Forum konie »

Wewnętrzna "blokada"

A ja kiedys jeździłam na młodej koninie. Jeszcze wtedy wydawało mi sie ze jestem super jeździec i wszystko umiem, wiem i nie ma takiego konia z którym nie dam sobie rady.
Klaczka była młoda, dosysc spokojna,świeża pod siodłem.
Pojechałam wtedy na spacer na łaki z jakas dziewczynką. Miało byc tylko stepem i kłusem, ale dziewczynka postanowiła zagalopowac. W zwiazku z tym dała rure obok mnie po ogromnym polu, a mój koń postanowił ze On nie bedzie galopował ze mną tylko sam. W zwiazku z tym zafundował mi rodeo. Na poczatku dosysc fajnie sie trzymałam. Wysiedziałam kilka serii baranów, deby, naskoki na przednie nogi... ale w koncu spadłam. Feralnie spadlam na odwrotnie wygięty nadgarstek i przycisnełam go całym ciężarem ciała.
Od razu wiedziałam ze mam zlamana reke, chociaz wcale mnie nie bolało. Usłyszałam jak sie złamała wielokrotnie :/
Jak zobaczyłam co sie faktycznie stało to sie przeraziłam. Dłon była całkowicie oddzielona od reszty ręki, do tego długie kosci pzrerecone, na tyle ze jedna wystawała ponad 2. Jako ze jeszcze nie bolało, udało mi sie chociaz czesc tych kosci wstawic na swoje miejsce. Byłysmy około 5 km od stajni, koń ganiałpo polach a dziecko wpadło w taką rozpacz ze nie bylam sie w stanie doprosic nawet zeby złapała tego mojego konia, czy wyciagneła telefon z mojej kieszeni i zadzwoniłą do kogos i na pogotowie.
Efekt był taki ze jeszcze złapałam tego konia. Musiałam trzymac wodze w zebach bo lewa reką podtrzymywałam prawą. I szłam tymi polami chyba z 1,5 godziny. Im blizej stajni tym bardziej bolało.
Kartki nie wezwałam, kolezanka zadzwoniła po mojego ojca.
Na izbie przyjeć na szczęście miałam przyjemnosc pracowac, w zwiazku z tym koledzy jak mnie zobaczyli to od razu mnie porwali. Na szczescie nie musiałam czekac w kolejce, bo była tam ogromna ilosc ludzi :/ 
RTG wykazało złamanie reki w 8 miejscach, z przemieszczeniem kości nadgarstka i oderwaniem głowki kości łokciowej.
I powiem szczerze ze złamanie rki nie jest najgorsze. Najgorsze jest nastawianie. Mimo silnych środków przeciwbólowych wyłam tam jak dzika. Dwie osoby mnie trzymały, dwie nastawiały. Po tygodniu w gipsie do pachy szłam na kolejne prześwietlenie i okazało sie z kosci kciuka się pzremiesciły. Łamali to po raz kolejny... leżałam tydzien w szpitalu, zafundowali mi operacje , jedna, druga, rok w gipsie, druty, wyciagi . Ogolnie ręka miała byc niesprawna.
Dzisiiaj jest sprawna, ale fundowałam sobie rehabilitacje dzien i noc ( jestem fizjoterapeutą ) , płakałam z bólu , ale ćwiczyłam, bo poczatkowe 2-3 miesiace reka w ogole nie była chwytna...
Aktualnie poza bólami ogromnymi na zmiany pogody i niemozliwoscia noszenia ciezkich rzeczy ta ręka ( od razu czuje ból ) to jest ok. Zostały blizny po drutach.

Na konie wróciłam duzo później. W zasadzie jakies 2 lata temu. Nie potrafilam galopowac, ani kłusować. Jak raz spadłam to płakałam i nie chciałam wejść spowrotem. Unikam koni które maja odpały dziwne. Jeżdze aktualnie tylko na jednym koniu.... i przestało mnie ciągnac do jeżdznia wszystkiego co sie rusza.

