Ja wam opowiem wzruszającą sytuację z pobliskiej wsi. Wieś to, co się zowie, nie ma Pegieerów pewno tylko dlatego, że ziemia jest z tych, co to się w nich topi górę kasy, a i tak conajwyżej trochę perzu i mleczy wyrośnie. Są dwa spożywczaki, szare domki, miejscowa żuleria i jeden niewielki zakład stolarski. Biorąc na logikę, miejscowi powinni zabijać się o te wcale nie tak ogólnie dostępne miejsca pracy zwłaszcza, że w szkołach średnich i zawodowych jest mnóstwo profili kształcących właśnie do "pracy w drewnie".Nie wiem, gdzie podziewają się ci dumni z siebie absolwenci, ale na pewno nie czytają (albo nie odpowiadają) na anonse w miejscowej gazecie, czy oferty pracy dostępne w UP. W zakładzie są nieustanne braki kadrowe, mimo że przyjmują wszystkich jak leci, obojętnie jaki zawód wyuczony, jaki wiek i jakie doświadczenie. Jest niezła żulerska śmietanka, którą żeby ugnać, to trzeba syzyfowej pracy. Pracodawcy nie zwalniają, bo nie ma nikogo, kim możnaby "elementy" zastąpić... Oczywiście nie wszyscy są nierobami, śmiem twierdzić nawet że większości jednak zależy i się starają ale jednak nadal przeraża ten odsetek najprawdziwszych meneli. Może nie zarobi się w tej firmie kokosów, ale jak na moje, to lepszy taki zarobek (który do najbardziej niskich też nie należy) niż jałmużna od państwa. Ale jak kto woli- w zakładzie nie ma kto pracować, a we wsi jest BIEDA.
ale to jest dokładnie to samo Bush co ja obserwuje na pewnej podkieleckiej wsi, gdzie moja Mama ma malenką chatkę. i czasem potrzebuje a to połatac stary dach rolką papy, a to zrobić 10m płotu ze sztachet. nic co przekraczałoby umiejętnosci przeciętnego mieszkańca gospodarstwa.. wieś b. biedniutka, w okolicy był wielki producent grzejników żeliwnych ale zostały tysiące m szesciennych hal z wypalonymi oknami bo zakład upadł. okolica wegetuje.nic nie uprawiają - ziemia kiepska. nic też nie hoduja - mało kto ma jakąś krowinę. kury też nie często, moze kilka. naprawdę ile razy tam jedziemy to zastanawiamy się z czego ci ludzie żyją? może jakiś handel drewnem bo tam dużo lasu, a może głownie z zapomogi. sporo z nich jeździ też za granicę raz na jakiś czas.
w każdym razie - gdy trzeba przybić te parę sztachet to po długich poszukiwaniach udaje się znaleźć kogoś kto nie zniknie po wzięciu zaliczki a i tak sztachety są przybite tak krzywo że się w głowie nie mieści zawiasy przyspawać nowe do okiennic - był jeden, zabrał przywiózł przyspawane. pożal się Boże taka robota, niebawem odpadły. i tak ze wszystkim. cycki opadają.. a najwazniejsze to wziąć zaliczkę. reszta już nie jest taka wazna.
Tak czytam i mi sie wydaje,ze to zależy od tego kto pisze o biedzie. Jakbym miała zakład w ktorym by nikt nie chciał robić to bym ludzi wyzywała od nierobów,leni śmierdzących itd ale stoję po tej drugiej stronie gdzie bez znajomości inteligentna osoba po studiach z doświadczeniem zarabia bardzo mało ciesząc się, że ma prace.Nijak nie mogę znaleść kogoś kto by się prosił o "przeciętnych" pracowników.
To może ja pociągne temat zakładu stolarskiego . Jest jeden oddalony o jakieś 17 km - pracowników w nim brakuje. Dlaczego ? już pisze
Mój znajomy usilnie szukając pracy jakiejkolwiek (chce założyc rodzine i żyć na własny rachunek) zatrudnił się w tymże zakładzie .
Praca 8 godzin w tym pół godziny przerwy . Ale dziennie do przerzucenia od 100 do 150 drewnianych bali o wadze od 50 do 80 kg , około 200 mniejszych i ileśtam jeszcze mniejszych , non stop przerzucanie , dziwiganie na stolarke, obróbka itd itp . Po tygodniu pracy tam ledwo żył - poprzeciazane ściegna i stawy kolanowe. Wiecie ile przyniósł wypłaty 650 zł netto (diabli wiedzą dlaczego skoro umowa było o 1250 zł brutto) - z czego ponad 200 poszło na dojazd - w końcu to codziennie 34 km , około 100 na drugie śniadanie . Zostało mu troche więcej jak 300 zł na cały miesiąc na jedzenie ubranie i rachunki - o rodzinie mozna przy takich zarobkach zapomnieć -. Zatrudniaja sie tam przeważnie młodzi chłopcy 20-25 lat rezygnują po pierwszej wypłacie.
