Moja koleżanka i ja stałyśmy na poboczu czekając, aż wszystkie samochody przejadą. Nagle jedzie jeden 'ananas' z drugim. Ten pierwszy chciał wyprzedzić a drugi nie chciał mu zjechać na bok. No to pierwszy postanowił że z szybkością 120km/h w.pier.do.li sie w konia.;/ No ale naszczęście koń ''spłoszony'' basami i prędkością cofnął sie o krok. i właśnie ten krok uratował życie mojej koleżance, ponieważ samochód przejechał 0.5 m od konia.;/ Głupota nie zna granic. A jeśli chodzi o tą klaczke.. myśle to samo co wszyscy. Zabić. Nic innego... Takiej demoralizacji już sie nie odwróci.
Nie wiem czy "nieświadomości" w temacie nie nalezało by zastąpić po prostu.... "głupotą".
Miałam kiedyś podobny przypadek, tyle, że obyło się bez tak strasznych konsekwencji. Wracałam kobyłką - ostoją spokoju, poprostu nie do spłoszenia - z wyjazdu w teren do stajni, ot taką wiejską drogą żwirową. I wtedy za plecami pojawił nam się wielki STAR, klekocący jak stare wiadro pustą naczepą po powybijanych w drodze dołach. I w zasadzie wszystko by było w porzo, kobyłka zaczęła się trochę stroszyć, ale pewnie dałybyśmy radę, bo klekot nie był blisko i trochę czasu na odnalezienie się w sytuacji pozostało. Tyle tylko, że jak kierowca w momencie, w którym zobaczył panienkę na koniu, wcisnął gazu ile mógł i zaczął gonić nas klekocąc niemiłosiernie. Sama bym się spłoszyła. Kasztanka też nie wytrzymała i poonioooosła (z resztą pierwszy i ostatni raz w życiu). A niestety, droga już na tym odcinku zabudowana była z obu stron, więc nie dało się czmychnąć w bok. A kończyła się.... przecięciem z trasą wylotową z miasta, na której zawsze było i gęsto i szybko.
Ja już się pożegnałam wtedy z życiem, naprawdę. Nie widziałam dla nas żadnej opcji wyjścia cało z tej sutuacji. I wtedy kobyłka wypatrzyła otwartą bramę sąsiada i hyc do środka. Nie wiem jakim cudem bo i za krzakiem, i brama rozwalona jakoś dziwnie. STAR pomknął dalej. To było już ostatnie zabudowanie przed wylotówką.
Tak szczerze mówiąc, to i tak cud, że Policja przesłuchała "paru łebków" - repliki airsoft i markery paintballowe nie mają przecież obowiązku rejestracji, tak jak i wiatrówki mające energię poniżej 17 dżuli, tak więc to szukanie igły w stogu siana. To, że nikt za to nie odpowiedział to nie jest wina złej woli Policji... Tylko tego, że to cholernie trudna sprawa, znaleźć debili, którzy siedzą w lesie i strzelają do nadarzających się celów. Takie rzeczy to nie tylko domena osiedlowych i "za miejskich" lasków, ale też centrum miast - ile to już razy było mówione o tym, jak Polacy wykorzystują wspomniane wcześniej wiatrówki do odstrzału kotów/gołębi/przechodniów? O gówniarzach strzelających z przejeżdżających samochodów do pieszych nie wspomnę. 🤔 W takich wypadkach pomoże jedynie szybki telefon do odpowiednich służb - chociaż to raczej trudne na wierzgającym koniu, pośrodku niczego (bo jak opisać oficerowi dyżurnemu gdzie się znajdujemy?). Problem w tym, że to raczej sytuacja, w której albo złapie się debili "na gorącym uczynku", albo nie złapie się w ogóle. Tak długo, jak nie posiada się kilku hektarów własnego, ogrodzonego lasu (scenariusz niemożliwy do zrealizowania 😉 ), tak długo trzeba być gotowym na różne "atrakcje" w terenie. Spacerowicze ze spuszczonymi psami, pędzące terenówki/quady, to nie najgorsza możliwość...
puchatek10 - po co cytujesz wypowiedź Darolgi, żeby napisać 4 słowa? 🙄
Tylko tego, że to cholernie trudna sprawa, znaleźć debili, którzy siedzą w lesie i strzelają do nadarzających się celów.
