Akurat mozna polemizowac co do hiszpanskiego zapewne, chociaz wlasnie rozpoczynam kurs od zera i az ciekawa jestem jak szybko ogarne. Angielski to troche inna broszka, piszę to jako filolog tegoż wlasnie języka, i takie filmy, seriale pomagaja bardzo, natomiast trzeba miec podstawy zeby miec co rozwijac. Jesli umiesz jeden jezyk obcy to przykladajac i dopasowujac reguly znanego jezyka do nieznanego mozna sie nauczyc co najmniej podstaw. natomiast nie znając zadnego obcego jezyka, nie da rady nauczyc sie samemu jezyka obcego z ksiazek. Chyba ze pojedziesz do tego kraju i przez total sumbersion jezyk wchloniesz. ale to tez inna sytuacja.
Bo jak człowiek ciągle myśli o pracy (pod prysznicem przychodzą najlepsze pomysły na promocje uśmiech) i nad tym jak podzielić środki by starczyło na wszystko do kolejnej wypłaty to i na słówka miejsca braknie.
racja, coś w tym jest... wszystkie moje koleżanki którym rodzice fundowali korki z języka, oraz zagraniczne wyjazdy - łatwiej się tegoż języka nauczyły ja niestety nie miałam takiej możliwości, zostawał ang w szkole z kiepską rusycystką (tak!!) po kursie j angielskiego, która chyba za karę skierowano do uczenia dzieci... większość tych chodzących na prywatne zajęcia się z niej śmiała 🤔 a człowiek bal się odezwać, bo tylko coś tam pomylił a już babsko juz waliło 1 do dziennika
pamiętam jak raz zagaiła do mnie; "Lyyyydiiijjaaaaa...łooot izzzz de hooooooossss????
a ja się zamartwiałam, co to ten hos, bo pierwsze słyszę takie słowo a potem się okazało ze to horse w jej interpretacji językowej dostałam 1 bo babsko poprawnie nawet nie potrafiło wymówić słowa, tak żeby brzmiało jak należy
bo nie wątpicie chyba, że co znaczy horse po ang-to ja raczej wiedziałam 😉
ale kiedy pracowałam za granicą i musiałam mówić w j ang-wszystko mi się przypomniało i te słówka łatwiej siedziały, bo mimo wszystko starałam się języka uczyć, jakoś tak sama; ze słowniczkiem
z rosyjskim tez były cyrki w naszym liceum... 🙄
taka jest prawda ze dobry nauczyciel to połowa sukcesu, jak kogoś stać na prywatną naukę języka-to naprawdę ma z górki bo w biedzie się nie myśli o językach tylko o tym co do "gęby" włożyć
Marzena - ok, każdy ma swoją rację i swoją opinię na dany temat - ja widzę po znajomych i sobie inni patrzą po swoich doświadczeniach dla mnie da sie nauczyć - dla Ciebie nie i każdy niech tkwi w swoim przekonaniu
Dodofon i wzsyscy inni, ktorzy jej nie wierza w kwestii jezykow. Otoz moze jestem "cudem", ale dzieki samozaparciu i pracy nauczylam sie w stopniu bardzo, bardzo dobrym niemieckiego i angielskiego. W Anglii itp nigdy nie bylam, ale mialam okazje prowadzic dysputy naukowe z nativ speakerami i nigdy nie narzekali. Ba. Nawet zdalam ostatnio Advanced Certificate na najlepsza ocene.
Jesli chodzi o j. niemiecki, to przyjeli mnie na studia w Niemczech z marszu (musialam pisac tylko egz z jezyka, a opcji "posrednich" bylo jeszcze kilka pomiedzy). Fakt mialam kontakt z jezykiem "na zywo", ale nikt mnie do nauki jakos szczegolnie nie zachecal.
NIGDY nie bylam na zadnych korkach z jezykow obcych, oprocz regularnych lekcji w szkole (a znam opinie nt.nauki jezyka obcego wlasnie w szkole i troche jej nie rozumiem. Tez mialam 2 glupie babska i w niczym mi to nie przeszkodzilo).
