halo,Fog, nie jestem pewna, czy dobrze zrozumialyscie Dzionke. Ja zrozumialam to tak, ze dziewczyna powoli zaczela zmieniac swoje zycie, ze zaczela robic rzeczy, o ktore sama siebie by nie podejrzewala na poczatku terapii. Dla nastolatek to, ze sie nie ma chlopaka czy kolezanki to moze byc ogromny problem. Popatrzcie do kacika sercowego - jak nasze malolaty czasami wpadaja i zala sie, ze nie JESZCZE nie mialy chlopaka i pewnie cos z nimi nie tak i juz nigdy nikogo sobie nie znajda. Dla dziewczyn w tym wieku to moze byc tragedia, zwlaszcza przy presji otoczenia. I mysle ze Dzionce podkreslenie tego akurat faktu mialo sluzyc do tego, zeby Adze (ktora jest w podobnym wieku do jej klientki) pokazac, ze dobrze dobrana terapia moze pomoc zmienic swoje zycie na lepsze. przeciez to oczywiste, ze celem terapii nie jest to, by dziewczyna znalazla chlopaka. nie jest to jej najwiekszy zyciowy sukces. 😵
ale moze to ja zle zrozumialam...
Chyba właśnie Dzionce o to chodziło, a to ja źle zrozumiałam . W takim razie przepraszam :kwiatek:
halo, psychologiem szkolnym nie jestem, ale tak się składa, że z agresorami pracuję teraz - i sto razy łatwiej mi pracować z nimi niż z ofiarami, a i efekty są szybsze. Szkoła faktycznie ma dramatycznie złe metody pracy (?) z dziećmi agresywnymi i zastraszającymi inne dzieci - wielokrotnie łapię się za głowę jak z nimi rozmawiam. Dlaczego posiadanie chłopaka i koleżanki jest sukcesem dla tej mojej podopiecznej? Ano dlatego, że bardzo o tym marzyła. Dlatego, że przychodziła i mówiła, jak bardzo by tego chciała, mieć chociaż jedną bliską osobę. Tak jednak działała, że sobie to uniemożliwiała. Aż w końcu przestała i zaczęła nawiązywać relacje. Dla niej to zmiana życia o 180 stopni i cieszę się z tego razem z nią. Nie pracowałam z nią nad znalezieniem koleżanki czy chłopaka, te rzeczy wyszło "po drodzy" pracy nad jej schematami poznawczymi, wybitnie destrukcyjnymi w jej przypadku.
Fog, tak jak napisałam wyżej - to, że ma koleżankę i chłopaka to tylko efekty uboczne tego, jak zaczęła funkcjonować. Nie pracuje się nad znalezieniem koleżanki, ba - nawet mało o tym rozmawiałyśmy, było o wiele więcej większych problemów w rodzinie tej dziewczyny. Pokazuję tylko, jak z osoby bardzo zaburzonej stała się w miarę dobrze funkcjonującą nastolatką.
kujka, dobrze zrozumiałaś 🙂
Edit: trochę na marginesie, ale a propos agresorów w szkole. Mam w grupie terapeutycznej chłopca w wieki 8 (!!!) lat, który bije inne dzieci. Ma ADHD. Nieporadność, a raczej zupełny brak reakcji szkoły, doprowadziły do tego, że rodzice innych dzieci z klasy tego chłopca zabarykadowali drzwi od klasy w zeszłym tygodniu i nie pozwolili mu wejść 😲 3 tatusiów na ośmiolatka.