Na kierowce dostawce sytuacja jest identyczna - jeździ sie z towarem 8 godzin potem 4 trzeba siedziec w papierach i ladowac towar .
Jak szukałam pracy to nigdzie nie ma wolnej posady - o dziwo po tygodniu czy dwóch na posadzie której miało nie być jest córka radnego , syn dyrektora banku, córka siostry wujka prezesa itp itd. Obejśc pół powiatu i wszędzie tylko nie ma nie ma nie ma pracy . Dla kogo nie ma dla tego nie ma . Przez dwa lata szukania pracy dostałam jedna oferte na truskawki do Hiszpanii - ta jasne juz zadzieram kiece i lece a tu w Polsce najmę sobie kogos do prowadzenia mojego domu i zajęcia się zwierzakami . Za 8 stów nie ma siły , żeby kogos znaleźć na 24 godz 7 dni w tyg . Za wiecej by mi sie nie opłaciło - robota na 2 miesiace za 1400 zł wyszłoby mi na miesiąc - ale biznes - perspektywa jak marzenie. Druga oferta to rzeźnik - no jakby nie było wole być biedna niz nająć się do rzeźni - niby zawód jak każdy - nie? - ale chyba za milion dolarów miesięcznie bym sie nie najęła do tego.
A tak serio - ktoś tu napisał, że z wykształceniem czy nie każdy ma swoja godność. Fakt , że godności do garnka nie włoży , ale za 650 zł nie da sie przeżyć cały miesiac przy takiej harówie.
Ja kiedy zatrudniam - wymagam by zrobione było jak sie należy i płace uczciwie tyle ile sama chciałabym za to wziąć , a jak się zatrudniam to robie tak długo dopóki nie zrobie i robie tak jak sama chciałabym mieć zrobione - ale chce za to godziwą zapłate - a nie jakiegos smarka na odczep się .
W stolarce praca zawsze jest typowo fizyczna, babranie się w lakierach (chociaż teraz raczej standardem są maski i "mniej śmierdząca" technologia), na pile można sobie palec odciąć, a w ogóle drewno jest ciężkie 😉 . Z drugiej jednak strony, w zakładzie który opisuję, pracuje kilka kobiet (nie wiem dokładnie ile- coś pod 3-4) i dają radę, nawet nie myślą o zwolnieniu się. Żeby nie było wątpliwości- też walczą z drewnem, a nie z papierami w biurze. Nie chcę ci teraz ściemniać ile pracują i jakie są dokładnie ich zarobki (nie jestem do tego odpowiednio wtajemniczona) ale jestem pewna, że nie mamy tutaj do czynienia z takim wyzyskiem, o jakim opowiadasz. System podwyżek, kilka przerw podczas dnia itd. To pewnie dużo zależy od stosunku pracodawcy do pracownika, niemniej nie uogólniałabym teraz w drugą stronę że pracodawca to ten zuy wykorzystywacz.
armaquesse- niektórych rzeczywiście tylko tak możnaby nazwać. Jeden z tych zacnych przedstawicieli żulerii ma u prawej ręki dwa palce bo resztę sobie uciął jak pracował nawalony przy pile.
50 zł , tak jak pisze Zen to mało, bo dojazd trzeba od tego odliczyc chociażby. No chyba , że mało wymagasz.Ale to zależy bo wiesz dla niektórych umycie podłogi to 2 małe pokoje a dla innych to 2 piętrowa willa 😉 W każdym razie gdybyś szukała kiedyś to daj znać bo znam jedna taka uczciwą Panią która chętnie by Ci pewnie pomogła.
Zauważyliście,że w ogłoszeniach same teraz oferty pracy na stanowisku przedstawiciel handlowy? Plaga... Sama chce zmienić pracę i szukam czegoś. Nie jakiegoś cudu. Ale jest bardzo , bardzo ciężko jeżeli o Poznań chodzi.Już w zasadzie to tracę nadzieję. Trzeba było zostać na doktoracie.Koniec OT.
Albo ja źle rozumiem albo zbyt mało napisałam. Chodzi o Gizycko. Koleżanka szukała pracy i przy tym bezrobociu jakie tu panuje, trafiła na ogłoszenie nowobogackich. Maja ładny, 2 piętrowy dom na obrzeżach miasta. Za posprzątanie dwóch pięter zapłacili 50 zł. Nawet nie chcieli słyszeć o większych pieniądzach, bo ponoć u nas tak kosztuje. Cóż, koleżanka przyjęła ofertę, z braku laku i 50 zł dobre. Niestety, z pracą tutaj bardzo ciężko i ludzie pracują właśnie za takie pieniądze.
armaquesse- najlepsze jest to, że ten człowiek nie uciął wszystkich trzech za jednym zamachem, tylko "zdarzyło mu się" to 3 razy, za każdym razem jak był naprany... 😵
Pamiętacie taki film dokumentalny Arizona? Wczoraj leciał i sobie oglądnęłam znowu. Taki piękny dokument o popegieerach, tylko, że sprzed 11 lat, więc wydaje mi się, że jednak sporo się zmieniło.
