Forum towarzyskie »

Kącik kierownika / managera stajni (i nie tylko).

Wątek dla wszystkich pracujących na stanowisku kierowniczym - w branży końskiej i nie tylko 😀
Nie ukrywam, że najbardziej interesuje mnie wymiana poglądów z osobami kierującymi stajniami, czy ośrodkami jeździeckimi, ale zapraszam również wszystkich z każdej innej branży.


Rady, spostrzeżenia, może jakieś zabawne anegdoty?
Jak radzicie sobie ze swoim zakresem obowiązków, czy lubicie swoją pracę?
Czy można być lubianym przez szefa i podwaładnych zarazem?
Jak nieobraźliwie, skutecznie i konstruktywnie opierdzielić podwładnego?
Gdzie jest granica spoufalania się?
Na "ty" czy na "pan/pani"?

itp

Ja akurart dylematu "na pani, czy na ty" nie mam, bo porozumiewamy się po angielsku.
Za to ciągle mam problem ze zbytnim przejmowaniem się tym, czy podwładny nie poczuje się urażony w momencie zwrócenia uwagi.
Ciągle szukam granicy między skutecznie, ale nie za ostro.
Jak sobie z tym radzicie?


Dawno temu, w mojej pierwszej pracy nauczyłam się na własnym błędzie jednego: Kierownik (czy główno dowodzący instruktor) nie jest od lubienia  😉
Na początku z wszystkimi się zaprzyjaźniałam spotykałam po pracy, imprezowałam, stawiałam piwo, rozmawiałam o wszystkim. Wielka miłość i przyjaźń trwały do momentu w którym musiałam po raz pierwszy kogoś ochrzanić.
Wkrótce zostałam znienawidzona  😁
Potem jeszcze kilka innych błędów w kolejnych pracach... i doszłam do etapu, że absolutnie nie spoufalam się.

Jakie macie doświadczenia w tych sprawach?




Co ma praca do sympatii i antypatii??
Trzeba chcąc - nie chcąc - oddzielać osobiste odczucia wobec ludzi od pracy zawodowej, branża niewiele tu zmienia... Ludzi trzeba chociaż trochę na dystans trzymać - inaczej wejdą na głowę... Nigdy nie zastanawiało mnie czy jestem lubiana i przez szefa i przez pracowników - ja nie jestem od lubienia a od organizowania pracy i rozliczania jej wyników - tak jak mnie ktoś wyżej rozlicza... liczy sie moja skuteczność i nic ponadto - moja sprawa jak pozapłacowo zmotywuję swoich ludzi... I tak - pracownicy mnie szanują i wiedzą, że jak opieprzam to mam powód, ale i jak trzeba to ich wybronię... Szef mnie ceni za wiedzę, skuteczność i umysł analityczny... Praca bywa nudna (niekońska) , ale jest stała i dość pewna - co w dzisiejszych czasach nie jest takie proste...
Zalezy jaki pracownik. Jak kompetentny, dojrzaly i doswiadczony to sie mozna spoufalic, bo obie strony nie maja zludzen i dadza sobie rade z taka relacja. Jak nieopierzony, mlody i niekompetentny to nie. Jest taka teoria ale ja nie sprawdzalam w praktyce, ze jak pracownikowi spada morale, bo nie czuje sie wystarczajaco kompetentny to wzmocnienie relacji z szefem pomaga ale tylko wtedy gdy nie byla ona budowana wczesniej. Czyli kolejny powod, zeby sie za wczesnie nie spoufalac.
Przez spoufalenie sie nie rozumiem samego przejscia na ty, bo mozna mowic do kogos na ty i byc ciagle szefem zimnym i twardym jak kamien.
Praca do sympatii/antypatii ma tylko tyle, że chyba pracuje się milej, jak jest miła atmosfera.
Niezależnie od branży.
Myślę jednak, że branża końska, jest trochę inna. Specyficzna.
Tu najczęściej jest tak, że mieszka się w miejscu pracy i widzi się z przełożonymi oraz podwładnymi o wiele częściej, także po pracy. Czasem w nocy... bo koń zakolkował, bo nocne wypuszczanie czy sprowadzanie koni, różne sytuacje z klientami, jeśli jest to ośrodek jeździecki z noclegiem dla gości.

Ty z pracy wychodzisz i koniec. To jest fajne.
Przy koniach odzielenie pracy od prywatności jest czasem bardzo trudne.
u nasz (międzynarodowa firma z ponad 100 zatrudninych) jest przyjęta zasada mówienia sobie po imieniu bez względu na stanowisko.