Takze. Jak ktos chce, to moze. O!
equi.dreamo zgrozo. ja nie tylko pracuje za granica z "moim" niemieckim i angielskim (obowiazuja oba jezyki), ale takze studiuje (wlasciwie koncze) wcale nielatwa dla obcokrajowca socjologie i psychologie.
tak samo, jak ktoś chce, to może nauczyć się chemii, biologii czy czegokolwiek innego w domu pod kołderką. Jedni mają łatwość, drudzy nie. I jak napisałam już, nie przyjmę czegoś za ogólną prawdę na podstawie przypadków. Też douczyłam się ang z książki, bo po maturze pozostawiał wiele do życzenia, ale wciąż uważam, że nie tędy droga 😉
to wszystko zależy od sytuacji w jakiej się znajdujesz ja nie twierdzę ze wcale języka nie znam-poradzę sobie-zrozumiem i odpowiem, zresztą na naukę nigdy nie jest za późno chodziłam całkiem niedawno na angielski metoda callana ale przestałam bo nie starczyło czasu mimo to sporo sobie przypomniałam, niewykluczone ze jeszcze pochodzę sobie na lekcje które teraz sa bardzo dostępne i tanie nie to co kiedyś 🙄
że nie tędy droga oo właśnie...nie tędy droga 🙄
i tak samo można się nauczyć jazdy konnej na koniu sąsiada zza płota, na tanim niedopasowanym sprzęcie, jeżdżąc na zawody raz na rok a ile człowiek będzie miał błędów do naprawiania 😀 to hoho!
Dodofon, jak trza to się da. Tego mam pewność. Tylko potrzeby się rodzą zwykle w życiu dorosłym. A czemu nie dać możliwości tej nauki dzieciom, które chłoną szybciej wiedzę? I tylko o to mi chodzi. Że chciałabym mieć dziecko wtedy, kiedy będzie mnie stać by mu taką wiedzę podarować. Niech nie klepie biedy razem ze mną 😉
Mimo, że trochę młodsza, to też internet poznałam już jako osoba mocno nastoletnia. Kablówki ni satelity w domu nie było. Były stare kasety ojca. W szkole uczyły mnie dość kiepskie nauczycielki, a może po prostu nie da się prowadzić lekcji języka obcego w grupie 35 osób? W mojej szkole byłam pierwszym rocznikiem "angielskiego", wcześniej był rosyjski. Z mojej klasy w podstawówce tylko 3 dzieci chodziło na prywatne lekcje. Teraz to niemal norma. Zresztą grupy są dzielone na mniejsze, często z podziałem na grupy lepsze i gorsze..
jest nie da sie i nie da sie. Punkt widzenia zalezy, jak zawsze, od punktu siedzenia.
W wymiarze indywidualnym rozumowanie jest poprawne - tj. wielu ludzi wybitnych, dla których doba miała tak samo 24h jak dla wszystkich startowało w bardzo trudnych warunkach. W skali makro już tak nie jest - a tym zajmuje się polityka, skalą makro, a nie przekonaniem indywiduów, że gdyby się wzięli za siebie, to będą mówić pięcioma językami, mieszkać w pałacach i jeździć mercedesami. Z kolei przekonywaniem, że tylko lenie i nieudacznicy mają problemy zajmuje się socjotechnika - która pozwala nieudacznikom z polityki wpoić poczucie winy u poddanych, by nie chrząkali.
Tak mi przyszło do głowy. Tyle się mówi o polskiej biedzie. A ja stale jeżdżę do stajni jedną drogą /100 km/ i widzę ile od tych blisko 5 lat zbudowano na mijanych wsiach wielkich domów. Każdy spytany rolnik wylewa potoki łez na temat:jak to się NIC nie opłaca. A potem...trzask! I w rok powstaje rezydencja. Obok stoi niezłe auto. I zwykle buduje podobne domy dzieciom. Podobnie ma się rzecz np.z lekarzami. Temat -rzeka. Ale wracając do rolników-mój znajomy opowiadał,jak pojechał po jakieś używane elementy wyposażenia fermy do Holandii. Holandia-wiadomo-zamożny kraj.Ferma -o potężnej produkcji. I w takiej prywatnej rozmowie-mój znajomy "biedny" rolnik spytał tego holendreskiego "potentata" o wakacje-czy nurkuje w Egipcie,czy jeździ na narty do Szwajcarii i czy spędza Sylwestra w Cannes a suknie na studniówkę dla córki kupuje w Paryżu. No a potem zeszło na auta.Ten nasz polski: Subaru do zabawy,BMW na zakupy etc. Holender- zasłaniał plecami 12 letniego Opla. Holender w efekcie osłupiał.