Odgrzebuję. Bo o biedzie dużo w wątku o wyborach. Jak to jest? Biedujemy czy nie? Przyciśnięta finansowo nauczyłam się oszczędzać. Nie marnotrawić. I jakoś sobie żyję.
Ja po kopniaku w dupę i życiowym zakręcie zaczęłam szanować kasę. Branżę też zmieniłam. Zarabiam ok ale nie jest to szczyt moich marzeń. Moim marzeniem jest własna działalność gospodarcza. Lecz tutaj jeszcze muszę poczekać z wiadomych tylko mi powodów.
Często patrzę w supermarketach na wózki przy kasie. Widać nieraz, że ludzie skromnie ubrani. A wózek ledwie wloką. W środku 90% śmieci. Kubusie, jogurty farbowane, sztuczne jedzenie. No zupełnie jakby bezbronni byli w takim sklepie. Kupują jak wściekli coś, co za rogiem wywalą do kosza. No, ale to znaczy, że mają środki.
Ja też tak robię. Czasem mi się noga powinie to odkładam przy kasie. Nie kupuję soków w kartonie. Robię sobię dzbanek herbatki z cytryną i imbirem. I mam. O gotowaniu kompotu, sądząc po pryzmach śmieci na wsi , to już całkiem zapomniano. A kasa leci.
Taniu to nie tylko kwestia kasy ale i czasu Rzeczywistośc zmusza nas to swoistego wyścigu z czasem :-( Wychodzę z domu po 6 rano, wracam 20 czasem 21... Kompot uwielbiam, jabłek pełno - konie zjedzą, bo jak już zrobię sobie jakiś obiad o tej 21 z hakiem to siłę mam tylko na to aby go zjeść, wyprysznicować się i paść na pysk... W lodówce mam oliwki, pomidory, ser owczy, wino i colę 😡 ta ostatnia daje mi czasami kopa do nie - usypiania przy garach ;-) Ale też staram się oszczędzać i nie wyrzucam jedzenia, jełsi kupię większy kawałek wedliny - częśc idzie do zamrażarki... Soki w kartonie - zwłaszcza pomidorowy, czy marchwiowy właśnie - lubię czasami... A kupuję niejednokrotnie w hipermarketach to farbowane jedzenie - bo tylko one (że hipermarkety) są otwarte ok 21, Tesco nawet 24 h... to zdążam :-/ Uwielbiam mleko z mlekomatu (że takie prosto od krowy), ale na codzień jest za drogie dla mnie :'-( więc kupuję to w kartonie - z wodą i ulepszaczem... mam też zasadę, ze nie stać mnie na tanie rzeczy - tak ubrania, jak i sprzęt domowy, czy jeździecki, kupuję z tej lepszej półki - i mam na lata...
A co powiecie, jak slucham Niemcow, ktorym to sie zle powodzi ? Wczoraj gadalam z takim chlopakiem, 30 lat, wyksztalcenie srednie, handlowiec z wlasnym biurem w duzej firmie. Na zajecia do mnie przyjezdza 2 roznymi BMW z wyzszej polki i narzekaaaaaaaa... Az sie noz w kieszeni otwiera. Zreszta nie on jedyny. Najfajniej oglada sie ich miny, gdy przy okazji rozmowy mowie, ze w Polsce srednia zarobkow jest taka i taka, a ceny..no coz.. Nie liczac uslug, to niemal identyczne jak w Niemczech. I Niemcom robi sie glupio, ale w miare szybko wracaja do narzekania.
hah🙂 ja tez kokosow nie zarabiam, po odliczeniu rachunkow, utrzymania, kredytu i takich tam - jestem niewiele na plusie🙂 ale, trzeba nauczyc sie tak zyc🙂 zakupie robie w netto, nie w berti np., ciuchy licytuje na allegro, staram sie tez odsprzedawac to co mi juz niepotrzebne, i jakos sobie czlowiek radzi🙂
Tania, ja znow nie moge wyjsc z podziwu na jakiej zdegenerowanej wsi mieszkasz. Zeby nikt kompotow, zapraw nie robil? Nawet dziewczyny w moim wieku-czyli pokolenie rocznik 70-80 dziubie w kuchni, o starszych paniach nie wspomne. Biedy ewidentnej nie ma, chyba ze ktos na wlasna prosbe, bo alkohol itp, ale szczerze mowiac, to i mnie czesto brakuje na cos, co chcialabym zrobic, na jakis remont itp- a nie jezdze na wakacje, ciuchow nie kupuje, nie imprezuje. I to mnie wkurza-zap...rzam, a nie mam na wiele rzeczy. Wiec ogolnie uwazam, ze w porownaniu do Europy jestesmy w generalniej wiekszosci biedni.
