Tak mi ten husky a ciąża tkwi w głowie. Okres wakacyjny. Może taki wątek się przyda? Co zrobić ze zwierzakiem w wypadku choroby, nagłego wyjazdu, śmierci właściciela? Może macie jakieś hotele do polecenia? Jakieś sposoby? Może pomysły na bezpieczny transport? Przygody z tym związane? Podziwiam ludzi podróżujących ze zwierzakami i ich zwierzaki. Ja wynajmowałam do psa - studenta do pilnowania w czasie wyjazdów. Student zaprzyjaźniony, znajomy. Płaciłam 50,00 zł za weekend i zostawiałam pełną lodówkę , dostęp do netu i telewizora z satelitą no i "chatę wolną". Dla mojej Mamy - kolejne psy były łańcuchem nie do zerwania i paraliżowały ją kompletnie. Ostatni, który pogryzł lekarza z pogotowia zaprzyjaźnił się z Eutanazją Siostrą Weterynarii. Niestety.
Tania, super pomysł na wątek, tylko bym mu temat zmieniła na bardziej oczywisty - czyli np. Baza opiekunów dla zwierzaków. Można by podzielić na województwa. Sama chętnie przyjmę czyjegoś psa w czasie wakacji jeśli nie będzie miał co z nim zrobić - mój chłopak pracuje, ja nie, więc będę miała rozrywkę i czas 🙂
Ja zostawiałam psa już kilka razy odkąd go mam na dłużej (tzn. 2 tygodnie). U rodziców, bo dobrze zna ich dom i śpi w moim pokoju, nie stresuje się tak. Z nim nie było problemu, gorzej z nimi. Za każdym razem nie chcieli go potem oddać 🙂 Jechałam też z psem nad może 10 godzin (bo jeszcze z koniem w przyczepie) i nie miałam z nim ŻADNYCH problemów. Całą drogę spał, a na miejscu zapominałam że mam psa ze sobą. Ja tam lubię podróżować z psem, ale mój jest wyjątkowo grzeczny i uwielbia samochody.
Mam kilka poleconych hoteli dla zwierzaków, ze szkoleniowcami. Kilka stałych punktów mamy gdzie wożone są TTB. Nawet przez całą Polskę. Adresy mogę podrzucić, ale po pracy.
Trochę opacznie zrozumiałam treść posta Tanii. Ja bym zrobiła taki wątek samopomocowy, czyli spis re-voltowiczów oferujących "hotel" dla psa/kota. Hotele są jednak drogie i często jest w nich dużo psów, a tu by było tak kameralnie. Co wy na to?
Tytuł otwarty, bo w wątku o Cesarze była dyskusja o wymianie husky na inny model z powodu ciąży. Czyli nie o hotelu tylko o trudnościach z dalszym trzymaniem wymagającego ruchu psa , kiedy my ruszać się nie możemy. Bywają też sytuacje, że pojawia się nam domownik alergik na przykład. Chciałam szerzej rzecz potraktować, żeby nie kocić wątków potem. A na temat: moja pracownica ma psa wyjącego jak wyjdzie do pracy /ona nie pies/ . I wymyśliłam podsłuchiwanie psa przez Skype. Pies=suka imieniem Muza . Śmiałyśmy się,że mamy Radio Muza. Jak wył totalnie można było podjechać i ukoić. Wściekłych sąsiadów nie psa. p.s a wątek pomocowy z bazą - jak trzeba, zrób oczywiście.
Ja praktycznie zawsze i wszędzie (po Polsce) jeździłam z psem. Pies nie miał z tym absolutnie żadnego problemu – uwielbia podróżować. Jeździł pociągiem, PKS-em, samochodem, nawet stopem zdarzyło nam się kiedyś dawno temu jechać 😁. Oczywiście szukając miejsca na wyjazd zawsze pytałam czy jest możliwość przyjechania z psem. Pierwszego dnia pobytu pies zostawał sam w pokoju tylko na chwilę, stopniowo tak po 5-30 minut żeby mógł się przyzwyczaić do nowego miejsca i żeby wiedział, że zostaje na tylko na chwilę i że się do niego wraca. Nigdy nie było żadnego problemu.
