Forum towarzyskie »

Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

No kurcze, w takiej rodzinie z 10 dzieci JASNE jest, że sobie pomagają na wzajem. Ale też kurcze... ja wymagam od mojej dwójki, żeby pomagali NAM i SOBIE wzajemnie. Nie zamierzam wychować małych egoistów przekonanych, że to wokół nich kręci się świat! Też jestem człowiekiem! Bywam zmęczona, wkurzona itd. Dzieci pomagają w kuchni, ogarniają śmieci, wyczesują zwierzęta (swoją drogą - ich zwierzęta) i takietam. Oczywistym jest, że jak jedno rzeźbi sobie posiłek, pyta drugiego, czy chce. To są rzeczy PODSTAWOWE i myślę, że powinny funkcjonować bez względu na ilość członków rodziny. Z kasą też bywa różnie.
Przekazałabym dla ubawu opinię Luny mojej koleżance z liceum, świetnie prosperującej pani stomatolog, która wraz z mężem (również świetnie prosperującym specjalistą w niszowej dziedzinie), wychowuje szóstkę dzieci, w tym ostatnie trzymiesięczne. Nie jestem taka pewna czy jest to ostatnie  😎
Tylko pewnie by ją to znudziło a nie ubawiło.
Zapewne wielodzietni reagują na takie poglądy ziewnięciem  😉

Co nie znaczy, że nie istnieją rozmaite patologie. Niestety istnieją. Nawet (!) w tak nowoczesnym i cywilizowanym układzie jak "mama+tata+jedynak" 😎
Dlatego mówię o tym, że człowiek powinien odpowiedzieć sobie na pytanie czy chce i czuje się na siłach stworzyć swojej rodzinie odpowiednie warunki dempsey. Jeśli pani stomatolog i jej mąż nie siedzą w pracy po 14 godzin dziennie, i ma im kto pomóc, to pewnie sobie radzą. Ale większość rodziców wielodzietnych NIE jest stomatologami, prawnikami, weterynarzami, inwestorami, i takie dzieci za często wzrastają w przekonaniu, że 20zł to kupa pieniędzy, a własny pokój to święty Graal.
jujkasek, pomagać, jak najbardziej.  Mając jedynaka też będziesz go prosiła o pomoc w domu, choćby ze względów wychowawczych.
Ale będę się upierać, że mając dużo dzieci (powyżej 4) nie da się okazać im tyle samo troski i zainteresowania co mając dwójkę lub trójkę - to niewykonalne. Po prostu swoje w życiu widziałam. Dziecko to nie tylko obiad, lekcje i pranie. To człowiek który potrzebuje poczuć się doceniony. Mając odpowiednio dużo energii w postaci pieniędzy można tu liczyć na opiekunkę, zajęcia pozaszkolne, sfinansowanie dziecku hobby - co przerzuca część trudów wychowawczych na innych, i daje szansę na inne spożytkowanie czasu niż wycieranie nosków 😉 A dzieciom na jakiś rozwój, ukierunkowanie celów. Z kolei zmuszenie najstarszego by porzucił dzieciństwo, beztroskę, i niańczył młodsze, to potworność. I tu jest kolejny argument że jednak od kasy wiele zależy.
Luna, wszystko to nie jest takie proste 🙂 No wiem, wiem że zapewnienie dziecku odpowiedniego poziomu to nie jest prosta sprawa. Znam też ludzi z naprawdę zasobnymi portfelami i choć szczerze (i serdecznie) im zazdroszczę możliwości rozwijania pasji, to często te pieniądze wcale nie są gwarantem zainteresowania, chęci, szukania drugiego człowieka. Często są SUBSTYTUTEM miłości, a to już jest straszne. Można wychować szczęśliwe dziecko bez kasy, nie można bez miłości.

Agatka, która jest w mojej rodzinie, a ma 11 rodzeństwa, szalenie sobie ceni wielkość swojej rodziny. Niesamowici są, naprawdę 🙂 Fakt, rodzice całą parę puścili w gwizdek rodzicielstwa. Szalenie ich podziwiam, choć ja bym tak nie chciała.

