Julie, ale na filmach obecnie tez jest masa chudych kobiet. I ja jestem chuda chociaż wyciągam białe pieczywo, tonę makaronu tygodniowo i pierogi. I mam dużo chudych koleżanek :P
Julie, na moje to podstawowym powodem wymienionych zjawisk jest... stres. Dystres. Wieczne, a spychane w głąb poczucie zagrożenia. Ludzie m.in. jedzą bez umiaru, żeby lepiej się poczuć. Mnie tam zjedzenia kromki chleba nie zachęca do zjedzenia następnej (nie przepadam za pieczywem). Z "takich rzeczy" to skłonna jestem wierzyć w paskudny wpływ syropu fruktozowo-glukozowego. Uzależnienie jak od króplówek, no. Mam znajomych, którzy nie tylko nie tkną niczego z puszki czy z torebki, ale też w kuchni próżno szukać czegokolwiek z plastiku. To jakoś do mnie przemawia. Ceramika, szkło, drewno, emaliowane garnki... To tak... anty-rakowo.
Od 6 lat, w czerwcu mamy fuchę w gospodarstwie agro mojej teściowej. "Dzień dziecka". Czyli np. 30 maja 120 dzieci, 1 czerwca 180 dzieci, 2 czerwca 150 dzieci, 3 czerwca 120 dzieci... Zabawa, podchody, ognisko, oprowadzanka na konikach... My obsługujemy koniki oczywiście. Jest to męczące bardziej psychicznie niż fizycznie i dla nas i dla koni. 1-2 godziny tych oprowadzanek i po krzyku, koniki zarabiają na swoje siano/słomę na cały rok. Do czego zmierzam, od 6 lat osobiście widzę, dotykam i wrzucam na konie jakieś 500-600 dzieci w wieku 4-10 lat. Kilka lat temu tylko się dyskretnie podśmiewaliśmy, że kurna, co raz cięższe te bachory... W kolejnym roku to samo, no kurna jakie klocki, co raz częściej musiałam prosić mojego męża, żeby wrzucił mi dziecia także na mojego konia... za rok znowu, co raz więcej klocków, miałam poważne zakwasy w rękach i w plecach, nawet mój mąż (duży, silny chłop) zaczynał co raz bardziej stękać... rok temu już zaczęłam patrzeć na to badawczym wzrokiem, a w tym roku już patrzyłam dosłownie przerażona na kolejne grupy zbliżających się do nas dzieci. Niektóre jeszcze biegną, duża część się toczy. 🙁
Ja też dodam, że ludzie nie tylko nie doceniają roli stresu w tym wszystkim, ale też... braku snu. Chroniczny brak snu sieje ogromne spustoszenie w organizmie, ba, jest masa badań pokazujących, że 2-3 noce z bardzo małą ilością snu (<6) powoduje stan fatalny dla naszego metabolizmu, właściwie porównywalny do przedcukrzycowego. Do tego sieje to też ogromne spustoszenie w hormonach, promuje wydzielanie kortyzolu, promuje wszelkie możliwe stany zapalne i zaostrza choroby autoimmunologiczne. Żeby tego było mało, ludzie z deficytem snu mają ogromne parcie na jedzenie większej ilości pożywienia, niż normalnie by zjedli, a w dodatku wybierają możliwie najbardziej kaloryczne pokarmy. Żeby było ciekawiej, to chroniczny brak snu jest domeną Amerykanów, w sondażach dorośli amerykanie zwykle deklarują, że śpią ok. 6-7 godzin na dobę. Jest to też naród z bardzo dużą ilością przepracowanych godzin w tygodniu, co się bezpośrednio łączy z brakiem snu.
Brzmi znajomo? Dlaczego zatem o tym nie słyszycie tak, jak teraz robią wszyscy aferę o gluten? Ponieważ nie da się na tym zarobić 😎. Ludzie przyzwyczaili się do obwiniania wielkich koncernów jak Nestle o plagę otyłości, a prawda jest taka, że Nestle produkuje to, co mu się opłaca. Oni nie chcą nas zabić, oni chcą na nas zarobić, a wiadomo, że niesłodzone płatki nie są tak smaczne, jak płatki słodzone. Jak była histeria w latach '70 i '80 o tłuszcz i jego potworny wpływ na otyłość, to zaraz koncerny odpowiedziały produktami niskotłuszczowymi, z tym że coś musieli dodać dla smakowitości, a tym czymś był cukier. Teraz rynki się powoli dostosowują do nowej histerii i myślę, że tak max za 5 lat wypłynie nowa linia bezglutenowych produktów od Nestle. Zresztą już teraz rynek bezglutenowych produktów w krajach rozwiniętych dosłownie eksplodował, a ku uciesze producentów ludzie są w stanie dopłacać tylko po to, by mieć bezglutenowy chleb czy jeszcze coś innego. Aż strach pomyśleć, jakie konsekwencje tego zobaczymy za 20 lat 😉
Ja uważam, że ludzie widzący manipulacje Nestle, powinni być też wrażliwi na manipulacje podmiotów, w których ramiona wpadają w ucieczce przed koncernami. Zwłaszcza z perspektywy badań nad glutenem, które pokazują jeszcze raz, że deklaracjom ludzi nie można ufać, ponieważ w warunkach laboratoryjnych, przy podwójnej ślepej próbie, bardzo duża liczba osób rzekomo "nietolerujących glutenu" deklarowała objawy gastryczne nawet wtedy, kiedy nie podawano im żadnego glutenu. Wytłumaczono to efektem nocebo. Oczywiście nie wyjaśnia to wszystkich 'nietolerujących' glutenu, ponieważ celiakia jest prawdziwa, alergie pokarmowe są prawdziwe, wskazuje się pewną grupę ludzi cierpiących na nieceliaklną nadwrażliwość na gluten - i ta grupa jest ZNACZNIE mniejsza, niż wynika z deklaracji.
I jeszcze jedna rzecz pod rozwagę: problem otyłości jest problemem niezwykle złożonym i każda deklaracja wskazująca jeden tylko powód - chociażby ten nieszczęsny gluten - jest imho po prostu naiwna. Otyłość może wynikać z całego kalejdoskopu różnych czynników, chociażby właśnie wymienionej przez halo skłonności psychicznej do radzenia sobie ze stresem poprzez jedzenie, są też komponenty genetyczne, zdrowotne, wspomniany wyżej brak snu i setki innych rzeczy. Gdyby to było takie proste że wystarczy odstawić pszenicę, to zapewniam was, że już by to było powszechnie wiadome. Ludziom się wydaje że jakieś wielkie koncerny blokują tę wiedzę, ale pamiętajcie że takie kraje jak USA czy UK mają bardzo duży interes w tym, żeby walczyć z otyłością, ponieważ najzwyczajniej w świecie tracą przez nią góry pieniędzy każdego roku. Koncerny też nie są skazane na sianie co roku pszenicy, więc to nie jest tak, że MUSZĄ walczyć z prawdą, bo inaczej zbankrutują.
