunikować się jak do tej pory czyli komór.
ninevet ... jeśli tylko dasz radę, to z niecierpliwością będę czekała na relację :kwiatek:
dragonnia ... co ja bez Ciebie pocznę na necie przez tyle dni 🙁 Wracaj szybko! Być może kolega będzie wybierał się do Warszawy (o ile są planowane jakieś zawody), to zabiorę się z nim, żeby się z Tobą spotkać. Ale to się jeszcze zdzwonimy.
Całej reszcie kobitek wielkie dzięki za odpowiedzi na wcześniejsze posty ... Ja się do tych wypowiedzi odnosiła niestety nie będę ... 🤔
Natasha, Moja wypowiedz nie była czarna, ani biała, pokazałam wyraźnie kilka odcieni które widzę - spory wachlarz odczuć tych dobrych i tych zmieszanych. Słowo 'niestety' się chyba wplątało przez odpisywanie Tobie w 2 postach i prubę zdążenia z odpisywaniem.
dragonnia, Pomoc czasem wychodzi poza sferę komfortu. Jak prowadzanie konia z kulawizną. Czasem można poklepać kogoś po ramieniu, a czasem warto skłonić do przemyśleń, może do mocniejszego wzięcia odpowiedzialności za swój los, a przez to poprawy warunków. Każdy pomaga najlepiej jak umie, w danej sytuacji. Pozwól, że opowiem historię by wyjaśnić lepiej. -Znajoma miała problem. Kilka osób dopomogło jej, wspierało ją- tym samym dając tymczasową ulgę w cierpieniu, ale nie ucząc jak rozwiązać istotę problemów (jej własna postawa). Ktoś inny, bez głaskania po główce, przedstawił jej jak widzi sytuacje (zaradność, wysiłki, postawę życiową, itp). Kobieta zszokowana obrazem z innej perspektywy, przemyślała sprawę - ogarnęła się szybko. Dziś świetnie sobie radzi, pomaga innym, motywuje. Można komuś dać rybę, a można nauczyć go łowić. Początkiem procesu nauki łowienia może być np. pokazanie szerszej perspektywy (a może zachęcenie do samorozwoju, zapisania się na jakiś kurs, znalezienia dodatkowych źródeł dochodu itp. Tu temat rzeka na kolejne wątki). Sama Gniadoszka mam nadzieje, że dobrze mnie zrozumie. Pewna matka dziecka niepełnosprawnego powiedziała mi, że "los jakby wybiera silnych ludzi powierzając im pod opiekę chore/ trudne/ nietypowe dzieci/ stworzenia. Chodzi tylko, by odnaleźć w sobie tę siłę". A jak nie będzie refleksji no cóż...
Gniadoszko, Era ma zasięg duzy, więc dryndac będę.
Dorotheah, teraz rozumiem jeszcze dokładniej, co chciałas przekazać. Skoro Gniadoszka nie zabierze głosu, jak sama wspomniała, pozwolę sobie odpowiedzieć za nią. Otóż, ona już wie co teraz ma zrobić w przyszłości. Dostała tą "wędkę". My pomoglismy teraz, a Gniadoszka już wie, co robić dalej. Życie ją doświadczyło nagle i na pewno zabezpieczy się, by sytuacja nie wystapiłaponownie. Poznałam ja na tyle, że z czystym sumieniem moge to potwierdzić. Wyszło to, o czym pisałaś. Dzieki też, że napisałaś ten przykład, to wiele wyjasniło i mam nadzieję, że wszelkie spory w tej kwestii nie wystapią. Jeśli o mnie chodzi, po tym przykładzie odebrałam Twoje wypowiedzi w innym kontekście - czemu od razu nie napisałaś o tej znajomej ? 😉
Idąc dalej, bo tak mnie na przemyslenia naszło, zobacz jak losy się toczą. Gniadoszka, czynna funkcjonariuszka Straży Dla Zwierząt, sama z dnia na dzień potrzebowała pomocy. Ironia losu, jak nic. Pamietam jak opowiadała mi interwencje, potem pisała pisma do sądu, a około 3 w nocy, uczyła się do egzaminów (Martuś, Pamiętasz te nasze rozmowy, jak nasze połówki wściekały się o zakłócanie ciszy nocnej?). Żadna z nas nie spodziewała się, że choroba tak postąpie i tak Martę życie przekopie. Ech, epopeje można by o tym pisać. Cóż, na koniec moje wnioski: - Jako społeczność forumowa umiemy się zgrac i pomagać sobie 😅 😅 - Prosić o pomoc to nie wstyd, to odwaga (moje zdanie) 👍 👍 - nauka dla każdego z nas co to są RANY LETNIE i do jakiego stanu moga dojść mimo leczenia - dzięki takim akcjom, powstaja przyjaźnie na całe życie - przestajemy być tylko nickami w necie
To jeszcze ja trzy grosze od siebie - być może niektórzy wiedzą, że miałam (mam?) sytuację podobną do "Gniadoszkowej" z naszą Brytanią - też choroba przewlekła (ciągnęło się odkąd ją mamy, czyli od prawie dwóch lat), też po czasie widzę, że można było zadziałać wcześniej, skuteczniej, nie doprowadzając do ciężkiego stanu... w teorii. Bo wtedy nie wiedziałam jak!
