Forum konie »

Jak "odrobić" popsutego konia?

Takiego na przykład zaszarpanego na pysku, z obitymi bokami. Niemłodego.Po przejściach.
Z zabitym impulsem.Zbuntowanego .Zamkniętego w sobie. Na przemian ponoszącego lub stającego w biernym oporze.
Treser westchnął i orzekł,że powinien na rok trafić na pastwisko a potem.... może .... ale nie na pewno....
Treser ma rację. Może 1/2 roku wystarczy - ale to tyle. Pastwisko działa najlepiej.
Tak. Mysle, ze takiemu trzeba przerwy, i to dluzszej. Zabity duch pracy w takim koniu czasem juz nie chce wracac.
A po pastwisku - cierpliwość. I nastawic się , że sukcesem będzie  "bo on dzisiaj zrobił kółko na poprawnym kontakcie i nie uciekał!"...
Ech....
😕
Dużo w tym racji, a potem małymi krokami ale systematycznie i rutynowo wręcz powtarzane codziennie czynności. Spokój, cierpliwość i cisza.
Kilka lat temu miałam takiego konia.
Niestety. Psuje sie łatwo, odrabia - oj...
I w dodatku, nawet jak technicznie uda się poprawnie pojechac to taki koń moze juz nigdy nie chciec pracować - w sensie jakiegokolwiek sladu przyjemności, chęci, współpracy
Słuchajcie, może nie ma tragedii, za rok jak wróci wypoczęty psychicznie ...
Będzie dobrze, tylko trzeba czasu  😉
Opcja z pastwiskiem odpada. Trudno. Będę patrzeć co i jak i milczeć.
🙁
p.s
Dziękuję za opinie. :kwiatek:
Wtedy to duzo pracy w terenie, duzo urozmaicenia, proba dotarcia do psychiki, zeby znowu zaczal miec przyjemnosc z jazdy. Trwa dlugo, ale moze sie uda. Trzeba  sie uzbroic w cierpliwosc i posuwac sie krok po kroku w przod. Nawet, jesli to potrwa.
hej, uszy do góry. Mojego jak kupiłam był zaszarpany na pelhamie, na mocniejszą łydkę gryzł i miał dwa biegi: mega szybko do przodu i cofamy się. Byłam w lepszej sytuacji bo mój młody i ogier. Obyło się bez półrocznej przerwy-bo takiej możliwości nie miałam. Jeźdźcem wybitnym wtedy nie byłem, teraz też nie. Aktualnie mój koń, jest chętny do pracy, sprawia nam to przyjemność. Pomalutku i do przodu, pod okiem cierpliwego trenera i na pewno będzie raz lepiej raz gorzej, ale do przodu. Trzymam kciuki  :kwiatek:
Tak- tylko skoro nie ma opcji pastwiska, to pewnie nie ma też opcji rozsądnego jeźdźca/właściciela.
Taniu - szczerze współczuję. Postaraj się znaleźć proporcje między konieczną codzienna rutyną a urozmaiceniem. Coś poprawić - zawsze można. Optymistom łatwiej w życiu  😀.
Dzięki. Za priv też.
Może ten wątek posłuzy jeszcze komuś?
A metody naturalne w takim przypadku byłyby dobre?
Serio pytam.
Jak mawia moja znajoma pracujaca z psami - "ja nie szkole psow tylko wlascicieli"

Jak dla mnie "naturalsi" nie wniosa tu nic nowego - kluczem jest odbudowa zaufania, jak ja nazwiesz to juz rybka
Tania, a ja myślę, że metody naturalne, czemu nie.
W ten sposób bardzo łatwo buduje się zaufanie konia kiedy jest się na równi z nim. Ja bym próbowała 😉
zależy co Tania ma na mysli mówiąc metody "naturalne"


jeśli "naturalne" w sensie staranie się dojścia do porozumienia z tym koniem przy pomocy logicznego myslenia własnego i wczuwania się w konia - to tak.