halo, psychologiem szkolnym nie jestem, ale tak się składa, że z agresorami pracuję teraz - i sto razy łatwiej mi pracować z nimi niż z ofiarami, a i efekty są szybsze. Szkoła faktycznie ma dramatycznie złe metody pracy (?) z dziećmi agresywnymi i zastraszającymi inne dzieci - wielokrotnie łapię się za głowę jak z nimi rozmawiam. Dlaczego posiadanie chłopaka i koleżanki jest sukcesem dla tej mojej podopiecznej? Ano dlatego, że bardzo o tym marzyła. Dlatego, że przychodziła i mówiła, jak bardzo by tego chciała, mieć chociaż jedną bliską osobę. Tak jednak działała, że sobie to uniemożliwiała. Aż w końcu przestała i zaczęła nawiązywać relacje. Dla niej to zmiana życia o 180 stopni i cieszę się z tego razem z nią. Nie pracowałam z nią nad znalezieniem koleżanki czy chłopaka, te rzeczy wyszło "po drodzy" pracy nad jej schematami poznawczymi, wybitnie destrukcyjnymi w jej przypadku.
W takim razie życzę dalszych sukcesów 😉. Dobrze, że dziewczyna trafiła na Ciebie i zaczyna czuć się szczęśliwa, a jak wiele osób nie otrzymuje pomocy i zostają same ze swoim problemem.
Fog, ja sobie aż takiej dużej roli tutaj nie przypisuję - ciężko było ruszyć z miejsca, z 5 miesięcy kręciłyśmy się wokół 1-2 spraw i nic się nie zmieniało. Potem jak już zaczęła wprowadzać zmiany, to inni ludzie byli dla niej wystarczającym "drogowskazami", do mnie tylko przychodziła i meldowała o kolejnych małych kroczkach, nie potrzebowała niczego więcej 🙂
moze warto zmienic troche nastawienie? Po 1. To nie jest takie łatwe, po 2. I tak za 4 miesiące nie będziemy się znać, każdy powyjeżdża na studia itp itd
Dzionka, to teraz rozumiem. O.K. Schematy poznawcze trzeba zmienić, fakt, inaczej się nie da. ashtray, właśnie z tym co napisałaś się nie zgadzam. Nie zgadzam i już. Prześladowana osoba, choćby spuchła/wychudła, na rzęsach chodziła i na księżyc latała - pozostanie prześladowaną. Nie w "udoskonaleniu" droga. Nie jest winą ofiary, że jest ofiarą. To wina kata. Ofiara jedynie ma dostać pełne wsparcie i powalczyć z "syndromem ofiary". To katom trzeba postawić granice. Najlepiej, jakby się za to wzięli ich ojcowie. Na pewno już gdzieś pisałam: w pewnym rezerwacie zaczęto znajdować pomordowane nosorożce. Myślano - kłusownicy. Nie. Okazało się, że młode słonie, których rezerwat był pełen. Słonie "normalnie" nie mają nic do nosorożców. Sytuację rozwiązano dowożąc do rezerwatu sporą ilość dorosłych samców słoni. Spuściły wp* chuliganom i nosorożce żyją sobie szczęśliwie 💃. edit: z obserwacji sytuacji wiodących prześladowców: w 90+% przypadków ich działania są skutkiem skutecznej indoktrynacji przez rodziców: "bij słabszego, będziesz silniejszy", "słabi to frajerzy".
