Forum towarzyskie »

Najbardziej szalona lub nieodpowiedzialna rzecz jaką w życiu zrobiliście !

kupienie karnetu na jazdy, za cala kase, ktora dostalam na przezycie przez bodajze 2 tygodnie, kiedy zostalam sama w domu 😎 poza tym mialam zaoszczedzone 50zl, ktore byly tylko i wylacznie na potrzeby psa, z ktorym zostalam-czyt ciasteczka itp drobiazgi. wyzarlam wszystkie zapasy 😡

poza tym jestem nudna w porownaniu do Was i czesto przejmuje sie odpowiedzialnoscia za innych (np kiedys na obozie rozwalilam sobie glowe na nocnej zabawie w lesie, zostala ze mna kolezanka-reszta sie zgubila-i zgubilysmy sie w lesie, po chwili musialam ja uspakajac jednoczesnie tamujac krew wlasna koszulka 😉)
O kolejki, czy straszne zjezdżalnie to ja lubię - ale dlatego że teoretycznie wydaje mi się, że wszystko jest pod kontrolą - choć moment kiedy zaczynam spadac jest zawsze straszny 😎 Ale potem jest jakoś tak fajnie człowiekowi. Trochę jak po dzikim galopie po łące.


Kaprioleczka - heha ja tez skakałam bez kasku zawsze - na swoim koniu - az któregoś dnia mój ów, nie zatrzymujący się nigdy koń, się zatrzymał - niestety im wyższe przeszkody i trudniejsze najazady tym łatwiej o stopę jak sie coś źle wymierzy i koń nie wie co zrobić, o czym nie pomyślałam - na szczęście stojak w który uderzyłam głową był plastikowy, ale i tak mialam mega guza. Teraz zawsze nawet na malutkie skoki kask jest, obojętnie jaki by koń nie był.

Mądry Polak po szkodzie 😀iabeł:
[quote author=zabeczka17 link=topic=16671.msg483157#msg483157 date=1266012270]

ps. a ktoś z was skakał na bungie? ew. z mostu na lince? Czy to może nie jest już taie szalone jak się wydaje?
Jezu ja bym  bankowo dostała ataku paniki i sząłu na tej platformie co zakończyło by się zawałem serca. Brrr... wolę sprawy przyziemne.



brrr  😲 ja również. kiedyś z wycieczką byliśmy na jakimś punkcie widokowym, jak spojrzałam w dół to serce miałam w gardle   🤔 położyłam się na podłodze i nie chciałam się ruszyć, tak się bałam  😁
[/quote]

Eeee tam, nie ma dramatu.
Skakałam do wody - wrażenie niczego sobie. Mam koszmarny lęk przestrzeni więc jak pan zaczął odliczać to nie czekałam na finał tylko przy "raz" już leciałam. Przez głowę przeleciało "k..wa ja p...lę" i czemu ta woda tak szybko się zbliża, potem szarpnięcie i do góry.
Adrenalina i przeciążenie wali tak do głowy, że zaczyna ona majestatycznie boleć, oczy są przekrwione i na ziemi okazuje się, że mięśnie całkowicie się rozluźniają. Do tego stopnia, że jeśli nikt Cię nie trzyma to leżysz 🙂

Warte powtórzenia.
"czemu ta woda tak szybko się zbliża"

Miałam to samo! Tylko zamiast wody była ziemia 😁 A szarpnięcia wcale nie poczułam. Tzn, czułam ten moment 'odbicia się' od liny wyraźnie, ale żadnego szarpnięcia (którego boją się chyba najbardziej ludzie, którzy chcą skoczyć, bo na pewno od tego plecy bolą).
W takim razie podziwiam, ja bym sie nie odważyła. Strasznie się boję wysokości. Najgorzej, że z wiekiem coraz bardziej  😁
Prosze bardzo, oto i zabawy traumatyczne wybrane, w wykonaniu Kaprioleczki  😂

