najgorsza jest zdrada podwójna. Kiedy własna przyjaciółka tak się zaprzyjaźnia z twoim mężem a ty im tak ufasz że jeszcze ich opatulasz kocykiem do snu przy ognisku i że e końcu żona idzie w odstawkę.
Właśnie Hija poruszyła ważną kwestię. Zdrady wiadomo nic nie tłumaczy ale czy zawsze 100 % winna jest osoba zdradzająca ? Szczęśliwy, kochany, wygłaskany facet nie szuka innych bab. Musi być coś nie tak, że co go pchnęło do zdrady i zazwyczaj nie są to pierdoły. Ludzie szczęśliwi nie szukają większej dozy szczęścia lub problemów jak kto woli.
ElaPe - Mój znajomy mial takie combo i w tej chwili (na 3 lata po zdarzeniu) można powiedzieć, że ochłonął. To niszczy jak nic innego, nie dość, że tracisz najukochańsza osobą to tracisz też tą 2gą która miała pomóc Ci się podnieść w takiej sytuacji.
Właśnie Hija poruszyła ważną kwestię. Zdrady wiadomo nic nie tłumaczy ale czy zawsze 100 % winna jest osoba zdradzająca ? Szczęśliwy, kochany, wygłaskany facet nie szuka innych bab. Musi być coś nie tak, że co go pchnęło do zdrady i zazwyczaj nie są to pierdoły. Ludzie szczęśliwi nie szukają większej dozy szczęścia lub problemów jak kto woli. miałabyś racj gdybyś pisała o kobietach, to one zdradzają z przyczyn społecznych...faceci zdradzają z przyczyn biologicznych. generalnie kobiety zdradzają po to żeby coś zyskać, a faceci nie zdradzają z lęku przed stratą... kobieta która ma zapewniony status i komfort nie zdradza...facet zdradza wtedy, kiedy mu nie zależy na tym co potencjalnie taką zdradą ryzykuje.
Tylko ów brak nie zawsze jest spowodowany faktyczną nieudolnością partnera w jakiejś dziedzinie. 😉 Osoba zdradzająca może mieć przecież zwyczajnie problemy osobowościowe/w budowaniu relacji międzyludzkich. Bo zaraz dojdziemy do wniosku, że wszystkie zdradzone Panie na R-V po części same sobie na swoje "rogi" zapracowały.
Grzegorzu ale mówimy o małżeństwach czyli jakoś do niego doszło i nie trwa to jeden dzień. Załóżmy, że 2 lata ze sobą byli potem narzeczeństwo, ślub i już mamy 3 letni związek czyli jednak jakoś się go dało wybudować i osoba wcale nie była kaleka emocjonalnie. Myślę, że większość przypadków zdrady jednak wynika skądś. Nie mówię o jednorazowym skoku w bok poalkoholowym ale o zestawie małżeństwo + kochanka(nek). Jednak czegoś zaczęło brakować, coś zaczęło nudzić, coś zaczęło przeszkadzać [dajmy na to] żonie, że postanowiła poszukać ciepła, kasy, spokoju, przyjemności czy po prostu szczęścia u kogoś innego.
Po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że szczęśliwa żona mająca wszystko o czym marzyła od męża( w duchowym sensie) nagle postanawia zaryzykować wszystko co ma i wybudowała z kaprysu...
Po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że szczęśliwa żona mająca wszystko o czym marzyła od męża( w duchowym sensie) nagle postanawia zaryzykować wszystko co ma i wybudowała z kaprysu... a ja absolutnie sobie wyobrażam, choćby że nie samą "duchowością" kobieta żyje...
No nie samą ale specjalnie podkreśliłam duchowość uczuć by wykluczyć wypadki kiedy baba leci na kasę i odwrotnie, bo to i tak jest dla mnie poniżej krytyki i nie ma nad czym dyskutować 😉
Grzegorzu ale mówimy o małżeństwach czyli jakoś do niego doszło i nie trwa to jeden dzień. Załóżmy, że 2 lata ze sobą byli potem narzeczeństwo, ślub i już mamy 3 letni związek czyli jednak jakoś się go dało wybudować i osoba wcale nie była kaleka emocjonalnie. Myślę, że większość przypadków zdrady jednak wynika skądś. Nie mówię o jednorazowym skoku w bok poalkoholowym ale o zestawie małżeństwo + kochanka(nek). Jednak czegoś zaczęło brakować, coś zaczęło nudzić, coś zaczęło przeszkadzać [dajmy na to] żonie, że postanowiła poszukać ciepła, kasy, spokoju, przyjemności czy po prostu szczęścia u kogoś innego.
