Forum towarzyskie »

Znęcanie się dzieci.. nad dziećmi.

Co robić, gdy dziecko (12 lat) pada ofiarą znęcania się pod kątem psychicznym ze strony rówieśnika w szkole? Może na pierwszy rzut oka sprawa nie wygląda poważnie, ale to co się tam wyprawia przechodzi wszelkie pojęcie.

Temat dotyczy mojej kuzynki. Jest bardzo fajną dziewczynka, wrazliwą, nadzwyczaj pomocną (nie ma tu mowy o idealizowaniu pokrzywdzonej, znam ją dobrze ponieważ przez jakiś czas mieszkałyśmy razem) i nikomu nigdy nic nie zrobiła. Od dłuższego czasu spotyka ją bardzo wiele różnych nieprzyjemności, nie będę opisywać jakich bo aż żal tyłek ściska. Dziecko jest znerwicowane, niedługo po prostu dojdzie do tego że będzie sie bała jakichkolwiek kontaktów..

Najwiekszym problemem jest to, że nikt nie reaguje. Dyrekcja, nauczyciele.. a rodzice.. rodzice tej 'tyranki' w ogole nie widza problemu, pewnie dlatego, że mają nastawienie do mojej cioci takie a nie inne, i mała 'tyranka' wynosi to wszystko z domu..

Czy jest jakakolwiek możliwość zareagowania od strony prawnej? Dorosłych można oskarżać o obrazę itd, a czy w sytuacji kiedy osobą obrażającą jest dziecko można wywalczyć interwencję jakiegoś kuratora w takiej rodzinie?
Można. Ale ja bym po prostu zagroziła rodzicom agresorki (przy dyrektorze, psychologu, bez dzieci), że wystąpię do sądu o pokrycie kosztów indywidualnej psychoterapii i odszkodowanie. Najlepiej przemawia zagrożenie utratą kasy. A dyrektorowi - że zgłaszam sprawę do kuratorium, gdzie są cięci na "przemoc w szkole", także psychiczną. I niech dyrektor się głowi jak sprawę rozwiązać.
Młodej tłumacz, że to w żadnym razie nie jest jej wina, że niektórym ludziom odbija i będą mieli kłopoty.
Najlepiej by było, żeby młoda mogła zwyczajnie spuścić manto "koleżance", ale pewnie inaczej wychowana i tamta o tym doskonale wie.
hmm miałam kiedyś "starcie" na początku podstawówki, dziewczynka z klasy dokuczała mi itd więc moja mama załatwiła sprawę prosto - poszła do dzieciaka, zagroziła wpier... i się skończyło, od tego dnia dziewczę omijało mnie łukiem. Ale tak się kiedyś postępowało, teraz to pewnie od razu byłoby molestowanie, znęcanie psychiczne i pogwałcenie praw  😂
U mnie było tak że dzwonią ze szkoły ,dziecko ma wykręconą rękę (kość cała wystawała drastycznie z nadgarstka ) drugi telefon za jakiś czas ,dziecko mam zawieść do szpitala bo ma głowę do zszycia ,trzeci raz ,dziecko zostało pociągnięte za obie nogi uderzyło karkiem o kant schodów i straciło przytomność .
Za trzecim razem pojechałam na policje i zgłosiłam sprawę ,wcześniejsze groźby dyrektorce czy rodzicom sprawcy nie dały nic . Policja poruszyła sprawę w szkole i skończyła swoje postępowanie ,skutki skargi są odczuwalne do dziś ,kiedyś dziecko sie uczyło super teraz jest zagrożony nonstop . Wszystkie pierdoły zrobione przez innych są na niego ,szkoła straszyła nas sądem rodzinnym i wglądem do rodziny .
Dyrektorka zaczęła skakać i się cwaniaczyć jak skończyłam funkcje sołtysa ,teraz się modlę aby skończył tą cholerną szkołę i poszedł do gimnazjum (inna miejscowość ) 
Monia, historii mojego starszego syna nie będę opiowiadała,ale podobnie jak u Ciebie poruszyliśmy wszystkich i nic.
Z jednym chłopakiem mi sie udało- wiem,wiem to nie jest pedagogiczne,ale pewnego dnia Bogdan z moim bratem poszukali agresora i zagrozilili mu,że jesli jeszcze raz to się powtórzy  to będzie wisiał w Boreczku  😲 poskutkowało.
Widzisz Bogdan, tak to niestety działa, że jednak przemoc rodzi przemoc. Ja wiem, że doskonale można sobie pisać frazesy jak sprawa nie dotyczy naszego dziecka. Kilka osób zapewne pamięta jak 3 lata temu opisywałam sprawę zaginięcia kotów na moim osiedlu. W skrócie- łapał je facet i zabijał na mięso (miał budę z 'chińszczyzną' na stadionie)- młodszy syn tegoż pana zmieniał już kilkakrotnie szkołe, bo ma na swoim koncie pobicia (przegiął, jak ruszył dziecko chore na serce, wpychał mu śnieg do buzi, kopał i bił- samosądu na tym chłopcu dokonali koledzy ze szkoły- widząc co się dzieje nie od razu poszli po dyrekcję, tylko sami mocno pobili chłopaka). Dzisiaj efekt jest żaden, ale to żaden. Chłopak jakiś czas temu został po raz setny złapany na strzelaniu z wiatrówki do zwierząt (m.in. do psów niekoniecznie tych wałęsających się, trafiały się też osobniki na smyczach..)- i co? I g*. Nie ma bata na niego, chłopak jest nauczony, że siłą się rozwiązuje problemy. A wiecie co powiedział jego ojciec jak przyszli do niego rodzice tego chłopca chorego na serce? Że sami są sobie winni ze wychowali 'cipę życiową' 🤔

