emptyline możesz spróbować z domosedanem w paście, jest zdecydowanie silniejszy. Nasze urocze zwierzątko 2 razy tak podróżowało po zdemolowaniu przyczepy :/
Mam nadzieję, że odpowiedni wątek. Pytanie kieruję raczej do Wrocławian i do osób po prostu zorientowanych:
Gdzie we Wrocławiu najlepiej udać się na kurs na prawko kategorii E? tak, żeby mnie mądrze i dobrze nauczyli i żebym miała przyzwoite szanse na szybkie zdanie egzaminu? Wiadomo, że z końmi i tak się jeździ inaczej i tego będzie mnie uczył kto inny, ale do tego potrzebne mi najpierw prawko na przyczepę, które chcę właściwie od zaraz zacząć robić.
No i pozwolenie na przewóz zwierząt jest konieczne, o ile pamiętam - gdzie zdobyć, co i jak?
No właśnie nie wiem... słyszałam dwie wersje. Jedna, że potrzebne tylko gdy wozisz konie zarobkowo albo zwierzęta rzeźne, drugą - że potrzebne jeśli chcesz przewieźć jakiegokolwiek konia. Bardziej prawdopodobna wydaje mi się pierwsza wersja. Chciałam to sprawdzić w przepisach gdzieś, ale korzystam w tej chwili z telefonu na komórce i za cholerę nie mogę otworzyć 3/4 wyników wyszukiwania w google.
Edit:
gdyby kogoś interesowało, kursy na prawo jazdy kategorii B + E we Wrocławiu odbywają się w następujących szkołach jazdy:
"Danuta" ul. Gazowa, Trzebnicka, Orzechowa "Manewr" ul. Kromera, Ziębicka "Autoklub" ul. Borowska "Gawlik" ul. Armii Krajowej "Paweł B (...)" ul. Weigla "PZM (...)" ul. Na Niskich łąkach
do Manewru na Kromera mam najlbliżej, ale boję się, że nie będę w ogóle jeździła w strefie egzaminacyjnej, bo jednak dość daleko od niej się znajduje... no i nie wiem jak tam uczą. I czy lepiej brać kurs w kolicy strefy egzaminacyjnej?
moim zdaniem nie ma to znaczenia. jak się robi B i nie zna sie skrzyżowań to jest to istotne. później już niekoniecznie. Jak robiłam przyczepę to wcale nie wyjechałam do centrum tylko gdzieś po bardzo bocznych nawet brukowych drogach jeździłam bo jednak egzaminacyjny transit z przyczepą w centrum z niewprawnym kierowcą mógłby narobić sporo zamieszania. Bierz szkołę z dobrymi instruktorami i z największym procentem zdawalności. ćwicz dużo szczególnie na placu bo na tym oblewa większość. jak opanujesz rękaw z przyczepą i prostopadłe parkowanie tyłem to masz prawko w ręku 😉
No właśnie nie wiem... słyszałam dwie wersje. Jedna, że potrzebne tylko gdy wozisz konie zarobkowo albo zwierzęta rzeźne, drugą - że potrzebne jeśli chcesz przewieźć jakiegokolwiek konia. Bardziej prawdopodobna wydaje mi się pierwsza wersja. Chciałam to sprawdzić w przepisach gdzieś, ale korzystam w tej chwili z telefonu na komórce i za cholerę nie mogę otworzyć 3/4 wyników wyszukiwania w google.
Edit:
gdyby kogoś interesowało, kursy na prawo jazdy kategorii B + E we Wrocławiu odbywają się w następujących szkołach jazdy:
"Danuta" ul. Gazowa, Trzebnicka, Orzechowa "Manewr" ul. Kromera, Ziębicka "Autoklub" ul. Borowska "Gawlik" ul. Armii Krajowej "Paweł B (...)" ul. Weigla "PZM (...)" ul. Na Niskich łąkach
do Manewru na Kromera mam najlbliżej, ale boję się, że nie będę w ogóle jeździła w strefie egzaminacyjnej, bo jednak dość daleko od niej się znajduje... no i nie wiem jak tam uczą. I czy lepiej brać kurs w kolicy strefy egzaminacyjnej?
ale "Manewr" dojeżdża do strefy, bo ja mieszkam w strefie i ich często widzę, "Gawlika" unikaj bo ja tam robiłam kurs na kat. B i poszłam sobie dokupić teraz godziny do innej szkoły i okazuję się, że jeżdżę dobrze ale nie znam głupich podstaw o których nikt mi tam nie powiedział, poza tym mają kiepską zdawalność, dużo znajomych poleca "Danutę" i "PZM"
bajaderka-zorro - no o Gawliku właśnie słyszałam dość kiepskie opinie... Dobrze, że Manewr dojeżdża do strefy, w takim razie wybór mam jasny, dzięki! Ja robiłam w "Wolski i Gliga", baaaardzo polecam, ale niestety na kategorię B+E nie robią... Pozostaje mi 'Manewr'.