Nie widzę jakiegokolwiek związku między tym że jak sobie mówimy po imieniu to znaczy że się spoufalamy i już  nie jesteśmy w stanie koństruktywnie dać negatywny feedback. Czy też by mówienie po imieniu w jakikolwiek sposób rozzuchwalało pracowników.
Julie ale czy muszę się spoufalać aby w pracy było miło??!!
Może i wychodzę z pracy, ale telefon mam przy sobie, a z racji stanowiska (szef handlowców) pracuję 24h/dobę 7 dni w tygodniu... więc z tym wyjściem z biura nic się niestaty nie kończy... Poza tym po pracy jadę do... własnej stajni, gdzie również miewam pracowników...

Pracowałam w obcych stajniach i ośrodkach wiele lat. Po godzinach pracy bardzo chętnie zwiewałam jak najdalej - wlaśnie po to, aby mieć życie poza-konne i poza-pracowe. Pasja pasją, praca pracą, ale po kilku latach okazuje się, że człowiek ma jedynie znajomych z pracy, nie zna nikogo spoza końskiego środowiska - a to już nie jest zdrowe ;-) Dlatego warto nawet taką prace starać się traktować jak... pracę i to wszystko. Nie przywiazywać się do ludzi, do koni, do miejsc - to praca i to wszystko... I - tak z autopsji, jak i z obserwacji znajomych żyjących z koni (zawodowi jeźdźcy na przykład) - oddzielanie pracy od życia prywatnego w przypadku koniarza nie jest proste - ale jest niezbędne aby pewnego dnia nie zacząć rżeć ;-)
Ja jestem Szefem od dawna. Nie wiem czy dobrym czy złym-nie mnie to ocenić.
Mam dwa wzory, które naśladuję:
-Kapitan Picard ze Star Trek i Kapitan  z tego filmu:

Czyli :  ster w ręku, zadania przypisane i zawsze wiemy dokąd płyniemy.
(mam taką karteczkę : "z przodu dziób z tyłu rufa"😉  😉
Szef, który nie zbuduje zespołu tylko sam wlecze wszystkich za włosy nie jest dobry.
Moje klęski?
- wiara, że dorosłych ludzi da się wychować .
A bycie na ty? Jeśli Szef jest silny i ma autorytet mogą do niego mówić nawet kwiatuszku i mu to nie zaszkodzi.
To tylko forma, jak sama piszesz w języku angielskim bez znaczenia.
Można tym "bruderszaftem" coś rozegrać, ale nic ważnego.
Natomiast spoufalanie się czyli  np. zwierzanie się , wspólne okazje do zabaw po pracy- przeszkadzać może już poważnie. Odradzam. Podobnie biurowe romansowanie.
EluPe: W poważnej, dużej firmie to trochę co innego, niż sytuacje związane z mówieniem na "ty" w ośrodku jeździeckim, w którym latem zatrudniane są osoby niepełnoletnie, lub bardzo młode.

[quote author=_Gaga link=topic=60818.msg1062186#msg1062186 date=1309779084]
I - tak z autopsji, jak i z obserwacji znajomych żyjących z koni (zawodowi jeźdźcy na przykład) - oddzielanie pracy od życia prywatnego w przypadku koniarza nie jest proste - ale jest niezbędne aby pewnego dnia nie zacząć rżeć ;-) [/quote]

Ano właśnie. Nie jest proste, ale niezbędne. Na pewno trzeba walczyć o swoją prywatność.
Małolaty zatrudnione okresowo?
O! To łatwe. Poprostu skopiuj zachowanie klaczy Alfa.
Serio.
Natomiast spoufalanie się czyli np. zwierzanie się , wspólne okazje do zabaw po pracy- przeszkadzać może już poważnie. Odradzam. Podobnie biurowe romansowanie.

Właśnie. Takie spoufalanie się może też być męczące. Jak co poniektórzy wiecznie opowiadają wszystkim  o swoich prywatnych problemach z mężem/eksem/dzieciakami/kasą itd itp.
Małolaty zatrudnione okresowo?
O! To łatwe. Poprostu skopiuj zachowanie klaczy Alfa.
Serio.


Znaczy mam je pokopać?!    😀iabeł:
To w sumie dla mnie nie pierwszyzna, wiem że dziewczyna dla której to jest pierwsza, czy druga praca sezonowa w życiu, ma inne wyobrażenie i oczekiwania co do pracy niż ktoś dorosły.
[quote author=Tania link=topic=60818.msg1062476#msg1062476 date=1309792968]
Małolaty zatrudnione okresowo?
O! To łatwe. Poprostu skopiuj zachowanie klaczy Alfa.
Serio.


