Forum towarzyskie »

Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

Muchozol, a nie masz obawy, że kiedyś będziesz żałować ?  U mnie strach nieodwracalności tej decyzji wpłynął na decyzję o posiadaniu.
Zauważcie co piszecie. W waszych wypowiedziach nie pojawia sie aspekt męski. Tak jakby dziecko było tylko kobiety.
Niestety w wielu przypadkach tak jest, ze to kobieta zostaje z tym dzieckiem "problemem" sama. Maz idzie do pracy i ma luz. Wraca i albo pomaga albo nie.
Jak zostawi to dziecko zostaje przy matce raczej.

Ja myśle ze jak sie ma odpowiedniego partnera, wsparcie, także w rodzinie, pomoc a do tego prace pewna do której mozna wrócić to jest większe prawdopodobieństwo posiadania dzieci.

Teraz obserwuje szwagierkę. 2 dzieci. 3 latek i roczniak. Bardzo wyczekiwane. Ona we wrześniu wraca do pracy.. A dziecko nr 1 nie dostało sie do przedszkola. Dostało sie... Na drugim koncu miasta.
Nie stać ja na prywatne przedszkole.  Ona musi wrócić do pracy bo ledwo przędą....
Dziecko małe zostanie z babcia i niania po połowie. Ale babcia 2 nie weźmie. Bo nie ma siły. Ledwo mniejszym sie zajmie.
I co?
Ludzie porządni, normalni, z chęcią na nawet większa gromadkę.  A świat ich wycyckał.....
Dodofon, oczywiście, że odpowiedni ojciec to podstawa. Ja pytam bezpośrednio Muchozol, która wielokrotnie podkreślała, że ma super męża, z jej wpisów można wywnioskować, że również nie o kasę chodzi. Też nie o nienawiść do dzieci, bo je do pewnego stopnia lubi czy toleruje. Trochę widzę w tym siebie sprzed kilku lat, gdy też byłam "raczej na nie". Tylko ja dopuszczałam myśl o posiadaniu przy spełnieniu pewnych warunków. Długo się wahałam, więc doskonale rozumiem argumenty na NIE.
.
Muchozol, spoko. Rozumiem. A Twój mąż nie chciałby mieć dziecka?
.
bera7, to jest ostatni argument, którego posłuchałabym na jej miejscu po moich doświadczeniach.
To mój mąż bardzo chciał, bardzo, zrzędził, międlił, a ja faktycznie zaczęłam zastanawiać się "a co by było gdyby" i bałam się właśnie tej nieodwracalności mojej decyzji, że nie chcę dziecka i że potem będę żałować.
I co?
Od prawie dwóch lat burak nie interesuje się dzieckiem. Nie widuje, nie dowiaduje się, nie ma żadnego kontaktu.
Pokemon Wpółczuje sytuacji. Ja tez się obawiam tego, że moj tylko chce, a potem nie bedzie wsparcia ani pomocy. Same negatywne myśli mam. Gdybym była sama nigdy nie miałabym dziecka z mojego świadomwgo wyboru, a skłaniam się ku temu tylko dlatego że mąż chce i naciska..nie wiem czy to dobre.
anil22, to chyba zależy po co chce, bo jeśli tylko musi spełnić męską dumę posiadania potomka dla samego faktu posiadania potomka, to słaby to powód. Ale i panom zdarza się marzyć o rodzicielstwie.
pokemon, Twoje doświadczenia nie mogą generalizować, że każdy facet to świnia. Znam tylu buraków co i porządnych facetów, co dbają o dzieci bez względu na to czy są z matką czy też nie.
A pytanie stąd, że czasem jedno z dwojga bardzo pragnie dziecka nawet jeśli nie nacisk to jest nieszczęśliwe. To generalnie trudny temat i nie bardzo da się pójść na kompromis. Zawsze ktoś będzie nieszczęśliwy. Chyba, że obie strony są pewne wówczas nie będzie wypominania na starość, że jedno skrzywdziło drugie.
.
Właśnie zawsze ktoś ucierpi, ale to ja będę 9 misięcy w ciązy, to ja bedę rodzic, karmić itd.  Już widzę jak mój M nie pije przez co najmniej rok ahhaha Wkurza mnie, że to nie jest sparwiedliwy układ.
.
Zerknęłam na artykuł, który wstawiła Idrilla i zdanie „Stając się matkami umieramy” przypomniało mi dyskusję, w jaką się niestety dałam ostatnio wciągnąć. Facet lat 28, mieszka z mamą, gdzieś tam pracuje dorywczo, w tym roku bierze ślub. Rozmawialiśmy w większym gronie o mojej mamie - chyba wszyscy moi przyjaciele ja znają i bardzo lubią, więc pytali co u niej słychać - jej partner jest wdowcem, ma 2 dzieci. Ja jestem zachwycona i na 1000% popieram jej związek, po okropnych jest szczęśliwa, dzieci mają ciocię którą uwielbiają (to mali chłopcy, młodszy miał tylko rok gdy stracił mamę). A koleś nagle wypala z tekstem, że to obrzydliwe, bo gdyby jego mama sobie kogoś znalazła (jego ojciec od wielu lat nie żyje), to on by tego faceta zabił. Bo to jest jego matka i on sobie nie życzy widzieć u jej boku kogoś innego niż ojciec. To niestety nie jedyna znana mi sytuacja, gdzie własne dzieci nie widzą w mamie KOBIETY, samodzielnej jednostki, która ma też swoje życie, pragnienia i potrzeby, a tylko osobę do spełniania funkcji: opiekunka do wnuków, sprzątaczka, kucharka, pomoc, wsparcie, wstaw dowolne, więc się nie dziwię że dla kogoś macierzyństwo wydaje się być końcem życia.
Prawda jest taka, że bycie matką odbiera wiele z bycia samodzielną jednostką. W oczach urzędów, reszty rodziny, własnych dzieci, sąsiadów, całej masy ludzi to nie jest osoba która po prostu urodziła dziecko i może nadal pozostać sobą - ale osoba która jest matką - i to jest jej główna życiowa rola. A najlepiej - jedyna, by można było sobie świat ładnie pozamykać w szufladki i podzielić na matki i karierowiczki. Przykre to. I jeden z głównych argumentów dla mnie by nie mieć dzieci. Całą resztę życia trzeba dostosować do potrzeb i oczekiwań tych dzieci. Nie każdy ma w sobie tyle uporu. Stąd też mój wniosek że bycie rodzicem to kiepski wybór dla urodzonego egoisty.
A dzisiaj sytuacji w której "dziecko" po 30, niesamodzielne, trzyma się maminej spódnicy i nadal uważa że ma czas pójść w życie jest na pęczki. To dodatkowo odstrasza od wizji słodkiego rodzicielstwa. W końcu nikt nie da pewności kim będzie / jaka będzie osoba którą urodzę.
Muchozol, masz bardzo rozsądnego męża 🙂