Pracuje w koncernie farmaceutycznym i widze jak producenci odpowiadaja na zapotrzebowanie klienteli. Nie po to, zeby ich otruc 🤣, ale po to, zeby zarobic pieniadze. Liczy sie zysk. Aktualny przyklad- szalenstwo na punkcie oleju kokosowego? No to my mamy juz wszystko mozliwe na bazie tego oleju 😀 Strach przed cukrem? Strach przed aspartamem? My juz mamy wiekszosc produktow sugarfree, slodzone stewia 😉
Ponieważ po ciąży mój organizm oszalał, a mój komfort życia drastycznie spadł, życie towarzyskie zamarło (wszystko z przyczyn dolegliwości trawiennych) zaczęłam szukać przyczyn. Mam od dziecka jazdy z tarczycą, po latach zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie tarczycy, więc poszłam w tym kierunku. Różne kombinacje i eksperymenty dietetyczne przeszłam i dopiero odstawienie glutenu dało mi żyć. Ale wciąż byłam kulka i te kilogramy za nic stracić się nie chciały. Potem zaczęłam swój "romans" z dietą paleo i tzw protokołem autoimmunologicznym - w skrócie żadnych zbóż i pseudozbóż (nawet tych bezglutenowych). Zbiegło się to w czasie, gdy po pół roku ponownie spotkałam pewnego bardzo sympatycznego lekarza, tylko ... było go o 25 kg mniej. - Ale doktor schudł! Jak doktor to zrobił? - Przestałem jeść. - Ale tak całkiem, całkiem? - No nie, czasami coś jem. Okazało się, że zdiagnozowano u niego cukrzycę, "od zawsze" ma też insulinooporność. Młody chłop, no to się trochę wystraszył. Tak się zawziął, tak zmienił myślenie o jedzeniu i priorytety dotyczące żarcia, że schudł i trzymając dietę daje radę bez leków mieć cukier na znośnym poziomie. Powiedział mi jedno "My po prostu za dużo żremy, a to wszystko siedzi w głowie. Jak sobie w głowie przeredagujemy i poukładamy, to potem już z górki."
Pomyślałam "to on z cukrzyca i insulinoopornością schudł, a ja kur...a z hashimoto nie schudnę!!!?" No i zmieniłam myślenie i kilogramy lecą. Jem mało, serio mało, jak na "obecne standardy", ale głodna nie chodzę. Po prostu zaczęłam słuchać organizmu, jeść mniej i powoli wtedy, gdy organizm się domaga, aż się okazało, że wystarcza mi 1/2 tego, co do tej pory. A wydawało mi się, że tak mało jem! Dalej trzymam dietę zalecaną przy chorobach autoimmunologicznych, choć nie drastycznie, bo się dobrze na niej czuję, a moje flaki są spokojne.
Tak, uważam, że gluten serwowany w takich ilościach jak w dzisiejszych czasach to straszne gówno, które pustoszy nasze jelita, a przez to układ immunologiczny i cały organizm i to gluten (w ogromnych ilościach) jest odpowiedzialny za wiele z chorób układu immunologicznego oraz wszelkie jelita drażliwe i inne nierozpoznane zespoły układu trawiennego. Tak, uważam, że syrop glukozowo-fruktozowy to uzależniające gówno, rozpieprzające gospodarkę cukrową, którego spożywanie prowadzi do otyłości i cukrzycy. Tak, uważam, że "chemia" walona do żarcia jest szkodliwa i trująca, że wiele z tych związków organizm nie jest w stanie wydalić. Tak, uważam, że dzisiejsze jedzenie jest "śmieciowe". Uważam również, że niektórzy ludzie mają predyspozycję do różnych chorób, w tym otyłości, cukrzycy, ale bez dostarczenia do organizmu czynnika aktywującego, taki człowiek nie zachoruje.
Ale jesteśmy grubi, bo za dużo żremy. Pomijam powody, dlaczego tak dużo jemy, tak kalorycznie i w takich ogromnych ilościach: czy jesteśmy od małego uzależniani od cukru, czy wmawia nam się, że dla zdrowia trzeba jeść to i tamto i jeszcze owo i często i regularnie, czy promowana piramida żywieniowa jest z dupy wzięta, a zapotrzebowanie kaloryczne zawyżone, czy jemy, żeby poczuć się szczęśliwymi, czy jeszcze z innych powodów - bezpośrednim powodem otyłości, jest to, że się za dużo żre.
z perspektywy badań nad glutenem, które pokazują jeszcze raz, że deklaracjom ludzi nie można ufać, ponieważ w warunkach laboratoryjnych, przy podwójnej ślepej próbie, bardzo duża liczba osób rzekomo "nietolerujących glutenu" deklarowała objawy gastryczne nawet wtedy, kiedy nie podawano im żadnego glutenu. Wytłumaczono to efektem nocebo. Oczywiście nie wyjaśnia to wszystkich 'nietolerujących' glutenu, ponieważ celiakia jest prawdziwa, alergie pokarmowe są prawdziwe, wskazuje się pewną grupę ludzi cierpiących na nieceliaklną nadwrażliwość na gluten - i ta grupa jest ZNACZNIE mniejsza, niż wynika z deklaracji.
Jasne, celiakia, nietolerancja, czy alergia na gluten wcale nie dotyczy wielu osób. Większość ludzi toleruje gluten, który mimo tego im szkodzi powoli i po cichu - zaklejając jelita, a za tym ciągnie się cały szereg poważnych dolegliwości, tak jak wspomniała ElMadziarra.
I jeszcze jedna rzecz pod rozwagę: problem otyłości jest problemem niezwykle złożonym i każda deklaracja wskazująca jeden tylko powód - chociażby ten nieszczęsny gluten - jest imho po prostu naiwna. Otyłość może wynikać z całego kalejdoskopu różnych czynników, chociażby właśnie wymienionej przez halo skłonności psychicznej do radzenia sobie ze stresem poprzez jedzenie, są też komponenty genetyczne, zdrowotne, wspomniany wyżej brak snu i setki innych rzeczy. Gdyby to było takie proste że wystarczy odstawić pszenicę, to zapewniam was, że już by to było powszechnie wiadome. To oczywiste, że problem jest złożony. Ale ponieważ poznałam kolejne żywe dowody na to, jak bardzo NIEKTÓRYM gluten może szkodzić, zainteresowało mnie to. Jedno jest pewne: Osoby borykające się z problemem otyłości i depresji powinny zbadać tarczycę (antyciała i tsh), bo może się okazać, że warto spróbować odstawić gluten. Na razie tyle wiem w temacie i czytam z ciekawością wszelkie newsy. Myślę, że "histeria glutenowa" nie zaczęła się bez powodu.