Ta choroba to robaczyca. Brzmi śmiesznie, prawda? Zaczyna się od chudawego konia z wytartym ogonkiem i za dużym brzuszkiem, lekko ospałego. Żre jak szalony i ciągle chudy. Potem kolka. Jedna, pół roku przerwy i powtarzające się kolki dzień w dzień, stres na maxa i myśli o tym, że nie wiem, czy jeszcze jutro zobaczę Smoczycę łypiącą na mnie ze swojego boksu...
I wiecie co? Też pojechałam do kliniki. Nie wybierałam pod kątem kosztów, tylko pod kątem opinii (wybrałam Służewiec i zdecydowanie polecam!). Jadąc byłam w potwornym stresie, bo spodziewałam się operacji. Operacja to zawsze duże ryzyko - narkoza itp., poza tym nie wiadomo co lekarze w brzuchu zobaczą, można usłyszeć, kiedy koń leży na stole, że ma połowę jelit w martwicy i po prostu go nie wybudzą (a przecież jeszcze poprzedniego dnia byłam z nią na spacerze i tak się ciekawiła krowami!! bzdury, co?).
Operacji nie było. Ale było leczenie - leczenie wcelowane i skuteczne, coś, czego nie potrafili zrobić lekarze lokalnie, chociaż dużego sprzętu do tego nie potrzeba, bo klinika to nie tylko stół operacyjny, to też wiedza i tysiące przypadków... tydzień pobytu w klinice był tygodniem bez kolek. Później zabrałam konia do domu, mam konia specjalnej troski i nadal wymaga on bardzo dużo pracy, ale od miesiąca nie było kolki!! i mam nadzieję, że Brytania będzie z nami i będzie sobie dalej rosła, w końcu ma dopiero dwa latka...
Czasem klinika, mimo leczenia zachowawczego, "ustawi konia" na lekach lepiej, niż potrafili to zrobić lokalni weci (BTW Gnaidoszka, ta reakcja na iwermektynę w zastrzyku mogła być spowodowana tym, że Gniady miał dużo robaków i struł się toksynami kiedy wyzdychały - to nie musi znaczyć, że źle zareagował na lek!), czasami to ten brakujący klocek w układance, więc - nie mówcie, że wyjazd do kliniki, jesli nie było operacji, to "zmarnowana kasa" albo "bez sensu" - jestem pewna, że Brytanii wyjazd do kliniki uratował życie, Baskarowi pewnie też. Z tego, że goi się bezoperacyjnie, trzeba się tylko cieszyć! Osobiście myślę, że rany już nie wrócą, takie babskie przeczucie 😉
Nie mówcie też, że jeśli choroba nie zaczyna się nagle, to jest czas, żeby zabezpieczyć/leczyć prawidłowo - ale nie wiadomo jak! Kazdy się uczy tej "swojej" ciężkiej przewlekłej choroby, to nie jest coś częstego - takie "robaczywe nóżki", więc skąd Gniadoszka miała wiedzieć od razu jak to leczyć? Nawet tej "zwykłej robaczycy" u Brytanii weci lokalni nie pomogli mi opanować, siedziałam w materiałach w necie, czytałam o odrobaczaniu, walczyłam ze współpensjonariuszami oszczędzającymi na pastach.... i na początku dawałam młodej za małe dawki - gdyby dostała od razu na przykład trzykrotnie powtórzony Equimax w dużej dawce (koszt sumaryczny poniżej 300zł) to być może nie mielibyśmy problemu. A tak - klinika i wydatki (mimo braku operacji) liczone w tysiącach. I nadal stres, bo nie wiem czy problemy nie wrócą, ale chociaż mam nadzieję...
No i trzecia refleksja: ja akurat miałam pieniądze w większej ilości, bo od paru lat odkładałam na budowę stajni. Stajni nie będzie w najbliższym czasie, trudno 😉 ważne, że jak już będzie, choćby za pięć lat, to będzie miał kto w niej stać. Próbowałam sobie wyobrazić, że tracę pracę, która teraz pozwala mi z luzem utrzymać konie nawet w takiej sytuacji (jest to możliwe), nie bardzo ma mnie kto wesprzeć finansowo, a akurat odłożonych pieniędzy nie mam.... brrr... nie powiedziałabym, że to było nieuzasadnione wyciąganie ręki do ludzi.