Zazdroszczę odwagi z transportem. Kiedyś namówiłam znajomą / na szczęście moje auto było niesprawne/ na pomoc w przewiezieniu kota . Kot w klatce transportowej tak wył i się miotał, że właścicielka się zlitowała i wzięła biedaczka / z 10 kilo żywej wagi/ na kolana. Kot miał pęcherz proporcjonalny do wagi. Kocur.Nie kastrowany. Jak sobie na tych kolanach ulżył .... Przelał gustowną garsonkę i skórzany płaszcz prosto z Mediolanu i siedzenie auta do dna. Auto po kilku praniach poszło na giełdę. Szczypało w oczy do końca. Natomiast ja porwałam się na podróż z moją kotką i po amatorsku zapakowałam ją w taką wiklinową budkę. Dojechałyśmy ..... aż do bramy. Kotka wyżarła wiklinowe drzwiczki w trymiga, przebiegła mi po desce rozdzielczej a na koniec wrzepiła mi się pazurami w plecy z rozdzierającym wrzaskiem. Kilka minut, ale za to jakie wrażenia. 😂
U mnie na osiedlu jest dziewczyna (ok 16 lat), która dorabia sobie wyprowadzając psy na spacer lub zabierając je do siebie na weekend/urlop właściciela. Korzystałam z jej pomocy 2 razy, raz byliśmy na weselu, a Max był szczeniakiem, więc zabrała go do siebie. Drugi raz byliśmy na chrzcinach poza Warszawą i dziewczyna wychodziła z psem na spacer. Byłam bardzo zadowolona. Widuję ją często na osiedlu jak spaceruje z różnymi psami. Widać, że bardzo ją lubią.
ja jestem za podróżowaniem ze zwierzakiem o ile to możłiwe bo... później ciężko zwierze odzyskać! na moim przykładzie - mam sukę westa (terrier), która uwielbia jeździć samochodem. Jeździłam z nią tam i z powrotem na trasie Nowy Sącz-Kraków (2x w tygodniu po 100 km) - spała całą trasę, a na widok kluczyków do auta biegła z piskiem do bramki🙂 Niestety - mama kupiła sobie sukę goldena (między dziewczynami jest 3 mies. różnicy), co na początku też nei było problemem, po prostu jak jechałam do Sącza to się bawiły razem przez weekend. Niestety przyszła dość ciężka sesja, na miesiąc zostawiłam Pooję u mamy i.. przepadła. Mama się zakochała, Frida (golden) się przyzwyczaiła i zaczęło się marudzenie że po co mi pies w Krakowie, że tu jej dobrze, że Fridzia nie je jak nie ma Poodży. A że mama miała ciężki czas to uległam i teraz ukochanego psa widzę tylko w weekendy (ciekawa jestem co będzie jak zjadę do Sącza po studiach - nawet wtedy pewnie psa nie odzyskam🙁 ).
Z kotem było identycznie - miałam małego, podróżował i było ok, ale musiałam wyjechać na 2 tygodnie do stanów (tam bym go już nie wzięła), więc kot poszedł na przechowanie do "teściowej" która miała kota w podobnym wieku. Wróciłam, dowiedziałam się, że kota nie odzyskam, bo tak się lubią, bo płaczą za sobą, a pani mama przeciez dba i też się przyzwyczaiła, a ona taka samotna... no i kota też widzę w weekendy!
Z następnym zwierzęciem będę podróżować wszędzie, chocby miało jechać w plecaku na motorze:P
a swoją drogą zastanawiałam się nawet czy się nei ogłosić jako pomoc w wyprowadzaniu psów u siebie w Krakowie - strasznie mi tego teraz brakuje, a trochę ludzi te zwierzaki ma... ash z ciekawości - ile tak mniej więcej ludzie sobie krzyczą za coś takiego?
Taniu, mam wrażenie, że z psem się poprostu łatwiej podróżuje niż z kotem 😉.
To nie znałaś mojego psa. 😉 Wprawdzie się nie wrzepiał, ale wymiotował okropnie. Wypluwał wszelkie tabletki jednym kaszlnięciem, nawet jak mu je włożyłam aż do żołądka. Pozostawiony sam na przykład na czas tankowania rył dziurę w szybie, siedzeniu w czym popadło. Za to fantastycznie sprawował się na rowerze wodnym i w ogóle na pojazdach pływających.