moze warto zmienic troche nastawienie? Po 1. To nie jest takie łatwe, po 2. I tak za 4 miesiące nie będziemy się znać, każdy powyjeżdża na studia itp itd
przez 4 miesiące mnóstwo może się zmieni 😉 warto spróbować, nawet jeśli to nie takie łatwe 😉
z niesmialoscia bardzo ciezko radzic sobie samemu. Problemem moze stac sie nawet wyjscie do sklepu czy wykonanie telefonu... Znam z autopsji i mimo, ze jestem duzo bardziej smiala to jednak gdzies gleboko czaja sie dawne nawyki i shcematy
Mnie właśnie przyszło do głowy coś takiego: może nieśmiałość jest takim... atawizmem? Samoobronną reakcją młodego zwierzaka pt. "zniknę z oczu - nikt mi nie dokopie"? Bo zauważyłam związek między zanikiem nieśmiałości a ilością osób, które pozdrawiają pierwsze, kłaniają się 🙂 Młodziutka, bez przerwy rumieniąca się "pani w szkole" szybko przestaje być nieśmiała, gdy widzi dla ilu dzieciaków jest autorytetem. A nieśmiałość względem płci przeciwnej nie znika przypadkiem po "puszczeniu kantem" kilku osobników? 🤣
ja uważam, że w dużej mierze nieśmiałość przechodzi kiedy na drodze staje... prawdziwe, dorosłe życie. Poważna praca, samodzielność, problemy... Wtedy chcesz czy nie, trzeba stawić czoła problemom, wiele rzeczy samemu załatwić (urzędy, formalności itp.), w pracy nie ma wymówki "nie umiem, boję, wstydzę się" itp. Mówcie co chcecie ale dobry wygląd też szalenie pomaga. No i pasja- stajesz się bardziej interesującym człowiekiem dla siebie i dla otoczenia. Powiem na swoim przykładzie. Właściwie do końca studiów było ze mną coś nie tak. Z jednej strony zawsze na zewnątrz wesoła, wygadana dziewczyna, świetnie się ucząca, lubiąca występy publiczne (całe liceum byłam w grupie teatralnej, graliśmy po polsku i francusku, więc właściwie jeździliśmy na festwiale po całej Polsce, zagranicę również; jakiekolwiek prezentacje przed klasą, szkołą- to był mój żywioł), imprezy, bardzo oryginalnie wyglądająca (dziwne fryzury, ciuchy itp.). Ale co z tego kiedy w środku byłam przerażoną, rozedrganą, mega niepewną siebie istotką, która nienawidzi siebie, swojego ciała i wyglądu, uważa się za największą nudziarę na świecie, która bez przyjaciół lub rodziny nie funkcjonowała, chwila samotności to była dla mnie tragedia, moje przekonanie o własnej wartości pikowało w dół, nie znosiłam samej siebie. Moje kontakty damsko- męskie nie istniały i to też mnie szalenie frustrowało. Bałam się zostawać sama z kimś kogo nie znałam, bałam się rozmawiać przez telefon, uważałam, że nie mogę być dla nikogo atrakcyjnym towarzystwem. Uważałam, że każdy jest ładniejszy, mądrzejszy, ciekawszy ode mnie. Potem w czasie zbiegło się kilka rzeczy: jeszcze ja studiach zamieszkałam sama, potem poznałam swojego obecnego konia (nie by jeszcze wtedy formalnie mój, ale miałam go na zasadach pełnej darmowej dzierżawy, z pełną odpowiedzialnością). Z jednej strony kończyłam studia, z drugiej codziennie dojeżdzałam 2 godziny busem w jedną stronę do konia, jeździłam, zajmowałam się nim, na głowie miałam mieszkanie, dorywcze prace itp. Nie miałąm czasu na złe myśli, byłam zbyt zajęta i zbyt szczęśliwa (z powodu konia, którym był moim spełnieniem marzeń). Tak też jakoś wyszło, że... bardzo schudłam. Poza krótkimi okresami, całe swoje życie miałam małą nadwagę i nienawidziłam się za to. A tak poleciało ni stąd ni zowąd 15 kg i w swoim odczuciu nieziemsko się "wylaszczyłam" 😉 Zaczęłam inaczej się ubierać i czesać, polubiłam się ze szpilkami i kobiecym wyglądem. W tym czasie skończyłam studia, dostałam dobrą, stałą pracę, która od razu mi "siadła" (mimo, że zupełnie nie związana z moim wykształceniem, do tego dosyć poważaną i na początku wydająca mi się bardzo trudna i skomplikowana), pracowałam bardo dużo (nadal pracuję, ale już nie muszę się tyle