Forum towarzyskie »

Strachy na lachy

Patrzę na tytuł i już cała w skowronkach, że o Grabażu jest, a tu takie rozczarowanie. 🙁 😁

Panicznie boję się bólu i utraty królika.
Właśnie - Boję się nocą patrzeć w lustra i w ciemne okna. A brrr.
Boję się manekinów, clownów, tego, że stracę kogoś kogo kocham. I białaczki się boję, że zachoruję.
o ja mam to samo z clownami i manekinami. tzn moze sie nie boje, ale zdecydowanie nie lubie. w tlumie dostaje paniki, i okazuje sie, ze mam lek wysokosci. ale nie taki zwykly, ze jestem wysoko to sie boje, tylko jesli jestem na niestabilnej drabinie. jesli ta drabinka bedzie np przymocowana do sciany, to luz, moge po niej smigac.
strachy na Lachy
Skoro strachy na Lachy znaczy to tyle co 'nie ma czego się bać', to co mówi ta fraza o Lachach? Że są:
(a) dzielni i odważni (próżny to trud straszyć taki odważny lud);
(b) bojaźliwi (takie strachy obliczone są na wystraszenie co najwyżej Lachów, ale na mnie nie robią najmniejszego wrażenia).
Która z tych interpretacji jest właściwa?
Porzekadło strachy na Lachy jest już znane od XVII w., podaje je m.in. „Słownik języka polskiego” S. B. Lindego. Sądzę, że słuszna jest pierwsza interpretacja, podana w punkcie (a). Tak bowiem można rozumieć infomacje zamieszczone w innym słowniku polszczyzny, tzw. wileńskim: „Polaka Ruś Lachem mianuje. Strachy na Lachy, przysłowie pospolite, t.j. to są próżne strachy”. Powtórzmy zatem: strachy na Lachy to są próżne strachy! Argumentem dodatkowym może być też wypowiedź bohatera Pana Tadeusza: „Oj, biada mnie żem nie miał choć jednej armaty! / Dobrze mówił Suworów: «Pomnij, Ryków kamrat, / Żebys nigdy na Lachów nie chodził bez armat!»”. Wynika więc z tego, że Lachów należało sie bać.
Zupełnie inaczej objaśnia to wyrażenie Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej, por. „Odwieczne wyrażenie «strachy na lachy» znaczy: (niech) strachy idą na (suche) lasy, tak jak dotąd wszystkim klęskom lud życzy, aby poszły na «suche lasy»”. Z. Gloger – jak wynika z przytoczonego cytatu – traktuje lachy nie jako nazwę własną, etniczną 'Polacy', ale jako 'wielkie, gęste, ciemne lasy', tzn. nazwę zgrubiałą od las; a całe wyrażenie jest formą „zażegnania” nieszczęść.

— Krystyna Długosz-Kurczabowa, Uniwersytet Warszawski


he he trochę dziwna nazwa wątku 🙄

a ja najbardziej boję się samego strachu, samego w sobie
tej chwili w której łapie za gardło 🤔

raczej niczego konkretnego, tylko strachu 🙄
ja się boję, że mi życie przez palce przecieknie. że nic mi się nie uda.

