Czy jest coś mocniejszego niż sedalin, ale mniej, hm, "narkotycznego" od głupiego jasia? Potrzebuję problematycznego konia przewieźć, a jak kiedyś jechał na sedalinie, to i tak dał radę dziko wywijać w przyczepie.
budyń, moim zdaniem silniejszy będzie domosedan, z tym, że ja tego w żelu chyba nigdy nie podawałam, tylko wet dawał dożylnie. Problem z domosedanem jest taki, że w skutkach ubocznych bywa wypadnięcie prącia. Koleżanka diabła wcielonego po 7 godzinach pakowania i wezwaniu weterynarza przewiozła na domosedanie. Niestey potem pół nocy musiała mu siusiaka masować 😂
Jutro muszę przewieźć konia przez kilkanaście kilometrów, nie mam transporterów a owijek nakładać nie umiem, czy zwykłe ochraniacze+kaloszki mogą być? Koń niestety zawsze w transporcie sobie coś robi, kupiłam ochraniacze ale musiałam je odesłać i zostałam z niczym 🙁
Nie, zwykłe ochraniacze mogą narobić większego bajzlu i kompletnie nie nadają się do transportu. Poproszę kogoś, kto założy owijki, lub pożycz tansportówki.
Budyn - ja bym pogadala z wetem, zeby cos podal, bo nie chcesz tez zeby kon sie w przyczepie przewrocil, a tak moze byc nawet jak sie przegnie z sedalinem.
Daj znac z ciekawosci co wet poleci bo tez mam konia ktory w przyczepie potwrafi odwalic. Wydaje mi sie ze glupi jas (rometar) moze dac rade (ewentualnie mniejsza dawka zeby sie tak nogi nie plataly) ale do zaladunku i odczekac przed ruszeniem w trase - do dluzszego transportu ciezko, bo raz ze kon sie chwieje, dwa ze lek dziala za krótko, kolo godziny. Ja daje sedalin (2 kreski) i potem powtarzam po 3-4 h zeby miala caly czas lekka czape, ale chetnie sie dowiem czy sa inne sposoby
Nie, stanął przed jak osioł i się nie ruszy, jutro przyjdzie dwukonna bo to miał być jego pierwszy raz w jednokonnej, zawsze jeździł w dwójce z innym koniem eh
Niektóre konie nie przepadają za przyczepami. Mam jedną niepewną w transporcie kobyłę, która dwa razy musiała 30 km wracać z kliniki w przyczepie. Za każdym razem jechałam za tą cholerną przyczepą i gapiłam się na konia, totalnie zestresowana.
Moja kobyła, która ostatnio weszła do koniowozu jak na myjkę, do przyczepy wchodziła tylko po dożylnym podaniu sedacji przez weterynarza. Więc w zasadzie skończyłam temat przyczep i wożę 2konnym koniowozem, tyłem do kierunku jazdy. To łaskawie akceptuje 🙄 chociaż cały czas mam lekkiego stresa że mi zakolkuje i w dłuższe trasy jedzie na haju.
Może się nie patyczkuj i daj mu po prostu Sedalin na pół godziny przed transportem? Te kilka godzin pakowania to dla konia spory stres, no i próba sił wygrana. Ja się kiedyś zgapiłam i pakowałam 40 minut, więc następny transport weszła od razu na Sedalinie, bo nie chciałam mieć cyrku. Mój stary dziadek wchodził wszędzie więc udało jej się mnie zaskoczyć, ale tylko raz.
karolina_, dam znać. Generalnie chcę koniowi ułatwić na maksa, więc i weta i koniowóz chcę załatwić, bo to ciężkawy przypadek panikarza 🙄 Na szczęście nie aż tak daleko, bo podróż na 200 km, ale w gacie ze strachu robię bardziej niż mój koń chyba 🤔wirek:
budyn wiem co czujesz. Ja ostatnio przenosiłam swojego o 20 km dalej, ale sama go pakowałam i jechałam zakoniowozem. Myślałam, że tam zejde 🤔wirek: Dla mnie chyba wiekszy stres tobył jak dla konia.
Cześć, Czy ktoś z Was miał doświadczenie z transportem konia luzem (bez wiązania) w dwukonnym koniowozie, ale z wyciągniętymi wszystkimi rurkami/przedziałkami? Z góry dzięki za wszelkie sugestie- ja nigdy się z taką metodą nie spotkałam, ale takie pomysł dostałam od dwóch doświadczonych osób (z jednej strony od osoby zajmującej się zawodowo transportem a z drugiej od hodowcy z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, który tysiące młodziaków w soim życiu przewiózł).