jeśli natomiast "naturalny" w sensie  bacik marchewkowy, kanterek sznorkowy, 7 gier, 5 nacisków itp bzdury to jestem na nie.
Taniu, też miałam ten problem. Mój pierwszy koń rozkręcał się dopiero po galopie. Tzn. nabierał ochoty do jakiejkolwiek pracy i się  rozluźniał.  I też chodził z ryjkiem w górze, nieczuły na rękę.
Trenerka wprowadziła taki grafik jazdy: dużo stępa (np. 20 minut spacer w terenie), chwilka kłusa, potem galopek. Po kółeczku w każdą stronę, potem przejścia (bardzo ładnie to robił- galop-stęp -stój  -galop) wtedy już rozkręcony - mogliśmy zaczynać pracę w kłusie.. Wszystko na luźnej wodzy (na ujeżdżalni nie ponosił, tylko w terenie), potem kłusował też na luźnej, ale opuszczał łeb.

Teren - niestety - czarna wodza w pogotowiu. Ale przyznaję, że pomogło. Jemu wybiło z głowy ponoszenie a i ja byłam spokojniejsza.

potem chodził tylko w tereny, często po ciemku, z lampką na czole. Wyluzowały go te tereny chyba najbardziej ze wszystkiego, nabrał ochoty do pracy.
specjalista od odrabiania zepsutych koni: www. KrainaKuhailana.polisharabians.pl
Arabiansaneta- 10 min temu pisałam pw do Tani🙂 Własnie na ten temat🏇
Ja mam bardzo podobny problem. Koń odkąd został zajeżdżony trafił do szkółki i chodził tam parę lat. Trafił do nas, bo ma potencjał, który chcemy wykorzystać, ale koń jest poszarpany, no i każdy chyba wie jak koń po szkółce chodzi. Leci przed siebie, aby tylko pochodzić i mieć to szybko z głowy. Jak był na zawodach, to uciekał z parkuru, ponosi w terenie.. Nie wiem co z nim robić, bo jest bardzo spokojny, ale zniszczony przez te lata wożenia dzieci.. 🙁
No to ja może wykorzystam temat, choć mój problem jest trochę inny, a mianowicie wchodzenie do przyczepy. Kiedy Rudy był jeszcze w poprzedniej stajni dało się nim wejść do przyczepy. Przy przewożeniu go na obóz był problem, może wynikało to z tego, że jechał inną przyczepą. Potem zmieniłam stajnie i wpakowanie go do przyczepy graniczyło z cudem. Ostatnio ponowiłam próby wykorzystując nową, piękną, jasną i przestronną przyczepe znajomego. Nie podziałały cukierki, owies ani drugi koń. Całość zakończyła się uderzeniem głową o róg przyczepy i wielką ucieczką, pewnie w dużej mierze z mojej winy, bo jestem nieco niecierpliwa i uboższa o jedną rękę ze względu na gips. Dlatego chciałam się poradzić, bo być może któraś z was miała już taki problem i udało się go zażegnać. Nie chce już używać siły, bo wiem że to nic nie da. Bardzo proszę o pomoc.
rudazaraza, ja miałam taki problem i go wypracowałam.
Moja kobyła kiedyś wchodziła z marszu, a raz się uparła tak, że nie pojechałam na zawody. I zostało.
Ale, miałam do dyspozycji bukmankę znajomych i codziennie, konsekwentnie próbowałam ją zapakować, zachęcać marchewkami itd. Oczywiście poprosiłam o pomoc osoby, które mają wieloletnie doświadczenie w pakowaniu koni i to w zasadzie dzięki nim się udało. Jak tylko weszła, zamykaliśmy i jechaliśmy do sklepu i spowrotem :P  Robiłyśmy tak sukcesywnie przez jakiś miesiąc, kilka razy w tygodniu, aż się przyzwyczaiła. 😉
Wydaje mi się, że tutaj trzeba cierpliwości, i treningu, to wszystko.
Ja już wiem, że sama nie dałabym rady, więc może też poproś kogoś i próbujcie 😉
rudazaraza w wątku "jak nauczyć konia..." ( http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,19089.0.html ) był poruszany ten temat, może tam zerknij 😉
croopie bardzo dziękuję za odpowiedź. Myślę że to bedzie najlepszy sposób, choć za nim będę mogła zacząć pracę to trochę minie bo ani jedna ręką ani druga zbytnio spawna nie jest. Ale bardzo dziękuję za pomoc🙂