Czego mnie nauczył ten wypadek? Pokory pzredewszystkim. I motywacji do robienia czegos ambitniejszego w jeżdzeniu niz tylko jezdzenia oszołomów. Moje podejscie sie zmieniło i zaczełam pracowac nad dosiadem, postawa , koniem... 🙂
generalnie nie chce mi sie czytać długich wywodów ale twój przeczytałam cały
i jestem w szoku  😲 jak ty to przeżyłaś
mnie złamany palec doprowadzał do szału  - teraz juz bez gipsu ale wciąż nie jest sprawny tak jak powinien być i wkurza nie to

jednak ja robiłam podobnie jak ty i tez zaliczyłam nie jeden upadek a w konsekwencji dorobiłam sie chorego kręgosłupa - pewnego razu po prostu nie mogłam wstać z łóżka na którym siedziałam
dopiero po dłuższym czasie sie podniosłam ale wciąż byłam w pozycji "siedzącej" bo nie mogłam sie wyprostować  😤
lekarze nie pomogli , pomógł dobry kręgarz - dopiero po kilku zabiegach mogłam zacząć w miarę normalnie chodzić ale przez 3 lata nie mogłam nic - ani jeździć na rowerze ani pływać nawet  najzwyklejszy pilates okazał sie dla mnie do przebrnięcia
do dzisiaj odczuwam ból kręgosłupa i musze cały czas uważać na niego
wole jazdę na ujeżdżalni a tereny to zostawiam innym 🙂 może za jakiś czas kiedy nabiorę odwagi to sie wybiorę na stępik ale na razie sie na to nie zanosi
KarolaLiderowa znam Twojego Helio prawie od początku jego pobytu w Polsce i  obserwowałam jego treningi prawie codziennie. Przez 2 lata widziałam 2 razy jak odpalił, obydwa przy wsiadaniu. Obyło się bez ofiar w ludziach  😉 Nie ujmując nic Twojej trenerce, myślę, że pomogła by Ci praca z jego dotychczasową trenerką, która opróćz tego, że ma świetne podejście do ludzi, to zna Helio i wszystkie jego humory, więc może pomogłaby Ci się przemóc
Hypnotize, co robi fizjoterapeutka na izbie przyjęc?
Jest w 2 szkole na ratownictwie medycznym 😉
ano to jesteśmy w takiej samej sytuacji 🙂
a rączkę faktycznie ładnie sobie zalatwiłaś. Mój koń się kiedyś w terenie potknął, przewrócił i przeturlał się po mnie na żużlówce. Wylądował w małym rowie do góry kołami. Na szczęscie było to blisko stajni i szybko nadeszła pomoc. Oczywiście 'nic mi nie jest". Czułam jak mi coś przeskoczyło, kiedy szarpnełam żeby rozpiąc popręg, ale zajęłam sie przerazonym koniem. Dopiero jak zamknęłam za nim drzwi boksu, to poczułam, że koszulkę mam mokrą od krwi od złamania otwartego obojczyka, cała prawa ręka wisi bezwładnie, kuleję na prawą nogę i nie moge zgiąc jej w biodrze, stopa przestała mieścic się w bucie a żebra nie bolą jak nie oddycham. Po tym rozpoznaniu pozwoliłam sobie paśc nieprzytomna :]
miałam złamane wszystkie żebra z prawej strony, zwichnięte biodro, wyrwany staw ramienny, zmiażdzony obojczyk i popekane kości śródstopia. Nie jeździłam rok w ogóle. A na tego, z którego tak poleciałam nie wsiadałam z dobre 2 jak nie 3 lata. I do dziś jestem na nim bardzo ostrożna, została mi w głowie jakaś blokada przed nim, nie biorę do w teren, nie dodaję w galopie.
Gillian