uczyć co na początku), a sprawiało mi to ogromną przyjemność, od początku byłam bardzo doceniana co też bardzo pomogło 😉. W między czasie kupiłam konia, co zrodziło nowe obowiązki i problemy, z którymi musiałam sobie sama radzić (tym bardziej, że moj koń to raczej pechowiec i nasza historia jest od początku bardzo burzliwa 😉). Mogę spokojnie powiedzieć, że przez 3 ostatnie lata moja pewność siebie wystrzeliła ponad przeciętność 😉 Mimo, że problemów jest masa na każdym kroku, życiowych, finansowych, końskich i osobistych to czuję się dużo szczęśliwsza i spokojniejsza wewnętrznie, niż kiedyś. Nie ma czasu na zamartwianie się co ktoś tam sobie o mnie pomyśli. Poza tym czym się mam przejmować skoro jestem taka mądra, ładna i ze wszystkim sobie świetnie daję radę (o wow! ale to zabrzmiało :hihi🙂? Wiadomo, bywają okresy mniejszych lub większych dołów, czasami nadal zwlekam 2 dni z zadzwonieniem gdzieś, układam sobie w głowie scenariusze rozmów albo patrzę do lustra i mam ochotę wrócić do łózka i zaszyć się w nim na cały dzień, ale myślę sobie "weź się w garść, nie pozwól życiu przelecieć Ci przez palce" i blokady w głowie magicznie znikają 😉
niesmialosc nie zalezy od wieku i nie da sie jej zupelnie wyeliminowac. U kazdego beda to inne zahamowania, kazdy jest inny.
Nie ma czasu na zamartwianie się co ktoś tam sobie o mnie pomyśli. mysle ze z tym tez roznie bywa. po sobie powiem, ze opinie innych mam gleboko, ale mimo wszystko jestem dosc formalna i niezgrabna przy kontaktach z ludzmi, pewnych zachowan nie umiem na sobie wymusic
wendetta, gratuluję, że Ci się udało, nie każdy ma tyle samozaparcia i siły. Jednak bardzo upraszczasz. Gdyby z problemów się wyrastało wraz z wiekiem i obowiązkami, toby cały glob był pełen szczęśliwych silnych ludzi. Poza tym nieśmiałość wynika najczęściej z bardzo niskiego poczucia własnej wartości, a to z wiekiem się wręcz pogłębia. I taka osoba pewnie znajdzie pracę, ale nigdy nie poprosi o podwyżkę, zadzwoni do kogoś, ale będzie umierać przez tydzień z powodu tego, co rozmówca mógł sobie pomyśleć. Może i nawet kupi konia, ale nie będzie w stanie polemizować z wetem czy trenerem. Ba, może mieć najbardziej intrygującą pasję świata, ale nie będzie potrafił o niej opowiadać, bo będzie bał się osądzania.Także nie mierz wszystkich swoją miarą. Wygląd to sprawa drugorzędna. Przecież poro osób nieśmiałych jest po prostu ładnych, ale tego nie widzi i to tu tkwi problem. Edit: Literówki
niesmialosc nie zalezy od wieku i nie da sie jej zupelnie wyeliminowac. U kazdego beda to inne zahamowania, kazdy jest inny.
A ja bym się z tym nie zgodziła. Jeszcze parę lat temu byłam bardzo nieśmiała, wykonanie telefonu czy rozmowa w sklepie była dla mnie problemem. Teraz nie mam już żadnych oporów w kontaktach z obcymi ludźmi. Myślę, że dużą wagę łapaniu pewności siebie jest dowartościowanie, wiara w siebie. Małe sukcesy w różnych dziedzinach życia dają kopa 😉
przez 4 miesiące mnóstwo może się zmieni 😉 warto spróbować, nawet jeśli to nie takie łatwe 😉
Mam taką nadzieję, bo najważniejsze przecież pracować nad sobą. Żałuje, że od początku nie byłam dla ludzi miła, nie rozmawiałam z nimi, nie angażowałam się w komitety wycieczkowe, projekty. Nigdy nie lubiłam swojej klasy, a to na prawdę bardzo fajni ludzie, wystarczyło ich tylko poznać 🙄
A ja bym się z tym nie zgodziła. Jeszcze parę lat temu byłam bardzo nieśmiała, wykonanie telefonu czy rozmowa w sklepie była dla mnie problemem. Ja kiedyś byłam bardziej nieśmiała. A teraz, czy załatwić coś w urzędzie, czy z nauczycielami 😀 Nie ma problemu. I myślę, że otworzyłam się na ludzi po tym jak zaczęłam chodzić na wolontariat i prowadzić jazdy. Ciągły kontakt z ludźmi i nie ma, że się boję zapytać o coś czy coś powiedzieć.
