Forum konie »

Koń - tchórz i wypłosz - prognozy?



Rada?
wziąść i znaleźć inna stajnię...



dla mnie to byłoby jasne i oczywiste - ale koń nie jest mój

Właścicielka uważa że wszystko jest w jak najlepszym porządku i jakby nie dociera do niej fakt:



skazywanie zwierzecia typu koń na codzienny "pierdel" bez wypuszczania jest jak dla mnie nie do pomyślenia...





Czy właścicielka konia chce coś z nim robić? czy ma go "dla samego mienia?"



tak, to pytanie wilokrotnie bylo jej zadawane jako że jednego konia już miała, po czm tego zakupiła bo "się ten pierwszy konik zaprzyjaźnił na pastwisku z tym młodszym"
jak dla mnie - przestawic do innej stajni gdzie bedzie mial solidny padok, dobrze ogrodzony. Wypuszczac na ten padok. I znalezc osobę, która będzie w stanie poświęcic mu DUŻO czasu. Spacerki na uwiązie, spacerki w teren za klamerkę chocby samym stępem, na 1.5h, na dwie... jazdy treningowe też...
plus magnez, może zamiast owsa przestawic na jakas tonującą paszę typu coolmix?...

a z drugiej strony - on się tak boi tylko pod siodłem? może coś mu nie pasuje, może usztywnienie itd to jakieś zdrowotne sprawy? Mięśnie? Coś?...
No to jedyne rozwiązanie to jakoś przetłumaczyć fakty właścicielce. Szkoda zwierzaka, bo on na pewno tez nie jest szczęśliwy, podobnie jak osoby, które sie nim zajmują. Powodzenia Elu, jeśli sie podejmiesz pertraktacji z właścicielką.


No to jedyne rozwiązanie to jakoś przetłumaczyć fakty właścicielce



właśnie - ptrzetłumaczyć - oto jest największy problem.

Właścicielka jest przekonana że konik ma jak u pana Boga za piecem mimo że jest skazany na egzystencję boks-hala-jazda mimo że wokół cudne pastwiska. I np. nie zauważa co mi się od razu rzuciło w oczy że konie stoją na grubej pewnie na pół metra warstwie obornika z cienką warstewką dosypywanej słomy (co na pewno ma negatywny wpływ na kopyta bo jak mu je czyściłam to strzałka się po prostu kruszyła)



a z drugiej strony - on się tak boi tylko pod siodłem?



tzn po piewrszym rozstępowaniu w ręku, potem pod siodłem kłusy były OK.

Również innego dnia po wybieganiu konia na hali w 3 chodach pod siodłem chodził spokojnie.
Z moich doświadczeń wynika że raczej nic nie da się zrobić. Konie z takim charakterem po porostu tak mają.(na padoku też się tak zachowują, ciągle obserwują, wypatrują niebezpieczeństwa. Trochę pomaga regularny ruch ale to nie zniknie. Najgorsze jest to że takie konie bardziej pocą się na jeździe z powodu nerwów niż z wysiłku.
polemizowalabym. a lepsze argumenty bede miec za kilka miesiecy, kiedy moj skary wroci z treningu.

wyglada to tak, ze kon nie ma zaufania zwyczajnie do 'jezdzca'. i pieknie ujela to paa- a raczej jej trener. jesli kon nie ma zaufania to nic z tego nie bedzie. a to takie bledne kolo, ktore wytworzylo sie u mnie i skarego- ja mu przestalam ufac po kilku jego 'popisach'- az skonczylo sie prawie tragedia. takze ja nie polecam samemu naprawiania takiego konia i myslenia, ze magnez jest lekiem na wszystko. byc moze koniowi po prostu nie odpowiada ten trener, jesli praca z trenerem nie przynosi pozadanego rezultatu, to nawet puszczenie na wybieg, laki, stado nie pomoze. ja bym sprobowala poszukania innej osoby- zeby nie bylo niejasnosci- osoba do tej pory jezdzaca konia moze byc jak najbardziej kompetenta, wykwalifikowana etc.- ale do akurat tego konia nie potrafi dotrzec.
ElaPe napisał:

Taki sposób jazdy (boks-hala-boks) sprawdza się tylko u koni zrównoważonych- u wypłochów w końcu doprowadzi do wrzodów albo innych powikłań.



to jest jakiś sprawdzony fakt?
[/quote]

ja mam taką folblutkę
jest baaardzo nerwowa, po torach a więc po treningu wyścigowym...
parę lat temu z powodu choroby była uziemiona długo w boksie, potem długi okres rehabilitacji czyli tylko krótkie spacerki w ręku,
i niestety skończyło się ciężką chorobą wrzodową..

ElaPe - może wydrukuj ten wątek i daj do przeczytania właścicielce konia?
może zrozumie wtedy że robi mu wieelką krzywdę skazując na taki żywot
Pegasuska napisał: moim zdaniem jemu brakuje też padoku i towarzystwa koni. A czy pastucha też nie szanuje?

Dla konia przerwac pastuch to jak dla nas nitke. Nawet pod prądem.
Według mnie z takim koniem codziennie trzeba cos robic. I niekoniecznie ''pracowac'' czy trenowac. Po prostu z nim byc.

Ogrodzenia dla niego powinny byc z grubych metalowych rur, wysokie i gęste. Drugi kon zrównowazony i opanowany do towarzystwa. I duzo cierpliwosci.
Padokowanie to oczywiście, bo każdemu koniowi się należy. Byłabym jednak ostrożna, podobnie jak jur, z myśleniem, że to coś pomoże na strachy. "Mój" łaził całe dnie z towarzystwem.


Drugi kon zrównowazony i opanowany do towarzystwa



Ten narów przerywania ogrodzeń zaczął się gdy koń ten jeszcze nie był zajeżdżony i czas spędzał na pastwisku z innym, zrównoważonych konim z którym się przyjaźnił.

Potrafił się pod ogrodzeniem nawet jakoś przeturlać.
jur napisał: Z moich doświadczeń wynika że raczej nic nie da się zrobić. Konie z takim charakterem po porostu tak mają.(na padoku też się tak zachowują, ciągle obserwują, wypatrują niebezpieczeństwa. Trochę pomaga regularny ruch ale to nie zniknie. Najgorsze jest to że takie konie bardziej pocą się na jeździe z powodu nerwów niż z wysiłku.
Treser kropka w kropkę tak samo powiedział.

Zatem ja wycofuję swoje pisanie.
To ze konie przerywają ogrodzenia, skaczą przez nie, turlaja sie pod- to niestety bardzo częste. Dlatego nalezy tak ogrodzic zeby nie mogły wylazic. Przerabiałam ganianie koni kilka lat... ale nigdy w zyciu z tego powodu nie skazałabym konia na boks. Dlatego wielkim wysiłkiem powstało u mnie ogrodzenie z grubych rur, którego nie staranują a skakac 170 cm jakos nie chcą... na szczescie.

Miałam takiego konia który grube zerdzie brał ''na klate'' i z nimi wychodził, konie które grupą szły na pastucha i tyle je widziałam... baardzo niefajne.

A co maja zrobic stajnie które mają takie ''przypadki'' a halą nie dysponują? Zostaje juz tylko boks i jazda... tylko co to za przyjemnosc
mój ogier tez zwiewał z padoków az nie zafundowlaismy mu ogrodzenia z grubych metalowych rur wysokie i małe odelgłosci miedzy rurami i łazi po padoku jak owieczka
przykre jest w tym wszystkim to , ze właścicielka nie zdaje sobie sprawy z tego ze swoim postępowaniem konia krzywdzi ...
z drugiej strony , koń który ma taki "charakter" to przeciwnik nie lada , trzeba bowiem osoby z doświadczeniem by zapobiegała zawczasu niz za późno ... uwaga bowiem musi być stale napieta a myślenie człowieka , wyprzedzać konia ...
padok to podstawa , niestety , na miejscu włascicieli pensjonatu postarałabym sie o ogrodzenie rurowe z siatką (zabezpieczenie dołu) , nie musi to być hektar pastwiska , lecz mały padok , ważne by koń wychodził na zewnątrz , towarzystwo innego konia tez by się przydało ... praca bowiem to nie wszystko ...
a naturalizm? daje się jeździć bo tak ma być , ale czy ufa człowiekowi ?

