Skoro wiem, że polski nijak nie będzie przydatny tym moim hipotetycznym dzieciom to po co go wprowadzać? Dla dumy narodowej i patriotyzmu?
dla mnie podobne założenie jest jak wróżenie z fusów. Ja nie wiem co jutro się mi zdarzy, a co dopiero co dzieciom - i czy im sie coś przyda w przyszłości, jakiś język czy też nie.
Dla mnie mówienie do własnych dzieci w języku innym niz ojczysty jest nienaturalne. Poza tym mieszkając za granicą przeciez człowiek na amen się nie odcina od swoich korzeni. I nie wyobrażam sobie wychowania własnego dziecka które ni w ząb nie umie się porozumiec z rodzina w Polsce.
Poza tym tak jak wspomniano, dzieciak staje się automatycznie dwujęzyczny i naprawdę w niczym to nie przeszkadza, a wręcz pomaga gdyż ośrodek w mózgu odpowiedzialny za języki staje się bardziej "wygimnastykowany" można powiedzieć. W przyszłości taki człowiek lepiej przyswoi języki kolejne. Wzmiankowana wcześniej moja córka oprócz dwóch języków które są dla niej ojczystymi (polski i duński) biegle włada niemieckim i angielskim.
Może warto byłoby ten wątek o akcentach wyodrębnić? 🙂
Mam rodzinę rozsianą po świecie i jej przykład fajnie pokazuje, że można mówić płynnie po polsku bez wyraźnego akcentu. Ciocia wyjechała do Boliwii 25-30 lat temu. Tam wyszła za mąż i urodziła trójkę dzieci. Wszystkie chodziły do szkoły francukiej (język urzędowy to hiszpański), języka polskiego uczyły się od mamy i babci, która przyjeżdzała do nich raz na rok. Cała trójka co roku przylatuje do Polski na tydzień-dwa na wakacje (obecnie studiują we Francji, więc mają całkiem niedaleko). Mówią płynnie po polsku, bez akcentu francukiego/hiszpanskiego/angielskiego, nikt by się nie domyślił, że nie mają polskiego obywatelstwa. Podobnie z rodziną z Kanady i Australii 🙂
Ale znam też wielu Polaków, którzy spędzili w Anglii 3 lata, wrócili do Polski i mam wrażenie, że na siłę mówią po polsku z angielskim akcentem 😂
Edytka, właśnie to samo mnie śmieszy. Ktoś ledwo wyskoczy za polskie płotki i już udeje światowca. disco, w pokoleniu moich rodziców większość owszem mówi, ale po rosyjsku 😉. Wydaje mi się, że w dobie, kiedy angielski jest językiem międzynarodowym i większość średnio wykształconych ludzi posługuje się nim przynajmniej w podstawowym zakresie znajomość jakiegokolwiek języka mniej popularnego moze być za granicami atutem.
Edytka, dokładnie, moje wujostwo przez właśnie 20-30 lat mieszkało w RPA, wyjechali razem z córką, tam urodziła się im druga córka i wiesz co disco, po tak wielu latach stwierdzili, że oni bez Polski żyć nie mogą. I wrócili. Mówią normalnie po polsku, bez żadnego akcentu, ich córka też, tylko czasem wrzuca jakieś angielskie słówko, ale ogólnie bardzo ładnie mówi po polsku.
Ja nie wiem, nie jestem w takiej sytuacji, ale wydaje mi się, że to bardzo ważne w życiu człowieka wiedzieć kim jest, skąd pochodzi, jakie są jego korzenie. Ja bardzo niewiele wiem o moich pradziadkach, a podobno jestem mieszanką wielokulturową. I bardzo chciałabym się dowiedzieć dokładnie kim byli moi pradziadkowie, dlaczego przywiało ich z tak daleka. Ta świadomość wydaje mi się, jest dla ludzi bardzo ważna i nie rozumiem wstydu za to, że jest się polakiem...
i nie rozumiem wstydu za to, że jest się polakiem...
jak wcześniej wspomniałam w USA, gdzie Krupa od 3 roku życia z rodzicami-Polakami mieszkała, każdy jest dumny ze swych korzeni i nikt się nie wstydzi że jest Polakiem, czy Ukraińcem, czy Włochem czy czym tak jeszcze.