Po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że szczęśliwa żona mająca wszystko o czym marzyła od męża( w duchowym sensie) nagle postanawia zaryzykować wszystko co ma i wybudowała z kaprysu... Ten przykład z "kalectwem" emocjonalnym to tak na szybko podałem i w sumie jest on dosyć daleko od osi problemu. 😉
Generalnie zgadzam się z Tobą Ninevet, ale... przytoczona przez Ciebie sytuacja jest dla mnie czysto teoretyczna. Tak, może i jestem malkontentem, ale nie uważam, by istniał związek dwojga ludzi, który w 100%-centach zaspokaja wszystkie ich potrzeby. Gosh, już widzę te wszystkie Panie, śpieszące z zapewnieniami, że: "My z Misiem pasujemy do siebie w 101% procentach!!!!". 🙄
Dobra, dalej dzielnie kroczymy ku paszczy lwa - nie ma żadnych połówek tego samego jabłka, nie steruje nami przeznaczenie, a już z pewnością Siła Wyższa nie ma cierpliwości do łączenia nas w pary. 😉 Zawsze znajdzie się coś, co nas w partnerze uwiera. Zawsze - co najwyżej endorfiny zaburzają nam przez czas jakiś kojarzenie faktów/zwiększają próg tolerancji/ograniczają pole widzenia. Rzekome "idealne dopasowanie" ma w sobie coś z patologi, bo jedna z części składowych takiej relacji - że tak popiszę się metaforą - musiałaby przyjąć rolę rękawiczki. Najlepiej gumowej. Coś mi się nie widzi istnienie wielu chętnych do bycia niezwykle rozciągliwym i pustym w środku. 😉 Tak więc prędzej czy później, będąc w stałym związku, trafimy na kogoś, jawiącego się nam jako model lepszy od aktualnie posiadanego. Dodajmy do tego zwyczajowe motylki w brzuchu i całkiem miłe poczucie bycia atrakcyjnym towarzyszące flirtowi... i ustabilizowany, szczęśliwy związek przestaje być tak pociągający jak do tej pory. 😉
Zapomniałbym o "prozie życia", a to kluczowy punkt wypowiedzi. Jako ludzie, nie jesteśmy w stanie idealnie zaspokajać potrzeb partnera. Stoi przed nami tyle trudności, że urasta to do zadania rodem z "Mission Impossible": problemy z komunikacją, z werbalizacją swoich odczuć i potrzeb, brak czasu i zmęczenie natłokiem obowiązków... Pisałem już, że tak w istocie to zawsze jesteśmy do pewnego stopnia niedopasowani? Zmierzam do tego, że nie ma czegoś takiego, jak idealny, zaspokajający w 100% potrzeby związek. Prędzej czy później, zawsze wyskoczy jakaś asymetria, jakiś brak... który "idealnie" wypełni kochanek/kochanka. Ot, tak dla przykładu - najpiękniejsza dziewczyna z podwarszawskiej miejscowości, przestaje robić tak niesamowite wrażenie, gdy przeprowadzimy się do samej Warszawy. A dynamiczny, zdecydowany i przedsiębiorczy Jaś, prędzej czy później trafi na kogoś od siebie lepszego. Taka kolej rzeczy. 😉
Dla mnie pisanie, że zdrady są wynikiem niezaspokojonych potrzeb partnera w danej relacji, to po prostu przerzucanie odpowiedzialności za swój czyn na osobę zdradzaną: "Patrz, gdybyś był lepszy, to bym tego nie zrobiła! To TY stanowisz problem!". Jak odczuwamy solidny dyskomfort z faktu bycia w danym związku, to staramy się go naprawić, bądź zakończyć. Robienie ze związku trójkąta nie jest dla mnie akceptowalnym sposobem jego ulepszenia - co najwyżej wprowadzamy go w wyższe stany geometrii. 😉
Nie mówię o jednorazowym skoku w bok poalkoholowym ale o zestawie małżeństwo + kochanka(nek). Żadna różnica - albo ktoś jest na tyle pijany, że staje się osobą bezwolną (najczęściej tracąc przytomność) i mamy do czynienia z gwałtem... albo zwyczajnie zdradził. Nie wiem, może jestem osobnikiem, który z powodu słabej głowy nie jest w stanie tyle wypić i cała sytuacja jest dla mnie abstrakcją z powodu mojego "kalectwa", ale w życiu mi się aż tyle obwodów na raz nie wyłączyło, bym nie wiedział gdzie i w jakim celu ściągam spodnie. 🤔
Zgadzam się z Tobą i w większości piszemy o tym samym ale... [też mam swoje, a co! 😉 ] nigdy nie zdradziłam za to mam za sobą niemiłe doświadczenie bycia zdradzoną i może jestem za młoda, za głupia czy inne za...ale ja ciąglę widzę w tym jednak to co napisałam. Na wszystko znajdzie się sposób, nic nie usprawiedliwia zdrady, nie ma związków idealnych ale przecież wszystkich spotyka "szara codzienność", każdego dopadnie w końcu monotonia ale niewielu widzi w tym czynnik popychający do zdrady, jednak oprócz wyżej wymienionych spraw musi coś jeszcze być. Może utrata atrakcyjności partnerki - "mam męża już 10 lat, nie muszę o siebie dbać?", może brak jakiś nowych doznań, może no może cokolwiek innego. Przykładów jest wiele, czasami tak jak napisałeś potrzeba bycia atrakcyjnym ale to moja wina, że by czuć się atrakcyjna muszę tego szukać u innych? czy może mąż mnie nie docenia, nie prawi komplementów ? Nie mówię, że przez długi okres czasu nie ma prawa się nic zmienić. Owszem, ma prawo. Mogą się zmienić gusta partnerów, spojrzenie na związek ale wtedy najpierw się trzeba rozwieźć a potem szukać kolejnej osoby. Delikatnie też zboczyłeś z kursu, małżeństwo - długoletni związek zakończony przysięgą i trwający dalej pod jednym (zazwyczaj) nazwiskiem i adresem zamieszkania. Nie Jaś co Małgosie z pola zabrał, a nawet jeśli zabrał to ćwierć wieku wcześniej 😉
[quote]Cytuj Nie mówię o jednorazowym skoku w bok poalkoholowym ale o zestawie małżeństwo + kochanka(nek). Żadna różnica - albo ktoś jest na tyle pijany, że staje się osobą bezwolną (najczęściej tracąc przytomność) i mamy do czynienia z gwałtem... albo zwyczajnie zdradził. Nie wiem, może jestem osobnikiem, który z powodu słabej głowy nie jest w stanie tyle wypić i cała sytuacja jest dla mnie abstrakcją z powodu mojego "kalectwa", ale w życiu mi się aż tyle obwodów na raz nie wyłączyło, bym nie wiedział gdzie i w jakim celu ściągam spodnie. [/quote]
Nie wiem jak to jest ze spodniami ale raz zdarzyło mi się nie pamiętać godzinki czy dwóch... ja wiem czy pamiętałabym faceta który się dosiadł? A funkcjonowałam normalnie- o ile policzyć tańczenie na stole na który normalnie bym nie wlazła, jako normalność 😉 [absolutnie nie ma się czym chwalić ale życie ma to do siebie, że uczy - nawet tych złych rzeczy- czyli ile Ania nie może wypić 😉 ]
O, przywędrowałam właśnie z wątku "sercowego" i widzę zgodność pewnych swoich przekonań z Grzegorzowymi. Prawie echo... Doskonałych związków nie ma, świat nie jest doskonały, poczucie braku jest wpisane w ludzkie życie. Człowiek musi sobie z własnymi dziurami, nienasyceniami, niedocenieniem itd. jakoś radzić. I albo sobie radzić, albo dojść do wniosku, że tak się dłużej nie da. Bo czasem się nie da. (Chociaż z drugiej strony jak najbardziej jestem zdania, że związek budują dwie strony, że to interakcja, że raczej nie bywa tak, że jedna osoba jest cacy a druga be - albo bardzo rzadko.)
Zdrady nie doświadczyłam (a na pewno nie aktywnie), ale dojścia do ściany tak.