koleżanki koń to taki typowy wypłosz , boi sie bo szuka pretekstu , tylko że on reaguje ucieczką ... panikuje dopiero gdy jest na jeździe bo cos tam się dzieje niewyobrażalnego , a na padoku , obok maszyny , ludzie , samochody , i nic ...

powiem szczerze , zawsze mam respekt przed takimi końmi , bo nigdy nie wiadomo co i jak , czasami potrafią te konie zaskoczyć jak ten koń co przeżył tą wichurę , a czasami mogą zrobić krzywdę i sobie i jeźdźcowi ... koń wystraszony bywa nieopanowywalny , pamietajmy o tym ...

podam jeszcze jeden przykład z własnej stajni ... wałaszek 11 lat , 4 lata temu miał wypadek , zaprzężony do pary z koleżanka zimą , postanowił ponieść sanie , wywaliły na zakrecie woźnicę i dzikim galopem wbiły się w zaparkowany na poboczu autobus ... widząc całość po , pomyslałam ze się zabił , bowiem klacz stała wzdłuż autobusu , sanie przyparte do przodu a śladu po drugim koniu nie było ... okazało sie że drań wyswobodzony z uprzęży pocinał sobie brykając po sąsiednim polu i na około wrócił do stajni ... autobus miał wgniecenie w kształcie konia , po prostu zaparkował wewnątrz ... w stajni okazało się że ma krwiaka , opuchło mu czoło , nastapił wylew nad okiem wielkosci piłki do ręcznej ... ale doszedł do siebie ... przez dwa lata było ok , i po dwóch latach zaczeły się problemy ... z konia na którym jeździły dzieci stał sie koniem na którym jeździ ten kto lubi adrenalinę i niespodzianki typu , uciekamy? ... dodam tylko ze na wybiegach koń jak najbardziej normalny , nawet powiedziałabym mega odważny , bo nie boi się odstraszaczy zawieszonych na sosenkach i innych smacznych drzewkach , pierwszy jest jak cos się dzieje , i ostatni jak trzeba wiać , pierwszy też się zatrzymuje z ciekawoscia obserwując co stado wypłoszyło ... ale pod siodłem potrafi być niebezpieczny ... wtedy bowiem zacina sie i trudno go opanować ....

temat trudny , na pewno trzeba pogadać z włascicielką... to ona musi zdac sobie sprawe z tego że robi koniowi krzywdę ...
jejku, a nie pomyśleliście, że koń się płoszy właśnie dlatego, ze jest sflustrowany przez to, że 23h w boksie stoi...? nie ma możliwości rozwijać się psychicznie, ani upuścić swoim emocjom... potwornie cierpi...
ej chyba nie czytasz , koń chodzi zamiast na wybieg na Halę!!!! nie stoi 23 ha w boksie ... choc i znam takie przypadki
xx_0_xx napisał: jejku, a nie pomyśleliście, że koń się płoszy właśnie dlatego, ze jest sflustrowany przez to, że 23h w boksie stoi...? nie ma możliwości rozwijać się psychicznie, ani upuścić swoim emocjom... potwornie cierpi...

łał, ale odkrycie... Warto by przeczytać wszystkie posty, może wtedy by się rozjaśniło.

Z tym potwornym cierpieniem to ja bym nie przesadzała. Możliwość popatrzenia na znajomych, otwarta góra boksu, zabawki, odpowiednia ilość ruchu i te nawet 22 godziny w boksie nie są dla konia wielką męczarnią. Mówie tu ogólnie, nie o konkretnym przypadku, żeby mnei nikt źle nie zrozumiał.
Ludzie! Koń jest zwierzem stadnym, a już napewno ten koń który do 4,5 lat chodził z innymi końmi a potem przestał.