Tak jak ktoś już chyba zauważył, o ile sprawa ma miejsce w jakiejś małej miejscowości, albo wsi, gdzie się wszyscy mniej więcej znają, czasem dobrze postawić flaszkę temu, komu trzeba... Wtedy jest szansa, że języki się rozwiążą, a sprawcy znajdą... Tyle, że do tego trzeba dorosłego czlowieka z zimną krwią a nie małej dziewczynki 😕
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=3873.msg199362#msg199362 date=1236801155] U nas problem stanowią quady. [/quote]
U nas też.. Tyle że nie maja zakazu wjazdu do lasu.. Ale pomimo to gdyby jeździli w lesie nie byłoby takiego problemu. Jedna z naszych ujeżdżalni znajduje sie tuz obok 'drogi' którą jeździ dziennie od 1 do 4 samochodów max i to raczej znajomi ze stajni.. Ale bardzo czesto zdarza sie ze dla zabawy jeżdżą ludzie quadami i crossami 'żeby zobaczyć jak sie koniki płoszą'.. Kiedyś siedziałam na Kobyłce pierwszy raz w życiu, jeździłam dopiero jakieś pół roku.. Na szczęście byłam na lonży. Kilku typków wymyśliło sobie świetną zabawę.. Ujeżdżalnia jest jednym z pkt dobrze widocznych a na jej końcu z jednej strony zaczyna sie las.. Gówniarze wyłączali silniki w tym oto lasku, przeprowadzali crossy pod sam koniec ujeżdżalni i z wielkim hukiem ruszali pedząc przez drogę.. Kobył sie wystraszył tak jak i ja z instruktorką.. Zaczęła podnosić przód ale nie debowała, cofała sie cofała aż w końcu potknęła sie i upadłyśmy obie.. Do tamtej pory nie wierzyłam ze z siodła czuje sie strach konia. Na szczęście nic nam sie nie stało ale Kobył do tej pory na uj świruje i boi sie wszystkiego.. A nie daj Boże usłyszy crossy albo quady.. Zsiadać i modlic sie zęby ona swoją wariacja ze strachu nie zrobiła sobie krzywdy..
Oczywiście potem była wizyta u rodziców dzieciaków prośby groźby, ale czasem do tej pory jeżdżą jak najbliżej stajni bo skoro mamy ich nie widzieć to chociaż niech samego warkotu sie konie boją..
Paranoja.. Tak samo jak jedziemy w terenie- jak słyszmy ze cos jedzie to tylko Amen i daj Boże bez gazowania i trąbienia.. Czasem sie udaje.. Ludzie są bezmyślni 🤔wirek:
Olaela, to nie jest takie proste, jak się przyjęło uważać, nawet w małej miejscowości - zawsze mogą to być chociażby przyjezdni. Zresztą sprawa jest bardziej skomplikowana. Przyjmijmy, że postawisz alkohol temu, komu trzeba i dowiesz się, że X ma marker do paintballa/replikę ASG. I co dalej? Na policję z taką wiedzą nie pójdziesz, bo nie jest to dla nich nawet poszlaka - w razie czego pójdą sprawcy w zaparte, a wątpię by próbując uspokoić szalejącego konia, ktoś był w stanie przyjrzeć się strzelającym na tyle dokładnie, by być w stanie ich zidentyfikować. Przeprowadzisz "męską rozmowę" z takimi indywiduami? Jak to gówniarze i rodzice nie mają ich w nosie, to jest szansa, że to coś da. Ale jak to dorosłe barany, albo gówniarze będący w niezbyt rozsądnym towarzystwie? Teoretycznie, by móc kupić replikę ASG, albo marker, czy też wiatrówkę, trzeba mieć ukończone 18 lat, bodajże? Jedyna rada to chyba nie bagatelizowanie takich sytuacji i zawsze zgłaszanie odpowiednim organom tego typu zajść. Nie mówię tu o tym, że kiedyś podczas przejażdżki, trafi ktoś na ludzi ganiających się z replikami karabinów po lesie - gdzie to uskuteczniać w końcu muszą. Ale już jeżeli ktoś do nas mierzy/straszy nas, nie mówiąc już o samym strzelaniu, wypadałoby zareagować. Możliwość spotkania się z Policją, jest już dla takich 'herosów" zazwyczaj wystarczającą motywacją by zmienić swoje aktualne miejsce pobytu.
