Forum konie »

Dzierzawa

umowa dzierżawy konia

[url=http://www.google.pl/#sclient=psy&hl=pl&source=hp&q=umowa+dzier%C5%BCawy+konia&pbx=1&oq=umowa+dzier%C5%BCawy+konia&aq=f&aqi=&aql=&gs_sm=e&gs_upl=2866l6420l0l6644l21l14l0l8l8l2l444l2338l2-5.2.1l8l0&fp=1&biw=1024&bih=636&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.&cad=b]KLIK[/url]

za dlugi link rozjechal forum!
nie wyobrażam sobie jak dzierżawca, który np. okulawił konia przez swoje użytkowanie miałby nie partycypować w kosztach leczenia?  🤔
Najnoramalniej w świecie. Jeżeli koń zachorował, bo dzierżawca galopował nim po gruzowisku - ok, ale jeżeli okulał podczas normalnego użytkowania?
Dla mnie sprawa byłaby oczywista. Ja osobiście - dzierżawiąc, na pewno dokładałabym się do leczenia, bez nawet próśb, czy gróźb właściciela. Ale moim zdaniem nie możemy tego wymagać od osoby, która konia dzierżawi i stanie się coś nieprzewidzianego.

Edit - w sumie to się zgadzamy, tylko jakoś tak nie zrozumiałam "za pierwszym czytaniem"  👀
No idealny byłby taki dzierżawiący który by leczył konia.

Jednak jeśli ta dobra wola sama z siebie nie zaistnieje to ja nie widzę sposobu w jaki można takiego dzierżawcę nie poczuwającego się do odpowiedzialności do poniesienia kosztów leczenia, płacenia za dzierżawe konia i za wetów nakłonić czy też zmusić do tego by za to płacić i miał konia na ktorym nie może jeździć.

Taki ktoś może równie dobrze zrezygnować z dzierżawy - i co mu kto zrobi.

Poza tym co jeśli koń już jest ogólnie słabego zdrowia, np. miał naruszone ścięgno, niby nie kuleje, idzie w dzierżawę i po normalnym użytkowaniu uraz mu się odnawia.

Reasumując: sprawa jest dość śliska o ile nie będziemy w stanie już na początku odsiać świrów od ludzi normalnych - dotyczy to obu stron.
wiecie co, tak sobie śledzę ten wątek i chyba mam coraz większe obawy co do wydzierżawienia swojego konia  🙄
słabo mi się robi na samą myśl, że gdyby coś ( tfu tfu ) stało się w trakcie jazdy... to dzierżawca wypina się zostawiając mnie z kulawym koniem .  😵 bo przecież jak udowodnie, że wina leży po stronie dzierżawiącej osoby  ? niby rtg, opinia weterynarza .... ale jak nie złapie się  za rękę to wiecie jak to jest ..... oj chyba muszę naprawdę to wszystko przemyśleć.
Ja zapłaciła bym jesli to z mojej winy
a jeśli konikowi coś sie stanie ( np na pastwisku , w boksie )
to po połowie kosztów
a jeśli odnowił by sie uraz przez normalną jazde to moim zdaniem właściciel
dobrze myśle czy nie
Dobrze myślisz, ale nie zawsze łatwo jest jednoznacznie powiedzieć, kiedy na uraz u konia MIAŁA wpływ jazda jeźdźca a kiedy zupełnie nie.
Zwłaszcza jeśli koń miał stary uraz. Wtedy łatwiej o nawrót dolegliwości podczas jazdy. I jak określić, czy jazda jeźdźca miała czy nie miała wpływu na wznowienie urazu?
To tylko teoretycznie tak łatwo wygląda. Niestety.
Dlatego w takich sytuacjach jest potrzebna rzetelność z obu stron, a z tym jest różnie.
Dlatego trzeba pisać jasne umowy, że będziemy ponosić odpowiedzialność jeżeli wjedziemy koniem specjalnie w ścianę, a nie, bo ktoś zataił przed nami jakieś urazy fizyczne, czy psychiczne ot co.
Od strony osoby biorącej konia w dzierżawę też jest różnie.

Ja w tej chwili jetsem na etapie dawania ogoszeń i poszukiwania konia do współdzierżawy z ukierowaniem na pracę pod okiem trenera.


