Ash dzięki, ja niestety reprezentuje frakcję krasnoludków, więc i kształty mam podobne 😉 😁
D+A Gratuluję! 🙂
Szafirowa Zatem krewetki na rukoli, gdyż aktualnie - naprawdę - wzięłam się za siebie, więc wszelkie makarony odpadają. Chyba, że to podrabiane sushi? Będę się odzywać, ale szykuj się na wtorek-środę 🙂
D+A gratulacje 😅 😅 (co prawda wiem już od dawna z facebooka Twojego P., ale chciałam, żebyś potwierdziła tutaj 😁 )
Kurcze, niesamowite jak ten czas płynie, jeszcze "niedawno", no prawie że "wczoraj" mi przecież opowiadałaś, że się stresujesz przed sylwestrem, na którym się zeszliście... a to tyle lat temu było 😵 Aż się wzruszyłam 🙂
Sierra, i krewetki i sushi (of kors nie na raz 😉 ), co dobrego w sklepie dostaniemy. A chinszczyzne mozna zrobic z makaronem ryzowym- tez bedzie light 😉 Ajajaj, az mi sie jesc zachcialo 😉 do tego winko zyrafowe ze spritem! O! 🙂 Mezczyn bedzie przez najblizszy miesiac-dwa raczej tylko nocowal (albo i nie...) w domu, wiec duzo wolnego czasu mam 😉
Wracając do spraw sercowych: u nas muszę powiedzieć trochę średnio się dzieje. Tzn nie zrozumcie mnie źle, nie kłócimy się, wspieramy (ja staram się łagodzić jego nerwy nt pracy, uspokajać i "prostować" że to tylko praca a on mnie wspiera jeżeli chodzi o moje zwierzaki, dietę itp), spędzamy każdą wolną chwilę ale łapie się na tym, że czasami już nie mam cierpliwości do tego jaki on jest. Dosłownie. Dziewczyny ze stażem "w latach" miałyście tak, że rzeczy które Was śmieszyły i bawiły (a w każdym razie nie przeszkadzały) zaczęły Was męczyć? Nie irytuje się od razu, wiem jaki jest, jakim go brałam ale czasami zaczyna brakować mi cierpliwości, którą na początku miałam nadludzką 😉 I teraz nie wiem co robić... Wiem, że nie ma co oczekiwać że się zmieni (zwłaszcza, że nie chodzi o jakieś zdrady, brudy tylko o naprawdę detale) i nigdy nie chciałabym robić coś wbrew niemu, ale czasami już nie mam siły. I zaczynam żartować, a w skrajnych przypadkach przedrzeźniać czy nawet lekko szydzić. 😡
Chodzi mi o to, czy się martwić, czy uznać że to tylko kolejna "faza" w związku po której znowu wróci mi cierpliwość lub/i obojętność na ten temat? Znowu uznam, że to "cały M", że to zabawne, że to po prostu cały on?
Kiedyś gdzieś przeczytałam, że w momencie na co dawniej przymykałyśmy oko zaczynasz nas denerwować i drażnić, oznacza to, że przestaliśmy kochać partnera.
Cóż...W takim razie, ja chyba nigdy nie byłam zakochana, bo zawsze mnie chociaż trochę coś wkurzało 😀
tak po prostu jest🙂 kiedy sama chemia mija, zaczynaja nas denerwowac drobnostki, ktore wczesniej wydawaly sie urocze🙂 trzeba po prostu przemyslec, czy na niektore z nich po prostu nie warto machnac reka na korzysc calego czlowieka?🙂 mozna tez powiedziec na spokojnie: sluchaj, denerwuje mnie to i to, moze udaloby sie to jakos ograniczyc bo peknie mi zylka w koncu?😉 moj TZ tez ma kilka takich nawykow, na ktore wlos mi sie jezy na glowie 😉 zwlaszcza od paru miesiecy kiedy mieszkamy razem - sa zauwazalne 😉 jestesmy razem 2 lata, wiec po prostu jak zaczyna mnie cos denerwowac mowie: uwazaj, bo zaraz wybuchne, albo przestaniesz ty albo zaczynam cie ignorowac, bo szkoda moich nerwow🙂 zwykle dziala😉
Sierra, zawsze sa plusy dodatnie i plusy ujemne...przeciez inaczej byłoby nudno,tak sielankowo?! jak tych plusów dodatnich jest więcej,to trzeba nauczyć się żyć z tymi ujemnymi...zagryźć zęby,od czasu do czasu się pokłócić i już 🙂
chciałabyś,żeby go nie było w Twoim zyciu? chyba masz odpowiedź 😉
Ja nie wytrzymuję w związku, kiedy wiem, że dla partnera, coś liczy się bardziej, niż ja, że np notorycznie powtarza się sytuacja, że woli iśc z kumplami na piwo, niż pobyć ze mną, że potrafi odwołać spotkanie, bo jest mecz, albo po prostu kumple wyciągają.
