Forum konie »

stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

pati12318 - Twój koń to wypisz wymaluj mój Rudy 😉. Też miałam taki problem jak Ty zwłaszcza, że nie jestem jeźdźcem-zaklinaczem, który lubi wyzwania tylko osobą, która preferuje konie spokojne i zrównoważone. Całe życie na takich jeździłam i takie konie miałam dopóki nie trafiłam na wałacha, którego pomogłam kupić osobie z rodziny jeżdżącej rekreacyjnie w teren. Szybko okazało się, że Rudy a i owszem w terenie spisuje się idealnie ( spokojny, odważny, ciekawy ), w obejściu też jest bardzo grzeczny, ale jak mu się nie chce to zrobi wszystko, żeby się jeźdźca pozbyć. Szybko nauczył się, że strzelając serię baranów w galopie pozbędzie się większości jeźdźców i będzie miał spokój. Rudy to duży koń ( grubo ponad 170 cm w kłębie ) z mocnym kośćcem i dużą świadomością swojej siły, więc czy ktoś ważył 50 kg czy 90 kg to nie robiło mu większej różnicy.
Po tym jak bardzo poważnie poturbował mojego starszego wuja podjęliśmy decyzję, że albo spróbujemy to przepracować albo sprzedamy go komuś, kto będzie miał większe doświadczenie i najzwyczajniej w świecie go sobie ustawi. Żal mi było go sprzedawać bo w gruncie rzeczy Rudy był koniem spokojnym ze świetnym ruchem i papierem. Pierwsze moje jazdy na nim to była walka o przeżycie. Kombinował jak się pozbyć mnie a ja kombinowałam jak się na nim utrzymać. Nigdy nie mogłam być pewna, czy nagle czegoś nie odwali np nie puści się galopem wzdłuż ściany strzelając barany by na koniec stanąć jak wryty a przy próbie ruszenia nie stanąć dęba. Najczęściej po takich akcjach byłam tak przerażona, że cieszyłam się jak zaczynał sam z siebie znowu grzecznie pracować. Kilka razy próbowałam brać go na lonżę jak już było bardzo źle, ale na lonży był grzeczny a potem jak znów wsiadałam to od nowa wariactwo. W końcu przyjaciółka, który lubi ,,trudne'' konie stwierdziła, że dopóki ja nie ustalę hierarchii z siodła dopóty mogę zapomnieć o spokojnej jeździe. No i zostałam postawiona przed ścianą 😉 Musiałam go po prostu zlać batem za każde wywożenie. Czyli Rudy bryk - a ja batem po zadzie, on oddaje - to ja też. Za każdą próbę zmiany kierunku i przeciągania - bat i jedziemy dalej. Za każde zagapienie się, które było tylko powodem by mnie za chwilę wywieźć - batem. 2 jazdy to trwało zanim zrozumiał, że nie opłaca mu się takie wariowanie. Nie było mowy o schodzeniu i zabieraniu go do stajni jak zaczął coś odwalać. I nagle - koń złoty.
Myślę, że nie ma się co z nim babrać, głaskać, uspokajać bo on ewidentnie nie uznaje Ciebie w siodle jako wyższego rangą osobnika i jego ,,strachy'' są tylko i wyłącznie pretekstem do obijania się. Albo to przejedziesz i nie dasz się terroryzować, albo w nieskończoność będziesz uzależniona od jego humorów.
pati - tylko wez pod uwage ze konie to konie
taka ich natura ze raz sa lepsze raz gorsze
wiem ze to wkurzajace, sama nie raz siedzialam na koniu ktory zachowywal sie dokladnie w taki sposob jak opisujesz, nie raz prowadzilam jazdy ludziom na takich koniach
sztuka jest dopasowac wymagania do aktualnego stanu konia i "docisnac" ewentualnie jak juz sie cos tam dogada
nie ma koni idealnych i nie kazda jazda bedzie fajna
ale wydaje mi sie, ze Ty akurat pracujesz w dobra strone i takich niefajnych bedzie coraz mniej
nauczysz sie samodyscypliny i "promieniowania autorytetem" 😉 a kon nauczy sie ze niekorzystny biomet Cie nie interesuje i ma pracowac tak czy siak
staraj sie (o ile tego nie robisz) wykorzystywac schemat pracy ktory stosujecie z trenerem, wtedy tez kon powinien latwiej wpasc w rytm pracy i Ty sie wyciszysz
porozmawiaj tez z trenerem/-ami - znaja konia, wiedza jaki jest , wiec tez latwiej niz przez net bedzie im dobrac sposob na cwaniaka