Mam 2 dzieci, a wciąż zadaję sobie pytanie, czy robię dobrze. Co mogłabym lepiej, inaczej. To są pytania bez odpowiedzi. Wiesz, też chciałabym mieć tyle hajsu, żeby córce kupić konia, wynająć trenera itd. Szkoda, że nie mam, bo realizacja telentu jest nieco... ograniczona. Ale kto powiedział, że jest gwarancją na szczęście? Myślę, że zadaniem rodziców jest pomoc dzieciom w wyhodowaniu skrzydeł. Latać nauczą się same 🙂
czyli jednak kasa dobrem nadrzednym - jak rodzice maja niedoczas to opiekunka i dodatkowe zajecia zapewnia dziecku poczucie waznosci 😉 I tyle na temat  😁

jujkasek, masz rację. Da się bez kasy, jeśli jest miłość. Ale nie ma miernika miłości, żadnego urządzenia które to potwierdza. Można ją okazać troską, zainteresowaniem, wsparciem, motywowaniem. A to może się nie udać gdy jest kolejka oczekujących. Ja już tutaj na re-volcie parę razy wspominałam, że nikt nigdy nie będzie rodzicem idealnym. Najważniejsze, to chcieć być choć trochę bliskim tego ideału. Nie dopuszczać do tego, o czym się od razu wie że jest błędem / zaniedbaniem / niechciejstwem. Tylko, że jakkolwiek duża kasa nie jest potrzebna, to jakakolwiek - niezbędna.

@edyta
Żeby nie było, że upatruję jedynego sensu życia w kasie.
Ile znacie dzieci z domów żyjących np z zasiłków? Zapytajcie kiedyś co to jest szczęście. Odpowiedzą że wygrana w totka albo praca. I że mając pieniądze kupili by swoim rodzinom najważniejsze rzeczy. Bo martwią się o bliskich tak samo jak dorośli. Bo jest im przykro że ubierają się tylko w "szmatach", że nie mogą pogadać z innymi dziećmi pod szkolnym sklepikiem bo wstyd im że nie stać ich nawet na batonika. A po W-f'ie piją wodę z kranu bo nic innego nie ma. Bo wstydzą się że muszą pożyczać flamastry. Że jako jedyni na osiedlu nie mają własnego komputera, ale z kilkoma osobami do podziału. A dzieci są bezwzględne - mogąc sobie podnieśc samoocenę kosztem innego, zrobią to. W grupie.
A to kształtuje na całe długie przyszłe lata. Już mając dziewiętnaście lat, w mojej pierwszej pracy, widziałam dzieci które biegły z reklamówką przez pół miasta bo tam jest tańsza marchewka do zupy. Musiały, bo mama została z dwoma bobasami w domu, a jak kupią droższą to nie będzie na ziemniaczki. I mogłam porównać ich reakcje z dziećmi, które nie wiedzą co to niedostatek. I nikt mi nie powie, że to uczucie bycia innym, gorszym, nadrobi przytulenie.
Właśnie mój mąż chce tylko jedno dziecko  🤔  czego ja nie rozumiem, ja nie chce w sumie żadnego  😁 Ale chodzi mi o to, że jego wizja posiadania dziecka, a rzeczywostość to są dwie różne rzeczy. Boję się że on właśnie kieruje się takimi pozorami, jedzie do siostry widzi jak siedzą bawią się z dzieckiem i tez tak chce...a cała reszta??? Wkurza się jak ja go w nocy obudze przez przypadek  😁 ja sobie tego nie wyobrażam.
Luna_s20, anegdotka o kasie i dzieciach:  mam w rodzinie taka rodzinke, w ktorej mlodsza z dwoch corek miala kiedys wielkie marzenie- dostac pizamke Z METKA. Bo tylko donaszala wszystko po nas i swojej starszej siostrze, miala pocerowane, podoszywane rekawy jak robily sie za krotkie. Drugie jej marzenie to byly zajecia pozalekcyjne ruchowe- gimnastyka albo inny sport. Nie, za drogo. Jedzenie tez liche i malo. A matka kazala dzieciom chowac korek od wanny, zeby styrany ojciec po robocie przypadkiem nie marnowal wody...
Biedna rodzina na zasilku? Zal Ci sie zrobilo?
Niedawno kupili dom pod Warszawa za 1,5 mln bez kredytow.
Nigdy ich nie zrozumiem. JA, jako dziecko dwojki nauczycieli mialam milion razy szczesliwsze dziecinstwo, chociaz znalam bardzo dobrze sformuowania nie mamy na to pieniedzy/nie stac nas.
Luna ale to jest jasne! Tyle, ze wrzucasz wszystkich wielodzietnych i ich sytuacje do jednego patologicznego wora.

