ale ubezpieczenie szkolne nie zawsze obejmuje sport i jezdziectwo, jak ja złamałam obojczyk z ubezpieczenia w liceum mi nic nie wypłacili bo mieli paragraf o sportach ekstremalmnych i ogólnie o sportach, do których sobie zaliczyli jezdzeictwo i ani grosza nie dostałam, dostałam jedynie odszkodowanie od osobnego ubezpieczenia w małopolskim związku jezdzeickim (wykupowanym przy rejestracji)
dlatego ja zawsze sie przewracam, albo spadam ze schodow 😉
No dobra, przyjmując na chwilę ekstrawaganckie zupełnie założenie o niewirtualności całej tej sytuacji, dobrej woli założycielki wątku itd., to ja to widzę w taki sposób:
są dwa ważne wnioski z dotychczasowej dyskusji: - po pierwsze i najważniejsze, w przypadku tego konkretnego konia - zastrzegając naturalnie, że jak na razie jedynymi danymi, jakimi w tej sprawie dysponujemy, są słowa samej założycielki tego wątku i naprawdę dobrze by było, gdyby ktoś to zweryfikował - to nie to jest wcale ważne, że stoi w boksie i się nudzi, tylko to, że w ogóle stoi w boksie nie wychodząc na pastwisko/wybieg i że jest sam. To jest sprawa którą należy załatwieć w pierwszej kolejności i bez załatwienia której w ogóle mowy nie ma o tym, żeby cokolwiek dalej z tym koniem robić! Jak to należy załatwić..? A to już nie nam osądzać, za mało wiemy. Można odebrać konia właścicielom (choć to skrajna metoda i bynajmniej jej nie pochwalam), można im przemówić do rozumu. Ale to właśnie jest najważniejsze, a wszystko inne nie tylko może, ale wręcz musi poczekać, dopóki ta sprawa nie zostanie załatwiona. Czyli: wybieg (koniecznie) i towarzystwo (innego konia, kozy, psa, kota, kury, czegokolwiek! - na stałe...) - po drugie i nie mniej ważne, cokolwiek działo się, dzieje się lub będzie się działo z tym koniem, założycielka tego wątku absolutnie nie powinna ryzykować swoim i konia zdrowiem fizycznym i psychicznym i podejmować się jakkolwiek rozumianej "pracy" z tak źle traktowanym koniem. Chyba że pod okiem kogoś z większym doświadczeniem i po podjęciu wszelkich środków zaradczych, jakie rozsądnie w takiej sytuacji podjąć należy.
Cała reszta to już tylko nasze, geriavitów zabawy do których obecna tu P.T. Młodzież przyzna nam chyba słuszne prawo. Cóż nam innego z przyjemności życia jeszcze zostało..?
Cała reszta to już tylko nasze, geriavitów zabawy do których obecna tu P.T. Młodzież przyzna nam chyba słuszne prawo. Cóż nam innego z przyjemności życia jeszcze zostało..?
Witki mi normalnie opadli... 🙁 jak możecie zachęcać niepełnoletnią mało doświadczoną (jak wynika z jej wpisów) amazonkę do zajęcia się takim koniem?? I jeszcze Was dziwi, że się to jej tak gwałtownie odradza o młotkiem z łba wybija?? Nie daj Boże coś by się jej tam samej stało przy tym koniu, jeszcze samej w terenie, co byście poczuli? Raz taka wielka debata, jak to osoby bez uprawnień uczą i co na to prawo, jak to jeden z drugim ma odwagę bez kasku jeździć a tu coś takiego? Naprawdę nie przejął Was strachem pierwszy wpis? Bo mnie bardzo. Szkoda, że mnie nie miał kto powstrzymać, gdy popełniałam taki błąd. Nawet gdyby bolało.
Mimina, doprawdy żal Ci konia? To postaraj się by wychodził na padok a nie kombinuj jak na niego wsiąść.
