Panic! At The Disco - dali niesamowicie pozytywny koncert, w ogóle sprawiali wrażenie bardzo takich hmm energetycznych ludzi 😀 Fajnie, że zaśpiewali sporo piosenek ze starej płyty, bo ją zdecydowanie wolę.
I Brendon ma boski uśmiech 😀
Muse - to była po prostu wisienka na torcie, Matt zdecydowanie
jak to się mówi zmiażdżył system swoim wokalem, a końcowe Knights of cydonia było po prostu mistrzowsko zaaranżowane!
Od tej pory słucham tylko piosenek Muse na żywo 🤣
I tak pozostanę pod wielkim wrażeniem Jareda i jego kontaktu z publicznością, to było niesamowite, jak rozkręcił tłum 😉
edit:
Polecam!