kiedys w jednej ze stajni był problem ze scigaczami, urzadzano sobie mini wyscigi na drożce tuż przy naszej ujeżdżalni, oczywiscie wprowadzajac niezły popłoch. pewnego dnia właściciel terenu postawił na tej drodze przeszkode, taką którą mozna było ominąc tylko baardzo mocno zwalniając. Miejsce to przestało być raptem atraktyjne dla motocyklistow ;]
Grzegorz2 wiem, że to nie proste, a nawet jeżeli ma się jakies dane w łapie, udowodnienie komuś czegoś, czy nadanie sprawie toku jest czasem niemożliwe, a czasem owszem, możliwe, ale wymaga wręcz takiej megakombinacji, że może się odechcieć (niestety, rzeczywistość "małej miejscowości" jest o tyle paskudna, że często to, ile możesz zależy od tego kogo znasz i z kim się kumpujesz). Więc w zasadzie wszystko zależy od okoliczności przyrody, fuksa, i czego tam jeszcze... Ale to takie nasze akademickie rozważania.
Znam natomiast chociażby sprawę "tajemniczych sprawców" morderstwa popełnionego na dwóch ptaszyskach - pawiach, która skończyła się w sądzie, prawomocnym wyrokiem, dzięki dwóm flaszkom i dyktafonowi (choć to już kontrowersja sama w sobie). Dla równowagi - znam też kilka podobnych spraw, których nie udało się rozwikłać, ale zawsze takie działanie to jakaś alternatywa, jeżeli jest się w stanie łapać wszystkiego w walce o sprawiedliwość. (Ja w ogóle jestem kopalnią dziwnych opowieści z dzikiej prowincji, która niestety często jest taka jak się powszechnie sądzi 😉) Ale robi nam się trochę OT
I oczywiście zgadzam się, że zgłaszanie policji wszelkich akcji spod znaku "ktoś stwarza niebezpieczeństwo" ma jak najbardziej sens. Nawet jezeli przysłowiowa opieszałość organów 🤣 będzie miała szansę zadziałać, to zawsze jest szansa, że za piatym, szóstym albo osiemnastym razem przyniesie to skutek.
MAM PYTANIE Z INNEJ BECZKI oczywiście apropos poruszanych w wątku problemów Może ktoś wie, czy istnieją przepisy narzucające na kierowców jakieś normy zachowania w obliczu zwierząt na drogach lub poboczach? Grzebię w kodeksie drogowym i widzę, że zasady dla poruszania się wierzchem dla jeźdźców są zdefiniowane, ale nie ma części "interakcyjnej" przeznaczonej dla kierowców.
olaela - na pewno w prawie irlandzkim jest tak, że kierowca ma obowiązek zatrzymać się, gdy przejeżdża ktoś koniem lub jak jedzie za nim wymiąć go powoli w bezpiecznej odległości. W Polsce mamy chyba taki sam przepis. Pędzone zwierzęta przepuszcza się zatrzymując pojazd. W UK panuje miły zwyczaj pozdrawiania się kierowców i jeźdzców. U nas jak kogoś pozdrawiam to trąbi i mi płoszy konia. Szaleństwo.
puchatek10 - po co cytujesz wypowiedź Darolgi, żeby napisać 4 słowa? 🙄
wycięłam bezsensowny cytat / a.
cytuję po prostu post do którego się odnoszę sprawa była już jakieś 6 lat temu... więc co mam napisać.. już raczej nic nie da się zrobić trzeba tylko współczuć, że takie zdarzenie miało miejsce i uważać na przyszłość, bo ludzie są różni nie wiadomo, co może się zdarzyć
my kiedyś pojechaliśmy w teren na 6 koni i też chłopaczki jeździli na quadach ( wcześniej widzieliśmy ich jak pili piwa ) do tego zapragnęli się z nami ścigać.. na szczęście była duża łąka i zdążyłyśmy zjechać ze ścieżki i uciec
W terenie nad morzem panowie wojskowi się nudzili i gonili nas po lesie swoją terenówką. Zgubiiliśmy ich miedzy drzewami.
Tysiące samochodów mijających konie z bliska. Niestety niczego z tym nie można zrobić, kierowcy na drodze nie szanują siebie nawzajem, a co dopiero zwierzeta...