i nie zrazaj sie tym, ze jak probujesz zajac praca, to nie jest to takie ladne jak normalnie - nie bedzie, przynajmniej na poczatku, ale wazne jest zeby bylo
nie wkrecaj sie tak, az do "totalnego zniechecenia" - bywa, najlepsi maja jazdy jakich by nikomu nie pokazali 😉

btw, jak masz problem z kontrola oddechu, to spiewaj koniowi - wbrew niektorym magikom, twierdzacym ze glosem nie porozumiewa sie z koniem, one naprawde ladnie reaguja na ton glosu, wiekszosc koni jest muzykalna 😉
a poza tym, spiew to rytm i regularny oddech - czyli to czego potrzebujesz na pospinanym koniu

a wypinasz na tej lonzy czy tylko puszczasz w kolko?
bo zeby to praca byla to musi byc wypiecie, wtedy tez trudniej koniowi sie gapic i leciec na oslep 🙂


figura - wydaje mi sie, ze jednak to nie to samo co Twoj Rudy
Ty opisujesz konia ktory zglaszal czynny sprzeciw, usilowal sie Ciebie pozbyc i robil przeciw - ale w zwiazku z tym jego uwaga byla skupiona na Tobie
a pati pisze o koniu ktory czasami szuka sobie zajecia na wlasna reke, olewajac jezdzca
Dzięki ushia, bardzo fajnie się czyta Twoją wypowiedź i daje do myślenia.

On broń Boże nie chce się mnie pozbyć, nie jest to typowy bunt i chęć zrzucenia mnie czy zrobienia mi krzywdy.
On po prostu zaczyna interesować się całym światem tylko nie mną i tym co od niego wymagam, przy tym spina się, gapi na wszystkie strony itd.
Śpiewanie rzeczywiście pomaga i jeżdżenie z słuchawkami z fajną muzyką, która mnie uspakaja (muszę do tego wrócić, dzięki ushia za przypomnienie ).

Co do trenerów- osoba, która prowadzi mnie pod kątem skokowym zna mnie i konia od roku (odkąd go kupiłam).
Ale odkąd przeniosłam się się do Łodzi odwiedza nas tylko w weekendy (mieszka ok. 120 km od nas).
Ona ma bardzo zdecydowane podejście do koni.
Jest dla mnie autorytetem w kwestii jazdy, wiedzy, ale nie zawsze zgadzam się z jej poglądami na temat roli konia (koń ma pracować bez względu na wszystko).
Kiedy opowiadam jej o problemie mówi, że mój koń to cwaniak i kombinator i mam po prostu to przejechać, przepracować, a jak trzeba pomóc sobie stanowczym głosem, czy batem i nie wymyślać, nie dorabiać sobie ideologii.
Moim zdaniem to nie do końca działa- on wtedy usztywnia się jeszcze bardziej, gryzie nerwowo wędzidło, jego ruch staje się spięty, skrępowany, próbuje gdzieś tam sobie brykąć (ze złości). Bezsensu taka jazda...
Natomiast osoba, która prowadzi mnie od strony ujeżdżeniowej zna nas zaledwie od 1,5 miesiąca (raptem kilka treningów). Według niej mam w takiej sytuacji odpuścić kontakt, spróbować go uspokoić, opuścić mocnej do dołu, porozluźniać.
I tutaj znowu nie zawsze porada działa.
Jak rozluźnić i opuścić konia napiętego jak struna i szukającego najmniejszego pretekstu do płoszenia się?

Co do lonży- jak biorę go na planowaną lonżę to zazwyczaj wypinam go na gog i wtedy nie ma problemu (luźny, fajnie pracuje).
A jak zsiadam i chcę go przelonżować w tej jego złej fazie to nie wypinam go na nic.
Wtedy każde wypięcie to walka i szarpanie się konia z patentem, próby wspinania się itd. - szkoda mi końskiego pyska, nóg i w ogóle...
Dziękuję Wam za wszystkie porady 🙂

ktoś z was musi odpuścić bo inaczej to się tak będziecie nakręcać. Więcej luzu i zaufania z twojej strony.

