Gillian, okej, skoro tak to sobie poukładałaś... Ja chyba wciąż ufam ludziom i mam nadzieję, że zostanie mi coś więcej niż Dzion in the end 🙂
Isabelle, tak jak pisałam - ja bym tak nie mogła 🙂 Ale mój facet totalnie nie rozumiem wywalanie 3/4 wypłaty na jakiegoś zwierzaka, więc oparcia bym w nim nie miałam. Z tekstu "ten koń się w końcu porzyga" śmiałam się z 5 minut, bo dotarło do mnie, że mój jak by mógł to też pewnie by się parę razy już porzygał 😀 😀
trusia, to taka metafora była, no 🙂 mój koń pachnie szczęściem i tego się będę trzymać 😀
Niedawno bezkonna koleżana zapytała, czy może odwiedzić mnie w stajni, żeby przynajmniej powąchać konie. Mogłam ją zaprosić z czystym sumieniem, bo moje pachną cudownie. 😅
jeszcze a propos rozmowy o priorytetach: na wiosnę mam zamiar kupić swojego pierwszego konia, wyczekiwanego od ponad 10 lat, niestety moje zarobki nie wystarczyłyby na pokrycie wszystkich wydatków dlatego, z TŻ: zrezygnowaliśmy z posiadania dziecka (oboje nie chcemy mieć, a termin przydatności i tak powoli mi się kończy 😉) zrezygnowaliśmy z podróży/wakacji/wyjazdów zrezygnowaliśmy z wszystkich nadprogramowych wydatków
generalnie oszczędzam na wszystkim dotyczącym mnie (nie mojego faceta) do granic możliwości (jedzeniu/ciuchach/imprezach)
za to koń, którego dzierżawiłam do tej pory, miał załatwione wszystko co mu potrzebne (kowala/szczepienia/zęby), podobnie jak mój pies i kot nie żrą byle czego i na weta też zawsze jest. Wszystko płacę ze swojej pensji i nie jest mi z tym źle, przyzwyczaiłam się i teraz nie potrafiłabym kupić sobie np butów za 400 zł jakbym na nie miała 😉.
nie mam zamiaru zapychać zwierzakami potrzeb rodzicielskich, ani traktować ich jak dzieci, ale nie pozwolę żeby działa im się krzywda i jeśli będzie trzeba zacisnę pasa 🙂
na szczęście mój TŻ wspiera mnie (uważa że ze zwierzyńcem jestem szczęśliwa, a jak ja jestem, to i On jest, wiec oboje korzystamy) z resztą on też kocha wszystkie zwierzaki.
więc da się żyć biednie i być szczęśliwym, tylko oczywiście nic na siłę 😉
mój też nie śmierdzi 🤬 on pachnie tak sobą 💘 i jest mięciutki jak kaczuszka 😜
co do wydatków, są rzeczy ważne i ważniejsze, a w moim przypadku to Pamir jest zawsze ważniejszy. Zawsze płacę pensjonat, kowala, pasze i witaminy, rachunki itp. a dopiero później zastanawiam się czy sobie coś kupić. Są miesiące, że zostaje tylko na paliwo i jedzenie, ale nie wyobrażam sobie życia bez koni. Wychowałam się w stajni i dobrze mi z tym. Mam również ogromne wsparcie z moim TŻ, a i rodzice coś czasami pomogą.
Koń jest dla mnie wypełnieniem mojego życia, kocham go ale nie lokuję w nim uczuć które powinno się lokować w ludzi. Chociaż bardzo bym chciała to Macho nie zostanie kolegą z którym pójdę na piwo i do kina. W dalszym ciągu pozostanie miłym futrzanym zwierzakiem do którego mogę sobie ponarzekać a on nie odpowie bo nic z tego nie rozumie. Uważam że panny na wydaniu, które zaczynają swoje życie układać pod konia bo uważają go za jedyny obiekt swoich westchnień mają potem problem z ulokowaniem takich uczuć w facecie. Nikogo nie chcę obrażać, ale to właśnie nazywa się chodzeniem na łatwiznę (koń nie zrani, nie obrazi, nie zdradzi, nie okłamie) no chyba że kopniaka zasadzi. Stara się chyba robię...