*Pierwszym wypadkiem jaki moge sobie przypomniec z zupelna pewnoscia jest moj popis jako skoczka w dal. Mialam moze ze 4 lata i do mojego miasta przyjechal cyrk. Och, jak ja sie cieszylam. Jako dziecko posiadalam takze ADHD, ktore nie pozwalalo mi chodzic normalnie (co czasami objawia sie i do tej pory, a stara juz baba ze mnie 😉 ) Wracajac jednak do historii - wokol cyrku byla taka szeroka na jakies 3 metry zuzlowa alejka. Uparlam sie, ze przez nia przeskocze, mimo tego, ze mama mi skutecznie odradzala. Niestety - mamy sie nie sluchalo i juz po chwili lecialam nad alejka. Oczywiscie nie doskoczylam nawet do polowy, za to po wyladowaniu przewrocilam sie slizgiem na ten zuzel. Efekty: chyba ze 2 garsci z zuzlu wsmarowane w ogromna rane w kolanie (chyba ze 4 cm srednicy), obdarta do krwi reka i troche zuzlu wbitego w czolo. Jak zobaczyla mnie obsluga karetki to najpierw zwatpili a potem przystapili do ratowania. Niestety, zuzlu z kolana nie dalam sobie wyjac. Wyciskalam go za to przez lata 😉 kiedys blizna byla ogromna, ale w tym momencie trudno ja nawet zobaczyc i ma ok 3 cm dlugosci i 0,5 cm szerokosci, ale kolorem dopasowala sie do skory. Innych sladow nie ma.

*Kolejny powazny wypadek zaliczylam majac 5 lat. Postanowilam u dziadkow urzadzic dla wszystkich kino. Co prawda byla nas wszystkich w sumie tylko 4, ale mialo byc kino, a co to za kino z 4 krzeslami? zaczelam wiec znosic wszystkie mozliwe krzesla z calego domu. Nioslam juz ostatnie, potknelam sie o dywan i przydzwonilam glowa w kant kredensu. Pamietam wrzask, mnostwo krwi i milego doktora ktory obiecal mi, ze nie bedzie bolalo. Poza wybitym dyskiem NIC nigdy nie bolalo az tak bardzo, jak to szycie. Blizne mam do tej pory gdzies we wlosach.


*Kolejny wypadek w wieku 5 lat. Zanim sie przydarzyl umialam plywac, nurkowac, nawet skakac do wody, choc pewnie nie za poprawnie. Tego dnia ojciec postanowil powozic mnie na desce po jeziorze, tzn ja lezalam na desce a on ja pchal. Niestety, moje ADHD wlaczylo sie gdzies w blizej srodka jeziora niz dalej i stwierdzilam, ze teraz sobie pojezdze na stojaco.
Skonczylo sie to tym, ze "zanurkowalam" pod wode tak szybko, ze nawet nie zdarzylam sie zorientowac ze to sie stalo, dopoki nie wciagnelam wody w pluca i nie otworzylam oczu i nie zobaczylam kilku kolorowych rybek oraz calej masy wodorostow. A potem ojciec wyciagnal mnie z wody z powrotem na deske.
Od tamtej pory ledwie plywam, nie nurkuje, nie zanurzam sie z glowa, nie skacze i generalnie jestem w wodzie tchorz. Co nie przeszkadza, bym czasami robila w niej cos rownie glupiego.

*W wieku lat chyba 12 mialam ciekawa przygode z rowerem. Nie wiem jakim cudem nic mi sie wtedy nie stalo, aczkolwiek naprawde do tej pory mnie to dziwi.
Mieszkam na 4 pietrze. Tego dnia mama chyba byla czyms zajeta a ja bardzo chcialam pojezdzic na rowerze. Zniosla mi wiec ten rower, bo dzien wczesniej ktos wlamal sie do rowerowni i zamek byl caly rozwalony, ale moj rower na szczescie nie zginal. Kiedy wracalam nie moglam wiec tego roweru tam zostawic. Z drugiej strony nie chcialam przeszkadzac mamie. Postanowilam wniesc go wiec sama i szlo mi nawet calkiem niezle (a rower jak na mnie dosc ciezki) az do 3 pietra. Bylam juz prawie na polpietrze miedzy 3 a 4 i stawialam noge na ostatni schodek. Nie wiem po co ja wtedy podnioslam glowe, ale glowa mnie przewazyla. skoziolkowalam z calego fragmentu schodow razem z rowerem. Bylam pewna, ze sobie cos zrobilam, narobilam huku co niemiara, ale jednak nic mi sie nie stalo. Mialam wyjatkowy fart.