ElMadziarra, czytałaś o diecie Kopehnaskiej? to dieta bardzo drastyczna, w której prawie nic nie należy jeść. Jakieś 10 lat temu próbowałam, bo koleżanki miały efekty. I co? Bóle głowy, krew z nosa, osłabienie i 3 kg mniej (woda zapewne). W gratisie rozwalony metabolizm.
Ja jestem jednak zwolenniczką teorii, że jedzenie to paliwo = nie pojedziesz daleko, jak nie zatankujesz, ale warto dbać o dobre paliwo.
A koncerny chcą zarobić, żeby zarobić muszą produkować tanio i potem mamy na półkach to co mamy.
A ja jestem zwolenniczką teorii, że każdy jest inny i tak, jak niektórzy nie potrzebują wiele jedzenia, tak inni mogą bezkarnie wcinać, ile wlezie. Miałam koleżankę w pracy, która żarła, jak słoń. Dosłownie. Ilości jedzenia, jakie wchłaniała były zdumiewające. Dwa lata ją już znam i w ogóle nie przytyła, mało tego - kupiła sobie drugiego konia i przez większą liczbę fizycznej pracy jeszcze bardziej schudła. I najlepsze, że pytała się mnie non stop "czemu tak mało jesz". A ja nie jadłam mało, po prostu jadłam tyle, ile potrzebowałam, aby się nasycić, gdybym jadła tyle, co ona, to bym chyba podwoiła własną masę.
Jeszcze jeden powód, czemu ludzie tyją, a nie został on wspomniany - odwodnienie. Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, że są odwodnieni. Napoje gazowane w puszkach, produkty przetworzone zawierające sporo soli, zastąpienie picia wody colą - to sprawia, że się odwadniamy, a to powiększa u nas poczucie głodu, nie wspominając jeszcze o zmęczeniu, zawrotach głowy.
bera7 czytałam, stosowałam,zresztą czego ja kiedyś nie stosowałam, łącznie ze słynną dietą grejpfrutową i śmiertelnym mezitangiem. Prawie pogodziłam się z tym, że z hashimoto nie da się schudnąć (na dłuższy czas). Aż zobaczyłam tego chłopa i szczęka mi opadła. Ale jak sobie poprzestawiałam w głowie podejście do jedzenia zupełnie, to też zaczęłam chudnąć. Dla nas, ludzi XXI wieku jedzenie dawno już przestało być zaspokajaniem głodu, dostarczaniem paliwa, przynajmniej dla większości.
ikarina masz rację,każdy ma inne zapotrzebowanie energetyczne i inne możliwości spalania i magazynowania. Sztywne wytyczne się nie sprawdzają. Ci co przetwarzają "wszelkie ilości" pożywienia na energię raczej problemu z nadwagą nie mają,może tylko z ADHD 😉
ikarina, widać ta koleżanka nie miała problemu z metabolizmem, a to klucz to tego czy możemy sobie pozwolić na jedzenie lub nie. Ja zawsze się śmiałam, że jestem jak koń WLKP - świetnie wykorzystuję paszę. To nie wątek o odchudzaniu, więc nie będę wchodzić na OFF. znam kilka przypadków, gdzie odstawienie glutenu pomogło w zrzuceniu kilkunastu kg. Z tego większość to ludzie z problemami tarczycowymi, którzy powinni być wg mnie diagnozowani pod kątem Hashimoto.
Julie, wiesz co, jeśli zaklejanie glutenem jelit jest niezauważalne nawet w testach klinicznych badających człowieka wzdłuż i wszerz, to robi się z tego trochę jak teza o niewidzialnych trollach pod każdym mostem w Polsce - no niby można tak twierdzić i nikt tej tezy nie obali, ale... 😉
Powołujesz się na chorobę autoimmunologiczną, a z tym jest jeszcze większy szkopuł, ponieważ chorób autoimmunologicznych jest całe spektrum, każda z nich trochę inna, a do tego to są tak mało przewidywalne choroby, że nawet reumatolodzy nie są w stanie na ogół powiedzieć pacjentowi np. choremu na RZS czy za 5 lat będzie super sprawny, czy może całkiem zaatakowany przez chorobę. Dużo chorób autoimmunologicznych ma też tzw. rzuty i okresy względnego spokoju, które również trudno przewidzieć i prawda jest taka, że jeśli masz wystarczająco dużo szczęścia, to "zaleczysz" sobie chorobę eliminując z diety truskawki tylko dlatego, że ich eliminacja zbiegła się z chwilowym wycofaniem choroby. Dlatego zawsze trzeba być super ostrożnym przy wskazówkach typu "odstaw gluten i wyzdrowiejesz" - jeśli przekonasz wystarczająco dużo takich osób, żeby odstawiły gluten, to na pewno któraś z nich akurat będzie wchodziła w okres względnego spokoju. Ostatnio słyszałam o bulwersujących praktykach, w których chorych na SM przekonywano, że tak naprawdę mają boreliozę i potrzebują długiej kuracji antybiotykowej, po której wyzdrowieją. No i części z nich naprawdę się poprawiło, tyle że poprawiłoby im się też po wodzie święconej, właśnie dlatego że choroba może atakować i się wycofywać i nikt nie ma nad tym jakiejś specjalnej kontroli.
Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy sobie wmawiają że odstawienie glutenu im pomogło w poskromieniu choroby autoimmunologicznej - twierdzę jedynie, że w przypadku takich chorób naprawdę tylko niewielki procent złotych rad sprawdza się (niemal) zawsze, wśród takich rad jest ograniczanie stresu i wysypianie się. Co kolejny raz jakoś nie chwyciło wśród chorych, ponieważ po pierwsze - trudno na tym zarobić, po drugie - trudno pacjentowi naprawdę zastosować się do takich rad, chyba nawet trudniej niż przejść na dietę bezglutenową.
Każde inne rady można podsumować pięknym powiedzonkiem "jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie"... i po prostu trzeba patrzeć na własny organizm, reagując zgodnie z jego potrzebami. Tak jest też z glutenem, wystarczy popytać reumatologów; niestety to nie jest złota metoda dla wszystkich, badania kliniczne mówią raczej o "poprawie części osób, prawdopodobnie również ze względu na odstawienie glutenu, ale trzeba wykonać więcej badań" itd... Z drugiej strony warto spróbować, ponieważ przy chorobach autoimmunologicznych dużą rolę odgrywa psychika, być może komuś się polepszy z samego efektu placebo - ale skoro się polepszyło, no to czemu nie?