Może sobie przetłumacz że to tylko taki jego foch czy próba uniknięcia pracy - nie bij się nie szarp z nim, jedź, pracuj, zajmuj czymś, dawaj przerwy na stęp swobodny (to co że się gdiześ gapi), chwal go kiedy OK

Na pewno ja bym nie schodziła w takich momentach ani tym bardziej wypuszczała luzem (nagroda!!)

Poza tym jak rozumiem masz trenerów - co oni ci zalecają?
pati12318, chyba musisz jakoś zintegrować oba podejścia. Bo: Koń Musi pracować (przynajmniej na tyle ok, żeby nie stwarzać zagrożenia niezależnie od okoliczności) no i koń Ma być rozluźniony. Poproś, niech trenerzy nauczą cię rozluźniać konia "jakby" był podniecony i zdekoncentrowany, sztywny i "gapiący".
Ano właśnie problem w tym, że trenerzy nic konkretnego mi nie "zalecają".
Tak jak pisałam, nie mam codziennego, regularnego wsparcia z ziemi (max 1-2 w tygodniu).
Opowiadam im o swoim problemie , potem wychodzę z koniem na jazdę, a koń luźny, "współpracujący"  🤔
Jedna trenerka mówi, nie filozofuj tylko jedź, druga, spróbuj wtedy rozluźnić, odpuść kontakt, prowadź tylko delikatnie na zewnętrznej wodzy, dużo stępuj na totalnie luźnej wodzy.
Kiedy  koń jest w "normalnej" fazie rozluźniam go mniej więcej tak- jeżdżę dużo wolt, serpentyn, ósemek i innych zawijasów, robię przejścia, ustępowanie, łopatki itd.
Zazwyczaj po 20 minutach takiej jazdy mam konia luźnego, fajnie współpracującego.
Przy następnym treningu poproszę o taki łopatologiczny wykład jak rozluźnić kiedy koń jest sztywny, rozkojarzony i "gapiący się".

Obserwując swoje zachowanie kiedy zaczyna źle się dziać i mogę powiedzieć, że wtedy po prostu ja staje się bardziej spięta, oddech przyspiesza, a stosowane pomoce stają się coraz mocniejsze i bardziej "natarczywe". Kiedy jeżdżę np. 30 minut po serpentynach i woltach, drążkach i innych cudach a koń jak się gapił i był rozkojarzony taki jest nadal... No doprowadza mnie to do stanu totalnego zagotowania się.
I wtedy jak już wcześniej pisałam następuje etap, że się nawzajem nakręcamy, aż jest już tak źle, że nie potrafię wyegzekwować nawet małego koła przejechanego spokojnie...
Ja to wiem, ale nie potrafię zmienić schematu  🤬
Dlatego napisałam z prośbą do mądrzejszych i bardziej doświadczonych.
Na pewno wrócę do jazdy z muzyką- kiedyś mi bardzo pomagała, może teraz też pomoże mi się uspokoić.
Będę nucić pod nosem, recytować poezję romantyczną 😉 Pewnie pomoże wyrównać oddech i odwrócić moją uwagę od złego.
Może za dużo żarcia, za mało roboty. To tak się potrafi objawiać. Co on teraz dostaje?
Ale tak wybiorczo?
Na jednej jezdzie miodzio, na drugiej wymysla?

pati - wg mnie podstawa jazdy konnej jest stwierdzenie "musisz panowac nad soba zeby zapanowac nad koniem"
wrzuc na luz, daz do perfekcji ale w granicach rozsadku i zostaw i sobie i koniowi margines na bledy i gorsze dni
cierpliwosci

nie dziwie sie ze trenerzy nic konkretnego nie zalecaja, bo w takich przypadkach nie ma uniwersalnej zasady co i jak robic, to trzeba reagowac na potrzeby chwili