anil wyslij meza na tydzien dyzuru do siostry 😀
To byłaby nauka  😁 Przecież on po naszym kocie nie mógł sprzątnąć bo wymiotował.... To dziecko siostry by zasrane tydzień chodziło chyba  😁
Ja znam opowieści wielu moich koleżanek dzieciatych, pomagałam przy tych dzieciach, zostawałam, z nimi wiec wiem czym to pachnie. A taki facet widzi jak kolega z córką na reku idzie po browara do sklepu i uważa że ojcostwo jest spełnieniem marzeń  😂
Ciekawe, ile jest takich matek jak pisze Murat? Bo na tyle miliardów ludzi jakieś sa na pewno. I nie chodzi tu o patologię jak mama madzi, tylko wlasnie takie, które się zawiodły/rozczarowały/żałują itp., ale i tak to dziecko mniej lub bardziej kochają, tylko nigdy się nie przyznają, bo społeczeństwo skazałoby je na ostracyzm.


Post sprzed paru dni, ale powiem tak: była partnerka sąsiada popełniła samobójstwo. Powiesiła się.
"A przecież jest MATKĄ, musi być szczęśliwa i spełniona."  😵
Tak spełniona była, że dziecko póki co jest z babcią, a ojciec sądownie załatwia opiekę.  🤔


Tak a'propo rodzin wielodzietnych - córka kuzynki mojej babci ma 16 dzieci, ostatnie ma chyba jakieś 3 latka, najstarszy ma ponad 20. O dziwo, rodzina w miare normalna.  😁   Aaa no i wieś dalej jest rodzinka z ponad 20 dzieci, 22 albo 24 nie pamiętam dokładnie.  😜
Też znam taką rodzinę- po 14 dziecku matka dała się wysterylizować  😁
No, ale to przegięcie.

Natomiast znam dwie rodziny po 8-7 (od dwóch sióstr).
W pierwszej połowa dzieci studiuje (skończyła, w trakcie, zaczyna), reszta jeszcze młodsza. Dobrze się uczą, mają różne pasje. Rodzice długo nie pracowali jak dzieci były małe- znaczy pracowali na tyle, by starczało.
W drugiej najstarsi synowie mają własne firmy, córka studiuje, reszta młodsza. Tutaj trochę gorzej z edukacją, ale takie podejście rodziców- mają kombinować pieniądze, niekoniecznie edukować się na paski 😉
Jako części z nich rówieśniczka dużo kontaktu miałam- zawsze mi strasznie współczuli ile mam obowiązków jako jedynaczka (na dodatek samotnej matki) i jak mało towarzystwa.
Chyba faktycznie są o tym przekonani, bo większość planuje duże rodziny 😀
U mojego chłopa też kasa była, ojciec się dorobił solidnie, nigdy niczego mu nie brakowało, w sumie co chciał to dostawał- razem ze słowami "jesteś nikim, nic w życiu nie osiągniesz, ty debilu, ty idioto, ty jesteś od za***rzania a nie myślenia" 😎
Ale tu reguły nie ma. Myślę, że nie chodzi o stan majątkowy, tylko to co ludziom siedzi w głowie. Bo można mnożyć przykłady zarówno u tych biednych, jak i tych zamożnych.
nerechta, Nie, nie wrzucam nikogo do żadnego worka. Dlatego piszę i o wielodzietności wynikającej z braku odpowiedzialności, i o planowaniu takiej a nie innej rodziny - bo to dwie zupełnie inne sprawy. I kilkukrotnie zwracałam uwagę na kwestię planu i chęci zapewnienia odpowiednich warunków rodzinie.

Jeszcze raz, bo tu nieporozumienie nam się zrobiło.
Nigdy i nigdzie nie powiedziałam, że kasa załatwia sprawę wychowania albo daje szczęście udanego dzieciństwa. Za to twierdzę z pełnym przekonaniem, że nędza takie szczęście odbiera / nie pozwala odczuć.
Pieniądz sam w sobie jest jak narzędzie samo w sobie.Bezużyteczne dopóki ktoś nie użyje go zgodnie z jego przeznaczeniem i potrzebą. I niezbędne gdy pojawia się potrzeba jego użycia.

