pantofel, jeśli takie np opracowanie uważasz za "internetowe mondrości" http://rozanski.li/?p=1005 to nie mam pytań Niestety nie udostępnię Ci stron z badaniami naukowymi w tym temacie, bo dostęp do takich stron jest płatny...
Zauważyliście może, że wokół siemienia lnianego narosło mnóstwo mitów i w sumie nie wiadomo na czym się oprzeć? Ja już ostatnio nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć... Wszyscy mówią, że gdzieś dzwoni, ale nikt nie wie, w którym kościele 😉 Jak to w końcu jest z tym siemieniem - zawiera coś trującego czy nie? Wymaga gotowania czy nie? Moczenie jest odpowiednikiem gotowania? Co jest składnikiem trującym? A mielone, lepsze od całego?
Znalazłam taki oto fajny artykulik, który jest dobrą bazą do rozpoczęcia poszukiwań (co zamierzam zrobić) - a póki co, nadal będę siemię gotować. I myśleć nad mieleniem (na świeżo) 😉
Przetłumaczony paragraf o trujących aspektach (wcześniej jest o tym, że to świetny i tani suplement, zawierający pozytywnie wpływające kwasy omega-3 i o wchłanialności w postaci zmielonej i całej):
Czy siemię wymaga moczenia i/lub gotowania?
W przeciwieństwie do tego co się uważa, siemienia lnianego nie trzeba moczyć ani gotować przed skarmieniem.
Pogląd, że siemię wymaga namoczenia lub gotowania przed skarmieniem wywodzi się z faktu, że nasiona te zawierają związki będące składnikami cyjanowodoru (ale jakie?? przyp. dea), który jest toksyczny (kolejny przyp. dea: [url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Cyjanowodór]link do wikipedii o cyjanowodrze/kwasie pruskim[/url]).
Jednakże składniki cyjanowodoru w siemieniu znajdują się w różnych częściach nasiona, ngdy nie mają ze sobą kontaktu i w związku z tym nie mogą przereagowac, tworząc cyjanowodór (i cyjanki, przyp. dea).
Jakikolwiek konatkt z wodą (również gotowanie lub moczenie) łączy te związki, tworząc kwas pruski - więc "zapobiegliwość" w kierunku uczynienia nasion "bezpiecznymi" jest niebezpieczniejsza niż skarmianie ich na surowo lub nie moczonych. (Zauważ, ze ślina, kwas obecny w żołądku i inne soki trawienne powodują rozkład tych związków (naprawdę chciałabym wiedzieć co to za związki i w których częściach nasion są 😉 - przyp. dea) zanim mają okazję przereagować tworząc kwas pruski w końskim przewodzie pokarmowym.)
Moczenie jest w istocie jedną z najbardziej niebezpiecznych metod na skarmienie siemienia, jako że cyjanowodór tworzy się i pozostaje w wodzie i samych nasionach.
Gotowanie zmienia cyjanowodór w formę gazową (temperatura parowania 26 stopni - przyp. dea), usuwając go w ten sposób z nasion. Przy okazji jednak ulegają rozkładowi kwasy tłuszczowe, tym samym odbierając pierwotny sens karmienia siemieniem.
Kolejną rzeczą do zastanowienia jest to, że kiedy podnosisz pokrywkę z garnka, to ty wchłaniasz ten cały cyjanowodór.
Całe szczęście, ilość cyjanowodoru powstająca podczas gotowania siemienia jest bardzo niewielka... w codziennym życiu wchłaniamy go poprzez jedzenie, wodę oraz powietrze, którym oddychamy, więcej niż znajduje się w szklance gotowanego siemienia. Cyjanowodór jest też szybko usuwany z organizmu i nie akumuluje się w tkankach - więc jeśli nie umrzesz natychmiast w wyniku zatrucia cyjankami, będziesz żyć.
No... a teraz pogrzebię w wolnych chwilach w papierach naukowych, co by zidentyfikować jakie związki naprawdę są w tych nasionach - w tym artykule nie podoba mi się pewna niespójność, mianowicie to, że niby substraty do reakcji tworzącej truciznę są w różnych częściach nasion, ale... mielenie jest ogólnie zalecane (byle na świezo, bo kwasy omega-3 się szybko utleniają na powietrzu i świetle - więc skarmianie dawno mielonego siemienia mija się z celem). Czy to mielenie czasem nie miesza wszystkiego i nie powoduje powstania tego nieszczęsnego kwasu pruskiego?
