Ja wrócę do tematu tabletek i reklam. NIC TO DO CHOLERY NIE DAJE!
Jeździmy w pogotowiu do 20-40 letnich lemingów, którzy wołają karetką, bo boli ich brzuch. Sami tabletek ogólnodostępnych, nawet na stacjach benzynowych nie zażyją, bo nie wiedzą, czy można. Społeczeństwo jest coraz mniej samodzielne, coraz głupsze.
A wyjazdy do rodziców z dziećmi z gorączką to norma! Nie zapakują dziecka, nie pójdą do lekarza, nie kupią leków, nie dadzą nic przeciwgorączkowo. Wezwą karetkę i oczekują gotowej recepty. Na wszystko. No lemingi.
Bo z jednej strony reklamy a ludzie chcą "cudowny środek". Na zasadzie... boli gardło, posssam cudowną tabletkę i jutro na pewno będę zdrowa. ( no bo przecież reklamują i mówią, że dobre, to MUSI być dobre) A z drugiej strony rosnąca bezradność, poczucie "najlepiej skonsultować z lekarzem" ( nawet gorączkę 37,4 u dziecka bo a nuż to bezobjawowe śmiertelne zapalenie płuc) i tendencje do "pójścia do specjalisty".
A reklamy działają. Znajoma aptekarka, szefowa apteki, z musu ogląda wszystkie reklamy, bo jak coś się nowego pojawia, to na bank zaraz podobno ludzie pytają o to w aptece. I jeśli apteka ma być dobra, to musi to już mieć.
Współczuję. Z frontu leczenia zwierząt wiem jak niewiele osób kojarzy związek skutkowo przyczynowy : jedzenie-biegunka/zaparcie/ otyłość lub: brak szczepień-wystąpienie choroby zakaźnej lub: niedostosowany ruch i budowa ciała-poważne kontuzje etc etc.... U nas znacznie rzadziej są osoby nadaktywne i problemem są zaniechania/zaniedbania. No, ale u nas trzeba płacić. Może to jest powód? Nie ma dobrego rozwiązania?
tunrida, mi się zdje, że to są dwie strony bezradności (myślowej), przy reklamach też: po pierwsze często obchodzą zakazy i przedstawiają specjalistów. Po drugie nie trzeba przy nich za dużo myśleć (a wystarczyłoby przeczytać skład i zastanowić się, czy to może działać).
Być może ja wszystko rozumiem na opak, ale według mnie lepiej sto razy wezwać pomoc medyczną bez potrzeby niż nie wezwać jej o jeden raz za mało. Trudno. ratownicy- nie obrażajcie się. Taka praca. Między innymi, dlatego w karetkach Wy macie pracę, a nie lekarze. ( teraz możecie już strzelać do mnie)
Tania, mam podobne zdanie, aczkolwiek patrząc na przykład jak jest u mnie - w moim mieście w szpitalu jest 1 karetka (tak, słownie - jedna !), w mieście (powiatówka) oddalonym 15 km od mojego jest z 5 ? Może mniej? I tu jest ból, bo jak jest prawdziwe zagrożenie życia, a wszystkie karetki przy gorączce 37'.. No i widze po lekarzach, że coraz bardziej mają przez to olewawczy stosunek. Przykład mogę podać na sobie.. Gdy trafiłam na izbe i tłumaczyłam kobiecie, że mam gorączke, nie potrafie oddychać (dosłownie), a bałam się wziąć inne leki, bo na pewne składniki jestem uczulona, a biore multum leków na nerki to stwierdziła, że jestem zdrowa jak ryba i 'ona nie wie, co ja tu robie'... 🤔wirek: Tak samo pani z izby, która odesłała mnie do domu w zeszły poniedziałek, gdy trafiłam na pogotowie twierdziła, że nic mi nie jest i mam zrobić sobie badania u rodzinnego - gdyby nie jej durne 'przypuszczenia' i odsyłanie do rodzinnego to pewnie w ogóle nie trafiłabym potem do szpitala.. 😵
i ogólnie - jak ja mam babie udowodnić, że mnie olała i że powinna mnie od razu wysłać na badania skoro trafiłam na 'ostry dyżur' ? Pozwać ją? 🤔
Tania, mam podobne zdanie, aczkolwiek patrząc na przykład jak jest u mnie - w moim mieście w szpitalu jest 1 karetka (tak, słownie - jedna !), w mieście (powiatówka) oddalonym 15 km od mojego jest z 5 ? Może mniej? I tu jest ból, bo jak jest prawdziwe zagrożenie życia, a wszystkie karetki przy gorączce 37'...
Hm... no jest chybaj akaś segregacja zgłoszeń ? Tyle było gadania, jak to NFZ wdrożył mega wypaśny system w tej dziedzinie. Nic nie działa jak trzeba, nic.
Tania, problem polega na tym, że ogrom tych z gorączką 37 twierdzi przez telefon, że ma duszności i inne bóle. Dopiero na miejscu wychodzi szydło z worka. A zaryzykowałabyś odmówienia karetki do osoby, która twierdzi, że się dusi?
Sytuacje są przeróżne, jak przeróżni są ludzie i rozumiem częste wkurzenie ratowników, jeśli są wzywani do przypadków, które kwalifikują się do przychodni pod blokiem. Jest i druga strona medalu. Kilka(naście) lat temu pojawił się przepis (?), że osoba, która wezwie karetkę w nieuzasadnionym przypadku, będzie musiała za nią zapłacić. Dla mniej zamożnych była to duża kwota. Mój Wujek, lat 45, mieszkający samotnie, poczuł się źle i zapukał do sąsiadów, żeby wezwali karetkę. Oni się przestraszyli, że będą musieli zapłacić, jeśli się okaże, że wezwanie było nieuzasadnione. Pomyśleli pewnie, że skoro człowiek stoi o własnych siłach pod ich drzwiami, to jeszcze dramatu nie ma, więc poradzili, żeby wrócił do siebie i się położył. Tak też zrobił. Następnego dnia inna zaprzyjaźniona sąsiadka chciała go poczęstować ciastem, ale niestety już nie żył. Zmarł na zawał. Nikt nie jest lekarzem i nie wie, jak poważna jest sytuacja. Trudno mi bardzo winić tamtą rodzinę, oni się po prostu bali, że jeśli przyjdzie im zapłacić kilkaset zł, nie będą mieli czym nakarmić swoich dzieci.
Taki smutny obrazek: prowadziłam mamę na pobranie krwi do badań - laboratorium UCK (duży ośrodek akademicko-szpitalny), sam lab usytuowany między salami wykładowymi a normalnymi oddziałami. Ruch ludzi spory. Może z 10m w linii prostej od wejścia, na krawężniku siedzi człowiek, kiwa się na wszystkie strony i nie może pionu złapać. Zanim doczłapałam się do niego z mamą minął dobry kwadrans. Nikt nie zareagował, grupy młodych ludzi po prostu obchodziły go schodząc na jezdnię, po czym wracały na chodnik i szły dalej 😲 (zakładam, że studenci na praktykach, bo spod kurtek kitle wystawały).
Wrócę do wzywania karetki, bo mi się coś przypomniało. Poznałam w lecznicy panią doktor toksykolog. I rozmowa zeszła na uzależnienia i alkoholizm. Spytałam co zrobić z pijakiem w domu, który balansuje na krawędzi. Jest przytomny, nie pokaleczony, nie agresywny. Tylko np. pije non stop i nie je wiele dni. Akurat ktoś znajomy ma taki problem. I pani poradziła wezwać karetkę. I powiedzieć, ze pacjent jest w ciągu alkoholowym. Twierdziła, że na 100 bez gadania przyjadą, zabiorą nawet wbrew woli i zawiozą na oddział, gdzie zostanie odtruty i przekonany do leczenia. Zrobiłam wielkie oczy. Prawda to?
NIEPRAWDA !!! Po pierwsze: - alkoholik musi chcieć jechać do szpitala! - po drugie, żeby alkoholik jechał do szpitala to musi mieć WSKAZANIA. Jeśli NIC mu nie jest, a po prostu jest w ciągu i sam nie umie go przerwać, to według wielu lekarzy zarówno internistów, SOR-owców, jak i tym bardziej psychiatrów NIE jest to wskazanie do hospitalizacji. Bo jakie? Żadne!! - Jeśli zaś jest w trakcie ciągu i coś mu dokucza, coś go boli, to inna sprawa. Wtedy karetka pewno zabierze na SOR, zostawi i tam lekarz SOR-u będzie go trzeźwiał i w międzyczasie diagnozował, czy coś mu jest. Jak jest i wymaga to leczenia, to pójdzie na jakiś oddział ( internę) Jeśli będzie chciał i na psychiatrii będzie miejsce i kiedy na tym SOR-ze zejdzie do 0 promili, to pójdzie na odtrucie na psychiatrię
Jeśli człowiek jest w ciągu alkoholowym i twierdzi, że nie umie go przerwać i ma skierowanie "ciąg alkoholowy" do szpitala, to zależy TYLKO od lekarza Izby Przyjęć/SOR-u/ Internisty?psychiatry czy zechce takiemu pomóc, czy nie. NIE jest błędem wykonanie badań podstawowych i odesłanie do trzeźwienia do domu. Bo szpital służy do leczenia, a nie do trzeźwienia. A leczy się: chorobę, zespół abstynencyjny ( a ten się pojawia jak się jest bliskim 0 promili, a nie jak się ma 2,5 promila)
Kiedy rośnie prawdopodobieństwo że się zostanie położonym na trzeźwienie na SOR, kiedy NIE ma się chorób, ani dolegliwości? Wtedy kiedy pacjent mówi, że pójdzie potem na terapię, kiedy jest obciążony padaczką alkoholową lub majaczeniem alkoholowym.
edit- w przypadku "twojego" pijaka argumentem za wysłaniem go na SOR będzie to, że "nie je kilka dni", może być podejrzewany o jakieś zaburzenia elektrolitowe i każdy rozsądny lekarz, przy takim wywiadzie zanim odeśle, to zbada i sprawdzi podstawowe badania z krwi. Tak to działa w miastach w których pracuję, a w pracy mam do czynienia dokładnie z takimi przypadkami.
tunrida, wiem, że moje pytanie może być śmieszne, ale kto pyta nie błądzi - to alkoholików leczy się w szpitalach psychiatrycznych?? Myślałam, że są jakieś ośrodki leczenia uzależnień itp. i że to one sie tym zajmują, jak to jest, mogłabyś napisać? :kwiatek:
Alkoholik który przerywa ciąg alkoholowy jest somatycznie cierpiący. Ma zespół abstynencyjny ( drżenie, pocenie, kołatanie serca, wymioty, bóle brzucha, niepokój, zaburzenia snu) To są stany czasami nawet zagrożenia życia i CZASAMI odtruwanie organizmu od alkoholu wymaga nie leżenia w domu, ale leczenia w szpitalu. ( zależy od tego jak długo się piło, jakie ma się dodatkowe choroby, jaki ogólnie człowiek jest, jak sobie radzi itd itp) Czasami taki zespół abstynencyjny może być powikłany napadem padaczki lub majaczeniem alkoholowym ( człowiek traci orientację, zaczyna halucynować) I takie odtruwanie trwa kilka dni i zwykle odbywa się albo na psychiatrii, albo na internie. Rzadko które miasto ma specjalny oddział detoksykacyjny.
Dopiero PO takiej detoksykacji człowiek powinien się zgłosić do Ośrodka Leczenia Uzależnień na terapię. Są takie miejsca, gdzie zamyka się delikwenta na 8 tygodni i tam odbywa się terapia. Do takiej terapii człowiek się musi nadawać fizycznie i psychicznie. Zwykle takie oddziały mają lekarzy tylko na część etatu, tylko w ciągu dnia. Bywa, że ośrodki są oddalone od szpitali i leczenie tam to ; książka, zeszyt, psycholog i terapeuta. A nie lekarze.
Bez zgody można alkoholika przyjąć TYLKO 1) w stanie majaczenia alkoholowego na oddział, kiedy nie wie o Bożym świecie za dużo Wtedy a) zagrożenie życia jest b) świadomości zgody nie ma i można bez zgody. 2) na terapię, kiedy ma postanowienie sądu o podjęciu leczenia odwykowego. ( z tym, że tu też tak naprawdę zgodę podpisać MUSI, jeśli się upierdliwie nie zgadza, to mimo iż przysłany przez sąd i dowieziony przez policje, ma prawo iśc do domu)
Wiesz co Tania, myślę, że to też zależy... Od miejscowości, alkoholika pacjenta, rodziny, tego jak się rozmawia, na kogo się trafi. Jeśli sprawa będzie tyczyła inteligentnego, wykształconego człowieka, którzy elegancko, sprytnie rozmawia, sprawa w dużym mieście, gdzie szpitali dużo, miejsc w nich dużo, a naród roszczeniowy, wielożyczeniowy, skarżący służbę zdrowia o wszystko... i powie koloryzując, że ten szanowany, cenny obywatel źle się czuje, nie je, słabnie, a szanowany obywatel będzie prosił do szpitala, to może i zabiorą.... A jeśli popatrzysz na moje miasteczko, otoczone wsiami, leżące na Kurpiach, gdzie co chałupa to pijak w ciągu, który w du..ie ma leczenie, szpital na okolice jeden, karetek mało, i jak rodzina wezwie karetkę motając, że niby chory, a karetka przyjedzie, a alkoholik powie ratownikowi "spierd...pan, nigdzie nie jadę", to .. cóż...
A tak naprawdę,podsumowując.. sam ciąg alkoholowy, bez schorzeń i dolegliwości, to nie jest wskazanie do hospitalizacji. A zwłaszcza do wzywania karetki !! Prędzej do rodzinnego po skierowanie na oddział.
Pani doktor była z klinki szpitala uniwersyteckiego. Krakówek. Może siedząc na oddziale nie zna procedur? Ogólnie rozmowa była o tym, że w lecznicy jest pakiet od ręki a w służbie zdrowia nie. Może chciała jakoś mi zaimponować? Pytałam o takie domowe detoksykacje alkoholików. Jak to jest, bo różnie piszą w necie. ( 😉 aaaaa... powołuję się na net) No i pani mi tłumaczyła, że takie domowe dawanie glukozy jest złe a już +Relanium to bardzo złe. (ośrodek oddechowy off-wiadomo). I spytałam co zatem ma zrobić taka zmartwiona rodzina z ojcem pijakiem, co się zamknął w łazience i tam wypija perfumy. No i pani najspokojniej w świecie mi powiedziała, co napisałam wcześniej.
Sama przeprowadzam domowe odtruwanie pacjentów. To jest śliska i niebezpieczna sprawa, właśnie z powodu grożących powikłań. Im człowiek bardziej schorowany, tym ryzyko rośnie. I jest to sprawa kosztowna. Bo odtrucie to NIE są 2 kroplówki z glukozy i zastrzyk z relanium raz dziennie. Zwykle pierwsza wizyta to badanie alkomatem, pobranie krwi i dymanie do labu, podłączenie płynów. Z pacjentem zostaje pielęgniarka, ja dojeżdżam i kontroluję. czasami wpadamy 3 razy dziennie i zostawiamy pacjenta pod opieką rodziny. Czasami któraś z nas siedzi i pilnuje, bywa że i prawie całą dobę. Wszystko zależy... niechętnie się tego podejmuję i bardzo skrupulatnie dobieram pacjentów. Naprawdę łatwo o ZONK.
Dramatyczne minimum, to 2 doby kroplówek, a trzeciego dnia albo same zastrzyki, albo już tylko leki doustne. Ale takie 3 dni, to raczej minimum po kilkunastodniowym ciągu. Nie tylko daję Relanium...schodzi dużo więcej zwykle innych leków również.
Byłam wczoraj w prywatnym gabinecie medycznym. Takim prywatnym w 100%, własności Pani Doktor. Właściwie to początek centrum medycznego dedykowanego kobietom. I tak: piękny lokal, wygodny, czysty. Personel pomocniczy: jedna wszystkoumiejąca pani zamiast tabunu zadzierających nosa pielęgniarko recepcjonistek. Formalności ograniczone do minimum. Sprzęt z najwyższej półki. Pani Doktor (pomimo zaawansowanej ciąży) biegająca za pacjentem i uprzejma do bólu. Podająca rękę. Pytająca czy może mam ochotę na kawę. 👀 Na dodatek z trzema specjalizacjami i doktoratem. Byłam na "przeglądzie okresowym" -USG jamy brzusznej. Chciałam, żeby mi zerknięto co tam słychać w środku. Poświęcono mi 1,5 godziny! Pani kolejno omawiała każdy narząd, wypytywała, doradzała. Jednak prywatyzacja dobrze robi lekarzom. I pacjentom.
nie jest tak Po pierwsze, co to znaczy długi pobyt w psychiatryku? Po drugie czy mówimy o szpitalu psychiatrycznym i osobie chorej psychicznie? Czy o ośrodku leczenia uzależnień, terapii i alkoholiku?
Kochani, piszę w nerwach ale proszę o pomoc. Gdzie można zgłosić takie zachowanie lekarza, opisuję sytuację: Mam dziadka-lat 83, przez ostatnie trzy tygodnie przebywał w szpitalu z powodu zasłabnięcia, Diagnoza-niewydolność krążenia. Po tym czasie dziadziuś wrócił do domu moich rodziców. Był tam całe dwa dni. Dziadek kochany i zaopiekowany na maksa. Oddzielna sypialnia, piżamka zmieniana codziennie, każdego dnia prysznic, przyjmujący posiłki, przypilnowany w braniu leków, poruszający po domu o balkoniku, w pełni świadomy, rozmowny, wesoły, czytający książki itp itd. Dziś w godzinach wieczornych zasłabł, mama zadzwoniła na pogotowie. Przyjechali i zabrali dziadka do szpitala z powodu zbyt niskiego ciśnienia. Na izbę przyjęć zszedł neurolog i sponiewierał moją mamę. Krzycząc stwierdził, że taki stan to zaniedbanie ze strony opiekunów. Gdy moja mama powiedziała, że trzy godziny temu zjadł kolację i czytał gazetę oraz że nic nie zapowiadało takiego stanu to powiedział że moja mama kłamie bo chory od miesięcy nie otrzymywał pomocy i za jego stan moja mama jest odpowiedzialna-zaznaczam, że dwa dni wcześniej wyszedł ze szpitala. Gdy moja mama chciała lekarzowi wręczyć wypisy i zalecenia medyczne to lekarz stwierdził: Ja tu wszystko widzę jak na dłoni, jak pacjent nie przeżyje nocy to będzie wasza wina. Ciągle krzyczał i obwiniał opiekunów o zaniedbanie. Ja tego tak nie chcę zostawić bo dziadziuś to najukochańszy członek rodziny, wszyscy o niego dbają i kochają bardzo. Moja mama została zmieszana z błotem i obrażona przez lekarza. Gdy mój tata powiedział że nie życzy sobie takiego tonu wobec żony, to lekarz kazał im wyjść i stwierdził, że pożałują swojej bezczelności. Cała reszta personelu szpitala-cudowna, pielęgniarki szalały z kroplówkami, zastrzykami itp, jakaś stażystka obiecała że będzie mieć dziadka na oku-bo zapamiętała go z ostatniego pobytu w szpitalu, wzięła nr tel i obiecała dzwonić gdyby coś złego się działo, wszyscy ciepli i życzliwi mimo późnej pory-ok 23😲0. Gdy wychodziliśmy z sali, mama zapytała pielęgniarki czy tata może się napić bo mówił że ma ochotę, pielęgniarka na to że może zwilżyć usta, ale że przesadnie pić nie może bo woda jest zatrzymana w organizmie i dostaje leki odwadniające , na co lekarz się wtrąca i mówi-"po co się tej babie tłumaczysz??" Moja mama ze łzami w oczach opuściła szpital i chyba bardziej z powodu złego traktowania niż ze względu na stan dziadka który bądź co bądź nie jest bardzo zły. Czy można gdzieś zgłosić tego typu zachowanie lekarza??
Bulana, zorientuj się czy jest gdzieś monitoring, często jest może uda się uzyskać nagranie. Piszcie skargę do dyrekcji, tyle że w zasadzie nic to nie da... :/ współczuję sytuacji :/
Ja bym zainterweniowała u bezpośredniego przełożonego tego lekarza, w szpitalu jest nim ordynator. Napisałabym też skargę do Narodowego Funduszu Zdrowia i do Rzecznika Praw Pacjenta, bo do najważniejszych obowiązków i zadań RPP należy: czuwanie nad przestrzeganiem praw pacjenta w placówkach służby zdrowia, wskazanie trybu postępowania w przypadku naruszenia uprawnień pacjenta, udzielanie odpowiedzi na skargi i pytania pacjentów oraz interwencje w przychodniach i szpitalach.
Napisałabym też do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, który funkcjonuje przy Okręgowej i Naczelnej Izbie Lekarskiej.
Wszystko słać poleconym za potwierdzeniem odbioru.
i od dziś za każdym razem wizyty w szpitalu- miałabym ze sobą włączony dyktafon...
Dla odmiany pochwalę: - Szpital im Jana Pawła II Kraków. Byłam tam zaszczepić się przeciwko wsciekliźnie. I było: miło, czysto, bez czekania. Pani Doktor sympatyczna i kompetentna. Dostałam dwie naklejki "Grzeczny pacjent" bo nie mieli zawieszki na obrożę. 😉 Można, jeśli się chce.