Ja miałam kotkę, która ze mną jeździła co kilka dni samochodem - jeździłam z nią sama, przewoziłam przy okazji kuwetkę i miseczkę. Mała (miała wtedy parę miesięcy, 3-5) albo latała po tyle samochodu, albo siedziała sobie na przednim siedzeniu i nigdy nie miałam z nią problemów. Także jeśli wypadał mi wyjazd, to kot do auta i jedziemy 🙂 To byl też jedyny kot, z którym mogłam iść spokojnie do weterynarza - po prostu siedziała mi na ramieniu i niczym się nie przejmowała 🙂 Pozostałe moje dwa koty niestety aż takie fajne nie są, pakujemy je w szelki i do transporterów, ale i tak chcą zwiać 😉
Z moim psem jeżdżę też wszędzie. Jak będę miała konia, to też z nim będę jeździła wszędzie. Marzy mi się zabranie kuca w prawdziwe góry i zorganizowanie takich rajdów z prawdziwego zdarzenia. U nas takie góry, że to bardziej pagórki. Najwyższy szczyt jaki zaliczyliśmy to 640 m.n.p.m. 😉 Chociaż... Nie jest to byle jaka górka. Z jednej strony super fajnie działki, z drugiej (od nas) jest mega stromo więc i jeździec i koń mokrzy (żal mi konia jest jak musi ze mną cisnąć, więc zawsze zsiadam i staram się dbać o swoją kondycję i figurę 😁 ). Królika jak już będę miała, też będę zabierała ze sobą wszędzie. Boję się zostawiać innym swoje zwierzęta. Za psem tęsknię okropnie i boję się jak ktoś inny ma z nim wyjść na spacer. Boję się, że ucieknie, że wpadnie pod auto, że spuszczą go ze smyczy 'żeby sobie pobiegał'. To samo z królikiem - bałabym się, że jakbym wyjechała na tydzień, to na tydzień by go zamknęli w klatce. Muszę brać swoje zwierzęta i nie ma opcji 😉 Tylko o papugi się nie boję, chociaż mimo tego, że są okropne to je kocham 😁
Mój pies (stary, spasiony labrador) jeździł ze mną praktycznie wszędzie- jak był młody to biegł za mną do stajni kiedy jechałam rowerem, później jeździliśmy autobusem, był nad Bałtykiem czy nawet w Chorwacji. Jeździł z przodu, na podłodze 😉 Teraz z racji wieku jeździ z nami tylko do stajni, a jeśli chodzi o dłuższe wyjazdy, np na wakacje, to staramy się dzielić- kiedy rodzice wyjeżdżają ja zostaję w mieście i na odwrót. W ostateczności podrzucamy go do babci, ale staramy się tego nie robić, ponieważ ma chore stawy i serce oraz bardzo wrażliwy żołądek- praktycznie nie ma tygodnia, żebyśmy nie byli u lekarza na zastrzykach przeciwbólowych, rozkurczowych itp.
Większym problemem jest to, że mieszkam na 4 piętrze a pies waży sporo ponad 30kg. Jest niesamowicie gruby mimo że już od kilku lat dostaje specjalną dietetyczną karmę kupowaną u weterynarza- chyba to kwestia metabolizmu.
Mamy jeszcze w domu chomika imieniem chomik, własność mojej 8-letniej siostry. Jak wyjeżdżamy na weekend to sypiemy pełną miskę jedzenia, dużo wody i zostaje.
Max jak był maleńką słodką kuleczką podróżował ze mną wszędzie. Uwielbiał zwijać się w kłębek i przesypiał całą podróż między moimi nogami. Później jeździł z przodu na podłodze, a teraz jeździ w bagażniku. Mamy jeepa, więc bagażnik ma duży. Wydaje mi się, że nadal lubi jeździć bo sam chętnie wskakuje. Jedyne co to przed podróżą nie daje mu jeść, bo zdarza mu się zwymiotować.
Galop jeździ z nami samochodem prawie codziennie, od kiedy skończył 8 tygodni, a ma w sumie już 5 lat. Jako szczeniak - na kolanach pasażera, jak był ciut większy - pod nogami, jak znowu urósł - w specjalnych szelkach wpinanych do pasów na tylnych siedzeniach (owczarek niemiecki długowłosy, do najmniejszych nie należy 😉 ). Niestety, auto służbowe, a włos długi - odczyszczanie tapicerki, mimo zakładanych mat było daremnym trudem. Więc do jazdy po bliskiej okolicy domu sprawiliśmy mu "psią budę" - starego Citroena C15. To dosłownie jego buda - ma całą dużą pakę dla siebie. Gdy jedziemy gdzieś dalej, jedziemy jednak normalnym autem - i na tę okazję zrobiliśmy "namiot" na stelażu wkładany do bagażnika - stelaż zrobiony z rurek na wielkość całego bagażnika kombi, obszyty materiałem namiotowym z okienkami i dużą ilością siatki, by był przewiewny - sprawdza się, nie jest w nim ciepło, a kudły nie latają. Wejście jak w namiocie - zapinane na zamek.