Na zawodach też nie raz mialam niemiłe sytuacje, kiedy ludzie nie mający pojęcia o koniach przyjeżdzali popatrzec i dzieciaki podbiegały żeby głaskać kiedy stępowałam na rozprężalni. Takie to tylko przejechać, razem z rodzicami...
Jednym z rozwiazań jest odczulanie koni na ekstremalne sytuacje, np. zbiorowe w stajni ćwiczenia na wzór szkolenia koni policyjnych czy wojskowych. Nigdy nie wiadomo w jakiej sytuacji się znajdziemy więc warto poświęcić trochę czasu. Niedaleko nas jest centrum sportów ekstremalnych, pakuję się na ich tereny z arabką zawsze jak mają imprezę 🏇-pain ball, , motory krosowe, qady, samochody terenowe, wojskowe, paralotnie, balony. Nigdy nie byłyśmy specjalnie straszone, raczej odwrotnie-omijają łukiem albo zwalniają. Pobserwujemy, pokręcimy się i potem jak jadę w terenie strachy nie straszne. Jeżeli nie da się przegnać bezmyślnych quadowców może zaprosić ich na teren ośrodka, niech konie sobie poglądają pojazdy z chłopakami pogadacie co i jak. W naszej stajni też pojawiają się quady. Początkowo konie płoszyły się na pastwiskach, potem emocje opadły. A na zawodach organizatorzy są odpowiedzialni za to żeby nikt się nie kręcił w pobliżu koni,
ganasz tak, odczulanie koni działa cuda, ale nigdy nie wiesz ja jakiego debila trafisz. Konie moga sie nie bac odlosu wystrzalu np, ale jak ktorys mądry strzeli do nich chocby z procy to juz inna bajka, zadne odczulanie nie pomoze. Ja tez duzo jezdzilam po imprezach wszelkiego rodzaju - konie poznaly i sie nie stresowaly, ale teraz tak sobie mysle, ze to cud, ze nie trafilismy nigdy na jakiegos nawiedzonego gowniarza... Jeszcze nie trafilam na inny przejaw glupoty niz samochod przejezdzajacy z przerazajaco predkoscia kolo konia. Zwykle ludzie sa bardzo uprzejmi, odpowiadaja na pozdrowienie lub sami pozdrawiaja, łapią psy, schodza z drogi.
A jeszcze co do odczulania to kiedys dostałam do siebie na pensjonat bombe - kasztanowata mieszanke araba z folglutem. Oj, po tym oszołomie nigdy mi juz nie przyjdzie do glowy ochota na takie cudo. Plochliwa byla niesamowicie, a samochody i kazdy odsglos motoru to byl zamach na jej biedne konskie zycie. Miala pecha bo jedyny padok na ktory moglisy ja wtedy puszczac mial gdzies z 60x60m i byl tuz niedaleko ruchliwej ulicy. Po spedzeniu na tym padoczku ponad miesiaca dzien w dzien mozna bylo kobylka jechac poboczem bez najmniejszego strachu.
my-karen masz rację, że nie da się wykluczyć wszystkich zdarzeń ale trzeba starać się mininalizować co się da. Co do strzelania do koni to już kryminał. Na szczęście w naszej okolicy takich patologii nie ma.
Kurka, tak czytam Wasze wypowiedzi i mi się normalnie włos na głowie jeży 🤔 Ja w takim razie chyba mam spore szczęście, bo w mojej okolicy aż tacy "zacofańcy" nie mieszkają, bo raz tylko przed quadem w krzaki uciekałam, no i od czasu do czasu jakieś dzieciaki coś głupiego z daleka krzyczą, ale w sumie nic więcej.
No, pomijam fakt, że jak ludzie we wsi się "zwiedzieli że konie sprowadzam do domu" to największym problemem obgadywanym przez wszytskich w sklepie było to, kto po tych koniach będzie sprzątał na ulicy, jak zrobią conieco 😵, a po krowach to jakoś nikt kurka nigdy nie sprzątał... ehh.... co za społecznośc
A ja nawiąże do tematu piesków.... wracamy z lasu spacerkiem, mija nas pan z pieskiem (małym kundelkiem), pieso biegł luzem...