Jak dla mnie to dziewczę powinno już zbierać na PORZĄDNY kask, kamizelkę i sztyblety (bo chyba byś nie chciała aby Ci się adidaski o strzemię zaczepiły w momencie witania się z Matką Ziemią), co powinno wynieść ok. 1000zł, więc skoro 20zł żal to co dopiero tyle... Tylko że tu nie ma wykrętów, że dla nie swojego nie kupię, bo dupsko Twoje i warto je trochę zabezpieczyć... A i mamę by trzeba odpowiednio wcześnie uprzedzić, żeby w razie w. mogła uzbierać na porządny nagrobek 😁 (dobra, dobra, wiem że to mało śmieszne...) A tak btw. mamę się ktoś o zgodę pytał?? Bo 5lat czy 17, to nadal niepełnoletność i w takich wypadkach jej zgoda jest konieczna do tego abyś na jakiegokolwiek konia wsiadła...
A tak co do rad: 1. ZOSTAW TEGO KONIA Z ŚWIĘTYM SPOKOJU, bo to nie rumak dla Ciebie i możesz się wpakować w niezłe bagno. 2. Zamiast jeździć załatw mu godziwy byt - przemów właścicielowi do rozsądku, aby konia wypuszczał, dokoptował mu jakiegoś kompana i zadbał o warunki w boksie (bo coś mi sie wydaje, że tam to konik zbyt sterylnych warunków nie ma...) 3. Jeśli już koniecznie musisz wsiadać, to pamiętaj, że koń który siedzi 24/h w boksie musi sobie najpierw nabudować jakiś mięśni, żeby był w stanie pracować. Czyli najpierw przez co najmniej 2 miesiąc musiał by wychodzić na jakieś pastwisko - CODZIENNIE, dopiero potem spacerki, praca na lonży i na samym końcu jazda. Ludzie nie pracują z koniem przez rok na lonży przed wsiadaniem dlatego, że im się nudzi!! Aby koń mógł unieść jeźdźca na swoich plecach nie tracąc przy tym równowagi i na dodatek wykonując jego polecenia to MUSI mieć odpowiednio wykształcone mięśnie - a tego w tydzień nie zrobisz...
Ps. I weź w tym wszystkim pod uwagę Twoją przyszłą karierę zawodowego ujeżdżacza. 😀iabeł: Jeśli ten koń zrobi Ci krzywdę, to bardzo możliwe, że szybko ją zakończysz, bo przy takich koniach jest duże (bardzo duże) ryzyko i potrafią one w zastraszająco szybkim tempie uszkodzić ciało jeźdźca na tyle aby już nigdy nie zaznał przyjemności płynącej z jazdy konnej... To przykre, ale prawdziwe...
florcia9, nie wiem czy tego nie doczytałaś, ale jeżdżę 10 lat, więc każda inteligentna osoba domyśliłaby się, że porządny kask, sztyblety czy jakikolwiek inny niezbędny sprzęt do jazdy posiadam.
Poza tym nie wiem o co się aż tak czepiacie, rozumiem, ze to dość... odważny pomysł, ale moja instruktorka powiedziała mi, że jeżeli chodzi o jazdę to z pewnością jestem na to gotowa i powinnam tylko trochę się od niej "poduczyć" jak się opiekować koniem w sytuacji kiedy koń zaczyna kuleć, coś go boli, nie chce jeść i tego typu rzeczy... Mówicie mi, żebym zainwestowała w dobre ubezpieczenie, bo mi się przyda, ale przez 10 lat wiele razy zdążyłam spaść z konia czasami wychodziłam z tego z dość poważniejszymi obrażeniami, więc skoro wtedy nie zrezygnowałam z dalszej jazdy to dlaczego miałabym rezygnować teraz? Wcześniej nie byłam w 100%, ba nawet w 50% pewna, że to dobry pomysł, ale powiem Wam, że im dłużej o tym z Wami dyskutuje, tym więcej jestem tego pewna, bo niby mi odradzacie i tak dalej, ale jeżeli bym z takiej okazji zrezygnowała, nigdy nie nauczyłabym się jeździć naprawdę dobrze, nawet jeśli miałabym za to przypłacić zdrowiem, zaryzykuję, bo w końcu aby wstać trzeba najpierw upaść. Mogę w te wakacje spaść nie wiadomo ile razy, może mi się stać nie wiadomo co, ale jednego jestem pewna - nie będę tego żałować, bo nawet jeśli ja nie będę miała z tego korzyści, to koń na pewno będzie ją miał bez względu na wszystko, jeśli zrezygnuję, koń nie dostanie wybiegu, jeśli nie zrezygnuję, koń dostanie wybieg, a także od czasu do czasu pojedzie w teren, pójdzie ze mną na spacer, poobijamy się, koń nażre się trawki i będzie szczęśliwy, na pewno lepsze to niż stanie całymi dniami w boksie, do tego jeśli mi się uda, będę chodziła do tego konia w weekendy także po wakacjach, będę sprawdzała czy jest na wybiegu, czy też właściciel znowu powrócił do swoich racji... Szczęście, że koń nie jest wychudzony, bo to byłby kolejny kłopot i to już dużo poważniejszy...