Wszystko zależy od wieku takiego dziecka, a żeby było tragiczniej to powiem, że akty przemocy już się zaczynają w przedszkolach.

W każdej szkole jest psycholog, jak jest sensowny, to pomoże. Na pewno trzeba zaangażować w temat jak największą liczbę rodziców, bo ci są często nieświadomi jakie rzeczy się w szkołach wyrabiają.

Będąc na praktykach w podstawówce był w szóstej klasie jeden chłopak, agresywny, nadpobudliwy etc. Spytałam mojego opiekuna dlaczego takie głupie dziecko zdawało od klasy do klasy, skoro jego poziom jest żenująco niski. Usłyszałam, że oni chcą się go po prostu pozbyć, wypchnąć i niech się gimnazjum z nim dalej męczy 😲

Przenoszenie się ze szkoły do szkoły to też niczego nie zmieni, bo w każdej placówce znajdą się debile.
My mieliśmy dosyć potężny kłopot 🙁 Starszy syn w przedszkolu był duży i silny na swój wiek.
Z obawy, że w przepychankach niechcący zrobi krzywdę jakiemuś "kurczakowi" okropnie go uczuliliśmy, że palcem tknąć nie wolno, a najlepiej unikać kontaktu fizycznego. To był straszny błąd!
Urosła nam duża "ciapa". Jeszcze z tekstami, że przecież Chrystus powiedział "nadstaw drugi policzek" etc. Do podstawówki trafił w innym mieście - przeprowadziliśmy się na kilka lat. W jego klasie był taki mikrus z kompleksami (ze "skomplikowanej" rodziny - mamusia wyjechała do Włoch "zarabiać", koledzy z podwórka nazywali go "po imieniu" synem k*, miał już nadzór kuratora). I ów mikrus mojego syna - prał. Regularnie. Sam - jak terier (przepraszam teriery - jakoś tak mi się skojarzyło) doskoczyć - kopnąć, palnąć, ugryźć - i uciec. Gorzej, że łaził po starszych kolesi, żeby z nim czaili się na syna przy wyjściu ze szkoły. Nie od razu rzecz wyszła na jaw. Syn, żeby było śmieszniej, chodził na karate i z początku bardzo to lubił. Potem okazało się, że przecież trenerka do chłopięcej szatni nie wchodzi, i ci starsi zwyczajnie lali młodszych. Sparring "po godzinach", znaczy.
Ojciec mikrusa zareagował dopiero, gdy już miał sprawę o odebranie praw rodzicielskich (bo ograniczenia dorobił się wcześniej).
OK. Wróciliśmy "na stare śmieci". Wkrótce się okazało, że 'instynkt ofiary' syn świetnie opanował, i znęcają się nad nim gromadnie. Więc to mój syn był wysyłany do psychologa.
Dyrektor po cichu radził, żeby syn spuścił na boisku manto przywódcy prześladowców.
No i wtedy wynikła ta sprawa z dziewczynką i telefonem komórkowym (?), pamiętacie? I zrobił się raban na całą Polskę "stop przemocy". Wtedy okazało się, że da się jednak powstrzymać prześladowców bez spuszczania im manta (chociaż plotka głosi, że jednak dyrektor to zrobił).