Stoi zamkniety w boksie, potem jest puszczany samapasem samotnie na zamkniętą hale, co z tego ze on ja zna, tak zna ale pod siodlem, on poprostu nie wie co ze soba zrobic.

Oczewiście będzie się bał i jak tu sie nie bać. Jest skazany na SAMOTNOSC, człowiek nigdy mu nie zapewni innych koni, moze jak by był puszczany z innymi to by tak nie uciekal po plotach.

Mój to jak chce byc z innymi konmi po plotach przelazi i przeskakuje zeby tylko byc tam gdzie sa inne konie, a najlepiej kiedy jest duze stado.

Zadne magnezy i suplementy mu nie zastapia kontaktow z konmi - to na pewno!
m.indira napisał: ej chyba nie czytasz , koń chodzi zamiast na wybieg na Halę!!!! nie stoi 23 ha w boksie ... choc i znam takie przypadki
ale mimo wszystko na hali ma dość ograniczony kontakt ze światem, poza tym nie sądzę, żeby mógł tam chodzić do woli
tak z innej beczki zawsze mnie dziwiło podejście właścicieli koni tzw sportowych albo raczej pseudosportowych, którzy bali się wypuszczać konie na padoki z obawą przed kontuzjami, natomiast namiętnie puszczali takie nieobyte z padokowaniem konie na hale, na mniej więcej 15-20 minut i to najlepiej jeszcze w korytarz
a tak w temacie tego konkretnego konia, to czy ktoś poza EląPe widzi jakiś problem, tzn. właścicielka konia, właściciele pensjonatu? trudno liczyć na jakieś zmiany, jeżeli uważają, że wszystko jest ok
Strzyga napisał: 22 godziny w boksie nie są dla konia wielką męczarnią.

W takim razie nie ma o czym rozmawiać, jeśli nawet nie wiesz o czym mówisz! Koń jest koniem, zwierzęciem stadnym stworzonym by poruszać się 20 godz na dobę! Są czasy jakie są, dla koni okrótne!, bo muszą stać w boksie, ale nie całą dobę przecież!!!

m.indira - ale czy hala zapewnia mu całodzienny dostęp do bodźców zewnętrznych i kontaktów towarzyskich, które tak bardzo uporządkowałyby psychikę?

Alona - choć jeden mądry post!!!
Przeczytajcie go, ale ze zrozumieniem!
Hala dla konia jest tez zamknietym boksem, a jeszcze gorzej - boksem gdzie w kazdym koncie czai sie zagrozenie. Ja sie nie dziwie ze ten kon nie uciekal do stajni - bo po co, zeby go znowu tam zamknęli?
Tak, tak, wypuśćmy wszystkie konie na wolność!!!
xx_0_xx napisał: Koń jest koniem
Zaszokowałaś mnie tym stwierdzeniem.

Oczywiście, że nie wiem o czym mówię, w życiu konia na oczy nie widziałam. Mieszkam akurat w takim miejscu, że konie nie mają możliwości biegania 20 godzin na dobę. Stoją w boksach przez większosć dnia, ale wypieszczone i dobrze traktowane, nie mają ochoty wieszać się na boksach. Co więcej, mogę powiedzieć, że czują się bardzo dobrze.
Raczej nie ma co liczyć na sprowadzenie takiego konia do normy, nie dając mu normalnych warunków zycia (padoki z innymi końmi). I to zadaniem właściciela jest zapewnić stajnie z odpowiednio ogrodzonymi padokami. Jak nie -niech sprzeda zwierza w bardziej odpowiedzialne ręce. Krótka piłka.
A najważniejsze to w ogóle uświadomić właścicielkę o tym, że konieczna jest zmiana trybu życia konia, by wariacje się nie pogłębiły!!!