Nie wiedział co odpowiedzieć-takie wydatki to dla niego czysta abstrakcja. Pewnie KRUS w Holandii wymyślą. 😁
To chyba tylko u Ciebie na wsi, bo u mnie tego nie widać, wręcz odwrotnie, rolnicy bardzo zubożeli, a na pewno nie stać ich na budowanie domów, i nowe fury. Co ty chcesz udowodnić, lub komu w głowie namieszać?
u mnie na wsi z gospodarki żyja tylko 3 rodziny. Reszta dojezdza do pracy w miescie. Ziemia marna klasa V i VI ,do tego pola bardzo rzodzrobnione, ludzie maja po 5 do 10 hektarow- raczej z tego nie wyżyją a juz napewno nie mają luksusowych domów , nie wyjezdzają do Egiptu. Odwrotnie u niektórych bieda aż piszczy. Corka mojej sasiadki o mały włos nie poszła na studniówkę bo matka nie miała 150 złotych wpisowego no i..niestety brak jakiegos ciucha. Pozyczyłam (do odpracowania )pieniądze a suknie dałam po swojej corce (na szczęscie pasowała) buty jakies tam kupiła. Gdzie te bogactwa? Z trzech opisanych przeze mnie gospodarzy tylko jeden radzi sobie bez wiekszych dlugow ale ..mial szczescie w nic nie musiał inwestowac. Dom oddziedziczył (i mieszka z rodzicami którzy pracują w miescie), ziemia w miarę lepsza bo nawet IV kl. Nie wiem ja u siebie nie znam bogatych ludzi którzy peiniedzy dorobiliby sie na roli. Owsze sa neico zamożniesi ale Ci posprzedawali ziemię "Letnikom" i założyli własne inetersy. Np hurrtownie budowlane, warsztaty samochodowe itp.
Faza, do tam gdzie jest kilka hektarów nie ma możliwości godnie żyć. Mam u siebie na wsi ludzi żyjących z roli. Jednej ma kilkanaście ha własnych, do tego dzierżawi drugie tyle. Ma stare, ale sprawne maszyny, trochę inwentarzu na własne potrzeby. Zimą dłubie w drewnie i zawsze coś sprzeda. A to ławka, a to stół. W pałacu nie żyją, ale na biedę nie narzekają. Nawet kilka koni mają. Wierzchowych. Bogaty rolnik ma min 100ha. I wtedy stać go na lepszą furę.
ilu rolników w Polsce ma ponad 100hektarow??/ Po tej naszej reformie rolnej ziemia byla roparcelowana, podzielona na bezrolnych i małorolnych. Pozniej następowały dalsze podzialy poprzez głupie dziedziczenia (przepisywnaie po skrawku na dzieci) były projekty scalania gruntów ale w większosci sie to nie udało. Tylko nieliczni rolnicy mają spory areal.
Głównie to jest tak, że się sprzeda działkę i jakieś pieniądze się ma. Znam rolników którzy nie mają 100 ha ale za to ok 40 krów mlecznych, łądny dom, smaochód dzieci "pożenione" i jeszcze im pomagają. Ale tak naprawdę kredyt goni kredyt! Żeby założyć te wszystkie dojarki i inne sprzęty pomoc unijna niewiele pomogła...
ilu rolników w Polsce ma ponad 100hektarow??/ ok 5 800 ma ponad 100 ha 15 600 to gospodarstwa 50-100 ha Oczywiscie przeważają takie 5-10 ha (niecałe 400 000 gosp.) z tym, że wielkość zależy od regionu - u naz w zach-pom jest dużo wielkoobszarowych. Sama znam min 3 rolników obrabiajacych ponad 100 własnych ha...
dzięki Gaga za dane. Z tego wynika ,że niezle żyje tylko 10% rolnikó. 400 tys gospodarstw jest ponizej 10 hektarów- wiecie jaka to jest bieda? Ci ludzie nie są w stanie wyżywic się z gospodarstw. Ci ludzie jesli nie mają dodatkowego zajęcia - to naprawdę mają biedę, znam takie gospodarstwa i do tego klasa ziemi V i VI
Zgadzam się z Fazą, mimo, że u nas większość ziemi to od IV- I ,ale gospodarstwa małe, dzieciaki by bidy nie klepać, poszły do miasta za chlebem, a Ci młodzi co pozostali, to na kredytach jadą.