O kurcze. Nie wiem czy bym wróciła. Po głupiej rece było mi ciezko a jakby sie uszkodziła tak jak Ty albo Darolga to nie wiem :/ Podziwiam ze w ogole jeździsz...
bo z jazdą jest jak z paleniem, wiesz że to szkodzi i jak się pochorujesz to odstawiasz, ale potem tak Ci tego brakuje, że zaczynasz popalac tp tu, to tam aż w końcu znowu kupujesz fajki i nie wiesz jak można było bez tego funkcjonowac 😉
Eh, dużo z nas daje sobie radę/nie daje sobie rady z urazem. Zaskakująco dużo. Wydaje mi się, że siła reakcji bardzo zależy od udzielonej pomocy. Pomoc udzielona późno, źle, boleśnie = większy uraz. Fajnie by było, gdyby zawsze mogła być udzielona, gdy organizm jeszcze w szoku (nie tym medycznym, tylko tym psychicznym). 13.11 minie... 21 lat od mojego (opisanego tutaj) bliskiego spotkania z kopytami. Blokady i strachu już dawno nie ma. Ręka nadal słabsza. Gdy siadam po przerwie na konia czuję też nogę. Został żal, że na zawsze straciłam wtedy intuicyjność i swobodę, taką skokową "niewinność".
Kochane moje a ja dzisiaj psiknelam Helio RR DR Bacha i sobie tez ,tak sie wyluzowalismy ze nawet jak stajenny przewalal deski to olalismy to.Przysiegam widzialam ten momet kiedy zaczelo dzialac i Helio poprostu odpuscil wszystko,siedzac na nim czulam jaki jest cudownie wyluzowany.Nie bede nawet mowic o sobie bo to juz inna sprawa,tez sie super rozluznilam.Bardzo polecam na krotk mete to naprawde dziala 🙂😉)
A ja mam tak czasami ze nachodzą mnie czarne myśli... i już w głowie układam sobie czarny scenariusz.. Ostatnio znowu to wróciło i nie wiem czemu.

Boję się że przewrócę się razem z koniem. I że się na mnie przewróci. Oczywiscie tylko na skokach. A nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. I generalnie nachodzi mnie to tylko przy odpowiednich wysokościach, kiedy wiem że to już jest jakies trudniejsze zadanie, że musi odskok pasować bo inaczej będzie źle.

I najgorsze jest to że nie mogę nic z tym zrobić  👿
A ja w ramach odblokowywania mojej blokady znowu dzisiaj spadlam 🙂 i juz dokladnie wiem w czym rzecz ,a wiec ja sie napinam i pochylam do przodu a on dostaje ataku paniki i jest pozamiatane.Na cale szczescie upadek byl mieciutki a on grzecznie przy mnie stal i sie nie ruszyl ani o centymetr,chociaz tyle dobrego 🙂 .
Ja blokade miałam ogromną po tym jak moja siwula sie spłoszyła, szczerze mówiąc nie wiem dlaczego chyba mojego taty który coś tam się krzątał i naprawiał a ja sobie tak na luzie jeździłam wszędzie po podwórku, wybiegu itp... no i był odpał w międzyczasie coś dziwnego i bliżej mi nie znanego no i glebłam na bark pod konia, tylko kopyta zobaczyłam nad twarzą które wylądowało na mojej dłoni no ale że jestem uparta i jeszcze nie czułam bólu to zaklęłam pod nosem i poszłam łapać zbója przy czym szukając buta który był jakimś cudem ok 30m ode mnie..no ale wsiadłam znowu żeby jej nie uczyć że jak zrzuci to ma już po pracy i już było ok jak znowu jej coś odwaliło i poleciałam wielkim "Małyszem" na maliny gdzie była jakaś drewniana belka w którą zaryłam nosem.. no ale skończyło sie nie wiem jakim sposobem na rozerwanym ogłowiu i w prawej ręce połamanych palcach a w lewej złamaniu jakiejś malutkiej kosteczki w nadgarstku...
Po tym wszystkim bałam sie wsiąść na konia a co dopiero galopować aż do jednego pięknego słonecznego dnia kiedy pojechaliśmy do znajomego i tam zaczełam jeździć na jego arabie. Koń marzenie, jeżdżony świetnie rozciągnięty no ale jak doszło do  galopu to było stop i jeden wielki strach, a Pan Zbyszek po lekkich nerwach że ździwiam zrobił mi lekką terapię wstrząsową i porządnie pogonił mi konia i nie miałam już wyjścia tylko trzymać sie i jechać dalej wydając jedynie okrzyk "radości" <ja pier...e> na co mój tata boską mine zrobił... a później był godzinny teren prawie cały czas galopem i poskutkowało... wiec  na niektórych taka terapia wstrząsowa dobrze działa🙂
a ja juz nie mam blokady🙂 Mam plany na ten rok i oby udalo sie je zrealizowac