Nie, nic tu nie jest wyjaśnione. Farmacja to jeden wielki biznes, który ma się opłacać! A ludzie uwierzą we wszystko jeśli odpowiednio im się to sprzeda. Ale to może i dobrze. Wierzcie sobie w co chcecie, gwarantuje nam to konstytucja. Pytanie nasuwa się jedno, skoro cyjanowodór jest rozkładany i wydalany z organizmu i nie powoduje zatruś i zgonów (po spożyciu siemienia lnianego, maceratu, nasion, zmielonych całych, zaparzonych, ugotowanych, zalanych zimną wodą, jeden diabeł) to czy ma to jakieś znaczenie? Ludzie z koncernów farmaceutycznych potrafią sprzedać odpad produkcyjny w cenie sześciokrotnie większej niż bardziej wartościowy materiał wyjściowy. rozanski.li niestety nie chce mi się otworzyć.
😂 Czyli błądzisz szanowna forumowiczko wypisując totalne brednie dla zasady... bywa i tak Pojęcie o chemii masz raczej marne... pozdrawia serdecznie forumowicz po chemii organicznej 🤣
Czy jest jakaś konkluzja w tym temacie? Bo mnie zaciekawiło.. Ja robię mesz "po staremu" czyli gotuję siemię, do tego owies i jak napęcznieje to otręby... Teraz się okazuje że truję konie?
Dokładnie... A mniej chemicznie - bardziej praktycznie - jak się siemię mielone potraktuje wrzątkiem - robi się glut. Jak całe - trudniej o gluta (chociaż ponoć też się robi po jakimś czasie - nie wiem, nie sprawdzałam). Zatem pełne najlepiej tradycyjnie zagotować :-) przynajmniej mojm zdaniem
jak pełne gotowałam, to robił się taki 'kisiel', łatwiej było go wymieszać z owsem i otrębami. Ja zdecydowanie wolałam całe ziarno jednak teraz mam mesz instant 😉 - ile można jechać w niedzielę na 3 obiady (dla męża, dla konia i dla psów..) 🤔
Siemię wystarczy trzymać na ogniu i wyłączyć przed zagotowaniem. Po jakimś czasie zrobi się glut. Gotowane traci cenne kwasy omega. A gotowane za długo jest trujące. (przynajmniej tak słyszałam :hihi🙂
junona dokładnie. Dlatego ja na długi czas odstawiłam siemię, a teraz trzymam w ciepłej, prawie wrzącej wodzie z solą (chemia to moja pięta achillesowa, ale skoro kwasy solne rozkładają trujące związki to sól chyba też, nie? :hihi🙂 i podaję co kilka dni mały słoiczek gluta. Wychodzi dużo taniej niż olej. Taka ilość gluta w wysłodkach i trawokulkach także ogranicza wchłanianie witamin?
Nie czaję tego! Skoro gotowanie siemienia pozbawia go wszystkiego co najlepsze to może jednak zalewanie go wrzątkiem wystarczy? Ja tak robie i glut się pojawia!
ash to ja już bardziej skłaniałabym się ku temu, żeby nie traktować ziaren wrzątkiem, tylko właśnie wodą w temp. 90 stopni. Tak jak z ziółkami i herbatami, które tracą właściwości przy kontakcie z wodą o temp. 100 stopni.
przez te dziwne informacje dotyczące lnu zaczęłam kupować gotowy mesz, w którym len jest poddawany obróbce termicznej i się nie zastanawiam czy mielić, czy zalewać wrzątkiem, czy gotować itd. Obecnie daję mesz st. hipollyta i nie zamienię na żaden inny.
Cintra, bardzo długo robiłam mesz sama, jeździłam na targ, kupowałam składniki, mieszałam, gotowałam/zalewałam wrzątkiem. Potem na bieżąco zaczęły się pojawiać sprzeczne informacje odnośnie lnu, więc chucham na zimne i daję gotowy mesz.
Cintra, ja też kiedyś chciałam odejść od gotowych pasz, nie tylko od meszu, chciałam robić sama musli. Ale jak zaczęłam zbierać produkty i obliczać wartości pokarmowe to mi się odechciało.
chemia to moja pięta achillesowa, ale skoro kwasy solne rozkładają trujące związki to sól chyba też, nie? tak chemia to jst Twoje piąta achillesowa ... cyjanki to też sole... 🤣
Ok dość przeraziłam sie ta całą kłótnia i tymi wszystkimi sprzecznymi opiniami wiec postanowiłam po prostu nie dawać moim koniom siemienia lnianego. Poszłam po najmniejszej linii oporu i podaje im gotowy mesz
Ok dość przeraziłam sie ta całą kłótnia i tymi wszystkimi sprzecznymi opiniami wiec postanowiłam po prostu nie dawać moim koniom siemienia lnianego. Poszłam po najmniejszej linii oporu i podaje im gotowy mesz
niepotrzebnie się obawiasz. Nie zrobisz koniowi krzywdy siemieniem.