Kręcił się koło konia, ale nie atakjował, ot tak z ciekawości sprawdzał co to za duży zwierz. I było ok do puki nie podbiegł nas od tyłu - konikowi nie spodobało się ze ktoś zachodzi go z cichacza od tyłu i strzelił z zadu. Naszczęscie nie trafił.
ale gdyby tak tfu, tfu...udało mu się trzepnąc tego psiaka to ja nie ponosze odpowiedzialności?
Ja kiedyś dawno temu pojechałam w teren sama na kobyle, która generalnie była koniem antynterenowym. Z innymi końmi się ścigała, ponosiła, denerwowała sama wogole nie chciała od stajni odejść. Tego dnia się jakoś udało ja wypchnąć i całkiem fajny teren był. Nagle minął nas motor z pobliskiego motokrosu. Kiedy nas mijał jeszcze zawarczał silnikiem. Zatrzymałam się z koniem w stajni ( a byłam spory od niej kawałek). W dodatku po drodze mało nie stratowałam pani z psem - po prostu nie dało rady konia zatrzymać, a pani akurat wylazła na drogę ( nie jej wina oczywiście).
W wakacje u nas w stajni odbywały się zawody. Była straż pożarna, gdyż była susza i w razie pożaru musieli być obecni. Ja lonżowałam mojego młodego konia (który ogólnie jeszcze był bardzo nieobcykany bo od jakichś 2 tygodni w nowej stajni, a wcześniej to żył tylko stajnia – hala ) na placu w ustronnym miejscu z dala od zawodów. Nagle wielki, czerwony i ogólnie straszny dla konia wóz straży pożarnej przyjechał na tenże ogrodzony, niewielki plac w celu zawrócenia na nim. Objechał sobie mojego konia do okoła – panowie nawet nie krzyknęli, czy mogą wjechać, żebym konia potrzymała, czy zabrała. Po prostu się władowali. Na szczęście mój koń całkowicie się nimi nie przejął – nadal kłusował sobie na lonży równym tempem nawet na nich nie patrząc. Jeśli ludzie z służb publicznych mają tak mało zdrowego rozsądku, to czego się spodziewać po zwykłych obywatelach?
Ostatnio widziałam za to policjantów konnych wręczających mandat panom na quadach, więc czasem sprawiedliwość jest po naszej stronie
Straż pożarna akurat w tym kraju to najlpesza służba, jak nie mozna liczyć na policję czy pogotowie to na nich można, są najbardziej do ludzi. Ja kiedyś spotkalam wóz strażacki jadąc konno to wyłączył silnik jak przejeżdżałam. Może ci się jacys głupi trafili, wiadomo kretyni zdarzają się wszędzie.
Może ja trafiam na jakichś nieogarnietych 😉 Innego doświadczenia oprucz tego ze strażą nie miałam. Najleprze jest to, że mój młody potrafi robić na parwde ciekawe akcje, a wtedy był oazą spokoju.
W tym wątku to chyba każdy może opowiedzieć swoją historię... bo niestety ludzie są debilami...
Ja również miałam nieprzyjemną sytuację z motorami... otóż pojechałyśmy z koleżanką na rozluśniający, stępowo-kłusowy spacer do lasu. Droga do lasu jest żwirowa... w oddali dostrzegłyśmy kilka motorów, na których jacyś ludzie robili 'bączki' (nie wiem czy tak to można nazwać). Z racji, że mój koń jest raczej spokojny a i tak nie było innej drogi postanowiłysmy koło nich przejechać i jak będziemy się zbliżać poprosić żeby na chwilę przestali hałasować. Jednak nasz plan się nie powiódł... jak byłymy w znacznej odległości od nich, oni postanowili się na nas rozpędzić. Było ich chyba 4... jak tak na nas jechali z pełna prędkością (były to motory do crossu, więc trochę głośne i jeszcze te tumany czarnego kurzu za nimi) zaczęłyśmy krzyczeć do nich żeby zwolnili (wiem, że to bez sensu ale co miałyśmy robić) i machac rękami... Konie były juz trochę zaniepokojone... Droga nie była zbyt szeroka a z obu stron ograniczała nas szkółka leśna, więc nie było możliwości ucieczki w bok... Będąc kilka mertów od nas postanowili zwolnić, choć i tak jechali szybko... konie zaczęły się wiercić amy tylko sie modliłysmy, żeby w panice nie wpakowały się pod rozpędzony motor... Na szczęście mineli nas i nic nikomu sie nie stało...