fajnie sie odblokowac🙂
Ja dzisiaj juz nie mam blokady przed okserami,po zlamaniu zeber,obojczyka i zwichnieciu barku 6 lat temu,jednakze potrafilam to przelamac,parkury nie sa dla mnie problemem.Odwarzylam sie na tym koniu startowac WKKW.Nie zdecydowalam sie jej sprzedac, mimo ze najbardziej mi zalezy na rekach,bo bez tego nie moge uprawiac swojego zawodu(jestem muzykiem)Ostatni raz lezalam w szpitalu w pazdzierniku kiedy kochany ogr przerwocil sie ze mna na plecy i przygniotl mnie do "kocich lbow".Na "szczescie" stracilam przytomnosc jak mnie przygniotl,wiec nie wiem jak go ze mnie sciagali i co bylo potem,bo obudzilam sie juz w szpitalu 🙂 Po miesiacu wsiadlam,i... nic.Zadnej blokady,chyba jako dziecko skutecznie to przelamalam i, (mam nadzieje), juz nie wroci 🙂
jak mialam 18 lat, to niefortunnie spadlam z konia - plaskaczem na plecy, na wylewke betonowa, a kon odbil sie od mojego brzucha tylnymi nogami, sprawiajac, ze welniany sweter, skora i jakies inne cosie staly sie jedna masa. kregoslup tego nie wytrzymal. w roku 2009 wczesna wiosna znowu powaznie zwalilam sie z konia. ziemia przymarznieta, a ja wpadlam w row - uraz sie odnowil. ze lzami w oczach wgramolilam sie na Brzaska, pojechalismy w teren, caly czas plakalam z bolu. jak polozylam sie na noc do lozka, to to byl koniec. przez nastepne dni doslownie sie czolgalam. bol niesamowity. od wtedy prawie nie jezdze, bo nie mam na czym. nie boje sie koni, nie boje sie jezdzic. ba! ciagle sprawia mi to wielka frajde. na koniu nigdy nie walczylam o zycie (pod koniem pare razy tak 😉 ). teraz zaczelam myslec nad wlasnym koniem, ale obawiam sie, ze jednak moze gdzies gleboko cos mi w glowie siedzi... masa dylematow
Ktos moze z Was korzystal z jakiej pomocy? Typu specjalisty/ psyuchologa  ? Choc niewiem czy to ma sens, .. ?
mysle, ze lepsza pomoc moze udzielic dobry instruktor albo nawet przyjaciolka-koniara 🙂
Pomagał kolega i przyjaciółka pierwszy lęk ogarnąc. Ale troche został, nadal,mniejszy,pozwalający trenować ale nie dajacy zasnac wieczorem ze strachu. no i podczas siedzenia na koniach takze nie moge zapomnieć.
to moze jakis przespokojny tuptus?
albo faktycznie psycholog
Mam spokojnego jednego, ale chce zacząc tez z powrotem trenowac,startowac jakby sie udalo znow, i na innych koniach, takze- mniej spokojnych.  Najgorzej jest wieczorami,przed snem. Właśnie sie zastanawiam czy cos z tym probowac robic,czy jeszcze z rok poczekać i samo minie. Kiepski ze mnie psycholog  😀
melise na niespokojne wieczory polecam 😉
wczoraj probowałam  🤣 2 naraz -pudło 🙂 Mnie Imovane pomaga, ale to silne, prowadzic auta nastepnego dnia sie nie powinno, na recepte, i uzależnia ponoc. Wiec nie chce tego duzo brać. Zreszta coz,ja zasne predzej czy później,to mały pikuś. Tylko te czarne mysli przed snem, czasem powracające okropne, a czasem wyimaginowane (to juz kompletne dno)  🤔wirek:
Miałam w czerwcu 2008 wypadek na zawodach, mój koń złapał środkowy drąg tripla w przednie nogi i się ze mną zrolował... całej historii nie będę pisać, długi pobyt w szpitalu złamany obojczyk, roztrzaskane wszystkie kości w nadgarstku-operacja. Na koniu siedziałam w gipsie po 2 tyg jak wyszłam ze szpitala, koleżanki prowadzały mnie stępem, nie było lęku, po 6 tyg jak zdjęli mi szelki z obojczyka zaczęłam normalnie jeździć, z jedną ręką w gipsie jeździłam sobie na jedną rękę w westernie, pojechałam z tą ręką zawody towarzyskie western pleasure. Po zdjęciu gipsu postanowiłam wsiąść na drugiego mojego konia, tego z którym miałam wypadek, bałam się jak nie wiem ale jeździłam, galopowałam po drągach, pod koniec sierpnia na koniu który mnie rehabilitował czyli na tym na którym jeździłam w gipsie pojechałam zawody skokowe konkurs LL i L, z usztywniaczem na nadgarstku, wszyscy się pukali w czoło co ty tu dziewczyno robisz? odpowiadałam : to co zawsze-skacze. W pierwszych dniach września jechałam już L ke na obu. W listopadzie już było P, później HMW i Maz i brązowy medal, ale strach jechał ze mną jak widziałam tripla dostawałam ataku paniki. Całe lato ustawiałam sobie triple rozciągałam na 160-180 cm wysokość śmieszna 80 cm, stopniowo podnosiłam, sezon letni zamknęliśmy triplem 150 na 160 i wiecie co? przeszło, na MWi Maz na Kozielskiej stał taki sam biało niebieski tripel i jak oglądałam filmik z przejazdu była to jedna z najładniej skoczonych przez nas przeszkód.
Wg mnie sposób na stopniowanie problemu i pokonywanie go małymi kroczkami jest najlepszy i daje najlepsze efekty i co najważniejsze nie powoduje efektów jojo 😁
Ja miałam dwa gorsze upadki: raz po potrójnym szeregu bez strzemion, na każdym kolejnym członie traciłam równowagę coraz bardziej, a po trzecim koń łeb w dół i barany - więc ja lotem koszącym poszybowałam w stronę matki ziemi - upadłam na nadgarstek. Efekt: wieloodłamowe złamanie główki kości promieniowej. Szybko się  zrosło, wsiadłam tydzień po zdjęciu gipsu. Bałam się jeździć na tym koniu i bałam się skakać. Pomogło: nie jeżdżenie na tym koniu (przez następne dwa lata wsiadłam na niego chyba tylko ze 3 razy, za każdym razem z duszą na ramieniu). Na lęk przed skokami pomogła instruktorka, wsadzając mnie na spokojnego i nie wyłamującego konia, ustawiła mi takie 30-40 cm na ogrodzonym ringu, kazała zawiązać wodze i jechać półsiadem galopem. I odblokowałam się :-)
Natomiast po drugim upadku uraz mam do dzisiaj: w terenie, w kłusie, koń mi się potknął, upadł na przód, ja zjechałam z siodła na jego kłąb, a on przewalił się na bok, przygniótł mi nogę, przetoczył się po mnie i wstał kopiąc mnie w głowę (ZAWSZE jeżdżę w toczku... okazuje się słusznie!) i ramiona. Cudem nie miałam nic złamane, skończyło się na sińcach, ale uraz do koni potykających się pozostał. Od razu się spinam i ogólnie jeżdżę tak, że myślę głónie o tym, że nawet jak mi się koń złoży, to mam zostać w siodle (niestety, nie  znaczy to, ze mam taki dobry dosiad - często kończy się na cofniętych biodrach i wysuniętych przed siodło łydkach żeby utrzymać równowagę).
Ale oczywiście jeżdżę, jeżdżę 😀
Ja Helio wykastrowalam i razem zaczynamy wszystko od nowa ,na spokojnie bez osob trzecich. Ja musze zbudowac zaufanie do niego bo on nie zrobil mi wielkiej krzywdy tak jak tu w wiekszosci czytam ,ale problem jest w jego i mojej psychice. Teraz biore go na lonze i na sam koniec albo wsiadam na chwile i zsiadam albo prosze zeby mnie ktos pooprowadzal. Ja trzeslam sie jak galareta a Helio pokazywal bialka i zadzieral glowe,kiepsko to rokowalo ,ale pracowalam z nim dwa tyg dajac oparcie i on juz sie zmienil ,odzyskal do mnie zaufanie i jest przy mnie w pelni wyluzowany,szkoda tylko ze ze mna nie zmienilo sie nic 🙁 . Ide po jakies prochy dzisiaj bo jesli bede wsiadac znerwicowana bede miec znowu to samo ,on mi ufa ale co jesli ja sama sie boje 🙁 on jest wtedy przerazony. Z innymi konmi nie mam problemu az takiego ,troche sie boje galopu ale to moze dlatego ze wsadzili mnie na araba 🙂 .