Galop uwielbia jeździć samochodem - śmiem twierdzić, że polecenie "auto" opanował do perfekcji - na to słowo przyleci z każdej odległości, z każdego miejsca i pełen radości wskakuje do otwartego samochodu. Gdy biega po ogrodzie, a jego citroen otwarty - oczywiście spędza w nim większość czasu odpoczywając. Popołudniami nie może zostać w domu sam, jak chcemy gdzieś wyjść na dłużej - po prostu szczeka, a na górze mieszkaja rodzice. Tak samo nie zostanie z nikim obcym, w obcym miejscu - to nasze olbrzymie błędy wychowawcze, ale cóż, trudno się mówi, czasem to utrudnia życie, ale nie jakoś szczególnie. W związku z tym też jeździ z nami - najpierw oczywiście odpowiednia dawka ruchu (spacer, rzucanie patyczkiem, zabawa, szkolenie - cokolwiek, byle dużo 😉 ), a potem spokojnie możemy jechać np. do sklepu i zostawić go w samochodzie - całą naszą nieobecność spokojnie przesypia. Oczywiście na ciepłą wiosnę, lato możemy tak pojechać tylko późniejszym wieczorem - dobrze wywietrzone auto, brak ciepła i duszności, parkowanie na podziemnych parkingach lub w naprawdę sporym cieniu. Zwykle nasze takie "wyjście" nie trwa dłużej niż godzinkę. Jak chcemy iść do kina czy gdzieś - organizujemy sobie takie wyjście na weekendowe poranki, bo Galop nauczony, że od 7😲0 do 17😲0 w sumie codziennie się śpi. Oczywiście popołudnia i wieczory spędzamy z nim bardzo aktywnie, by miał zapewnioną odpowiednia dawkę ruchu i naszej uwagi.
Dłuższe podróże oczywiście także występują - czasem razem z mężem jeżdżę na delegacje (ja wtedy odpoczywam ;P ), jeździmy na wakacje oczywiście - mieszkamy na Śląsku, a trasy to często np. Koszalin, Elbląg - więc conajmniej 10 h jazdy. Galop znosi to doskonale - rano przed wyjazdem dłuższy spacer, a potem w aucie spokojnie śpi. Robimy postój co 2-3 godziny (gdy był mały, o wiele częściej), na krótki spacer, "wylonżowanie" na smyczy (dosłowne ;P ), załatwienie potrzeb, podanie wody. Z załatwianiem się nie ma problemu - jeżeli wie, że potrzebuje, wyraźnie daje znać. Hotel oczywiście zawsze taki, w którym przyjmują zwierzęta, wieczorem po przyjeździe długi spacer, pieszczoty, zabawa. Jeżeli chodzi o śniadanie - nie zostawiamy psa w pokoju, w obcych miejscach piszczy za nami i skacze po drzwiach. Więc śniadanie jemy skoro świt, kiedy jest jeszcze chłodno, przed śniadaniem spacer, a zaraz po spacerze drzemka w samochodzie 😉 Obiady albo bierzemy na wynos, albo jemy w restauracjach z ogródkami - zwykle nie ma problemu, by pies był w ogródku, jeżeli jest grzeczny, a nasz pod względem bezproblemowości w mieście taki właśnie jest 😉 Na wyjazdach spędza cały dzień ze mną (delegacja), albo i ze mną i z mężem (wakacje) na zwiedzaniu wszystkiego, co się da. Jak chcemy zwiedzić jakieś wnętrze - psiak zostaje z jedną osobą, druga zwiedza, a potem zmiana. Ale często jest tak, że to, co interesuje mnie, nie interesuje mojego TŻ i na odwrót 😉
No i do tego wszystkiego Galop nie ma problemu z poruszaniem się w komunikacji miejskiej - jeździł już wszystkim - pociągiem, autobusem, tramwajem. Jak jest ciasno, siada między moimi nogami, jak jest pusto - waruje. Musimy jeszcze zabrać go na łódkę (poprzedni pies męża na mazurach u znajomych często z nimi w łódce pływał) i na rejs statkiem - w zeszłym roku właściciele statku nie mieli nic przeciwko, ale jakoś w sumie wyszło tak, że nie wyszło.