OK. Zaczęło się gimnazjum. W klasie było znośnie. Niestety, klasy chłopców spotykały się na WF, i przy tej okazji znalazł się "artysta" z poprzedniej szkoły, który znowu bił mojego syna, powiedzmy, że były to "faule". WFista radził mi, żebym może zwolniła go z zajęć, albo co, bo on się zwyczajnie boi - WFista, znaczy. O syna. I tych chłopaków się boi. Razu pewnego "artysta" poszarpał syna przy świadkach, przed halą. Nabił mu siniaka, zginął syna telefon. "Artysta" zjawił się u nas w asyście rodziców i policji. Przepraszać niby. Jakoś na skruszonego nie wyglądał. Tak się złożyło, że syn dzień wcześniej był na badaniach w szpitalu i było to dzień przed umówioną tomografią (raz zasłabł w szkole, najpewniej z powodu czasu szybkiego wzrostu, bo badania nic nie wykryły). I naświetliłam "artyście" sprawę odpowiednio. Czy zdaje sobie sprawę, ile zapłacą jego rodzice, jeśli tomografia wykryje najmniejsze coś? A co by się stało, gdyby on zwyczajnie uderzył, a syn by padł i nie wstał (bo coś tam w mózgu by było, ale przecież winowajcę wszyscy widzieli)? I zobaczyłam (z satysfakcją niejaką) jak "artysta" blednie i bledną jego rodzice.
Skończyło się. Jak ręka odjął. Syn zyskał nawet obrońcę.
A teraz 100 kilowemu chłopu nikt nawet nie próbuje podskakiwać. Jednak myślę ze smutkiem, że syn "musiał" stać się taki "Duży", po to, żeby się odczepili, że jego podświadomość cały czas nadawała "rośnij i potężniej". No i, niestety, woli komputer niż kolegów 🙁 Nie dziwię mu się. Przyjaciela ma i kilku kumpli. Ale towarzyski to już raczej nie będzie 🙁
Moi znajomi mieli taki kłopot. Mały okrutnik znęcał się nad ich synem.
Załatwili rzecz najprościej. Jak w filmie. Zaczaili się na szczeniaka wieczorem.
Zajechali drogę autem, wyskoczyli. Znajomy i jego kolega. Dwu wielkich chłopów.
Chwycili małego za frak , docisnęli do auta. I , jak w filmie, powiedzieli żeby nigdy nie ośmielał się
więcej krzywdzić Jasia. Bo..... pożałuje.
Okrutnik o mało się w spodnie nie porobił. I zaprzestał znęcania się.
Nie zapomnę kiedy mój mały był w przedszkolu. Był grzeczny, posłuszny, ciapowaty.
Pewnego razu zaczął się skarżyć, że "a Piotruś to mnie bije". Powtarzały się te skargi raz, drugi, trzeci.
W końcu mąż wziął małego, stanął nad nim i zaczął mu tłumaczyć "Artur....jeśli kolega cię bije, to nie czekaj, tylko ODDAJ MU !!!"
Na co Artur spojrzał w górę na tatę, zrobił wielkie oczy i spytał "Ale co mam mu oddać?"