nigdy nie wiadomo kiedy taka blokada wewnętrzna nastąpi ?
czy to będzie po upadku czy po dłuższym nie jeżdżeniu, ale zawsze strach jest ten sam
u mnie nastąpiło to po dłuższym niejeżdżeniu (choroba)
ale nie boję się wsiąść na konia tylko boję się jego zachowania, a to że sie nagle wystraszy , a to że zlekceważy moje komendy a przede wszystkim że wyczuje mój strach i  mnie oleje jak o coś poproszę
Mi już odpuściło w większej części- ale nie dotyczy to Skarego 🙄 Jak siodłam tego stwora, to zaczyna mi oddechu brakować. A na drugim podopiecznym w miarę spokojnie sobie pracuję.
Karola, jak u Was?
Jeszcze nie tak dawno wypowiadałam się w tym wątku na temat różnych strachów siedzących w mojej głowie. I dzisiaj z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że temat mnie już nie dotyczy.
Tak jak myślałam wyleczyło mnie "przesiąście się" na jednego konia. TEGO konia. Swoją drogą, ogiera, które przez lata demonizowałam w swoim wystraszonym umyśle.
Tak, poznanie Flasha to najlepsze co mnie mogło spotkać.
Nie mówię tu tylko w apsekcie jeździeckim, ale ogólnokońskim. A może przede wszystkim.
Owszem, czasami wyobraźnia o sobie przypomina, ale to dobrze- w końcu jej brak bywa niebezpieczny. Ale zdrowy rozsądek i uwaga to co innego, niż przyspieszony oddech, adrenalina, trzęsące się ręce, usztywnione ciało...
Ja miałam wypadek 6 lat temu. Byłam wtedy na obozie jeździeckim i był to jeden z moich pierwszych terenów. Galopować nie umiałam, ale koń szedł za innymi końmi. Któregoś dnia w racając do ośrodka stępem, mój koń został z tyłu i kazano mi podkłusować do reszty. Za mną było jeszcze kilka koni. W pewnym momencie koń się spłoszył i poleciał przed siebie. Ja przerażona nie wiem co robić i nagle widzę przed sobą taaaaakie grube drzewo przewiązane biało-czerwoną taśmą. Żeby 'nie stracić nogi' (nie zahaczyć nią o drzewo) przechyliłam się na prawo i.. spadłam pod konia na rękę. Mignęły mi tylko kopyta nad głową i zobaczyłąm jak koń będący za mną idzie prosto na mnie. Zerwałam się i nagle ręka mnie zabolała. Spojrzałam i zobaczyłam w ręku dołek.
Skończyło się tylko na złamaniu obu kości długich ręki, przy nadgarstku z niewielkim przesunięciem.
W gipsie nie byłam długo, bo tylko miesiąc. Po pół roku zwolnienia lekarskiego siedziałam na koniu. Ale miałam straszne opory przed galopem. Bardzo chciałam, ale tak się bałm, że na hasło ' galop' sztywniałam i nie mogłam nic zrobić. Łzy mi same ciekły, a instruktor ni groźbą ni prośbą nie mógł nic poradzić. W końcu kazał mi trzymać zewnętrzną wodzę i zrobić chociaż kilka fuli galopu. Dzięki niemu teraz normalnie jeżdżę i jestem mu za to bardzo wdzięczna 🙂

A co śmieszniejsze to drzewo, któro mi się wydawało takie strasznie grube miało może 15 cm średnicy pnia  🤣

Generalnie odkąd zaczęłam skakać już bardziej... hmm... 'sportowo' (parę razy byłam na zawodach) to mam dziwny lęk przed szerszymi przeszkodami  🤔 nigdy nie miałam żadnego wypadku ani nic... nie wiem dlaczego. Podświadomość, że 'coś się może stać'?

Pozdrawiam 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się