natomiast niefajnie brzmi kwestia totalnego buntu na wypiecie w takim razach
moze za mocno wypinasz? sprobuj na lekko, tyle zeby nie mogl wychodzic nad wedzidlo, ale zeby nie skladac w ganaszach, ewentualnie jak sie pogodzi z tym ze jednak musi to stopniowo zwiekszac wypiecie
jak gogu uzywasz to dobrze, bo na tym wsiasc mozesz i nie musisz sie przepinac
wypuszczenie luzem absolutnie NIE równa się u mnie nagrodzie, to ma być praca i to karna, ciężka. Wszystko zależy od tego jaką metodą się pracuje z ziemi.
jeśli koń nie może być puszczony (obecność kilku koni albo brak wystarczająco solidnego płotu) to ja bym radziła jednak w takiej sytuacji zapiąć go na lonżę, nawet bez wypięcia (ja w ogóle mało wypinam, rzadko kiedy) i PRZEPRACOWAĆ POSŁUSZEŃSTWO. Czyli uzyskac konia dobrze odpowiadającego na sygnały, skupionego na człowieku najpierw z ziemi. A potem wsiąśc na moment, zrobic dosłownie jedno koło w kłusie w dobrym ustawieniu i skończyć.
Zmiana sposobu pracy na pracę z ziemi jest naprawdę dobrym rozwiązaniem dla osób nie czujących się na 100% pewnie w siodle w takiej niekomfortowej sytuacji i często omaga rozwiązać problem szybciej i mniejszym kosztem. Tylko trzeba to umieć zrobić, trzeba umieć konia przekonać, że MUSI! To jest sytuacja buntu i jeśli już do niej dojdzie to szkolenie pozytywne nic nie pomoże. Szkolenie pozytywne, dobrze prowadzone, zakłada że się do takich sytuacji nie dopuszcza, prawda?
Koń luzem  puszczony i zmuszony do pracy to raczej chyba tylko na lonżowniku
ElaPe - niekoniecznie 😉 to zależy jaki układ jest z ziemi.

ushia - zasugerowałam się tym, że koń miał pobiec jakoby prostu do celu sprawdzić TO COŚ - to brzmiało jak coś bardzo konkretnego, na co się gapi. Tak, podeszłabym/podjechała do tego, więcej - tak robię. Mówię - nie wiesz co to jest? oki, chodź, zobaczymy razem. Podejdziemy bliżej, pogapimy się chwilę. Zwykle jest odpuszczenie i możemy się zająć tym, o co ja proszę.
Niestety nie moge w tej chwili przeczytac wszystkich odpowiedzi ale dorzuce cos od siebie bo znajduje pewną analogie do mojego konia i naszej drogi krzyżowej  🤣 Nie znam sie na pracy z ziemi wiec opowiem o pracy w siodle.
U mnie wygląda to tak: Kon ze specyficzną przeszłością (tor wyscigowy), z gorącą głową i mnóstwem akcji na pograniczu buntu i zwyczajnego lęku, braku koncentracji.
Przykład: Rozproszył go brak konia. Rozproszył go kon lonzujący sie obok mimo ze ma inne konie na placu. Rozproszył go idący człowiek. I milion innych rzeczy. I do tego stopnia ze idzie jak totalny kogut z betonowym ryjem przez pół jazdy.
Ja co robiłam? Albo- pogap sie, poczekam (ale dodam ze step na luźnej wodzy absolutnie mojego konia nie uspokaja tylko bardziej wk** ) Albo- "nie może tak byc, wleź na ten kontakt, rozluźnij sie " (a kon sztywny jak kij) itp itd. I w imię tego szereg działań typu mimowolnie sztyna ręka bo przeciez nie chce przejsc do ręki i mnie w ogole denerwuje, mimowolne napiecie ciała..  A niby próbuje go przywołac do porządku, wziac na kontakt, ogarnąc. Ale nie działa w takiej sytuacji.
Co powiedział trener jak nas raz zastał w takiej sytuacji?
Kłusowac, przepracowac, nie przejmowac sie tymi fochami. Nie karać, nie wprowadzac chaosu, nie próbowac 'ganaszować' na siłe. Na te 5-10 minut spiny jechac na normalnym kontakcie i nie przejmowac się wyryjem, ma isc przed siebie (u nas to wszystko działa najlepiej w kłusie) i za jakiś czas puścic. Nie robic kombinacji, elementów w takim stanie, przejechac i poczekac czy puści. U mnie zawsze puszcza. Nie puszcza jak sie nudzi i jak mu pozwalam na okazywanie jego fochów. Jak koncze jazde na nie zmęczonym od porządnej roboty koniu tylko na rozhisteryzowanym. Co z tego ze Ci gryzie wedzidło? Wiadomo, nikt tego nie chce.. Ale jak masz natychmiast wymóc ekstra rozluźnienie jak kon ma to w nosie? Ma pracowac na normalnym kontakcie jak zazwyczaj a Ty tez jechac jak zazwyczaj. Niech solidnie popracuje- dla mnie to sie sprawdza w wiekszosci okołokońskich sytuacji.  Moze to zbytnie upraszczanie ale skoro działa to ja przy tym pozostane  😉
ElaPe - niekoniecznie wink to zależy jaki układ jest z ziemi.