I nigdzie nie powiedziałam, że potrzeba wiele kasy. Ale W OGÓLE jakiejś potrzeba. Wspomnę tu o dyskusji "pies dla biednych" - która wzbudziła wielkie kontrowersje na wyobrażenie że ktoś o małym zasobie portfela miałby sobie dowolnie kupować tanie psy. Czyżby dzieci potrzebowały mniej środków / przedmiotów / opieki / troski / uwagi? I również znając kogoś, kto ma w mieszkaniu na piętrze 14 psów, uznalibyśmy że ma coś z myśleniem. Ale jeśli sobie urodzi 14 dzieci, to znaczy jedynie, że spełnia się rodzicielsko. Nie ogarniam, po prostu nie ogarniam. Dochodzę do wniosku że w naszym społeczeństwie piesek czy kotek zaczyna być ważniejszy od dziecka.

Jeśli ktoś mając na dom za milion nie karmi normalnie swoich dzieci albo uniemożliwia domownikom kąpiel, ubiera swoją rodzinę w odpadki i każe biec za tramwajem, to ma coś z głową. I tak, to co piszesz szafirowa, jest smutne.
Luna_s20, oczywiscie, ze jest smutne. Przy tym kompletnie niezrozumiale i dla mnie po prostu... chore, nienormalne... Od lat jestem w cichym konflikcie z tymi ludzmi i nie jestem w stanie sie dogadac.
Apropo koteczka- tez kiedys mieli, jadl ziemniaki i resztki zupy 'na gwozdziu', bo karma droga i po co. Kota czasami oddawali na porzechowanie znajomym, jak gdzies wyjezdzali i ktoregos razu zwierzak kategorycznie odmowil powrotu. Z ulga zostawili, bo 'brudzi i karmic trzeba'.

Oczywiscie- w skrajnej biedzie ludzie naprawde powinni przemyslec kazdego nowego czlonka rodziny 10 razy. Sama milosc i checi8 nie wystarcza. Dziecko potrzebuje wartosciowo i zdrowo zjesc, miec ubranie, buty, zabawki, wyprawke szkolna. Do tego wycieczki szkolne (a nawet juz przedszkolne) i inne rozrywki od czasu do czasu. I nie mieszkac w kawalerce/jednoizbowej chatce z rodzicami i trojka rodzenstwa.

Z drugiej strony- my mamy dobre warunki dla dwojki- takie optymalne. Ale wyszlo, ze bedzie trojka i co teraz? Mam sie kajac, bo kazde nie bedzie mialo swojego pokoju i kazdej zabawki z reklamy?
Wiecie... dzieciom można w życiu wyrządzić naprawdę potężne krzywdy, w oderwaniu od pieniędzy. Skromne życie to co innego, niż nędza. Znam kilkoro ludzi, którzy borykają się POTWORNIE z duchami z dzieciństwa. Żadne nie wyrosło w nędzy...
szafirowa, i teraz będzie trójka w nieco mniej optymalnych (choć i to nie przesądzone), ale wychowywana przez świadomych rodziców 🙂 Świadomość potrzeb, i finansowych, i emocjonalnych, i społecznych, daje BARDZO wiele.
Luna_s20, uhm. Bardzo wiele. Np. to, że ponieważ nie sposób być idealnym i zapewnić Wszystkich potrzeb - to "lepiej" żeby dzieci nie było. I mamy mniej dzieci niż w Generalnej Guberni. Lepsze jest wrogiem dobrego. Błądzisz, upierając się sytuację idealną typu "lepiej być pięknym, młodym, bogatym...". Warto optymalizować - ile można zapewnić, co w danej sytuacji będzie potencjalnie lepsze.

Wielu wspaniałych i cennych dla ludzkości ludzi zaznało w życiu (także w dzieciństwie) biedy, a nawet nędzy. Ponadto, jak niektórzy mówią "w życiu pewna jest tylko śmierć i podatki". Czyli co, gdy "odpowiedzialnie" zdecydowałaś się na 2 dzieci, bo tak wyliczyłaś, że im "wszystko" zapewnisz, a dopadnie cię krach finansowy (oj, niejednego dopadł, także z użytkowników forum, czasem wystarczy przejściowy kryzys zdrowotny, zdarzenie losowe), to co robisz? Robisz "delete" dzieciom, bo "będą nieszczęśliwe"?