Na razie cisza jak makiem zasiał....w mojej okolicy przynajmniej
a szczerze? srutututu. nastolatka dzierżawi konia, rodzice placa polowe kosztów, ktos tam ją ogląda z ziemii, jest cudnie. a, że nastolatki maja czesto dziwne pomysly, nie wszystkie, ale generalizuję, to kiedys konia przetrenuje, albo po prostu cos sie stanie, bo koniom sie czesto po prostu zdarza  i pojdzie sciegno/wiezadlo/miesien, obojetnie. i ja juz juz to widze jak rodzice placa tysiace za kliniki, operacje itp, a i tak kon na stepokłus do konca zycia. i co na to wlasciciel? nastolatka po prostu "zepsula mu sprawnego konia, ktorego on pod wzgledem uzytkowym traci". a którzy rodzice pokryją takie koszta nie za swojego konia? bardzo nieliczni! badzmy realistami. i co na to wlasciciel?

a z  drugiej strony. znajoma kiedys kupila klaczkę. piękna, mloda, latała nad ziemią. za zajezdzoną kobyłkę, podpracowaną lekko, dali prawie 20 tys. dziewczyna pojezdzila pol roku, chciala jechac na jakies pierwsze mikro LL towarzyskie, a tu kon kulawy. na obie przednie nogi. po dlugiej wojnie, dochodzeniach, wetach, wyszly jakies kwiatki z nogami, które uaktywniają się przy intensywniejszych jazdach. nie pamiętam co jej dokladnie bylo. ale wlasciciele domniemali, że stalo sie tak, gdyż sprzedający, notabene trener, renomowany bardzo i sława w województwie, naskakiwal ją od kiedy skonczyla 1,5 roku, bo przeciez"jak smiga 140-150 w korytarzu, to szkoda czasu na szeregi gimnastyczne mniejsze". a potem skakali tyle na 3 latce, pod siodlem. bo skakala. dowiedziano się o tym od swiadków, ale udowodnić nic nie szlo. sprzedali do hodowli, bo co to sprzedającego obchodzi co sie dzieje po poł roku. więc na dwoje babka wróżyla. on nie przyzna ze to jego wina, oni sadzą, że jego, ale cóż, prawdy nie poznamy.


więc nie wiadomo jak to traktowac. bo wlasciciel moze sie nie przyznac, że wie, i ma darmowe leczenie, albo odszkodowanie wywalczać, bo zepsuto konia, albo dzieciak jezdzący może zepsuć coś w koniu, a rodzicom ani się śni pokrywać koszty. a w sadzie żadna ze stron nie dojdzie swoich racji. mimo umów itp. bo zapis" w wypadku pogorszenia stanu zdrowia zwierzecia w wyniku dzialan dzierzawiącego pokrywa on koszty leczenia" kazdy bedzie sie wypieral, że to jego wina.


także przypadki sa rozne 😉 warto podpisywac umowy tylko z osobami pełnoletnimi, choc to zadna gwarancja tez 🙁
mój koń był w takiej sytuacji właśnie.... była w dzierżawie miesiąc... - dziewczynka, raczej młodsza nastolatka, k.14 lat, angielka

niby dogadywałam się z jej matką, ale pomimo językowego porozumienia, ona nie wydawała mi sie kompletnie obeznana z tematem na wszystko radośnie potakując  🤔 miało być leczenie jak powyżej - jej wina-ona płaci, żadna wina-po połowie

nie było mnie w stajni na jej "treningach" - nie jeździła sama, nie wspomnę o tym, że nawet jej nie nauczył zakładać ochraniaczy prawidłowo

raz mi się zdarzyło i o zgrozo - koń cały w pianie, zaskakany na maksa i radośnie prowadzony tak do boksu -  po aferze miało się zmienić, zawróciłam ją na halę stępować - foch

jak widać nie traktowała jak swojego

przy następnej okazji zobaczyłam jak ciągnie ją na jazdę kulawą - może dałam wtedy ciała, bo powinnam sie kłócić, że jej jazdy miały taki efekt, a nie inny, ale myśl jak to udowodnić i jaka będzie afera mnie zniechęciła...

zakończyłam wtedy współpracę w ciągu minuty i zajęłam sie koniem
-przeżyłąm awanturę "ale jakim prawem to robię itd, obrazę, że nie pozwalam jeździć na kulawym itd..."