i pająków się boję.
Byłam pewna, że to temat o zespole  😁
"Strachy na Lachy" - raczej jest używane dla opisania rzeczy, których się NIE BOIMY.  😂
(próżne,strachy na Lachy"😉
Ja się boję os, bardzo. Nie jestem w stanie w lecie jeść niczego na zewnątrz (np. w pizzerii, czy innym barze), bo wiadomo, że wszystkie osy z całej Wielkopolski ogłoszą, że kenna usiadła w ogródku z jedzeniem i zlecą się akurat DO MNIE. Przestaje mi się chcieć jeść, chwyta mnie za gardło. Boję się ich dość panicznie. Jeśli się jakaś do mnie przyczepi zazwyczaj staram się nie histeryzować i po prostu odchodzę kilka metrów, ale jeśli na mnie usiądzie, po prostu nie panuję nad machaniem rękami. Strasznie wtedy denerwują mnie ludzie, zwłaszcza znajomi, którzy wiedzą o mojej fobii, a którzy mnie pouczają, że mam nie machać, bo to osy tylko rozsierdza. Ja po prostu nad tym nie panuję... Nie jestem w stanie przebywać w pokoju, w którym lata osa, nie skupię się wtedy na niczym innym jak na śledzeniu tego, czy już do mnie leci, czy jeszcze nie 😉 Kilka wykładów podczas studiów zmarnowałam na obserwowanie tego owada po sali wykładowej hehe W domu mam siatki w oknach. Śmieszne jest to, że na codzień mam styczność z hodowlą roślin i latają wokół mnie trzmiele (takie "bąki"😉, pszczółki różnej maści, a nawet szerszenie. Ale one są inne. One mają swoją pracę, nie interesują się ludźmi, nie podlatują, nie czepiają się, spokojnie mogę wytrzymać w ich nawet bliskiej odległości. Tylko os nie cierpię. Taka fobia.
Zaczęło się 3 lata temu po obejrzeniu filmu straszydła (chodzi mi coś w tym rodzaju: Znajdź różnicę między obrazkami szczeniaczków, a tu nagle straszna twarz!), nie macie pojęcia jak się tego wystraszyłam, walczyłam z tym do około 7 dni temu. Bałam się luster, szyb,wyłączonego telewizora(tylko w nocy) i że przy łóżku pojawi się Bóg wie co... Nie stłumiłam tego do końca jednak było o niebo lepiej... Ciężko było na siłę ignorować, ale skutkowało. A tydzień temu obejrzałam kolejne film straszydło i znowu boję się, jeszcze bardziej panicznie  :/ Jak tylko wyskoczył ten "zombie" to wbrew mojej woli ciało mi całe, delikatnie mówiąc, drżało, zrobiło mi się gorąco i płakałam jeszcze długo po fakcie  😡 I ja w ogóle nie wierzę w duchy itp. Jednak dalej się boję, chciała bym, by był to już koniec  🤦
-Panicznie boję się clownów, łysych zwierzątek.  Boję się i nie dotknę biedronek oraz pająków, a jeżeli takowe zwierzę na mnie usiądzie wpadam w szał, zaczynam się trzepać, biegać, krzyczeć i często płakać... W stajni ostatnio ratowaliśmy małą jaskółkę, koleżanka chciała mi ją podać na ręce, abym zaniosła do kartonu.Nie wiedziałam o tym, jak zobaczyłam co mam na rękach, wpadłam w panikę, zaczęłam płakać. 😲 😕 Wpadłam w taką histerię,że nie mogłam się przez dłuższy czas uspokoić. Tak jak kenna nie usiedzę spokojnie w pomieszczeniu, w którym wiem,że jest osa - muszę ją wygonić, inaczej nie będę mogła się na czymś skupić 🤔wirek: .ja się boję, że mi życie przez palce przecieknie. że nic mi się nie uda.


Też się o to martwię.
Mam także duży lęk wysokości, boję się wejść na coś wyższego od krzesła. Bardzo często mam sny, w których jestem na dachu, tak jestem wtedy sparaliżowana ,że kładę się na płasko(w śnie) i nie ruszam z miejsca.
Boję się stracić bliskich.
trzaskających piorunów i błysków,

wysokości,nie podejdę do urwiska,skraju dachu.. dostaję też amoku jak ktoś bliski w mojej obecności podchodzi do brzegu skarpy,lub siada na skraju i dynda nogami(jak to lubi robic mój syn) zwyczajnie mam mdlości i panikę totalną (ale latać samolotami już się nie boję)

starości.
ciemnosci
niedołężności,
bezsilności,
samotności.
Odkopuję.
Mam nową pracę w stajni, do której idzie się prawie 2 km przez las. Pracuję do 19. Teraz jeszcze jest ok, jak wracam, ale boję się jesieni, zimy.
Jako dziecko zgubiłam się z rodzicami na grzybach, na poligonie, znaleźliśmy w końcu drogę główną i późną nocą dotarliśmy do auta, do dziś, po tamtym zdarzeniu, ciemna ściana lasu, nocą mnie napawa przerażeniem. Macie jakieś sposoby na walkę z takim lękiem, latarka/czołówka może pomoże? Jestem nie mobilna, do stajmi dojeżdżam PKS-ami/busami, więc nie mam możliwości przewiezienia roweru, a stajnia jest prawie 50 km od wawy.
Bischa, ja jak byłam gdzieś na środku pola, czy lasu w nocy (a był moment, że panicznie bałam się ciemności), to zawsze dzwoniłam do kogoś i rozmawiałam przez telefon - rozmowa z kimś wesołym, pozytywnym pięknie potrafi odwrócić uwagę i rozproszyć złe myśli.
Bischa mogę Ci  powiedzieć, że też boję się nocą lasu (po obejrzeniu pewnego filmu...), ale w zimę ten strach jest mniejszy, jeszcze jak księżyc świeci to już w ogóle spoko.
Natomiast latarkę czołówkę ... odradzam... w ogóle jakąkolwiek latarkę... bo u mnie to potęgowało zawsze strach. Miałam wrażenie, że w tym miejscu gdzie świecę ktoś siedzi i czyha, że zobaczę jakies,... no, nie będę pisać, wiadomo dlaczego.