Tylko to nadal jest wszystko tylko o chorych na choroby autoimmunologiczne i nie ma się nijak do reszty społeczeństwa. Pamiętajmy, że choroby autoimmunologiczne to jednak CHOROBY i przekładanie zaleceń sprawdzających się u jakiejś części spośród chorych na resztę społeczeństwa jest no... mało sensowne. Podobnie jak mało sensowne jest zakazywać intensywnego ruchu fizycznego zdrowym ludziom, bo ci z chorobami stawów powinni takich aktywności unikać. Oczywiście znowu: nikt nie umarł od wykluczenia glutenu z diety o ile potrafi sobie skomponować nowy jadłospis zgodnie ze sztuką. Więc w sumie jak ktoś bardzo chce, to czemu by nie pójść tą drogą. Tyle że to nadal nie oznacza, że należy walczyć z glutenem pod każdą postacią bo to niszczyciel i zabójca.
busch, Bardzo mądrze prawisz, dziękuję Ci za podzielenie się spostrzeżeniami. :kwiatek: Ja się nie znam (albo jeszcze nie znam) tylko szukam winnych chorobliwej otyłości w rodzinie mojego męża, bo boję się, że to może dotyczyć mojego dziecka. Badam temat. W kwestii tarczycy i glutenu bardzo dużo puzzli pasuje mi jak ulał do tej układanki. Właśnie dlatego poruszyłam te sprawy na naszym forum, chcę się dowiedzieć więcej. Jeszcze nie mam sprecyzowanych poglądów, więcej się okaże po badaniach tarczycy, które zamierzamy zrobić.
Julie, ja mysle, ze mozesz byc na dobrym tropie z tymi zbozami, niezaleznie od tego, czy chodzi o gluten konkretnie czy jakas inna substancje np dodawana w mlynach, czy dajmy na to, sklad flory bakteryjnej jelit przy poszczegolnych dietach 😉 To ze nauka nie donosi o jakichs zwiazkach nie jest dowodem na tych zwiazkow nieistnienie. Glutenowa padaka to kwestia ostatnich lat, a ja slysze o zbawczym wplywie ograniczania w diecie zboza i odejscia od tradycyjnej piramidy zywienia od bardzo dawna i z roznych zrodel. Pierwszy raz to chyba z 15 lat temu mowil mi o tym moj tato, ktory jest troche zdrowotnym frikiem. Wtedy dorwal jakas ksiazke, w ktorej bodajze polski autor twierdzil, ze biale pieczywo i makaron to samo zlo. Na ograniczaniu tychze oparta jest tez np. dieta kwasniewskiego i south beach. Tak, ze moze cos byc na rzeczy.
A ja od siebie chciałabym dodać jeszcze taki mały akcencik -> http://www.dailymotion.com/video/x2n35z3 Dla wszystkich tych , którzy interesują się toksykologią oraz żywieniem serwowanym nam przez korporację. O co dokładnie chodzi z cukrem.
I wiecie co te lobby przede wszystkim bazują na naszej ignorancji. Pakują w żywienie coraz więcej śmieci, zawyżają poziomy cukru, przy czym bezczelnie winę za nadwagę wskazują siedzący tryb życia. A tak nie jest. Bo prędzej zniszczymy nasz organizm wysiłkiem ( kontuzje, zużycie stawów) jak spalimy w ciągu godziny/ dwóch chemię pakowaną nam do żarcia. Cukier uzależnia w takim samym stopniu jak narkotyk.
Edit: Zastanawia mnie kiedy w głównej mierze POLACY przetrą oczy i zrozumieją że posiłki które pakowali w siebie jeszcze 15 lat temu nie maja nic wspólnego z dzisiejszymi? To już nie są te same pomidory, to już nie jest ten sam chleb nawet ten sam cukier pakowany w słodycze. To nie sa te same nasiona- one są coraz mocniej modyfikowane pod hasłem - urodzaju i odporności na warunki zewnętrzne. Nie musi byc to nawet GMO- szczepka, rentgen, antybiotyk i gotowe. Już od środka są skażone toksynami, chemią a zanim zakazany zostanie główny składnik to muszą minąć miesiące od badan. A my to wszystko wprowadzamy w organizm. To juz nie są żarty.
busch,ElMadziarra,Naboo, jak to miło czytać sensowne wypowiedzi!
zabeczka17, wiesz, ale nikt nie utyje o ile nie je ZA DUŻO. Kalorii. Jeśli je sam cukier (a nie przekracza liczby potrzebnych mu kalorii) to nie utyje. Tak, będzie chodzić głodny, będzie mieć jazdy nastroju, będzie mieć rozliczne niedobory, jelita będą wariować od braku koniecznej "masy przerobowej" - ale nie utyje. Przykład skrajny.
Teraz pozwolę sobie na żart. Już wiem, dlaczego głupota tak się szerzy na świecie! Bo ludzie jedzą coraz mniej cukru (winogron itp.)! A wyższe czynności kory mózgowej zamierają bez dostaw czystej glukozy. Dam medal temu, kto udowodni, że tak NIE JEST 😀
Może coś w tym jest. Ja wprowadziłam do swojej diety rano na czczo wodę z miodem (takim prawdziwym, z polskich sprawdzonych pasiek) i mam wrażenie, że szybciej rano wchodzę w tryb funkcjonalny, bo rozruch to ja zawsze miałam mega długi. Przed południem zazwyczaj królują w moim menu owoce i wtedy dobrze mi się funkcjonuje w pracy, gdy potrzebuję koncentracji i jasności umysłu.
edit./ A wprowadziłam ten miód z całkiem innych powodów. Z powodu przewlekłego stanu zapalnego miałam anemię (z niedoboru żelaza), a czytałam, że żelazo z miodu jest jednym z najlepiej przyswajalnych, do tego miód zwalcza stany zapalne w naszym organizmie i ma własności antybiotyczne. Postawiłam na miód gryczany lub spadziowy jako najsilniejsze "antybiotyki" i z największą zawartością żelaza.
halo powiem Ci tak , ta teoria ma sens jeśli pożywienie jest samo w sobie naturalne czyli nie jest napakowane chemią, hormonami, antybiotykami. Wybacz oglądając programy naukowe w których są konkretne wyniki badan jestem skłonna stwierdzięc- jestes w błędzie. I tyle w tym temacie.