* Mam bardzo duzo blizn na rekach, jedne zidentyfikowane bardziej drugie mniej (np. nie pamietam kiedy zarobilam blizne na palcu serdecznym lewej reki  🤔wirek: ) Najciekawsza historie ma jednak blizna z kciuka w lewej rece. Byl srodek lata. Wrocilam akurat do babci ze stajni i zasiadlam przed telewizorem. Babcia, chcac mi umilic jeszcze czas, nalozyla mi do pieknego, bardzo ciezkiego pucharka, lodow. Pucharek byl jeszcze mokry po myciu i dosc goracy. A lody byly bardzo, bardzo zimne. Niedlugo po tym, jak babcia mi podala lody, pucharek nie wytrzymal roznicy temperatur i pekl dookola. Nie tak, by sie rozpasc, po prostu widac bylo pekniecie szkla dookola. Przestraszylam sie bardzo, bo to byly bardzo drogie pucharki i nie tylko moje ulubione, wiec nic nie powiedzialam babci i jadlam te lody dalej. Niestety, pekniecie w pewnym momencie nie wytrzymalo i dolna czesc pucharka, ktora byla naprawde ciezka, oderwala sie od gornej. Gorna natomiast zsunela sie po moim palcu usuwajac mi kawalek skory. Doslownie. Kawalek skory, wydarty az do kosci, odpadl i spadl na ziemie.
Wtedy to juz zaczelam sie drzec. Zlecieli sie wszyscy, babcia zawinela mi reke recznikiem, ktory bardzo szybko przesiaknal krwia. Najbardziej sie ciagle balam, ze zostane niezle ochrzaniona za ten pucharek od lodow, a babcia strasznie przestraszyla sie tego kawalka skory na podlodze. Ostatecznie po kilku minutach z pracy przyszla moja mama, ktora, jako chirurg z zawodu, zszyla mi ta skore na palcu. Nie mialam glowy by sie wtedy zastanowic ile skory pucharek mi wycial, ale po chyba 7 czy 8 (trudno mi powiedziec) latach od tego wydarzenia blizna ma juz tylko 0,5 cm szerokosci i ciagle sie zmniejsza. dlugosci ma ciagle tyle samo - ponad cm - i mysle, ze do konca zycia bedzie mi ja bardzo dobrze widac.

*Moja ostatnia przygoda z woda mogla sie zakonczyc bardzo zle, ale tym razem wykazalam sie bardzo duzym szczesciem. Jako ze straszliwie boje sie wody (patrz wyzej), postanowilam, ze naucze sie plywac na desce. Na falach. No przeciez deska sie tak latwo nie topi, prawda? wiec wystarczy nie spadac. Znajomy ktory plywa dluzej niz ja zyje (troszke przesadzam, ale tlyko odrobinke, o 2 lata dokladnie), zabral mnie, deski i poszlismy poplywac sobie troszke na rafie na tych deskach. Samo plywanie (poki co na brzuchu) i nie spadanie szlo mi nawet calkiem niezle (odkrylam, ze niezaleznie od tego jak mocno sie trzymasz, dlonie sie w desce nie odciskaja 😉 ). Spadlam z deski oczywiscie w momencie, kiedy ocean byl najspokojniejszy. Spadlam i nie moge sie wdrapac. Wpadlam wiec na genialny pomysl i grzebnelam noga w dol. Po czym stanelam. Dla niedoinformowanych: na rafach nie wolno stawac. Nie tylko dlatego, ze to bardzo, bardzo niszczy rafe.
Przede wszystkim dlatego, ze mozna stanac prosto w parzacym ukwiale. To boli. Mozna tez stanac na jezowca. To tez boli.
Tego dnia zaliczylam najfartowniejszy raz w moim zyciu. Stanelam dokladnie miedzy ukwialem a jezowcem.