Nie myli ci się życie z grą komputerową? Z Simsami? W życiu niektóre decyzje są nieodwracalne, i niektóre wydarzenia nieodwracalne.  Nie wszystko też da się przewidzieć i zaplanować. Żaden człowiek nie jest dojrzały, dopóki nie pogodzi się z tą nieodwracalnością i względną przypadkowością. "Pogodzi" oznacza także, że przestanie się jej śmiertelnie bać. Jasne, że trzeba planować. Ale owocność życia nie bierze się z planowania. owocem ludzkiego życia jest jedynie to, co faktycznie zaistniało, nie (najszczytniejsze) projekty i marzenia.

Na studiach miałam koleżankę, raczej przyjaciółkę, bo byliśmy grupą tak elitarną, że było nas kilka osób, i zaprzyjaźniliśmy się ze sobą w sposób oczywisty, spędzając z sobą 16 h na dobę. Mieszkała w "najdroższym mieście w PL" - w Sopocie. W kawalerce 18 m mieszkali jej rodzice i też dorosły brat. Ojciec był bodaj palaczem CO (zawsze bardzo nisko opłacana praca). I co? Miałoby jej nie być? Bo nie miała finansowych i mieszkalnych warunków na zaistnienie??? Ogólnie uczelnia była specyficzna. Cechowała się sporym procentem... różnie odjechanych. W tym sporym procentem prób samobójczych. Bez trudu dało się zaobserwować pewną zależność: częstotliwość poważnych zjawisk depresyjnych i innych poważnych zaburzeń osobowości była skorelowana z... dobrobytem. Na oko: cud, miód, orzeszki. W środku - młody człowiek kupka nieszczęścia 🙁 A np. para moich przyjaciół, oboje z domu dziecka 🙁 nie miała takich problemów. Wychowali 3 wspaniałych dzieci. Oboje z "ciężkiej patologii". Czasem dziecko, któremu "zapewni się Wszystko" paradoksalnie nie znajduje w sobie... motywacji. Do życia.
a mnie ciekawi, co rodzice wielu dzieci robią dla siebie i ze sobą, jak się realizują i kiedy. Pomijam rodziny z milionem w lewej kieszeni, 4 dzieci i 4 nianiami. Taka średnia klasa. Czy matka jest jako obsługa, czy ma czas dla siebie.
Luna_s20 serio nie ma racji? ani krztyny? serio?  Jak dla mnie, to już przy 3, brakuje czasem jednego rodzica.
.
Tak się wetnę - mój argument tutaj, że zawsze można dziecko adoptować został skomentowany, że nie wiadomo z jakiego środowiska, że to trudna procedura itp., a w wątku o aborcji jej przeciwnicy twierdzą, że zawsze można oddać do adopcji niechciane dziecko - trochę mi się to gryzie  👀

safie, bo oddanie do adopcji kojarzy sie ludziom z amerykanskimi programami o adopcjach ze wskazaniem, gdzie w ogole sama robisz casting na rodzicow swojego dziecka i ono prosto  z porodowki trafia w ramiona nowej rodziny i zyli dlugo i szczesliwie.
A w Polsce? Tutaj to nawet kotka trudno adoptowac...
Oddać do adopcji można zawsze. Adoptować - już nie zawsze.
Dlaczego interesuje nas np z jakiego środowiska, jakiej rodziny, jakiego wychowania jest życiowy partner, a ma nas nie interesować kogo będziemy wychowywać przez naście lat lub i dłużej? Trochę niekonsekwencja. Szczególnie że partnera zawsze można zmienić - a dziecka już się nie da. A oczwkiawania samego dziecka? Cóż, wychowałam się w domu stojącym pomiędzy dwoma "bidulami". No, może nie dosłownie pomiędzy, parę domów mnie dzieliło. Ale i tak mogłam się sporo naoglądać. Później pracowałam przy tej ulicy już jako dorosła osoba, i też mogłam swoje zobaczyć. Pogląd na szczęśliwe, bezstresowe domy dziecka ociekające troską i zrozumieniem chyba też jest z amerykańskich filmów. I tutaj nie ośmielę się szkalować pracowników i pedagogów - bo starają się jak mogą.
Tylko że te starania przypominają momentami starania babci kociary mającej 200 kotków i próbującej sprawić, by kocury na siebie nie warczały a kotki nie uciekały do nich w czasie rui i pilnowały cnoty.
Czekam na hejt i gównoburzę, ale już nie wytrzymam.

