Forum towarzyskie »

Sprawy sercowe...

nine, dlaczego "ekonomią" a nie - rozsądkiem? Zdolnością przewidywania? Wyobraźnią?
To co - jak się kocha, to już nie można być rozsądnym? Trzeba być koniecznie "dzieckiem we mgle"?
Wiesz, całe życie kierowałam się pobudkami raczej romantycznymi, w rożnych dziedzinach życia, włącznie z "zatłuścić łatwo czuły list, gdy wśród kotletów jarskich tkwi - w kucharskiej książce..." A dziś uważam, że cały romantyzm wymyślono w celu ogłupiania ludzi, manipulacji  i wygody tych "mniej romantycznych". Czy uważasz, że twoja decyzja o "nieskończenie wolnym związku" jest romantyczna? A może jest pragmatyczna (ma służyć twoim żywotnym interesom, albo jego)? Nie łudź się, że "wymiksujesz się" z tych opcji. Ślub można zawrzeć z różnych powodów. Żyć bez ślubu też - z tych samych.
Ale ja sie przecież nie wypieram praktyczosci mojej, choc w sumie powinnam napisać naszej, decyzji.
Po prostu uważam, ze jeśli nie kusi mnie romantyczna wersja ślubu, tym bardziej ekonomiczna mnie nie przekona.
Ja po prostu jedna popieram, druga nie, a nie chce żadnej 😉
Najgorzej jak się dowiedziałam, ze przez lata żyłam z kimś, kto okazał się zwyczajnym draniem. Naprawdę dziewczyny, nigdy do końca nie wierzcie facetowi, który wiesza psy na swojej eks....


O ktorym EKS piszesz ?? MB PG czy oszukiwanym przez ostanie 2 lata
nine, nie rozumiem dlaczego "wizja ślubu" ma cię "kusić". Ślub się bierze bo już. Ani romantyczne, ani pragmatyczne. Zwyczajne, powszechne, naturalne, oczywiste (jeżeli oczywiste). Bezpieczne(!) - gwarantujące minimum praw. A tak - to po prostu ty nie chcesz być żoną tego faceta, a/lub on twoim mężem. Przynajmniej nie teraz.
Tak trochę z przymrużeniem oka, ale przyznam, że "fobii antyślubnej"nie pojmuję, jeśli to Ta/Ten Jedyny. I, niestety, nie znam żadnej pary, gdzie oboje(!) dobrze by wyszli na "wolnym związku" w perspektywie lat.
Ale w moim otoczeniu "ślub i juz" nie jest powszechne.
Teraz ślub wiecej kosztuje niż znaczy.
Nie rozumiem Twojego myślenia. Może to różnica wieku (spostrzeżenie, a nie złośliwość 😉 )
Widzisz Ty nie znasz nikogo kto dobrze ma tym wyszedł, a ja nie znam ani jednego (!) małżeństwa z dłuższym stażem na którym małżonkowie dobrze wyszli. Liczba rozwodów ciagle rośnie 😉
Naprawdę? Nie znasz ani jednej pary? Przyjeżdżaj do Gdańska, poznam Cię z moimi rodzicami. Nie wiem czy 40 lat stażu się liczy jako dłuższy, ale wyszli na małżeństwie dobrze =) I ich 4 dzieci na ich małżeństwie też dobrze wyszła =)