Misskiedis na pewno też zajżę i również dziękuję 🙂 Teraz się chwytam każdej deski ratunku, bo Rudy już też pierwszej młodości nie jest :/
Taniu, ja kupiłam i mam konia z twojego pierwszego postu. Chętnie bym Ci napisała co i dlaczego robiłam, chętnie wytłumaczyłabym jak ale czuję potrzebę napisania czegoś, czego nikt tutaj nie wspomniał: nigdy tak do końca tego konia sie nie odrobi i zaczynając pracę z takim koniem trzeba zdawać sobie z tego sprawę. Oczywiście mam na myśli naprawdę zepsute konie, a nie konie rzekomo trudne zepsutych - najczęściej - debilnych właścicieli.

Uprzedzając pytania, dlaczego uważam, że takiego konia nie da się do końca odrobić? Bo to już nigdy nie będzie dobrze (bardzo dobrze, fantastyczníe, perfekcyjnie, nomenklatura jest tutaj moim zdaniem nie aż tak istotna) ujeżdżony koń sensus stricte, to już do końca życia bedzie (dobrze, bardzo dobrze, perfekcyjnie etc.) odrobiony koń. Z całą swoją historią, z całym bagażem doświadczeń, z całym swoim szczęściem i nie szczęściem.

Pozdrawiamy z Czardaszem, i do boju! 😉
Mojej kobyle też zdarza się ponosic w terenie i to nie dla tego że się czegoś spłoszy tylko ma takie widzimisie.
A jak tylko poczuje że chce zrobić woltę by ją zatrzymać to od razu przyśpiesza.
Moja znajoma poradziła mi bym trochę pojeździła w tereny na czarnej wodzy a właściwie miała ją w pogotowiu.
Myślicie że czarna wodza jest dobrym rozwiązaniem na takiego konia. Niechce jej zakładać ostrzejszego wędzidła ,a obecnie kobyła chodzi na oliwkowym pojedynczo łamanym.
kaloe, szczerze mówiąc, dla mnie czarna wodza jest w takim wypadku jedynym racjonalnym rozwiązaniem 😉 Sama mam kobyłkę, która boi się przestrzeni, a że jest strasznym dynamicikiem to czasem w terenie ją ponosi i tracę kontrolę. Biorę czarną własnie dlatego,l że nie chcę się z nią szarpać - używam tylko wtedy, kiedy jest potrzebna, a kobyła już się nauczyła co to jest ten czarny pasek między nóżkami i robi się grzeczniejsza 😉
Myślisz że cały czas będzie trzeba jeździć na niej w teren na czarnej wodzy czy po jakimś czasie będzie można zrezygnować z tego patentu.
Już parę razy się odważyłam pojechać bez 😉 i było całkiem całkiem, tyle, że byłam sama, bez koni.
Póki co, zawsze biorę, choćby miała wisieć luźna, a ten moment kiedy na amen zostawię ją w stajni na pewno nadejdzie... kiedyś 😉
powodzenia ! 🙂
Ja zazwyczaj jeżdżę sama. Czasem zdarza się że jadę w teren z kimś jeszcze ,to wtedy ja musze prowadzić bo kobyła włazi na konia z przodu i nie dlatego że chce prowadzić bo ona należy do koni strachliwych.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się