Ja słyszałam tylko raz w życiu o wysokiej klasy koniu zawodniczym, który jeździł saute bo inaczej się nie dało. Sama nigdy nie próbowałam, bo akurat moje szkapy są jako tako do opanowania.
Na sedacji nie próbowałam. Koń dopiero kupiony i mamy problem żeby go przewieźć ponad 500 km do domu.. Pierwsza próba zakończyła się porażką (koniowóz). Opcje mam dwie- albo przyczepa i sedalin albo właśnie ta opcja bez wiązania w pustym koniowozie (trochę dla mnie przerażająca).
Ja swojego konia też wiozłam ponad 500km. Mimo podania sedalinu (podpierał się 5tą nogą i nosem o ziemię :hihi🙂, średnio co 5 min. ściągaliśmy go z przedzielnika. Tyle, że był jeszcze mały i lekki więc się dało - uspokoił się po ok. 20km. Resztę trasy grzecznie stał. Nawet postój na stacji i w warszawskich korkach zniósł bez zarzutu. pati, on Wam wskakuje na rurkę z przodu czy na boczny przedzielnik? Robi to po załadowaniu czy podczas jazdy? Co się działo w koniowozie?
Niech zgadnę, kupiłaś surowego lub prawie surowego konia? Żył do tej pory w stadzie i raczej nie umie stać na uwiązie a już na pewno nie jak jest sam? Mam bardzo doświadczonego przewoźnika, który stosował tą metodę i tak przyjechał mój koń. Powiem Ci tylko tyle co wiem od niego na ten temat bo ja się na tym nie znam aż tak bardzo (chodzi mi o ciężkie przypadki) tylko zdaliśmy się na niego 🙂 Po pierwsze większość dwukonnych koniowozów się do tego nie nadaje. Mój przewoźnik ma wersję mega długą (raczej nie spotykaną w Polsce), gdzie po demontażu przegród w środku nie zostaje totalnie nic. Mój koń spacerował sobie po całym koniowozie przez całe 1300km 🙂 Przyczepę stanowczo odradzam, bo to może tylko pogorszyć sprawę. Jak koń jest dosłownie ściągnięty z pastwiska to wyda mu się tam za ciasno i tym bardziej go nie przewieziesz. Z koniem, który stoi luzem trzeba umieć jechać więc weź do tego kogoś z naprawdę dużym doświadczeniem. Daj znać jak Ci poszło 😀 Powodzenia!
ancyk0991 zaczęło się jakiś kilometr od stajni. Najpierw się powiesił na rurkach z przodu tak, że musieliśmy go ściągać (w koniowozie z przodu jest trochę więcej miejsca niż w przyczepie, więc dał radę prawie, że wisieć już na brzuchu). Potem zaczął wspinać się na przegrodę boczną, stracił równowagę i usiadł (tak, że rurkę tą za zadem miał na kręgosłupie). Musieliśmy go odwiązać i wtedy niczym kot przeczołgał się na drugą stronę koniowozu... Po tej akcji odpuściłam dalszą podróż (może to był błąd, trzeba było dać sedalin i spróbować jeszcze raz, ale powiem szczerze, że wizja takiej akcji na autosradzie mnie przeraziła). Trener i hodowca mówią, że w przyczepie będzie bezpieczniej, bo jest mniejsza przestrzeń (plus przywiązanie na dwa uwiązy do boków przyczepy). Znowu przewoźnik twierdzi odwrotnie- im mniejsza przestrzeń tym większa panika i radzi wiezienie go w pustym koniowozie luzem. A ja już zwariowałam i nie wiem jak się nazywam. Chciałabym żeby dojechał do mnie w jednym kawałku...
ciap dokładnie. Koń 4 lata chodził po łąkach w stadninie. Jechał kilka razy z innymi końmi właśnie luzem w koniowozie (ale to krótkie trasy).
edit: ciap tak sobie jeszcze myślę, że to jednak wcale nie jest jakiś mega trudny przypadek. Koń jest naprawdę spokojny i ogarnięty i wcale nie histeryk. Po prostu sprytny a niestety koniowóz, którym po niego przyjechaliśmy, moim zdaniem jest super opcją dla doświadczonych w podróżach koni (większa przestrzeń itd.) jednak takim młodziakom daje za duże możliwości kombinowania. Tutaj popełniłam błąd w planowaniu i teraz mam konsekwencje...