*Pierwszy wypadek, ktory kiepsko wspominam i co najgorzej - najbardziej widac jego efekty - zaliczylam w jedno ze Swiat Zmarlych. Z nieznanych mi przyczyn wszyscy tego dnia pospadali; mi sie prawie udalo nie, cala jazde "walczylam" z Mlodziakiem kolezanki, ktory za wszelka cene chcial mnie zbryknac. Pod koniec jazdy zjezdzalam juz do stajni, kiedy zwierzak sie sploszyl i pogalopowal przed siebie. Bardzo szybko. Prosto w sciane stajni. A ja zdarzylam tylko spanikowac. Rozstalismy sie naprawde przed sama sciana; nie bylo wtedy zreszta sensu na nim zostawac poniewaz popreg tak jak zwykle mocno poluznilam, wiec nawet gdyby mnie nie zbryknal, to i tak bym sie rozstala sila przekrecania sie siodla. Wyladowalam 10 cm od sciany stajni, na ziemi, plasko na twarzy. Twardy daszek w toczku co prawda uratowal moj nos przed konkretnym zmiazdzeniem o ziemie, ale niestety nie uratowal mnie przed reszta toczka, ktora wbila mi sie w sama jego nasade. Zlamany nos, przemieszczona przegroda nosowa. Od tej pory nos jest krzywy i duzy a oddycha mi sie ciezko.

*Kolejny raz po ktorym bylo nieciekawie zaliczylam z wlasnej glupoty. Odwiedzila mnie kolezanka, ktorej koniecznie chcialam pokazac element woltyzerki, nozyce. No wiec robie nozyce, czary mary i po chwili siedzialam tylem. Ale to nie spodobalo sie mojej klaczy. Po wykonaniu 7 brykniec (ja nie dosc ze na oklep, a kazde przycisniecie nog powodowalo jeszcze mocniejsze brykniecie, to jeszcze nie bylo sie czego zlapac, no bo czego? zadu?) wyladowalam na ziemi, na lewej rece i od razu zemdlalam. Zanim jednak zemdlalam instynktownie odczolgalam sie na czworakach i tylem od konia i zemdlalam cztery metry od niego.
Poza kolejnym zuzlem powbijanym w reke na calej dlugosci od dloni az do lokcia, mialam tez peknieta wzdluz kosc. Nie dalam sobie zalozyc gipsu i zawody 2 tygodnie pozniej pojechalam z taka reka. Zroslo sie i tylko "czubek" tej kosci przy nadgarstku wystaje bardziej niz w 2 rece. Nozyce do tej pory robie niechetnie.

*Innym razem, jeszcze jako dzieciak, zrobilam cos naprawde glupiego. Mielismy w stajni takiego naprawde sporego ogiera, ktory byl generalnie lagodny jak baranek. Wiec nie balam sie go glaskac, i tak ktoregos dnia stalam przed boksem, wsadzilam reke przez kratki i glaskalam zwierza po nosie, jednoczesnie z kims gadajac. Nie wiem, czemu kon wtedy machnal glowa, nie mniej jednak szarpiac ja do gory zlapal w pysk mojego palca. a potem szarpnal w dol. Kiedy w koncu zorientowal sie, ze trzyma cos w zebach, natychmiast to puscil. Palec byl pokrwawiony, zlamany i wygladal strasznie, ale teraz po tym wypadku nie ma sladu. Nauczylo mnie to jednak nigdy wiecej tak koni nie glaskac.

* innym razem zlamalam palec cwiczac z ciezarkami. moj maly palec spoczywal na kulce od ciezarka; robilam juz ostatnie podniesienie i bylam dosc zmeczona, wiec pozwolilam rekom opasc swobodnie. Ciezarki nabraly w ten sposob niezlego rozpedu i zestuknely sie za moimi palcami miazdzac maly palec przy okazji. obylo sie tylko z gipsowa podkladka, ale darlam sie az milo.

to taki wstep 😉 jestem WYJATKOWO zdolna 😉

edit: na bungee bym nie skoczyla. Nie ma sily by moj kiedys wybity dysk (i od czasu do czasu o sobie przypominajacy) nie wypadl przy tym po raz kolejny. Wzglednie zeby nie popekaly mi wszystkie sciegna i wiezadla w kolanach (wszystko ponadrywane). Albo nawet i wszystko na raz. Nie ma glupich - chce zyc  🙄
Przede mną skakała dziewczyna z lękiem wysokości. Jak zeszła to się cała trzęsła, ale zrobiła to z własnej woli 😉
Mój skok 😜

Niewyraźnie, ale widać banana na mojej twarzy 😁

Edit: Kaprioleczka, jak to się stało, ze Ty jeszcze żyjesz? 🤔
Przypomniałaś mi. Na mojej Liście-Rzeczy-Które-Muszę-Zrobić-W-Życiu, jest surfing, albo chociaż windsurfing. Nie wiem, czy to jest do końca realne, ale mam jeszcze sporo czasu 😉
agniecha930    👍
Kaprioleczka  😂 sorry  😁  😁
Moja koleżanka kiedyś próbowała skręcać na rowerze bez trzymania kierownicy, po drugiej stronie stał przystanek i sporo ludzi czekało na autobus, a ona pięknym poślizgiem po żwirze sunęła, wzrok ludzi - bezcenny  😂
Wiecie co mnie w tym momencie najbardziej śmieszy? Czytam sobie ten wątek, po czym przechodzę na "Konie" i za każdym razem mam przed oczami temat "Ostrożności nigdy dość" 😁
Może to jakiś znak...  😁
Może.. 😁
Ale już duużo osób mnie opieprzało za nieostrożność. Ale, że do tej pory nic się nie stało.. 👀 odpukać.
eh... życie uczy.

1. nie róbcie huśtawki z żyrandola na jaki wytrzymały by nie wyglądał - spadnie.
potrzebne : dziecko lat 5, lina, gruba gałaź/kij i krzesło by to wszystko razem zawiesić.

2. Nie skaczcie na główkę w żwir. Nie jest taki miękki na jaki wygląda.
Potrzebne: dziecko lat 6, starszy brat który je na to namówi, górka żwiru.
Potem proponuje wannę do spłukiwania z dziecka krwi, lekarz w pobliżu z nićmi do szycia.

3. Na górnej rurce u trzepaka nie utrzymacie się dłużej niż 2 sek a Brat żartował, że Cie złapie.
Potrzebne: dziecko lat 12, starszy brat który je do tego namówi, trzepak i chwila nieuwagi.
Później przydaje się szpital, gips i długa rehabilitacja. [reka złamana w 3 miejscach z przesunięciem]

4. Nie oglądaj programów o fakirach, łażenie po szkle nie jest takie fajne.
Potrzebne : dziecko lat 10, rozbita szyba w starym budynku, tona głupoty i program o fakirach.

5. Nie rób niespodzianek ślepym na jedno oko koniom.
Potrzebne: 17 letnia Ania, koń ślepy na jedno oko, mocny "klap" w tylek z zaskoczenia od strony ślepego oka w zad.
wiecie, że kolano może się zgiąć w 2gą stronę?

6. i najważniejsze ! Nie wkurzaj starszego Brata. Wiszenie za oknem nie jest fajne.
Potrzebne: naprawdę zdenerwowany brat, okno na 2gim piętrze, dziecko lat 5.
Nikomu nic się nie stało aczkolwiek tłumaczenie policji, że wcale nie chciał nie wyrzucić tylko wyciągałam piłkę z rynny nie było wiarygodne.
ninevet, Żyrandol mnie powalił 😂
ninevet   umarłam  😵   😂
dziękuje  :kwiatek: chociaż nie ma się czym chwalić :/
kaprioleczka pokaz swoje zdjecie?bo az jestem ciekawa jak wyglada czlowiek z tyloma wypadkami  😎
Ja tez dorzuce jedna z wielu moim historii:
W zeszle lato jako ze byly niemilosierne upaly postanowilam wyprowadzic konie na pastwisko przed stajnia( po drugiej stronie drogi ok 6 rano a potem o 9 spowrotem przed stajnie, tam nakarmic i puscic do sadu, bo tam beda mialy cien).Tak tez zrobilam. Ladnie wyszlam z koniami, przeprowadzilam przez kladke i wypuscilam. O 9 poszlam spowrotem po nie. Puscilam przed stajnie i wpadlam na pomysl: po co dawac je znow do boksow?moge im rozstawic wiaderka z jedzeniem przed stajnia i popilnowac zeby zaden nie werzeral drugieimu. A ze koni mialam 5 to bylo co pilnowac. Niestety ciagle głodna 650 kg klacz postanowila poczestowac sie posilkiem kolezanki. Co zrobilam?pobieglam i wygonilam konia, zrobilam to od jej zadu(gdzie dzien wczesniej rozkulismy jej tyly!) i ani sie obejrzalam a wokolo bylo pelno krwi,sikala jak ze strumienia brama, ziemia, i slady jak szlam do domu, schody, drzwi, znow schody, sciiany, i lazienka. Dotaralam na góre i mowie ze stoickim spokojem do siostry: "Magda.........(gluga pauza) musisz mi w czyms pomoc. wtedy uslyszalam krzyk:" ja pi.....e", pozniej jeden recznik, drugi wszytsko ze krwi, droga na pogotowie. Mialam dziure w brodzie, zarobilam jakos mikimetry od szczecki, sama nie wiem jakim cudem, zaden zab sie nie uszkodzil, tylko dziura i nawet nie wiem ile szwow. Stracilam pamiec na okolo 30 min, nie pamietalam nic.Koszmar, nie zycze nikomu, nawet sie lekarz przestraszyl.
Przypomniało mi się jeszcze 1 skrajnie głupie zdarzenie. Miałam koło 16-17 lat. Na jakiejś imprezie poznałam chłopaka, jakieś 3 lata starszego. Codziennie odbierał mnie ze szkoły i odwoził do domu. W końcu mama doceniła jego starania i puściła mnie z nim na kolejną imprezę. Niestety wypił kilka piw (ja zresztą też) i naszedł czas wracać do domu. Chciałam, żeby odwiózł mnie ktoś trzeźwy, ale mój kolega stwierdził, że przecież on jest za mnie "odpowiedzialny". Już na drugim skrzyżowaniu ścieliśmy betonowy słup (moją stroną). Oczywiście jechałam bez pasów, wpadłam między siedzenie a deskę (tam gdzie normalnie są nogi), kolega z tyłu wpadł na moje oparcie w wyniku czego złamało się i oparło o deskę. Samochód wyglądał masakrycznie. Kiedy okazało się, że wszyscy żyją usłyszałam tylko "spi...my". Każdy na oślep biegł oby dalej od wraku, to ja też. Okazało się, że auto było kradzione. Nie muszę chyba tłumaczyć, że to było moje ostatnie spotkanie z tym panem 😉.