dzięki Gaga za dane. nie ma za co - właśnie robię raporty na ten temat
400 tys gospodarstw jest ponizej 10 hektarów- wiecie jaka to jest bieda? Z tym to się nie zgodzę. Przy rozsądnym gospodarowaniu i dopłatach unijnych statystyczna rodzina z ok 5 -10 ha wyżyje pod warunkiem wkładania pracy własnej i tzw "nie marudzenia"... Oczywiście pomijam sytuacje ekstremalne jak susza, czy powódź - ale od tego są ubezpieczenia i warto ubezpieczać uprawy... Znam wiele mniejszych gospodarstw - żyją na tzw średniej stopie - nie ma rewelacji, ale i "bida nie piszczy"... Mi się wydaje, że niejednokrotnie takia bieda jest następstwem "starych dobrych" czasów, kiedy każdemu się należało a robić nie trzeba było bo i po co... Jak się ma 8 ha i 90% czasu spędza pod sklepem z winem - nie ma szans na zarobek ;-)
_Gaga, dokładnie. Poza tym ja widzę jeszcze 1 problem. Z tych 8-10ha chce wyżyć. Babcia z dziadkiem, dwoje dorosłych ludzi i 3 dorosłych dzieci. Nie da się tak. A te dane są o posiadaniu czy uprawie? Bo ja znam wielu, co swojej ziemi mają 30% a resztę dzierżawią.
Hmm z racji tego, że swego czasu studiowałam 'rolnictwo' mam trochę znajomych z tych środowisk... I Jakoś wcale im się źle nie wiedzie... Rodzice kupują im mieszkania w Warszawie, jeżdżą dobrymi autami, przepijają kupę kasy i dobrze się bawią... ale każdy narzeka jak to ciężko i źle i kasa mała... Chyba taka to już cecha tych naszych polskich rolników😉 Oczywiście rozumiem, że są też gospodarstwa których sytuacja jest ciężka... ale ile z tych gospodarstw ma ciężką sytuację tylko ze względu na to, że sami się o to 'proszą'? I że 'głowa rodziny' zamiast starać się o podniesienie standardu życia to woli sobie siedzieć z kumplami pod sklepem? Zresztą... jak w każdym środowisku... są tacy którym się lepiej powodzi... i tacy którym nie... i tak jest WSZĘDZIE, bez względu na miejscowość czy kraj...
Gaga o czym Ty mówisz? Jak utrzymac się z gospodarstwa 5 do 10 hektaró do tego mając ziemię klasy V czy VI?? Sory ale na takiej ziemi nic nie chce rosnąc, nawet trawa jest fatalna.Jedynie można myslec o hodowli bydła lub o zasianiu pszen-żyta. Wiem co piszę bo sama mam takie gospodarstwo. Aby miec mały warzywniak musiałam ładne kilka fur lepsej ziemi przywiesc i nawozić i jeszcze raz nawozic. A gwaranntuje Wam ,ze ani ja ani mój mąz pod sklepem z piwem nie przesiadujemy. Jedyne wyjscie to praca w miescie. Z takiego gospodarstwa napewno bysm się nie utrzymaili.