Tak więc, jak dla mnie temat może już zostać zamknięty, ja wiem, że te wakacje mam zamiar spędzić pomagając temu koniu, kto wie, może i zacznę go trenować? Jedno jest pewne, nie zniechęciliście mnie do rezygnowania z tej okazji, za to otworzyliście mi trochę oczy i dzięki Wam najpierw postaram się aby koń był szczęśliwy a dopiero później zacznę jakąkolwiek pracę z nim.
Ja po upadku z konia zajezdzonego, podjezdzonego i wyhasanego mialam kregoslup pekniety w odcinku gornym i srodkowym. Wowczas jezdzilam konno juz jakies 15 lat - w dodatku profesjonalnie, czyli placili mi za to.
ale przez 10 lat wiele razy zdążyłam spaść z konia czasami wychodziłam z tego z dość poważniejszymi obrażeniami, więc skoro wtedy nie zrezygnowałam z dalszej jazdy to dlaczego miałabym rezygnować teraz?
dlatego że możesz np nie ruszać już więcej rękami i nogami 🙄
ale jeżeli bym z takiej okazji zrezygnowała, nigdy nie nauczyłabym się jeździć naprawdę dobrze, nawet jeśli miałabym za to przypłacić zdrowiem, zaryzykuję
bez dobrego instruktora nie nauczysz się jeździć a jedynie dorobisz się wad dosiadu oraz weszmądrości jeździeckiej, a nie wiem co gorsze do wyplenienia 🙄
a może pokaż mamie swoją wypowiedź ostatnią, zobaczysz co ci powie? tę o zdrowiu, którym zamierzasz płacić...
Z moją mamą nieraz rozmawiałam o tym, że jeździectwo to niebezpieczny sport (kiedyś ciągle się o mnie bała) i doszłyśmy do wniosku, że mogę jeździć i spadać ile chcę, ale jeżeli kiedyś spadnę tak, że leczenie/rehabilitacja zajmie bardzo długo, wtedy będę mogła wrócić do jazdy, ale tylko raz w tygodniu, bez skoków, samo ujeżdżenie i do tego tylko na spokojnych koniach...
Z moją mamą nieraz rozmawiałam o tym, że jeździectwo to niebezpieczny sport (kiedyś ciągle się o mnie bała) i doszłyśmy do wniosku, że mogę jeździć i spadać ile chcę, ale jeżeli kiedyś spadnę tak, że leczenie/rehabilitacja zajmie bardzo długo, wtedy będę mogła wrócić do jazdy, ale tylko raz w tygodniu, bez skoków, samo ujeżdżenie i do tego tylko na spokojnych koniach...
Wiesz co, ja od wypadku juz mam zabronione przez lekarza jezdzic na koniach - do usranej smierci. Nie masz wyobrazni, zreszta jak wiekszosc w Twoim wieku i wozenie dupy w szkolce to nie to samo co wsiadanie na konia ktory nie dosc ze nie byl dlugo pod siodlem, to stoi sobie w boksie od nie wiadomo jak dlugiego czasu.