Ja rozumiem że takim kraju jak Niemcy można czuć się nieswojo mówiąc publicznie do swych dziecki po polsku czy też w obecności niemieckiej rodziny w przypadku mieszanego małżeństwa (unosząca się w powietrzu presja "asymilowania" się czyli germanizacji) - i osoby słabsze ulegają tej presji, tak w USA czegoś takiego absolutnie nie ma.
Ale znam też wielu Polaków, którzy spędzili w Anglii 3 lata, wrócili do Polski i mam wrażenie, że na siłę mówią po polsku z angielskim akcentem 😂
Moja siostra cioteczna wyjechała na 3 lata do Dublina. Jak wróciła to oczywiście z angielskim akcentem. Popisywała się strasznie 'a bo to u was jest tak, a tak', jednak były momenty kiedy zapominała się i mówiła normalnie, bez wymuszonego angielskiego akcentu. No ale trzeba czymś zaszpanować.
Ja mam inną denerwującą przypadłość związaną z akcentami. Pod wpływem przebywania dłuższy czas z osobami mówiącymi po angielsku z akcentem, zaczynam mówić jak oni. Moja mina bezcenna jak po tygodniu na Cyprze spotkałam Brytyjczyka na lotnisku i dopiero wtedy usłyszałam, jak powinien brzmieć angielski... Najgorsze jest to, że ja tego nie robię świadomie. Może nie wszyscy tak do końca "słyszą" to jak mówią, przynajmniej na początku pobytu gdzieś.
Zawsze śmieszyło mnie , jak Polacy mieszkający krótko za oceanem zapominają polskich słów i wtrącają angielskonowotworowe. A tacy co wyjechali z ojczyzny kilkadziesiąt lat temu mówią kryształowo. Uważałam to za manierę i stylizowanie się na obcokrajowca. Jednak kiedy mieszkałam długo w Kanadzie sama tak zaczęłam kaleczyć. To taki przejściowy okres, kiedy języki się mieszają. Teraz mój syn ma tak z czeskim. Wzdycha,że niedługo w żadnym języku nie będzie mówił poprawnie.
Mój syn mówi: ano, tako .... On pracuje jeszcze na dodatek z Chorwatem i rozmawiają po "słowiańsku". Najpłynniej nad śliwowicą. Podobno klienci Kliniki -ci z Pragi padają ze śmiechu jak trafią na ich dyżur. 😂
Najgorsze jest to, że ja tego nie robię świadomie. Może nie wszyscy tak do końca "słyszą" to jak mówią, przynajmniej na początku pobytu gdzieś.
Chyba cos w tym jest.. Pochodze z 3-miasta, na studia wyjechalam do Poznania, szybko wpadlam w krag rdzennych poznaniakow z tych ich charakterystycznym "zaspiewem", nie trzeba bylo dlugo, jak sama zaczelam "spiewac" koncowki i naprawde tego nie slyszalam, uwiadomila mi to moja rodzina, gdy wpadalam po jakims czasie do rodzinego domu. Potem mi przeszlo. Natomiast na irlandzki akcent, a raczej ten z hrabstwa Kildare, nie mam chyba szans, jest zbyt gardlowy, w zyciu tego - swiadome czy nie- nie powtorze ;-)
No ale czasami jest tak, ze jak sie wyjedzie za granicę na jakiś czas i używa się tam w duzej ilosci słów których w Polsce się nie używało zbyt często, to czasami po powrocie jest problem. Mi wystrarczyły 3 miesiące zeby po powrocie "szukać" kilka sekund odpowiednika Polskiego do niektórych słówek , których często używałam w pracy będąc w UK 😉 No ale nie powiem było mi głupio i się raczej nie przyznawałam do tego bo zaraz ktoś by mi wyskoczył ze 'szpanowaniem' a to nie tak
Atea, nie powiedzilam, ze wszyscy poznaniacy tak maja :kwiatek: Po prostu , ja trafilam na poznaniakow, z dziada pradzada, z tami wlasnie "zaspiewem", moj fart 😉
ostatnio prowadze "interesy" z kobietą - Polką, mieszka od 30-stu lat w Niemczech, mieszkała wcześniej we Francji... i gdyby nie to, że o tym wiem... nigdy nie pomyślałabym, że mieszka za granicą, mówi piękną polszczyzną, bez akcentu, bez maniery, bez naleciałości...