repka - i jak, zadowolona? Wiem, że trochę głupie pytanie, ale po prostu chcę wiedzieć, czy miałaś jakieś zastrzeżenia. Nie potrzebuję instruktora głaszczącego po główce czy tłumaczącego jak debilowi, może być i surowy i wredny, byleby mnie dobrze nauczył - nie tylko samych manewrów, ale po prostu myślenia w jeździe z przyczepką. Jestem już praktycznie zdecydowana na Manewr, mam tam blisko i jak na razie widzę, że wszystko inne też na plus. Na dniach chcę się już zapisać, stąd ta lawina pytań z mojej strony.
darolga, mój ojciec robił w kursancie, bo tam nauka jest na identycznym samochodzie, jak na egzaminie. A dla niego problemem było ogarnięcie długiego dzioba auta 😉
A ja mam do was pytanie. Planuję podróż z kobyłą do Niemiec, 800km od domu, ale jazda autostradami. Czy potrzebuję innych papierów niż do jazdy po PL? Co powinnam zabezpieczyć? CO ile postój na wodę? Myślałąm żeby naładować sobie 3-4 siatki siana i jak będzie się jedna kończyć to będę przy okazji postoju podmieniać na pełną. Nie chcę wyprowadzać konia po drodze, bo boję sie problemów z wprowadzeniem. Planujemy jazdę w nocy, będzie bezpieczniej ze względu na upał i mniejszy ruch. Macie jakieś dobre rady? Jak pomóc koniowi przetrwać taką podróż?
Ritka, wyjechac najlepiej na noc, jesli beda duze upaly, zrobic 2-3 postoje i wsio. Konie serio znosza bardzo dobrze taka podroz po autostradach 🙂 800km glownie w Niemczech to pryszcz.
poradżcie mi co zrobić z koniem ,który po prostu nie chce dać sie załadować po dobroci ? Stoi sobie, odpoczywa, spuszcza wargę...i się nie stresuje, po prostu nie i koniec.... przy użyciu bata wchodzi raz dwa. Na lonże na zadzie-kopie. Nie próbowałąm jeszcze na głodniaka i na uspokajaczach .... i nie wiem czy to coś da??
rtk wiozłam swojego konia na zawody do niemiec w kwietniu, wyszło nam też koło 800km, z tym że wyjechaliśmy o 4 rano więc jechaliśmy w dzień, a pogoda była tak zmienna, że raz było 15 a raz 22 stopnie, co chwila zastanawiałam się co robić z derką - zostawić czy zdjąć, a do tego koń pierwszy raz golony. Postojów robiliśmy kilka, bo wiadomo a to za potrzebą, a to znowu coś, ale raczej krótkie - jeden dłuższy około 25-30min, niestety mój arabek w ogóle nie chciał pić, siana też nie tknął, ale dawałam mu też na każdym postoju marchewkę, albo jabłko - raz jadł raz nie. Ogólnie podróż zniósł bardzo dobrze, bałam się, że będzie coś nie tak przez to, że nie chciał pić, ale na miejscu już pił normalnie i wszystko było ok 🙂 z papierów to w sumie nic więcej nie potrzeba, ja załatwiłam tylko jeszcze zaświadczenie o zdrowotności konia od wet powiatowego, natomiast nie jestem pewna czy dotyczy to tylko wyjazdów na zawody, czy ogólnie jak jedziesz z koniem za granicę
ritka, asior ma rację: 800 km w Niemczech to pryszcz😉 Wodę proponuj po prostu przy okazji Waszych przymusowych przystanków, a pomysł z sianem jak najbardziej słuszny. Też tak zawsze robimy- nie ma stresa, że konie głodne stoją.
słuchajcie, moje małe przyjechało w końcu! domosedan prawie dał radę, koń po 3 godzinach oprzytomniał, ale byliśmy już blisko, więc potupał sobie trochę, ale tym razem dojechał cały i zdrowy na miejsce 🙂 dziękuję za pomoc!