Po tym tekście małego stwierdziliśmy, że wychowywanie syna w przeświadczeniu, że "nie wolno nikogo uderzyć" jest błędem. Zaczęliśmy mu tłumaczyć, że bić się nie należy, ale jeśli ktoś cię szturcha, bije i nie zwraca uwagi na twoje uwagi, żeby przestał, to po prostu trzeba mu walnąć. Prosto w nos.
I mały zaczął się tego słuchać.
I chyba to było dobre posunięcie. Chodzi do podstawówki i czasami opowiada, jak ktoś go "walnął, ale ja go też walnąłem". Nie jest agresorem, ale nie jest też ciapą. I dobrze.
Uważam, że trzeba rękę trzymać na pulsie od samego początku. I nie wychowywać dzieci na zbyt potulne i zbyt grzeczne.
Bo potem...kiedy już mamy taką ciapę, to naprawdę mało co można zrobić, oprócz awantur z rodzicami agresorów, czy z samymi agresorami.
Moi Rodzice, odkąd pamiętam uczyli mnie zasady, żebym sama nie zaczynała, ale potrafiła oddać, kiedy hasło "przestań" nie pomaga.
Niestety po zmianie szkoły spowodowanej przeprowadzką trafiłam na grupę dziewczyn, która przez 2,5 roku traktowała mnie jako kozła ofiarnego. Zazwyczaj w drodze do domu, gdzie nikt nie mógł pomóc. A ja, głupia p*pa siedziałam cicho. Raz powiedziałam Mamie, ta "spotkala" guru grupy i na jakiś czas był spokój, bo laska bała się, że faktycznie oberwie. Później wszystko wróciło do poprzedniej "normy", aż do przepychanek w galerii handlowej. Skończyło się sprawą u dyrektora, chyba nawet policja wtedy w szkole była. I pojawił się błogi spokój...
Okropne jest to, że dzieci prześladowane długo milczą. Wstydzą się, usiłują same załatwić sprawę lub boją się,
że rodzice zganią ich "bo nie tak cię wychowaliśmy" ( drugi policzek= bądź grzeczny).
Mój syn milczał jak zaklęty i do dziś nie chce wspominać pewnych okresów w szkole.
Ja się szybko zorientowałam bo nagle zaczął "pakować", chodzić na lekcje sztuk walki a w szkolnym plecaku nosił ogromny nóż myśliwski. Pytałam.Milczał. Jakoś tam sobie radził. I noża chyba nie użył.
Byłam ogromnie niespokojna, ale nie udało mi się dotrzeć do prawdy.
I nie mogłam spytać w szkole, bo nie wiedziałam o co pytać.
U mnie sprawa nie wyglądała tak prosto ,rodzice sprawcy byli tak  🤔wirek:  że człowiek nie chciał mieć nic z nimi wspólnego ,jedni rodzice się odważyli i skończyło się rozwalonym samochodem (siekierą) i widłami w brzuchu .
Kiedyś postraszyliśmy tego chłopaka i o dziwo jego tatuś przyjechał do nas i było nie ciekawie ,policja sprawę olewa więc ja nie będę narażać siebie i mojej rodziny .
Jak na razie chłopak odpuścił więc my też nic nie robimy ,ciekawe jak długo to potrwa .
no tak, szkoła przetrwania.. szkoła życia beztroskie dzieciństwo to jest tylko na disnejowskich filmidłach o szczęśliwej rodzinie  🤔

