pewna fundacja odbierała interwencyjnie konie. Miały jechac bezposrednio do fundacji lecz..ich stan jednego z nich budził wątpliwosci czy dojedzie. Poproszono mnie o pomoc. Zgodzilam się i na tzw "tymczas" wziełam do siebie oba konie. Megi ,bo tak nazywała sie klacz była w stanie tragicznym. Nigdy wczesniej nie widzialam tak wychudzonego konia. Drugi kon przy niej wyglądał jak "pączek w maśle".Przyjechała do nas o 2-giej w nocy a ja naprawdę się bałam czy klacz przeżyje, jak ja karmic i wogóle jaką sciółkę jej dac bo tak wygłodniały kon wiadomo zje nawet słomę z pod siebie. Dalismy jej słomy tylko tylko, pozniej rano niewele siana, stopniowo dawki zwieszalismy. Przez miesiąc żadnej paszy,żadnych ziarenek tylko siano, marchew. Po miesiącu klacz wyglądała całkiem calkiem ale...okazłao się ,że ma raka skóry z przerzutami do oskrzeli. Jest dzis w fundacji,żyje i pomimo raka ,ma się calkiem niezle. Czy zdecydowalbym się pomóc drugi raz? Pewnie tak, jesli nie byloby nikogo innego chętnego do pomocy to zapewne zwierze nie zostawiłabym bez pomocy ale...wierzcie mi stracha miałam. Pewne i Zlota nie raz bala się kolki z przejedzenia, odrobaczania itp. Ja bez konsultacji z wetem sama bałabym sie odrobczac tak chude i głodne zwierze. Oraganizm słaby, cholera wie w jakim stanie jest żółądek i czy go za bardzo nie podraznimy.Uwazam ,że gdy zwierze jest w tak fatalnej kondycji to wszystko co przy nim się robi winno się konsultowac z wetem.
Złota, do nas dziewczyna wstawiła jakis czas temu kobyłe w pensjonat. 10 lat chyba sp. wygladała jak twoj arab z pierwszego foto. Kopyta jak talerze, kłaki zimowe długie, zaropiałe oczy, brzuch do ziemi, wszystkie kosci na wierzchu, kregosłup masakra, ogon do krwi wytarty. Widziałam w róznym stanie konie , ale czegos takiego na oczy nigdy!TRAGEDIA!!
Dziewcze jak to dziewcze , nosek w górze i wielki sport na kobyłce uprawia (1 na towarzyskich LL była).Dla niej ten koń to chyba norma, że tak wygladał. Przez kilka miesiecy aż do teraz wszystkie choróbska z niej wychodzą i nie dziwota jak organizm osłabiony masakrycznie.Od początku koń wykazywał objawy "depresji". Stanie w kącie i wpatrywanie sie swoimi zaropiałymi oczami godzinami w ścianę. Pierwsze miesiace pod okiem weta odrobaczanie (zarobaczona bardzo), mycie (rany na tyłku i ogonie wycierane przez kobyłe do miecha), kopyta i żarcie. Zdecydowanie jeczmień i trawa wprowadzane bardzo stopniowo zrobiły swoje.Kilkumiesięczny zakaz jazdy , tylko stopniowe lonże aby odbudować muskulature głównie pleców. Dziewcze polonżowało moze ze 2 razy po czym normalna jazda na końskim szkielecie.Dobrze tylko , ze przypominała sobie o koniu rzadko. W tej chwili koń oprócz tego, że musi byc kuty na 4 , nie wykazuje ruji i ma zero mięśni kręgosłupa wygląda bardzo ładnie.
Kon trafił do nas w pensjonat tylko dlatego, ze w poprzednim ponoć było jej za daleko. Nie zauważyła zadnych nieprawidłowosci, za to na ten swój wystajacy kregosłupik dostała nowe siodełko za 5 tys. bo jak to skoki bez skokówki? Dziewcze nadal myśli, że jest podziwiana za swoje sportowe umiejetnosci. Koń zdecydowanie wydobrzał, ma humor.Tylko od czasu do czasu biega i skacze w chambonie (nie gumach)...
Dziekowac tylko ze sa tacy stajenni jak u nas, chwała włascicielom stajni , ze zgodzili sie przyjać konia w takim stanie i ... tylko koni żal.
Do "naszej" stajni trafił ostatnio koń skrajnie zaniedbany przez dotychczasową właścicielkę 🙁 Widok straszny 🙁, zwłaszcza, że wyglądał jak pączek gdy od "nas" odchodził. Najistotniejsze okazało się nawodnienie konia (oczywiście przez weta). Koń był (i nadal trochę jest) skrajnie odwodniony. A nawodnić konia nie jest łatwo 🙁 W praktyce wet jest codziennie - i codziennie coś trzeba robić.