no jaki by nie był to opędzanie konia na nieogrodzonej czy też ogrodzonej ale dużej przestrzeni nie wydaje się być sensownym rozwiązaniem

No i właściwie po co takie eksperymenta, zamiast normalnie i po ludzku wypinacze, lonża bat i praca, ew. tzw. 2 lonże czyli powożenie z ziemi
Evson, tylko, gotowa jestem się założyć - ty masz łydkę przy boku 🙂
ElaPe - koń robi wrażenie (z opisu) jakby potwornie go w tym stanie wkurzał każdy przymus i skrępowanie. W tym mogłoby pomóc puszczenie "luzem". Czy to się da zrobić - zależy od konia, człowieka i układu między nimi. Puszczenie luzem nie musi się równać opędzaniu. Można coś zadać, czegoś wymagać, a nawet tak, można przymusić i tak, może to działać na większym placu - warunki są trochę inne i koń czasem potrafi odpuścić, wbrew pozorom. A na normalną po ludzku lonżę z wypięciem i bat może się podk*rwić jeszcze bardziej. Tylko temu - dodatkowa strategia. Absolutnie nie zalecam jej, nie znając sytuacji - to już właścicielka konia musi ocenić. Może się okazać, że zwykła lonża bez wypięcia też jest pomysłem, ALE tu trzeba by mieć jakiś kreatywny pomysł na tę lonżę, bo jeśli koń mialby tylko fruwać w kółko, to jak dla mnie - tego stanu psychy nie zmieni. Problem jest w glowie - trzeba się więc zająć głową (jedną i drugą 😉) i coś w tym zapieczonym schemacie zmienić.
Chcialoby się zapytać: a jak pod innym jeźdźcem?
Jeszcze raz dziękuję wszystkim na rady 🙂

Co do tego lonżowania tak od strony czysto technicznej.
Nie zawsze jego fochy objawiają się już w stajni. No więc wsiadam na niego, jeżdżę i okazuje się, że jednak dzisiaj jest faza na "nie".
I co wtedy zsiadam, idę do stajni po wypięcie, lonże itd?
Zawsze brać ze sobą sprzęt do lonżowania- obawiam się, że wtedy cały czas miałabym w głowie, że będzie źle skoro już się wyposażyłam w awaryjne akcesoria 😉
I tak jak już pisałam, kiedy on jest w tym swoim stanie, to lonżowanie staje się po prostu niebezpieczne dla jego nóg- nagłe zrywy dzikim galopem i gwałtowne hamowanie, zwroty itd. Boję się zwyczajnie o jego nogi.
Normalnie lonżowanie go to czysta przyjemność- luźny na wypięciu, reaguje na głos, chętnie współpracuje.

Evson ja właśnie podobnie jak Ty próbowałam sobie radzić. Tyle, że ja mogę tak jeździć kłusem i jeździć i zero poprawy, a ja coraz bardziej spięta, wściekła...
Wiem, że to mój problem, że nie potrafię w takich sytuacjach się rozluźnić i na spokojnie przepracować problemu.
A najbardziej do szału doprowadza mnie sytuacja kiedy koń w tym stanie prawie zabija się o drąga leżącego na ziemi, bo gapi się gdzieś zamiast spojrzeć pod nogi.
Albo prawie wpada ze mną na stojak czy ogrodzenie, bo nie patrzy gdzie jedzie zajęty kontemplowaniem wiatru w gałęziach drzew 😉
I wtedy to już naprawdę nie potrafię opanować rosnącego we mnie gniewu i złości, że zrobi sobie krzywdę, nabawi się jakiejś kontuzji czy przewróci się ze mną itd.