Mając Twoje gospodarstwo utrzymałabym się budując porządny, duży pensjonat dla koni. Przy takiej odległości od Wawy i dużym popycie - myślę, że nie byłoby problemu z utrzymaniem się.. Rolnictwo to nie tylko uprawa ziemi, ale i hodowla zwierząt, czy usługi (właśnie hotel dla koni/psów/kanarków) - a do tego nie jest potrzebna ziemia 1 klasy. Wierzba energetyczna, czy orzechy nie potrzebują gleb klas powyżej IV - rosną i na IV i na V klasie gleby... Bydło holenderskie mięsne nie potrzebuje nic poza wybiegiem, wodą, sianem i wiatą. Drób to już większa inwestycja, ale też nie trzeba mieć super klasy ziemi... Fazo siedzę w rolnictwie od zawsze i znam to "od kuchni"... znam małe gospodarstwa które świetnie sobie radzą, oraz większe , które czekają na dopłaty - a ziemia leży praktycznie odłogiem... To na prawdę kwestia dobrej praktyki rolnej, pomysłu i realizacji... Programy unijne zdecydowanie pomagają... Mój kuzyn hoduje konie. Ma ich w porywach do 30 szt... Konie nie pracują szkółkowo, nie zarabiają na siebie ani złotówki, ba - startują a to są koszty... Kuzyn co prawda pracuje , ale konie utrzymują się z ziemi właśnie i to niewysokiej klasy... i jakoś daje radę - bo przecież na hodowli jako takiej nie zarobi... Na prawdę da się... Dalej - moi dziadkowie świetnie dofinansowywali swoje emerytury sadem 0,7 ha na IV i V klasie ziemi (piach i glina). Sad to jabłka , śliwy i wiśnie. Szło z tego niezłą kasę dorobić - ot tak na zasadzie "paru złotych więcej" - na większym areale, przy odpowiednich maszynach, technologii, młodszych ludziach - z pewnością szło by o wiele lepiej... Także Fazo - na prawdę się da... Patrzę na to jeszcze inaczej. Zarabiam 2 tys zł... samych rachunków czyli kosztów stałych mam 2 400 zł i daję radę nawet kredyty spłacać - dorabiam na wszystkim - trzeba będzie to i kible mogę myć na dworcu... to na prawdę jedynie kwestia tego, że wiem że muszę dorobić i tyle - nikt mi darmo kasy nie da ani nikt nie pomoże - bo niby dlaczego ktoś miałby to robić??!! Pracy w okolicy nie ma, a kwestie rodzinne trzymają mnie na miejscu a jednak daję radę zupełnie sama i – w sumie – to właśnie trzyma mnie w pionie ;-) no i wiem doskonale, że po prostu się da
Jest tak. Weźmy dwóch rolników o takim samym areale i takich samych dochodach. Jednemu będzie ciągle dobrze, drugiemu będzie ciągle źle. Czynnik ludzki ma duże znaczenie w definiowaniu pojęcia bieda. Np - ja i mój mąż to właśnie takie dwa bieguny. Jemu jest ciągle źle, dom biedny, samochody biedne, praca beznadziejna, od jakichś siedmiu lat jest coraz gorzej i pewnie trzeba się zwolnić, bo jest "tragiczna tragedia". Wszystko jest źle. A mi jest super doskonale i nic więcej mi nie potrzeba. W tych samych warunkach.
Dokładnie Ale jest też kwestia pojęcia biedy o czym już pisaliśmy Dla jednego bieda, to niemożność skorzystania z usług kosmetyczki więcej niż raz w tygodniu Dla drugiego kombinacje jak tu rachunki zapłacić i jak dorobić aby zmaknąć budżet Dla kolejnego brak kasy na podstawowe potrzeby - na leki, na czynsz, na jedzenie i to ostatnie to bieda, a to o czym piszemy to po prostu czysto polskie marudzenie ;-)
[quote author=_Gaga link=topic=1638.msg1157311#msg1157311 date=1318572836] Mając Twoje gospodarstwo utrzymałabym się budując porządny, duży pensjonat dla koni. Przy takiej odległości od Wawy i dużym popycie - myślę, że nie byłoby problemu z utrzymaniem się.. Rolnictwo to nie tylko uprawa ziemi, ale i hodowla zwierząt, czy usługi (właśnie hotel dla koni/psów/kanarków) - [/quote]
po pierwsze ja nie mowię ,że nie daje rady. Spoko- ja tylko mam obawy przed przyszloscią, poprostu boję się ubożenia i tyle. Co do prowadzenia pensjonatu to- po pierwsze 60 km od Warszawy to nie jest blisko. Po drugie- przy moim podejsciu do zwierząt to ja i tak nie raz dokładam do tych pensjonatowych co mam a juz napewno na nich nie zarabiam. Tak to ze mną jest ,że nie potrafię odmówic czy gorzej traktowac inne konie bo sa nie moję czy np dlatego ,że wlasciciel nie zapłacil. Zapłacil nie zpałacił kowala wezwac trzeba, odrobaczyc też ,zaszczepic itp . Sorki nie potrafię inaczej. A poza tym aby naprawdę zarabic na pensjonacie trzeba niezle najpierw zainwestowac nie tylko stajnia się liczy ale cała infrastruktura łacznie z możliwoscią dojazdu trenera itp (hala, ujezdzalnia itp)
Fazo ja ci w portfel nie zaglądam Podałam jedynie przykład co można zrobić z małym areałem, nie co Ty miałabyś zrobić... a na inwestycje są kredyty rolnicze i dofinansowania unijne - można, trzeba tylko mocno chcieć , nie wiem - mieć motywację i nie podchodzic do życia na zasadzie "mi się należy" czy "jestem biedny/a trzeba mi pomóc" 😵
Faza, na takim areale można hodować np. króliki. Teraz są też programy odbudowy populacji bażantów, kuropatwy itp. Też można z tego nieźle żyć, choć nie jest to łatwa praca. Nie wystarczy po pijaku wsiąść na ciągnik i zaorać pole. U mnie na wsi jedna kobieta ma winnicę, inni byczki opasowe. Dobrze zarabiają na truskawce (ale ta już lepszej ziemi wymaga). Z samego zboża na pewno utrzymania na rok sobie nie zapewnią. Zresztą mam jednego rolnika. On cały czas ma robotę. Ale nie na zasadzie: obsiał, zapomniał, czeka na żniwa. Tylko dzieli swój areał. Ma: rzepak, zboże, tytoń, truskawkę, ziemniaki. Do tego opasy i kury na tucz. Ładny dom, auto może nie nowe, ale ciągnik tak. Na sezon ma 2-3 kombajny na usługi. I daje radę.