Tak btw. Patrząc z pozycji dziecka - naprawdę byłoby mi dziwnie i obco gdyby moja matka miała inne nazwisko, niż ja i mój ojciec. To jest niby mała rzecz, a jednak moim zdaniem, to że moi rodzice są małżeństwem, sprawia, że jesteśmy bardziej związani. Wydaje mi się, że mi, jako dziecku, dawało i daje to poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Nie wiem, muszę się nad tym zastanowić, bo to ciekawy temat do przemyślenia.
Teraz to już zupełnie nie rozumiem, z powodów pokoleniowych zapewne 🙂. Bo jakoś mi się wydawało, że jedynym racjonalnym(!) powodem do niechęci do instytucji małżeństwa jest danie wyrazu, hmm... niezależności wobec nacisków społecznych? A Ty piszesz - że "u was" to powszechne, a małżeństwo - dziwne. Czyli - zawarcie małżeństwa byłoby wyrazem "niezależności społecznej"? 🙂 Dalej też nie rozumiem. Co złego jest w rozwodzie w porównaniu z rozstaniem pary bez ślubu? I, czyli - wszyscy Twoi rówieśnicy żałują, że ich rodzice się pobrali i oni nie pochodzą z nieformalnego związku? Dlaczego tak koniecznie ci zależy, żeby twoje dzieci pochodziły z nieformalnego związku?
Ja, faktycznie, "dobrze wyszli" widzę trochę inaczej - życie to nie chodzenie po tęczy. Widzę, że eks-żona ma jakoś inną pozycję społeczną (a bywa, że i materialną) niż kochanka puszczona w trąbę  😉.
Strzyga, zabawnie się poczułam - muszę spytać dzieci, czy czują się dziwnie, że noszę inne nazwisko niż one i mój mąż  😀
Nie wiem, może to kwestia tego, że u mnie było wszystko nudno i tradycyjnie =) I ja też tak chcę 😀
Strzyga, u mnie też dość nudno i dość tradycyjnie 🙂, tyle, że z tej tradycji przywiązałam się do swojego "rodowego" nazwiska i nie zmieniłam wychodząc za mąż, bo podwójnych jakoś nie lubię. Czego w sumie żałuję, bo nazwisko męża (i dzieci) ładne bardzo. Zabawne, bo masa dzieci bardzo zadowolonych ze swojego "stanu rodzinnego" ma matki o innym nazwisku 🙂 - podwójnym właśnie 🙂 Ja mam za swoje, bo niemal nikt nie zwraca się do mnie per "Pani C." jak w dowodzie, tylko "Pani S." (jak cała rodzina). W zasadzie chodzi mi po głowie zmiana nazwiska na "dzieciowe" 🙂, bo ta ja czasem głupio się czuję, że mam inne niż one - upierdliwe to potrafi być.
A i "stan wolny pozostając w związku" staje się z czasem zwyczajnie upierdliwy właśnie.
Strzyga dzięki Tobie dopiero teraz do mnie dotarło, że gdyby nie fakt, że to mój tata zmieniał nazwisko, to przez 6 lat swojego życia miałabym nazwisko na B. a przez resztę życia na R. Pewnie jako dziecku ciężko by mi było się do tego przyzwyczaić, zwłaszcza w szkole, więc dobrze, że to tata zmienił nazwisko po ślubie. 😉
co do denerwujacych "cech" to to jest zupelnie normalne w dluzym zwiazku. Totalnie sie z cytatem o przestaniu kochania nie zgadzam, to jest zycie po prostu i nigdy nie bedziemy 100% zadowoleni ze wszystkiego co partner robi czy jak sie zachowuje 🙂 Ale to fajne jest, troche zamieszania jest potrzebne i budujace chocby sie mialo czasem ochote zabic tego chlopa 🙂 to zreszta w dwie strony dziala...  😁

a co do legalizacji zwiazku czy nie to mysle ze tak dlugo jak dwie strony sie naprawde w tym zgadzaja, maja to przemyslane i sa tego pewni to w porzadku. Osobiscie widze sporo minusow braku tej legalizacji, chociazby z takiego powodu, ze jakby moj chlopak wyladowal w szpitalu to nie mam totalnie nic do powiedzenia ani zaden lekarz niczego mi nie powie... . To jest taki ot zyciowy powod... Poza tym malzenstwo to wkoczenie na inny "level" z roznych powodow i na roznych plaszczyznach. My sie pobralismy bo oboje tego chcielismy  i jest to super fajne 🙂 Nie branie slubu z powodu "nie bo nie" jest takim troche bezsensownym buntem.
A to czy ktos sie rozejdzie/rozwiedzie czy bedzie zyc dlugo i szczesliwie razem czy to w konkubinacie (ohydne slowo swoja droga  :lol🙂 czy w malzenstwie zalezy od samych zainteresowanych a nie od tego jaki jest ich status. Wiec jak dla mnie robta co chceta, o ile wam to na prawde pasuje 🙂
swoja droga mozna zglosic zwiazek partnerski? Bo wiem ze (nie pamietam czy ogolnie na zachodzie czy gdzies konkretnie) mozna byc jakby "legalna para" bez zawierania zwiazku malzenskiego i ma sie jakies tam wieksze prawa?