Znaczy mam je pokopać?!    😀iabeł:
To w sumie dla mnie nie pierwszyzna, wiem że dziewczyna dla której to jest pierwsza, czy druga praca sezonowa w życiu, ma inne wyobrażenie i oczekiwania co do pracy niż ktoś dorosły.
[/quote]
Nie pokopać. Patrzeć z góry, omijać wzrokiem . Rozmawiać wtedy kiedy Ty chcesz i o czym Ty chcesz.
No i jasno określać wymagania, stawiać zadania.
Przejście na "ty" nie oznacza jeszcze spoufalenia się. W kilku firmach spotkałam się z tym, że wszyscy prócz prezesa byli na ty. Co nie oznaczało braku szacunku, czy zacierania struktury.
Ja jestem przeciwna wylewności w pracy, ale w obecnej firmie z 1 osobą się zaprzyjaźniłam. Ale nasz stanowiska są niezależne. W poprzedniej firmie nauczyłam się, że trzeba 100 razy przemyśleć, zanim się powie o sobie coś prywatnego, bo może to być wykorzystane przeciwko mnie.
Teraz jako kierownik jestem miła, ale trzymam dystans. Łatwiej wtedy wymagać.
Ja też staram się być miła. Tak normalnie, nic na siłę.
Jednak bywają chwile, kiedy mówię:
-PROSZĘ NIE BRAĆ MOJEJ UPRZEJMOŚCI ZA SŁABOŚĆ.
I zwykle mówię to najciszej jak można.
Tak niemal szeptem.
Nauczyłam się tego od mojego Szefa. Robi piorunujące wrażenie.
Nie wiem czy to tak można, czy nie, ale pozwoliłam sobie zmienić tytuł tematu na "kącik kierownika/managera stajni (i nie tylko).
Ponieważ po tym co już zostało napisane widzę, że relacje w firmie czy biurze, czy hotelu, to trochę co innego niż w ośrodku jeździeckim/stajni.
Wciąż liczę na odzew osób kierujących ośrodkami jeździeckimi i ich spostrzeżenia na temat tych różnic.
Sama pracowałam (krótko, bo to nie dla mnie) jako asystentka prezesa, a także jakiś czas w gastronomii, m.in. jako głównodowodząca tarasem letnim w Łazienkach Północnych w Sopocie i w ogromnym, 5-cio gwiazdkowym hotelu, zatrudniającym około 300 osób w Irlandii.
Może to mało, ale wydaje mi się, że niewiele da się tu porównać, w stosunku do stajni.
Praca ze zwierzętami i ludźmi związanymi ze zwierzętami jest po prostu inna, specyficzna.

Może jedno:
Najgorsze sytuacje jakie miałam (i w stajniach i w innych pracach nie związanych z jeździectwem) to kilku szefów.
Czyli np: właściciel/żona właściciela, kierowniczka/mąż kierowniczki, drugi kierownik, trzeci współwłaściciel i jego żona... mający różne, często sprzeczne wizje i wydający różne/sprzeczne polecenia bez uzgadniania wspólnej wizji między sobą  😵
Na szczęście teraz mam super szefów czyli właścicieli przybytku - zgodne małżeńswo. Do niej wiadomo, że należy zwracać się w tych sprawach, do niego w tamtych i jak na razie jest super. Od tej strony mam wsparcie i zgodny przekaz.