Zgadzam sie w z wrotkim, choc nie absolutyzowalabym tych biologicznych przyczyn. Mozemy powolywac sie na sklonnosci naszych przodkow do ciaglego poszerzania puli swego potomstwa, ale ewolucja nie stoi. Mezczyzni rowniez ewoluuja. Dlaczego toczymy boje z kreacjonistami, udowadniajac teorie ewolucji, a dla tlumaczenia roznych zachowan spolecznych obu plci wciaz powolujemy sie na zachowania przodkow sprzed tysiecy lat? Nie ma tak ze wszystko ewoluuje, tylko ludzie nie. Zastanawia mnie ta niekonsekwencja, ciekawe czy jakis jajoglowy zajal sie tym tematem. Zabijamy sie probujac udowodnic ewolucyjny rozwoj skrzydla ptaka a z czytsej wygody zakladamy ze przyczyny naszych zachowan spolecznych nie ulegly zmianie odkad zeszlismy z drzew. Nie jest takze prawda ze jesli zapewnisz kobiecie status i komfort to nie zdradzi. Zdradzi, jesli trafi na kogos kto da jej wiecej uczucia i tego "dreszczyku" niz ty. Bedzie dluzej opierala sie niz mezczyzna, ale koniec koncow zdrazi. Z jednej strony chcialabym zgodzic sie z Ninevet ze czesto zdrada jest wypadkowa wczesniejszego zlego stanu w zwiazku. Chce jednak zaznaczyc ze konflikt nie usprawiedliwia w zaden sposob zdrady. To osoba zdradzajaca ma wolna wole, to od niej zalezy czy zdradzi czy nie, nie moze usprawiedliwiac sie ze zdradzila bo bylo jej w zwiazku zle. Jesli naprawde bylo jej zle, rozstalaby sie z osoba sprawiajaca jej cierpienie zanim poszlaby do lozka z kims trzecim. Inaczej to zwykle tchorzostwo i wygodnictwo. Tak jak pisaly przedrozmowczynie, zona to wygodne narzedzie w zapewnianiu ekonomicznej i spolecznej stabilizacji. Dlatego najpelniej zgadzam sie z Grzegorzem, ktory sprzedal nam prosta prawde - jesli zastanawiasz sie czy zdradzic, wyobraz sobie siebie zdradzanego z innym mezczyzna. Bo mezczyzni do zdrady skorzy sa bardzo, jednak gdy to oni zostana zdradzeni robia afere i zala sie jak to zawiedli sie na zonach. Hipokryci. I hipokrytki, oczywiscie, gdy sprawa dotyczy kobiet, bo i one coraz jawniej zdradzaja.
miałabyś racj gdybyś pisała o kobietach, to one zdradzają z przyczyn społecznych...faceci zdradzają z przyczyn biologicznych. generalnie kobiety zdradzają po to żeby coś zyskać, a faceci nie zdradzają z lęku przed stratą... kobieta która ma zapewniony status i komfort nie zdradza...facet zdradza wtedy, kiedy mu nie zależy na tym co potencjalnie taką zdradą ryzykuje.
Bzdura ❗ Kobieta może tak samo zdradzać z przyczyn biologicznych - bo mąż jest cienki w łóżku i jej nie zaspokaja. Żeby coś zyskać? W pewnym sensie tak - satysfakcję seksualną. Żeby poczuć się atrakcyjna, bo mąż dawno przestał prawić komplementy, żeby "dowartościować się"... Jest mnóstwo takich, które zdradzają mimo zapewnionego statusu i pozornego komfortu. Jak ja nie lubię takiego szufladkowania "bo kobiety są takie, bo faceci są tacy..." Każdy człowiek jest inny.
Także uważam, że kobiety i mężczyźni mogą zdradzić z pobudek fizycznych lub emocjonalno-psychicznych, tu nie ma wcale takich różnic. Natomiast aby odejśc mężczyzna potrzebuje mieć już kolejną partnerkę, która będzie się wokół niego"krecić", a kobieta potrafi odejśc nie mając innego partera, po prostu nie może znieśc aktualnej sytucji w związku i próbuje ułożyc sobie życie na nowo.
Zgadzam się z Grzegorzem- bardzo trafnie to wszystko opisałeś, nie wierze w przeznaczenie i uważam, ze nie ma idealnych związków a na początku działa 'chemia' i pewnych rzeczy się nie dostrzega lub też, dostrzegać się nie chce. Jednak zawsze prędzej czy później wyjdzie jakieś niedopasowanie, niezrozumienie czy też po prostu- co tyczy się długoletnich związków, zmieniają się nasze cele, pragnienia, oczekiwania...
Wątpię ze Marysia co się w Jasiu zakochała, bo był 'najfajniejszym' chłopakiem w szkole, będzie za parę ładnych lat zachwycona tym, że Jaś ma fajny motor i czarujący uśmiech bo będzie już na innym etapie życia i będzie od Jasia oczekiwała czegoś zupełnie innego...
Dochodzi również monotonia, która niestety nie pcha naszego związku do przodu lecz stacza nas po linii pochyłej i czasem jest zabójcza. Szukamy wtedy jakiś dodatkowych wrażeń i często nasz wymarzony Jaś nie jest już taki atrakcyjny jak kiedyś
Jest to rozmowa z "problemów sercowych" przecytowałam ją dlatego, że był to jedyny znany mi sposób na połaczenie obydwóch dyskusji tak by żadna nie straciła sensu.
[quote author=ninevet link=topic=148.msg548580#msg548580 date=1270897631] Mi się wydaje, że tylko największy sku**** wyrzucony przez zdradzoną małżonkę na bruk idzie na policje.
Nie do końca. Jeśli razem kupowali mieszkanie, urządzali, obydwoje władowali tyle samo pieniędzy w mieszkanie to jakim prawem, któraś ze stron może sobie wyrzucić z domu? Jeśli to właśność wspólna to rozporządzanie się nią w imie kary za zdrade jest dla mnie dość...głupie. Uczucia swoją drogą a życie materialne drugą. [/quote]
Chodzi mi o sytuacje stricte, ona się dowiaduje o zdradzie, wyrzuca go a on dzwoni na policje po godzinie "bo żona go wpuścić nie chce". Trochę zrozumienia i godności... zdradzałeś ? to śpij u kumpla na kanapie albo w samochodzie aż żonie przejdzie na tyle, że będzie chciała Cie widzieć. Nie mówię o wyrzuceniu na stałe czy przejęciu mieszkania w ten sposób ale niech ma na tyle godności i da jej dzień, dwa czy tydzień by ochłonęła.