Gniadoszko, rozumiem.
Ciebie, Dorotheah, też - bardzo fajna, nieagresywna wypowiedź, ma dużo sensu. Tylko życzę Ci, żebyś nie musiała poczuć tego nigdy "od środka".
Brytania pozdrawia Baskara - tu robaczki i tam robaczki, tylko w innych narządach (fajnie masz, że widzisz swoje robaczki, ja cały czas mam niepewność, czy zniszczenia zrobione przez robactwo w jelitach nie są jakieś trwałe i czy jednak któregoś dnia nie stracimy Brytanii na kolkę 😲)
Własnie dzwoniłam do kliniki żeby się dowiedzieć o opatrunki i okazało się, że Baskar jest w tej chwili przewijany więc dzisiaj nie mam szans zobaczyć nóżek. Będę dzwonić jutro. Kurczę ostatnio go przewijali około 14 więc myślałam, że to jakaś w miare stała godzina ale niestety.. 🤔 No nic, będę próbować jutro :kwiatek:
[quote author=Tomek_J]A co do pieniędzy: osoby znające mnie choć trochę wiedzą, że na ogół nieufnie podchodzę do takich zbiórek. Ale poznawszy nieco Gniadoszkę z różnych burzliwych dysput między nami 😉 mam do niej zaufanie oraz wiem, że nie tylko chce dobrze, ale też podoba mi się sposób, w jaki cała sprawa jest prowadzona.[/quote]
Dziękuję Tomku za podsumowanie :kwiatek:
[quote author=dea]Brytania pozdrawia Baskara - tu robaczki i tam robaczki, tylko w innych narządach[/quote]
Wierzę, że nasze pociechy pozbędą się tych robaczków raz na zawsze, czego Brytanii też tego życzę z całego serca! Gniady (choć daleko), też pozdrawia swoją młodszą koleżankę ... podrapuchy za uszkiem ślemy 🙂
[quote author=ninevet]Własnie dzwoniłam do kliniki żeby się dowiedzieć o opatrunki i okazało się, że Baskar jest w tej chwili przewijany więc dzisiaj nie mam szans zobaczyć nóżek. Będę dzwonić jutro. Kurczę ostatnio go przewijali około 14 więc myślałam, że to jakaś w miare stała godzina ale niestety.[/quote]
Jemu to zmieniają chyba o różnych porach, bo przecież tydzień temu w środę zmieniali dopiero po 16😲0. Ale nic na siłę. Zadzwoń jutro lub w piątek, to może uda Ci się wstrzelić akurat w dobrą godzinę. Dzięki Anik :kwiatek:
Na koniec i ja nieco podsumuję. Ci, którzy znają mnie choć trochę wiedzą, że od źrebaka Gniadym opiekowałam się jak dzieckiem ... Bo to jest dla mnie mój duży synuś. Nigdy nie naraziłabym go na zaniedbanie, czy niewystarczającą opiekę. Wszystko, co ja robiłam do tej pory, inni spokojnie mogliby nazwać nawet nadopiekuńczością. Swoje lata mam, więc z moją wiedzą też raczej najgorzej nie jest. Przez te kilka lat letniego leczenia miałam dochody i wydawałam potężne sumy na weterynarzy, opatrunki i leki. O operacji nigdy do tej pory mowy nie było, bo zawsze znalazło się "coś", co pomagało Gniademu i razem z tego wychodziliśmy. W tym roku byłam już przygotowana dużo wcześniej na to, że choroba znowu może zaatakować (może, ale nie musi - więc nie nazwałabym tego chorobą przewlekłą). I co z tego, że Gniady dostawał drogie witaminy, był odrobaczany na wiosnę 3 razy w odstępach 3 tygodni (Equest, Panacur, Equimax), syropki, preparaty na muchy zarówno dla konia, jak i te stajenne ... skoro tym razem po prostu brak reakcji na cokolwiek ... Miał też ścinane narosłe mięcho ... I kompletnie nic 🙁 Totalna bezradność i moja i mojej wet. Skoro wet już sama rozłożyła ręce i powiedziała, że najlepiej do kliniki, to chyba coś w tym było. A przecież nie musiała nic mówić, tylko przyjeżdżać i brać kasę ... Ale mój wet jest osobą uczciwą i zależy jej na zdrowiu zwierzaka. Poleciła mi dr Golonkę nie dlatego, że miała taki kaprys, tylko dlatego, że jest to dobry lekarz. Ale tu chodziło też o czas ... Rany z dnia na dzień się powiększały, więc trzeba było działać w tempie błyskawicznym. We wtorek w nocy wizyta weta, w środę już dogadany transport i miejsce w klinice, a w czwartek wyjazd. Niestety, ja bez żadnych pieniędzy, bo wszystkie oszczędności poszły na leczenie