Twoja matka tez nie jest najmadrzejsza na swiecie.
mimina, jeżdżąc sama na koniu, który nie chodzi i niewiele umie, pójdziesz do przodu jeździecko? Jesteś pewna, bo byłaś pewna od początku, masz marzenie, że zaprzyjaźnisz się z koniem, stworzycie więź, będzie "jak Twój", będziesz "go trenować", zaczniecie jeździć na zawody... marzenia to piękna rzecz, ale realia są zupełnie inne. Serio, serio.
Co do obrażeń - chyba nie były na tyle poważne, żeby uzmysłowiły Ci parę rzeczy.
mimina, jeżdżąc sama na koniu, który nie chodzi i niewiele umie, pójdziesz do przodu jeździecko? Jesteś pewna, bo byłaś pewna od początku, masz marzenie, że zaprzyjaźnisz się z koniem, stworzycie więź, będzie "jak Twój", będziesz "go trenować", zaczniecie jeździć na zawody... marzenia to piękna rzecz, ale realia są zupełnie inne. Serio, serio.
Co do obrażeń - chyba nie były na tyle poważne, żeby uzmysłowiły Ci parę rzeczy.
Z takich marzeń wyrosłam jak miałam 13 lat, a z tym koniem więź może i bym stworzyła ale nigdy nie byłby jak mój, ja nie jeżdżę konno dla prestiżu, po to, żeby jeździć na zawody, dla mnie zawody są bezsensem, dla koni to przeważnie to wielki stres, a kiedy jeździec się stresuje jest jeszcze gorzej...
Obrażenia - połamane (nie pęknięte) dwa żebra, pęknięty piszczel, i już najmniej istotna rzecz zwichnięty nadgarstek, spadłam z konia, który stanął mi dęba kiedy przestraszył się samochodu, na przeszkodę. To było... w 2001, później miałam bardzo, ale to bardzo długą przerwę w jeżdżeniu. (oczywiście tej przerwy nie wliczam do mojego "10letniego stażu"😉
A ja z marzeń nie wyrosłam, wierzę ciągle jak głupia że kiedyś będę jeździć z moim wymarzonym koniem skoki i to wysokie klasy 🏇 marzyć trzeba...
Ja mówiłam, ze wyrosłam z marzeń, które opisała Strzyga. Też mam nadzieję/marzę, że będę miała własnego konia, będziemy zgraną parą itd., ale jakoś o zawodach nie myślę, dla mnie to tylko zbędny stres konia.
to ja Wam się teraz narażę... Po co gadka, jak dziewczyna już postanowiła... tak się zachowujecie jakbyście świata nie znały... Nie znacie pseudostajni gdzie małolaty konie "trenują"?? Wielu ludzi trzyma konie i robi z nimi "Bóg wie co" i my temu nie zaradzimy. Znam gospodarza, który trzynastolatkę wypuścił samą w teren na młodym koniu i dzięki Bogu nic się nie stało... Nawet u mnie w stajni (niby sportowej) są samozwańcze nieletnie "trenerki" które "układaja" konie. Mnie już nic nie zdziwi! Założycielce tematu życzę miłych wakacji i dużo szczęścia. 🙂
dla mnie to tylko zbędny stres konia. Jeśli koń ci ufa to nie powinien się aż tak bardzo stresować - nawet nowym miejscem czy podróża 😁 więc jeszcze kwestia zaufania 😀
to ja Wam się teraz narażę... Po co gadka, jak dziewczyna już postanowiła... tak się zachowujecie jakbyście świata nie znały... Nie znacie pseudostajni gdzie małolaty konie "trenują"?? Wielu ludzi trzyma konie i robi z nimi "Bóg wie co" i my temu nie zaradzimy. Znam gospodarza, który trzynastolatkę wypuścił samą w teren na młodym koniu i dzięki Bogu nic się nie stało... Nawet u mnie w stajni (niby sportowej) są samozwańcze nieletnie "trenerki" które "układaja" konie. Mnie już nic nie zdziwi! Założycielce tematu życzę miłych wakacji i dużo szczęścia. 🙂
e tam, narazisz zaraz 😎 nikomu sie nie da dogodzic, jak schowaly sie voltopirze kly to wyszlo szydlo z worka 😁
