Forum towarzyskie »

Wasze historie mrożące krew w żyłach - duchy i niewyjaśnione sytuacje

northern_star:może nie przerażające, ale zastanawiające i podejrzane.
No właśnie, zastanawiające. Jeszcze kolejnego dnia się wszystkich zapytałam, czy ktoś wpuszczał do mnie kota. Nikt nie wpuszczał. 🤔
karesowa mój dziadek zmarł o 6:15 rano. Dokładnie o 6:15 zadzwonił budzik, który należał do dziadka (od 2 tygodni nikt go nie nastawiał). Moja babcia go wyłączyła. Kilka minut po tym dostaliśmy telefon ze szpitala, że dziadek zmarł o 6:15.

Z innej beczki. Nocowałam pod namiotem z moją przyjaciółką w stajni pod starym, opuszczonym dworem (miejscowi nazywają go "klasztorkiem"😉. Na przeciwko wejścia do budynku były położone deski (pracownik stajni je przyniósł), ok 4m przed naszym namiotem. Tej nocy była burza i padał deszcz. Obudziłam się po 3 i poprosiłam przyjaciółkę, żeby poszła zemną do ubikacji w stajni bo sama się boję. Otworzyłyśmy drzwi z namiotu a przed nimi leżą te deski. Wystraszyłyśmy się wtedy strasznie bo wyszłyśmy i desek położonych przed drzwiami do dworku nie było. Rano zniknęły z przed namiotu (może ktoś już je zabrał). Ale nie sądzę, żeby komuś chciało się je przekładać pod nasz namiot w nocy podczas takiej burzy, tym bardziej że wtedy nikogo oprócz nas tam nie było. Do dziś zastanawiamy się co się stało 🤔

A gdy mój dziadek jeszcze żył zawsze opowiadał mi, że w jego poprzednim domu straszyło (teraz jest już zburzony). W Wigilię jakieś 50 lat temu usłyszeli skrzypienie schodów. Nagle otwarły się drzwi. Gdy moja prababcia je zamknęła wszystkie talerze z kredensu nagle spadły i się potłukły. Później dużo razy się tak działo, że słyszeli skrzypienie schodów i kroki, dźwięk odsuwanego krzesła od stołu. Nie przejmowali się tym zbytnio, moja prababcia twierdziła, że duch ich pokarał, bo nie przyjęli go w wigilię do stołu tylko zamknęli drzwi. Dopóki się nie wyprowadzili w domu straszyło, później został zburzony.
slyszeliscie moze o przypadkach ze gdy zbliza sie smierc ktoregos czlonka rodziny  to swiece spadaja?
Kiedys bylam zakochana w pieknych, kolorowych swieczkach 😜
ale pewnej nocy u mnie w pokoju cos z hukiem spadlo na ziemie...
Ok. -pewnie mama wpuscila kota- pomyslalam. rano jak wstalam zobaczylam ze na ziemi lezy swiecznik ze swieczka...
gdy zeszlam na dol dowiedzialam sie ze ciocia zmarla w nocy... 🙁
Od tamtej pory u mnie w domu nie ma zadnych swieczek...
teraz tez sie dzieja dziwne rzeczy a mianowicie - spadaja obrazy.
Siedze z mama kolo 22 i ogladam telewizje. Mama je ciasto i nagle bam - huk upadku i rozlatywujacego sie szkla. Mama sie zakrztusila ja siedzialam jak oniemiala i czekalam kiedy zleci sie reszta domu 🤔
okazalo sie ze na korytarzu spadl obraz.gwozdz w scianie byl, zawieszka (czy jak to sie tam zwie) na obrazie tez cala...
Odrazu przypomnialo mi sie to ze swieczkami wiec sie pzerazilam ale na szczescie wszyscy w rodzinie byli cali i zdrowi...
Miałam jechać na zajęcia na uczelnię. Byłam w połowie drogi kiedy dowiedziałam się o wypadku. Babeczka w tramwaju powiedziała, że tramwaj się  rozbił i podała godzinę wypadku to dotarło do mnie, że to był ten tramwaj, którym mogłam jechać do szkoły. No co za szczęście w nieszczęściu. Dopiero teraz do mnie dociera co mogło się stać jakbym pojechała tym tramwajem, w szczególności, że ja często siadam na początku przy skrzynkach elektrycznych, tuż przed kabiną konduktora. A skrzynki mogą się wywrócić, przygnieść (przygnieciona została podobno ciężarna kobieta) i unieruchomić.