Mnie chodziło konkretnie o zmiane zamków w drzwiach, bo to już cos więcej niz zrozumiałe wywalenie na pare dni z domu 😉
Ale ja widzę sporo facetów, którzy biorą ślub bo wpadli, a rodzina i dziewczyna nalegają. I ja bym się nie dziwiła, że facet potem ma kochankę. Wystarczy nie ściągać spodni, jak się nie jest pewnym czy afekt nie należy do tych "krótkich, przelotnych chwil szczęścia", które prysną po kilku minutach. Skoro ktoś jest na tyle dorosły, by współżyć, to jest też na tyle dorosły, by ponieść konsekwencje swych czynów. Życie w istocie jest całkiem proste. To ludzie czynią swe ścieżki krętymi, a później jołczą na "okrutny świat", który ich skrzywdził.
Wystarczy nie ściągać spodni
Niektórzy mają problem z zignorowaniem wrzasku niższych pięter mózgu 😀iabeł:
I dotyczy to obu płci... aż korci, by przytoczyć linijkę z Adasia Miauczyńskiego w "Dniu Świra". O tym co należy kupić, by uspokoić niektóre jednostki. 😉
Najlepszy jest rzewny płacz, "że naciągnęła mnie na dziecko", albo "bo wszyscy mówią, że jestem łatwa i się puszczam". Oj, oj. Niebywale okrutny ten nasz świat. 🙂
[quote author=Daniela link=topic=148.msg548851#msg548851 date=1270909444] Mnie chodziło konkretnie o zmiane zamków w drzwiach, bo to już cos więcej niz zrozumiałe wywalenie na pare dni z domu 😉
Każdy odreagowywuje na swój sposób. 😉 Ja bym pewnie w pierwszej kolejności poszła zabić kochankę, bo nie chciałabym dopuścić do siebie myśli, że mój... że kochany... że mnie zdradził. 😁 [/quote]
Grzegorz oczywiście, że masz rację, że jak się współżyje, to trzeba brać za to odpowiedzialność. Ale nigdy nie przewidzisz tego, jak zachowa się druga osoba, prawda? Nie wiesz, czy przypadkiem nie zmieni się po zawarciu małżeństwa. I pomimo najszczerszych, dobrych chęci można się rozczarować i zawieść.
Zawód nie usprawiedliwia zdrady. Rozwód, separację - to tak. Ale łamania przysięgi, bo "po namyśle to jednak nie to"? Nie, w takim wypadku zdrada pozostaje tym czym była - zwyczajnym świństwem.
Nie no, nie miałam na myśli usprawiedliwiania zdrady - tylko tego, o czym własnie piszesz, rozpadu małżeństwa.
[quote author=Grzegorz link=topic=148.msg548854#msg548854 date=1270909671] Skoro ktoś jest na tyle dorosły, by współżyć, to jest też na tyle dorosły, by ponieść konsekwencje swych czynów.
Odpowiedzialnym można być płacąc alimenty i poświęcając czas dziecku. Dla mnie decyzja o małżeństwie jest na tyle poważna, że nie zgodziłabym się na to tylko ze względu na dziecko. Konsekwencją wpadki może być mniej czasu na przyjemności, a nie konieczność wzięcia ślubu. [/quote]
A to już inna sprawa....
Też nie wyobrażam sobie nagłego małżeństwa, gdybym zaszła w nieplanowaną ciążę. Primo, to mam sceptyczne podejście do małżeństwa. A secondo, bo wolałabym zaoszczędzić stresów dziecku.
Co do książeczek do na pewno mam "Nie zależy mu na Tobie", ale to już chyba przerabiałyśmy 😉
na kompie masz? bylabys tak dobra i mi przeslala? bo ja niestety nie czytalam a chetnie bym zajela sobie czas w pracy ;-) (jakby cot o mail pyzakowalska(at)gmail.com ) [/quote]
[quote author=żużka link=topic=148.msg549234#msg549234 date=1270927335] Ja jestem dziwna i staroświecka, bo dla mnie facet w stałym związku to już nie facet. Nie ważne, jak mu źle z żoną/partnerką, czy ona go kocha i rozumie, czy nie. Są granice nieprzekraczalne. Najpierw kończy się jedną bajkę, później zaczyna drugą. Wiem, dziwadło ze mnie.
nie Ty jedna. Mam dokładnie tak samo. Nawet przesadnie, tzn. jak widzę kolesia z obrączką to staram się nie zachowywać się tak, aby ściągać na niego swój wzrok, nie łapać kontaktu wzrokowego, "nie podobać się". Dla mnie samo małżeństwo jest świętością, ale jest to też wyraz mojej solidarności z drugą kobietą, która wybrała tego mężczyznę do końca życia.
Ale ja widzę sporo facetów, którzy biorą ślub bo wpadli, a rodzina i dziewczyna nalegają. I ja bym się nie dziwiła, że facet potem ma kochankę. Wystarczy nie ściągać spodni, jak się nie jest pewnym czy afekt nie należy do tych "krótkich, przelotnych chwil szczęścia", które prysną po kilku minutach. Skoro ktoś jest na tyle dorosły, by współżyć, to jest też na tyle dorosły, by ponieść konsekwencje swych czynów. Życie w istocie jest całkiem proste. To ludzie czynią swe ścieżki krętymi, a później jołczą na "okrutny świat", który ich skrzywdził.