Ja mam doga mieszańca po przejściach, wzięłam go w zeszłym roku ze schroniska ma ok 7lat, nie jeżdżę z nim nigdzie autem bo strasznie wyje podczas jazdy, jest spięta i się wszystkiego boi. W domu też boi się dziwnych odgłosów, o burzy czy silniejszym wietrze za oknem nie wspomnę. Nauczyłam się już trochę panować nad jej strachem ale nadal nie jest dobrze. Weszłam na ten wątek i po przeczytaniu zastanowiłam się co zrobić gdyby była taka sytuacja że musiałabym ją zostawić na kilka dni. Jakoś sobie tego nie mogę wyobrazić. jeszcze myślałam o postawieniu kojca dla niej gdyby trzeba było ja zostawić a sąsiedzi by ją doglądali ale przypuszczam, że byłoby to traumatyczne przeżycie dla niej.
My szukaliśmy psa, który nie potrzebuje bardzo dużej(w moim mniemaniu- po 4-5 godzin dziennie) ilości czasu na spacery i będzie łagodny- ze względu na fakt, gdyby kiedyś pojawiło się dziecko. Jednocześnie takiego, który mógłby spokojnie mieszkać w bloku i nie męczyć się przy tym, jak również takiego, żeby jeździł z nami różnymi środkami lokomocji(samochód, pociąg, bus) na turnieje rycerskie i nie bał się. Trafił do nas Moruś i jesteśmy z niego naprawdę zadowoleni. 🙂 Dzieci bardzo go lubią, on też jest przy nich spokojny i grzeczny, podróżowanie na razie mu nie przeszkadza, wyjazdy lubi, jak wychodzę z nim częściej niż 3 razy dziennie na spacer po godzinę-pół to zaczyna się nudzić(choćbym nie wiem jak stawała na głowie i zapewniała mu rozrywki i towarzystwo 😁 ) i sam ciągnie do domu. Dlatego moim zdaniem spokojnie da się znaleźć psa tak dostosowanego do naszych potrzeb, żebyśmy w razie wypadku nie musieli go oddawać. 😉 Ze swojej strony również mogę zaoferować pomoc- mieszkam w Warszawie(na Włochach), gdyby ktoś potrzebował opieki nad psiakiem czy wyjścia na spacer to służę nogami i rękami 🙂
A ja jezdze wszedzie z moim kotem🙂😉 Zaczelismy przyzwyczajanie bardzo wczesnie, bo juz 3go tygodnia, jak byl u nas (czyli mial 4mies) musielismy jechac do PL i nie mielismy go z kim zostawic. I sie przyzwyczail. Srednio raz na 2 miesiace jedziemy te 4-5h do Polski i Irek nie narzeka. Siedzi w swoim transporterze, u tesciow zna juz wszystkie katy i nie ma problemu🙂
Ja też jeździłam ze swoim psem do czasu wyprowadzki na wieś. Teraz zostaje z całym towarzystwem w opiece superniani w postaci moich rodziców.
Ja natomiast chciałabym zwróćić uwagę na ten problem pt - jestem w ciąży/mam małe dziecko=eksmisja natychmiastowa psa/kota z domu. Bo co? Zazwyczaj "bo tak". Argumentów rzeczowych brak, to tak jak "sprzątanie" przed dużymi świętami i wzmożona ilość oszołomów przychodzących usypiać wtedy zwierzaki. Bo jak on se już dywan wypierze, to szkoda mu, żeby ten jego nastoletni dziadek trzepał kłakami na niego...
Nasza Sylwestra, choć adoptowana w wieku jak na kota już wielce zaawansowanym, doświadczenie podróżne ma spore - byliśmy razem nawet w Wilnie - stanowczo wolała to, niż zostawać sama w domu. Teraz oczywiście nigdzie nie wyjeżdżamy, bo nas na gospodarstwie czterokopytne trzymają, więc jak sądzę, doświadczenie to powoli jest przez kota zapominane...