pati12318, pojedź na domosedanie z drugim koniem, którego zna i który umie jeździć w przyczepie. Mój też nie pojechał za pierwszym razem, wybił bark przewoźnikowi, zaklinował się nogami w kratach, zdarł skórą z połowy nóg, a z pyska krew tryskała na cały koniowóz. Przejechaliśmy może z 700m a był na dożylnych środkach uspokajających. Mój panikował bardziej w koniowozie, tam się wszystko świeciło i generalnie był sztywny i rozhisteryzowany. Przywiozłam go 2 tyg później, koń właściciela pojechał z nami, potem został odwieziony. U nas największy problem to był lęk separacyjny. Teraz jeździ jak zły wszystkim i sam i z końmi.
Mój też był ściągnięty w zasadzie z łąk, coś tam niby pracował, ale niewiele i ZAWSZE był z końmi, ba, nawet boks miał taki, jak mini biegalnia i stał z 3 innymi końmi więc dzicz kudłata. Nikomu nie życzę, tego co przeżyłam.
Właśnie tak mi się wydaje, że pomimo tego, że w przyczepie mniej miejsca, co może bardziej konia przerażać, to jednak jakoś tak bezpieczniej. Trener mówi, żeby go przywiązać na dwa uwiązy do boków przyczepy, plus przyczepa ma przegrodę między głowami (dzięki temu koń nie ma jak nawet próbować się odwracać). Oczywiście w przyczepie monitoring+ sedacja. Jakoś tak ta opcja wydaje mi się bezpieczniejsza (ale może mało wiem) niż transport w pustym koniowozie bez wiązania (tutaj największym problemem jest ta niezbrojona część samochodu, gdzie wozi się sprzęt- jeśli tam kopnie to jest tworzywo i zaraz blacha...). Znowu przewoźnik widzi tylko opcję pusty koniowóz i bez wiązania (i wtedy też oczywiście bez żadnych uspakajaczy żeby ustał). Mam taki mętlik w głowie, że nie jestem w stanie zdecydować. Obawiam się, że w stadninie nikt nam konia nie pożyczy- szczególnie, że on chodzi z młodzieżą (2-3 latki) i żaden doświadczenia w jeżdżeniu nie ma. Mogę zabrać swojego drugiego konia- ale po pierwsze daleka droga (ponad 1000 km) a koń po kontuzji, a po drugie jak zacznie odwalać to jeszcze jemu krzywdę zrobi.
Mój poprzedni koń jeździł nie uwiązany, bo nie dawał się uwiązać w żaden sposób. Z tym, że on stał bez sznurka na polecenie "stój". To w ogóle był przedziwny przypadek. Teraz nie zaryzykowałabym takiej jazdy. Z tym, że konie problematyczne przywiązuję na 4 uwiązy - dwa po bokach kantara z dwóch stron a dwa do dolnego kółka solidnego naszelnika. I te od naszelnika są ciaśniej a od kantara minimalnie luźniej zapięte. Wiele koni lepiej znosi przywiązanie na obroży niż za kantar i wtedy to jest rozwiązanie a i dodatkowe zabezpieczenie.
też miałam pisać o wiązaniu z naszelnikiem, również fajnie jest jak są nisko umieszczone kółka do wiązania w przyczepie.
W listopadzie wiózł mi konia handlarz autem, koń był uwiązany do burty i żadnych przegród. I przyczepą myślałam, ze będzie lepiej, ale gdzie tam, hucuł wskakiwał na przegrodę i nawet wygryzł dziurę w plandece. Ze stoickim spokojem dawał się ściągnąć i zapakowac, a potem znów to samo. W końcu dało radę założenie paska na szyję i przywiązanie nisko przy ziemi. Przedostatnio jechała krótką trasę ze znajomą, która ma więcej pojęcia na ten temat. Uwiązana na dwa uwiązy, kilka kontrolowanych hamowań i slalomów, jak tylko czuć było ruchy konia i po wyjechaniu z miejscowości załadunku, zaczęłam się zastanawiac, czy ten koń jeszcze tam faktycznie jest. Stres przeżyła ogromny, mokra, że aż zapieniona. Ale następny transport był taki, że już nawet kopytkiem nie stuknęła. a to też taki koń jest, który spędził 10 lat w jednym miejscu i nigdzie nie jeżdził, nie pracował, tylko sobie luzem chodził.