stajenne. Zbiórka to była jedyna szansa. I nie przyszło mi to z łatwością, bo dosiadałam się w środę do kompa kilka razy w ciągu dnia ... zaczynałam coś pisać, a potem kasowałam, bo bałam się, że właśnie przez niektóre osoby zostanę potraktowana tak, a nie inaczej ... Ale moja bezradność i chęć za wszelką cenę niesienia pomocy mojemu Gniademu wzięły górę i ... napisałam. Na początku jedynie do swoich znajomych na NK i na blogu ... Dragonnia pokusiła się, żeby i tutaj zamieścić informację ... I chwała jej za ten pomysł :kwiatek: Odnosząc się do wspomnianego wcześniej "odliczania" ... jeżeli ktoś długo już na volcie przebywa i dokładnie wszystko czyta, to wie, że przy każdej tego typu organizowanej akcji właśnie w ten sposób się postępuje. I my re-voltowicze sobie tego z palca nie wyssaliśmy ... Natomiast jeśli chodzi o niesienie pomocy innym potrzebującym (zwierzętom, ludziom etc), to powinnam chyba lepiej zamilknąć, żeby nikogo nie obrazić ... Napiszę jedynie tyle, że odkąd ja pamiętam, a moja pamięć potrafi sięgnąć, to pomagam wszystkim, bez wyjątku. Sama nie raz pomagałam tutaj na volcie, nie patrząc na to, co piszą inni ... Dzięki temu nadal żyję, funkcjonuję i pod tym względem nie mam sobie nic do zarzucenia ... Może jedynie to, że gdybym wygrała w totka, to mogłabym pomóc jeszcze bardziej ...
Choróbcia, rozpisałam się trochę ... ale tym razem to moje "refleksje" ...
[quote author=Tomek_J link=topic=7916.msg311258#msg311258 date=1249446295] Naprawdę nie życzę Ci, byś kiedykolwiek była bez pracy. Ale jeśli będziesz i jakiś mądruś da ci taką światłą radę, to zapamiętaj dobrze jakie wtedy będziesz mieć odczucia. [/quote] Zdecydowanie za późno za Twoje życzenia 😉 I w tym czasie najllepsi przyjaciele zamiast głaskać mnie po główce utwierdzając tym samym, że jestem ofiarą sytuacji, wylali kubeł zimnej wody i kazali się wziąść w garść i stać się panem losu. I dzięki temu zebrałam w sobie siłę do pokonywania problemów (z dna człowiek świetnie się wybija 😉 ). Ale w mych refleksjach nie tak bardzo chodziło o kwestie decyzji i ochrony (bo mogłam tylko wspomnieć jak to widzę- ale to nie moje życie i na tym moja rola się skończyła), jak o logiczne wytłumaczenie pozostałych kwestii, wątpliwosci. Dopiero ostatnie refleksje Gniadoszki lepiej mi to naświetlają.
Widzisz - pisałam że może za mało wiem w temacie, bo nie znam osobiście Gniadoszki. Przeczytałam to co było dostępne, wysłuchałam wywiad. Do tego też bardzo nieufnie podchodzę do takich akcji, a i postawę, nastawienie życiowe mam inne. Cieszę, się że Ty i np. Dragonnia tak dobrze wypowiadacie się o Gniadoszce. Bez Waszego zaufania i moje refleksje inne były. A chyba najlepiej dyskutować, wyjaśniać i rozwiewać wątpliwości. 🙂
Tak czy inaczej życzę wyleczenia wszystkim zarobalonym konikom 🙂 ---
A może ktoś podłapie pomysł z pomocą re-voltową? Bo kurcze tkwi tu tak ogromna siła w ludziach. Może los kilku innych koni udałoby się wspólnie poprawić ? Co myślicie o tym?
Pomoc re-voltowa istnieje od dawna, jeszcze za czasów starej volty. Zgłaszało się tutaj wiele osób z prośbami o pomoc dla swoich i obcych koni. W naszej naturze, naturze koniarzy i ludzi generalnie kochających zwierzęta, niesienie wszelkiej pomocy jest niemal wpisane w krwiobieg. Ja osobiście cieszę się z całego serca, że wyrywamy te chwasty z korzeniami, tych ludzi, którzy traktują zwierzęta jak rzeczy ... Pomagałam wiele razy innym, teraz ja potrzebowałam pomocy ... Ale na tym się nie skończy, to niewyrównany rachunek ... Będę nadal pomagała na tyle, ile będę mogła. Kwestia teraz tylko tego, aby ludzie nie bali się, odważyli poprosić o naszą pomoc, a wspólnie damy radę! O ironio, sama się bałam, miałam mnóstwo wątpliwości i traciłam nadzieję ... Ale uwierzyłam w ludzi na nowo! To coś pięknego! :kwiatek: