Forum konie »

Jeżdżenie cudzych koni- uklady, ukladziki

A mnie beszczelnie oszukano na taki układzie  😤 I to do tego w stajni, w której jeździłam ponad 2 lata  🤔 Nie spodziewałam się w ogóle...
Sam prezes zaproponował mi, że ujeżdżę kuca felińskiego (byłam najniższa z tych co byli dyspozycyjni) W zamian za każdą jazdę na nim miałam mieć jazdę na koniu rekreacyjnym. Najgorsze było to, że kazano mi na niego wsiadać najlepiej 2 razy dziennie bo miał być jak najszybciej ujeżdżony. Żal było mi konia ale się udało.  Po zajeżdżeniu jego miałam 2 jazdy rekreacyjne i prezes stwierdził, że w ogóle wszystkie osoby, które za prace jeździły itd. nie będą mogły już jeździć bo jego jakieś wymagania na temat porządku czy coś nie były spełnione i woli sprzątaczkę zatrudnić. Byłam TAK wkurzona, że podziękowałam ładnie facetowi i wyniosłam się w ogóle do innej stajni. Kurczę, żebym marnowała każdy swój wolny czas i męczyła konia za co zostałam oszukana?!  👿

Teraz jeszcze zastanawiam się nad zgłoszeniem gdzieś stanu koni z tej stajni to zobaczymy czy opłacało się mnie tak traktować...


a mi się wydaje że to już trochę przesada...
Nie czerpałaś w ogóle przyjemności z jazdy na kucu? Nie uwierzę...
Hej 🙂
Ja zaczełam jeździć konno u takiego Pana który praktycznie mieszka w Belgii tylko na wakacje i kilka razy w roku przyjeżdża do Polski. Konie kupił z racji tego że bardzo lubi te zwierzęta, umiejętności zbyt wiele nie posiada ( nawet jak jeździ to zazwyczaj ja lub ktoś inny siodła mu konia bo nie umie) Oczywiście jeździłam tam dla przyjemności ponieważ nie było mnie stać na własnego konia a do jakichkolwiek szkółek żeby dojeźdżać miałam daleko i to też byłoby baardzo kosztowne. Jakieś pół roku temu, może więcej moją przyjaciółka chciała sprzedać swoje dwa koniki ponieważ się przeprowadzała. I właśnie zaproponowała właścicielowi tych koni żeby kupił od niej klacz. Z racji tego że on nie miał gdzie jej trzymać zaproponował mi że on mi kupi tego konia ale ja będe musiała to odrabiać przy jego koniach. Ponieważ znam się trochę na koniach i wiem jak się nimi zając a kobieta która opiekowała sę nimi troche je zaniedbywała pomimo tego że płaci jej 200 zł od konia za miesiąc 🙂 Ja porozmawiałam z rodzicami no i teraz mam tą klaczkę i jest fajnie 🙂😉 Do tamtych koni mam blisko więc mogę sobbie nawet rowerkiem pojechać więc jest dobrze 🙂  Myślę że ten układ jest korzystny a takie opiekowanie się czyimś koniem na dłuższą metę nie ma sensu. Fakt że te umiejętności jakie zdobędziemy zostaną lecz nic więcej bo tylko przywiążemy się do konia a potem płacz  😲 😲
Jeżeli nie było spisanej umowy to nie można mówić o oszustwie, ustne uzgodnienia nie mają znaczenia i właściciel zawsze ma prawo do zmiany zdania i jeźdźcowi nic do tego, może mieć pretensje tylko do siebie że zgodził się na coś takiego bez umowy. A ujeżdżanie młodego  konia to praca i to praca ryzykowna i jednocześnie bardzo odpowiedzialna i dlatego tym bardziej głupotą jest zabieranie się za to bez umowy.
beraiter zajmuje się całą resztą:

taa, jasne. Berajter w Polsce. W Polsce nie ma berajtrów w ogóle od tego trzeba zacząć.

Pod nazwą berajter rozumien człowieka który 6 lat szkolił się na berajtra i uzyskał po zdaniu całej masy egzaminów i spełnieniu wymagań co do wyników ze startów w klasie C -  tytuł berajtra.
[quote author=Ala_WR link=topic=22743.msg576723#msg576723 date=1273064658]
Jeżeli nie było spisanej umowy to nie można mówić o oszustwie, ustne uzgodnienia nie mają znaczenia
[/quote]