Nie jestem szefem, ale mam ciekawego szefa, a wlasciwie dwoch. Robie doktorat w laboratorium prowadzonych wspolnie przez dwoch profesorow - starszego i mlodszego, ktorzy ogolnie bardzo zgodnie szefuja calej 12-osobowej grupie (do tego stopnia ze nasz magistrant na zart jednego z pracownikow ze szefostwo jest jak malzenstwo (czysto naukowe), zapytal z glupia mina: naprawde?? sa gejami?? ; ku uciesze gawiedzi 🙂 )
Pracuje po angielsku, wiec do profesorow mowimy na Ty. Kazdy ma swoje zycie po pracy, jak jest jakas okazja (publikacja, grant, przed swietami, itd.) to wychodzimy razem na lunch albo wczesny obiad, jest milo, ale prywatnego zycia nikt za mocno nie omawia i bardzo dobrze. Czyli ogolnie jak wszedzie.
Najciekawszy w tej pracy jest system motywowania pracownikow. Szefa nie ineteresuje o ktorej przychodzimy czy wychodzimy z pracy, nie stoi nad nami i nie patrzy czy robimy eksperymenty. Zawsze mozna wejsc do jego gabinetu i sie zapytac o cos, najwyzej kaze wrocic za 2h. I o dziwo - zamiast wielkiego bajzlu, jest to jedno z najlepiej prosperujacych laboratoriow w UK, po kilka publikacji rocznie w czasopismach naukowych z najwyzszej polki, duzo kasy z grantow, itd. I kazdy pracuje na to naprawde ciezko, mimo ze nie ma zadnego przymusu. Po prostu kazdemu jest glupio bez dobrego powodu wyjsc z pracy przed szefem, ktory bedac pod 80tke pracuje od 7.30 do 18.30. Do tego i jeden i drugi szef nigdy nikogo nie zapyta czemu tak malo danych - za to mozna uszlyszec "jaka szkoda ze te eksperymenty nie zadzialaly i nie mamy jeszce danych" z nuta zawodu w glosie. Na co kazdemu robi sie potwornie glupio jesli naprawde nie zadzialaly, a jesli ich nie zrobil, plonie w tym momencie ze wstydu.
Ogolnie moje szefostwo opanowalo niewolnitwo bez uzycia bata, co jest bardzo ciekawe. I nie polega to tylko an doborze pracownikow - bo rzeczywiscie jest troche ludzi ktorzy chca robic wielka kariere naukowa, ale tez sporo takich, ktorzy maja rodziny i na awans w gore nie maja juz co liczyc, badz takich, ktorzy nie chca pracowac naukowo po studiach (np. moja kolezanka, czy ja). A mimo wszystko kazdy rowno zapieprza i nawet mu do glowy nie przychodzi sie nie starac.
karolina_, fajni ci Twoi szefowie ale szef nie zawsze ma dobre warunki pracy. Moj brat po raz pierwszy zostal szefem, jako naiwny i ambitny mlodzian w dziale, w ktorym panowal dosc specyficzny ale i dosc czesty z tego co widze kilmat, ktory polegal na pozorowaniu roboty. Wszyscy strasznie ciezko pracowali, zostawali po godzinach ale jakos efektow nie bylo, a najgorsze, ze mimo tego nadmiarowego czasu pracy z niczym sie nie mogli wyrobic w temrinach. Oczywiscie byla to robota poprzedniego szefa. No wiec swiezo upieczony szefus zaczal od wyganiania pracownikow z pracy po 8 godzinach, mowiac ze dobry pracownik wyrobi sie z praca w tym czasie. Ci widzac, ze szefowi niezalezy na "wysiadywaniu" godzinek ucieszyli sie  no i zaczeli wreszcie czas w pracy wykorzystywac na prace. Okazalo sie na koniec rozliczeniwoego okresu, ze nie dosc ze zrobili co bylo zalozone to jeszcze dostana premie, za to co bylo ponad.
Ale to niestety nie szczesliwy happyend. Moj brat dostal ochrzanke od swojego szefa za "przekroczenie planu" co spowodowalo koniecznosc wyplacania premii, gdyz szef brata z kolei dostanie ochrzanke od szefa wszystkich szefow... A na nastepny okres rozliczeniowy podniesli poprzeczke (tylko w jego dziale) tak zeby nie dalo sie juz planu wykonac (i wyplacac premii). Wiec wszyscy znowu olali ale zaczeli tez dla pozoru przesiadywac po godzinach. Bo jak przyjdzie do rozliczania normy to im przynajmniej nie zarzuca, ze za malo pracowali, co najwyzej nieskutecznie. Tym razem z blogoslawienstwem mojego brata bo przeciez jakis dupochron trzeba miec, no i grunt to sie nie wychylac.
Oczywiscie ze tak moze byc. U nas godzinki sa wysiadywane efektywnie, bo kazdy pracuje na siebie, poza tym, ze wszyscy pracuja na szefow (na publikacji sa osoby ktore wykonaly eksperymenty i szefostwo, nie cale laboratorium). U mnie motywacja jest to ze stypendium mi sie konczy w okreslionym momencie, plus to chce skonczyc w terminie i zaczac medycyne bez straty roku, u wiekszosci osob praca na nadgodziny motywowana jest podobnymi wzgledami (np. ze konczy sie grant, bo wszyscy sa zatrudnieni na czas okreslony, a bez publikacji z poprzedniej pracy bardzo ciezko znalezc nastepna). Plus oczywiscie motywacja jest to, ze szefostwo stworzylo taka a nie inna etyke pracy i wychylanie sie jest nie na miejscu.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się