zgadzam się w 100%
oooo, teraz to dopiero jestem staromodna 😀iabeł: [/quote]
dlaczego od razu staromodna?moim zdaniem realistka świadoma konsekwencji swoich czynów inaczej osoba dojrzała 😉
Daniela oczywiscie masz racje 🙂. Chodzi mi o to ze dla mnie zdrada jest rzecza niewybaczalna, za ktora mezczyzna musi poniesc konsekwencje. Poniewaz wiekszosc zdradzajacych mezczyzn wlasnie dlatego zostaje przy zonach gdyz osiagaja z tego konkretne profity - darmowy kat do spania, jedzenie, ochronny plaszczyk "mieszkania z zona" chroniacy przed spoleczna stygmatyzacja - wlasnie odciecie go od tej ekonomicznej stabilizacji wydaje mi sie najlepsze. Niech pozna smak prozy zycia z kochanka - znudzi mu sie tak samo jak zona. Jasne ze nie mozna wyrzucic meza zameldowanego z toba w jednym mieszkaniu. Mozna jednak sprawe rozwiazac inaczej - sprzedac mieszkane i podzielic sie cena po polowie. Lub jesli mezus sprawia klopoty- procesowac sie. A do czasu rozwodu albo kazac mu spac u kochanki albo, jesli jest wyjatkowo bezczelny, samej sie wyprowadzic, zabierajac swoje rzeczy. Ogolnie ciezka sprawa, wszystko zalezy od stopnia ucywilizowania "partnera". Lena nie jestes w takim razie jedyna skrzywiona w ten sposob. Ja tez nie dostrzegam zajetych facetow. Jasne, mozna zauwazyc czyjas urode, pewnie, ale nigdy nie skrzywdzilabym zadnej innej kobiety przez odebranie jej partnera. To zupelny brak klasy, tak dac sie wykorzystac jakiemus zeru ktory nie umie nawet zdobyc sie na uczciwe postawienie sprawy z kobieta, ktorej juz nie kocha. Zgadzam sie tez z Ninevet - trzeba byc wyjatkowo bezczelnym i zupelnie pozbawionym taktu prostakiem zeby tak postapic. Hija - niestety opisanie swojej sytuacji na forum wystawia piszacego na oceny innych uzytkownikow. W twojej wypowiedzi zbulwersowalo mnie jedno - ze sprawiasz wrazenie jakby fakt wejscia tego pana w malzenstwo z powodu ciazy usprawiedliwial niejako jego zdrade. Ja mam na to dwie odpowiedzi - po pierwsze mogl miec na tyle rozumu zeby nie zapladniac kobiety ktorej nie kochal. Po drugie - jesli juz ja zaplodnil, to w ogole nie powinien za nia wychodzic. Poradzilaby sobie doskonale bez niego, a oszczedziloby to jej dalszych upokorzen. Nie jest taki zly? Zycze ci zebys nigdy nie musiala wysluchiwac jak jakas obca dziewczyna usprawiedliwia w ten sposob zdradzajacego cie meza. Poza tym jak to mozliwe ze facet, ten krol swiata, dal sie zmusic do malzenstwa. Biedak. Swiadczy to tylko o jego braku jaj, niestety. Jeszcze jedno - to doprawdy dla ciebie takie oczywiste ze skoro ktos ozenil sie z koniecznosci to zupelnie nalezy liczyc sie z tym ze moze miec kochanke? Nie dyskutuje z tym, ze prawdopodobienstwo jej niemalze stuprocentowe. Interesuje mnie aspekt etyczny twojej wypowiedzi - ma ona takie zabarwienie jakbys uwazala to za normalne. A gdzie odpowiedzialnosc, mestwo i honor mezczyzny? I teraz moja ulubiona, wypowiedz Grzegorza - kurcze facet, wreszcie ktos z wlasciwym podejsciem. Nie ma co zwalac winy na los - nie umiesz utrzymac wacka w spodniach,poniesiesz konsekwencje. To tyczy sie tez zdradzajacych kobiet, tylko przyklad z wacusiem bardziej plastyczny 🤣. Zgadzam sie rowniez ze zawod nie usprawiedliwia zdrady - miedzy innymi dlatego malzenstwo jest zabawa dla dojrzalych, zeby nie rozwodzic sie za kazdym razem kiedy druga strona sie po slubie "zmieni". Bo jesli jest dojrzala i dorosla to nie zmieni sie diametrialnie. Zgadzam sie jednak w jednym z Szepcikiem i Hija - ciaza nie zmusza do malzenstwa. Ja np. usunelabym niechciana ciaze bez najmniejszych wyrzutow sumienia. Na swiecie jest za duzo cierpienia zeby zawracac sobie glowe plodami. Uwazam jednak ze aborcja jest rzecza na tyle napietnowana spolecznie, ze nalezy raczej unikac zachodzenia w ciaze niz ja usuwac. O ile dla mnie aborcja jest moralnie neutralna, nie jest taka dla mlodzianow z Mlodziezy Wszechpolskiej, ktorzy w marcu utopili kukle Alicji Tysiac pod haslem "Tysiace dzieci dziekuja za utopienie Alicji Tysiac". Znowu, jest wyznacznikiem dojrzalosci mezczyzny i kobiety umiejetnosc odpowiedniego zabezpieczenia sie przed niechciana ciaza. Moje poglady na zdrade sa bezwzglednie radykalne. Zaden, nawet najwiekszy konflikt pomiedzy partnerami jej nie usprawiedliwia. Jest zwyklym wygodnictwem i tchorzostwem wiazanie sie z kim innym bez zakonczenia zwiazku z dotychczasowym partnerem. Dlatego wracam do biednego szepcika - gdyby byl prawdziwym facetem, rozstalby sie z zona definitywnie zanim wyladowalibyscie w lozku. A tak, coz, chyba wygodnie mu u boku zony, skoro nadal z nia siedzi ,co?
Ale ja już sugerowałam, że nie musicie tak wałkować na prawo i lewo mojego przypadku, bo mnie naprawdę jest to zbędne. Chyba, że komuś to sprawia ogromną przyjemność, to sobie piszcie, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się tym. Nie dam się sprowokować w dyskusje czy on jest prawdziwym facetem czy nie, jak to się wszystko dokładnie stało, i tak dalej. Zwłaszcza, że każdemu łatwiej oceniać to, co robią inni, niż samego siebie. Musicie jakoś to przeżyć, że jestem zła i niemoralna.
Poza tym odnośnie zdrady powstał osobny wątek.
[quote author=Grzegorz link=topic=148.msg548854#msg548854 date=1270909671] Skoro ktoś jest na tyle dorosły, by współżyć, to jest też na tyle dorosły, by ponieść konsekwencje swych czynów. skrzywdził.
Żeby tak na świecie było...
[/quote]
I teraz moja ulubiona, wypowiedz Grzegorza - kurcze facet, wreszcie ktos z wlasciwym podejsciem. Generalnie w temacie zdrady, nic tak nie każe się samcowi ogarnąć, jak perspektywa posiadania własnych rogów. 😉 Trochę już w życiu widziałem, ale faceta deklarującego chęć podzielenia się kobietą na której mu zależy... nie, tego me oczy nie widziały. 😉 I w sumie nie chciałbym takich czasów dożyć, bo czułbym się jak przybysz z zupełnie innej planety.