edit: literówki
Ahhh .. pamiętam te sanki w maju, na zielonej trawce.
Aż tak szalonych co Wy to chyba jeszcze nie miałam, ale nieodpowiedzialnych to jednak sporo było...
Z bardziej szalonych to np. w wakacje popłynęłyśmy z koleżanką kajakiem same na starorzecze Bugu, żadnych kamizelek, nic. Nudno było tak po spokojnej wodzie pływać, więc przez jakieś mega ciasne, zarośnięte kanały przeciskałyśmy się coraz dalej, na jakieś bajora itp. Nie miałyśmy pojęcia co tam jest, ale płynęłyśmy dalej. Potem nam trochę odwaliło, i wyłaziłyśmy na konary wystające z wody, mało nie wywaliłyśmy kajaka parę razy 😁 A potem zaparkowałyśmy kajak na mieliźnie i poszłyśmy "popływać" w tym bajorze. Oczywiście nie byłyśmy na to przygotowane, więc pływałyśmy w majtkach i stanikach. A do tego koleżanka utopiła w tym bajorze telefon, bo chciała zrobić zdjęcie 😂 Generalnie masakra, ale wesoło było.

Albo mając 11-12 lat urządziłyśmy z koleżankami "halloween". Poszłyśmy późno wieczorem na wieś, pukałyśmy do domów itd. Będąc dość daleko od domu spotkałyśmy grupkę kilku sporo starszych chłopaków, również bawili sie w halloween. Bardzo inteligentnie zaczęłyśmy ich zaczepiać 🤔wirek: Okazało się że mają jajka i zaczęli w nas rzucać. Jak koleżanka zaczęła krzyczeć "zboki z jajami" to nas pogonili do lasu 😂 Większość z nas wróciła naokoło do domu, a dwie zostały nic nie mówiąc. Z godzinę ich szukałyśmy, w końcu wybiegły szczęśliwe z lasu krzycząc "zakopałyśmy się w liściach!" czy coś takiego 😵

A z końskich to sporo tego będzie 🙄
Atamanka, zakopałyśmy się w liściach!