miałam ponad pół roku w plecy...
Endurka tak bywa mimo tego ze mam naście lat nie chce konia wykorzystywać
godzinke , półtorej pojeździć i dać spokój konikowi . Od czasu do czasu coś skoczyć moze jakieś małe zawody i tyle . Dbać jak o swojego
Konikowa otóż to - dbać jak o swoje  🙂 amen

ale niestety dużo osób dzierżawionego konia traktuje jak zwykłą zabawkę - jak się popsuję wymienia na nowy  🙄
Ostatnio miałam przyjemność rozmawiać z jedną nastolatką co przyjechała "przetestować" mojego konia do współdzierżawy, nic się nie odzywała - taka cichociemna  😉 trzeba było ciągnąć ją za język aby woógle coś o sobie powiedziała, ale ok - rozumiem, nowe miejsce, nerwy - wiadomo  🙂
wsiadła, pojeździła - na moje lekkie uwagi dotyczące szarpania za wodze itp reagowała głupią miną .... lub olewczym śmiechem.  😵 więc jej ładnie podziękowałąm ... a później usłyszłam, że jestem - jak to ładnie ujęłą " zeschizowoną włąścicielką konia"  😀

szok  😲

Endurka i ja właśnie chciałabym takiej sytuacji uniknąć ..

Z tym koniem ( którego bede najprawdopodobniej dzierżawic  )  mam styczność cały czas wiec dbam zawsze jak o swojego
Ale powiem Wam, że w drugą stronę, czyli znaleźć konia do dzierżawy też nie jest łatwo. Współdzierżawiłam już parę koni w przeszłości, właściciele byli różni, ale generalnie nie do dogadania i "mający swoje racje". Teraz, gdy przyszła pora na kolejnego, próbowałam kilka zwierzaków i nadal nie jestem pewna, którego wybrać. Właściciele zrobili na mnie wrażenie konkretnych, rzeczowych. Ale na poprzedniej "dzierżawie" już się tak przejechałam, babka niby kochająca konia i na pierwszy rzut oka sympatyczna, uczciwa, a okazało się coś zupełnie innego... Więc wolę uważać i przemyśleć 50 razy, żeby nie było rezygnacji po miesiącu tak jak to zrobiłam teraz. Właściciel jednak to podstawa, bo może decydować o wszystkim, więc i jego trzeba odpowiednio dobrać tak by móc się dogadać.
Ale i sam koń musi być "ten", musi nam pasować charakterem. 7 miesięcy dzierżawiłam konia, przy którym właścicielka pozwalała mi robić wszystko, było i tak, że wsiadałam 6 dni w tygodniu, nie dlatego że ona nie mogła, ale chciała mi tego konia jak najwięcej udostępnić. Niby układ idealny. Każdemu życzę takiej "spółki". Z tym, że z koniem kompletnie się nie dogadywałam, mimo upływu czasu nie czułam tego czegoś, chociaż sobie z nim radziłam to było to takie sztuczne - ot, przychodzę, jeżdżę i wychodzę, żadnej więzi, mimo szczerych chęci...
Ale jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.  😉
Anderia w moim przypadku właściciel jest moim instruktorem więc znamy sie juz ponad rok i świetnie sie dogadujemy .
Nie jeżdze często na tym koniku ale jak wsiąde to czuje to coś i on chyba też bo świetnie sie dogadujemy nawet po długiej przerwie .
Bez problemu moge mu zaufać i on chyba mi  ufa  (bynajmniej mam takie wrażenie).
Anderia i z Tobą się zgodzę  😉 , że problemem jest również znalezienie odpowiedniego konia ( a co za tym idzie - normalnego właściciela  😎 ) . Ja osobiście staram się być tą normalną .. ale wiadomo jak to w życiu bywa czasami mam swoje wizję  - i tutaj odnośnie osoby, która by miała wsiadać na mojego zwierza  😉

dla mnie najważniejsze jest dobro konia jeżeli po drugiej stronie będzie tak samo to sprawa załatwiona  😀 

A czy ktoś ma bardzo dokładną umowę?
Są w sieci ogólne, a mi zależy na jak najdrobniejszych szczegółach, aby wszystko było jasne w każdym wypadku.
A czy ktoś ma bardzo dokładną umowę?
Są w sieci ogólne, a mi zależy na jak najdrobniejszych szczegółach, aby wszystko było jasne w każdym wypadku.



Sobie musisz z dzierżawcą sama ustalić co ustalacie i co wpisujecie w umowę o dzierżawie w zależności od tego jakie macie wymagania. Zresztą to właściciel konia chyba raczej stawia warunki i wymagania a nie ty. Ty to zdaje się możesz albo zgodzić  się na to co on proponuje albo nie zgodzić.