A temat rokowań dla koni wariatów jest mi bardzo bliski.
Pracowałam z kilkoma wariatami w tym z największym: moja kl. Poswiata -choleryczna, dominująca, nerwowa i elektryczna, niezrównowazona emocjonalnie, coś jak końskie adhd i ..."nieujeżdżalna". - niemal ideał mego konia 😉
Dzis jest cudownym, bardzo grzecznym wierzchowcem (-którego trzeba umieć jeżdzic, odpowiednio do psyche).

Mogę opisać jak pracowałam i zajeżdzałam ją -o ile ktos jest tego ciekawy, czy chce porównać doświadczenia.


Mogę opisać jak pracowałam i zajeżdzałam ją -o ile ktos jest tego ciekawy, czy chce porównać doświadczenia



no, ja bardzo chętnie poczytam
xx_0_xx (kurcze ale nick) , przeczytaj poprzedni mój wpis ...
jesli tylko włascicielom pensjonatu przyszło by do głowy by zapewnic mu towarzystwo w postaci innego konia , pewnie by to zrobili ... ogodzenie odpowiednie tez nie jest tak wielkim problemem ,wystarczy pomysleć i troche włożyć pracy ... trzeba niestety tylko chcieć...
Pracowałam z kilkoma trudnymi końmi, wariatami i wieloma tchórzami.

Mój najcięższy samodzielnie naprawiany, wyprowadzany trudny przypadek - to moja Poświata. Gdy ją kupiłam miała 5 lat i coś w rodzaju adhd - Emocje totalnie niezrównoważone- na poziomie żrebaka. Choleryczka, a do tego dominująca, wypłosz bardzo elektryczny, ze statusem nieujeżdżanej (za to bystra, pojętna, ambitna; przyjazna, nieagresywna). Nerwowa gdy -czegoś nie rozumie/są za wielkie wymagania / jest wystraszona / niezbyt ufa / ...bo tak.

W wieku 3,5 lat poszła do zajeżdzenia- a wróciła ze statusem "nieujeżdżanej wariatki" …i z raną na grzbiecie. Podobno szalała na maksa- rozwalała ogrodzenia, drągi, boksy itp. Ze względu na to podobno już padała propozycja kupna min. od pana od kilogramów...

Pierwsze pół roku ukrywałam wypłosza w cichej stajni, ucząc podstaw (chodzenia na lince, nie odsadzana się itp.). Intensywne padoki z końmi - jak wesoło biegła do mnie rwąc linki podłączonego pastucha po drodze 🙂 (także podważała, wyskakiwała). Z czasem nauczyła się, że fajnie jest z końmi.

Następnie praca na małym okólniku z ziemi min. z podstawami PNH (do koni szalonych najlepsze są metody …"szaleńców"😉 + żelazna konsekwencja + solidna podstawa wiedzy o psyche i emocjach + umiejętność kontroli własnych emocji + nieziemska cierpliwość i dużo love. (-wiele uczyłam się w trakcie szkolenia).
Klacz potrafiła panikować i biegać do białej piany, czasem setny raz bojąc się tego samego. Często „wrastała” nogami w ziemie i tak stała nawet ok. 20 minut, może więcej ( NICZYM nie dało się sprawić, by ją ruszyć). Kupki w sytuacjach stresowych często, az do wilgotnych. Potrafiła bardzo silnie się wyrywać - i ganiać po całym ośrodku i nie tylko. Nadzwyczaj częste paniki "bez powodu" przy drobnych czynnościach. Do tego zazwyczaj elektryczne i do instynktownego zapomnienia...