Co do jego diety, to tak jak napisała ushia gdyby tutaj leżał problem to pewnie jego zachowanie byłoby częstsze?
gdyby to byla kobyła można byłoby na ruję zwalić 😉

w takies sytuacji ja bym go polonżowała na 2 lonżach
Niekoniecznie. Zależy jak często koń chodzi pod siodłem, czy dzień po dniu? Zadziwiająco dużo problemów związanych jest z moim zdaniem ze zbyt energetycznym pożywieniem w stosunku do wykonywanej pracy.
Ela pod innym jeźdźcem to rzadko mam przyjemność lub nie 😉 go oglądać.
Tak jak pisałam jak wsiądzie osoba nawet dobrze jeżdżąca, ale dość niezdecydowana to nie ma szans na normalną jazdę.
On każdego na początku testuje, sprawdza ile mu wolno i każdą niepewność jeźdźca wykorzystuje na niekorzyść jeźdźca.
Jak wsiadała na niego moja trenerka (ta z którą jeździmy od początku) to zazwyczaj jest grzeczny.
Zdarzyło mu się raz jakiś tydzień temu, że nagle uroił sobie pod nią, że nie przejedzie spokojnie jednej ściany na ujeżdżalni ( ściany wzdłuż któej rosną drzewa, a wtedy był akurat wyjątkowo wietrzny dzień). Hamował, próbował odskakiwać, gapił się, szedł odgięty do zewnątrz.
Dostał kilka razy batem ujeżdżeniowym i po pewnym czasie przechodził normalnie ścianę, ale do końca jazdy był już mocno wkurzony, spięty.
Niby robił co od niego egzekwowała, ale nie był to przyjemny dla oka widok ( w sensie, że koń wyraźnie był sztywny, napięty).

Wojenka koń chodzi pod siodłem tak 5 razy w tygodniu, czasem 6. Wychodzi codziennie na 6-7 godzin na padok (dla mnie to za mało, w poprzedniej stajni chodził na kilkanaście godzin, czasem też na noc. Ale póki co nie mam innej opcji stajni).
Dostaje ok 4,5 kg owsa ( rano niegnieciony, w południe i wieczorem gnieciony) plus siano praktycznie do woli, trawa, do owsa dostaje witaminy i odrobinę oleju lnianego. 
Dodatkowo tego raz w tygodniu mesz, i tak średnio 2 x w tygodniu moczone otręby np. z dodatkiem słonecznika.
Kupuję mu raz w tygodniu worek marchewki (10 kg).
Niekoniecznie na tej lonży lonżowanie. Można w ręku (bez sprzętu praktycznie) poćwiczyć proste manewry, nie wiem - przejścia stęp, stój, cofanie, idąc obok konia, gęste, takie co kilka kroków i wymaganie, żeby synchronizacja była NAPRAWDĘ precyzyjna. Pochodzić nad jednym drągiem (ale z jakimś zadaniem - np. przednie nogi przechodzą - stop - takie dziwadło, żeby coś zrobić inaczej, żeby koń zaczął myśleć i wrócił do człowieka). Tak naprawdę cokolwiek - byle oderwać myśli od "idzie nam źle" i byle z koniem nie walczyć, tylko coś na spokojnie mu zadać, bez ciśnienia, w miarę łatwego, powymagać tego - przełamać schemat, że jest źle i walczymy. A jak odpuści, to zrobić kółko stępem dla testu, wsiąść i na spokojnie próbować czy jest lepiej. No i w taki dzień wymagałabym już mniej jednak, żeby się nie narażać na odmowę. Lepiej nie prosić - można prosić o więcej w lepsze dni. Wtedy się nie traci u konia "punktów" (u siebie też).
no to musisz spróbować jak ta trenerka: wymagać, kiedy trzeba ukarać, konsekwentnie ale i bez wściekłości, dbając o prawidłowy dosiad i spokojną rękę
Jak dla mnie to to zależy od umiejętności. Jeśli człowiek czuje się na siłach przejechać stracha (tak jak ta trenerka-jeśli będzie się to robić konsekwentnie to koń w końcu odpuści)
Jeśli jeździec ma stres związany z taką sytuacją to nic z tego nie będzie-zdenerwowany człowiek wysyła całe mnóstwo idiotycznych sygnałów i nic nie wychodzi w tym momencie. Dlatego w tej sytuacji ja bym zalecała zejście z konia na moment ale natychmiastowe żądanie czegoś będącego pracą.