rtk zgadzam sie, z wiekiem tez widze u siebie zmiany, ale walsnie... czy to aby na pewno wiek na to wplywa, czy cos innego jak np ciagle poddawanie presji?
Trochę mylicie to, co w środku człowieka z tym, co widać na zewnątrz - to nie zawsze jest takie proste. Wiele osób pozostaje do końca życia ogromnie niepewnych swojej wartości, ale przechodzi taki trening umiejętności społecznych, że w życiu byśmy tego po nich nie zauważyli nawet przy częstych kontaktach. I błędem jest wtedy powiedzenie, że ktoś wyrósł z nieśmiałości. Nie, po prostu świetnie ją maskuje, bo MUSI - inaczej wyleciałby z roboty albo nie zrobił zakupów - ale w środku pozostaje cały czas lęk i mnóstwo innych przykrych emocji. Inni faktycznie robią spore kroki rozwojowe i nieśmiałość się zmniejsza, bo zaczynają w siebie wierzyć, widzą się w końcu jako osoby kompetentne. Te dwie grupy osób trzeba rozdzielić, bo diametralnie się między sobą różnią. Jak oglądaliście taki film pt. Michael Clayton i pamiętacie rolę Tildy Swinton, to wiecie i o czym mówię, jeśli chodzi o pierwszą grupę 🙂
Averis, no bo bardzo łatwo się nabrać - czasem te osoby z ogromnym lękiem i bardzo niską samoocenę, takie które nawet jak im coś wyjdzie to sobie potem w myślach dowalają że wyszło źle/inaczej/gorzej niż koleżance, funkcjonują tak dobrze, że ich trudności są niezauważalne dla środowiska. A dla nich fatalne w skutkach, bo nie mają szansy uzyskania pomocy i kiedyś w końcu się sypną.
Edit: trochę na marginesie, ale a propos agresorów w szkole. Mam w grupie terapeutycznej chłopca w wieki 8 (!!!) lat, który bije inne dzieci. Ma ADHD. Nieporadność, a raczej zupełny brak reakcji szkoły, doprowadziły do tego, że rodzice innych dzieci z klasy tego chłopca zabarykadowali drzwi od klasy w zeszłym tygodniu i nie pozwolili mu wejść 😲 3 tatusiów na ośmiolatka.
Dzionka,
aż 3 tatusiów za drzwiami nie pojawiło sie po to, żeby małemu łobuzowi spuszczać po kolei wpierdziel. Pojawili sie tam zapewne w tak licznej grupie, ponieważ jak sama pisałaś szkoła nie radzi sobie z problemem i trzeba było postawić kropkę nad i, żeby szkoła zareagowała i zaczęła działać- np usunęła takiego ucznia ze szkoły. Po prostu siła leży w grupie.