Mam nauczkę. Już tam siadać nie będę.
Dlatego też czasem warto posłuchać swojej intuicji... Miałam jechać na prawo, ale stwierdziłam, że i tak nie będzie zajęć. Miałam rację, nie było. Dostałam smsa od znajomej. I dopiero po zobaczeniu rozmiarów masakry dotarło jakie miałam p**przone szczęście...

http://polskalokalna.pl/wiadomosci/lodzkie/lodz/news/tragiczny-wypadek-tramwaju-w-lodzi,1476524
Notarialna w tym wypadku podobno dwie osoby zginęły  😲
Tak, motorniczy (chłopak, podobno 21 lat miał) i podobno jest w bardzo ciężkim stanie ciężarna kobieta. O dwóch nieżyjących nie słyszałam. Jak przechodziłam obok tego zmasakrowanego tramwaju to aż się trzęsłam, ledwo się powstrzymywałam od płaczu.

Od dzisiaj nie będę ignorować intuicji.
Mnie się dosyć często deja vu przytrafia, ale ostatnio mam problem, który mnie okropnie irytuje. Mianowicie Sny mieszają mi się z rzeczywistością. Od jakichś dwóch tygodni, wiecznie się zastanawiam, czy "to i to" się stało na prawdę, czy mi się to kiedyś śniło. Sny mam aktualnie okropnie realistyczne, śnią mi się moje konie, znajomi, rodzina, a na drugi dzień nie potrafię skojarzyć czy np. sprawdzian z polskiego już był czy nie, a czy tego Eskadrona kupiłam czy zaś mi się śniło. Najgorsze jest to, że sama tego odróżnić nie potrafię i muszę lecieć się spytać koleżanki jak to z tym sprawdzianem i poszperać w pace czy jest tam kolejny czaprak.
Irytujące okropnie  🙄
Jakiś czas temu była poruszana taka sprawa w necie, że jakaś laska napisała, że w kwietniu będzie żałoba narodowa i potem w maju znowu coś będzie się działo w kraju. No i była i żałoba i teraz powódź. Pamięta ktoś, gdzie to było opublikowane? CO dokładnie ta osoba napisała, że się wydarzy?
Wiem, że był z tego zrobiony demot, coś mi świta, że sam komentarz był z Samosi, ale nie jestem w stu procentach pewna. Oprócz tego co piszesz, jeszcze ktoś ważny w kraju miał zginąć i miała być kolejna żałoba, ale nie wiem czy w lipcu, czy we wrześniu.
Strasznie to ciekawe było. Poszukam, ale jak znajdziesz szybciej, to podlinkuj tutaj proszę :kwiatek:
Z tego co pamiętam kolejny demot udowodnił, że to wszystko było oszustwem. Dokładnie nie pamiętam ale chodziło o daty napisania tych postów itp.
Mnie się wydaje, że data tego wpisu z samosi to był styczeń, i było że w kwietniu i w lipcu będzie żałoba narodowa, a we wrześniu zginie/umrze ktoś znany. Spróbuję znaleźć tego demota.
edit: Znalazłam: http://demotywatory.pl/1397002/Prorocy 🙂
Ja znalazłam tylko tutaj:
http://mistrzowie.org/239/Prorok
Mnie kiedyś dosyć często zdarzało się deja vu. teraz już mniej z od roku mam spokój ale bywało że deja vu miałam codziennie/ co 2 dni ale to było ze 3-4 lata temu. Bywało też, że śniły mi się "prorocze" sny dotyczące błahostek np. śniło mi się, że następnego dnia założę nową bluzkę i zaplamię ją czymś co się nie chciało sprać (smar? nie pamiętam już). Oczywiście rano przypominając sobie sen założyłam bluzkę, której nie lubiłam. Bluzka była do wywalenia bo nie dała się doprać 😵
Mnie się wydaje, że data tego wpisu z samosi to był styczeń, i było że w kwietniu i w lipcu będzie żałoba narodowa, a we wrześniu zginie/umrze ktoś znany. Spróbuję znaleźć tego demota.
edit: Znalazłam: http://demotywatory.pl/1397002/Prorocy 🙂