ja się np tłukłam w podstawówce bez pardonu, jak trzeba było
i potem też, zresztą pisałam o tym kiedyś  🤣
ale nigdy bym nie zniżyła się do zaczepiania słabszych, chorych 😤
W disneyowskich filmach o szkole zawsze jest taki Zły z grupką wyznawców a nasz bohater
- mały i w okularach go pokonuje sprytem i szlachetnością.
Są setki takich filmów.
Ja się nie biłam bo byłam za chuda, ale manipulowałam dwójką klasowych drugorocznych goryli i oni zawsze stawali za mną murem.
Śmieszne było, że gdy po ponad 30 latach szłam sobie ciemną ulicą w rodzinnym mieście i grupka zbirów usiłowała mnie zaczepić i pozbawić torebki nagle jeden wybełkotał - to Ania, koleżanka "Cyny".
I bardzo się nisko ukłonili i przeprosili. "Cyny" nie widziałam od 8 klasy.  😂
Potem znikłam w stajni i ogólnie miałam szkolne sprawy w nosie.
Warto dzieciakowi gnębionemu dać inny świat - hobby .
Przerażające jest to co czytam i słyszę.
I dziękuję życiu, że 12 lat spędziłam w jednej i tej samej szkole muzycznej. Zdecydowanie są to moje najmilsze wspomnienia.
Współczuję strasznie.
Moi znajomi mieli taki kłopot. Mały okrutnik znęcał się nad ich synem.
Załatwili rzecz najprościej. Jak w filmie. Zaczaili się na szczeniaka wieczorem.
Zajechali drogę autem, wyskoczyli. Znajomy i jego kolega. Dwu wielkich chłopów.
Chwycili małego za frak , docisnęli do auta. I , jak w filmie, powiedzieli żeby nigdy nie ośmielał się
więcej krzywdzić Jasia. Bo..... pożałuje.
Okrutnik o mało się w spodnie nie porobił. I zaprzestał znęcania się.


spoko...
tylko że rodzice takiego dziecka (obojetnie że ono winne i zadziorne) mogą to zgłosić na policję jako napad... i takie zgłoszenie dla policji będzie "grubszą" sprawą niż przepychanki (nawet najbardziej krwawe) u dzieciaków...

Rodzice... można iść do rodziców i powiedzieć im, że ich dziecko tłucze innych itd.
A jeśli oni (rodzice) to ten sam sort ludzi? pijoki? albo napakowane bubki z siłowni? i jeszcze "zjebią" że proszę sie nie wtrącać w wychowanie - bo to nasza sprawa...

lajf...
u mnie w przedszkolu jest dziewczynka - Zosia - tłucze/bije, krzyczy wszystkich - taki mały zatuczony TUCZNIK o wyglądzie świnki pigi (znaczy gruba)
mamusia bi-kej, tona tapety i przylepiony do ust ćmik (papieros), szpony zamiast paznokci, ojciec "kark" na anabolach...
co 2-gie słowo qrwa itd.

Panie w przedszkolu widzą, ze dziecko bije i jest agresywne i starają sie bardzo nie dopuścić do tego. Ale co mogą zrobić jak mają 25 dzieciaków?
Zawsze kogoś walnie czy wyszarpie.

Uczulam moje dziecko by ją omijało i nie bawiło sie z nią i już. Nic innego nie zrobię.
Na sugestie Pań, że jest spotkanie z psychologiem w sprawie dzieci i kto chce może sie indywidualnie zapisać (bezpłatnie) mama Zosi kompletnie nie była zainteresowana... pomimo, że Panie ją prosiły...