Żeby tak na świecie było... To fajnie by było, nieprawdaż? To, że "jest jak jest" nie oznacza, że jest dobrze i trzeba się z tym pogodzić.
Gdyby ludzie tak zwracali uwagę na konsekwencje seksu, to zapewne nie byłoby mnie na świecie 👀 w końcu wpadką jestem. Ba, przez to przyczyniłam się do tego, że moi rodzice wzięli ślub. Ba, nawet do ich rozwodu w ten sposób się przyczyniłam... 👀 Podążając dalej tym tokiem, to zaraz nam się w temacie objawi jakiś owoc "łatania dziury w związku" przez dynamiczną matkę i będziemy musieli uznać, że zdrada takim złym czynem być nie może... 😉
[quote author=Grzegorz link=topic=148.msg549594#msg549594 date=1270942813] Generalnie w temacie zdrady, nic tak nie każe się samcowi ogarnąć, jak perspektywa posiadania własnych rogów. 😉 Trochę już w życiu widziałem, ale faceta deklarującego chęć podzielenia się kobietą na której mu zależy... nie, tego me oczy nie widziały. 😉 .
Grzegorzu, nie wydaje mi sie aby facet ktory ma gdzie tam jakas slodka lady na boku za duzo rozwazal na temat co moze ewentualnie na tym wszystkim stracic.. Raczej jest to dzialanie pod szyldem " jakos to bedzie" 🙁 No i druga kwesta, tak jak piszesz, facetowi MUSI zalezec na kobiecie, problem polega na tym, ze jesli zdradza, tomu juz chyba za badzo nie zalezy..
[/quote]
Sanna, źle to sformułowałem. Nie chodzi mi o sytuację, w której kobieta w ramach rewanżu za "skok w bok" uczyni swego partnera rogaczem. Miałem raczej na myśli dyskutowanie o zdradzie jako takiej - największy chojrak, co to by publicznie rzucał stwierdzeniami w stylu, że "facet musi", "nie jest stworzony do monogamii" i takie inne pierdoły, natychmiast zradykalizuje swoje stanowisko jeżeli odwrócimy sytuację. Nic nie uczy empatii w tym temacie skuteczniej, niż własne "rogi". 😉 Ewentualnie "rogi" osoby nam bliskiej. Sprawy do niedawna skomplikowane i rozmyte, cudownie nabierają ostrości.
Grzegorz a zauważyłeś, że opinie "facet nie wytrwa w monogamii" "facet czasem musi skoczyć w bok, i to naturalna kolej rzeczy" padają często z ust kobiet?
Szepcik, ale jesli nawet jakies kobiety (podkreslam jakies, bo ja nie spotkalam sie aby moje przyajcioki, kolezanki tak mowily o swoich facetach) powtarzaja sobie te prymitywna "prawde", to w koncu facet ma mozg na takim poziomie rozwoju, ktorego powinien uzywazc zanim "skoczy", bo to wlasnie rozni faceta od samca zwierzecie, ktory "chce- znalazl chcetna- musi" .. No i jesli cos takiego nawet pada z ust kobiet to nie jest to raczej przyzwolenie/blogoslawienstwo na takie zachowania.. 🙄 Grzegorzu, mysle , ze jesli facet zdradza, czyli cichcem biegnie do drugiej gdy nikt tego nie widzi, to rowniez podczas wszelkich ewentualnych rozmow zachowa sie analogicznie- ucieknie od rozmowy w ten czy inny spsob albo bedzie mowil co innego niz robi - czyli dokladnie to co robi w zyciu.. Mysle, ze zadne rozmowy nie poskutkuja, to zalezy chyba tylko od czlowieka - zarowno mezczyzny jak i kobiety - od ich wewnetrznego kodu moralnego - daja sobie na cos przyzwolenie albo nie miesci sie to po prostu w ich kodzie postepowania, jest wbrew zasadom, wbrew wszystkiemu.
Kelpie- Uważam, że jeśli małżeństwo nie jest brane z miłości tylko facet wpadł i został zmuszony przez swoich rodziców ("Bo co ludzie powiedzą"😉, albo kobietę ("Jak za mnie nie wyjdziesz to się zabiję!"😉 lub z jakiegoś innego powodu. Nawet sam się zmusił, bo wypada. Ja myślę, że rozsądna kobieta jest w stanie to poznać. Jak ślub jest brany tylko dlatego, że jest dziecko, a nie ma miłości to czego oczekiwać po takim związku? Że będzie to najbardziej udane małżeństwo? Że facet nie będzie szukał kogoś na boku? Uważam, że każdy ma prawo do szczęścia, a z takiego przymuszania nic dobrego nie wychodzi. I w tym wypadku usprawiedliwiam zdradę. Oczywiście lepiej było by wziąć rozwód, ale czasem jest to mało możliwe.
A co do mojej moralności- uważam, że zdrada jest bardziej moralna od aborcji 😉
"A gdzie odpowiedzialnosc, mestwo i honor mezczyzny?" Szlag trafił dawno u większości.
Zaznaczam, że mówię tylko o zdradzie w sytuacji kiedy ślub się bierze przez dziecko, a facet nie koniecznie ten ślub chce. Inna sytuacja kiedy z własnej woli w ten związek małżeński wchodzi.
Ale jesli jest dziecko i facet mowi kobiecie "tak" to wciaz jest to "tak" .. przynajmniej powinno byc..
Teodora, przepraszam :kwiatek: musialam chwilke wczesniej czytac Twoj post, pewnie w innym watku i sie zasugerowalam.. poranna kawa jeszcze mi nie zadzalala..
👀 Ja tu się ostatnio nie wypowiadałam...
Ale jak już zaszłam, to naskrobię coś. Nie przekonuje mnie uzasadnienie/usprawiedliwienie "tych trzecich", że jakby w związku do którego się "dołączają" wszystko grało, to by się nie dało wyhaczyć żony/męża/partnerki/partnera. Bo nie wierzę we wszystkogranie. Świat mamy trochę mniej doskonały, po różowych początkach przychodzi proza życia, wymagająca pracy, nie wierzę, żeby dwie osoby potrafiły dać sobie w s z y s t k o, nie wierzę w stan permanentnego spełnienia i zaspokojenia.
Ale to chyba nie do tego wątku, a do zdradowego 😉
W każdym razie dołączam się do tych, co na dzień dobry skreślają z listy "mężczyzna do zainteresowania się" tych, którzy są w związkach. Bez namysłu, automatycznie. To ułatwia sprawę. Nie ręczę za siebie, może mnie kiedyś piorun kulisty zamroczenia trzaśnie, ale póki co trzymam się swojej prostej reguły i tabu "cudzego". I nie jest mi z tym źle.