to ja Wam się teraz narażę... Po co gadka, jak dziewczyna już postanowiła... tak się zachowujecie jakbyście świata nie znały... Nie znacie pseudostajni gdzie małolaty konie "trenują"?? Wielu ludzi trzyma konie i robi z nimi "Bóg wie co" i my temu nie zaradzimy. Znam gospodarza, który trzynastolatkę wypuścił samą w teren na młodym koniu i dzięki Bogu nic się nie stało... Nawet u mnie w stajni (niby sportowej) są samozwańcze nieletnie "trenerki" które "układaja" konie. Mnie już nic nie zdziwi! Założycielce tematu życzę miłych wakacji i dużo szczęścia. 🙂
Powiem Ci tak, naprawdę nie należę do tych małolat, u mnie w stajni też takie są. Ale jak Wam mówię, że jeżdżę od dzieciństwa, i naprawdę mam zamiar najpierw temu koniu załatwić lepsze warunki, spacery w lesie, może jakiś stęp pod siodłem, a dopiero później się zabiorę do "pracy" jeżeli pracą można nazwać spokojne tereny, i kłusik + galop na czworoboku (który dopiero zrobię). Miałam zamiar jakoś go "wytrenować" ale naprawdę otworzyliście mi oczy, i najpierw zajmę się tym co jest potrzebne, później pomyślę o czymś więcej.
Powiem Ci że kiedyś też byłam na etapie takich mądrości (sory, do takiego stopnia to one jednak nigdy nie doszły...), tyle że ja wtedy miałam 12 lat, a nie 17. I po długim, długim czasie doszłam do tego, że płacą mi za zajeżdżanie, pomimo tego, że dopiero teraz stuknie mi 18... Tyle, że w wieku 12 lat wraz ze swoimi wielkimi ambicjami zabrałam się za rzeczy zdecydowanie ponad swoje siły... "Zajeżdżałam i objeżdżałam" 😵 konie w pewnej pożal się boże hodowli... Pewnego dnia skacząc przeszkodę 160cm (!!!) usiekło mi puślisko, a zaraz potem zerwały się wodze (sprzęt niestety też był rangi samej stajni).... Runęłam na kamienie (tak dziewczyny jako mała głupia idiotka skakałam na piachu wymieszanym z kamieniami), z wysokości 2m prosto na plecy... To był dopiero ból... Mi migały gwiazdki przed oczami, a właściciela oczywiście nie było na posesji, jego nie obchodziło czy dzieciak na szalonym ogierze (rzeczywiście nierówno pod sufitem miał) się zabije, trzeba było pola doglądać to se pojechał... Potem wystraszony koń zaczął biegać w koło, zobaczył klacze za płotem i próbował go przeskoczyć, a płot miał 2m... Pozbierałam się z ziemi i przez 15min łapałam zdezorientowanego i napalonego ogiera, potem pomimo braku strzemion i wodzy udało mi się go jakoś występować (bo na tyle rozumu, żeby zadbać o konia po jeździe to jeszcze miałam... Następnie konia niewiem jak rozebrałam i zajęłam się sobą... Praktycznie ruszać się już nie mogłam, koszulkę miałam porwaną w strzępy, a na plecach może krwi - dosłownie... Jak już przemyłam sobie plecy to musiałam również siodło umyć, bo całe było zalane od krwi... Kiedy przyszedł właściciel i dowiedział się co się stało, zamiast odwieść mnie do domu, zaczął się na mnie drzeć "Moje wodze, moje wodze!!" Do dziś dziękuje Bogu za to że w ogóle jeszcze żyje i że jedyne co mi po upadku zostało to złe wspomnienia... A mogłam już nigdy nie stanąć na własne nogi... W tamtej dokładnie chwili porzuciłam "Dzikie Mustangi" na 3 lata i wzięłam się za swój własny tyłek, po 3 latach wróciłam do tego "sportu" i o dziwo stał się on banalnie łatwy... Kiedy człowiek wie co dzieje się z jego ciałem i w jaki sposób oddziaływać na konia to nagle zacierają się granice... Tak więc może warto poczekać?? Ja gdybym dostała drugą szansę na pewno bym poczekała.