Chyba że jest tak strasznie zdesperowany że zgodzi sie na każdy najbardziej wymyślny warunek z twojej strony.
Dzierżawa jest świetna szczególnie jak trwafisz na odpowiedzialną osobe😉 moja współdzierżawczyni ma 14 lat ale dba o konia jak o swojego ....a koniczce nie brakuje niczego .....a jakie to odciążenie finasowe dla mnie
A ja jestem zachwycona swoją dzierżawczynią-Swojego ukochanego konia na początku dzierżawiłam 2 lata i nikt nigdy nie miał do mnie o nic pretensji-pomimo przeniesienia konia do innej stajni.Dbałam i chuchałam na niego a on odwdzięczył mi się swoją pracą i wysmienitym zdrowiem/koń nigdy przez okres 3 lat nie chorował/
Potem go kupiłam a teraz przyszedł czas ,że ja go wydzierżawiłam-mam nadzieję że moja dzierżawczyni zakocha się w nim tak jak ja.
Przyznaję ,że rozstanie z nim było bardzo cięzkie zwłaszcza,że kon poszedł 200 km ode mnie ale realnie nie mogłam już mu poswięcić tyle czasu co kiedyś no i względy finansowe nie były obojetne.Zawsze mogę wsiąść w samochód i pojechać do niego-zawsze też obecna dzierżawczyni może liczyć na mnie jeżeli będzie miała jakiś problem z nim.
Zastanawia mnie jedno-dlaczego ludzie tak bardzo boją się dzierzawy z przeniesieniem?Rzadko jest tak komfortowa sytuacja, że konia można wydzierżawić u siebie-u mnie tak rozsądnej i odpowiedzialnej istoty jaką mój koń ma teraz w mojej stajni nie było.
pewnie dlatego, że takich idealnych osób jest mało, a po drugie każdy woli trzymać rękę na pulsie i w razie czego szybko reagować.
Znajoma oddała konia na rok w dzierżawę, koń miał "pracować", okazało się że raz na ruski rok ktoś wsiadał i tyle. Koń przy odbiorze wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy, choć szybko wróciła mu forma, to niesmak do dzierżawy pozostał...
Nawet jeśli osoba dzierżawiąca jest ok i ufamy, że dobrze się zajmie koniem, jak już do konia przyjedzie, to nie mamy żadnej pewności, że właściciel stajni, w której koń będzie stał jest ok.
To, że ma być co dzień sprzątane, to że koń ma co dzień wychodzić na padoki, to że ma dostawać tyle i tyle jedzenia niekoniecznie musi być zgodne z prawdą.
Zanim osoba dzierżawiąca zauważy, że jednak coś jest nie tak, czas płynie. A nasz koń na tym traci.
Poza tym..jeśli osoba dzierżawiąca będzie bardzo zadowolona z konia, a nie będzie miała możliwości przestawienia go w lepsze warunki, to niestety...koń ucierpi.
I jako właściciel nie będę mogła sobie pozwolić by przejechać te 200 kilometrów by zrobić kilka razy kontrolę znienacka ( bo kontrole zapowiedziane są moim zdaniem bez sensu), bo mogę pocałować klamkę.

Moim zdaniem przestawienie konia gdzieś w świat, i oddanie go komuś obcemu pod opiekę to ostateczna ostateczność.
dzierżawa z przeniesieniem kojarzy mi się tylko z przypadkiem Celebesa i ja się wcale nie dziwię, że ludzie nie chcą dawać koni.
dzierżawa z przeniesieniem kojarzy mi się tylko z przypadkiem Celebesa i ja się wcale nie dziwię, że ludzie nie chcą dawać koni.


tamto to była "adopcja" niby
to nic, ale zasady podobne.
Ma ktoś może dokładną umowe dzierżawy z podzieleniem kosztów  weta , kowala itp.?
Bo chciałabym mniej wiecej wiedzieć na czym sie wzorować
Ma ktoś może dokładną umowe dzierżawy z podzieleniem kosztów  weta , kowala itp.?
Bo chciałabym mniej wiecej wiedzieć na czym sie wzorować


"Połowę kosztów opieki wet. i usług kowalskich opłaca Dzierżawiący, a druga połowę Właściciel konia."

Naprawdę tak trudno sklecić proste zdanie po polsku?
ElaPe mi bardziej chodzi o rozłozenie kosztów weta i kowala
bo wiem ile bedzie mnie kosztować pensionat
przecież masz napisane jak napisać że po polowie.

jesli nie o to ci chodzi, to ja niestety nie wiem o co ci chodzi.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się