Jak byłam mała, to zawsze jeździliśmy na pasterkę, bo mój wujek na organach grał 🙂 Zawsze było takie WOW, jest tak późno a dzieciak na nogach i kolędy śpiewa 😁 A radość z prezentów. Dostawało się byle zabawkę i była wielka radość. Teraz to od babci dostajemy kasę i czekoladę, rodzice kupią to, co chcemy albo kasa a od rodziny cioci, od strony taty zwykle dostaję jakieś nietrafione głupoty. Oczywiście trzeba kulturalnie się cieszyć, ale to wszystko takie sztuczne się robi.
To ja pamiętam, jak Rodzice kupili mi na Gwiazdkę konia do Barbie. Takiego białego:
Jeździłam na nim tak długo, dopóki nie odpadły mu 3 nogi (czwartą miał w górze). A kupili za połowę ceny trabanta, którego wtedy sprzedali. To był prezent 🙂
Super koń!! Ja dostałam metrową lalkę od wujka z Niemiec, ale byłam szczęśliwa. A wiecie co było najlepsze, że dość długo wierzyliśmy w Świętego Mikołaja 🙂 a jak nie wierzyliśmy już, to i tak udawaliśmy, że wierzymy. Jakie były emocje wtedy, a teraz - mówię co chcę i to dostaję.
Super koń!! Ja dostałam metrową lalkę od wujka z Niemiec, ale byłam szczęśliwa. A wiecie co było najlepsze, że dość długo wierzyliśmy w Świętego Mikołaja 🙂 a jak nie wierzyliśmy już, to i tak udawaliśmy, że wierzymy. Jakie były emocje wtedy, a teraz - mówię co chcę i to dostaję.
jak my byliśmy mali, to sąsiad się przebierał za Mikołaja 😀 Przychodził, dzwonił dzwonkiem i tachał dwa worki prezentów, było "ho ho ho" oraz pytania "czy są tu jakieś grzeczne dzieci", każdy siadał u Mikołaja na kolano (nawet dziadek, babcia) i dostawał prezent. Dzieciaki musiały zaśpiewać kolędę albo wierszyk recytować, no i oczywiście buziak dla "Mikołajka". To były emocje!
U nas niestety świąt się nie obchodziło, ale i tak zawsze na świąteczny obiad do babci szliśmy- prezentów zazwyczaj nie było, ale za to pamiętam takie długie, lodowe cukierki na choinkę i takie jakby kruche, długie, odpustowe cukierki, babcia je bodajże szczypawki czy jakoś tak nazywała. Koniki Barbie też zawsze chciałam mieć, ale wiecznie mama mówiła, że są za drogie 😉 W końcu dostałam dwa w spadku po kimś, nawet nie pamiętam po kim- jednego czarnego, drugiego beżowego. Dłuuuugo je miałam 😍
Ja miałam całe stado kucyków My Little Pony i tyle samo plastikowych koników takich mechatych różnej wielkości. Na tych wiekszych jeździły Barbie 🙂 Najlepsza zabawa w klub jeździecki 😀
Takich dużych plastikowych koni miałam 4 różnej maści. I nawet stajnię miałam i samochód z przyczepą. Koni 'ze skórą' też masę, ale najwięcej miałam takich róznej wielkości zwierząt, bawiłam się nimi najdłużej ze wszystkiego, a gdybym wam opowiedziała te zabawy to byście nie uwierzyły. 😂
Co do świąt. Trochę się atmosfera zmienia, bo ludzie dorastają, ale u mnie od lat schemat jest ten sam. Wigilia u babci, w tle lecą kolędy, najpierw kolacja [oczywiście przed dzielenie się opłatkiem], zerkanie pod choinkę, pod którą masa prezentów i dopiero po zjedzeniu ja jako najstarsze dziecko czytam co dla kogo, a mój brat i kuzyni roznoszą. Potem ze wszystkich kątów pokoju słychać okrzyki zadowolenia i podziękowania i się wszędzie wala papier. 🙂 W pierwszy dzień świąt jedziemy do dziadka, tradycyjnie na śniadanie, znowu się dzielimy opłatkiem, wręczamy prezenty. A na drugi dzień świąt z powrotem do babci na urodziny. 🙂 Odkąd pamiętam tak jest i nie mogłam przeżyć zesżłorocznych świąt jak babcia wyjechała na święta do córki do Holandii a my mieliśmy wigilię u nas w domu, totalnie mi to nie pasowało. 🤔
haha, jak był szał na power rangers to dostałam od kogoś takie gumowe ludki w różnych kolorach, które niby tymi power rangersami miały być i to one głównie jeździły na tych koniach 😁
Mmm... a ten charakterystyczny zapach tych koników 😍 Pamiętam jak na jakims rynku wytropiłam gniadego, grubego kuca. Był zdecydowanie moim ulubionym z koników.