Mamy problem z koniem, który wchodzi do przyczepy prawie bezproblemowo, natomiast nie daje się nam go namówić na zostanie w niej. Uczyliśmy go wchodzić bardzo powoli i z cierpliwością, chyba z miesiąc, bo dwukrotna próba przewiezienia go skończyła się ucieczkami i panicznym lękiem na sam widok trajlera. Po jakimś czasie udało się go przekonać do wchodzenia, nawet do "dociskania" przegrody (przyczepa dwukonna) i do dotyku ręki na zadzie. Niestety, po kilkunastu sekundach w trajlerze lub po prostu, kiedy uzna za stosowne - wychodzi. W zależności od tego, czy jest przytrzymywany mocno, czy nie - wyłazi na dwóch lub normalnie. Nie jest typem dominanta, który nie chce się podporządkować człowiekowi, jest typem histeryka i panikarza. Wydawało nam się, że po założeniu tylnej przegrody ze dwa razy naprze na nią, stwierdzi, że jej nie przesunie i da za wygraną - guzik. Tak szalał, aż prawie wyszedł tyłem, dołem. Tzn. zad wypadł na zewnątrz, położył się, musieliśmy rozmontowywać przegrodę, poobdzierał się. W końcu musieliśmy spróbować go przewieźć, spróbowaliśmy na zastrzyku uspokajającym, działał rewelacyjnie, konik rozluźniony, ciągnie nóżka za nóżką, ale wychodzenie z trajlera szło mu tak raźno, jak i bez zastrzyku - beznadzieja. Nigdzie nie pojechał. Daliśmy mu spokój, nie mamy pomysłu.
kenna, a podałaś mu Domosedan pod jęzor? Jeśli nie, to spróbuj. Mój odstawiał podobne akcje (zresztą troszkę wyżej to opisywałam) i dojechał. No i plus, spróbujcie może wziąć też drugiego, obytego już konia.
Zapomniałam o tym napisać, ale próbowaliśmy "na konia obok". Koń obok nie robi na nim wrażenia, a jeśli już, to negatwne, bo on z tych, co umierają na zawał, że jakiś koń jest obok i może go ugryźć/skopać/pożreć w całości. Daliśmy mu wcześniej lek dożylny (głupi jaś, zlecony przez dr Rojka), który jak pisałam zadziałał ogólnie (miał mieśnie rozluźnione, powłóczył nogami tak, że nawet baliśmy się, że nie ustoi w przyczepie), właził bez problemu, natomiast jak zorientował się, że znów chcemy mu nie pozwolić wyjść z przyczepy wychodził bardzo sprawnie i ogólnie działanie leku zaczęło pryskać.
Nie wiem, może faktycznie inne leki lub pasty (Sedalin, Domosedan) działają mocniej lub inaczej?
Właśnie się zastanawiam, czy opłaca się (generalnie chodzi o zdrowie konia) podać taką pastę tylko po to, żeby "spróbować, czy na paście też będzie wychodził"...
Ja mojej sypałam troche musli, jabłek, marchewek do żłobu w przyczepie. One ją zajmowały na początku i podczas zamykania tyłu nie próbowała się wycofać. Ale Wy macie wiekszy problem, bo moja po zamknięciu tyłu już staje...
Mój Całus też dostał dożylny w dawce jak dla zimnioka; też wyglądało na to, że jest naćpany, po czym o mało sobie nóg nie połamał wciskając je między kraty w koniowozie. Nic mu od Domosedanu nie będzie, pomijając to, że wywali na kilka godzin prącie na wierzch, a możliwe, że pojedzie. Nie wiem na czym polega różnica, ale wiem, że mój wariat dojechał w jednym kawałku.
rtk, oczywiście, że dostawał w środku trajlera całe wiadro trawy, marchewki i mógł je jeść tylko wtedy, kiedy grzecznie stał. Wyglądało to w najlepszym przypadku tak, że wszedł, zajarzył, że jest marchewka, spożył kawałek, pooglądał trajler, powąchał ściany, przegrodę, spożył znów marchew, po czym - AAAAAAAAAAAAA JESTEM W ŚRODKU MUSZE WYYYYJŚĆ! I wyjazd... Może uda mi się namówić kierownictwo stajni na spróbowanie z Domosedanem...
kenna- a Wy go już próbowaliście tak całkiem na serio wieźć? Samochód odpalony, koń włazi, cyk zamknięta przyczepa i jeździmy w kółko po ośrodku?