[quote author=sanna link=topic=148.msg549707#msg549707 date=1270975379] Szepcik, ale jesli nawet jakies kobiety (podkreslam jakies, bo ja nie spotkalam sie aby moje przyajcioki, kolezanki tak mowily o swoich facetach) powtarzaja sobie te prymitywna "prawde", to w koncu facet ma mozg na takim poziomie rozwoju, ktorego powinien uzywazc zanim "skoczy", bo to wlasnie rozni faceta od samca zwierzecie, ktory "chce- znalazl chcetna- musi" .. No i jesli cos takiego nawet pada z ust kobiet to nie jest to raczej przyzwolenie/blogoslawienstwo na takie zachowania.. 🙄
według mnie jest to niestety przyzwolenie z ich strony - jeśli twierdzą, że taka jest męska natura, to znaczy, że łatwo im przyjdzie wybaczenie, a facet uzna, że w takim razie może dalej zdradzać, no bo skoro żona nie robi sobie z tego nic wielkiego... :/ nie jest to wg mnie normalne, ale po prostu spotkałam się z takim podejściem - np. u moich babć, oraz na wsi. [/quote]
Szepcik, moze to starsze pokolenie kobiet, niewyksztalconych, niepewnych siebie, wyrastajacych we wzorcach wzbudzajacych dreszcz niesmaku i przerazenia u innych kobiet, kobiety dla ktorych mezczyzna to nie partner od ktorego rowniez wymagamy a nie tylko obslugujemy, moze one tak mysla.. I pewnie tak im sie w zyciu dzieje.. 🙄
[quote author=wrotki link=topic=20740.msg548866#msg548866 date=1270910102] miałabyś racj gdybyś pisała o kobietach, to one zdradzają z przyczyn społecznych...faceci zdradzają z przyczyn biologicznych. generalnie kobiety zdradzają po to żeby coś zyskać, a faceci nie zdradzają z lęku przed stratą... kobieta która ma zapewniony status i komfort nie zdradza...facet zdradza wtedy, kiedy mu nie zależy na tym co potencjalnie taką zdradą ryzykuje.
Bzdura ❗ Kobieta może tak samo zdradzać z przyczyn biologicznych - bo mąż jest cienki w łóżku i jej nie zaspokaja. Żeby coś zyskać? W pewnym sensie tak - satysfakcję seksualną. Żeby poczuć się atrakcyjna, bo mąż dawno przestał prawić komplementy, żeby "dowartościować się"... Jest mnóstwo takich, które zdradzają mimo zapewnionego statusu i pozornego komfortu. Jak ja nie lubię takiego szufladkowania "bo kobiety są takie, bo faceci są tacy..." Każdy człowiek jest inny. [/quote]każdy człowiek jest inny, ale statystki są jedne...bez względu na zleceniodawcę i metody badawcze-jasne że sa nimfomanki i impotenci, jednak modalna jest zupełnie inna.
"A gdzie odpowiedzialnosc, mestwo i honor mezczyzny?" Szlag trafił dawno u większości. O ile dobrze pamiętam to chińskie przysłowie, to nie zatrzymywało się ono tylko na honorze mężczyzny... 😉 Szło to jakoś tak: "Gdzie zniknęły nam czasy, gdy mężczyźni mieli honor... a kobiety wstyd".
Brzmi lepiej jak dla mnie. 🙂
Uważam, że każdy ma prawo do szczęścia, a z takiego przymuszania nic dobrego nie wychodzi. I w tym wypadku usprawiedliwiam zdradę. Oczywiście lepiej było by wziąć rozwód, ale czasem jest to mało możliwe. Każdy ma prawo do szczęścia, ale gdy osiąga je czyimś kosztem, to ocena moralna się "troszkę" komplikuje, nieprawdaż? Wystarczy nie kopulować z kim popadnie, by problem "przymuszenia do małżeństwa" był czysto teoretyczny. Śmiesznie wygląda uderzanie w "niezbywalne prawo do szczęścia", jeżeli mamy do czynienia z kimś, komu to prawo do "szukania szczęścia" odebrało rozpięcie rozporka. 😎
Nie wiem jak to jest ze spodniami ale raz zdarzyło mi się nie pamiętać godzinki czy dwóch... ja wiem czy pamiętałabym faceta który się dosiadł? A funkcjonowałam normalnie- o ile policzyć tańczenie na stole na który normalnie bym nie wlazła, jako normalność wink [absolutnie nie ma się czym chwalić ale życie ma to do siebie, że uczy - nawet tych złych rzeczy- czyli ile Ania nie może wypić wink ] W takim razie jestem kaleką ze słabą głową, bo podróżowania w czasie bez udziału świadomości nie zaliczyłem. 😉 Tak czy siak, zajedno mi, czy moja luba była trzeźwa, czy pod wpływem alkoholu, kiedy postanowiła urozmaicić sobie życie seksualne nowym partnerem.
20 lat temu gdybym się dowiedziała o zdradzie - kopnęłabym męża w tyłek niewiele się zastanawiając. Czułabym się upokorzona, zdradzona, oszukana. Zakochana, bezkrytyczna, wpatrzona we własnego męża i ufna nie potrafiłabym wybaczyć, że nie jest ideałem. Moja miłośc własna nie pozwoliłaby mi z nim dalej żyć.
20 lat później wiem, że nie ma ludzi bez wad. Nie ma ludzi, którzy przeszliby przez życie bez grzeszków i grzechów.
Nie wiem co bym zrobiła - to zależy czy to byłby jednorazowy wyskok czy trwający od dawna romans. Czy mąż by mi sam powiedział czy może doniósłby ktoś życzliwy. Nie wiem, nie wiem, nie wiem......... Wiem jedno - po 20 czy 30 latach wspólnie przeżytego życia trudno byłoby mi zamienić w pył te wszystkie lata przez jeden skok w bok.
Zresztą .......... kto bez winy niech pierwszy rzuci kamień
"A gdzie odpowiedzialnosc, mestwo i honor mezczyzny?" Szlag trafił dawno u większości. O ile dobrze pamiętam to chińskie przysłowie, to nie zatrzymywało się ono tylko na honorze mężczyzny... 😉 Szło to jakoś tak: "Gdzie zniknęły nam czasy, gdy mężczyźni mieli honor... a kobiety wstyd".