Ja mam gdzieś u mamy w domu jeszcze jednego takiego konika- najstarszego, nazywał się Gladiator 🙂 Ma flamastrowe piętno janowskiej stadniny 😂 Meszek miał już mocno wytarty od częstego użytkowania.
A co do kucyków pony, to wierzyłam, że jak będę o nie dbać, to pewnego pięknego wieczoru któryś z nich zamieni się w żywego konia 🤣 Pamiętam imiona niektórych poniaków 😉
Jak byłam mała, popularne było robienie widoczków- pod kawałkami znalezionych szkiełek układło się wzorki z kwiatów.
Pelna chata byla mega😉 i Beverly Hills 90210 😀 a z ciuchow mi sie przypomnialy szalenstwa jeszcze: 1. lajkry :> koniecznie kolorowe, ale mialam tylko 1dne i to czarne:P 2. koszulki z fredzelkami takie ala indianskie😀 3. dzinsy z poszarpanymi rozcieciami 😉
Piankowe klapki miałam żółte- bleee, lycry i koszulki z frędzlami niezapomniane 🙂 mam gdzieś zdjęcie nawet w szufladzie w takim uniformie 😉 Spódniczki lambadówy no i wszyscy tańczyli Lambadę, haha.
Przypomniało mi się coś, ale hitem to bym chyba nie nazwała 😁 Początkowe lata podstawówki, klasa któraś z tych 1-3. W trakcie jakiejś plastyki/techniki (chociaż logika podpowiada, że to musiala być jakaś przerwa, nieważne w sumie - rozpiździaj na ławkach, a my w klasie) otwierają się drzwi i wchodzi Pani Kucharka z wielkim metalowym wiadrem. Czuć ciepłe mleko z WIEEEEEEELKIM KOŻUCHEM. Raz chyba tylko się zdecydowałam na picie mleka w szkole (a w zasadzie kakao), ale widząc, że możliwość ominięcia gratisowego kożucha była nikła, odpuściłam. I jak mleko uwielbiam pod każdą postacią, tak na kożuchy nadal reaguję nieciekawie.
U nas kwiatuszki pod szkiełkami nazywały się aniołki 🙂 Gumy kulki do żucia. Owocowe lody Bambino,o ile się utrafiło,bo zawsze były li i wyłącznie śmietankowe. A na te w polewie "czekoladowej" moja mama mówiła drewnopodobne,haha! No i największym hitem był konik na biegunach... u sąsiadki(ja się własnego nie doczekałam).
Lanca_Cathar aaaale lans a trzepaku w tych twoich lajkrach 😀
spodniczki lambadowy mialam az 3, hicior byl straszny 😀
a kolonie uwielbialam! chociaz na pierwsza pojechalam jak mialam 9 lat i tak ryczalam ze mam musiala po mnie przyjechac 😁 ale potem malam rok przerwy i poszlam w tango dalej, kolonie byly swietne 😀 obowiazkowo musiala byc ulozona piosenka dla grupy, konkurs przebierancow, bieg terenowy z zadaniami no iiiii... DYSKOTEKIIIIII 👍 jak nie daj boze poprosil chlopak, a jak juz ten co sie w nim kochalo na turnusie to normalnie 😵 😀 do tej pory pamietam ze moja pierwsza koloniowa milosc miala na imie Dominik i rzalam przez pol dnia ze szczescia jak mi powiedzial ze fajnie wygladalam przebrana za czarownice 😀
koszulka z frędzlami owszem, maiłam nawet z psami z "Zakochanego kundla"🙂 Ja na pierwszej koloni zgubiłam szcoteczkę do zębów i miałam jedną z koleżanką na spółę. Pasty oczywiście - każda swoją 🤦 Do mnie tez rodzice przyjechali ale mnie nie zabrali 😂
Lanka_Cathar miałam takie same lycry 😍 i jeszcze wrzosowe, jakieś odblaskowe w różne wzory i czarne w grochy 😜
Mleko też pamiętam. Byłam wtedy w drugiej klasie podstawówki. Jejciu, kiedy to było 🏇
Pamiętam jeszcze, że jak miałam 6, 7 lat, to tata mi przywiózł z Niemiec głęboki wózek dla lalek. Był piękny, czerwony, (wyglądał jak dla dziecka) Wszyscy zagladali i pytali czy wożę brata czy siostrę, a ja z dumą odpowiadałam, że... lalkę 😁