Mieszkam od 2 lat w USA i nie wyobrazam sobie mowic do dziecka inaczej niz po polsku. Moj maz mowi do malego tez w swoim jezyku.. Podstawa to nie mieszac jezykow ze soba. Moj dwulatek rozumie trzy jezyki, ale jeszcze w zadnym nie mowi 😉 No i to doskonala stymulacja mozgu 😉 Jezeli ktos nie uczy dziecka swojego jezyka i mowi do niego po angielsku to dla mnie jest to oznaka buractwa i glupoty 😎
Mam kuzynkę, która obecnie ma 18 lat a do USA wyjechała jako 2-letnie dziecko i mówi o niebo lepiej niż Krupa, ale jej rodzice bardzo kładli nacisk aby była dwujęzyczna i uczęszczała do szkoły amerykańskiej a w weekendy do polskiej, pewnie dzięki temu teraz tak dobrze mówi po polsku
Wszyscy którzy mnie znają na żywo, mówią że mój wschodni akcent jest praktycznie niewyczuwalny. Dzisiaj byłam załatwiać sprawy w urzędzie cudzoziemców, to pani pomyślała że jestem polką - czyjims pelnomocnikem, a jednak trochę tych cudzoziemców się nasluchala. Takie same sytujacje miałam i w Niemczech i w Anglii, ludzi potrafili wyczuć że jestem cudzoziemcem dopiero jak walilam jakiegoś byka grammatycznego, co jest nie do uniknięcia nawet po latach. Natomiast za każdym razem przywoze nowy akcent do swojego ojczystego i dla mnie to jest normalne, zwłaszcza jak się żyje, myśli obcym językiem, a nie tylko się używa przy okazji zakupów w sklepie. Dla tego nigdy przenigdy osadzilabym kogoś kto ma akcent w języku ojczystym, a zwłaszcza kogoś kto od dzieciaka ma styczność dwoma językami. Nie da się być we wszystkim idealnym, akcent się tysiąc razy psuje, naprawia, zanika i znowu się pojawia i nie zrozumieć tego mogą tylko osoby które nie potrafią rozmawiać dobrze w kilku albo chociaż w jednym obcym języku.
Mieszkam w Niemczech 1, 5 roku, wczesniej tu pracowalam i studiowalam dojezdzajac z Polski (mialam bardzo blisko). Przyznam sie, ze jak mi wypiora mozg na Uni, a potem w pracy i jeszcze gadam duzo z przyjaciolmi po niemiecku, to potem mam hmm.. "chwile zapomnienia", gdzie faktycznie mowiac po polsku gadam z akcentem. Ale bardzo sie pilnuje, bo wiem ze to okropnie brzmi.
Z drugiej strony mam 2 kolezanki- jedna jest tuaj od 8 lat, druga 20 i obie maja taki tragiczny niemiecki zaspiew w swoim ojczystym jezyku..brr..Zdecydowanie tego nie rozumiem- obie wyjechaly do Niemiec po 20 roku zycia majac za sobia studia w Polsce.
Z trzeciej strony mam inna kolezanke, ktora przepieknie mowi po polsku w dalszym ciagu, mimo iz jest tutaj juz tez pare lat.
disco dla mnie wytłumaczenie - bo język polski prawdopodobnie nie będzie dziecku potrzebny jest IMO absurdalne 🙄
Mam przyjaciółkę, która jest polką, jej rodzice również. Urodziła się w Danii i mieszka tam cały czas, na wakacje przyjeżdża do Polski. W domu rodzice mówili po polsku, w szkole mówiła z równieśnikami po duńsku. W tygodniu chodzi do duńskiej szkoły, w soboty do polskiej. Mówi biegle po polsku i duńsku (z polskim akcentem) i płynnie po angielsku, potrafi się też komunikować po francusku. Zazdroszczę jej tego okruuuuutnie 🤬 Gdyby życie wywiało mnie gdzieś za granicę, postąpiłabym tak samo, w stosunku do mojego dziecka.