Mój kolega z pracy będzie miał wkrótce problem. Sam mieszka, ma labradora, a zaczynamy sezon całotygodniowych delegacji - wątpię, by mu się udało psa ze sobą wziąć, hotele tolerujące zwierzęta to nie na kieszenie prostych prezenterów sprzedaży bezpośredniej są!
jkobus, niech labek kolegi dolaczy do twojej ekipy, ktorej i tak musi ktos dogladac 😉 mnie zawsze zdumiewalo, ze ktos moze chciec pozbyc sie zwierzaka ze wzgledu na brudny dywan. moja suka jest dlugowlosa, niestrzyzona, miesci sie w niej ze 2 kg ziemi. robi taki syf, ze czasem az zal sie robi. i co? mam ja uspic? wyrzucic? i pozbywanie sie zwierzat ze wzgledu na ciaze tez jest dla mnie nie fair. przeciez to zwierze bylo pierwsze, skoro sie planowalo dziecko, a zwierzak w tej sytuacji wg tej osoby jest problemem, to trzebabylo go nie brac! o. jest przeciez duzo forumowiczek-matek, ktrore nie popsrzedawaly koni, nie wyrzucily psow. jak sie chce to sie da.
Jako hodowca spisuję z nowymi właścicielami bąbla stosowną umowę - to oczywiste. W umowie mam paragraf, że w razie W uniemożliwiającego dalsze życie z 'moim' kotem ten wraca do mnie i razem decydujemy, czy i jak szukamy dla niego kolejnego domu.
Miałam też przypadek pozytywny niejako z drugiej strony tej barykady: rodzina 5 osobowa, 3 osoby z potwierdzonym uczuleniem na kota - w tym dwójka dzieci. Maglowaliśmy temat przez 2 miesiące. Były wspólne rozmowy, były pielgrzymki do alergologa. Kot od lat był ich wspólnym marzeniem, byli doinformowani na temat możliwych komplikacji. Wypracowaliśmy procedury bezpiecznej dla nich obsługi kota, kota przyzwyczailiśmy do częstego prania 😉 i wietrzenia itd. Świadomie podjęli decyzję o zakoceniu mimo tych wszystkich komplikacji.
moja pierwsza kotka, Dzampeta, kochala podroze, zabieralam ja wszedzie i zawsze. W samochodze siedziala, przeszczesliwa, z buzia w oknie, nie dalo sie jej zapakowac do transportera. Teraz jezdze z pozostalymi kotami tylko jak musze -do weta. Sama wyjezdzam jak tez naprawde musze- max 4 dni a kotami zajmuje sie wowczas moj ex ( :kwiatek🙂 ktorego one znaja i lubia. To jedyna opcja. Nie odwazylabym sie podjac ryzyka oddania Savany nawet na 2 dni do hoteliku :-( Mlodziaki w hoteliku pewnie dalyby rade, Savana- raczej nie :-( Tak wiec jestem przez koty "uziemiona", doslownie, bardziej komplikuje mi sie kwestia wynajmu mieszkania tu gdzie jestem, i tak dalej.. ale cos za cos.. moje 2 baby dawno temu
Tania, niestety nieraz trzeba się rozstać z czworonogiem. Mnie też życie zmusiło raz by oddać psa. Znalazłam mu świety dom i tyle.
jkobus, polecam nocowanie w agroturystyce z psem. Co prawda ciężko się szuka takich miejsc, bo większość baz nie zawiera informacji o zwierzaku, ale jednak można. Ja zaliczyłam już 2 wyjazdy z suką. Pies nocował gratis lub za 10zł. Da się przeżyć.
katija wyrzucić a poszukać dobrego domu to jest różnica. Nie znam sprawy o której piszesz, ale sama przerabiałam wywrócenie życia do góry nogami. Po dwóch miesiącach walki by unormować pewne sprawy niestety poddałam się i oddałam psa. Dziś wiem, że gdybym jeszcze kilka miesięcy dała radę to pies byłby dalej ze mną. Ale nie wiem, czy nie straciłabym przez to pracy. Nie wiem czy właściwie wychowałabym tego psa (amstaff) mając dla niego mało czasu. Nie wiem czy miałabym co mu dać do miski. Inaczej jest kiedy pies przestaje być wygodny, a inaczej kiedy mimo wszelkich prób życie nie pozwala zatrzymać zwierzaka. Mam znajomego co miał charty. Psy, które poprostu muszą się wybiegać, zwłaszcza mieszkając w bloku. Dopóki był aktywny sportowo psy miały super życie. Potem wypadek i 2 z 3 musiał oddać, bo nie dał rady sprostać ich potrzebom. Został staruszek tylko. życie.