dziewczyny... ale co w tym złego? wiadomo, każda z nas chce być dla faceta całym światem, ale co w tym złego, że on chce sie spotkać z kumplami na piwo? to on może robić wyrzuty, że zamiast siedzieć i się patrzeć sobie w oczy pojedziecie do stajni 😉 dajcie tym chłopom trochę wolności, bo im krótsza smycz, tym bardziej ucieka... mimo, że mi do konca nie odpowiada, że mój M. idzie do baru się napić, robię słodką minę, pomagam mu wybrać ciuchy, śmiejemy się, że idzie na "dupy", ba, odwożę go i przywożę. wiecie jaki jest dumny przed kumplami, że jego żonka go nie zamyka i nie marudzi? a kumple patrzą się na mnie jak na cud od boga 😉 wtedy, jak wie, że to nie żaden owoc zakazany, to wychodzi rzadziej, w domu spokojniej jest, i sam chce wracać. nawet się martwi, dlaczego nie wydzwaniam do niego jak szalona, i potem obsypuje buziakami i "ale tęskniłaś? ale naprawdę?"
nie do końca mnie zrozumiałaś 😉 Ja nie mam nic do tego, że wychodzi ze znajomymi, beze mnie, bo ja też lubię, ale chodzi o sytuacje, kiedy widzimy się np dwa razy w tygodniu (szkoła, zajęcia itp). No i np tak: jest piątek, nie widziałam faceta od poniedziałku (a wtedy na dwie godziny zaledwie), już się cieszę, że zaraz spotkanie, bo się stęskniłam i nagle widzę, że dzwoni. Odbieram a ten mi mówi "sorry skarbie, ale wiesz kumple mnie na piwo wyciągają", ja na to "no ok. to kiedy się zobaczymy?", a on: "hmm w sobotę mam piłkę, w niedziele nie mogę, w tygodniu też niebardzo...". I tak w kółko. Doceniam to, że wraz z chłopakiem, potrafimy spędzać czas osobno, dobrze się bawić bez siebie i dawać sobie przestrzeń, ale nie w momencie kiedy widzę własnego faceta raz na dwa tygodnie. Mieszkaliśmy kilka kilometrów od siebie. I to naprawdę nie był problem, żeby do siebie przyjechać, żeby się ze mną umówił choć na tą godzinę, przed piwem 😵 To był powód naszego rozstania. 😉
ja to trochę wiem po sobie, bo byłam dość zaborcza 🙁 strasznie się denerwowałam, kiedy M. miał gdzieś wyjść, bo wiedziałam, że będzie alkohol. niestety on miewa ataki padaczkopodobne po alkoholu (na drugi dzień) i to koszmarne doświadczenie, ten niewidzący wzrok, spieniona krew na wargach, i perspektywa, że tym razem przeżył, że bogu dzięki, że ktoś był i się nie uderzył o żaden beton czy szafkę, albo nie jechał autem. po pierwszym ataku ma wspomnienie w postaci szramy na ustach. więc każde jego wyjście to był dla mnie okropny stres, pilnowałam jak cerber, kłótnie, awantury, bo niestety ale on nie przyjmuje do wiadomości tego, że może być chory na coś tak wstydliwego(najlepsze jest to, że na badaniach NIC nie wychodzi) i nic sobie nie robi, pijąc radośnie dalej, a mnie każdy kieliszek staje gulą w gardle jak na to patrzę i zastanawiam się, czy to właśnie ten go zabije. wychodzi zdecydowanie mniej, od kiedy odpusciłam i dałam mu pełne przyzwolenie"rób co chcesz, dzieci nie będzie, bo nie będę pół-sierot chowała". jakoś tak mniej kusi owoc, który ma podany na tacy. w głębi ducha zawsze się martwię i stresuję kazdą minutą jego "wypadu" z kumplami, ale udaję, że wcale mnie to nie obchodzi i odpuszczam.
to chyba jego naczelna wada. bagatelizowanie. choć może tylko z wierzchu się tak zachowuje, a w środku się przejmuje? chyba przywykłam, że raczej to nie jest typ na którego działa "poważna rozmowa"
przepraszam, ale musiałam się wygadać 🙁
faith, ja sobie zadałam pytanie "czy rozwalone po całym domu skarpety są bardziej wkurzające niż on? czy będę w stanie z tym życ, nie miesiąc, a lata?" po namyśle stwierdziłam, że kolejną skarpetę stojącą za kanapą wepchnę mu do gardła😉
Heval, a to co on cala sobote w pilke gra? nie dziwie sie ze sie z nim rozstalas. jak ktos nie ma dla mnie godziny czasu nawet w weekend, chociaz mieszka tak blisko, to znaczy ze mu zwyczajnie nie zalezy.
Isabelle skończona, skończona. Nie wytrzymałabym dłużej, trując sobie nim życie.