A nie masz możliwości wozić w te dni ze sobą jakiegoś psa, albo drugiego człowieka? albo roweru choćby takiego składanego, moj listonosz taki ma, składak, co się po prostu składa? wiem, ze on kosztuje kilkaset zł, ale masz na lata...

Masz na myśli takiego zwykłego składaka? Coś jak Wigry? Stoi taki u rodziców sprawny bo nie raz jeżdżę na nim z nimi na wycieczki po okolicy (mój góral stoi od kilku lat w piwnicy, ale znajomy ma wpaść, obejrzeć, zobaczyć co do wymiany i naprawy będzie i chcę go reanimować), będę w sobotę zapytam, czy mi pożyczą, pozostaje kwestia zimy... Znajomi podsunęli pomysł, żeby kupić jakiegoś grata, przy przystanku rzucić w krzaki/przypiąc do czegoś, ale z drugiej strony po południu na tym przystanku sprzedają jagody ludzie, którym jak z moich rozmów wynika, się nie przelewa i nie wiem czy nie połakomiliby się na taki "kąsek".

Psa nie mam, większość znajomych z wawy pracuje, boi się koni, nie chce im się na tak długo.


...coś takiego miałam na myśli....🙂
Moze dogadaj sie z kimś z okolicy, zeby u kogos ten rower zostawiać?
Przystanek jest przy drodze powiatowej, trzeba skręcić na gruntową drogę, jadąc od strony Warszawy długo się ciągną lasy po obu stronach drogi, od przystanku jadąc dalej jeszcze trochę las jest, potem pola i daleko, daleko na horyzoncie dopiero widać jakieś zabudowania, idąc drogą gruntową mam tylko las przez jakieś 1,5 km, potem pola jakieś i dopiero jakieś 200 metrów od stajni pierwsze zabudowania są, więc nie ma gdzie za bardzo pójść i zapytać 🙁

E: Deksterowa, fajnie to wygląda, ciekawe jak z rzeczywistą wielkością, bo z rana jeżdżę busem...
Bischa, jeśli to jest taki typowy miejsko-podmiejski przegubowiec, to tam nawet normalne rowery się mieszczą, trochę tych osób podróżuje z rowerami.
Busch, pisząc busy, takie miałam na myśli: 😁
Boję się zwłok ludzkich. Nigdy ich nie widziałam, ale sama perspektywa że leży martwe ludzkie cialo, które na pewno zaraz ożyje i mnie zje...  🤔wirek:

Nie boję sie lasu, ciemności, pająkow (mam dwa ptaszniki), węzy itp za to zwłoki są przerażające!
Bischa, dla mnie by to chyba była niezła mobilizacja do zrobienia prawka i kupienia jakiegoś używanego autka 😉  Ciemności sie nie boję, nawet lubię, ale w taki otoczeniu, że sam las i pola bym chyba nie wyrobiła  😲
Ja las kocham, ale nie po ciemku, ciemności się nie boję, ale las+ciemno/noc, to nie jest dla mnie dobre połączenie 😵
E: mam nadzieję, że dzików to tam za bardzo nie ma, innych zwierząt się nie boję, choć pewnie zawału bym dostała, jakby mi coś z krzaków wyskoczyło 😵 Śladów buchtowania wzdłuż drogi do stajni nie widziałam.
...ja bym się takiej pracy nie podjęła... bez możliwości dojazdu i faktycznie po ciemku wracając, masakra. Musisz być albo bardzo zdesperowaną, albo mimo wszystko bardzo odwazną osobą 🙂🙂

a jeszcze mi taki pomysł wpadł do głowy!! Właściciele stajni pewnie znają się z "tubylcami" zza lasu. Może mogliby dogadać się w Twoim imiienii, albo Ty poprzez nich z jakimś "tubylcem"😉 który codziennie wieczorem by po Ciebie przyjeżdżał i podwoził przez ten las, hmm? za oczywiście opłatą.

To jest jakaś myśl, pogadam z koleżanką, może zna tych ludzi, z 3 stron jacyś "tambylcy" mieszkają, konie, krowę, kury mają, więc raczej na stałe...
Wczoraj jechałam samochodem z koleżankami, po północy przez ten las i... 😵
ło..... zapytaj jak najszybciej tambylców... nawet jak im 200 zł dasz miesięcznie to pewnie sie ucieszą, ja bym nie pogardziła!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się