Brzmi lepiej jak dla mnie. 🙂
Uważam, że każdy ma prawo do szczęścia, a z takiego przymuszania nic dobrego nie wychodzi. I w tym wypadku usprawiedliwiam zdradę. Oczywiście lepiej było by wziąć rozwód, ale czasem jest to mało możliwe. Każdy ma prawo do szczęścia, ale gdy osiąga je czyimś kosztem, to ocena moralna się "troszkę" komplikuje, nieprawdaż? Wystarczy nie kopulować z kim popadnie, by problem "przymuszenia do małżeństwa" był czysto teoretyczny. Śmiesznie wygląda uderzanie w "niezbywalne prawo do szczęścia", jeżeli mamy do czynienia z kimś, komu to prawo do "szukania szczęścia" odebrało rozpięcie rozporka. 😎
Nie wiem jak to jest ze spodniami ale raz zdarzyło mi się nie pamiętać godzinki czy dwóch... ja wiem czy pamiętałabym faceta który się dosiadł? A funkcjonowałam normalnie- o ile policzyć tańczenie na stole na który normalnie bym nie wlazła, jako normalność wink [absolutnie nie ma się czym chwalić ale życie ma to do siebie, że uczy - nawet tych złych rzeczy- czyli ile Ania nie może wypić wink ] W takim razie jestem kaleką ze słabą głową, bo podróżowania w czasie bez udziału świadomości nie zaliczyłem. 😉 Tak czy siak, zajedno mi, czy moja luba była trzeźwa, czy pod wpływem alkoholu, kiedy postanowiła urozmaicić sobie życie seksualne nowym partnerem.
każdy człowiek jest inny, ale statystki są jedne...bez względu na zleceniodawcę i metody badawcze-jasne że sa nimfomanki i impotenci, jednak modalna jest zupełnie inna.
Nie wiem jakie są statystyki/badania. Mówię to na podstawie tego co znam z życia - mnóstwo kobiet, która znam i które z całą pewnością nie są nimfomankami zdradziło, bo miało taką potrzebę seksualną, lub chciało się poczuć atrakcyjnie. I żadne badania tego nie obejmą, bo nikt o tym nie wie. Oczywiście trzeba się zgodzić z tym, że "mężczyźni częściej... a kobiety częściej...", ale to tylko "częściej". Nie ma reguł zdradzania.
Właśnie oglądam sobie program Ewy Drzyzgi o żonach inwigilujących niewiernych mężów. Żałosne. Gdyby zdradzał mnie partner -pozwoliłabym mu odejść . Nie poniżałabym się za nic. Głupota.
Tania, wyobrażam sobie, że trudno Ci to zrozumieć, bo jesteś fajną, równą babką... Ale dla niektórych kobiet małżeństwo chyba wiąże się z niesamowitą poprawą statusu społecznego, i wszystko zrobią, byleby w nim trwać.
szepcik, a Tobie chyba też czasem brakuje zrozumienia dla mężatek. Może się boją? Samotności, wychowywania dzieci w pojedynkę, tego, że ktoś je potępi, jak dadzą sobie same rade. To nie są proste decyzje, kiedy ludzie są w małżeństwie i jeśli kogoś kochają. Bo generalnie małżeństwo zawiera się też z miłości.
Ale żyjemy w XXI wieku i nikt kobiet samotnie wychowujących dzieci nie potępia. Też kiedyś mi się wydawało, że szalenie kocham kogoś, kto robił mi straszne świństwa, ale wolałam się spić na każdej imprezie i ryczeć każdemu znajomemu i nieznajomemu na ramieniu, co on to mi zrobił, niż z nim być. Owszem, może mi brak zrozumienia dla mężatek. Bo również brak mi zrozumienia dla małżeństwa. Dla mnie to to samo co żony alkoholików. Bite, poniżane, maltretowane, a nie odejdą.
szepcik, ale jesteś pewna, że we wszystkich środowiskach? Z resztą samotne wychowywanie dzieci to też nie jest sielanka i droga to szczęścia i radości. Różnie się ludziom układa. Ty może jesteś silna, ale nie wszystkie kobiety muszą radzić sobie zawsze same i tylko same. Może ktoś jest słabszy psychicznie, może potrzebuje poczucia, że może się na kim oprzeć, że w razie czego... Poza tym, ludzi w małżeństwie wiele łączy, pomijając aspekt całkiem materialny, jak wspólnota majątkowa, kredyty, mieszkania, samochody, łączą ich rzeczy dla których wzięli ślub. Nie da od tak strzepnąć 5-10-15 lat życia. Nie wiem. Przecież ludzie są tak różni. I tak różne są życiowe sytuacje.
Wiem, że brak Ci zrozumienia dla małżeństwa, da się to zauważyć w Twoich postach.
Tania, wyobrażam sobie, że trudno Ci to zrozumieć, bo jesteś fajną, równą babką... Ale dla niektórych kobiet małżeństwo chyba wiąże się z niesamowitą poprawą statusu społecznego, i wszystko zrobią, byleby w nim trwać.
Poprawa statusu? Czyli ,że dla pieniędzy? Szantażują moralnie gościa , który ich nie kocha -dla pieniędzy? Wiem,że tak przejaskrawiam. Ale ten program był okropny. Dzięki,za "fajną,równą babkę" - trudno mi zrozumieć , bo jestem od zawsze,zawsze niezależna,pojedyncza. Tak zwana "wilcza natura" .I źle z tym i dobrze. I doświadczam pełnych wyższości spojrzeń od ŻON. A potem spotykam ich mężów gdzieś w mieście z młodszym egzemplarzem u boku. W TVN pokazywano osoby,które zakładały podsłuchy,czytały sms, grzebały w osobistych rzeczach z jakimś masochistycznym uporem. Nie robiłabym tego za nic. I bardziej niż samotności bałabym się spojrzeć sobie w oczy,że traciłam czas na życie , z kimś , kto jest ze mną z litości czy obowiązku.
Miałam na myśli bardziej status społeczny - no wiesz jak się czasem (na wsiach głównie, nie obrażając nikogo) patrzy na stare panny.
Strzyga to dlaczego taka kobieta, która potrzebuje wsparcia i opieki nie odejdzie, nie pójdzie na terapię i potem nie znajdzie sobie TEGO faceta, który ją na rękach będzie nosił?