ja z kotami na wakacje jeździłam, ale Pinka niestety stwierdza, że będąc na wsi, chce zostać wiejskim kotem i ucieka. W domu nie ma takiego problemu, za to na wsi niestety nie dało się z nią wytrzymać. Dlatego musiałam pojechać pociągiem do domu. I nigdy więcej połączenia kot+pociąg.
Nigdy wcześniej, ani później nie widziałam, żeby zwierze wpadło w histerię, miało bezdech i się dusiło. trauma. I dla niej i dla mnie. Teraz, jak wyjeżdżamy rodzinnie, przeprowadza się do nas mój brat, albo przychodzi sąsiadka.
Jeździmy z fretką wszędzie. Co roku na turnus rehabilitacyjny z fretką (wybieramy tylko to ośrodki, gdzie można przywieźć zwierza). Czasami, gdy to nie jest długi wyjazd i wiemy, że fretka musiałaby siedzieć zamknięta cały czas, bo grafik napiety (a ja w domu trzymam fretkę wolno, a nie w klatce), to moja koleżanka z bloku przysyła 2-3 razy dziennie do mojego mieszkania swoje córki, żeby fretkę nakarmiły i wybawiły, lub zamieszkuje u mnie moja inna koleżanka. Ale genralnie - jeździmy z fretką i tak wybieramy miejsca na urlop, żeby móc z tą fretką jechać.
moja fretka podróżuje ze mną dwa razy w tyg. (wracam do domu na weekend) i to 3h w pociągu plus tramwaj 😁 nie mogę go zostawić we Wrocławiu bo moi współlokatorzy się go hmmm boją 😁 przesypia całą podróż w swoim kocyku w transporterze i tyle 😀 pies od szczeniaka podróżuje z nami wszędzie, zawsze jak wychodzimy jest lament (tzn. nie będzie wył jak już wyjdziemy ale jest mu no wiecie przykro jak go nie zabieramy), więc jeździ z nami prawie wszędzie, na zakupy o ile pogoda pozwala (tak żeby nie za zimno i nie za gorący, żeby mógł zostać w samochodzie) lub też bierzemy go na ręce bo na pasaż można z yorkiem 😁
Sonia (60 kg mieszanki labka i ONka) jeździła z nami wszędzie dość namiętnie, ale przybył Witek a starsi "podrośli" i w kombi wszyscy + bagaże już się nie mieścimy 🙁 Nie wyjeżdżamy wszyscy teraz dłużej niż na 3-4 dni (przecież jest jeszcze koń - w pensjonacie, na szczęście 🙂😉 i pies z kotem zostają... w ogrodzie. Pilnują dzielnie. Jest buda, jest masa ich ulubionych miejsc. Zostawiamy wodę i żarcie, prosimy kogoś znajomego by zajrzał, ew. uzupełnił wodę/żarcie - i tyle. Do łez bawi mnie kotka. Gdy zabieramy Sonię do stajni - siada przed domem i... pilnuje pilnie. Brama może być otwarta, nigdzie nie pójdzie bo... pilnuje. A Sonia (prawdopodobnie) załatwiła jej to, że "obce" psy nie ważą się wchodzić, mimo otwartej bramy 🙂 Zabawnie to wygląda - kotka dostojnie siedzi, a kundle ujadają z odległości kilku metrów - ale żaden nie waży się podejść 😁 Niedawno mąż wyjeżdżał na dłużej. Wrócił się raz - po coś, wrócił drugi - znowu czegoś zapomniał... Wraca trzeci raz. "Bo wiesz, jadę sobie w najlepsze, a tu mi coś "szczeka" za fotelem" - a to kotka wybrała się z panem w podróż :hi hi: a ona właśnie tak "szczeka" miau, miau, miau. Pewnie myśli, że jest psem, a co zabawniejsze, Sonia chyba myśli, że jest... koniem. Tak to jest, gdy wychowują zwierzaki innego gatunku 🙂 "Trudności" - to tylko (tfu, tfu) choroba zwierzaka. Raz przeżyłam - i wolałabym więcej nie. W innym wypadku ktoś z nas się nimi zajmie - plusy liczniejszej rodziny.
Jeśli miałabym jechać na wakacje w Polskę to z psem. Teraz już jest coraz więcej ośrodków, które akceptują psy, nawet te "z twarzy całkiem niewyjściowe" 😉