po prostu tuk urodził tuka i to sie nie zmieni...
lajf


Ja problemów nigdy nie miałam.  Już w latach wczesno-przedszkolnych poradziłam sobie z kolegą, który niszczył mi w piaskownicy babki z piasku.
Dostał ode mnie po głowie łopatką  😂
Jak poszłam do podstawówki to miałam starszego brata w 8 klasie. Na każdej przerwie zaglądał do mnie co i jak ( tak naprawdę to podkradał mi soczki i batoniki  :wysmiewa🙂.
Gdy brat poszedł do liceum to zostałam pod opieką kolegów brata, którzy w szkole się jeszcze uczyli.
W gimnazjum (tak tak, niestety jestem tym pierwszym nieszczęsnym rocznikiem z gimnazjum i nową maturą  :zemdlal🙂 było spoko.
Byłam w tej grupie ludzi "popularnych" w szkole i trzymaliśmy się grupą razem!
W pierwszej klasie liceum jakaś laska próbowała się czepiać, głupie zaczepki typu kici kici i straszenie markerem ( jakieś głupie zwyczaje pisania na czole KOT?)
Czepialstwo skończyło się szybciej niż się zaczęło jak spotkałyśmy się na SKS z koszykówki.
Dostała "niechcący" piłką w twarz, a potem z łokcia w żebra i nigdy więcej nie podskakiwała!

Tak sobie myślę, że teraz jest dużo gorzej niż jak ja chodziłam do szkoły. Dziewczyny się leją na boisku, organizują ustawki itp. 😵
Jak sobie pomyślę, że już w przedszkolu się zdarzają takie dzieci to mam ochotę rzucić pracę i siedzieć z moim chrześniakiem tylko, żeby nie poszedł do przedszkola! Tylko co to zmieni....do szkoły kiedyś też będzie musiał pójść. 🤔
Dodofon- oczywiście masz rację. Ja też im tak mówiłam.
Jednak zaryzykowali a mały zbir nie puścił pary z gęby.
To miało miejsce ponad 10 lat temu, jeszcze ludzie się nabierali na takie rzeczy.
Dodofon- oczywiście masz rację. Ja też im tak mówiłam.
Jednak zaryzykowali a mały zbir nie puścił pary z gęby.
To miało miejsce ponad 10 lat temu, jeszcze ludzie się nabierali na takie rzeczy.


kiedyś takie rzeczy przechodziły... teraz masakra...
do dziś pamiętam jak w podstawówce wracaliśmy (3 dziewczynki) wieczorem ze szkoły (coś 3-4klasa) ciemno już było,
bo to zima,
napadali nas "chłopaki" i nacierali śniegiem
rodzicom nic nie mówiłam pomimo, ze wracałam mokra...
i tak dzień w dzień,
nic nie mówiąc
ale matka sie domyśliła i kiedyś jednego dnia jak nas napadli wyskoczyła z sąsiadką (mamą koleżanki) i nie dość że ich ponacierały i natkały śniegu pod bluzy to jeszcze postraszyły MILICJĄ!
no i sie skończyło do końca SzPodstawowej zaczepianie


ale to było prawie 30 lat temu wiec był respekt przed starszymi itd
po prostu tuk urodził tuka i to sie nie zmieni...
lajf


🙇 Dodofon

i jeszcze jest takie przysłowie "sroka orla nie urodzi" 😂
Dorastałam na jednym z gorszych warszawskich blokowisk, wielu z moich podstawówkowych kolegów i koleżanek już nie ma z nami (albo się zaćpali albo dokonali żywota w nie mniej ciekawych okolicznościach..)- i naprawdę nie było tam takiego chamstwa, po szkole łaziło pełno dresów, którzy powtarzali rok w tej lub innej klasie lub też posiedzieli dwa lata w szóstej klasie, dwa lata w ósmej, różnie bywało (my mieliśmy po 14 lat, wyrostki po dobre 16). Po lekcjach wystawali na klatkach schodowych, w szkole palili papierochy w kiblach, zaczynały się początki dostępności na szeroką skalę marichuany w Polsce- i to też się jarało po szkole.. I jakoś nigdy nikomu z tych uroczych młodzieńców nie przeszło przez myśl gnębić kogoś, trzymaliśmy się w różnych 'paczkach', jak się kogoś nie lubiło, to się do tej osoby zwyczajnie nie odzywało. W liceum podobnie, ale tam już trochę inne życie było, łatwiej można było wylecieć, nauczyciele w pierwszej klasie dali nam ostro w tyłek- i też nie było znęcania się.. owszem, 'solówki' po lekcjach bywały, ale nigdy takie, że silniejszy naparzał słabszego, zawsze się tłukli o coś lub o kogoś. Pamiętam, że nasza koleżanka z liceum miała gigantyczny biust, sama była drobna, ale cycki miała pokaźne, czym wzbudziła od razu zainteresowanie chłopaków z wyższych klas- i właśnie do niej podeszły dziewczyny ze starszej klasy mówiąc, że ma zmienić szkołę lub zmniejszyć cycki 😲 Nic się więcej nie wydarzyło, bo Kaśka się poskarżyła wychowawczyni, sprawa trafiła do dyrekcji, rodzicom 'mądrych' koleżanek z wyższej klasy powiedziano, że jak się sprawa powtórzy, to córki wylecą ze szkoły natychmiast. Sprawa ucichła.