<b>Mimina</b> a Ty swoje w kółko... Piszesz, że nie należysz to tych małolat, ale dajesz nam podstawy to tego żebyśmy Cię za taką postrzegały... Intencje może i masz dobre.. ale jak to mówią: dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane 😉
Powiem Ci że kiedyś też byłam na etapie takich mądrości (sory, do takiego stopnia to one jednak nigdy nie doszły...), tyle że ja wtedy miałam 12 lat, a nie 17. I po długim, długim czasie doszłam do tego, że płacą mi za zajeżdżanie, pomimo tego, że dopiero teraz stuknie mi 18... Tyle, że w wieku 12 lat wraz ze swoimi wielkimi ambicjami zabrałam się za rzeczy zdecydowanie ponad swoje siły... "Zajeżdżałam i objeżdżałam" 😵 konie w pewnej pożal się boże hodowli... Pewnego dnia skacząc przeszkodę 160cm (!!!) usiekło mi puślisko, a zaraz potem zerwały się wodze (sprzęt niestety też był rangi samej stajni).... Runęłam na kamienie (tak dziewczyny jako mała głupia idiotka skakałam na piachu wymieszanym z kamieniami), z wysokości 2m prosto na plecy... To był dopiero ból... Mi migały gwiazdki przed oczami, a właściciela oczywiście nie było na posesji, jego nie obchodziło czy dzieciak na szalonym ogierze (rzeczywiście nierówno pod sufitem miał) się zabije, trzeba było pola doglądać to se pojechał... Potem wystraszony koń zaczął biegać w koło, zobaczył klacze za płotem i próbował go przeskoczyć, a płot miał 2m... Pozbierałam się z ziemi i przez 15min łapałam zdezorientowanego i napalonego ogiera, potem pomimo braku strzemion i wodzy udało mi się go jakoś występować (bo na tyle rozumu, żeby zadbać o konia po jeździe to jeszcze miałam... Następnie konia niewiem jak rozebrałam i zajęłam się sobą... Praktycznie ruszać się już nie mogłam, koszulkę miałam porwaną w strzępy, a na plecach może krwi - dosłownie... Jak już przemyłam sobie plecy to musiałam również siodło umyć, bo całe było zalane od krwi... Kiedy przyszedł właściciel i dowiedział się co się stało, zamiast odwieść mnie do domu, zaczął się na mnie drzeć "Moje wodze, moje wodze!!" Do dziś dziękuje Bogu za to że w ogóle jeszcze żyje i że jedyne co mi po upadku zostało to złe wspomnienia... A mogłam już nigdy nie stanąć na własne nogi... W tamtej dokładnie chwili porzuciłam "Dzikie Mustangi" na 3 lata i wzięłam się za swój własny tyłek, po 3 latach wróciłam do tego "sportu" i o dziwo stał się on banalnie łatwy... Kiedy człowiek wie co dzieje się z jego ciałem i w jaki sposób oddziaływać na konia to nagle zacierają się granice... Tak więc może warto poczekać?? Ja gdybym dostała drugą szansę na pewno bym poczekała.
Piszesz, że twoje madrości do takeigo stopnia jeszcze nigdy nie doszły, ale proszę cię, nawet ja mając 17 lat, jeżdżąca 10 lat, nigdy nie zabrałabym się do zajeżdżania ogiera, skakania na nim 160 cm, i jeżdżenia obok klaczy wiedząc, że właściciela nie ma! O czym my tu mówimy, dziewczyno! Ja nie mam zamiaru nawet tych nędznym 50 cm skakać na tym koniu, dodając, że to nie jest ogier, a kiedy będę jeździć to zawsze ktoś będzie u właściciela w domu, no chyba, że będzie to teren, mało tego poprosiłam moją przyjaciółkę, żeby w razie czego jeździła tam ze mną, jeżeli wgl będę się zabierała za wsiadanie na tego konia, bo w razie czego ona mi pomoże...