Niedziela. 6 rano. Jakaś matka pod balkonem drze mi mordę do dziecka w wózku "a kuku guciu guci paciu paciu gdzie mamusia".
6:45 - kolejna matka na swoim balkonie uczy mówić dziecko kakao, więc dziecko od 20min drze mordę "kakałoooooo...gało....mało....gagało!".
7:40, inni rodzice się aktywują i wystawiają swoje pociechy na klatkę schodową, by mogły swobodnie pośpiewać.
Od 11 do 21:30 będą mi latać po podwórku bachory, które komunikują się jedynie przy użyciu krzyku. Nawet jeśli stoją metr od siebie.

Oczywiście na tygodniu jest podobnie.

Serio. Czy rodzice mają jakiś zaburzony zmysł słuchu albo wyłącza im się myślenie?
Ja pierdziele.
Wystosować jakiś list otwarty, zacząć strzelać do dzieci z procy czy zakupić jakieś tabletki szczęścia?
A mogę dorzucić do tego tych, którzy mylą park ze sklepem i przeeeeechaaaaaadzaaaaaaają się z wózkiem całą szerokością chodnika? A tych, którzy stoją w drzwiach sklepu, tarasując wyjście i pytając: "No to gdzie teraz pójdziemy??? Nie chcesz iść??? Ojoj, a cio chcieś???". O tak, takich uwielbiam, a spróbuj im zwrócić uwagę, że blokują wyjście. Foch jak się patrzy, bo przecież to nic wielkiego. Fakt, zrobiłaś zakupy, spieszysz się do domu, a Twoim obowiązkiem jest sterczenie przed wyjściem, bo "dzidzi nie chcie".  😵 Bez urazy, mam dzieciate koleżanki, które zachowały mózg, ale w niektórych przypadkach, to mam wrażenie, że mleko ten mózg zatopiło...
Lanka_Cathar, ja mam na osiedlu taką plagę dzieciowatych zombie.
Przed każdym blokiem jest zamykany plac zabaw. Żeby dostać się do klatki muszę wyminąć stado wózków, watahę dzieciaków (co drugie na rowerku, rolkach, hulajnodze), grupę brzuchatych mamuś. Biegi w Runmageddonie nie są tak wyczerpujące jak pokonanie trasy 150m od ulicy do chodnika... 🤔wirek:
To jeszcze dołożę sytuację z piątku. Dla nakreślenia sytuacji: mamy dwa samochody, mój stoi w garażu, mojego męża na parkingu przed blokiem. Ponieważ brałam jego samochód, to po powrocie wchodziłam do domu z podwórka. I co? Stoi sobie gromadka i na zmianę: "Wciśnij 62!", "Zresetuj jednak", "Daj to 62!" i tak w kółko. A ja chcę wejść. Przepchnęłam towarzystwo z mordem w oczach, zresetowałam domofon, otworzyłam sobie drzwi i zamknęłam za sobą. Żałuję jednej rzeczy, że nie podeszłam pod 62 z pytaniem, czy szanowna mamusia może coś zrobi z gównażerią. Pewnie o wciskaniu WSZYSTKICH guzików w windzie nie muszę wspominać???
To wyobraźcie sobie jaką mam radochę jeździć przez park, gdzie jest chodnik spokojnie na 3 metry, a i tak nie mam jak przejechać 😁
A z tym darciem się dzieci i do dzieci to coś jest, mój bratanek 3 letni też się drze, a rodzice i dziadki do niego tak samo. Muszę ich przekrzykiwać, by ciszej byli. Nie wiem czemu tak wszyscy wrzeszczą.
O, jeszcze moim faworytem jest nauka jazdy dzieci na trójkołowych rowerkach. Gdzie? A jakże, na całej szerokości ścieżki rowerowej :P
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=35211.msg2552773#msg2552773 date=1465112456]Przepchnęłam towarzystwo z mordem w oczach, zresetowałam domofon, otworzyłam sobie drzwi i zamknęłam za sobą. Żałuję jednej rzeczy, że nie podeszłam pod 62 z pytaniem, czy szanowna mamusia może coś zrobi z gównażerią. [/quote]

O! I ile narzekania w naszym narodzie, ze mlode pokolenie jest chamskie, niewychowane i agresywne. A dorosli jakby nie widza, ze to kopia ich samych 😉

Pytanie, czy dzieciaki faktycznie miały problem z wejściem czy próbowały się dostać do kolegi.
Ja bym zapytała o co im chodzi.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się