Ja mieszkam we wsi Kraków. 😉 Mój koń mieszka we wsi małopolskiej. I tam sobie patrzę jak wiejskie kobiety wydają masę kasy na te kolorowe napoje. Niby kilka groszy a jednak.
te kolorowe napoje to masakra - sama chemia - później pasą tym dzieci i hodują grubasy 😫
Tania - nie wiem w jakim towarzystwie się obracasz - ale nawet u mnie w mieście Poznań dziewczyny robią "słoiki", bo to teraz takie trendy - własne powidła, grzyby, ogórki, papryki i inne frykasy ja nie robię - bo ja nie lubię tego jejść - wiec ani nie robię, ani nie kupuję 😉
Czuję się bogata, na swój sposób 😉. Pensja starcza na rachunki i na skromne jedzenie. Na wczasy nie jeździmy już, ale nie szkodzi. Ciuchy kupujemy tylko jak potrzeba (nie chodzimy po galeriach), kosmetyki też tylko w ilości do zużycia i to w 90% są prezenty. Ale cieszymy się, jak odłożymy na pompę, na piłę łańcuchową itp 🙂 Kiedy było gorzej zastanawiałam się często co jest mi potrzebne do szczęścia. Teraz powoli to mam. Wiem, że sukcesywnie uda się ulepszać i gromadzić nowe dobra (np. poidła w stajni). Chyba udało mi się uciec od potrzeb konsumpcji wszystkiego co mi podają.
Żyję na wsi, gdzie nie ma willi, ani domów z mercedesami. Ale ludzie wyglądają na szczęśliwych, na biedę nie narzekają. Wręcz przeciwnie widać, że potrafią się cieszyć nawet nowym/starym autem typu 10-letnie UNO.
Właśnie w mieście przetwory trendy, a na mojej podlaskiej rodzinnej wsi została może jedna czwarta ogrodów z tych co kiedyś były, krów i nawet kur jak na lekarstwo, bo się nie opłaca (obrządzać się nie chce), łąki nie pokoszone pola w dzierżawie (dopłaty biorą) a 3 sklepy we wsi dobrze funkcjonują (ok. 1700 mieszkańców) Tylko narzekanie 😤
Dodofon-co za pytanie ? Ja się obracam głównie w towarzystwie milionerów. I pani domu jak najbardziej robi słoiki. Serio. Dla całej rodziny. I ma kury na domowe jajka.
Właśnie w mieście przetwory trendy, a na mojej podlaskiej rodzinnej wsi została może jedna czwarta ogrodów z tych co kiedyś były, krów i nawet kur jak na lekarstwo, bo się nie opłaca (obrządzać się nie chce), łąki nie pokoszone pola w dzierżawie (dopłaty biorą) a 3 sklepy we wsi dobrze funkcjonują (ok. 1700 mieszkańców) Tylko narzekanie 😤
W Tesco jajka L po 30-35gr. Nie opłaca się kur trzymać, zwłaszcza jak ktoś nie ma własnego zboża.
Co do biedy jeszcze - sępić pod sklepem 2 zeta na piwo to jest komu, a jak chcę uczciwie zapłacić za sprzątnięcie gówna z wybiegu, to nagle wszyscy chorzy biedni renciści.
ja do biednych nie należe ale... i ja musiałam zredukowac mnostwo swoich wydatków. Cora x czasu nie może znalesc pracy , jest bez prawa do zasilku a wiec muszę jej przelewac pieniazki na opłaty + utrzymanie.Do tego wiadomo wszystko drożeje a pieniedzy zarabiam tyle ile np rok temu. Mam mega problem - nie potrafię zredukowac tych wydatków. Usiadłam z kalkulatorem w reku i zaczęłma sie zastanawiac z czgo zrezygnowac i okazało się ,że wszystko jest potrzebne. 🙄 Do tego doszły pobyt w szpitalu i operacja konia (pozniej jej eutanazja), operacja mamy (niby darmo ale za rehabiltacje już płaciłam bo na panstwowe trzeba bylo czekac) itp itd. Gdy Ktos spojrzy na mnie, moj dom, konie, samochód to popuka się w głowe i powie - ta to ma forse . A tu cholera tej forsy coraz mniej. I tak sobie myslę,że poprostu ludzie (w tym i ja) nie potrafią zejsc z pewnego pułapu życia do którego się przyzwyczaili. Łatwo przyzwyczaic się do wydatkow, luksusu gorzej gdy trzeba z tego "zejsc"