zabeczka17, ale czy na tych wszystkich zacukrzonych produktach są informacje, ile to cukru, kalorii, tłuszczy utwardzonych? Podpowiem: TAK. Wystarczy spojrzeć na opakowanie, nikt nas nie oszukuje i nie mówi, że ta paczka chipsów jest zdrowa i niskokaloryczna, wystarczy prowadzić aktywny tryb życia i możesz się nią obżerać. Nie. Zamiast tego masz boleśnie jasno wypisane na opakowaniu, że nawet jakaś żałosna garstka chipsów to Twoje 35% potrzebnych kalorii na ten dzień (liczby wyjęte z dupy, nie mam przy sobie paczki chipsów). Jedyny problem w tym, że ludzie nie chcą tego czytać, nie chcą być świadomi że paczka ciastek to połowa ich dziennego zapotrzebowania na kalorie, nie chcą wiedzieć że jeśli ją zjedzą, to nie spalą jej nawet w 3 godziny fitnessu z Chodakowską. Tylko nie wiem, dlaczego obwiniasz koncerny - powinni utrzymywać hostessy przy stoiskach z niezdrowym żarciem, które będą te informacje - dostępne na każdym opakowaniu - głośno i wyraźnie powtarzać klientowi? W dodatku ja akurat jestem zwolenniczką wolnego wyboru dla ludzi i jeśli chcę zjeść paczkę ciastek, to nie mam ochoty pokazywać swojego dowodu osobistego, zaświadczenia lekarza że mogą czy podobnych bzdur - no widocznie chcę być grubym kaszalotem i już. ALBO jestem świadoma, co kupuję i np. zjem dziś mniej na pozostałe posiłki czy coś. Przecież to nie jest tak, że Nestle zmusza biednych ludzi, żeby jedli batoniki. Wystarczy spojrzeć na te wszystkie dietetyczne portale, bezglutenowe portale itd - wszędzie ludzie się wyprzedzają w umieszczaniu setek przepisów, jak by tu zjeść coś słodkiego na danej restrykcyjnej diecie. No tak jest że ludzie kochają słodkie i tłuste, gwarantuję, że gdyby ludzie kochali zdrowe i niskokaloryczne, to by Nestle produkowało na masową skalę niesłodzone płatki owsiane, krojoną marchewkę i paczki siemienia lnianego. Ale ludzie nawet jak kupują "zdrowe ciastka zbożowe", to chcą, żeby one było napakowane cukrem, bo dzięki temu są TAKIE DOBREEE 😁
Co do rentgenu na roślinach, była to metoda popularna w pierwszej połowie XX wieku i obecnie się jej raczej nie stosuje, to raz. Dwa - odnoszę wrażenie, że nie wiesz za bardzo, co to oznacza. To nie jest tak, że te roślinki, które Ty jako odbiorca kupujesz, są napromieniowane. Kiedyś były bo ludziom odbiło od wynalezienia RTG, ale szybko od tego odeszli jak się zorientowali, że to jest niebezpieczne dla zdrowia.
Generalnie uprawa roślin od zarania dziejów była związana ze zmianą roślin pod nasze widzi mi się. Wystarczy obejrzeć starożytną kukurydzę, starożytne truskawki, brokuły itd., żeby się zorientować, że ludzie zaczęli zmieniać rośliny na długo przed tym, jak wymyślili rentgen. Bo jest tak, że każda populacja raz na jakiś czas wypuszcza osobnika, który ma mutację jakiegoś genu i w większości przypadków oznacza to, że ten osobnik ma przerąbane (np. u ludzi zespół Downa i inne), ale czasami, bardzo czasami, po kilkudziesięciu latach zdarza się przydatny mutant. I tego mutanta ludzie dalej rozmnażają bo np. daje większe owoce czy coś. Problem polega na tym, że może i mutacje same w sobie nie są takie rzadkie, ale za to mutacje pożyteczne - są BARDZO rzadkie. To trochę jak rzucać kamieniami w samochód i liczyć na to, że ten rzut jakoś poprawi funkcjonalność tego auta. No w 99% przypadków nie poprawi.
Teraz naświetlanie roślin powoduje, że same mutacje występują dużo częściej. Dalej zdecydowana większość tych mutacji jest nikomu niepotrzebna, ale z samego efektu skali wynika, że częściej zdarzy się roślinka z jakąś dobrą mutacją. I tę roślinkę się rozmnaża. Tylko że faza naświetlania jest laboratoryjna, natomiast do sprzedaży trafiają potomkowie potomków potomków, którzy nic nigdy nie mieli naświetlonego. Możesz powiedzieć - no tak, ale przecież nie mamy kontroli, co tam się zmieniło w tej roślince poza tym, że jest większa, ładniejsza itd. Ja odpowiem - no pewnie że nie mamy, ale dokładnie tak samo jest w przypadku całkowicie naturalnych mutacji. No coś tam się źle podzieliło w roślinie i nagle jest trochę większa, ale nie powie nam (w obu przypadkach), co jeszcze się zmieniło w związku z tym. Ale podejmujemy takie ryzyko, ponieważ inaczej nadal byśmy mieli takie arbuzy, jak ten po lewej:
Teraz już mamy GMO, której jest DUŻO BARDZIEJ bezpieczne od naświetlania roślin, ale ludziom odbiło bo GMO brzmi strasznie i w ogóle, więc nadal jest ogromny opór ze strony konsumentów i udało się przepchnąć tylko niektóre rośliny GMO. Dlaczego GMO jest dużo bezpieczniejsze? Ponieważ wcześniej naświetlaliśmy rośliny i trzymaliśmy kciuki, żeby zmutowały w jakiś dobry dla nas sposób, a teraz w laboratorium wybieramy sobie tylko jeden gen, np. gen o którym wiemy, że zmienia wielkość owocu danej rośliny, i zmieniamy tylko ten jeden gen - dzięki czemu mamy dużo większą kontrolę nad tym, co to będzie za nowa roślina. Wiem, że GMO kojarzy się tylko roundupem i zdaję sobie sprawę, że to nie jest wszystko takie różowe i koncerny chcą zarobić, co może powodować szkodliwe praktyki. Jestem całkowicie za patrzeniem im na ręce i pozywaniem ich, kiedy cokolwiek się okaże w jakikolwiek sposób szkodliwe. Natomiast boli mnie, że zamiast tego zaczęło się polowanie na czarownice, jakimi jest GMO, podczas gdy starsze, mniej skuteczne i bardziej ryzykowne metody mają wszyscy głęboko w dupie i nikt nie kontroluje roślin, których geny były zmieniane w inny sposób, niż najbardziej nowoczesny i skuteczny. Dla nieprzekonanych polecam np. poszukać informacji na temat tzw. "złotego ryżu", który wzbogacony jest o witaminę A i mógłby uchronić bardzo wiele azjatyckich dzieci przed oślepnięciem. Nie wiadomo natomiast, czy i kiedy wejdzie na rynek, ponieważ odbyło się już polowanie na czarownice i zniszczyli ośrodek fundacji Rockefellera, który pracował nad oddaniem tego ryżu do sprzedaży. O złotym ryżu z wikipedii (wiem halo, trochę ze mnie hipokryta, ale czytałam o tym gdzieś indziej i nie chce mi się teraz szukać, gdzie to było :P):
Według raportów WHO w roku 2009 i 2012 niedobór witaminy A (VAD) występował u 190-250 mln dzieci w wieku przedszkolnym. Śmiertelność związana z VAD wynosi 24-34%. W roku 2009 niedobór witaminy A był przyczyną śmierci około 8,1 mln dzieci w wieku poniżej 5 lat. Opracowane dotychczas wersje złotego ryżu zawierają do 37 μg prowitaminy (łączna ilość karotenoidów ulegających przekształceniu do witaminy A) w gramie suchej masy ziaren[5]. Badania medyczne wykazały, że stworzona przez naukowców odmiana ryżu jest w stanie zaspokoić potrzeby organizmu człowieka. Oznacza to, że zarówno odpowiednia ilość karotenoidów jest przyswajana, jak i powstaje z nich odpowiednia ilość witaminy A[6]. Miska ugotowanego ryżu (100-150 g) jest w stanie zaspokoić około 60% dziennego zapotrzebowania na witaminę A dzieci w wieku 6-8 lat[5].