Ja tez nie chcialam zmieniac nazwiska po slubie ale wzielam w koncu dwa 🙂
Strzyga- pół żartem, pół serio - jeżeli mam jechać do Gdańska by zobaczyć udane małżeństwo, to faktycznie zachęciłaś mnie do ślubu 😉
Co do nazwisk nigdy nie czułam się dziwnie, ja mam takie jak mama, brat ma po swoim ojcu, mój ojciec nazwisko inne i gra. Nigdy nie czułam, że moja rodzina była niepełna, nigdy nie czułam się gorsza od osób urodzonych w małżeństwach, po prostu tak miałam i już, nawet jako dziecko tego nie analizowałam, taki świat mnie przyjął i wychował.

Halo - ale ja nie rozumiem dlaczego niechęć do ślubu musi dla Ciebie koniecznie być racjonalna i wyrażać jakaś moją dysfunkcje życiowo-osobowościowo-społeczną.
Wracając do niemalże obowiązku brania ślubu, i tego, że u nas się od tego odchodzi, bo się nie zrozumiałyśmy. Śluby były i są, ale jest ich mniej, jest za to w moim otoczeniu więcej osób które do sprawy zawarcia małżeństwa podchodzą jak ja, "po co mi to", "nie chcemy", "może kiedyś" itd. czasy w których kobieta niezamężna była piętnowana już minęły, tak jak minął obowiązek brania ślubu, tak samo nie ma już "ślub się bierze i już", teraz się go bierze albo i nie.
Nie wiem czy moi rówieśnicy żałują, ze ich rodzice się pobrali, część pewnie tak, bo ojca alkoholika ciężko się z domu pozbyć, lub mężczyzna zdradza a kobieta nie może odejść, bo jej całą życiową praca było wychowywanie dzieci i nie umiałaby się sama utrzymać, ale to te "grube" przypadki, które znam z bliska. Z tych łagodniejszych to nie wiem, o szarości się nie rozmawia, tematy opowieści są zazwyczaj te białe, lub czarne ale z chęcią popytam.

mnie tez nie jara slub i bycie "pania zona".

ale dopoki nic sie w sprawie zwiazkow partnerskich nie zmieni, to bede chciala kiedys wziac slub  moim aktualnym konkubentem. wlasnie z tego powodu, o ktorym pisala Kot - jak P. cos sie stanie to chce miec mozliwosc dowiadywania sie co mu jest.
obym nie musiala nigdy z tego korzystac...

i to jest wlasciwie jedyny powod dla ktorego P. i ja nie wykluczamy kiedys w przyszlosci mozliwosci slubu.

nie ekonomiczne, nie romantyczne. zyciowe.
nine - nie tylko jedno, bo ja naprawdę wokół siebie widzę wiele udanych małżeństw =) Mogę Ci w Warszawie też pokazać jak chcesz bliżej =) Zachęcać Cię absolutnie nie mam zamiaru, to Twoja osobista sprawa, nic mi do niej, bo przecież ze mną się hajtać, bądź nie nie będziesz =). Ja wiem, że ja chcę wziąć ślub. Może dlatego, że właśnie się wychowałam w takim otoczeniu, może jestem nudna, może wierzę w skostniałą instytucję. Ale uważam, że to jest piękne i właściwe, jeśli dwoje ludzi się kocha i chce być ze sobą do końca życia. I się tego nie wstydzą.
Ale uważam, że to jest piękne i właściwe, jeśli dwoje ludzi się kocha i chce być ze sobą do końca życia.

Ale ja wcale, a wcale nie uważam inaczej 😉
Na prawdę osób które zyją i są szczęśliwe bez ślubu jest masa. Sama jestem przykładem konkubiny (ha ha ha-uwielbiam to słowo) w szczęśliwym i stabilnym związku od siedmiu lat. Obrączka nie jest mi potrzebna. Moi rodzice są świetnym małezeństwem od 35 lat, moi dziadkowie żyli razem w formalnym także udanym związku lat 60, w moi otoczeniu jest wiele zaręczonych par, małżeństw ale także sporo osób podobnych do mnie, żyjących od lat razem bez ślubu. Każdy ma prawo żyć jak mu się podoba i może normy społeczne wciąż "celebrują" małżeństwo to jednak nie sposób nie zauważyć że związków "na kocią łapę" jest teraz o wiele więcej niz za czasów naszych mam czy babć.
Idealne małżeństwo? Moich rodziców choćby. A znam wiele takich ze stażem 30-40-nawet 50 lat! Ludzi którzy do dziś chodzą trzymając się za ręce 😍

Ja wyszłam za mąż bo chciałam, nie wyobrażam sobie żyć w konkubinacie na dłuższą metę ale rozumeim tych co tak chcą. To osobisty wybór.