A propos tego wtrącania obcych słówek do języka polskiego - moim zdaniem powinno się to osądzać znacznie łagodniej, niż akczent Dżoany. Przecież ludzie mieszkający całe swoje życie w Polsce potrafią wtrącać różne angielskie wyrażenia czy zwroty typu "anyway", "well", czy "sorry", hello" (ktokolwiek NIE wtrąca tych dwóch ostatnich? 😀 ) - więc tym bardziej jestem daleka od osądzania ludzi, którzy kilka/kilkanaście lat spędzili wśród użytkowników innego języka i po powrocie coś wtrącają. W końcu każdy język trochę inaczej obejmuje słowami rzeczywistość, na przykład łacińskie słowo "virtus" nie ma polskiego odpowiednika - "cnota" ma zupełnie inne emocjonalne konotacje w tej chwili. W słowniku łacińsko-polskim "virtus" wyjaśnia się całą stertą słów - zresztą w ogóle łacińskie słowa są bardzo trudne do przełożenia na polski, mam wrażenie że oni tam tworzyli chmurę pojęć wokół jednego słowa, które je ogarniało. Stąd, jak już trochę mnie edukacja przymusiła do nauki łaciny, nie oburzam się już tak na makaronizmy w tym języku, tak uwielbiane przez ludzi nauki, którzy właśnie powinni najbardziej pielęgnować polską mowę. Jestem przekonana, że nie tylko z łaciny nie da się wszystkiego ot tak przetłumaczyć, a jak ktoś używa ciągle jakiegoś języka, to pewnie w końcu jego umysł będzie mu podsyłał słowo z obcego języka w polskiej wypowiedzi, bo akurat najbardziej pasuje - tym bardziej że będąc na obczyźnie pewnie się z czasem zaczyna też myśleć w obcym języku, chociażby po części. Z drugiej strony co innego wtrącić jakieś obce słowo z języka, w którym się uformowało jakąś myśl i jakoś ta myśl nie chce gładko przetłumaczyć - a co innego mówić "twoje oczy są hypnotajzin" 😉
Jednak, o ile słowa mogą być wtrącane ponieważ akurat pasuje nam ich zakres semantyczny, nie przychodzi na myśl żaden dobry odpowiednik i jest to komunikacja werbalna, w której poszukiwanie wyrazu jest zawsze źle odbierane, o tyle uważam że samego sposobu mówienia nie powinno się zatracać będąc na obczyźnie. Wystarczy się trochę wysilić i mówić po polsku poprawnie, zamiast na odczepnego akurat tym akcentem, którym nam wygodnie - bo akurat sposób mówienia, w przeciwieństwie do doboru słów nie wpływa na formułowanie samej myśli. Wymaga tylko więcej wysiłku 😉
polska Dunka - urodzona w Danii, rodzice Polacy - cały czas w Danii
I patrzta jakie dziwy nad dziwami - ZERO obcego akcentu, płynny bezbłędny polski, bogate słownictwo, zero mieszania języków
Bardzo dobrze rozmawia, ale ileś tam błędów zrobiła. I słychać w pewnym momencie nie polskie intonacje w budowe calego zdania. Ale to jest nic takiego, bo ciężko wyłapać to.
Busch znam to z autopsji 😁 miesiąc z przyjaciółką z Danii i zamiast "Złote Piaski" mówię "Golden Sands", zamiast "dowód osobisty" mówię "ID", itp. 😵 Pół biedy, jak wszystko wraca potem do normy, ale wczoraj musiałam chwilę pomyśleć zanim skapnęłam się jak nazywa się "Sunny Beach" po polsku 😵