- to nie prawda, ustne umowy w świetle prawa również obowiązują tylko nie ma jak ich udowodnić
W ciagu paru lat przerobilam kilka ukladow pt 'jezdzenie cudzego konia'. Opcji bylo pare- albo po prostu w zamian za opieke,lub czasem sie dorzucalam do utrzymania ewentualnie.
Dla mnie to jedyna sensowna opcja jak na ta chwile, bo na wlasnego konia nie bede mogla sobie pozwolic jeszcze conajmniej pare lat(o ile w ogole kiedys).
Zakonczenia takich historii bywaly rozne, najczesciej niestety niezbyt przyjemne dla mnie.
Teraz jezdze(a raczej do czasu kontuzji w kwietniu jezdzilam) kobyle jednej z Voltowiczek pare razy w tyg. Uklad jest dla mnie super, ja moglam sobie trenowac w miare swoich mozliwosci, wiec korzystalam i ja i kobyl. Teraz mimo kontuzji, niestety dlugoterminowej, nadal sie nia opiekuje, bo czuje sie za nia w wiekszym lub mniejszym stopniu, ale jednak-odpowiedzialna. Wiec nie ma przepros i telepe sie prawie 1,5 godz w jedna strone do stajni, zeby szkapine 10 minut popasc,wyczyscic i wracac kolejne 1,5 godz do domu 😉
Taka glupia sprawa, ze o kazdego konia, ktorym sie zajmuje,dbam jak o swojego,czyli jak moge/umiem najlepiej.
Zu, quchnia, co Ty gadasz? Co ma do rzeczy przyjemność? Zarządzanie dużą firmą nie jest przyjemne? Jest. To po co płacić Prezesom?
Ala_WR, sory, nie wszystkie umowy maja formalny wymóg zawarcia w formie pisemnej. Umowa ustna nadal jest umową (np. umowa o pracę!). A oszustwo - oszustwem, nawet jeśli dotyczy młodziutkiej osoby.
kasska  i to Ci się bardzo chwali!
Ja miałam sytuację odwrotną.
Koleżanka współdzierżawiła ode mnie kobyłę.
Wszystko super,pięknie a jak kobyła doznała kontuzji to laska nawet się nie pojawiła.Zerwała kontakt i tyle!
halo może to głupie podejście ale dla mnie umowa ustna nie ma żadnej wartości, odpowiednio sporządzona umowa pisemna jest gwarancją bezpieczeństwa dla obydwu stron, dzięki temu sytuacja jest jasna dla wszystkich (może dlatego że miałam już przejścia jeżeli chodzi o umowy dlatego jestem trochę przewrażliwiona na tym punkcie).
Poza tym wszystko jest ok dopóki nic się komuś nie stanie, a co w sytuacji jak będzie wypadek, koń lub jeździec zostanie poszkodowany?
I to wszystko masz spisane w umowie? A co robisz w przypadku złamania umowy pisemnej? W ogromnej większości przypadków - możesz też sobie... ponarzekać tylko.
Jeżeli jest to umowa o pracę (np. umowa zlecenie) a zajmowanie się czyimś koniem jest pracą (np. umowa zlecenie) to po prostu sprawa oddawana jest do sądu i tyle (już to przerabiałam). Kwestia tego jaka to umowa i co zawiera.
Owszem, w przypadku źle spisanej umowy można tylko ponarzekać w razie problemów, ale takie już jest życie (to też już przerabiałam 🙁 )
halo może faktycznie źle się wyraziłam, ale Alabamka się zachowała jakby nie czerpała z tego żadnych korzyści. Tak jak powiedziała Ala_WR należało zawrzeć umówę, a nie teraz się denerwować...

Jeżeli jest to umowa o pracę a zajmowanie się czyimś koniem jest pracą (np. umowa zlecenie) to po prostu sprawa oddawana jest do sądu i tyle (już to przerabiałam).

i co ile trwała sprawa i jakie jej były efekty?
W przypadku jeżeli umowa była prawidłowo skonstruowana to sprawa idzie szybko. Jeżeli były błędy formalne w umowie to sprawa często jest przegrana.

Jestem freelancerem i dla mnie prawidło skonstruowana umowa to podstawa a umowa ustna lub błędy w umowie pisemnej mogą kosztować mnie sporo pracy i stratę zarobku a na to nie mogę sobie pozwolić, i nie ma znaczenia czy dotyczy to pracy zawodowej czy np. pracy przy koniach.
Prawda jest taka że wszystko jest ok dopóki nie dostanie się po tyłku.

ale co w takiej umowie zlecenia zawarłaś i  czego się w Sądzie domagałaś?
Ala WR: ja sie ciebie konkretnie pytam.  O co wniosłaś sprawę do sądu, ile trwało to lat od momentu zlożenia pozwu i co wygrałaś - czy też może przegrałaś.



Wniosłam sprawę o zapłatę za wykonaną pracę zgodnie z podpisaną umową zlecenie w której było określone co należało zrobić, w przypadku jeżeli z umową wszystko było ok to sprawa trwa średnio około roku ponieważ podchodzi to pod kodeks pracy i te sprawy załatwiane są szybko i sprawa jest wygrana. Jak miałam źle spisaną umowę (bo akurat brakowało jednego podpisu) to nawet nie dochodzi do rozprawy.
aha. brak podpisu rozumiem.