Piszesz, że twoje madrości do takeigo stopnia jeszcze nigdy nie doszły, ale proszę cię, nawet ja mając 17 lat, jeżdżąca 10 lat, nigdy nie zabrałabym się do zajeżdżania ogiera, skakania na nim 160 cm, i jeżdżenia obok klaczy wiedząc, że właściciela nie ma! O czym my tu mówimy, dziewczyno! Ja nie mam zamiaru nawet tych nędznym 50 cm skakać na tym koniu, dodając, że to nie jest ogier, a kiedy będę jeździć to zawsze ktoś będzie u niego w domu, no chyba, że będzie to teren, do tego poprosiłam moją przyjaciółkę, żeby w razie czego jeździła tam ze mną, jeżeli wgl będę się zabierała za wsiadanie na tego konia, bo w razie czego ona mi pomoże...
O tym tu mowimy, dziewczyno, ze pytasz o porade ale i tak wiesz swoje przy czym wykazujesz sie kompletnym brakiem wyobrazni.
Wiecie co: NIE MOJA BAJKA, NIE MOJE KREDKI... Tlumaczyłam, prosiłam, a nawet swoją głupotę dla przykładu ukazałam i jeśli nie dotarło to już nic więcej nie zrobię... Weź se rozczaśnij tą swoją niezwykle inteligętną łepetynkę i będzi po kłopocie...
Ps. Nie mówiłam o tej sytuacji po to abyś mogła tłumaczyć swoją głupotę moją, chciałam Ci podać przykład głupoty który ógł się skończyć tragicznie, ale nie bo... zawsze jest jakieś "ale" A tak btw. to był przykład konia którego objeżdżałam, a nie zajeżdżałam, koń z dużym talentem skokowym, ale i na dodatek dużym temperamentem. Co jak co ale o dobro końskie zawsze dbałam na tyle na ile byłam świadoma tego co jest dobre, a co złe, tak więc nie skakała bym raczej na podjezdku 160cm...
A wiecie co, tu jest poruszany bardzo ważny problem. Zmora polskiego dzisiejszego jeździectwa - jazda bez trenera, na "dzikich mustangach" należących do rolnika bez wyobraźni... no, ale jak się tak nie wymądrzam bo kidedyś też byłam taka mądra jak florcia i z 10 lat temu skakałam sama na mojej kobyle przez rowy melioracyjne, wyglebałyśmy się obie, dzięki bogu nic nam się nie stało, ale rodzicom słówkiem nie pisnęłam do teraz... widać każdy się musi na własnych błędach uczyć 😉
Piszesz, że twoje madrości do takeigo stopnia jeszcze nigdy nie doszły, ale proszę cię, nawet ja mając 17 lat, jeżdżąca 10 lat, nigdy nie zabrałabym się do zajeżdżania ogiera, skakania na nim 160 cm, i jeżdżenia obok klaczy wiedząc, że właściciela nie ma! O czym my tu mówimy, dziewczyno! Ja nie mam zamiaru nawet tych nędznym 50 cm skakać na tym koniu, dodając, że to nie jest ogier, a kiedy będę jeździć to zawsze ktoś będzie u niego w domu, no chyba, że będzie to teren, do tego poprosiłam moją przyjaciółkę, żeby w razie czego jeździła tam ze mną, jeżeli wgl będę się zabierała za wsiadanie na tego konia, bo w razie czego ona mi pomoże...
O tym tu mowimy, dziewczyno, ze pytasz o porade ale i tak wiesz swoje przy czym wykazujesz sie kompletnym brakiem wyobrazni. [/quote]
Zapytałam sie o porade, połowa z was podeszła do tego w sposób śmieszny. Ale rady tych, którzy podeszli do tego tematu na poważnie wzięłam pod uwagę i zmieniłam zdanie, tak jak już mówiłam, nie będę go "trenować" najpierw zadbam o to aby miał wybieg, pójdę z nim na spacer od czasu do czasu, a później może na niego będę wsiadać na jakieś spokojne tereny, lub jazdę na czworoboku (który dopiero zrobię), i to nie będą godzinne galopy, tylko jakaś półgodzinna jazda ze stępem i kłusem...
później może na niego będę wsiadać na jakieś spokojne tereny, lub jazdę na czworoboku (który dopiero zrobię), i to nie będą godzinne galopy, tylko jakaś półgodzinna jazda ze stępem i kłusem...