Tekst dnia 😁
Hahah dokładnie 😁 Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać
Ha włażę na fejsbuka, a tam hasacz mi wyimplikował: po szklanie i na rusztowanie  😁
To mi przypomniało jak w grudniu poszłam z trzema kumplami do rockowej knajpy się wyskakać przy browarku i wracając uśmiechnęło się do nas rusztowanie na starej remontowanej kaminicy  😎 Dodam, że po kilku piwkach zahaczyliśmy o 24h i zdobyliśmy ze dwa winiacze i cole, które konsumowaliśmy wracając... 🥂
śniegu od cholery i jeszcze trochę, środek nocy, a my bach na to rusztowanie, a jak to w Polsce - źle zamontowane, gibało się na prawo i lewo, a moja głowa nie była już w najlepszej formie  😵
Oczywiście nie przyznałam się i dziarsko wspinałam się w długim płaszczyku i berecie na sam dach, a pięter było około pięciu  😎 Tam podziwiając widoki dokończyliśmy spożywanie trunków i przez okno na ostatnim piętrze wleźliśmy do środka kamienicy... A tam drewniane, niestabilne podłogi, mnóstwo gruzu i wiader, zupełnie ciemno... Ale chcieliśmy koniecznie zdobyć pamiątkę w postaci kasku robotniczego  👀
No i znaleźliśmy - stary śliczny czajnik, owy kask, śmieszną czapkę pilotkę ze smirnoffa i... taczki. Wszystko wyprowadziliśmy po rozwalonych schodach i rura środkiem ulicy do domu... Po drodze zaszliśmy jeszcze do piwnicy kumpla po wino domowej roboty, tzw "siekacza"  😀iabeł: Oczywiście ja wracałam w taczkach, z których nawet udało mi się spaść...
Jak się później przyznałam w jak fatalnej formie byłam i ile razy się poślizgnęłam, ratując się resztką refleksu, to mój l mało nie zszedł, bo był przekonany, że dobrze się trzymam, a nie tylko udaję  😁

Jeszcze miło wspominam chodzenie pod mostem kolejowym nad naszą Wisłą ok godziny 22, gdzie kraty po których skakaliśmy ledwo się trzymały, a niektórych brakowało... Doszliśmy do środka rzeki, dodam że byliśmy w środku mojego wspaniałego miasta, a wchodząc pod most najpierw szliśmy nad ruchliwą ulicą, gdzie brakowało tylko policji... Jak pomślę, jak niewiele brakowało, żebym się choć raz poślizgnęła...
Donia Aleksandra, mysle ze wygladam dosc normalnie  😎 wszystko sie swietnie na mnie goi  😁 ale zdjecie daje ponizej  😎

Bera7 - zabilas mnie. Ninevet - ty zreszta tez. Ja to nudziarz przy Was  😂
Honey -  👍 Ide kiedys gdzies z Wami  😂
A i dobrze wspominam pewną noc nad jeziorkiem po miastem, do szóstej rano siedziałam z kumplami w samochodzie. Podziwialiśmy widoki i bynajmniej nie paliliśmy tylko papierosów... Dodam, że nie warto wracać 30km do miasta, tuż przed wschodem słońca, z kierowcą, którego oczy zniknęły pod wpływem tego i owego... Może zdarzyć się, że dojedziecie do domu cali, może zdarzyć się, że na drugi dzień ten kierowca rozwali na kawałeczki cały samochód, będąc w o niebo lepszym stanie  🙄

I nie chodźcie po autostradzie, choćby przed bramkami wjazdowymi, bo tam według prawa znajduje się węzeł autostradowy, a chodzenie po nim jest nielegalne. I nie pyskujcie policji nie mając skończonych lat 18stu... Szczególnie gdy macie na głowie inne prawne problemy, których się za większego młodu dorobiliście  😎

I nie wsiadajcie na konia po dwóch piwach, gdy wcześniej jadąc do stajni już zdążyliście się ładnie wywrócić na rowerze... Nie wsiadajcie na tego konia szczególnie, kiedy jeździcie sami, a zwierze ma 5 lat i ma różne pomysły...

I nie staczajcie się w swoje urodziny ze skarpy po rzeki, która miała mieć wodę po kolana... Szczególnie kiedy ta skarpa obrośnięta jest prawie 2m pokrzywami, które nie tylko parzą, ale i owijają się wokół różnych części ciała i zacinają do krwi... I przed tym nie rozbierajcie się do bielizny... No i na końcu, jeżeli już tak bardzo chcecie to zrobić, to chociaż do ciepłej wody i nie o 1szej w nocy...