Ale mamy wśród znajomych taką parę - byli ze sobą 15 lat, bez ślubu. Spłacali razem mieszkanie które on kupił na troszkę przed ich wspólnym zamieszkaniem razem. Przez wiele lat prawie cała jej pensja szła na kredyty, żyli z jego pensji. Nigdy nie pomyśleli o tym aby jakoś to formalnie załatwić - chodzi mi o włąsnośc mieszkania.
Aż tu nagle któregoś dnia on zginął w wypadku samochodowym wracając z pracy. A ona? Została pięknie wykiwana przez brata i mamusie swojego konkubenta, którzy położyli łapę na prawie 100 metrowym mieszkaniu w stolicy które ona przez tyle lat spłacała ale nie miała na to żadnych dowodów.
Ja już dokładnie nie pamiętam jak to się stało, dlaczego ona nie miała jakiś wyciągów z banku, przelewów - nie wiem. Wiem że gdyby była jego żoną to...

To w sumie tylko "samo życie" i powodem do zawarcia zwiążku małżeńskiego nie jest ale myślę że w wielu sytuacjach taki świstek papieru pomaga.
ojca alkoholika ciężko się z domu pozbyć, lub mężczyzna zdradza a kobieta nie może odejść, bo jej całą życiową praca było wychowywanie dzieci i nie umiałaby się sama utrzymać

A co to ma do małżeństwa?
Nie zauważam, żeby było "mniej" ślubów (co i raz jakieś wesele), "za moich czasów" też "obowiązku" nie było i masa par nie legalizowała związku (przynajmniej w moim środowisku). Ale czas płynął. W rezultacie znam dosłownie dwie pary "nieformalne", które się nie rozpadły (spektakularnie zazwyczaj), znacznie więcej jednak udanych małżeństw. Ani małżeństwo nie jest gwarantem szczęścia ani brak publicznego oświadczenia o pozostawaniu w związku.
"Dysfukcyjny" jest każdy z nas. W różnym stopniu, w różnych sferach. Idealni i jednoznaczni ludzie to w serialach 🙂 Odniosłam się do twojej wypowiedzi, że "romantyczny" ślub - be, "pragmatyczny" - tym bardziej  - be. Dlaczego niby "romantyczna para nieformalna" miałaby nie być be? Ani/lub "pragmatyczna para nieformalna"?
a no, tez mysle ze to sie nie ma do malzenstwa w ogole. Bo czy jakby taka kobieta ktora ma ten dom i dzieci z owym panem by odeszla gdyby nie miala slubu? Watpie. Pijak czy maz czy nie maz jesli jest zameldowany tak samo trudno bedzie sie go pozbyc - ale jest to zapewne mozliwe.

Mi sie wydaje ze ludzie odchodza od slubow z jakiegos tam strachu ze kiedys moze bedzie rozwod. A ze wszelkie rozwody sa glosne, pierze sie brudy itd i o tym slychac i w rodzinie i w sasiedztwie czy czyta sie w gazetach (jesli o celebrytow chodzi) to "statystyki" i przebieg odstrecza. TYLKO ze tyle samo zapewne rozpada sie zwiazkow nieformalnych ale o tym sie az tak glosno nie mowi. Nastepuje jednak bardzo, ale to bardzo ze tak sie wyraze ch...owa sytuacja jesli budowalo sie cos wspolnego (dom, mieszkanie na kredyt, samochod itd) i jesli obydwie strony nie sa na tyle w porzadku zeby sie samemu z tego rozliczyc to niestety ktos bedzie na lodzie.