Pamiętam jak koleżanka z pracy zapytała dlaczego nie mam dzieci - powiedziałam że tak wybrałam. Jej argument mnie położył. "I co, będziesz sama na starość? Nie będzie miał nawet kto ci pomóc?"  Oczywiście, nie chciałam być świnią, ale na usta cisnęło się pytanie skąd jej pewność że ona nie będzie. Bo przecież fakt że urodziła dzieci nie da jej pewności, że zechcą przy niej skakać - będą mieć swoje życie. W ogóle nie dociera do mnie argument by mieć dzieci jako pomoc na starość - jakby to były psy-przewodniki.
.
Ja tam zawsze o dpowiadalam, ze po to sa właśnie domy opieki, a ja dziecko mam od kochania a nie od darmowej siły roboczej 😉
Luna, ja mam dla Ciebie kawał 😀 Stary Jaś leży na łożu śmierci i mówi "Cholera! Ożeniłem się, bo mnie męczyli - ożeń się, bo kto Ci szklankę wody na starość poda - A teraz, psia mać, nie chce mi się pić!"  😀

A teraz poważnie, bardzo fajnie czyta się Was w tym wątku. Jest moim zdaniem bardzo optymistyczny 🙂
Luna niesamodzielnosc dziecka w duzej mierze jednak zalezy od rodzicow, i tez od rodzicow zalezy, jesli nie chcialo im sie dziecka wychowac czy nie wyszlo, czy beda taka osobe trzymac pod dachem i pozwalac mu "dorastac w swoim tempie".