Dla mnie koń jest najważniejszy z jednego prostego względu: nie mam jeszcze męża, ani dzieci. Za kilka lat z pewnością moje priorytety ulegną zmianie tym bardziej, że mam niesamowicie silny instynkt macierzyński i bardzo, ale to bardzo marzę już o własnym Maleństwie 😅 Na razie faktycznie moje uczucia lokuję w Siwym 🏇 i w gorszych chwilach, wiem, że dla niego po prostu muszę żyć. I przyznam, że gdy przyjeżdżam tylko po to, żeby go wymiziać i dać mu obiecane marchewki opuszczam stajnię z takim samym zadowoleniem (lub często większym) niż gdybym wsiadła. Ale to w żadnym wypadku nie zamyka mi drogi do szczęśliwego związku. Nie jestem osobą, która "chwyta się brzytwy", na wszystko przyjdzie pora. Na razie pozostaje mi kochać mojego Mundiala 💃
To, co napisała tunrida i potem JARA o psie to jest oczywista oczywistośc. Mogę to napisać ze swojego punktu zawodowego. Są psy/koty/konie/chomiki/kangury*, które ustawicznie chorują. Non stop. Mina właściciela, gdy mu się powtarza po raz setny, że zwierz jest zdrowy, zdradza wysokie powątpiewanie w nasze zawodowe zdolności. Ale! Następuje cudowne uzdrowienie z pojaweniem się właśnie faceta/dziecka. I dzięki bogu dla niektórych zwierzaków.
aleście się uparły na to śmierdzenie 🙂 nikt Wam nigdy nie powiedział, że konie śmierdzą albo Wy śmierdzicie koniem? :-) nie wierzę. Stąd to nieszczęsne słówko 🙂 koniec off topa 🙂
moj tż przegrywa z 2 kotami ale on sie juz z tym pogodzil.
Tez mi wszyscy mowia ze uczucia macierzynskie przelewam na koty. Nie dociera ze ja dzieci zwyczajnie miec nie chce, tylko slysze ze jeszcze mi sie odmieni.
za to z konmi chlop ma poki co spokoj ze wzgledu na to ze od orku ponad juz konmi nie smierdze, ale on jeszcze nie wie ze od wiosny planuje come back, chociazby rekreacyjnie, bo bez koni nie zamierzam zyc. I z czasem moze uciulam na wlasnego zwierzaka, ale jest wszytsko tak cholernie drogie a pensje takie niskie ze moze mi zejsc kilka lat. Co tam, mloda jestem😀
aleście się uparły na to śmierdzenie 🙂 nikt Wam nigdy nie powiedział, że konie śmierdzą albo Wy śmierdzicie koniem? :-) nie wierzę. Stąd to nieszczęsne słówko 🙂 koniec off topa 🙂
Potrafię pogodzić się, że ja śmierdzę koniem. Akceptuję to bez problemu. I sama przyznaję, że w samochodzie jest specyficzny zapach, gdy jadę w ciuchach stajennych. Jak samochód był nowy, nawet miałam ambitny pomysł, żeby rzeczy stajenne wozić w zamkniętej skrzynce. Ale mi minęło. Ale żeby ktoś mówił, że mój koń śmierdzi? Z tym się nie pogodzę!!!! Do upadłego będę walczyć, że pachnie 🏇
Mój szanowny-prawie-mąż już nawet nie jojczy o śmierdzeniu, jak wracam o 2 w nocy po całym dniu strugania, padnięta, wyciorana i woniejąca kopytami 😂 Robi kolację, przygotowuje kąpiel i holuje do łóżka. Chyba nawet za Niego wyjdę... 😎