Wracając do latania luzem-ja ze swoimi końmi robię połączenie normalnie na czworoboku-i nie ganiam szczególnie dużo:-) Lubię sobie tak rozprężyć po przerwie jakiejś zwłaszcza "wszystkowidzącego" konia. Niech polata, pogapi się ile mu trzeba ale w sposób kontrolowany przeze mnie (mam całkiem sporą kontrolę nad koniem w tej sytuacji, oczywiście mówię o zrobionym już koniu) potem wsiądę i co najwyżej (jeśli sobie polatał za dokładnie) popracuję bardzo krótko albo tylko w stępie. Ale następny trening na 100% mam już dobry!
pati12318, miałam problem z Bonanzą... raz koń anioł a raz diabeł wcielony

Próbowałam "przejechać stracha" ale im bardziej walczyłam tym bardziej Bo walczył ze mną.

ma "łatkę" konia bardzo dobrze ujeżdżonego ale wymagającego konsekwencji i prawidłowych sygnałow .
Wymyślałam cuda na kiju łącznie z wywiezieniem go na "reset" do rajdowej stajni.
Problem powrócił po zimie. Znów barany przy zagalopowaniu, bunty nawet w kłusie.
Konia mam ponad dwa lata i cały czas walczyłam z problemem zagalopowań.
W terenie sytuacja podobna.

Co zrobiłam- obcięłam mu treściwe. Mój kon ma wrzody i  wiosną po kolejnej wizycie w szpitalu z przemieszczeniem okrężnicy po prostu obcięłam mu treściwe. Stał na sianie, skubał słomę i miał pastwisko. Zaczęłam wsiadać i delikatnie jeździć. Problem się zmniejszył a w obecnej chwili mogę powiedzieć ze go nie mam. Teraz ponieważ kon chodzi praktycznie codziennie- dostaje bezowsowe musli Pavo Cerevit dla koni mało pracujących. I jest dobrze. Nie mam spiny na trenowanie na razie, cieszę się z jazdy ( nareszcie) i mam zaciesz bo nie wymagam od Bonanzy nic poza podstawami i nam wychodzi więcej niż zamierzałam.

Niejedna osoba mi powiedziała, że quarterom nie daje się owsa. Szkoda, że wcześniej nie posłuchałam...🙂
Nie daje się. Mogę potwierdzić. U nas, tylko nasze ciotki jedzą i to też tak symbolicznie. Właściwie z przyzwyczajenia.
A to też jest racja. Może te 4,5 kg owsa to jest za dużo dla tego konia? Może trzeba by część tego zamienić (na wysłodki choćby albo susz z lucerny albo na paszę dla koni pobudliwych, bezowsową)? Jednak owies jako taki działa "korbopędnie, to nie ulega dyskucji.
Dzięki wszystkim za odpowiedzi 🙂

Co do ilości owsa- kurcze mój koń w tym momencie jest jednym z koni, które dostają najmniej owsa (a w stajni stoi ponad 30 koni), za to w ilości pracy pod siodłem jest w zdecydowanej czołówce 😉
Pewnie macie rację- jestem wychowana w poglądzie, że owies jednak się daje i zawsze powtarzano mi, że koń w średniej pracy powinien dostawać tak ok. 1kg na 100kg masy ciała, plus siano do woli.
Koń w intensywnym treningu nawet do 2 kg na 100 kg masy.
Mój waży ok 560 kg, pracuje średnio intensywnie i dostaje 4,5 kg.
Wszyscy wokoło twierdzą, że za mało, że zacznie mi spadać z masy przy intensywnej pracy.
Ja jednak pozostaje przy swoim, że to i tak już sporo.
Pomyślę, może obetnę mu jeszcze ten owies i dodam jakiś inny wypełniacz.
Chciałam tylko wyjaśnić jedną ważną moim zdaniem rzecz- o moim koniu można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest nerwowy.
Ciężko mi to wytłumaczyć, bo to co opisałam wcześniej daje inny obraz.
Moja wizja konia nerwowego, to taki wiecznie napięty, szybko poruszający się, mocno reaktywny, wiecznie z rozwartymi nozdrzami, robiący co chwilę kupę.
Mój facet to raczej typ luzaka- on sobie skubie trawkę, a w około mogą odgrywać się dantejskie sceny, a on nawet uchem nie ruszy szybciej.
To samo na jeździe (kiedy oczywiście ma dobry dzień).
Na zawodach to też złoty koń- skupiony, zmotywowany.
Kiedy zachowuje się tak jak tu opisałam w tej swojej "złej fazie" to teoretycznie robi się sztywny, nie chce współpracować, ale tak naprawdę nie wydaje mi się żeby on był tak prawdziwie zestresowany.
Dlatego np. moja trenerka uważa, że to jest jego cwaniactwo i wykorzystywanie swojej inteligencji i mam to przejechać, pomóc sobie głosem czy nawet batem i się nie rozdrabniać.
No ale właśnie ja tego nie potrafię, nakręcam się, nakręcam jego i kończy się fatalnie...
Wtedy on jest bardziej wkurzony, wściekły niż zestresowany, bojący się.
Nie wiem czy potrafię jasno wytłumaczyć co mam na myśli.
Ja bym spróbowała obciąć owies, a w zamian dać coś z wolniej uwalnianą energią. Wysłodki, jakiś cool mix...
Mogę cię zapewnić że ten twój koń się niczego nie boi. On sobie wymyśla strachy w momencie gdy czuje że jest jak dla niego za dużo pracy/presji.