Z ta staroscia wiecie co, to chyba nie do konca chodzi o to, czy ktos bedzie sie nami na starosc opiekowal - bo to juz dawno nie ta kultura - ale po mojemu po prostu jakies tam towarzystwo jednak jest. Jak patrze na tesciowa, ktora jest srednio spoleczna, maz nie zyje, gdyby nie dzieci, to mialaby smutno. I tez patrze na moja mame, ktora ma 3 siostry, jak to fajnie ze siebie maja. I ja sie ciesze, ze mam siostre. Jak sie rodzina zjedzie, to jest mega fajnie. Znajomi to jednak nie to samo.
Ale oczywiscie ktos moze byc samotnikiem i lubic ograniczone towarzystwo czy tez miec hobby czy byc "outgoing" i nigdy samotnosci nie poczuc. Rozni ludzie rozne potrzeby 🙂
Milo sie czyta wszystkie wypowiedzi 'przeciw', ja uwazam, ze jak ktos nie czuje, to nie powinien sie przymuszac, bo zegar tyka, bo cos. Rozumiem, ze to decyzja nieodwracalna, w sensie kazda- czy decyzja o dziecku czy tez o jego braku. Mimo wszystko jednak w moim odczuciu zdrowsza jest decyzja o tym, ze nie mam dziecka, niz ta, ze mam, ale jednak po fakcie stweirdzam, ze to nie jest to.

Czy jest rpesja spoleczenstwa? W Warszawie jej serio nie widze. Moze w mniejszych miastach tak jest, ze co ludzie powiedza, ze juz czas, ze co jest, ze dziecka nie ma. Mam niedzieciatych znajomych i nigdy nikt ich nie dopytywal kiedy dziecko. Mnie tez nikt nie pytal kiedy drugie 🙂

Ja zostalam z moim synem sama. Nie bede sie tu zalic czy chwalic, sa lepsze i gorsze momenty. Decyzji o posiadaniu dziecka nie zamienilabym nigdy, jestem absolutnie spelniona kobieta, spelniona matka. I nie chcialam miec wiecej dzieci, pieluch, wstawania w nocy, masakry na sutkach, masakry z cialem, upokarzajacego porodu w naszym pieknym kraju, upokarzajacego traktowania po porodzie etc. I nie, wizja rozowiutkiego bobaska nie dzialala na mnie, bo wiem doskonale jak to jest, jak rozowiutki bobasek staje sie czerwonym od wycia malym wrzaskunem. I chcialam sobie te wszystkie przykrosci darowac, bo uwazam, mozna mnie teraz znielubic, ale czas z noworodkiem i niemowleciem, to wiecej trosk niz radosci 😉 Jest to zapewne mocno egoistyczne podejscie, ale takie mialam. A teraz zycie mnie uszczesliwilo (nie nie nie, nie jestem w ciazy) fantastycznym mezczyzna i wizja dziecka z nim stala sie dosc realna i mocno zakorzeniona w mojej glowie. Takze roznie w zyciu bywa.

A propos tej niesamodzielnosci, to 100% zgadzam sie z tym, ze wszystko zalezy od rodzica. Mam kumpli po 35 lat, co to mieszkaja z rodzicami, bo..bo tak. Nie, nie jest to czynnik ekonomiczny. Wszyscy zarabiaja powyzej 12 000 PLN w Warszawie, maja sluzbowe fury, telefony, laptopy. Spytani czemu mieszkaja z rodzicami mowia, ze czemu nie? Wyprane, ugotowane, pelna lodowka, posprzatane w domu, a oni korzystaja z zycia. Masakra co? 😲
A ja naprzyklad w ogole nie ogarniam nakretu rodzicow na drugie dziecko,zeby pierwsze nie bylo same.Owszem, zdarzaja sie suler uklady,a co jesli jest w druga strone.Pisalam juz niejednokrotnie,ze mnie tak wlasnie 'uszczesliwili' rodzice. W zyciu nie zafundowalabym takiej traumy swojej corce. Roznie sich w zyciu uklada i nie jest powiedziane,ze dzieciaki beda sie kochac i miec kontakt ze soba na stare lata. To tak,jak z ta szklanka wody na starosc.
Też nie ogarniam, a ciągle słyszę "kiedy drugie???" :/
Swoją drogą weszłam ostatnio na jakieś angielskie forum dla mam, temat "parenting", zaglądam i czytam tematy: "chcę mieć więcej dzieci, jakie macie rady?", "nie mogę mieć więcej dzieci, może adoptować?", "mam 3kę, mąż nie chce więcej dzieci- jak go przekonać?" i coś, co mnie zniszczyło- "posiadanie jednego dziecka- jak bardzo jest to krzywdzące i samolubne?" 😲
Tu w Irlandii posiadanie jednego dziecka jest bardzo rzadkie, 2-ka to minimum.
Samolubnie jest powiedzieć "chcę mieć duużo duuużo dzieci"  - nie zastanawiając się nad tym czy te dzieci żyjąc "na kupie" będą szczęśliwe. Widziałam przykład takich co chcieli mieć duuużo! Trafiło że udało im się spłodzić ósemkę. Brak pracy, własnego domu, planów obiadowych na jutro wcale w tym im nie przeszkadzał - bo poczuli zew rodzicielstwa. I - niech mnie ktoś nawróci jeśli się mylę, ale czy to w ogóle możliwe, by w dzisiejszych czasach - czasach w których nawet szkoła uczy dzieci, jakiego szacunku i uwagi powinny oczekiwać w domu, można było taką gromadkę utrzymać w poczuciu że są kimś ważnym, cenionym, zauważanym, motywowanym?