Patrząc na to, co się dzieje, to obawiam się o moje dziecko..dobrze, że synek jest duży, rosły i ma ostry charakter, więc powinien sobie dać radę w razie czego..lub też jego wygląd powinien budzić pewien respekt.

Sama nie wiem co bym zrobiła, gdyby moje dziecko padło ofiarą takiej nagonki szkolnej..

Zgadzam się z Dodofon, u nas w przedszkolu też jest taka dziewczynka, milutka, ładniutka i upatrzyła sobie jedną dziewczynkę, której dokucza. Wyrzuca jej kapcie do kosza na śmieci, potrafi napluć do zupy jak 'ciocie' nie widzą, powiedzieć, że tamta jest najbrzydszą dziewczynką w przedszkolu lub też ma najbrzydsze ubrania..a rodzice dziewczynki naprawdę na poziomie, rozmawiają z córką, a córka nic. Echo.. Szkoda, że tamta się nie umie odciąć, bo na pewno by zachowanie prowokatorki ustało, bo kiedyś próbowała Tycjana zmusić do zabawy w dom czy coś, Tycjan się nie zgodził, więc tamta powiedziała, że Tycjan ma brzydki samochodzik, a Tycjan jej odpalił, że ona ma za to okropną lalkę i jak się nie odczepi, to dostanie fangę w nos (wpływ 'Mikołajka'..). I jakoś się bawią mimo takiej wymiany zdań, często się umawiamy na plac zabaw czy na basen. Mimo wszystko przerażające jest to, że już takie maluchy potrafią sobie dokuczać..
U mnie w gimnazjum było podobnie. Były w klasie ze trzy kozły ofiarne. Lepsze jest to, że niektórzy oprawcy do dziś z tego nie wyrośli. Mając 25 lat jeden z nich nadal potrafi zakładać fikcyjne konta na naszej klasie i zapraszać w imieniu ofiary dziewczyny do kina. Problem w tym, że oprawcami nie był 'margines', a chłopcy z dobrych domów, dzieci lekarzy, dziennikarzy gdzie normą były np rozmowy o polityce. Dziś sami uczą się na lekarzy itd..
Często zapracowani rodzice nie mają czasu na wychowywanie dzieci i dzieci wychowują się niejako same.
Czasami dobre wykształcenie rodziców nie idzie  w parze z kulturą osobistą, dobrym charakterem, dobrymi stosunkami w rodzinie, dobrym kontaktem z dziećmi itd itp.
Czasami rodzice mimo wykształcenia są debilami i tak też wychowują dzieci.
Czasami młodość ma swoje prawa i do guwnarzerii ciężko wymagać rozsądku, rozwagi i dojrzałości ( czasami to przychodzi z wiekiem, a czasami wcale)
Mnie zawsze irytuje fakt patrzenia na dziecko przez pryzmat rodzica i na rodziców przez pryzmat dziecka. Dla mnie dziecko to autonomiczny byt i tak naprawdę nie tylko rodzice wychowują. Wychowuje też poniekąd społeczeństwo, codzienność- jeśli mój synek będzie oglądał chamstwo w komunikacji miejskiej, to choćbym pękła, to mu realności słowami nie wytnę.
Ale jednak czym skorupka za młodu nasiąknie.....
Rodzice, rodzina i to co się dzieje w domu ma olbrzymi wpływ na późniejsze losy dziecka. Wiadomo, że później dziecko już zdobywa swoje doświadczenia, różne doświadczenia i to co wyniósł z domu często przechodzi wielką przewartościowanie.
