Forum towarzyskie »

Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

.
bera, serio dajesz 90% kształtowaniu? Ja im dłużej mam dziecko i obserwuję inne dzieci tym bardziej widzę jak wiele w takim dziecku jest JEGO WŁASNE. Przynajmniej na tak wczesnym etapie to widać. Można cudować, robi tak siak, a to dziecko i tak z niektórych rzeczy po prostu musi wyrosnąć żeby to się zmieniło i nic w tym z naszego wpływu. Mam tu na myśli np. zasypianie w łóżeczku czy jeżdżenie wózkiem. Takie niektóre mamy dumne, że ich dzieci same zasypiają i chętne do dawania rady tym, których dzieci tego nie robią i nagle bach - w 6. miesiącu jakiś kryzys i chodzą z tymi dziećmi na rękach godzinami po nocy, bo nie mogą spać. A te co nie zasypiały pewnego dnia odłożone do łóżeczka "wezmą i zasną" - i żadna tu zasługa rodzica 🙂 U starszych ciężej to wyłapać, bo są już "wychowywane" i łatwo zrzucać winę na rodziców, a dzieci po prostu są jakie są i wychowanie to tylko (i aż) jakieś 40-50% wg mnie i nie można pomijać indywidualnych cech człowieka jako takiego. Taka dygresja, ot.
Muchozol my z małżem też nie chcieliśmy dzieci, ją zawsze mówiłam, że a to nie mam stałej pracy, a to do koni muszę dojeżdżać codziennie bo nie mam pod domem. Teraz mam pracę, mam przydomowa stajnię ale nadal nie czuje chęci posiadania dzieci. Niestety mąż się nakręcił, że chce teraz już zaraz bo nie po to dom kupiliśmy i remontowaliśmy (ją chciałam mieć konie pod domem i  zwyczajnie się nimi cieszyć), że on nie ma celu w życiu i po co nam ten był ten dom skoro mogliśmy dalej siedzieć w bloku na kanapie.  Ją zwyczajnie nie czuje potrzeby mieć dzieci (jeszcze), zwłaszcza że po roku ciągłych remontów, sprzeczek jestem zwyczajnie wykończona fizycznie, osłabiona, włosy mi lecą garściami, snuje się na nogach. Chciałabym przynajmniej rok odczekać, dojść do formy i nacieszyć się w ogóle domem i końmi pod oknem a nie od razu ladować się w dzieci. No i znów spięcia w domu bo szukam wymowek i brak mi argumetów. Ech...
.
Mi się wydawało, że mamy oboje podobne priorytety, że chcemy konie pod domem żeby nie być zależni od czyjejś pomocy. No i się udało zrealizować marzenia (w sumie to moje marzenia) a jemu się włączył instynkt przy okazji i by chciał spełnić teraz swoje marzenie i mieć dziecko. No i jest kwas, nie chce być matka z przymusu.
Dzionka, trudno procentowo szacować, ale na pewno dużo. Nie mylić z tresowaniem dziecka 😉, bo nigdy nie podobało mi się "uczenie dziecka" na siłę by zasypiało samo.
Nelka jest bardzo żywiołowa od początku, takie dziecko co 5 min nie usiedzi (a przynajmniej mało kiedy). Nie zasypiała sama i nie zasypia do tej pory. W nocy przychodzi do nas i się rozpycha. To są jej potrzeby, których nie kwestionuje i czekam aż sama wyrośnie z tego. Natomiast to nie ma wpływu na to jakim jest dzieckiem.
Natomiast kwestia wybiegania dziecka i tego czy ma szansę wyładować swoją energię w zabawie czy zużyje ją na bycie niegrzecznym to już kwestia ingerencji rodziców. Ja widzę znaczną różnicę w zachowaniu dziecka kiedy poświęcam jej czas i np. gramy w piłkę, idziemy na spacer a czasem, w którym mam masę pracy i proszę ją, żeby sama się pobawiła.

ale to nie ten wątek 😉

.
Muchozol, to o pasie to dosyć interesujące spostrzeżenie od osoby, która sama ciągle narzeka, że ludzie nie liczą się z jej uczuciami, nie szanują i sprawiają przykrość.
Muchozol -no to zazdroszczę. Myślę, że u mnie to kwestia tego, że mój małż nie ma zajęcia po pracy (zwłaszcza że remont dobiega konca). Konie to moje hobby, które jemu się nie udziela i zwyczajnie dlatego nie ma celu w życiu i zachciało mu się berbecia żeby miał co robić (zresztą prawie w prost tak to ujął). Ją myślałam, że będziemy żyli sobie spokojnie tak jak dotychczas a tu klops.
.
Ciężka sprawa, może jak dokupi sobie 2 psy to będzie miał więcej obowiązków. Brak zajęcia nadrabiać dziećmi -nie dam się narazie w to wciągnąć.
.
He he i tak może być. On mówi, że ją będę jeździła sobie konno a on będzie spacerował z wózkiem. Gdyby posiadanie dzieci ograniczało się tylko do spacerowania.... Niestety tak kolorowo to nie jest.
.
Są hotele tylko dla dorosłych od dawna. Jak jadę z dzieckiem to wybieram takie dzieckowe, a jak bez to absolutnie nie mam ochoty oglądać cudzych, a z tym jest różnie.
Niestety teraz jest mamuśkowy "boom" i wszędzie są hotele pełne dzieciorów.
Za granicą to norma hotele tylko dla dorosłych.
no wiecie, z punktu widzenia "ciala" wczesna ciaza jest dla niego mniejszym obciazeniem - tylko co z tego, jak to jest ostatnia mysl, o ktorej mysli wiekszosc mlodych dziewczyn?  🙂


Ja to doskonale wiem, tylko z punktu widzenia rynku pracy i możliwości godnego życia nie bardzo 😉 Ile jest takich ledwo dwudziestolatek co mają albo już ogarniętą w miarę sytuację zawodową albo, no nie wiem, bardzo bogatego partnera chętnego je utrzymywać?

O, miałam koleżankę lat 19 co rzucila studia po pierwszym semestrze bo w sumie to ona chce mieć dziecko i fajną szczęśliwą rodzinę i studiowanie jej do tego niepotrzebne. Ale w Holandii nie ma takiego ciśnienia na studia, wykształcenie uniwersyteckie ma kilkanaście procent ludzi a po MBO (coś pomiędzy wykształceniem średnim a wyższym i to pod konkretny zawód) w miarę sensowną pracę idzie znaleźć mając lat ze 22.

Zresztą mnie to lotto kto się rozmnaża a kto nie, po prostu o istnieniu presji macierzynstwa wiem glownie z internetu i jak mnie czasem spotka to sie dziwię 😉 A dzieciaki w pewnym wieku są dość uciążliwe chyba "bo taki etap", im jest ciężko bo czacha dymi, rodzicam ciężko, a mi być ciężko nie musi to unikam, ale ostatnia jestem do darcia szat bo niewychowane bachory i trzeba im wlać! :/
Podejrzewam że takie "bezdzieckowe" hotele w końcu zrobią furorę jako ostoja dla ... zmęczonych matek 🙂 Dziecko na kolonię, a matka do hotelu. Po 2 tygodniach znowu obydwoje mają siły by do siebie nie warczeć 🙂 W końcu matki to też nie dziwo z kosmosu, a każdemu czasem z nerwów już czacha dymi.

Mnie nie lotto z jednego powodu. Zauważam dziwną tendencję. Coraz więcej ludzi którzy naprawdę mają coś do zaoferowania dziecku - w końcu - nowemu człowiekowi, zwleka z decyzją do ostatniego momentu. Nadrabiają za nich tłumy osób, które nie mają wiele do zaoferowania nawet sobie. No, ale teraz w dobie +500, mogą. Państwo da, z głodu nie umrze, na starość pomoże (przynajmniej w teorii bo w praktyce trudno to będzie zrobić komuś szukającemu szansy za granicą).
Jeśli chodzi  o samą presję, też dziwi i przeraża, jak wiele osób uznaje podświadomie, że tylko "przedłużacz gatunku" może być przydatny dla społeczeństwa. Ciekawe czy to samo mówią w aptece idąc po receptę - że biorą leki opracowane tylko przez tych, którzy zamiast nauce i karierze poświęcili się rodzinie :o
Luna_s20, prawda jest taka, jeśli ktoś ma "coś do zaoferowania" dziecku na ogół jest już świadomy trudu wychowania, poświęcenia czasu itd i dlatego nie decyduje się na gromadkę.

Poza tym taka osoba często chce się sama rozwijać, edukować coś robić poza siedzeniem z dzieckiem.

Do tego jeśli kogoś stać finansowo na gromadkę - to na ogół bardzo intensywnie pracuje - co znów powodowałoby zgrzyt - mniej pracuję bo dziecko = mam mniejsze zasoby na to dziecko.

.
Muchozol - nie ma co czarowac, bezdzietność to zwyczajnie wygoda. Każda matka ci powie, że dziecko jest największym szczęściem jakie może spotkać kobietę, ją nie czuję tego blusa i świadomie nie chce się w to jeszcze pakować.
.
Z tą różnicą, jak jak jestem zmęczona, chora albo boli mnie głowa, to do konia mogę nie pojechać i nic się nie stanie. Dziecka nie wstawię w takiej sytuacji na kilka dni do szafy 😉
Muchozol znowu nie zrozum mnie zle - ale nie bedziesz wiedziala i nie mozesz byc pewna tego, czy dziecko Ci "cos da/nie da/odbierze rownowage" czy bedzie "sama frustracja". Tego sie nie wie bez dziecka - wlasnego. Pokusze sie o stwierdzenie, ze bardzo bardzo nieliczna grupa kobiet odtraca swoje dziecko, nie ma do niego uczuc itd. Inne, cudze dzieci - to tez nie moja bajka, chyba ze to dzieci bliskich mi ludzi. Bardzo dlugo czulam jak Ty. Ale swoje - tego sie nie da opisac. I dla rownowagi - Iga nie wywalila mi zycia do gory nogami, acz oczywiscie na jakis czas musialam przystopowac z moim zyciem, czuje zmeczenie, frustracje, zlosc - ale jednoczesnie to taka milosc, ktorej inna relacja nie da - to nigdy nie jest uczuciowy i mentalny constans. I nie wiedzialam o tym, nie mialam pojecia, nie spodziewalam sie, dopoki nie pojawila sie na swiecie.

Absolutnie nie sugeruje, ze u Ciebie byloby podobnie
(prosze nie wez tego jako proba namawiania czy cokolwiek - bardzo szanuje Twoj wybor i uwazam, ze w takiej sytuacji jest godny nasladowania!)- serio wazne, ze Ty jestes po prostu szczesliwa osoba bez dzieci, bardzo wazne jest to, ze zgadzacie sie z mezem w tej kwestii i masz wobec tego tematu "spokoj ducha". Ale naprawde nie wiesz, co by bylo gdyby 🙂 Tylko to bym Ci chciala "uswiadomic" 🙂

Murat to fakt, niestety, a chcialoby sie czasem z tej szafy skorzystac...  😁
Nie da się kogoś zmusić do macierzynstwa, ale gdy już się stanie w sytuacji bez wyjścia (wpadka) to przecież większość z nas mimo antydzieciowego podejścia dałaby sobie radę i za swoje dziecko skoczyłaby w ogień. I tu jest sedno sprawy. Świadomie wybieramy życie bez dzieci bo mamy plany, marzenia itd. Ale jak ktoś mi wciska, że MUSZĘ mieć dzieci to mnie to drażni.
.
Muchozol, to jest może nie do uwierzenia, ale dziecko kocha się bardziej niż męża, bo to kawałek Ciebie i jego. Zostać we dwoje to może nic strasznego, gorzej jeśli jedno z Was odejdzie szybciej. Wówczas zostaje się na świecie samemu.
No, ale zakładać, że dzieci - gdy dorosną - będą na starość odwiedzać też chyba nie można? Moja rodzina (mówię tu w kontekście szerokim: babcie, ciocie, wujkowie itp.) bardzo ściśle się ze sobą trzyma i to jest super, wszyscy się wspierają, ale nie zawsze tak jest. To trochę ta przysłowiowa "szklanka wody".

Dla mnie to jest coś absolutnie fascynującego, taki człowiek będący owocem miłości. Naprawdę, nie mogę się nadziwić cudowi życia 😉 Ale sama dzieci nie planuję, planowałam - ale podejście mi się zmieniło. Prowadzę życie jakie prowadzę i zwyczajnie nie ma w nim miejsca na takie poświęcenie. Nie wyobrażam sobie jak mogłabym to pogodzić. A rezygnowanie wiązałoby się z frustracją.

Może to egoizm? Ale z drugiej strony, dlaczego skazywać dziecko, Bogu ducha winne, na brak matki (bo ciągle wyjeżdża) lub matkę z depresją (bo musiała przestać wyjeżdżać).
Mówiąc o matkach skaczących w ogień za swoimi dziećmi, mówimy o tzw instynkcie macierzyńskim. Czyli sile wyższej, w pełni fizycznej, która przejmuje dowodzenie. A nie świadomym wyborze czy kochać dziecko czy go nie kochać. Tego wyboru dokonuje się przed ewentualną ciążą. Człowiek określa i ocenia swoje priorytety. Albo wśród nich jest liczne potomstwo albo nie jest.
Zresztą, mówiąc o dzieciach z jakiegoś powodu większość ma na myśli słodkiego czterolatka. A dzieci nie rodzą się ani nie zostają słodkimi czterolatkami.
Ale, niech to licho, przecież są na świecie matki które żałują, że poświęciły się domowi. I nie ma co wmawiać światu że każda jedna po 20 latach poświęcenia czuje się równie spełniona.
Mnie chyba najbardziej przeraża ta wizja. Że kiedyś ten cudowny instynkt uleci, a ja zdam sobie sprawę że moje życie nie miało żadnej wartości, a jedynym jego celem było spełnianie zachcianek osoby, która w najlepszym wypadku nie zapomni zadzwonić w urodziny. Pomijając już taktownie wszelkie przyprawiające o przedwczesną siwiznę przeboje pomiędzy tym czasem.
Z mojego punktu widzenia dziecko mi nie daje nic, co by mi chociaż równoważyło moje obecne życie. Z wielu rzeczy muszę zrezygnować, a nie dostanę nic "w zamian", co by mi to wynagrodziło. Prosta droga do załamania się dla mnie.


odpowiem z punktu widzenia osoby, która nie chciała mieć nigdy dzieci
Jednak mam - już jako bardzo dojrzała osoba (urodziłam po 30-stce)
Już od razu wiedziałam, że będzie "kibel"... z mojego świetnego, spełnionego życia, pełnego przygód i emocji, super pracy, ekipy znajomych... zrobił się syf.. szkoda mówić...
tak - wyjeżdżałam z dzieckiem, tak chodziłam z nim na imprezy,  tak tak tak... ale cały czas z tą kulą u nogi z podporządkowaniem, że nie mogę sobie po prostu WYJŚĆ gdzie chcę, wrócić o której chcę czy spontanicznie pojechać na piwo
szczerze - to była masakra
jak ptaka zamknąć w klatce, jak wolnego mustanga na 24h w boxie na zawsze....

wtedy moja przyjaciółka (też matka 2 dzieci) powiedziała mi: nie walcz, nie masz wyjścia, nigdy nic nie będzie tak jak kiedyś, wszystko się zmieni, będzie inne, nie gorsze, ale inne
dzień po dniu będzie lepiej, inaczej niż było. To co było już nie wróci - ale też będzie ciekawie.

Naprawdę z 3 lata zajęło mi ogarnięcie się i przyzwyczajenie do zmiany. Do innej jakości życia. Do ZMIANY.
Człowiek boi sie zmian. Boi się wyjścia ze strefy komfortu. A dziecko wyrywa nas do korzeni ze świata znanego, z naszego kokonu. I daje co? Nieprzespane noce, stres, złość, zmęczenie.
Czyli w pierwszej fazie niewiele.

"nic nie dostanę w zamian" - i to jest sedno sprawy...
bo tak naprawdę dostajesz w zamian WSZYSTKO - emocje jakich nawet nigdy po sobie się nie spodziewałaś, że je masz, siłę taką, że możesz zabić, energię do działania, nową tożsamość, nową jakość życia.
Dokonuje się taka wewnętrzna przemiana - że trudno to wytłumaczyć.

ot tyle - niewiele....
ale warto to "mieć" i dostać niż "nie mieć" i nigdy tego nie doświadczyć....
Dodofon świetnie to ujęłaś
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się