Potem pojawił się demot który pokazywał że to wszystko to przeróbka, daty właśnie są pozmieniane itp. Ktoś znalazł oryginał tych postów i wrzucił.
Reaktywuję temat 😀
Mieszkam teraz w starej, jeszcze przedwojennej kamienicy na Włochach w Warszawie. Jest u nas piwnica z dwoma korytarzami- jeden jest normalnie użytkowany, a drugi zakratowany "na amen". Mój chłopak chciał się dowiedzieć, czemu, ale żaden z sąsiadów(z całej kamienicy!) nie chce absolutnie o tym rozmawiać oO Mówią tylko, że tam straszy i tyle. Dopiero od młodego chłopaka z naprzeciwka dowiedział się, że paręnaście lat temu pewna kobieta dostała zawału w owym korytarzu i zmarła. Korytarz jest tak ustawiony, że wchodząc do piwnicy idealnie go widać, a pomimo tego nikt przez dwa tygodnie jej nie zauważył, chociaż piwnica była normalnie uczęszczana oO dopiero po tym okresie ciało zaczęło "wionąć" i ją znaleziono- leżącą, za przeproszeniem "jak wół" na widoku. Przez jakiś czas potem piwnica była niby dalej normalnie używana, ale lokatorzy zaczęli słyszeć tam dziwne głosy, stuki, chrobotanie itd., aż w końcu zdecydowano się ją zakratować.
W ogóle Warszawa jest dosyć mrocznym miejscem(i nie ma się co dziwić). Z tego, co mi wiadomo, w całym mieście można spotkać ducha Małego Powstańca- ok. 6-10 letniego chłopca z karabinem. Najczęściej ponoć widać go w starej, niezamieszkanej kamienicy na ul. Foksala(naprzeciwko Kociarni). Na Włochach jest też miejsce, gdzie są bunkry, a naprzeciwko nich cmentarz. I tak, jak cmentarz mnie nie bardzo przeraża, tak idąc np. późnym wieczorem czy nie daj Bóg w nocy nie jestem w stanie spojrzeć w kierunku bunkrów... łapie mnie trudne do wyjaśnienia i opanowania przerażenie oO
Poprzednio miałam czarną kotkę dachowca. Kilka razy wydawało mi się, że odwiedziła mnie.

-> Szłam do kuchni. Nagle zauważyłam, ze atmosfera jest jakaś taka inna. Zatrzymałam się i nagle usłyszałam dość wyraźne skrzypnięcie listwy na progu. Zawsze skakała tak moja Czarna.

-> Za drugim razem była odważniejsza, bo najpierw usłyszałam skrzypienie podłogi i tuptanie na parkiecie. Ruda była w innym pokoju (sprawdziłam) i spała twardym snem. Potem poszłam się położyć i po zgaszeniu światła poczułam jak coś zaczęło ugniatać kocim sposobem pościel. Coś przesunęło się w stronę moich nóg i ułożyło się przy kolanach. Po tym wszystkim nagle ogarnęło mnie ciepło i szybko znikło.

-> Następnym razem Czarna była naprawdę odważna. Siedziałam przy biurku i uczyłam się do egzaminu. Kątem oka, nie ruszając się widziałam jak po ścianie i podłodze przesuwa się wyraźny cień rozmiarów kota. Przemknął przez środek pokoju i poszedł w stronę kuchni. Czułam wyraźny dotyk ogona. Zuza spała na kanapie, olała cień.