Fajnie się piszę że się da wyżyć ,oczywiście jak ktoś odziedziczy gospodarstwo i maszyny po rodzicach .My osobiście musieliśmy dorobić się wszystkiego od podstaw ,ciągnik ,maszyny itd. zajeło nam to 10 lat i tak nie mamy wszystkiego co potrzebujemy . Co najlepsze teraz muszę wykupić ziemię inaczej będę musiała sprzedać konie bo mamy 1 ha. własności ,pozostałe ziemie to dzierżawa . Innym sposobem jest sprzedanie tego ha ziemi (budowlanej) sprzedanie domu i szukanie czegoś innego .
Chyba że zdarzy się cud i będziemy mieli pierwszeństwo kupna 😵 Ogólnie czuję się biedna ,idąc do sklepu płacę krocie a w koszyku na dnie .
a ja zauważyłam tzw "gen rolnika" który występuje u moich sąsiadów
jeden hydraulik zawodu-dobry hydraulik, nawet nam robił instalację w domu, niedawno prosiłam sie go zamontowanie zbiornika dodatkowego...myślicie ze przyszedł?? ...a gdzie.... cały czas pijany, albo ziemniaki musi zebrać z pola 🙄. Na cholerę mu tyle ziemniaków? Nie sprzedaje ich oczywiście a zamiast zrobić instalacje komuś w domu i kupić sobie tych pyr, ile chce to ten w ziemi się grzebie wczoraj podwoziłam go kawałek, z pracy wracał...ale pijany był już ❗
inny żyje z renty i pierze ręcznie pranie tydzień przed komisją lekarską, żeby ręce nie nosiły znamion pracy; żeby renty nie stracił - a całkiem niezły murarz 🤔
albo kowal spod sułkowic który robi boskie repliki broni-byłby bogaczem gdyby tylko robił to co wychodzi mu najlepiej...ale on siano wolał zbierać zamiast terminowo kończyć zamówienia 🙄
[quote author=_Gaga link=topic=1638.msg1157322#msg1157322 date=1318574184] Dokładnie Ale jest też kwestia pojęcia biedy o czym już pisaliśmy Dla jednego bieda, to niemożność skorzystania z usług kosmetyczki więcej niż raz w tygodniu Dla drugiego kombinacje jak tu rachunki zapłacić i jak dorobić aby zmaknąć budżet Dla kolejnego brak kasy na podstawowe potrzeby - na leki, na czynsz, na jedzenie i to ostatnie to bieda, a to o czym piszemy to po prostu czysto polskie marudzenie ;-)
[/quote]
okey - to ustaliliśmy co oznacza słowo -bieda. Tak patrząc to biedni są naprawdę emeryci starego portfela ,o ile nie mają wsparcia rodziny , prawdziwi rencisci (nie mam na mysli symulantów tylko naprawdę schorowanych ludzi ,ktorym stan zdrowia nie pozwala ani na normalną pracę ani nawet na dorabianie- to chyba najuboższa warstwa ludzi bo jak z lekami ,z wyzywieniem i utrzymaniem mieszkania sobie poradzic mając rentę ok 700zł miesiecznie), samotne matki (bez alimentów) No i... rodziny alkoholików.