Po jednym z szaleństw :


W pracy zależało mi głównie na zrównoważeniu psychiki, by przyśpieszyć czas powrotu konia z reakcji ‘instynktownej’ półkuli mózgu do ‘racjonalnej’- czyli min. by szybko się uspokajała po szalenstwach i nie zatracała się w nich. Skupiłam się na częstym, odpowiednim stawianiu klaczy w sytuacjach stresowych i pomocy jej w pokonaniu ich /zaprzyjaźnieniu się z strachami ( przeszkody, bramki, płachty folii, reklamówki, firanka taśm z bibułki, kolorowa piłka, parasolka, niebieskie beczki, schody, ognisko, teren w ręku, itp.). Klacz z czasem stała się odważniejsza, spokojniejsza jakby bardziej pewna siebie. Zaufała i zaczęła współpracować. Paniki stały się co raz rzadsze, krótsze, aż nastąpił czas, ze zamiast szaleńczych galopad jest zazwyczaj elektryczne wzdrygnięcie ciała- i …spokój.

Zajeżdzałam ją ogólnie sama, ze względu na zaufanie (pierwszych kilka wsiadań z pomocnikiem; w ręku). Obyło się bez ekscesów. Wskazówki z ziemi przeniosłam pod siodło- by nie stresowała sie, a spokojnie odnalazła sie w nowej sytuacji i łapała sens np. łydek, wodzy, głosu itp. Więc np. cofała juz na pierwszej jeżdzie bez linki pomocnika. Zrozumiała także szybko i skutecznie, że nie toleruję brykania, stawania dęba, gryzienia, kopania itp (a wiele koni, przecież nie łapie tego całe życie). Dziś jest cudownym wierzchowcem, bardzo grzecznym, posłusznym - jeździmy głównie dla przyjemności. Nawroty adhd bywają rzadkie- np. na hubertusach itp.(bardziej z braku obycia w takich sytuacjach).

Na początkowym etapie pod siodłem stosowałam -duzo zatrzymań/stój 1-2 min. jako nagrody. To chyba najbardziej relaksuje (jak przesadzisz po miesiacach takiej jazdy niemal muli).

A jeżdżąc nerwusa/panikanta najmocniejszy nacisk kładę na:
- kontrola by mój oddech był głęboki; dobrze gdy koń się podekcytuje, zatrzymać go i po chwili westchnąc głęboko (czesto on też westchnie, parsknie)
- minimum typowego dla mnie rozlużienia i spokoju (zazwyczaj nieświadomie się usztywniamy, gdy koń się podekscytuje- a to go nakręca mocniej)
- przy strachach udawanie że tam nic nie ma, zero reakcji, glęboki oddech, rozlużnienie (jeżdzę wtedy jakdyby nic, zajmując koinia pracą, co jakiś czas podjeżdżając coraz bliżej stracha),
- a najlepiej zaprzyjaźnianie z straszną rzeczą (poodjeżdzam ale nie naciskając, cierpliwie pozwalam obejrzeć, potem zatrymuję ją mozliwie najbliżej stracha: stoimy tak długo aż koń się zrelaksuje i przeżuje spokojnie sprawę- zazwyczaj 1-2 minuty samego stania)
- umiejętność racjonalnego rozładowywania emocji i energi konia
(tu: super kontrola własnych nastrojów, emocji- inteligencja emocjonalna),
- przewidywanie sytuacji ale przy rozlużnieniu ciała spokojnym oddechu, dobrze zająć konia spokojną pracą
- nigdy walczenia, prowokowania (jak już jest ustalona dominacja np. z ziemi),
- przenigdy karania w sytuacjach strachu (bo pogłębiaja go w stosunku do tej rzeczy).
- spokój, spokój, spokój i masa cierpliwości.
- zaakceptować, ze praca z trudnym koniem/ wariatem/ wypłoszem to zjazd kolejką górską własnych emocji (w długiej perspektywie). dwa kroki do przodu, krok w tył to i znów do przodu- to norma.

Kiedyś byłam pewna (z doświadczeń w stajniach szportowych), że takiego konia będzie trzeba bardzo regularnie/codziennie, ostro jeżdzić. Bo jak nie to: szaleństwa skrajne, bunty, wariacje, bo „ten typ konia tak ma” (jak to jur pisze- z czym się dziś stanowczo nie zgodzę, w większości wypadków) .
A po zrobieniu mojej na zufanie bywało, ze wsiadałam 1 raz w miesiacu a koń totalnie grzeczny, jak baranek. Klacz po stokroć już odwdzięczyła się -w stresowych sytuacjach dając coś od siebie.