Bo naprawdę, tylko sobie zatruwałam życie i marnowałam czas. Ciagle się denerwowałam, czy ze mną jest coś nietak, że nie chce ze mną spędzać czasu? Może jestem nudna? Może za mało się staram? A może coś... Teraz widzę, jakie to było bez sensu 🙂
kujka no właśnie nie wiem. Dla mnie piłka trwa godzinę, dwie. A dzień ma conajmniej 12 godzin. No ale, jak się nie chce, to się zawsze znajdzie wymówkę 😉 Jeszcze jakby jeździł do mnie dwie godziny, to bym zrozumiała, no ale błagam maks 40min drogi, i to chyba czołgać się trzeba 🙄
Scottie, dobrze obstawiłaś kto z revolty będzie następny;p Czas strasznie płynie. Nie wiem kiedy to minęło. Najważniejsze, że teraz jest lepiej niż było kiedyś. Bardziej dojrzale, ale jednocześnie nadal z romantycznymi chwilami🙂
Mi na formalizacji związku nigdy jakoś specjalnie nie zależało, ale mimo wszystko jakoś tak miło...Dla mnie zaręczyny, ślub to kolejne etapy związku. Nie są niezbędne, ale jednak jakoś tak chyba wolałabym, żeby były.
Kot - Jak ja nie lubię takiego gadania. 🙄 Naprawdę to, że Twoje poglądy i przekonania zostały wyprostowane to naprawdę nie znaczy, ze z moimi też tak będzie. Bo jeżeli powodem do ślubu ma być kredyt, czy inne finansowe ustrojstwo, naciski rodziny lub co gorsza jakieś formalne przeszkody to już tym bardziej się nogami o wszystkie możliwe framugi po drodze do kościoła/ urzędu zapieram.
W życiu nie chciałabym wychodzić za mąż z takich powodów jak wymieniłaś. Dodałabym do tego jeszcze ciążę😉 Jak dla mnie ślub to tylko wtedy, gdy partnerzy tego chcą i czują potrzebę sformalizowania związku, a nie wtedy, gdy są jakieś naciski zewnętrzne.
dokładnie, tak jak piszesz 😉 Ja rozumiem ślub z miłości, chęć deklaracji przed Bogiem/Urzędnikiem, znajomymi i rodziną, miłości do końca życia, jako wyraz najwyższych uczyć, romantyczny gest czy czego tam sobie jeszcze wymyślicie. Rozumiem tez, że dla wielu osób jest to naturalna kolej rzeczy. Poznajemy się, kochamy, mieszkamy, żenimy i mamy dzieci. Dwa środkowe niekoniecznie w takiej kolejności. Ale nie rozumiem, co życie może w tym co napisałam powyżej zweryfikować? Nie może nic. Wiec przychodzą mi na myśl tylko te negatywne powody i zimna kalkulacja, że wziąć ślub się opłaca, bo będzie łatwiej, bo co ludzie powiedzą, bo kredyt, bo życie.
Co do diety - dzisiaj mi chłopak powiedział, że musi tak "odrobinkę" zaniżać moją pewność siebie, bym nie popadła w samozachwyt i dalej nad sobą pracowała, bo inaczej mogłoby się to źle skończyć. 😁 Na pocieszenie kupił mi paczkę chipsów, a na kolację zjedliśmy po burgerze. 🤣 My mieszkamy już razem - dzielimy się obowiązkami, ja gotuję, on potem sprząta cały bałagan 😉 Myślałam, że będziemy się zjadać nawzajem, tyle czasu razem doprowadzi nas do szału, ale jest wręcz przeciwnie! Wydaje mi się, że jesteśmy coraz bardziej otwarci na siebie, na codzienne, błahe sprawy, a fakt, że zajmujemy się nimi razem, bardzo nas zbliża. Ogólnie teraz jest tak: 😍 ...i coś mi po cichu mówi, że to przez te obiadki 😉 (przez żołądek do serca, co, dziewczyny? :hihi🙂
decyzje za osoby chore , nieświadome, niekiedy z róznych wzgledów uposledzoneto,że któś moze Ci ta druga osobe 'odebrac', mimo iż z nia mieszkasz wiele lat,nikt nie słucha 'nie-żony', nikt nie liczy sie z jej slowem...życie weryfikuje I tyle mam do powiedzenie,skoro nie lubisz poznawać innych spojrzen na konkretne sprawy :kwiatek:
Chciałabym poznać tylko Ty poza rzuceniem "życie weryfikuje" nie byłaś skora do napisania czegoś więcej. Jeżeli tfu tfu mnie lub B coś się stało, że bylibyśmy chorzy, nieświadomi, upośledzeni to raczej już było by za późno na stawanie przed ołtarzem nie sądzisz? Edit: A myślenie o tym zawczasu dalej mi "ekonomią" pachnie.