Jak widać, GMO to dużo bardziej skomplikowany temat, niż się wydaje i część roślin GMO może mieć zły wpływ na środowisko, część z nich natomiast może mieć świetny wpływ na ludzkość. Niestety debata publiczna skupiająca się na detalach nie jest specjalnie modna i zamiast tego słyszymy tylko że "UE CHCIE DOPUŚCIĆ GMO, OLABOGA, ZABIJOOO NAS!!!!"
Niestety debata publiczna skupiająca się na detalach nie jest specjalnie modna i zamiast tego słyszymy tylko że "UE CHCIE DOPUŚCIĆ GMO, OLABOGA, ZABIJOOO NAS!!!!" busch, trudno o inną formę jak 99% ludzi nie wie co to w zasadzie jest GMO, że już nie mówiąc o bardziej zaawansowanych kwestiach w stylu po co i jak w zasadzie się to wykonuje (nawet w bardzo uproszczonej wersji). To o czym z takimi ludźmi rozmawiać skoro to dla nich dość abstrakcyjny temat.
Przecież tu stronę temu padło stwierdzenie, że w zasadzie to mleko UHT jest szkodliwe, bo jest sterylizowane metodą UHT...
zabeczka17, ale czy na tych wszystkich zacukrzonych produktach są informacje, ile to cukru, kalorii, tłuszczy utwardzonych? Podpowiem: TAK. Wystarczy spojrzeć na opakowanie, nikt nas nie oszukuje i nie mówi, że ta paczka chipsów jest zdrowa i niskokaloryczna, wystarczy prowadzić aktywny tryb życia i możesz się nią obżerać.
Na puszkach też masz napisane że wpierniczasz BPA, które w znaczący sposób wpływa na metabolizm niejednego człowieka? Ja nie mierzę ludzi jedną miarą i nie mówię ze każdy. jednak faktem jest - jesteśmy pakowani tym gó...em jak gąski.
Busch, no wlasnie nie masz napisane jakie masz tłuszcze. Na zachodzie jest obowiązek podania ile jest tłuszczy trans, które sa najbardziej niezdrowe. W Polsce tego nie ma.
Halo, ja tez sie zgadzam, ze ludzie jedzą za duzo ale jedzenie teraz jest gownianej jakosci. Np mleko UHT (które nota bene nie jest tak samo zdrowe jak pasteryzowane czy filtrowanie co niektórzy zdają sie tu sugerować) ma znacznie mniej wartości odżywczych, a zwłaszcza jak poleży sobie kilka miesięcy na polce. Natomiast kalorii jest w nim wciąż tyle samo. Aby uzyskać ta sama ilośc witamin i mikroelentow trzeba go wypić więcej niż świeżego prosto od krowy. Ten problem dotyczy coraz większej liczby produktów. Istnieje takie pojęcie wsród dietetykow jak otyłość z niedożywienia i po prostu coraz łatwiej o taka. Przykład taki, ze zdarzyło mi sie kupic na bazarku włoszczyznę, z której zupa nie miała smaku i musiałam ja wylać. Próbowałam potem marchewek i były jak zrobione z plastiku. Dla odmiany, kiedy babcia przywozi mi z działki marchewki, to cała kuchnia nimi pachnie. To samo dotyczy np jajek, sklepowe zerówki nie maja podjazdu do wiejskich od grzebiącej kury. Te wsiowe sa pełne smaku i nawet nie trzeba ich solic. 20 lat temu takiej żywności jak plastikowa włoszczyzna w Polsce nie było. Zjadło sie "byle co" bo wszystko było zdrowe i nawet jak sie popilo herbata z 3-ma łyżeczkami cukru to pewnie nie miało takiego znaczenia jak dzisiaj.
Ludzie kochają słodkie, bo kiedyś natura wymyśliła te "pożądanie" słodkiego, aby człowiek dostarczał sobie w pożywieniu witamin, żeby mu się chciało wleźć na najwyższe drzewo, żeby zdobyć choć jeden malutki słodziutki owoc. Cejrowski te mechanizmy kiedyś tłumaczył. Natura to dobrze wymyśliła, ale nie w dobie łatwo dostępnego, rafinowanego cukru.
Te całe gówno, które jest pakowane do żarcia, nienormalne ilości węglowodanów, a zwłaszcza cukrów prostych, oprócz innych negatywnych działań na nasz organizm, rozwala mechanizmy normalnie działające w zdrowym organizmie. Ludzie chorzy, z rozwaloną gospodarką cukrową, tłuszczową, hormonalną jedzą i magazynują, zamiast przerabiać pożywienie na energię. Nawet jak taki człowiek mało je, to choć dostarcza sobie za mało paliwa, to wciąż magazynuje (tkanka tłuszczowa się odkłada), zamiast spalać, przez co wciąż energii ma za mało. Żeby choć trochę schudnąć musi stosować diety głodówkowe, ale to i tak działa na krótką metę, bo jak tylko zacznie się normalnie odżywiać ma powtórkę z rozrywki. Oczywiście takie rozpieprzenie organizmu może i działać w drugą stronę. Po ciąży moja tarczyca oszalał. Zaczęło się od krótkiej niedoczynności, potem wpadłam w nadczynność. Jadłam za trzech i chudłam, i popierdzielałam jak z motorkiem w tyłku. Wymyśliłam sobie, że wspomogę się racjonalną dietą, to i zdrowiej będzie zwłaszcza, że matka karmiąca byłam, a przy tym szybciej zrzucę zbędne kilogramy. Niestety nie zdążyłam. Wpadłam w niedoczynność i zaczęłam tyć mimo, że jadłam mniej i racjonalniej niż wcześniej. A i cała para ze mnie zeszła. Moja kumpela, która całe życie miała niedowagę i nie była w stanie przytyć, gdy zachorowała na kolagenozę bardzo szybko roztyła się do rozmiarów monstrualnych.