Jak sobie tylko wyobrażę sytuację w której jedno odrabia lekcje, drugie nadaje przez telefon, trzecie buczy udając rakietę, czwarte drze się z kołyski, piąte biega ósemki z psem, szóste usiłuje obejrzeć film, siódme w kącie opłakuje pierwszą miłostkę a ósme pomaga rodzicom utrzymać to wszystko w ryzach, to jakoś nie pasuje mi to do obrazu szczęśliwej rodziny. Zresztą, w życiu bywa różnie. Można z pałacu trafić na ulicę lub z cieciówki na salony - nikt tego nie przewidzi.  Chyba, że nie ma zamiaru się starać, i planuje osiąść na socjalu. Wtedy jakość życia jest z góry przesądzona.

Ani nie widzę, jak znaleźć czas na pracę i w ogóle jakikolwiek skrawek życia poza byciem rodzicem.
Oczywiście, są ludzie którzy w byciu rodzicem upatrują jedynego celu, i nie wyobrażają sobie dnia spokoju. Jeśli komuś to odpowiada, to tylko pogratulować.

Smuci i martwi to, że na tak dużą ilość dzieci przeważnie nie decydują się ci, którzy faktycznie ogarną i przynajmniej chcą / planują zapewnić rodzinie odpowiednie warunki, a ci którzy myślą "Jak to by było słodko mieć znów bobaska" - i to ich jedyne związane z rodzicielstwem przemyślenie.

A w drugą stronę - znam kobietę, która jeszcze przed maturą i mając w głowie pstro, bardzo pstro, uznała, że jej największym marzeniem jest bycie matką.  I faktycznie, dopięła swego -  rok później urodziła się jej córka. Tylko biorąc pod uwagę jak bardzo ogarnęła się z typowego nastoletniego fiu-bździu dla tego dziecka - nic tylko chylić przed nią czoła. Teraz śmiało mogłaby robić za książkowy przykład skuteczności życiowej. Czasami, gdy z nią rozmawiam, zastanawiam się jak ona to ogarnia, że ma czas na zadbanie o siebie, o kontakty ze znajomymi, odwiedziny tu i ówdzie, a jednocześnie dziecko jest zadbane fizycznie, emocjonalnie i społecznie.

Ale po prostu widziałam za dużo przykładów, gdy kobieta urodziła dzieci bo mąż nalegał, bo będzie fajnie, a potem mając dwójkę lub trójkę nie ogarniała ani siebie, ani dzieci. Dzieci np biegały do południa głodne a ona z depresją przeglądała całe dnie memy i fejsbuki. Zwyciężczyni teleturnieju podawała trzylatkowi śniadanie o 13😲0 bo fotka jej potrzebowała. A jak uwięził ją telefon i zawarty w nim internet, to dzieci szły do szkoły bez kanapek i w brudnych ciuchach.

Też uważam, że jeśli ktoś nie czuje się na siłach na bycie rodzicem - to nie ma co namawiać. Nie ma rodziców którzy nie popełniają błędów, bo nie da się  być rodzicem na próbę. Nagle się nim jest i nie ma żadnego dema, żadnego tutoriala.  Ale jeśli wiem, że na pewno popełnię  błędy - to po co?
Luna, bo całe życie to potyczki. Koń ma cztery nogi i się potyka, a co dopiero człowiek 😉 Potykamy się jako rodzice, matki, żony i kochanki. Jak mawiał mój fantastyczny kierownik - nie myli się tylko ten, kto nic nie robi 🙂 Całe życie polega nie na tym, żeby się nie pomylić, ale na tym, żeby z tych pomyłek wyciągać wnioski i być ich świadomym. A po co?  Bo ja wiem?  Żeby kochać 🙂 Tak sądzę.
Ja będąc jedynakiem i mamą dwójki gorąco polecam ową dwójkę. Nie namawiam czy coś, tylko po prostu uważam, że tak jest lepiej dla dziecka i rodziców :-).
Luna dlaczego uwazasz, ze wielodzietne rodziny nie moga byc szczesliwe a dzieci beda zaniedbane czy "kochane" nie tak jak trzeba? To bardzo, bardzo subiektywna i dla wielu rodzin krzywdzaca opinia. I skad mozesz wiedziec jakie sa przemyslenia ludzi o ich ewentualnym rodzicielstwie? Dziwia mnie takie osady.