Ale jednak z domu wynosi się dużo. Nie powiesz przecież, że nie.  😉
W Focusie był kiedyś artykuł o wychowaniu. Z tego, co pamiętam, pisali tam, że rodzić do pewnego okresu ma bezpośredni wpływ na dziecko(4-5 lat), a kiedy maleństwo trafia do przedszkola/szkoły główną rolę w jego kształtowaniu i wychowaniu zajmuje społeczeństwo. I tak naprawdę jedynym, co rodzic może wtedy zrobić, jest odpowiednie dobranie mu przyjaciół i otoczenia- co, jak zapewne każdy rodzic wie, jest cholernie trudne...
Ja sama w podstawówce i gimnazjum byłam malutka, cichutka i zamknięta w swoim świecie. Miałam tylko jedną koleżankę, Emilkę, która czasami potrafiła się ze mną pokłócić. Kilka razy mnie szturchnęła, kilka razy uderzyła, ale najczęściej moja wręcz święta cierpliwość łagodziła sprawę. Jeden tylko raz zrodziła się sytuacja, gdy naprawdę miałam dosyć jej docinek i poszturchiwań. Złapałam, przyłożyłam głową o ścianę- przyjaźnimy się do teraz i nigdy nie kłócimy  😁 Pewności siebie zaczęłam nabierać dopiero w technikum, kiedy poznałam swoje trzy przyjaciółki- jedna dynamiczna, bardzo pewna siebie i silna, druga też cholernie pewna siebie i swoich racji a do tego inteligentna, no i trzecia- oaza spokoju  😁 Dopiero wtedy zrozumiałam, jak wielkie znaczenie w życiu ma Twoje otoczenie i ludzie, którzy się w nim znajdują.
Osobiście czytając to wszystko i patrząc na sytuacje, które rodzą się w szkołach coraz bardziej boję się mieć dziecko... nie chcę sprowadzać go na taki świat.  🤔wirek:
A ja obserwuję, że dzieci są często podobne w zachowaniu do swoich rodziców.
Jeśli matka jest cicha i nieśmiała, a dzieci przebywają głównie z nią ( bo ojciec pracuje) to i dzieci są takie same.
Jeśli matka jest wygadana i pyskata to i dziecko jest pyskate.
dzieci patrzą na to co się dzieje w domu, na to jakim językiem rodzice się wyrażają i powtarzają to samo. Empatii uczą się od rodziców, wrażliwości uczą się od rodziców.
Wiadomo, że życie i doświadczenia zdobyte w społeczeństwie weryfikują te pierwotne zachowania/odczucia, ale jednak z domu wynosi się bardzo dużo.
Oczywiście, że tak. Moja wypowiedź odniosła się tylko do tego, że padło stwierdzenie, parafrazując, że dzieci z dobrych domów, bo rodzice lekarze czy prawnicy, a potomstwo znęcające się. Nie lubię takich uogólnień zwyczajnie. Wiadomo, ze genów się nie oszuka 😉
A no jasne, ja też nie lubię.
A tym bardziej, że zawód nijak się nie ma do tego jakim się jest człowiekiem. lekarz czy prawnik może w domu być psychopatą znęcającym się psychicznie czy fizycznie nad rodziną. Może również być alkoholikiem, który ma beznadziejny kontakt z dziećmi.
Zawód wykonywany nijak się nie musi mieć do zdolności wychowywania dzieci.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się