Albo mam omamy, albo naprawdę mnie kocica od czasu do czasu odwiedza.
Mi się wydaje to bardzo możliwe, czasami jeśli zwierzę było z nami wyjątkowo związane to pewnie część jego energii chce z nami pozostać. Moja przyjaciółka miała Golden Retrivera, który cztery lata temu odszedł na babeszjozę. Od tego czasu często można w nocy usłyszeć taki charakterystyczny odgłos pazurów chroboczących o podłogę, jakby pies szedł po panelach. Sama byłam tego świadkiem, gdy u niej nocowałam. Obudziłam się w nocy, przewróciłam na drugi bok i chcę dalej spać, kiedy nagle usłyszałam właśnie takie chrobotanie. Byłyśmy z Magdą same w domu, spałyśmy w salonie na jednym łóżku. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Suka, jej drugi pies, ale ona leżała w naszych nogach. Potem pomyślałam o kocie, ale on leżał między nami. Dalej już nie myślałam, nakryłam się kołdrą i poszłam spać  🤣
Ja ogolnie nie naleze do starchliwych, poza tym, ze nie cierpie jak cos nagle wyskakuje w moim kierunku, ale moi koledzy z pracy twierdza, ze u nas w budyku straszy. No i nigdy w to nie wierzylam, bo w koncu czesto pracujemy do pozna i jeszcze nikt nie zeswirowal.
Ale: pod naszym wydzialem (dawny wydzial anatomii) jest korytarz idacy pod ulica, ktorym kiedys przewozono ciala ze szpitala uniwersyteckiego (obecnie wydzial medycyny, budynek dalej w uzyciu) do naszego budynku, zeby robic sekcje, albo preparaty. No i ten korytarz jest dalej w uzyciu dla kadry i doktorantow, bo jest pod ruchliwa ulica, ktora nie chcesz zasuwac jak musisz nosic eksperymenty. Z obu stron trzeba uzywac czytnika i skanowac karte, zeby wejsc, albo wyjsc. I te czytniki slychac, jak pikaja jak ktos wchodzi i wychodzi. Korytarz zakreca, wiec nie zawsze widzisz, kto w nim jest, ale slyszysz jak ktos wchodzi, bo slychac czytnik. No i ktoregos wieczora ide sobie tym korytarzem, bo lalo akurat na zewnatrz, do nas do budynku. I ide sobie, i nagle slysze za soba kroki - tam nie slychac krokow z parteru, bo za gleboko, wiec stwierdzilam, ze o, ktos za mna wlazl, poczekam sobie, pogadamy, bo pewnie znajomy. Nie minelo pol sekundy, jak sobie uswiadomilam, ze slysze kroki, ale nie slyszalam czytnika do karty... czyli cokolwiek za mna idzie zmaterializowalo sie po drugiej stronie drzwi.
Jeszcze nigdy tak szybko nie spier******m jak wtedy. Nasze laboratorium jest na 3 pietrze i bylam tam w rekordowym tempie. Spedzilam nastepne pol godziny probujac logicznie wymyslec, co moglam slyszec - kroki z parteru bardzo watpliwe, chyba ze gora szloby stado zawodnikow sumo w jednym rytmie. Metro rowniez odpada, bo od najblizszego tunelu jest jakies kilkaset metrow stamtad. Jak pukanie w rurach to nie brzmialo. Powiedzialam to paru kolegom z pracy, podobno nie jestem pierwsza osoba, ktora wiala z tego tunelu ile sil w nogach, z podobnego powodu...
Notarialna mój kot domowy (bo mam jeszcze kota "pracowego"😉, którego wzięłam z azylu w zeszłym roku po tym jak mi dwie kotki - Kropka i Kreska zeszły na białaczkę; przez jakiś czas zachowywał się dziwnie tzn tak jakby bawił się z drugim kotem na środku kuchni...

nawet żartowałam, że któraś wpadła w odwiedziny 😉 i Feliks ma zabawę
Wczoraj wieczorem siedziałam w kuchni z siostrzeńcem, dzieciaki położyłam do łóżek jakies 10 minut wcześniej. Nagle siostrzeniec mówi "masz jednego uciekiniera z łóżka, poleciał na dół". Zdziwiona bo nic nie słyszałam zajrzałam do pokoju a dzieciaki już spały. Zaklinał się, że naprawde widział dziecko biegnące w białej bluzce przez przedpokój w stronę schodów. Żadne z dzieci nie miało ubranej białej piżamki... Po chwili zaczęło mrugać światło nad lustrem w przedpokoju. Ale nic wieciej nie zauważyliśmy. Od kilku lat nic dziwnego się nie dzialo w naszym domu... Co ciekawe zawsze jestem nieziemsko strachliwa, tym razem się nie bałam tylko odczuwałam jakiś wewnętrzny spokój...
Karolina_ niezła historia jak z horroru 🤔. Jeszcze drzwi powinny się zamknąć, czytniki przestać działać i mrugać światło. A zza zakrętu wyłania się.... aaaaaaaaa 😉

Ale po co czytniki żeby wyjść?
Dobrze, ze teraz jest wcześnie i jasno, bo bym się bała wyjść z pokoju  😲
Karolina, może drzwi nie były do końca zatrzaśnięte, coś je przyblokowało, i ktoś wszedł nie używając wejściówki?
Karolina, może drzwi nie były do końca zatrzaśnięte, coś je przyblokowało, i ktoś wszedł nie używając wejściówki?


Malo prawdopodobne, bo drzwi pikaja takim wkurzajacym piskiem jak sie je zostawi otwarte, a jesli sa to drzwi zewnetrzne do budynku to tez sie wlacza alarm po chyba 2-3 minutach. Nie wiem, czy te drzwi maja alarm, w kazdym razie nie pikaly, chyba ze cos sie popsulo i ktos wszedl bez skanowania, albo czytnik nie zadzwonil (zadzwonil jak ja wchodzilam).  Nie wiem, moze jakies rury, albo ktos cos bardzo ciezkiego niosl na parterze. Na pewno jest logiczne wyjasnienie tego problemu, ale w kazdym razie dziwne odglosy sie tam zdarzaja, a jako ze korytarz ma swoja historie, sporo osob woli go po nocy unikac. A ja sie przyznam, ze posra**m sie wtedy jak malo kiedy...