Z glutenem to jest tak, że dawniej nie był tak wszechobecny we wszystkim (czytam etykiety, obecnie gluten nawet w konserwach rybnych jest, nie wspominając o wędlinach i nabiale), zboża, zwłaszcza pszenica, nie zawierały go aż tyle co teraz (pszenne bułki były kluchowate, a nie puszyste i leciutkie), a i sposób wypiekania pieczywa był inny. Kultury bakteryjne wykorzystywane do pieczenia chleba wstępnie ten gluten "przetrawiały"' więc jelita naszych przodków nie obrywały "czysty glutenem" i dawały sobie radę z trawieniem bez konsekwencji. Gluten jest głównym czynnikiem odpowiedzialnym za tzw. nieszczelność jelit, która przez wiele lat ignorowana przez lekarzy, obecnie coraz częściej jest wskazywana jako czynnik inicjujący dla szerokiego spektrum chorób autoimmunologicznych i nie tylko. Nie da się również zaprzeczyć, że coraz więcej ludzi na te choroby zapada. Głównym powodem jest wszechobecny gluten, który niszczy kosmki jelitowe i upośledzona flora jelitowa (głównie przez zbyt dużą podaż cukru). O ile zdrowy organizm z rozsądnymi ilościami glutenu potrafi sobie poradzić, tak nadmiar tego białka w pożywieniu prowadzi do choroby, powoli, ale nieuchronnie. Tolerancja dla każdego też jest różna i dla każdego nadmiar znaczy co innego. (edit./) Jeden będzie jadł bułkę na śniadanie, obiad i kolację, i organizm jakoś da se z tym radę, a drugi ograniczy się do bułeczki na śniadanko i będzie to dla niego zabójcza ilość glutenu.
Problemem jest też, że lekarze jeszcze nie potrafią diagnozować precyzyjnie problemów na tym tle. Jelito drażliwe leczy się tabletkami i lekkostrawną dietą w której króluje białe pieczywo, bo przeca pełnoziarniste/żytnie jest dużo bardzo ciężkostrawne. A w wielu wypadkach wystarczyłaby dieta bezglutenowa/bezpszeniczna i/lub niskowęglowodanowa, no i po problemie.
Dla mnie Nestle nie istnieje odkad jakis czas temu obejrzalam wywiad z ich CEO i posluchalam jego opinii na temat dostepnosci do wody pitnej. I moim zdaniem to nie jest tak, ze ludzie kochaja slodycze i w zwiazku z tym koncerny produkuja slodkie. Wedlug mnie nas NAUCZONO lubic slodkie, a teraz wielkie koncerny zarabiaja na tej milosci. Cukier uzaleznia, podobnie jak tyton czy alkohol. Oczywiscie, ze mozna stwierdzic, ze nie kazy pije, nie kazdy pali i nie kazdy musi jesc slodkie, ale..ale coraz ciezej znalezc produkty nie dosladzane. Ja dosc dlugo wybieram, co wlozyc do koszyka, bo skoro w glupim jogurcie naturalnym znajduje cukier... mozna sie poczuc odrobine podtruwanym? Mozna. To jak z dealerem, ktory kilka pierwszych dzialek da nam za friko 😉 My dostajemy kilka takich dzialek cukru za friko w produktach, w ktorych sie nie spodziewamy znalezc takich cukrowych prezentow. Spodziewasz sie w sosie z torebki do makaronu cukru? Ja nie. A jest.
I jesli myslimy, ze mamy az taaaaaki wybor wsrod marek, to coz..wybieramy tak czy siak z 10 koncernow.
Kazdy wyciaga wnioski jakie chce i jakie uwaza. Z jednej strony jemy za duzo, uczucie glodu okazalo sie jakims, kurcze nie wiem, kataklizmem i syndromem biedy? A co jest zlego w tym, ze czlowiek pobedzie z godzine glodny?
Moim skromnym zdaniem to wszystko prowadzi do nieuchronnej katastrofy i mam tylko nadzieje, ze ja tego juz nie dozyje. A jestem niemal pewna, ze za jakis czas doczekamy sie placenia za wode pitna astronomicznych kwot.
ElMadziarra, co do tej większej ilości chorób autoimmunologicznych jako znaku naszych czasów, to jakie konkretnie choroby masz na myśli? Bo chciałabym podkreślić, że bardzo wiele spośród tych chorób ma podłoże genetyczne, na pewno reumatoidalne zapalenie stawów i łuszczyca są chorobami, przez które jesteś po prostu obdarowana przez przodka. Możesz sobie nawet test genetyczny zrobić, żeby sprawdzić, czy masz ten gen, czy nie- trudno w tej sytuacji obwiniać jakikolwiek składnik diety. Oczywiście czynnik ten może być widoczny w kodzie genetycznym, a się nie ujawnić - po części dlatego, że geny działają w dużo bardziej skomplikowany sposób, niż się to nam prezentuje na lekcjach biologii na popularnych krzyżówkach. Bardzo rzadko zdarza się tak, że jeden jedyny gen prowadzi do określonego fenotypu, a częściej jest tak, że geny między sobą wchodzą w interakcje, kasując lub podbijając działanie innego genu. Ponieważ każdy z nas jest trochę inny od rodzica, może się zdarzyć tak, że nam się "poszczęści", natomiast gen robi w przypadku łuszczycy czy RZS większość roboty, ponieważ podnosi ogromnie ryzyko zachorowania. Reszta to kwestia np. silnego stresu, który wyzwoli chorobę albo odpowiedniego czasu - bardzo dużo osób choruje dopiero po 50 roku życia.
Co prowadzi nas do następnej kwestii, a mianowicie; przy deklarowaniu, że obecnie choroby autoimmunologiczne pojawiają się częściej, niż w przeszłości, należy wziąć pod uwagę, że dopiero teraz znaczna część populacji w ogóle dożywa do momentu, kiedy pojawiają się najsilniejsze objawy. I mam tu na myśli nie tylko wydłużenie średniej długości życia, ale też np. fakt dramatycznego wzrostu przeżywalności noworodków z różnymi problemami. I dalej - dzieci bardziej słabowitych, chorowitych itd. Ja np. się cieszę z tego, bo sama jestem jednym z tych dzieci wyciągniętych z bezpośredniego zagrożenia życia przez lekarzy (i to przynajmniej dwa razy). Tym niemniej są tego minusy, a mianowicie pojawiają się częściej w społeczeństwie różne choroby, w tym autoimmunologiczne, od wszystkich tych ludzi, którzy "w starych dobrych czasach" w ogóle by nie dożyły do momentu, w którym rozpoczęłaby się choroba.