Rok temu ładowaliśmy dwie hucki z łąki, gdzie się urodziły, żyły ze stadem, nigdy nie były wiązane. Stado latało luzem a my jedną dosłownie wsadziliśmy do przyczepy i poszliśmy za drugą. Stado się schowało za szopa, a ta na przyczepie przysiadła na zadzie, zad jej wjechał pod tylnie zamknięcie, kantar się urwał, baba odwróciła się i wyskoczyła przodem zawisając na przegrodzie brzuchem. Zdjeliśmy ją i na powrót przywiązaliśmy, jedna osoba z nią została. W końcu wpakowaliśmy tą drugą- wciągneliśmy niemalże. Zanim zamknęliśmy fioła dostawały obydwie, jeszcze przepinaliśmy przyczepę z ciągnika do samochodu ( straszny śnieg był wtedy i mróz), też dawały nieźle. A całą drogę ponad sto kilometrów stały grzeczniutko. Po dojechaniu na miejsce z przerażeniem stwierdziłam, że ta pierwsza wariatka jest odpięta (wcześniej nie widziałam jak zaglądałam, bo ciemno bardzo już było) a mimo to nic nie kombinowała już.
marysia550, próbowaliśmy go na serio przewieźć, z samochodem, odbiorcy poinformowani, bo sądziliśmy, że jeśli już jest przyzwyczajony do wchodzenia do środka, a problemem jest tylko założenie blokady i zamknięcie trapu, to głupi jaś rozwiąże sprawę. Jednak ani tylnej blokady założyć się nie dało, ani trapu, no po prostu no-can-do. Koń wchodzi jak po sznurku i wychodzi jeszcze szybciej - samowolnie oczywiście. Blokowanie go i przytrzymywanie tylko nakręca panikę. Może gdybyśmy mieli kogoś bardziej doświadczonego pod ręką, może jakiegoś starego masztalerza, który umiałby ocenić, czy po prostu zamknąć ten trap na siłę i poczekać, aż się zmęczy waląc w ściany, aż się uspokoi... Ale sami decydować się boimy, że sobie coś zrobi, że ze strachu skręci sobie kark. Tak jak pisałam wyżej, może namówię znajomych na próbę z pastą. Może ona inaczej, silniej na niego zadziała.
kenna, może po prostu wsadźcie, zamknijcie trap i ruszcie. Co najwyżej trochę będzie się rzucał, ale jak samochód będzie w ruchu, koń będzie musiał skupić się na utrzymaniu równowagi - to właśnie jest powód tego zadziwiającego spokoju w trakcie drogi, o którym wcześniej pisała Marysia 😉
olek, nigdy nie dawaj takiej rady, bo można połamać konia. też myślałam, że mój pojedzie, jak już się ruszy, ale nie - zaczął stawać dęba, zerwał uwiązy, zaplątał się w nie, wsadzał nogi między kraty i inne cuda wianki. myślałam, że będzie po koniu. jak nie pojedzie na paście, to trzeba go super spokojnie przyzwyczajać przez następne m-ce.
Domosedan podany dożylnie napewno zadziała lepiej w paście, więc jeżeli podany przez was lek to Domosedan, raczej nie ma senu podawać go w paście. Jeżeli to było coś innego warto spróbować
u nas wetka stosuje mieszankę zamulaczy w żyłę, bo mówi, że tak lepiej działa. Ale po tym co ona daje nie sądzę zebym w ogóle była w stanie wepchnać konia w przyczepę 😀iabeł:
olek, nigdy nie dawaj takiej rady, bo można połamać konia. też myślałam, że mój pojedzie, jak już się ruszy, ale nie - zaczął stawać dęba, zerwał uwiązy, zaplątał się w nie, wsadzał nogi między kraty i inne cuda wianki. myślałam, że będzie po koniu. jak nie pojedzie na paście, to trzeba go super spokojnie przyzwyczajać przez następne m-ce.
Akurat Olka rada jest bardzo słuszna, bo jednak koń musi stanąć po chwili spokojnie, można ewentualnie delikatnie przyhamować-ruszyć-przyhamować-ruszyć, dla skupienia uwagi na jeździe, a nie kombinowaniu.
kenna, a próbowaliście zamknąć szybko trap, i górę - klapą/plandeką - co tam macie w przyczepie, to znacznie ogranicza koniowi możliwość wyjścia do tyłu, bo wyjścia nagle nie ma.
Najbezpieczniej byłoby go załadować w przyczepkę jednokonną, bo ma mniej możliwości pokiereszowania się, zamknąć trap i jechać powoli. Moim zdaniem im więcej kombinacji typu "wejdź koniku to dostaniesz marchewkę" tym mniejsze szanse zapakowania go i odjechania. On sobie jaja z Was wszystkich robi. Ja mam konia, który się boi jazdy przyczepą: wchodzi z bluzą na głowie, nogi mu się przesuwa po parę centymetrów po kolei ( chłopak ma 175 w kłębie), a jak już wsiądzie to całe jego ciało trzęsie się jak galareta, łącznie z ogonem. Ale fochów nie robi🙂