Mój trener powiedział, że na nastepny raz da nam wiatrówkę w teren 😉
Ja ostatnio jak pojechałam między osiedlami i był jakis dzieciak na motorku to go wyłączył i włączył dopiero jak pojechałam daleko, pomimo że go nie prosiłam o to. Więc nie wszystkie dzieciaki są takie głupie, ten był w porządku, ale niestety wielu brak wyobraźni. Szczególnie wiejskie dzieci mogą myśleć, że koń to spokojne zwierzę, chłopskie zimniaki wszak raczej są sympatycznymi burkami. Ja trzymam konia blisko miasta i jednak mieszczuchy się koni troche obawiają i bardziej uważają co robią - dzieciaków ze wsi za to można się obawiać. W sumie co się dziwić, nudzi im się, rodzice je zostawiają w samopas i potem takie durne pomysły im do głow wpadają. w końcu to dzieci, ja też miewałam straszne pomysły jak byłam mała - co prawda nie strzelałam do zwierząt, ale np rzucałam jajakami w auta... A o moim rodzicach trudno powiedzieć, żeby mnie jakoś źle wychowywali. Ot po prostu dzieci są tępe 😀
Ostatnio tez nad Widawą jak byłam w terenie spotkałam panią z wielkim parasolem kolorowym, mój koń stanął jak wryty i tak stał a ja się zastanawialam co zrobi - pani pomimo że padało złożyła go jednak na chwile i okazało się, że lubi konie więc dała koniowi parasol powąchać, by się więcej nie bał. To był miły akcent. choć kilka minut później, koń mi się pod wałem rozpędził za bardzo galopem, bo wiecie - poczatek wiosny, folblutka.. :P Omal nie stratowałam jakiegoś psa, ale zatrzymałam sie na pobliskiej łące potem i podjechałam przeprosic przerażonych właścicieli. Także my koniarze tez możemy wydawać się niebezpieczni - co jakbym kogoś rozjechała bo mnie koń poniósł? CO prawda mój koń raczej jest kontrolowalny, ja zreszta jeżdże bez wędzidła i ufam, że mnie koń nie zabije, ale to jednak zwierzę. Ja znam koniarzy co jak jadą w teren specjalnie sie rozpędzaja by ludzie musieli uskoczyć im z drogi. Więc my tez sobie grabimy. Ja sie staram usmiechac do ludzi i mówić dzień dobry, często też daję pogłaskać konia - szczególnie jak widze mamy z dziećmi to się zatrzymuję i daje im spokojnie przejść, a jak chcą to mówię, ze koń spokojny i mozna pogłaskać. Ludzie się zazwyczaj bardzo garną do koni tylko czasem wstydzą czy boją zapytac czy mozna podejść 🙂
W moich okolicach spacerowicze dzielili się na trzy grupy pozytywni: o jaki ładny konik, można pogłaskać? neutralni: po prostu ignorowali negatywni: durnowata młodzież, robiąca hałas i starsze panie, narzekające na "te okropne konie, które wszystko niszczą" 🤔
Kiedyś jedna pani w bereciku poczęstowała mnie podobnym komentarzem, jak wjeżdżałam na plażę zimą. Jak ją mijałam, zamachnęła się w kierunku zadu mojego ówczesnego Bardzo Złego Ogra i chciała go uderzyć parasolką. Spytałam tylko, czy spieszy jej się do Świętego Piotra. Porażająca głupota, a mówią, że to młodzież jest be 🙄
Moje oztatnie zdarzenie z jakim miałam do czynienia pt. " Spotkanie z debilem na drodze z koniem w roli drugoplanowej" miało nietety wydźwięk negatywny w odniesieniu do koniarzy - bo debilem okazał się gościu na koniu a nie ten za kierownicą :P
Lena - jest jeszcze czwarty rodzaj - takich co drą się z odległości 100 m, żebym natychmiast tego konia zabrała, bo ich pozabija 😵 na pytanie - w jaki sposób - no, zrzuca mnie i rzuca się na nich tłukąc i zabijając ich kopytami. Ale jest tyle rodzajów zachowań, ile typów ludzkich po prostu. Takich zachowań, jak ze zdjęć Tomka też doświadczyłam 🙂