Kolejna sprawa jest taka, że choroby autoimmunologiczne na ogół nie zabijają tak od razu i trudno je jednoznacznie zdiagnozować, więc potrzeba odpowiednio rozwiniętej medycyny, żeby te choroby w ogóle weszły na radar. Kiedyś się mówiło, że ktoś ma "reumatyzm" i już, miał żyć w cierpieniach z tym reumatyzmem, ale czy taka osoba gdzieś została zapisana dla niedowiarków, którzy uważają że to problem ostatnich 20 lat? No raczej nie. Podobnie z innymi chorobami, łuszczycą na przykład - no żył sobie tak ktoś całe życie z łuszczącą się skórą i nie było na to lekarstw. To tak samo jak autyzmem (kwestią podnoszoną przy okazji szczepionek) - zanim zacznie się obwiniać współczesne czasy, należy najpierw zastanowić się, jak duża część osób z autyzmem nie była po prostu wcześniej diagnozowana. Czy krócej: correlation is not causation (czy po polski, znacznie mniej krótko i dobitnie: korelacja to nie związek przyczynowo-skutkowy 😀)
W ogóle ja mam trochę kłopot z gloryfikowaniem starych, dobrych czasów, ponieważ poza tym, że mieli mniej gumowe marchewki, to zdecydowana większość populacji np. z XIX wieku regularnie była niedożywiona. Tak w temacie naszych rodziców, którzy niby się dobrze odżywiali 🤣
To są ci nasi zdrowi przodkowie z międzywojnia 😁
I wreszcie co do tych nieszczęsnych chorób autoimmunologicznych - ja naprawdę rozumiem mechanizm, dlaczego ci ludzie chcą sobie wyszukać gluten czy inny nabiał, który mogą obwiniać. Sprawa wygląda tak, że jak ktoś dostaje diagnozę RZS i zacznie wypytywać lekarza, co to oznacza dla jego życia, czy ma się obawiać niepełnosprawności, czy choroba będzie szybko postępować itd. - no wszystkie te najbardziej palące, ludzie pytania - to lekarz nie jest w stanie często nic konkretnego powiedzieć. Nie dlatego, że jest głupim lekarzem, ale po prostu dlatego, że takie to są choroby; nieuleczalne, z bardzo nieobliczalnym przebiegiem, u jednych trudne do okiełznania nawet ciężką artylerią, u innych prawie da się o ich istnieniu zapomnieć i żyć dalej swoim życiem.
To powoduje w pacjencie bardzo nieprzyjemne poczucie braku kontroli, a w dodatku mamy taką chęć, by uważać świat za miejsce, który "za dobro wynagradza, a za zło karze", co się fatalnie daje pogodzić z chorobą, którą dostajesz w spadku po rodzicach albo dziadkach, a na której przebieg masz dość ograniczony wpływ. Więc ludzie poszukują jakiegoś związku przyczynowo-skutkowego, który im wyjaśni, dlaczego cierpią i oto jest krucjata glutenowa: no tak, źle traktowałam swoje ciało, zatkałam sobie jelita glutenem i wystarczy, że zacznę o siebie dbać, wykluczę gluten z diety i wszystko będzie dobrze, wyzdrowieję, a ten głupi lekarz się po prostu nie zna. Przypominam, że ludzie z SM potrafią nawet przez rok albo dłużej brać antybiotyki na "boreliozę", z tego samego powodu. Niestety dotychczasowe badania prowadzą do jednego wniosku: wpływ glutenu na daną chorobę autoimmunologiczną przy niektórych przypadkach faktycznie jest, przy innych praktycznie takiego wpływu nie ma. Jest to przykra prawda, ale niestety nadal prawda. Niestety część ludzi zwęszyła w tym biznes i trochę przeinaczają fakty, co łatwo można zrobić na przykład poprzez ankietowanie chorych, zamiast testów klinicznych - a to z powodu podanego powyżej, że chorzy bardzo CHCĄ wierzyć w to, że jednak mają kontrolę nad swoją chorobą i oni nawet nie będą kłamać, bo mogą doświadczać chociażby efektu placebo, albo przypisywać sukces odstawieniu glutenu, a nie np. wprowadzeniu leków (co często się dzieje w tym samym momencie, bo kiedy jest diagnoza, to ludzie chcą sobie jak najbardziej pomóc, odstawiają gluten i przecież nie powie im się, żeby przestali brać leki, tylko po to, by oszacować, jak dużo poprawy jest wynikiem tylko zmiany diety).
Jak dla mnie to bardzo dobrze, że chorzy wierzą w gluten, choroby autoimmunologiczne nie lubią przede wszystkim stresu i jeśli odstawienie glutenu spowoduje dobre poczucie u chorego, to czemu nie. Tylko przede wszystkim należy zachować dystans i ostrożność, bo związki glutenu z chorobami autoimmunologicznymi są w dość ograniczony sposób wskazane, u ograniczonej grupy osób - więc jeśli ta osoba chora na RZS odstawi leki, bo uwierzy że wcale nie jest nieuleczalnie chora, a tylko się źle odżywiała, to efekty mogą być bardzo przykre. Chociażby dlatego, że uszkodzenia w stawach przy tej chorobie są po prostu nieodwracalne.
zen, no ja się akurat spodziewam cukru w sosie, ponieważ jak robię swój własny, to często w przepisie jest cukier. U mojej babci to raczej trudno znaleźć przepis bez cukru, więc ona się tym bardziej spodziewa 🤣
Jak ktos nie wierzy, ze cukier uzaleznia to niech sprobuje odstawic weglowodany na 2 tygodnie. Po uczciwie wytrwanych 2 tygodniach okazuje sie, ze biala bula wcale nie ciagnie, nie ma sie ochoty na czekolade, a zwykla niedoprawiona cukinia ma slodki smak. Sprawdzalam na sobie, sprawdzalo wielu moich znajomych - dzialalo za kazdym razem. A co do kadry zarzadzajacej koncernow, to zdaje sie Fukuyama cieszyl sie, ze obecny system geopolityczny jest genialny bo teraz wszyscy agresywni psychopaci wyzywaja sie w korpach zamiast pchac sie do wladzy i urzadzac krwawe dyktatury. Tylko na dluzsza mete nie wiadomo co jest gorsze...
busch, ta reklama co wkleilas to wlasnie z poczatkow produkcji cukru na masowa skale. Od tamtego momentu spozycie z dekady na dekade sie zwieksza. Jezeli organizm ludzki znosi bez problemu obecne ilosci cukru to tylko przez przypadek, poniewaz ewolucyjnie na pewno sie na to nie przygotowywal, ani nie zdazyl sie przystosowac. Oczywiscie, kazdy wyciaga z tego wnioski jakie uwaza.