Sorki, ze tak duzo. Zazwyczaj są to bardzo złozone przypadki i nie wiem, który element moze się komuś przydać.
dorotheah: wielkie dzięki za szczegółowy opis waszej historii. Podziwiam twoje samozaparcie w pracy z twoją klaczką i wyniki do jakich doszłyście.

Porównując twój przypadek z "moim" mogę powiedzieć że "mój" przypadek aż tak trudny nie jest gdyż ten mój jest jako tako jezdny. Ale oczywiście pozostaje kwestia jego płochliwości która może i jest do zniwelowania ale, jak wynika z twojego opisu i wcześniejszych wpisów innych, pod warunkiem systematycznej z nim pracy, przebywania itp. zapewnienia ruchu w towarzystiwe innych koni.

Wczoraj mi się ten wątek przypomniał jak sobie maszerowałam z Tanią tuż obok takiego gigantycznego dmuchanego Mikołaja,który w porywistym wietrze tańczył jak szalony wymachując łapami z dzikim szelestem na pół wsi.
Tania wytrzeszczyła uszy i oczy i na palcach się skradała fucząc i oczywiście chowając mi się za plecami. Cały czas miałąm wrażenie,że mi do kaptura kurtki wskoczy.
Ale dałyśmy radę.
Moja kobyłka co prawda nie jest jakaś mega płochliwa ale czasem jej aktorskie popisy sa irytujące.

No bo tak: w puszczy po której jeżdżę pt. Lasek na Kole są tory po których czasami jeżdżą pociągi. Ona tego się w ogóle nie boi - bez wględu na kolor pociągu i hałasy stamtąd pochodzące.

Ale np. wystarczy że trasa inaczej wygląda już strachy są.

Np. ostatnio na naszej ścieżce jakiś pies wyrył dołek o głębokości no może 8 cm i średnicy 10 cm. Nie obyło się bez fukania, wyginania i wchodzenia w krzaki żeby tą zjadającą konie dziurę ominąć. I tak chyba z 6 razy było podczas jazdy przy jej mijaniu.
Strzyga napisał: Mieszkam akurat w takim miejscu, że konie nie mają możliwości biegania 20 godzin na dobę. Stoją w boksach przez większosć dnia, ale wypieszczone i dobrze traktowane, nie mają ochoty wieszać się na boksach. Co więcej, mogę powiedzieć, że czują się bardzo dobrze.

Doczytałam dotąd i zamarłam...

Kurcze zwykle tak jest ze to jakies odpowiednie miejsce wybiera sie na stajnie i na miejsce gdzie bedą przebywały konie.. bo to w koncu specyficzny gatunek zwierza które ma swoje potrzeby i nalezy mu zapewnic oprócz pracy jeszcze psychiczny odpoczynek od pracy.

Dlaczego nikt nie neguje ze pies np. nie musi biegac? Ze wystrczy mu na smyczy połazic godzinke dziennie i zamknijmy je w domu czy w budach? W koncu tez są tak ''uczłowieczone'', dajmy im jesc najlepiej jeszcze energetycznie... i wmawiajmy sobie ze zwierz jest hepi

Ale to ludzie dostosowuja potrzeby koni do własnych wygód bo inaczej tego nazwac sie nie da. Kon nie moze wyjsc bo nie ma padoku- ale dam mu worek musli napewno mu to wynagrodze.. i wmawiamy sobie ze zwierze jest szczesliwe. Kon ucieka to go nie puszcze bo mi sie nie chce go ganiac- ale nie zrobie ogrodzenia zeby nie uciekał.. bo to pegaz i przefrunie

Stajnie stawiaja sie nawet na osiedlach- co z tego ze nie ma wybiegów, po co im wybieg skoro np. pracują po 8 godzin w rekreacji... to jakas paranoja.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się