Konkretnie brak jednego podpisu bo dotyczyło to spółki cywilnej a w tym przypadku muszą na umowie podpisać się wszyscy wspólnicy (a był tylko jeden) o czym nie wiedziałam i przez to brakowało mi jednego podpisu a nie byłam w stanie go wyegzekwować później.
a mi się wydaje że to już trochę przesada...
Nie czerpałaś w ogóle przyjemności z jazdy na kucu? Nie uwierzę...

Nie chodzi mi o to. Chodzi mi tylko o to, że tyle ode mnie wymagali, poświęcałam każdy swój wolny czas, czasem musiałam odwołać jakieś spotkania, zajęcia.W ogóle się nie spodziewałam, że stajnia, w której jeździłam 2 lata, pomagałam strasznie itd. tak nie dotrzyma słowa.  😵  Może faktycznie w poprzedniej wypowiedzi trochę przesadziłam...
Ala_WR spółka cywilna nie ma soobowości prawnej, nie podpisujesz więc umowy ze spółką, tylko z jej wspólnikami. Brak jednego podpisu na umowie nie wyklucza dochodzenia swoich roszczeń.
Zu, powtórzę: Alabamka zawarła! umowę. Ustną umowę. Właściciel nie dotrzymał jej ustaleń. Czuje się oszukana - i ma pełne prawo. To jest nieuczciwy człowiek.
edit: tak mi przyszło do głowy - a gdyby Alabamka zwróciła się do Rzecznika Praw Dziecka? przedstawiła sprawę i poprosiła o jakąś rekompensatę?
Zu, powtórzę: Alabamka zawarła! umowę. Ustną umowę. Właściciel nie dotrzymał jej ustaleń. Czuje się oszukana - i ma pełne prawo. To jest nieuczciwy człowiek.
edit: tak mi przyszło do głowy - a gdyby Alabamka zwróciła się do Rzecznika Praw Dziecka? przedstawiła sprawę i poprosiła o jakąś rekompensatę?

Dobre xD Boje się tylko, że mam za mało dowodów a facet stwierdzi, że się rozliczyliśmy i będzie miał więcej świadków niż ja bo jednak "przyjaciół stajni" ma i to dużo  🤔
Stajnia ma bardzo dużo do zarzucenia i coraz bardziej zastanawiam się aby tego "gdzieś" nie zgłosić.
Jeździłam cudze konie za free, startowałam w zawodach, a w zamian... zdobyłam trochę doświadczenia i rozumu, gdy parę razy zostałam wyrolowana. Tak więc zamknęłam swój 'wolontariat' 😉 Choć nie ukrywam, że sprawiało mi to kiedyś wielką frajdę, ale byłam wtedy młoda i głupia 😁
Już kilkakrotnie było powiedziane że rekreant (typu ja) powinien za darmową jazdę na czyimś koniu po rękach właściciela całować i nie wyplakiwac ze ktos konika zabrał z pod tyłka, chociaz brak poinformowania o koncu takiej sytuacji to poprostu brak szacunku

Ja jestem w sytuacji gdzie nie mam kasy żeby wozić się w szkółce, zrezygnować z jezdziectwa bardzo bym nie chciała, wiec taki układ byłby dla mnie rewelacja, wiedzac nawet ze moze sie to skonczyc w kazdym momencie.Ale za duza jestem zeby wierzyc w bajkę

Całkiem co innego jak ktos wkłada swoja wiedze i umiejetnosci w konia
zwracam honor w takim razie, przepraszam :kwiatek:
Nic się nie stało  😉
beraiter zajmuje się całą resztą:

taa, jasne. Berajter w Polsce. W Polsce nie ma berajtrów w ogóle od tego trzeba zacząć.

Pod nazwą berajter rozumien człowieka który 6 lat szkolił się na berajtra i uzyskał po zdaniu całej masy egzaminów i spełnieniu wymagań co do wyników ze startów w klasie C -  tytuł berajtra.


eee może faktycznie niepotrzebnie nadużyłam mądrze brzmiącego słowa obcego pochodzenia..
zmieniam więc na "objeżdżacz" 🙂
(ew. objeżdżacz niedyplomowany, dla jasności 😉 )
Wiecie, za młodu ja też jeździłam cudze konie. Były treningi, zawody, tereny, dłuugie lata spędzone razem  (jednego miałam półtora roku nawet ) a w końcu przyszedł czas się pożegnać 😉 Bo tak, bo to nie jest mój koń i właściciel ma do tego pełne prawo i kropka. Czy było boleśnie ? Jak cholera. Ale nie dały nic przepłakane noce, żalenie się i bunty. Przyszedł wówczas czas ,a kupienie własnego konia i problem z głowy 😉

Teraz patrzę trochę inaczej, bo sama mam konia i zastanawiałam się nad wydzierżawieniem kobyły na czas matur. Teraz mam matury i co, musiałabym dziewczynie kobyłę zabrać. I nie ma mowy o dalszej dzierżawie, bo to mój ukochany koń 😉 Nie próbowałyście nigdy popatrzeć tak z drugiej strony ? Naprawdę zachowałybyście się inaczej ?
😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się