Czasy sie zmienily, teraz musi byc wygodnie - ok, rozumiem, ale czemu uwazac, ze jak ktos woli duza rodzine niz kase i dom to na pewno cos jest/bedzie nie tak? Co jak ktos zupelnie gdzie indziej widzi jakosc swego zycia? Nie wiesz jak takie rodziny funkcjonuja i czy sa szczesliwe czy nie..

Mama w rodzinie taka rodzinkę, która ma UWAGA! 12 dzieci! Nieustająco jestem pod wrażeniem, jak fajny i zgrany zespół tworzą. Rodzice są prostymi ludźmi, ale naprawdę fajnymi, a dzieciaki - dorosłe już wszystkie - mają ze sobą naprawdę zażyłą relację. Jeszcze są do siebie szalenie podobni, widziałam ich wszystkich w jednym miejscu - na weselu - co niektórych przyprawiało o zawrót głowy 😀

To wielka nieprawda, że jak duża rodzina, to już na pewno pato.
(...)czemu uwazac, ze jak ktos woli duza rodzine niz kase i dom to na pewno cos jest/bedzie nie tak? Co jak ktos zupelnie gdzie indziej widzi jakosc swego zycia? Nie wiesz jak takie rodziny funkcjonuja i czy sa szczesliwe czy nie..

Spróbuj codziennie gotować na 10 osób, pobiec na zakupy, posprzątać po takiej ilości wspaniałej zabawy, codziennie oprać 10 osób, codziennie z każdą z tych osób porozmawiać, na czas zareagować jeśli komuś z nich źle / coś się dzieje z jej lub jego emocjami, i bez domu i kasy sprawić, by nie wchodzili sobie wzajemnie w drogę odbierając życiową przestrzeń... Proszę cię, jeśli dwoje ludzi decyduje się na  8 dzieci ale żadne nie ma zamiaru pracować, to nie trzeba geniuszu by wiedzieć co sobie myślą. Nawet mając troje czy czworo, nie jest możliwe by zawsze na czas być świetnym rodzicem - bo zaabsorbowana sprawami jednego, możesz przegapić że drugie ma jakiś problem. Że chce opowiedzieć o swoich sprawach, potrzebuje motywacji, rozwiązania jakiegoś konfliktu z rodzeństwem, albo przemilczało ważną sprawę.

A jeśli jedno pracuje, to drugie chcąc - nie chcąc, musi wysługiwać się tymi, które dorosły wcześniej. Jakoś bawienie się w niańkę, kucharkę, praczkę i sprzątaczkę nie licuje mi z beztroskim dzieciństwem.

Czy tylko mi nie zdarzyło się poznać dzieci z ubogich wielodzietnych rodzin, które miałyby faktycznie samoocenę i asertywność na normalnym poziomie, oraz dobre wyniki w nauce?
Więc tak, to czy ma się gdzie mieszkać, czy też raz na pół roku z rodzicami płacze się w poduchę że znowu nie stać na wynajem, to czy do szkoły nosi się kanapki czy patrzy na innych z burczącym brzuchem, to czy do szkoły nosi się plecak czy reklamówkę, oraz czy ma się własny kąt na czytanie, przemyślenia, słuchanie muzyki i pisanie pamiętnika, to czy  - to decyduje o tym, gdzie taki człowiek będzie w przyszłości celował.

Więc, podsumowując, pytasz, skąd moje przekonanie że bez domu, kasy, spokoju, uwagi i z niepełnym dzieciństwem jest się nieszczęśliwym? No, sama nie wiem, doprawdy. Na miłość boską, być rodzicem to nie to samo co dać żreć... Ale nawet i tu miłością czy chęcią rodzicielstwa nikogo nie wyżywi. Więc jeśli wie że nie ma i nie zapewni warunków dwójce, to decydowanie się na ósemkę jest głupotą, nieodpowiedzialnością i całkowitym brakiem empatii.
jak zwykle skrajnosci.. nie ma o czym dyskutowac 🙂
Luna_s20 a ty w ogóle masz jakieś rodzeństwo???? Miałaś jakieś obowiązki w domu jako dziecko????

Duża rodzina to nie koniecznie patologia gdzie starsze dzieci wychowują młodsze, a wszystkie chodzą brudne i głodne i gnieżdżą się na 30 m.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się