demon, ale ja wiem - to był mój przykład na to, do czego są zmuszeni posuwać się rodzice w obliczu nieporadności szkoły. Przecież oni muszą być zdesperowani i naprawdę bać się o swoje dzieci, żeby odstawiać takie cyrki. A szkoła ewidentnie sobie nie radzi, ale też łatwe to nie jest - w mojej grupie terapeutycznej jest 4 chłopców w wieku 7-9 lat, oprócz mnie jeszcze jedna prowadząca, a do tego stażystka - i tak nie zawsze sobie radzimy ze wszystkim, a po 2 godzinach wychodzę z kwadratową głową. Co ma zrobić pani na świetlicy - często sama na 20 dzieci? No ale koniec offtopa, bo mnie wyrzucą 🙂
Dzionka, dobrze prawisz w kwestiach nieśmiałości. Co prawda granice między jedną grupą a drugą postawić trudno, bo w pewnych sferach życia pojawia się autentyczna swoboda a w innych jedynie sprawne funkcjonowanie, a proporcje jednego do drugiego mogą się znacznie zmieniać. Oraz - chyba nie tyle chodzi o "dowalanie bo koleżanka..." co "dowalanie" sobie samemu (powiedzmy, archaiczne nieco, pojęcia id, ego, superego) - gdzie się nie obrócisz, d* z tyłu, spisze się twoja pragmatyczna strona, oberwie ta bardziej emocjonalna, wybierzesz "szczęściodajnie" - racjonalizm się burzy 🤣 Cudnie byłoby w ogóle siebie nie oceniać, jedynie obserwować co się dzieje. A chyba każdy "błądzi" czasami. Odróżnienie uzasadnionej niepewności od uprzykrzającej życie nieśmiałości "bo tak" - czasami może nie być oczywiste. A świata wypełnionego ludźmi totalnie odpornymi na przekazy od innych - chyba nikt by nie chciał? edit: drobne poprawki
halo, dowalać można sobie na różne sposoby, porównywanie się (zazwyczaj mało adekwatne) do znajomych/rodziny to tylko jeden z wielu przykładów - każdy ma swój własny monolog wewnętrzny do gnębienia się 🙂 Ja im więcej ludzi spotykam, tym bardziej sobie myślę, że ten wstyd jest nam potrzebny. Bez niego chodzą potem same alfy i omegi, które robią źle/niedokładnie/olewczo/bez poszanowania innych, a i tak nie poczują zawstydzenia nawet wtedy gdy im to wyłożysz kawa na ławę. Już wolę świat nieśmiałków niż takich zuchwalców.
Edit: trochę na marginesie, ale a propos agresorów w szkole. Mam w grupie terapeutycznej chłopca w wieki 8 (!!!) lat, który bije inne dzieci. Ma ADHD. Nieporadność, a raczej zupełny brak reakcji szkoły, doprowadziły do tego, że rodzice innych dzieci z klasy tego chłopca zabarykadowali drzwi od klasy w zeszłym tygodniu i nie pozwolili mu wejść 😲 3 tatusiów na ośmiolatka.
Dzionka,
aż 3 tatusiów za drzwiami nie pojawiło sie po to, żeby małemu łobuzowi spuszczać po kolei wpierdziel. Pojawili sie tam zapewne w tak licznej grupie, ponieważ jak sama pisałaś szkoła nie radzi sobie z problemem i trzeba było postawić kropkę nad i, żeby szkoła zareagowała i zaczęła działać- np usunęła takiego ucznia ze szkoły. Po prostu siła leży w grupie. [/quote]
Dzionka ja mam pytanie - co Cie zdziwilo? Reakcja rodzicow czy spychologia szkoly? Bo jesli to pierwsze, to poczekaj az sama bedziesz rodzicem i ktos Ci bedzie nap...l dziecko. Mimo pierdyliarda orzeczen i tony lekow, nie ma do tego prawa.
Rodzice w szkole, w ktorej uczy moja mama byli w stosunku do takiego chlopca dosc wyrozumiali. Bo chory, bo orzeczenie. Szkola sobie nie radzila, bo po prostu nic nie robila, nie wiedzac co zrobic mozna. Chlopak zawsze wybieral slabsze od siebie ofiary. Az pewnego dnia zaatakowal dziewczynke, ktora byla wobec niego zawsze zyczliwa, bo tak wpajali jej rodzice (znajomi rodzicow chlopca notabene), gdy ta siedziala sobie na korytarzu przed klasa. Dziewczynka bardzo chora (z rozlicznymi sprzezeniami, nie mowi, prawie nie slyszy, nie czyta itp, zalekniona i cichutka). Zaatakowal ja tak, ze polamal jej obie nogi w kilku miejscach! Dziewczynka dlugie tygodnie spedzila unieruchomiona w szpitalu. Dopiero wtedy podjeto jakies kroki.