Gwash- swiatla mrygajace to tylko w horrorach - w razie w w obu budynkach jest generator, wiec nic z tego 😉 Czytnik jest z obu stron, zeby zminimalizowac ryzyko, ze ktores drzwi zostana przez przypadek otwarte i ktos wejdzie kto nie powinien, albo ktos niepowolany wejdzie za kims, zanim drzwi sie za nim zatrzasna.
Całe życie lubiłam horrory, książki i programy o duchach. Ale nigdy nie dotknęło mnie to osobiście....nigdy wcześniej, aż do pamiętnego 1996 roku....

Od tego czasu nie czytam, nie oglądam nic co ma w nazwie "paranormalne"

Wydarzyło się to w 1996 roku. Miałam najbliższą przyjaciółkę w liceum, byłyśmy wtedy w 4 klasie i przygotowując się do matury często nocowałam u niej na wsi. W nocy – porzucając naukę, często opowiadałyśmy sobie niestworzone historie. Którejś nocy – zupełnie poważnie – opowiedziała mi o dziwnych zjawiskach, które miały miejsce w jej domu i po których usłyszeniu przeraziłam się, zażądałam zapalonego światła w nocy i więcej tam nie spałam.
Do tematu nie wrócilyśmy, ale od tego czasu moja radosna zawsze przyjaciółka stała się zamyślona i przygnębiona. Zdążyłam tylko powiedzieć, że gdyby mnie coś podobnego spotkało, to musiałabym umrzeć ze strachu.....

Po maturze wyjechałam do pracy do dużego pensjonatu nadmorskiego. Dostałam mały 2-osobowy pokój na końcu bardzo długiego korytarza w suterenie. Okno balkonowe tego pokoju wychodziło na murek porośnięty dość wysokimi krzakami, tak więc światła w pokoju było niewiele. W nocy, po zgaszeniu lampy trzeba było przyzwyczaić wzrok do ciemności, bo z zewnątrz nie wpadał żaden promień latarni.

Po jakimś czasie przyjechała do mnie na kilka nocy moja przyjaciółka...
Pamiętnej nocy wróciłyśmy do pokoju bardzo późno. Ubrałyśmy się ciepło na ostatni spacer po plaży – pamiętam, że stałam przy dużej szafie szukając swetra, w radio grała Bartosiewicz i moja kumpela „robiąc klimat” zgasiła światło...Odwróciłam się od szafy, spojrzałam beznamiętnie przed siebie, na pustą ścianę i nagle, po jakiś 10-20 sek na ścianie pojawiła się zamazana, delikatnie rozproszona zielona plama o średnicy dobrego metra...
Stałam jak urzeczona (i jeszcze wtedy spokojna). Pamiętam, że spojrzałam nawet w zasłonięte okno, czy przypadkiem ktoś nie wpuścił nam strumienia światła do pokoju, ale okno było czarne. Podeszłam urzeczona do tej ściany ale „plama” zaczęła drgać i zlewać się w intensywnie zielony, jaskrawy kontur ogromnej twarzy o ogromnych oczach i wykrzywionych, otwartych ustach...Trwało to pewnie parenaście sekund w trakcie których poczułam, jak serducho wyskakuje mi z piersi – chyba krzyknęłam, bo Anka zapaliła światło i widząc moje przerażenie powiedziała tylko:
- ja pier**** znowu!

Odczekałyśmy kilka minut, po czym moja koleżanka zaproponował powtórkę, zgasiła światło, podeszła, złapała mnie za rękę i czekałyśmy....

W absolutnej ciszy i ciemności, po tym jak wzrok powoli zaczął wyłaniać kształty przedmiotów w pokoju, absolutnie świadome (chociaż byłam pewna, że ze strachu już nie żyję) zobaczyłam po raz drugi wielką rozmazaną zielonkawą plamę – jakby ktoś światło z rzutnika rzucił na ścianę. Po kilku sekundach plama zaczęła drgać przybierając widziany wcześniej kształt...

Ania zapaliła światła, ja rzuciłam, że musze natychmiast z tego pokoju wyjść, poszłyśmy na godzinę na plażę nie wracając do tematu i bojąc się go poruszyć...

Nie widziałam tylko, że to dopiero początek....
c.d.n.
ana, dawaj dalej!!!!  💃
ana dawaj, bo umrę z ciekawości !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
napiszę Wam wieczorem...obiecuję 👀
Nie bądź taka, napisz teraz 🙂 W takiej chwili przerywasz... 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się