Tak czy owak nie branie slubu czy branie nie jest zadna recepta na nic i o niczym nie swiadczy.
a ja mam w swoim środowisku 30-45 latków falę rozwodów,normalnie epidemia jakaś...zazwyczaj staż długi,nastoletnie dzieci,ludzie fantastyczni i wypalili się...ślub nie daje w dzisiejszych czasach gwarancji miłości aż po grób...
nigdy nie daje...
nigdy i nic
Moja przyjaciółka żyła ze swoim mężczyzną w nieformalnym związku, spodziewała się ich wspólneg dziecka gdy szczęście przerwała nagła śmierć meżczyzny gdy kumpela była na porodówce. Zginął w wypadku, nie zdąrzył mieć nwet swojego synka na rękach. Potem ustalanie ojcostwa, świadkowie na sprawie którzy musieli potwierdzić że oni zyli razem, sparawa o nazwisko dla maleństwa,  itp itd-masa formalności w obliczu tak wielkiej tragedi. Gdyby byli małeżeństwem byłoby inaczej. Z tego względu powiedziałam, ze jeśli kiedykolwiek będę spodziewać się dziecka (czego na dzień dzisiejszy nie planujemy) wtedy związek sformalizuje-dla dziecka. Nie sądzę, że dziecko byłoby poszkodowane mając rodziców z innymi nazwiskami, ale sytuacja opisana powyzej tak mną wstrzasnęła, że ciąża byłay dla mnie powodem do sformalizowania zwiazku. A co do rozwodów-w środowisku moich rodziców, ludzi po piedziesiątce jest ostatnio jakaś plaga. Wychowali razem dzieci, mają wspóny dorobek-dom, samochód, wiek prawie emerytalny i wydawałoby się święy spokój i dobre warunki na spokojne życie a mimo wszystko...  Moja koleżanka rozwodzi się po 6 miesiącach małżeństwa i 8 latach zwiazku niesormalizownego. Róznie bywa...
A ze mną jest śmiesznie- ślubu nie chcę, ale gdybym już miała brać bo np. kredyt, "bycie rodziną" w szpitalu itd, to chciałabym mieć oświadczyny z pierścionkiem i w pełni zorganizowane wesele, zamiast jakiegoś cichej uroczystości tylko ze świadkami :P
ślub, nie ślub. co za róznica w efekcie koncowym.

biała kieca jak beza to jest to 😉
Może to jest trochę jak na tym obrazku klilk
Jak sobie zajrzałam do tabelek, to wzrost liczby rozwodów od 40 tys. rocznie (lata 90te) do 72 tys (2006) robi przykre wrażenie  🤔

Jakiś czas temu miałam nieprzyjemność obserwować (z konieczności) rozstanie się pewnej pary. Akurat więzy małżeństwa ich nie łączyły, za to łączyło ich... troje dorastających dzieci i wspólny biznes prowadzony ściśle łeb w łeb od 25 lat, spółka z o.o. I kompletnie nieludzkie, przeżarte nienawiścią wzajemne relacje. To było totalnie toksyczne nawet z odległości 100 m! Sądy, prawnicy, dzika szarpanina i naprawdę grube akcje, łącznie z wciąganiem w to pracowników firmy oraz klientów-inwestorów. Koszmar!
Chyba było to x razy gorsze od typowego rozwodu.
Znam niestety bardzo przykry przypadek, małżeństwo z jednym małym dzieckiem,mąż zginął w wypadku samochodowym, chwilę po jego śmierci okazało się, że drugie dziecko w drodze. Aż nie chcę myśleć ile problemów byłoby gdyby to był nieformalny związek  😵
Ja do końca nie wiem jakie mam nastawienie do ślubu, jeżeli pojawiłoby się dziecko to na pewno chciałabym sformalizować związek, ale dziecko raczej mi nie 'grozi'  😉
[quote author=Ktoś link=topic=148.msg1520499#msg1520499 date=1347391548]
ślub nie daje w dzisiejszych czasach gwarancji miłości aż po grób...
[/quote]
zgadza sie, nie ślub a ludzie. To oni sobie dają jakieś słowo, zaangażowanie, stabilizację, podejmują jakąś decyzję i nie jest to obietnica miłości sama w sobie, ale trwania razem. Nie rozumiem dlaczego zrzucamy wszystko na ślub, a nie na ludzi, którzy po prostu zmienili podejście.
Bo to ślub stracił wartość. Przez ludzi, ale to instytucja czy może nawet idea ślubu upada.
Z "nie opuszczę Cię aż do śmierci" mamy nagle "opuszczę Cię jak nie wyniesiesz śmieci".
Z badan wynika, ze zwiazki formalne sa trwalsze niz nieformalne. Pytanie czy dlatego, ze ci ktorzy sie na zformalizowanie decyduja, traktuja zwiazek bardziej powaznie, sa bardziej "stali", czy tez sama instytucja malzenstwa stwarza warunki dla wiekszej trwalosci.

kujka, czego oczekujesz od zwiazkow partnerskich, a czego nie zapewnia malzenstwo?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się