😵
Kapri w wieku 15-18 lat miałam dość "rozrywkowe" towarzystwo, mało rozumu i wyobraźni. Na szczęście wszystko kończyło się dobrze. Generalnie co roku miałam "wakacje życia" . Moi koledzy, fani koni nie tylko kopytnych, zapewniali mi atrakcje różne. Kiedyś testowaliśmy w nocy ich fiata po remoncie, kiedy wstawili w niego silnik od Rovera. Koledzy wpadli też na pomysł poszerzenia rozstawu kół zakładając dodatkowe nakładki na śruby. Gdyby bardziej uważali na lekcjach fizyki może lepiej by im to wyszło. W efekcie przy ok 80 km/h urwała się śruba. Całe szczęście był ok 3 w nocy i zero ruchu na drodze. Ale tych iskier nie zapomnę do końca życia.
Pamiętam jeszcze jak chodziłam regularnie do stajni w moim mieście. Było nas kilka dziewczyn w podobnym wieku 12-14 lat i kupa głupich pomysłów. W lato często nocowałyśmy w pokoiku obok stajni. Właściciel miał syna wtedy około 12-letniego, który bardziej niż kopytne lubił konie mechaniczne. Której nocy synek "pożyczył" sobie od taty kluczki od starego UAZ-a. Oczywiście zafundował swoim koleżankom jazdę po okolicznych polach i lasach. Wszystko było fajnie, dopóki benzyna się nie skończyła. Niestety nawet 3 silne nastolatki wytrenowane w pchaniu taczek z nawozem nie były w stanie ruszyć tego kolosa z miejsca. Aby się strawa nie wydała przed właścicielem stajni postanowiliśmy wtajemniczyć stajennego. I scholował nas w nocy stajennym traktorem. Nic się nie wydało 😉.
Ale zawsze byłam "grzeczną" dziewczynką i tylko raz wycięłam rodzicom numer, o którym wiedzieli. Jakiś tydzień po zebraniu w szkole była 18-nastka mojej najlepszej koleżanki. Rodzice nie zgodzili się na tą imprezę, ze względu na oceny i półrocze za pasem.  Powiedziałam więc, że idę tylko dać prezent i złożyć życzenia. Oczywiście wróciłam rano.
honey, W ogóle nie włazić po pijaku do koni. U mojej koleżanki zwykle klepnięcie w bok skończyło się siniakiem na ramieniu i przyciśnięciem do ściany. Kobyła zdenerwowała się i zaczęła później kopać na wszystkie strony. na szczęście dziewczynie nic się nie stało, poza siniakiem na ramieniu (na odchodnym została ugryziona) i rozciętym łuku brwiowym.
Kobyle nie spodobał się widocznie zapach alkoholu zalatujący od pańci.
Najgorsze jest to, że nie byłam pijana, ale wiadomo wpływ alkoholu zawsze spowalnia reakcję człowieka... gorzej by było gdyby mi się poważniejsza krzywda stała i musiałabym się tłumaczyć w szpitalu. Już nigdy nie wsiądę bez kasku na normalną jazdę... Wtedy gdybym nie miała go na głowie, to już bym nie żyła, bo spadając dostałam kopa w głowę i wracałam w fatalnym stanie na rowerze do domu  🤔 Pół roku potem nie wsiadałam, bo się po prostu bałam...
Bera  😅 jestes miszczu  😅

a ja kiedys na kacu przykulalam sie do stajni - nie pamietam bym kiedykolwiek jezdzila tak prosto jak wtedy. Na trzezwo linie srodkowe do tej pory czasami mi nie wychodza  🤔wirek:
laski nie no nie raz czytam to nieziemskie macie pomysły haha 🙂 czadowo ;] czasami aż dziw że  niektóre numery sie dobrze skończyły ;]  😅
Zabeczka - bo to jest wiecej szczescia niz rozumu  😎 ja tez sie dziwie, ze po wszystkich glupotach ciagle zyje i to w stanie mniej-wiecej uzywalnym. Wszystkich glupot ktore zrobilam przy koniach to ja nawet nie jestem w stanie sobie przypomniec czy wymienic, ale jak o niektorych pomysle, to strach sie bac. Dziwie sie ze cos takiego zrobilam a potem... robie to samo  😂

aha i notorycznie zapominam o jedzeniu wstawionym do piekarnika, a potem jem takie spalone  😂 to sie kiedys bardzo zle skonczy!  🤔wirek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się