Mnie sobiscie po tej historii zatelepalo, choc dziewczynke widzialam caly raz na oczy. I nie wiem co bym zrobila na miejscu jej matki, ale na pewno bylabym bardzo daleka od wyrozumialosci, a wszelakie orzeczenia i inne mialabym gleboko w d...
demon, ale ja wiem - to był mój przykład na to, do czego są zmuszeni posuwać się rodzice w obliczu nieporadności szkoły. Przecież oni muszą być zdesperowani i naprawdę bać się o swoje dzieci, żeby odstawiać takie cyrki.
Myślę, że sama zrobiłabym podobną rzecz mając dziecko w klasie z takim chłopcem i nie mając żadnej pomocy ze szkoły. Jednak szkoła też nie ma prostego zadania, dyrekcja spycha odpowiedzialność na wychowawcę, wychowawca ma oprócz tego dziecka jeszcze 20 innych... no i dzieją się złe rzeczy. Z ciekawości - kto odpowiedział za to pobicie dziewczynki? Co się stało z chłopcem?
Dzionka, musze podpytac mamy jak to sie w koncu potoczylo, wiem ze rodzice obarczyli odpowiedzialnoscia dyrekcje za po prostu niezdolnosc do zapewnienia bezpieczenstwa dziecku w szkole. Chlopiec zostal zawieziony do szpitala do dziewczynki, przyniosl jej jakis drobiazg i przeprosil. Wiem, ze chodzilo o pakazanie mu konsekwecji krzywdy, jaka wyrzadzil. Bo sala szpitalna, gipsy, niemoznosc chodzenia to sa rzeczy, ktore gdzies tam docieraja do wyobrazni. O reszte dopytam i zdam relacje.
Z tego co wiem, nie mozna mowic o slepej furii i calkowitym braku panowania nad soba, bo nie tylko w tym, ale wiekszosci wypadkow, tacy agresorzy z adhd wybieraja slabsze ofiary (albo nauczycielki, bo te z zasady nic zrobic nie moga- w sensie oddac), tym samym nie dostajac 'lomotu zwrotnego'.
szafirowa, tylko błagam, nie łączmy ADHD bezpośrednio z agresją, bo to bardzo krzywdzące 🙂 Dzieci mogą mieć ADHD i ani krzty zachowań agresywnych, a mogą być i dzieci bez ADHD ale ogromnie agresywne. Pewnie to oczywiste, ale piszę na wszelki wypadek żeby nie przyczepiać łatek. Dopytaj mamę, chętnie się dowiem jak to się potoczyło, bo sprawa bardzo poważna 🙁
Dzionka ale wydaję mi sie,ze my tu wspominamy wyłacznię o dzieciakach z ADHD z wydanym orzeczeniem lekarskim. Kwestia tylko tego czy to orzeczenie nie jest naciągane.
Z tego co wiem, nie mozna mowic o slepej furii i calkowitym braku panowania nad soba, bo nie tylko w tym, ale wiekszosci wypadkow, tacy agresorzy z adhd wybieraja slabsze ofiary (albo nauczycielki, bo te z zasady nic zrobic nie moga- w sensie oddac), tym samym nie dostajac 'lomotu zwrotnego'.
To jest przykład naszego chłopczyka szkolnego z orzeczeniem o ADHD. Nigdy nie startuję do starszaków lub dzieci, które wiadomo,ze chodzą na karate drugi rok. Dla mnie przedziwny sposób opanowania przez niego swoich emocji 😉.