Dlatego np. moja trenerka uważa, że to jest jego cwaniactwo i wykorzystywanie swojej inteligencji i mam to przejechać, pomóc sobie głosem czy nawet batem i się rozdrabniać.


Pewnie i ma rację ale należy też uważać na zbytnie eskalowanie konfliktu - bo w pewnym momencie koń może w ogóle przestać reagować na wszystko - na głos, na łydkę, ostrogę, bat (przerabiałam taką sytuację, pomogła zmiana jeźdźca na innego na tydzień, inny jeździec konia po prostu jeździł, nie zwracając uwagi na miejsca pełne strachów wcześniej, po tygodniu jak ręką odjął)


Pewnie masz rację Ela.
Jak tak się nad tym zastanowię, to dochodzę do wniosku, że każda kolejna jazda na której dzieje się źle przebiega coraz gorzej.
Na początku jakoś łatwiej i szybciej potrafiłam sobie z tym poradzić i chyba też takie złe jazdy zdarzały się rzadziej...
Ostatnio na jeździe konflikt był już taki ostry, że nie byłam w stanie przejechać koła normalnym stępem...
W akcie desperacji ruszyłam galopem (na takim rozkojarzonym, z zadartą głową koniu) i najechałam na przeszkodę- nie wiem chyba skończyły mi się już pomysły na zajęcie go i ogarnięcie.
I co? Koń skoczył zadowolony, po przeszkodzie nawet się trochę rozluźnił, opuścił i ochoczo sobie galopuje żeby najechać na przeszkodę jeszcze raz.
Skoczyliśmy jeszcze raz- koń już się do przeszkody normalnie prowadził (jak w swoim "normalnym" trybie).
Myślę sobie, że się udało przepracować konflikt, przechodzę do kłusa, jadę sobie radośnie ósemkę i co? Straszna ściana, straszne krowy na horyzoncie, łeb do góry, koń krzywy jak serpentyna żeby ustawić się tak aby cały czas móc kontemplować otoczenie.
Bezsensu.
I co wtedy? Jak radzi jedna trenerka złapać mocniej za wodze, przejechać nawet przepchnąć  pomagając sobie batem?

Wcześniej zanim go kupiłam jeździłam naprawdę sporo koni- był konie nerwowe, płochliwe, brykajace, ponoszące, histeryczne i kurcze z nimi jakoś potrafiłam sobie poradzić.
Ale chyba wtedy nadmiernie nie filozofowałam tylko jechałam i tyle.
A teraz się zastanawiam, a czy na pewno nie robię mu krzywdy, a może coś złego się dzieje....

W ogóle nigdy wcześniej nie spotkałam się z koniem, który potrafił tak skrajnie różnie chodzić pod siodłem.
I tak skrajnie różnie pracować pod innymi jeźdźcami.
Ostatnio wsiadła na niego koleżanka (jeżdżąca na poziomie bardzo dobrej rekreacji) i nie była w stanie przejechać  jednego koła w kłusie.
A innym razem wsiada mój chłopak ( siedział na koniu może łącznie z 20 razy) a koń niczym najłagodniejszy tuptuś z rekreacji po kółeczku sobie zasuwa.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się